Zaloguj się, aby obserwować  
Graffis

Star Wars - forumowe RPG

343 postów w tym temacie

Nie było to miejsce, o którym na pierwszy rzut oka można było powiedzieć ‘złe’. Nie miało czarnych ścian, czerwonego oświetlenia, atmosfery grozy, gęstego od strachu i negatywnych emocji powietrza, ani żadnej rzeczy typowej dla zła. Ot zwykłe pomieszczenie skromnie urządzone, zwyczajne jak blask słońca wpadający przez jedno okno i dzień na zewnątrz. Selonia była piękna o tej porze, tym bardziej tu skąd było wyraźnie widać potężne wulkaniczne wyspy na północy otoczone majestatycznymi chmurami.
Na środku pomieszczenia klęczała w skupieniu kobieca postać. Nie ruszała się, mimo, że czuła wszystkie nagromadzone w tym miejscu obecności. Jej własna właśnie pokonywała lata świetlne wracając z podróży do świata snu. Wszystko właściwie się udało, może poza tym wtrąceniem na samym końcu. Była jednak dość pewna tego, że wszystko się udało. Podążająca jej śladem obecność spochmurniała, stała się surowa i niedostępna. Nie oczekiwano od niej tego że ‘chyba’ się udało, miało się po prostu udać. Nie trzeba było jej przypominać jakie byłyby konsekwencje niepowodzenia – cała sprawa była zbyt istotna dla całego wszechświata .
Powoli wstała, rozciągając zmęczone kilkoma godzinami medytacji ciało.
- I dla mnie samej też ważna. Wiem o tym.
Śledząca ją świadomość jeszcze przez chwilę krążyła po pomieszczeniu jakby przyglądając się i oceniając, z której strony przypuścić atak. Potem zupełnie nagle i niezwyczajnie zniknęła.

* * *

Szedł powoli i spokojnie. Był już wewnątrz tego koszmaru, otoczony czernią. To ciekawe, że tak właśnie istoty żywe zwykły sobie wyobrażać zło – chmura ciemności. Gniew, strach, niepewność, samotność to wszystko znajdowało swój wyraz właśnie w ciemności. Czarne stroje, mroczne miejsca, ponure dzieła artystyczne… było w ciemności coś co klasyfikowało ją jako środek wyrazu zła. Velaq wiedział dobrze, że Monstrum nie ma żadnej fizycznej formy, nie ma kształtu, ani ciała. Trudno o nim powiedzieć, że w ogóle istnieje. Rzeczywistość w której on się teraz znajdował była tylko sposobem w jaki jego umysł musiał sobie poradzić z tym gdzie prowadziła go Moc. Dolina ciemna. I pełna niebezpieczeństw. Gdyby nie Moc, nigdy by tu nie dotarł, porwany przez odmęty szaleństwa. Udało mu się jednak, znalazł w sobie dość sił, by dotrzeć aż tu, gdzie znajdowało się serce Monstrum – jego pan. Ironicznym zdawało się, że tak niezwykła rzecz jak przezwyciężenie samego siebie, by móc uczestniczyć w rzeczywistej nierzeczywistości odbywało się w oparciu o stereotyp, że złe musi być czarne. Wartościowa lekcja, co bym nie zrobił, wciąż pozostanę tylko człowiekiem – więźniem mojego umysłu i ciała.
Postąpił jeszcze kilka kroków bawiąc się tą myślą, dzięki niej ignorując i odpychając od siebie kolejne ataki Monstrum mające go powstrzymać przed dotarciem do celu. Oto jednak rozstąpiły się mroczne zasłony i ukazały Jedi sprawcę tej makabry. Mistrz Velaq spojrzał na postać dzierżącą ostrze z nieznanej stali otoczonej karmazynowymi błyskawicami, ociekające czernią. Teraz wiedział już co działo się przez ostatnie lata. Nadal nie wiedział jak do tego doszło, jak to wszystko się zaczęło. Czuł zachętę i wyzwanie ze strony przeciwnika, prowokujące do pytań – dumę z tego co osiągnął i niecierpliwość wobec tego co miało nadejść. Velaq już otwierał usta, ale zanim zaczął zaspokajać swoją ciekawość skupił się przez chwilę na Mocy. Nie ja tu jestem ważny, ja jestem tylko narzędziem. I tak rzeczywiście było – zdał sobie sprawę, że nie jego rolą było poznać genezę problemów, on miał teraz działać. I to szybko, bo od tego zależało wiele. Był gdzieś w ludzkim sercu Velaq’a wyrzut i żal. Tyle poświęcił rozwikłaniu zagadek i tajemnic tych zdarzeń, a teraz nie miał się spełnić przez dowiedzenie się wszystkiego, ale miał działać w oparciu o przekonanie Mocy. Czuł, że zasługiwał na tą wiedzę, że mu się to wedle sprawiedliwości należało. I oto kolejna rewelacja: tym się od siebie różnili Velaq i jego oponent. Ja nie stawiam warunków Mocy, pozwalam, by to ona mną kierowała. On chce panować i swoim gniewem, swoimi żądzami chce zmusić Moc do posłuszeństwa. Nie siłą swoją… tego mnie nauczyli.
Szmaragdowa zieleń ostrza rozpędziła mrok zbierający się wokół Mistrza Jedi. W następnej chwili ruszył do natarcia.

* * *

Minuty mijały w rytmie kolejnych wstrząsów permakrtyowej kostki w której siedzieli. Gruz i pył sypały się na wszystkie strony. Nie dawało się już spać, ani spokojnie siedzieć. Wiele można usłyszeć o tym jak porażające to uczucie siedzieć w schronie podczas ostrzału, ale nic nie daje choćby mizernej namiastki tego piekła. Samotność, ciasnota, strach, bezradność, ciemność, nieświadomość tego co się tak właściwie dzieje. Wielu żołnierzy nie mogło sobie z tym dać rady, a co dopiero cywile pierwszy raz postawieni w takiej sytuacji. Komandosi nie zdjęli hełmów, nie odłożyli broni. Griva wciąż stała przy drzwiach gotowa strzelać w każdej chwili. Nie polepszało to sytuacji, widzieć ich gotowych do walki, niepewnych na tyle, że nie pozwolili sobie nawet na chwilę relaksu. Bayla z niepokojem chodziła po pomieszczeniu, choć widać było, że nie tylko ich aktualne położenie ją trapi. Darnis siedział pod ścianą i przyglądał się swoim dłoniom, też wyraźnie uwikłany w jakieś własne wewnętrzne problemu. Trudno było się dziwić biorąc pod uwagę to wszystko co go spotkało w ostatnich godzinach. Sander jako jedyny chyba nie myślał o tym co jego dotknęło. On nie tylko patrzył na Nixę, ale starał się ją zrozumieć i na ile mógł zmienić to przez co cierpiała. Ona sam zaś…
Nie tylko możliwość widzenia w ciemności była przydatną w tej chwili funkcją hełmu. Można było za jego pomocą wyciszyć konkretny dźwięk otoczenia i cała resztka oddziału komandosów to właśnie uczyniła z cichym szlochaniem Zeltronki. Każde z nich nosiło w sercu już dwa kolejne puste miejsca po tej akcji, nie musieli słyszeć tego jaką wyrwę miała w sobie Nixa. Nie musieli też tego czuć, każde z nich zamknęło się na zewnętrzny świat. Reszta zebranych w bunkrze, nie miała takiej możliwości…

[MG Voice]
Następny post na prośbę Fumiko napisze… Fumiko ;P
[/MG Voice]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Fizycznie Nixa siedziała, płacząc skulona pod ścianą schronu, obojętna na wszystko co się działo. Jej świadomość natomiast unosiła się w totalnej szarej pustce. Pustej beznadziei, jak jej dusza... i życie. Życie składające się z kolejnych straconych szans, kolejnych złych wyborów, kolejnych złamań i tak zmaltretowanego już serca. A kiedy na moment, na jedną chwilę pojawiła się szansa, że coś się wreszcie wyprostuje, kiedy uwierzyła już, że tym razem naprawdę, znów straciła wszystko. Gdzieś na skraju myśli był paskudny ból złamanego serca, były żal i złość... Po co Varguq ściągnął ją do schronu? Po co? Jaki jest sens ciągnąć to wszystko dalej? Chciała się rozpłynąć, zniknąć w szarej pustce, po prostu przestać istnieć...
Poczuła próbę kontaktu... odepchnęła ją raz, drugi... ktoś był uparty. Zeltroński zmysł co rusz wychwytywał kolejne podejścia... Uparty natręt nie pozwalał jej w spokoju rozpłynąć się w pustce. Któraś próba przerwała wreszcie instynktowne bariery i cały ładunek emocji uderzył w intruza...

***

Nixa siedziała pod ścianą, jeśli nie liczyć szlochania, nieruchomo.
Sander nagle osunął się z jękiem na ziemię i zwinął się w pozycji embriona i zaczął dygotać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Podnieśli go z ziemi i posadzili pod ścianą. Powoli się uspokajał otoczony tarczą Mocy od Katii. To właśnie ciemne głęboko osadzone oczy kobiety były pierwszym co Sander zobaczył gdy się obudził. Były spokojne, ciche i widział jak zaczynały wypełniać sie bólem z każdą mijającą sekundą. Im mniej on cierpiał, tym bardziej ona wydawała się staczać w stronę bólu. W końcu zrozumiał, ze to właśnie ona zabiera to wszystko co Nixa na niego zrzuciła. Spojrzał w jej stronę, siedziała jak wcześniej nieporuszona, niezmieniona. Na nic. Nic nie pomogło.
- Nie wszystkim możesz pomóc. Są tacy którym po prostu pomóc nie możesz.
Spojrzał na Katię. Cienkie wargi uśmiechnęły się do niego dziwnie kontrastując ze smutkiem czarnych oczu. Było w tej kobiecie coś niepokojącego, coś co wytrącało z równowagi i sprawiało, że czuło się jak niedojrzały gówniarz wobec tego wszystkiego co ona nosiła w sobie. Tak też na nią teraz patrzył, czekając na kolejne słowa.
- Po prostu czasem nie jesteś tym, który pomóc może. Czasem nikt nie może.
Drobna dłoń dotknęła jego policzka, była zimna i sucha, co wydawało się pasować do Katii idealnie. A jednak było w niej coś jeszcze poza tym bezmiarem smutku i cierpienia ukrytych pod skorupą surowości i obojętności.
- Sander, nie ładuj się tam gdzie cię nie chcą i gdzie można łapy stracić - pełna matczynej opiekuńczości i troski Griva stanęła między Twi''lekkiem i Zeltronką.
- Ta... - mruknął zainteresowany - ale coś zrobić trzeba. Przecież nie można jej tak zostawić.
Varguq, poprawiając zapięcia rękawic obejrzał sie na niego.
- Nie mamy wyjścia. Wszystko co mogliśmy zrobić już zrobiliśmy - będzie żyć. - Zamknięta w hełmie głowa odwróciła się w stronę Nixy. - Teraz ona sama musi nadać temu życiu znaczenie.
Z drugiego końca bunkra odezwała sie ponuro Bayla.
- Jeszcze trochę takiego filozofowania i słodzenia, a nikt nie będzie musiał sie fatygować, by nas zabić.
W sukurs przyszedł jej Ardo.
- Popieram. Musimy coś zrobić, by się stąd wydostać. Jaka była wasza droga wyjścia stąd? - zwrócił się z pytaniem do Varguq''a.
- Nas tu nawet nie miało być. Powiedzmy, że trochę się plany misji skomplikowały. Mamy jednak w drodze transportowiec, który powinien zapewnić nam podróż z planety gdy sie do niego dostaniemy.
- A to zrobimy jak?
- Przez dziurę, którą chłopcy z marynarki właśnie wybijają. - na potwierdzenie słów Grivy kolejna salwa trafiła niepokojąco blisko. Varguq spojrzał w stronę sufitu.
- Mam złe przeczucie.

* * *

Walka trwała już dość długo, Velaq odczuwał pierwsze oznaki zmęczenia, ale nie ustawał w kolejnych natarciach. Jego przeciwnik znał wszystkie sztuczki, ale to działo w dwie strony. Byli siebie warci, a to oznaczało tylko jedno - walka miała się zakończyć w sposób niekonwencjonalny. Na to Sith był z pewnością przygotowany, ale co mógł zrobić Velaq...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Starałem się wspominać... Starałem się przeżywać ponownie te wszystkie radosne momenty, a także te satysfakcjonujące - w których coś trudnego się udało. Miałem wrażenie, że nie idzie mi najlepiej. W jakiś sposób zdołałem ją powstrzymać przed "zapadaniem się", ale nie byłem w stanie wydobyć jej z tego psychicznego dołu. O dziwo, nie musiałem walczyć jednocześnie z własnym strachem. W moim przypadku groza teraz co najwyżej odbijała się ode mnie - cierpiałem na jej przedawkowanie. Gdyby teraz coś na mnie wyskoczyło, co najwyżej uśmiechnąłbym się lekko. Może to i dobrze? Mimo iż wydaje mi się, że mam umysł zamieniony w deskę, przynajmniej nie boję się że zaraz zginę... Cóż, może to i była metoda? Bać się tak długo, aż galaretowata góra strachu załamie się pod własnym ciężarem a wtedy być gotowym na cokolwiek co przyniesie przyszłość?
Ale przeszkadzało mi coś innego niż moje własne uczucia. Uniosłem głowę, starając się zogniskować na teraźniejszości. Chwilę to zajęło.
Dźwięk zabrzmiał nagle bardzo wyraźnie - wytopił się z tła, kiedy zwróciłem uwagę na to co jest teraz. Odgłos ten był przerażający - gdyby był materialny piłowałby kości i rozdzierałby wszechświat na kawałki. Wydawało się, że szczypie - w irytujący sposób. W dodatku nie można było się tam podrapać. Monotonny warkot trwał i trwał...
W końcu rozróżniłem źródło. Bayla chrapała. Chyba wszyscy byli pod wrażeniem tego nosowego koncertu - ale Arda na przykład to irytowało. W końcu wstał i ruszył ją obudzić. Byłem pełen podziwu dla jego odwagi.
Lekko się uśmiechnąłem i znów opuściłem głowę. Rozpocząłem wspominanie od początku. Miałem nadzieję... no w sumie na co? Że nagle powstanie z radosnym uśmiechem? Bez sensu... Chyba po prostu chciałem jej pomóc, zmniejszyć nieco ten ból poprzez darowanie radości...
I nagle coś zniknęło. Jakaś bariera padła - tak jakby po wymierzeniu kilku solidnych kopniaków odkryć, że o drzwi wystarczyło się oprzeć.
I poczułem uderzenie.
To coś trafiło mnie niczym kometa. Uderzyło niczym ogromna kula kryształu - który wziął mnie w siebie i zaczął ściskać. A właściwie niezupełnie. Umysł zdawał się płonąć i czułem się jakby zaraz miało mnie rozsadzić. Pchnęło tak silnie, że aż się zwinąłem. O dziwo nie zacząłem jeszcze wrzeszczeć. To nie był ból. Trudno to określić. Coś zdawało mi się smażyć mózg na wolnym ogniu. I tej energii wciąż przybywało. To były emocje - Nixa je uwolniła, a ja nimi dostałem...
Nie mogłem znaleźć żadnej drogi, aby to z siebie wyrzucić.... Prawie żadnej.
Rzuciłem się w siebie, szukając tej części "czegoś" - aby to wszystko w niego wrzucić. Chyba tutaj, a teraz...
Chwila... Już mi lepiej. Co jest?
Dla tego wszystkiego otworzył się nagle tunel. O dziwo nie pochodził od "cosia". Emocje rzuciły się w tamtą stronę, odnajdując drogę wyjścia. Przez chwilę nie odczuwałem większych zmian, kiedy nagle pojawiła się rzeczywistość - najpierw w formie dwóch wypełniających się bólem jezior - oczu jednej z tych najemniczek. Ciężar przygniatający mnie do podłogi znikł - korzystając z tego lekko się uniosłem. Szybko odwróciłem się w stronę Nixy, ale ona nadal spoczywała w dość dziwnej, zwiniętej pozycji. Bez żadnych zmian. Mój umysł - przez chwilę oczyszczony - znów zapełniał się smutkiem i gniewem - głównie na samego siebie. Nic nie mogę? Nie mogę w żaden sposób jej pomóc?
Odpowiedziała mi najemniczka - zupełnie jakby wiedziała co myślę.
- Nie wszystkim możesz pomóc. Są tacy którym po prostu pomóc nie możesz.
Odwróciłem się. Patrzyła wprost na mnie, jakby przewiercając mnie wzrokiem. Ona była... no cóż, straszna. Pozostali najemnicy wywoływali we mnie niepokój - głównie dlatego, że wydawali się być bardzo daleko od naszego świata. Ale jeśli z Requsa można było wyczytać tyle samo co z kamiennej ściany, to ona... no cóż, wydawało się, że pod pewnym względami w ogóle nie istnieje. Była jakby... wyblakła? To było bardzo niepokojące. Czekałem na jej dalsze słowa.
- Po prostu czasem nie jesteś tym, który pomóc może. Czasem nikt nie może.
Poczułem lekkie dotknięcie na policzku. Było chłodne i suche - i ten chłód zdawał się w jakiś sposób przenikać mnie całego, zabierając resztki emocji Nixy.
- Sander, nie ładuj się tam gdzie cię nie chcą i gdzie można łapy stracić - ta druga stanęła pomiędzy mną a Nixą.
- Ta... ale coś zrobić trzeba. Przecież nie można jej tak zostawić. - czułem się dziwnie... pusty.
Varguq majstrował coś przy dłoniach. Odwrócił się w moją stronę.
- Nie mamy wyjścia. Wszystko co mogliśmy zrobić już zrobiliśmy - będzie żyć. - Spojrzał na Nixę. - Teraz ona sama musi nadać temu życiu znaczenie.
Gdzieś z drugiego końca pomieszczenia, dobiegł mnie głos Bayli. Był jak zwykle poirytowany i... no, racjonalny.
- Jeszcze trochę takiego filozofowania i słodzenia, a nikt nie będzie musiał sie fatygować, by nas zabić.
- Popieram. Musimy coś zrobić, by się stąd wydostać. Jaka była wasza droga wyjścia stąd? - Ardo poprał Baylę i zwrócił się z pytaniem do Varguq''a.
- Nas tu nawet nie miało być. Powiedzmy, że trochę się plany misji skomplikowały. Mamy jednak w drodze transportowiec, który powinien zapewnić nam podróż z planety gdy sie do niego dostaniemy.
- A to zrobimy jak?
- Przez dziurę, którą chłopcy z marynarki właśnie wybijają. - wszystko znów zadrżało. Pocisk musiał trafić naprawdę blisko. Varguq spojrzał na sufit.
- Mam złe przeczucie.
No jasne. A jakżeby inaczej? No i czego oni mogą od nas chcieć? Chodzi o nas? Bez sensu... Jaką my wartość przedstawiamy? Oczywiście, z tego co zdążyłem zauważyć, każde z nas jest w czymś świetne, lub - dodatkowo, co do Nixy - zabójczo piękne. No i co? Z tego powodu wynajmują jakiś supernajemników walczących mieczami świetlnymi? Bez sensu... Co prawda nie znałem zbyt dobrze reszty "drużyny", ale nie wydawało mi się aby ktoś z nas był jakoś szczególnie cenny. A już na pewno nie ja. Nie wiem, mam nadzieję, że szybko mnie wypuszczą - jeśli mnie wezmą - i pozwolą iść swoją drogą.
Ale racjonalny głos w mojej głowie mówił, że gdyby nie chodziło tu o mnie, to już pewnie bym zginął. Ale czego ktoś może ode mnie chcieć? Jestem dobry w konstruowaniu i przeróbkach droidów, pisaniu wirusów które mogą wszystko, zwalczaniu wirusów które mogą wszystko i dostawaniu się tam, gdzie być nie powinienem... ale co z tego? Na pewno nie jestem najlepszy. Wystarczy wspomnieć takie legendy jak M4rp. W porównaniu z takimi to ja się przecież nie liczyłem, nie?
No cóż, mam nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni... No i jest jeszcze coś. Podniosłem głowę, wynurzając się na chwilę z własnego wszechświata.
- Katia... dziękuję.
Brzmiało to kretyńsko, ale co ja innego mogłem zrobić? To był jedyny sposób wyrażenia wdzięczności jaki mi pozostał...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Należy pamiętać, ze przy ostrzałach orbitalnych dewiacja pocisków klasy Citadel zależnie od stosowanego ładunku wynosi od 5 do 50 kilometrów. Gdy wymagana jest precyzja zaleca się dowódcom stosowanie standardowych środków w postaci baterii turbolaserowych i bombardowań przeprowadzanych przez myśliwce do tego przeznaczone.
Osobną kategorią jest tu kwestia niszczenia umocnień. Do nich niemal zawsze niezbędne jest użycie wspomnianych ciężkich pocisków, z głowicą odpowiednią do charakterystyki celu. Dla przykładu przeciw bunkrom najbardziej efektywne jest ostrzeliwanie jest rozbijanie ich naturalnej osłony pociskami i następujący natychmiast po eksplozjach ostrzał turbolaserowy.

- Protokoły oblężnicze Republikańskiej Floty, Rozdział IV: Bombardowanie orbitalne, Coruscant 1012 BY

* * *

Kolejny wstrząs, jeszcze bliższy niż poprzednie, silniejszy i przez to bardziej przerażający. Katia przypatrywała się Sanderowi. Jego słowa choć w dobrej intencji wypowiedziane i szczery wywołały skutek co najmniej dziwny. Kobieta spoglądała na niego wzrokiem jasno mówiącym, że podziękowania nie potrzebuje, a on sam nie do końca zdaje sobie sprawę za co chce wdzięczność wyrazić. Była tam też wyrozumiała serdeczność dla tej próby uczynienia jej życia lżejszym, bardziej normalnym.
Jeszcze jedno trafienie wzbudziło drgania całego kompleksu.
- Czy oni na pewno wiedzą w co strzelają? – Ardo już nie krył swego strachu. Trudno zresztą się było w tej sytuacji dziwić.
- Wiedzą, o to się nie martw – Griva powiedziała to mocnym głosem, pełnym przekonania, jednak kurczowy chwyt na karabinie łamał jej postawę, pokazując zdenerwowanie.
- Sander, sprawdź czy ta stacja w którą celowali jeszcze nadaje – zakomenderował Varguq.
Chwile stali w ciemności wsłuchując się w na przemian bliskie i dalekie grzmoty wybuchów, ruchów ziemi, walących się ścian potężnego bunkra.
- Nie. Już nie.
- A zatem już ją rozwalili, za chwilę powinni przestać.
Sander jeszcze chwilę bawił się jakimś elektronicznym bajerem.
- Ostatni sygnał odebrałem od tamtego nadajnika 17 minut temu… od nie istnieje, a przynajmniej nie nadaje od 17 minut.
Dowódca komandosów w milczeniu stał przed nimi, jako jedyny miał ze swego oddziału miał wciąż zakrytą hełmem twarz.
- Varg? – głos Grivy już nie był tak pewny – Co się dzieje? Czemu nie przestają?
Milczał.
- O co chodzi? – Ardo rzucał wzrokiem z jednej postaci na drugą.
- O to, że te gnoje w błyszczących stateczkach powinny już dawno wstrzymać ostrzał! – Grivie ostatecznie puściły nerwy.
- Varguq – Katia nie wypowiedziała tego jako pytania, ale orzeczenie, krótkie i … niezrozumiałe.
- Wiem – głos dowódcy był cichy i w jakiś sposób zduszony. Stał ze spuszczoną głową niemal na środku ciemnego pokoiku.
- No to co się dzi… - reszta pytania uwięzła w huku kolejnego pocisku zaraz nad nimi.
- POD… …NY! NATY… …T! – wybuch nad głowami, szum przesuwających się dziesiątek ton gleby, walących stropów i umocnień. Po tym gwałtowny trzask, niewyobrażalnej wręcz głośności i znikający w blasku oślepiającej eksplozji sufit, w którego miejscu pojawił się promień z baterii turbolaserowej.

* * *

Co żeś dla mnie zaplanował… No co?
Okrążali się w więzieniu swoich umysłów gotowi do dalszej walki – równi sobie, jeden w spokoju i oddaniu, drugi w namiętności i gniewie. Walka była nie do rozstrzygnięcia ich opanowanie Mocy lub walką fizyczną. I poświęcenie się dla tak odmiennych i zasad było natomiast tak wielkie, że nie byliby w stanie okazać sobie nawzajem ich słabości. Pytanie który z nas znajdzie u przeciwnika pierwszą słabość godną wykorzystania…
Jego myśli przesył teraz mroczny sztylet słów Sith: Ty swoją ujawniłeś jeszcze przed walką, wybierając samotne tu przybycie.
Velaq odparł ten atak wiedząc, że racja jest po jego stronie: Przybyłem tu może i sam, ale to wystarczy. Nikogo nie muszę w to mieszać.
Ach Velaq’u jak ty mało rozumiesz. Tu nie chodzi o to czy ty starczysz, ale o to kogo zostawiłeś za sobą.
… … …
Tak Velaq’u… jesteś w moim więzieniu, jedyny ich wielki obrońca. A to znaczy, że mogę po prostu ich tobie odebrać. Bo nie oszukujmy się – robisz to bardziej dla nich, niż dla zakonu, Republiki, lub nawet Mocy.
Przeciwnik zniknął, Velaq tylko krzyczał.
- NIEEEE!!!

* * *

Ogromna temperatura, huk wyładowań elektrycznych, smród spalonej gleby i jonizowanego powietrza. Nie było słychać walących się ścian, gdyż wszystko na drodze wysokoenergetycznego strzału po prostu wyparowało. Promień w końcu zniknął, a przynajmniej tak się wydawało. Nic nie widzieli, zupełnie oślepieni, ale przynajmniej świat był ciemnością, a nie eksplozją światła. Ustępował też pisk i szum w uszach, z wolna mogli usłyszeć szum miecza świetlnego.
- Twój brat zawiódł, nic cię nie uratuje.
- Ty?! – głos Varguqa był cichy, rwany i zmęczony - …czemu?
- Nie zrozumiałbyś, nie ze swoim zamkniętym myślenie, brakiem wyobraźni i ignorancją dla tego co konieczne.
- To ty się mylisz! – Velaq przemawiał jakby z oddali, stłumiony i słaby.
- Ciebie tu być nie powinno, nie wiem jak udało ci się tu dotrzeć. Może to i dobrze, zobaczysz śmierć do której sam doprowadziłeś i której ty jesteś winny!
- Nie… - to znów Varguq - …ja zginąłem już… gdy ty się pojawiłeś… gdy zawiedliśmy ciebie, a ty nas…
Kolejne słowa były pełne nienawiści, brzmiały jak wypowiedziane nie przez żywą istotę, ale właśnie to tajemnicze głodujące Monstrum.
- To pozwól, że teraz dokończę dzieła.
Szum miecza świetlnego, zamieszanie, szarpanina.
- Ach Velaq… jakiś ty naiwny, wpadasz w jedną pułapkę za drugą.
- Ty… nie pozwolę ci go zabić, nie jego!
- Czyli on jest tym ważnym. Dobrze wiedzieć, co nie zmienia faktu, że i tak wszyscy giniecie.
- Nie ty jeden masz niespodzianki w zapasie!

* * *

Nie jest prawdą, że jest się materią. Nie jest prawdą, że na niej trzeba polegać. Wcale nie muszę być w ciele i umyśle – nie muszę być ich więźniem, ani tego miejsce. Mogę uciec. Robię to teraz – duszo leć na skrzydłach Mocy.
Ciało Velaq’a puste i martwe osunęło się na ziemię, duch postąpił dalej.

* * *

Kolejny wybuch, kolejny trzask. Kolejna cisza zaraz po tym. Dalej leżeli. Nieobecni, odrętwieli. Jak do mrowiejących kończyn powoli dopływa krew tak w nich wpływało życie. Wracał też wzrok, ukazując poćwiartowane laserowym ostrzem ciało Varguq’a na skraju wielkiego leja pozostałego po strzale. Pierwsza podniosła się Katia. Podniosła hełm dowódcy, pusty zupełnie, podobnie jak reszta pancerza.
- Gdzie on jest? – Sander podejrzliwie przyglądał się zbroi.
- Odszedł.
- Tak jak odchodzą wszyscy wielcy Jedi. Musimy się stąd zbierać i to już. Transportowce są w drodze, przejmuję dowodzenie – słowa Requsa stojącego w drzwiach wywołały dokładnie takie wrażenie jak powinny. Przez pierwszych kilka sekund wszyscy przyglądali się mu w milczeniu. Zmęczony, wyraźnie obolały, ze zwiniętą i osmaloną szatą swojego mistrza owiniętą wokół przed ramienia. Potem zaś…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wstrząsy się nasilały i instynkt samozachowawczy zaczął wygrywać z pragnieniem nieistnienia. Nixa wróciła do rzeczywistości, nie zauważając szczególnej zmiany swojego stanu - tak czy tak, było do dupy... Wstała opierając się o ścianę. Usłyszała wymianę zdań o nadajniku i zakończeniu bombardowania, ale huk nie ustawał. Szybka wymiana zdań i krzyk Varguqa.
- POD… …NY! NATY… …T!
Ciało posłuchało zanim umysł zrozumiał. Nixa zanurkowała w kąt, zwijając się w takiej samej pozycji z jakiej przed chwilą wstała... na całe szczęście - zatkane uszy i zamknięte oczy uniknęły jakoś uszkodzenia po tym, jak przez sufit wbił się promień lasera.
Wracający słuch wyłapał rozmowę... dziwną, dającą wrażenie drugiego dna... jednego głosu nie znała, drugi należał do Varguqa a trzeci... zesztywniała... Velaq został na górze, nie mógł przeżyć więc jak? Brzęk miecza świetlnego, odgłosy walki...
- Ach Velaq… jakiś ty naiwny, wpadasz w jedną pułapkę za drugą.
- Ty… nie pozwolę ci go zabić, nie jego!
- Czyli on jest tym ważnym. Dobrze wiedzieć, co nie zmienia faktu, że i tak wszyscy giniecie.
- Nie ty jeden masz niespodzianki w zapasie!
Zanim treść rozmowy dotarła do Nixy nastąpił kolejny wybuch i dźwięcząca w uszach cisza. Powoli odzyskując wzrok i zdolność ruchu niezgrabnie rozprostowała zwinięte w kłębek ciało. Ciemnowłosa najemniczka zdązyła się podnieść... śledząc ją wzrokiem zeltronka zauważyła ciało Varguqa, jego zdobioną zbroję, teraz zniszczoną. Kolejne ukłucie żalu - z niezrozumiałych dla niej samej przyczyn zdążyła go polubić. Kobieta podniosła hełm, jak się okazało pusty.
- Gdzie on jest?
Sander najwyraźniej również nie wierzył własnym oczom.
- Odszedł.
Kolejny głos sprawił, że serce Nixy gwałtownie przyspieszyło.
- Tak jak odchodzą wszyscy wielcy Jedi. Musimy się stąd zbierać i to już. Transportowce są w drodze, przejmuję dowodzenie.
Patrzyła na niego z otwartymi ustami, nie chcąc uwierzyć w to, co widzą jej oczy. Ani w to, co mówiła jej empatia. Przecież nie mógł przeżyć bombardowania, oni w schronie ledwie przeżyli...
- Niemożliwe.
W panującej ciszy szept zabrzmiał jak krzyk. Oczy wszystkich zwróciły się w jej stronę, jednak Nixę interesowało tylko jedno ze spojrzeń - to ciemnych oczu Requsa. Jak lunatyczka zrobiła kilka kroków w jego stronę i zatrzymała się, ciągle niepewna własnych zmysłów, niezdolna uwierzyć w to co widzi i czuje. Uwierzyła dopiero, kiedy wziął ją za rękę. Jakaś część Nixy czuła, że powinna się rozpłakać, jednak wyraźnie zabrakło jej już łez. Requs pociągnął lekko, kierując ją w stronę drzwi.
- Musimy iść - powiedział łagodnie - Idziemy! - powtórzył mocniej w kierunku pozostałych, którzy mniej lub bardziej sprawnie gramolili się z podłogi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Katia spojrzała na mnie wzrokiem który można było opisać jako "chłodny". Wytrzymałem chwilę spojrzenie, po czym odwróciłem głowę, z niewiadomych przyczyn czując się jak idiota. Przez całe pomieszczenie co jakiś czas przebiegało drżenie, silniejsze lub słabsze w zależności od tego jak daleko trafiał pocisk. Chciałem sprawdzić co z tą stacją - kiedy odruchowo sięgnąłem po przenośnik, wystrzeliła z niego iskra i trafiła w mój palec. Skrzywiłem się i sięgnąłem po niewielką płytkę przekaźnikową, którą wcześniej podłączyłem wraz z przenośnikiem do monitorowania połączenia.
- Sander, sprawdź czy ta stacja w którą celowali jeszcze nadaje.
W pierwszej chwili chciałem spytać "a gdzie "proszę"?", ale włączył mi się instynkt samozachowawczy. Kliknąłem płytkę. Połączenie: pokaż szczegóły: pokaż nadajnik i odbiornik.
Czekaj...
Nadajnik: [brak]
Czy chcesz sprawdzić historię ostatniego połączenia? T

- Nie. Już nie.
- A zatem już ją rozwalili, za chwilę powinni przestać.
Malutki, staromodny wyświetlacz, nie pokazywał zbyt wiele. Trzeba było zjechać na sam dół.
Połączenie zakończyło 16:49:09 minut temu. Przyczyna: nieznana. Prawdopodobna awaria.
Zacisnąłem zęby. Ojej...
- Ostatni sygnał odebrałem od tamtego nadajnika 17 minut temu… on nie istnieje, a przynajmniej nie nadaje od 17 minut.
Varguq stał na środku niewielkiego pomieszczenia. Patrzyłem na niego - tak samo jak inni - ale nie można by było z niego wyczytać czegokolwiek, nawet gdyby zdjął hełm. Wydawał się myśleć, albo zastanawiać nad czymś głęboko.
- Varg? – chyba po raz pierwszy widziałem, jak komukolwiek z tego... oddziały zaczynają puszczać nerwy. Powoli i niewyraźnie, ale jednak zaczynają. – Co się dzieje? Czemu nie przestają?
- O co chodzi? – Ardo z kolei już zaczynał panikować.
Odpowiedziałem mu w myślach równocześnie z okrzykiem Grivy.
- O to, że te gnoje w błyszczących stateczkach powinny już dawno wstrzymać ostrzał!
Zacisnąłem zęby i zamknąłem oczy. Rozsądek tak mi właśnie podpowiadał - zginiemy w tych kanałach. Przywaleni tonami permakrytu i betonu, z głodu czy z napromieniowania - wszystko jedno. Rezultat jest taki sam. Co prawda jakaś oszalała nadzieja starała się mi wmówić, że wszystko będzie w porządku, ale nie miało to przecież większego sensu. Płomyki nadziei jednak jest bardzo trudno ugasić.
Starałem się nie wybuchnąć histerycznym śmiechem. Zaciskałem zęby, a moja reszta świadomości darła się na mnie, że jeśli chodzi o życie, to trzeba starać się je uratować... Zwłaszcza swoje życie.
- POD… …NY! NATY… …T!
Podniosłem głowę, i nagle stała się światłość. Przynajmniej takie wrażenie pozostawił za sobą potężny promień lasera, który przebił sufit i wbił się w podłogę. Bez dźwięku poza łomotem łamiących się pięter.
Nie odskoczyłem, ani się nie skuliłem. Na to pierwsze było już za późno, poza tym i tak siedziałem w pewnej odległości od Punktu Zero. A skulony - lekko - i tak już byłem. Po prostu nagle uderzyła mnie fala gorąca, światła i smrodu. Usłyszałem, że tuż koło mnie w ścianę wbija się jakiś odłamek - nie widziałem tego, ponieważ kolumna morderczej jasności mnie oślepiła. Taa... I to światło zawsze jest dobre...
Zapadła błogosławiona ciemność. No i nic w niej nie było widać. Oślepłem? Znów zamknąłem oczy i przez jakiś czas tak je trzymałem. Kiedy podniosłem powieki... cóż, świata ciągle nie widziałem, ale pojawiły się już pierwsze kontury i zarysy. Odetchnąłem z ulgą. Świat powoli odzyskiwał barwy i kształty.
Pierwszym poruszeniem była Katia, podchodząca do szczątków Varguqa... Podniosła hełm.
Chwila. Tam nie ma żadnego ciała...
- Gdzie on jest? - zapytałem, zanim zdążyłem się zastanowić.
- Odszedł.
- Tak jak odchodzą wszyscy wielcy Jedi. Musimy się stąd zbierać i to już. Transportowce są w drodze, przejmuję dowodzenie
Dopiero szept Nixy - "Niemożliwe" - nakłonił mnie do odwrócenia się w kierunku tego głosu. Tam... stał Requs. No cóż, żadna niespodzianka. Nie widziałem żeby ginął. Po prostu został na górze nieco dłużej. No i nie wierzyłem w taką możliwość - tak samo jak wydawała mi się nieprawdopodobna śmierć Varguqa. Nawet mimo iż ją widziałem.
Teraz stał i trzymał Nixę za rękę. Ta wpatrywała się w niego, niczym w... w... coś bardzo wartego wpatrywania się. Poczułem jak gdzieś w gardle rodzi mi się gula. Pojawiła się głównie z zazdrości, ale było także sporo innych emocji.
Spróbowałem ją przełknąć. Spokojnie. Już się z tym pogodziłeś, prawda? I nie będziesz się chyba kłócił ze sobą samym... No właśnie. Weź głęboki oddech - jeden, drugi, trzeci - i zajmij czymś swój umysł.
- Idziemy!
Ta, spoko. Mam nadzieję, że trafimy prosto do tych transportowców, które nas stąd zabiorą, potem okaże się, że "oni" chcieli coś od jednego z "nas", a potem będę mógł trafić w jakieś spokojne miejsce.
Podniosłem się. Nogi już mi nieco zdrętwiały.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[GM Voice]
To jest jedna z ostatnich szans w tej części gry, by coś od siebie dodać. Wasza postawa zdecyduje o tym gdzie i jak rozpocznie się kolejna jej cześć, może nawet kto będzie w niej uczestniczył. Wejście do transportowców, które już na was czekają to takie kliknięcie na skraj mapy w Baldurze ;)
Po opuszczeniu bunkrów nastąpi outro, po nim podsumowanie całości - którego przygotowanie trochę mi zajmie )ca. tydzień). Ten czas będzie też przeznaczony na ewentualny nabór nowych graczy i rewizję zasad gry. Potem kilka kolejnych dni będzie przeznaczone na prowadzenie w kolejną cześć gry i ruszymy dalej.
[/GM Voice]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Syknąłem. Ledwo wstałem, a teraz trudno było mi utrzymać pion. Nogi jednak faktycznie zdrętwiały. Teraz czułem nieprzyjemne, wręcz bolesne, szczypanie w nogach. To długie przesiadywanie w jednym miejscu i pozycji zdecydowanie nie wychodziło mi na dobre.
W mniej więcej podobnym stanie znajdowała się reszta "drużyny" - tym słowem bardzo starannie omijałem najemników. No, a w każdym razie prawie cała reszta. Nixa stała przy Requsie, trzymała go za dłoń i wydawała się promienieć. Szczęśliwy Zeltron lub - jak w tym przypadku - Zeltronka, był niczym gorąca kąpiel dla mózgu. Z bąbelkami.
Przynajmniej tak było w teorii. Ja bardzo starannie pozostawałem w swoim paskudnym humorze, wiedząc, że kiedy przejdę do chociażby "przeciętnego stanu ducha", okropność sytuacji złamie mnie niczym suchą gałązkę. A teraz moja psychika miała osłonę - fakt, że niezbyt przyjemną, ale za to akceptowanie kolejnych nieszczęść przychodziło mi w tym stanie z łatwością.
Rozejrzałem się. Pozostali już wychodzili - Griva przodem, za nią Bayla, Ardo i Darnis, pod bacznym okiem Katii. Nixa przystanęła w "drzwiach", czekając na Requsa, który z kolei czekał aż ja wyjdę.
Zaryzykowałem krok. Muszę z nim porozmawiać. Muszę się go o to zapytać.
- Idziesz? - mruknął.
- Odpowiedziałbyś mi na jedno pytanie?
- Nie teraz! Musimy iść!
Nie. Nie spławi mnie.
- Nalegam. I to na osobności, jeśli można...
Popatrzył na Nixę, potem na mnie. Wzruszył ramionami i machnął ręką. Znów odwrócił się w jej kierunku.
- Nixa... Idź z nimi.
- Ale...
Dużo niewypowiedzianych słów kryło się w tym "ale".
- Och, zaraz dołączymy.
Umilkła na chwilę. Teraz ona przebiegła nas wzrokiem - rezerwując na mnie z lekka rozeźlone spojrzenie. Odwróciłem wzrok. Wzruszyła ramionami i cofnęła się w ciemność.
- Więc? - zapytał natychmiast Requs - czego chcesz? - bunkier znów zadrżał od niedalekiego wybuchu - I to szybko...
Przełknąłem ślinę i wziąłem głęboki oddech.
- Chodzi o Nixę
Spojrzał na mnie niezwykle znacząco, dając mi do zrozumienia, że Nixą nie muszę - a nawet nie powinienem - się interesować. Milczał. Poczułbym się lepiej, gdyby zadał chociaż jakieś pytanie, ale on milczał...
Znów wziąłem głęboki oddech. No cóż, jeśli wlazłem jedną nogą w bagno, to lepiej już od razu się rzucić...
- Chcę być pewien co do jej przyszłości...
- Niby dlaczego?
Zamilkłem na chwilę. Poczułem nagły napływ sił i pewności siebie - w moich mentalnych barykadach pojawił się wyłom i teraz przebijał się przez niego strumień złości, zazdrości i strachu. Zresztą... kto sie dowie? W tym pomieszczeniu jest on i ja. Więc...
- Pytasz się dlaczego? - zaczynałem syczeć. Requs wciąż spoglądał na mnie obojętnie - Chcesz wiedzieć dlaczego?! Dobra! Dlatego, że Nixa jest najbardziej uroczym i najpiękniejszym stworzeniem jakie dotychczas spotkałem! Starczy na początek? Mam kontynuować?
Zacisnął lekko zęby? Czy tylko mi się wydaje?
- I... i... chcę być pewny, że będzie miała przyszłość! Dobrą przyszłość! Że... że się nią nie znudzisz, czy coś! Ona ciągle płacze! Przez kogo? Przez ciebie! Wiesz co ona czuje, kiedy ciebie nie ma i jest szansa, że już cię nie zobaczy? Wiesz? Wątpię! Ja chyba wiem! I powiem ci, że gdybyś czuł to samo, to nawet nie pomyślałbyś o oddaleniu się od niej!
- Po co to mówisz? - czy to tylko złudzenie, czy w jego głosie pojawiła się sugestia charkotu?
- Dlaczego? Bo już wykazałeś się wyjątkowym sku*wysyństwem! Nie pamiętasz? Ot chociażby jak zniszczyłeś T2 - umysł podpowiadał mi, że to nie najlepszy tok logiki, ale został zagłuszony przez furię, która wydostawała się zza "palisady" - wiesz kim on był? Ten droid był moim największym dziełem! I przyjacielem! A ty go ot tak... - zacisnąłem zęby, ale zaraz potem znowu wybuchłem - albo to jak nas prowadziłeś! Podałeś nam jakąś truciznę! Mieliśmy wszyscy zginąć gdybyśmy nie zrobili tego co każesz? Co? No i jeszcze teraz! Nikt nie ma zamiaru powiedzieć nam co się tutaj dzieje! Ludzie giną, tutaj grasuje jakiś stwór, ale nikt niczego nam nie mówi! Mamy pozostać w nieświadomości? Co chcecia z nami zrobić, co?! Wykorzystać jako jakieś tarcze? - ostatni tok rozumowania nie był może zbyt logiczny, ale jak wyżej - ślepa furia. - I nie wiem czy to przez was, czy przez kogo, ale teraz najwyraźniej ktoś potężny bardzo chce nas zabić! Stawiam na was! Przedtem nikomu na nas specjalnie nie zależało!
Zapadła krótka cisza. Nabierałem oddech.
- Zamknij się. I idź.
Temperatura słów Requsa oscylowała wokół zera absolutnego.
- Chcę po prostu żebyś pamiętał... no, żebyś wiedział... że jeśli coś się jej stanie... to ja cholera cię jakoś znajdę! - wiem - brzmiało to śmiesznie, głupio i dziecinnie.
- Grozisz mi?
Oklapłem.
- Nie... ja nie chciałem. Znaczy... - nie. To nie była dobra droga. - Och, cholera! Obiecaj! Przysięgnij! Nie wiem, zrób coś! Wiesz dlaczego ja to robię?! Zresztą już ci powiedziałem! Mam powtórzyć?! To od początku! Zniszczyłeś doszczętnie T2! Moje największe dzieło i przyjaciela! Ty...
- Sander, ty widzę chcesz znów oberwać na otrzeźwienie?
Głos zza pleców z lekka mną wstrząsnął. Odwróciłem się jak na sprężynie. We "framudze" stała Nxa. Ile słyszała? Nie mam pojęcia. Mogła słuchać cały czas, mogła usłyszeć tylko sam koniec. Na jej widok znów we mnie coś oklapło. A właściwie nie coś - tym razem wszystko. Cała złość zmieniła się w smutek, generując w sumie preludium do czarnej rozpaczy. Spojrzałem na nią.
- Nixa... Oberwałem od ciebie już dwukrotnie - zauważyłem lekki wyraz zdziwienia na jej pięknej twarzy, który jednak pominąłem - i na więcej nie mam ochoty. Nie, zdecydowanie nie mam. Zwłaszcza po tym drugim. - coś we mnie zadrgało - Przepraszam. Przepraszam was obu. Nie chciałem aby to tak wyszło. - czułem, że do oczu napływają mi łzy - a teraz mam życia do usunięcia się z nich.
I nie mówiąc niczego więcej, ruszyłem w ciemność korytarza, nie odwracając się już ani razu, starając się nie wybuchnąć płaczem z tej przytłaczającej bezsilności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[GM Voice]
Pojawiła się ze strony graczy propozycja przeprowadzenia spotkania na jakimś chacie w celu przeprowadzenia dialogów - to rzeczywiście może się przydać. W związku z tym, wszystkich zapraszam jutro, tj w sobotę 02.02.08, o godzinie 19:00 czasu polskiego do naszego chatrooma na X-Fire. Mój login to: graffis85, kto jeszcze nie ma niech się zaopatrzy i da znać to wciągnę was tam. W razie jakiś problemów czasowych lub organizacyjnych proszę odezwanie się na privie.
[/GM Voice]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Parę kroków w korytarz za resztą... Nixa miała złe przeczucia kiedy Sander został z tyłu żeby porozmawiać z Requsem. Nie po raz pierwszy przyszło jej żałować że urodziła się Zeltronką, że na własne nieszczęście emocje innych nie stanowiły dla niej tajemnicy... przynajmniej na ogół. Miała wielką nadzieję, że to, co czuje Sander, to jedynie wywołane feromonami zauroczenie, które przejdzie z czasem. Chociaż ta złośliwa część umysłu pytała, kogo Nixa próbuje oszukać.
Podniesiony głos i narastająca wściekłość Sandera uruchomiły w jej mózgu coś w rodzaju syreny alarmowej. Tego jeszcze brakowało, żeby zrobił coś głupiego... przypomniało jej się jak wyglądał zanim weszli do bunkra, Requs solidnie go wtedy stłukł... Furia twi''leka narastała i Nixa uznała, że musi coś zrobić. Cofnęła się, słowa stały się wyraźniejsze...
- ... Nixa jest najbardziej uroczym i najpiękniejszym stworzeniem jakie dotychczas spotkałem! Starczy na początek? Mam kontynuować? I... i... chcę być pewny, że będzie miała przyszłość! Dobrą przyszłość! Że... że się nią nie znudzisz, czy coś! Ona ciągle płacze! Przez kogo? Przez ciebie! Wiesz co ona czuje, kiedy ciebie nie ma i jest szansa, że już cię nie zobaczy? Wiesz? Wątpię! Ja chyba wiem! I powiem ci, że gdybyś czuł to samo, to nawet nie pomyślałbyś o oddaleniu się od niej!
Cholera, Sander, nic nie wiesz, kompletnie nic... Nixa poczuła wyrzuty sumienia. Fakt, flirtowała z Sanderem, z Ardo i Darnisem zresztą też, dla zabawy czy rozładowania atmosfery... Gdyby wiedziała jakie będą skutki...
- Po co to mówisz? - Głos Requsa był spokojny i zimny. Tak jak sam Requs, przerażająco opanowany, emocjonalny kawałek lodu... Nixa zadrżała... Sander wyraźnie się nakręcał.
- - Dlaczego? Bo już wykazałeś się wyjątkowym sku*wysyństwem! Nie pamiętasz? Ot chociażby jak zniszczyłeś T2 - umysł podpowiadał mi, że to nie najlepszy tok logiki, ale został zagłuszony przez furię, która wydostawała się zza "palisady" - wiesz kim on był? Ten droid był moim największym dziełem! I przyjacielem! A ty go ot tak... - zacisnąłem zęby, ale zaraz potem znowu wybuchłem - albo to jak nas prowadziłeś! Podałeś nam jakąś truciznę! Mieliśmy wszyscy zginąć gdybyśmy nie zrobili tego co każesz? Co? No i jeszcze teraz! Nikt nie ma zamiaru powiedzieć nam co się tutaj dzieje! Ludzie giną, tutaj grasuje jakiś stwór, ale nikt niczego nam nie mówi! Mamy pozostać w nieświadomości? Co chcecia z nami zrobić, co?! Wykorzystać jako jakieś tarcze? - ostatni tok rozumowania nie był może zbyt logiczny, ale jak wyżej - ślepa furia. - I nie wiem czy to przez was, czy przez kogo, ale teraz najwyraźniej ktoś potężny bardzo chce nas zabić! Stawiam na was! Przedtem nikomu na nas specjalnie nie zależało!
- Zamknij się. I idź.
- Chcę po prostu żebyś pamiętał... no, żebyś wiedział... że jeśli coś się jej stanie... to ja cholera cię jakoś znajdę! - wiem - brzmiało to śmiesznie, głupio i dziecinnie.
- Grozisz mi?
Lodowaty, przerażający spokój. Czy można bać się kogoś, kogo się kocha? Sander zaczął się wycofywać...
- Nie... ja nie chciałem. Znaczy... Och, cholera! Obiecaj! Przysięgnij! Nie wiem, zrób coś! Wiesz dlaczego ja to robię?! Zresztą już ci powiedziałem! Mam powtórzyć?! To od początku! Zniszczyłeś doszczętnie T2! Moje największe dzieło i przyjaciela! Ty...
Sander zrobił krok do przodu. Jego emocje wrzały i Nixa wystraszyła się, że zaraz dojdzie do bójki. Starała się, żeby jej głos brzmiał maksymalnie spokojnie...
- Sander, ty widzę chcesz znów oberwać na otrzeźwienie?
Twi''lek dosłownie podskoczył na dźwięk jej głosu. Jego złość i gniew osłabły, za to pojawił się narastający smutek...
- Nixa... Oberwałem od ciebie już dwukrotnie - Zeltronka zamrugała ze zdziwieniem. Dwukrotnie? - i na więcej nie mam ochoty. Nie, zdecydowanie nie mam. Zwłaszcza po tym drugim. Przepraszam. Przepraszam was oboje. Nie chciałem aby to tak wyszło - Sander ledwie powstrzymywał płacz - a teraz mam życia do usunięcia się z nich.
Niemal przebiegł obok oszołomionej Nixy. Czuła jego ból, rozpacz, bezsilność... cholernie bolał fakt, że stała się ich przyczyną...
- SAN..der... - Nie odwrócił się. Zeltronka oparła głowę o chłodny beton - Cholera by to wzięła!
Spojrzała w stronę Requsa... stał zimny i obojętny... Dzięki za wsparcie - pomyślała z nagłą złością. Głęboki oddech, odliczenie w myślach od dziesięciu...
- Jak będzie chwila spokoju to musimy porozmawiać.
Nie czekała na odpowiedź medyka, ruszyła korytarzem. Słowa Sandera nie dawały jej spokoju... co znaczy, że oberwał dwa razy? Dwa? Nixa uświadomiła sobie, że zupełnie nie pamięta pobytu w schronie... jakby przespała ten czas albo co? Dogoniła resztę.
- Ardo, ile trwało bombardowanie?
Wzruszył ramionami.
- Godzinę? Dwie? Cholera wie...
Przygryzła usta.
- Nic nie pamiętam...
- Plus dla ciebie, miłe to to nie było...
- Ardo, mówię poważnie. Nie pamiętam skąd się wzięłam w schronie ani co się działo... dopiero jak ten promień się przebił... Co się wydarzyło w schronie?
Mężczyzna zatrzymał się patrząc na nią podejrzliwie.
- Nie pamiętasz?
Pokręciła głową. Podejrzliwość zmieniła się w zdziwienie.
- Szłaś jak lalka, Sander cię prowadził... potem płakałaś skulona pod ścianą, cały czas płakałaś a Sander siedział obok ciebie... potem... nagle upadł i zaczął się trząść, tamci go jakoś pozbierali...
Spojrzał odruchowo na ciemnowłosą najemniczkę. Nixa chwilę szukała jej imienia w pamięci.
- Katia... co się stało w schronie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Milczenie. Na tym znali się chyba nawet lepiej niż na zabijaniu. Katia podobnie chłodna i spokojna jak Requs patrzyła na Nixę. Nie zachowywała się tak samo jak młody lekarz - nie była aż tak pozbawiona emocji, tak przerażająca. Jednak jej spojrzenie i tak pozostawiało niezatarte wrażenie przeszycia smutkiem i oschłością. W tych oczach Nixa znalazła jednak coś jeszcze - kobieta jej współczuła.
- Co się tam stało?
- Nic czemu mogłabyś zapobiec.
- Co?
- To proste: cokolwiek się tam nie stało nie mogłaś zrobić nic innego. A skoro nie wiesz co zrobiłaś to może tak właśnie ma być.
To zdanie wzbudziło jeszcze większe obawy Nixy, pogłębiło podejrzliwość wobec siebie samej. Nie dostała jednak żadnych dodatkowych wyjaśnień - Katia odwróciła się i ruszyła spokojnie w stronę wyjścia.
Wyjście. Przez rozbite rumowisko wpadało teraz słoneczne światło, z daleko słychać było szum silników jakiś maszyn. Nagle do wszystkich zaczęło docierać, że ten podziemny koszmar może się już za chwilę skończyć. Do wyjścia nie było daleko, ale zdawało się to odległością zupełnie nierealną, na której z każdym krokiem coraz bardziej ciążyły doświadczenia ostatnich godzin i dni. Cokolwiek nie zagroziło im w tym miejscu, nadal tu było i nie chciało wypuścić swojej zdobyczy, nawet na ostatnich metrach. Nixa patrzyła z przerażeniem na Sandera, który stawał sie studnią rozpaczy, gnębiony przez coś, co nawet ona widziała jako atak z zewnątrz. Obok niej przemknął Requs, znalazł się obok Sandera i mocno chwycił go za ramiona.

* * *

Było źle. Jak nigdy. Sądził, że przebije się przez skorupę w której zamknięty. On okazał się nią jednak być, a nie tylko za nią chować. I co gorsze to do tego zdawała się lgnąć Nixa. Sander bił się ze swoimi myślami, i nawet nie zauważał jak wdzierało się niego tajemnicze Monstrum. Nagle poczuł silny ucisk na ramionach, wstrząsnęło nim całym, i momentalnie wyrwał się z otępienia, słysząc jeszcze szept:
- Chcesz jej dobra? To teraz nie zadawaj jej sobą bólu! To już niedaleko, dasz radę!
Requs minął go i dołączył do resztek oddziału. W dłoni wciąż kurczowo trzymał szatę martwego brata. I chociaż wszyscy przez chwilę poczuli niespotykana wręcz serdeczność i spokój to chyba tylko Sander i Nixa wiedzieli, że nie wzięła się ona tylko z tego jak blisko byli wydostania się z tego piekła.

[GM Voice]
Drobna zmiana: w związku z tym jak kapryśny ostatnio bywa X-Fire i że niekiedy nawet jedno zdanie powoduje drop, nasze spotkanie będzie miało miejsce na gramirc, w kanale #rpg. Godzina startu itd pozostają bez zmian. Przed startem naszego spotkania znajdzie się tu jeszcze jeden wpis MG, po którym nastąpi pauza. Do tego czasu macie pełną swobodę wypowiedzi ;)
[/GM Voice]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Sesja dialogowana na kanale #rpg na gram.irc z 02.02.08. Zmiany wprowadzone to głównie kosmetyka i rozwiniecie kilku opisów. Na niektóre dialogi brakowało mi cierpliwości, więc to kto mówi zapisałem z nawiasach po wypowiedzi.
Wspierajcie kanał #rpg: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=20801&u=40


Korytarz niewiele się zmienił. Więcej pęknięć i pyłu to cała jego odmienność względem wcześniejszego stanu. W ciemności ogarniającej bunkier niewiele było widać. Katia cofnęła się do pomieszczenia, w którym przeczekali bombardowanie, pozostała dwójka żołnierzy przyglądała się sporych rozmiarów dziurze w suficie. Nie tak dawno wskakiwali przez nią, by szukać ucieczki przed śmiercią. Teraz wychodzili na powierzchnię – wciąż nieufni, podejrzliwi, czy nie jest to kolejna fałszywa nadzieja, która wkrótce zostanie zniszczona przez jeszcze jeden niewiarygodny problem. Nixa rozejrzała się wokół, po twarzach tych, z którymi los ją tu złączył. W końcu jej wzrok padł na kilka promieni słońca wpadających przez wyrwę w korytarzu. To naprawdę mogło się udać – mogli wyjść z tego cało. Uzbrojona w taką nadzieję, ruszyła przed siebie. Szybko jednak trafił ją niespodziewany cios ze strony Darnisa.
- Tak ci się spieszy?
- Wolisz tu zostać?
- Nie za bardzo, ale wolałbym wyjaśnić sobie parę rzeczy.
Zeltronka westchnęła odwracając się w stronę mężczyzny.
- Konkretnie ze mną? Bo wiesz, dobry tydzień słońca nie widziałam i miło byłoby dla odmiany...
- Zamierzasz tak po prostu się odwrócić i wyjść, zapomnieć o wszystkim?
- Wszystkim to znaczy? Bo wiesz, te cholerne podziemia mi sie będą przez resztę życia w koszmarach śniły
- O tym, ze w gruncie rzeczy stanowiliśmy zgraną drużynę.
- Do czego zmierzasz?
Między rozmawiającą dwójką przecisnęła się najpierw Katia, niosąc teraz jakąś torbę, które z pewnością wcześniej nie miała. Za nią przepchnęła się do przodu Bayla, rzucając jeszcze uwagę od siebie.
- Nie macie kiedy wyjaśniać sobie tego wszystkiego? Jak dla mnie możecie sobie usiąść pod ścianą i gawędzić cały dzień, byle byście tylko przejścia nie blokowali...
Darnis nie dawał jednak za wygraną.
- Czy wy naprawdę nie rozumiecie, że w takiej drużynie moglibyśmy wiele zdziałać?
Odpowiedział mu histeryczny chichot Sandera, który kręcą głową i postąpił kolejnych kilka kroków w stronę wyjścia. Tam właśnie stali żołnierze już gotowi wspiąć się do opuszczonej kilka godzin wcześniej hali.
- No to jak gotowi jesteście już wyjść? – Requs nie uśmiechał się, choć aż prosiło się, by po takiej przygodzie pod ziemią cieszyć się z samej myśli o wydostaniu się z podziemnego więzienia. Nastrój niepokoju i pewnej presji nie ustępował. Nie oszczędzał też Nixy, robiącej kolejne kroki w stronę wyjścia, ale już z mniejszym entuzjazmem, z większą frustracją.
- Darnis ma chyba jakiś kłopot...
- A co masz zamiar robić jak już wyjdziesz? – wywołany przez Zeltronkę mężczyzna nie zamierzał się po prostu zignorować.
- Popatrzeć na cholerne słońce, którego nie widziałam kilka dni chociażby...
Wcześniej może się nie uśmiechał, ale teraz sam głos Requsa, modulowany jeszcze przez hełm, był chłodny niczym sama próżnia.
- Transportowce już czekają. Wsiadamy i lecimy do floty
- Masz jakąś przyszłość? Bo moja została w hangarze podczas bombardowania
- Co za różnica czy gadamy tu czy... – Słowa Darnisa wsiąkły w Nixę. Jej wyraz twarzy, zawieszony głos, gwałtowne wyminięcie rozmówcy, to wszystko wskazywało na to jak bardzo poruszyły ją te słowa. Widział to oczywiście i ten który te słowa wypowiedział.
- Trafiłem w czuły punkt co? Przyszłość została w hotelu?
Wymijali go po kolei idąc w stronę wyjścia. Jedynie Sander obdarzył go spojrzeniem. Griva tymczasem już była w sali, w której niedawno walczyli o życie.
- Droga czysta!
Darnis jednak ani na chwilę nie ustępował.
- Czy wy naprawdę myślicie, ze wsiądziecie do transportowca i wszystko się skończy? Że świat będzie piękny?
- Darnis, byłeś MARTWY, teraz żyjesz i jeszcze narzekasz? – spokój w głosie Zeltronki sugerował, że już się otrząsnęła po wcześniej słabości. Uniosła głowę patrząc w stronę Requsa, teraz w pełnej zbroi, skupionego na tym, by ich stąd wyprowadzić. Na tym co ważne.
- Tu Delta, jesteśmy gotowi do wyjścia, namiar na komunikator.
Była w nim pewność, było oparcie. Teraz nawet graniczące z tym, że można uniknąć pełnego samotności oddechu śmierci.
- Co będzie dalej, nie wiem, nie mam zielonego pojęcia, ale wiesz co? Co by to nie było to nie zamierzam tu sterczeć po ciemku
- Wspaniale, nareszcie wolna przestrzeń nieograniczona z żadnej strony tonami betonu, bez żadnego zombie w polu widzenia... – słowa Bayli były czymś pełniejszym od suchego raportu Grivy. Obie znajdowały się już na górze, tak bardzo bliżej wyjścia. W dole jednak dało się nieprzerwanie słyszeć Darnisa.
- Nie narzekam, dziewczyno, nie rozbija się zwycięskiego składu. Żadne z nas nie ma przyszłości, o przeszłości połowa wolałaby zapomnieć. Powiedz mi szczerze nie będzie ci brakowało żadnego z nas?
Byli już blisko końca tego piekła i chyba bliżej niż kiedykolwiek tego by się pozabijać. Mocno ściśnięta szczęka Sandera, gdy spoglądał na Nixę tylko to wrażenie potęgowała. Nixa zaś nie odstępowała od swoich racji.
- Darnis, czego w słowie "słońce" nie możesz pojąć? Nie możemy pogadać tych parę metrów dalej?
- Możemy, proszę bardzo, panie przodem.
To było chyba to na co Requs czekał. Zanim nawet Darnis skończył mówić padł rozkaz.
- Ok, zwijać tyłki i na górę, już!
- Tajes. – mruknięcie Nixy zagłuszył szur kamieni i Piechu od stopami, gdy wspinali się do zrujnowanej sali. Tu dopiero ukazał się ich oczom widok, na który zamilkły Griva i Bayla. Ostrzał z orbity dosłownie zmiótł większą część wzgórza wewnątrz którego znajdował się bunkier. Wyraźnie było widać wyższe poziomy, niebo przez absolutny brak sufitu, walczące ze sobą w przestrzeni okręty, dziesiątki kanonierek lecących w stronę wyrwy, pod którą zebrały się tony gleby, gruzu i resztek okolicy. Podłogę wyścielały gruzy i gnijące ciała – wyglądające nie na kilkugodzinne zwłoki, ale takie leżące bez pochówku przez miesiące. Widok robił niesamowite i przygnębiające wrażenie, nawet na komandosach. Tym dziwniejsze wydawało się, że Darnis po raz kolejny zagadnął Nixę.
- No to wyszliśmy, piękny dzionek, na czym skończyliśmy?
- Dobra, to teraz Ty mi odpowiedz - co niby chcesz zrobić z tym "zwycięskim składem", co?
- Znaleźć statek, zarobić jakieś kredyty, potem się zobaczy. Od czegoś trzeba zacząć.
- Się zobaczy... plan godny geniusza
Nixa nie była jedyną osobą sceptycznie nastawioną do takiego podejścia, w sukurs przyszła jej Bayla.
- Taak, a potem podbijemy galaktykę, co? Nie ma co, wspaniały plan
- Macie lepszy ślicznotki? Rozleziemy się każdy w swoją stronę? Taa, ale kilka dni temu nie widziałem zombie, nie byłem martwy, nie odrodziłem się, nie spotkałem dziwnych najemników. Byłem zwykłym pieprzonym przemytnikiem!
Na te słowa pierwszy raz odezwała się milcząca jak zwykle Katia.
- I już nie będziesz nigdy więcej.
To był ten moment. Chwila, którą w żołnierskim fachu określali mianem ‘ekskrementów trafiających w wentylator’ – oczywiście z uwzględnieniem odpowiednich zmian do słownika. Zaczęło się od Darnisa i Sandera.
- Dzięki za informację kochana. Nawet nie miałem zamiaru, mój statek był w hangarze, który ktoś zbombardował.
- Czego wy od nas do cholery chcecie!?
Dwaj mężczyźni zauważyli wolno idącą w ich stronę Grivę. W jej postawie, w tym jak stawiała nogi było wyzwanie.
- Ja najchętniej bym was nigdy nie spotykała.
- ...Z wzajemnością... – ciche mruknięcie Sandera nie przebiło się przez głos Nixy próbującej choć na chwilę zapanować nad sytuacją i odepchnąć od siebie to wszystko czym zaczynała kipieć atmosfera między nimi.
- Cholera, możecie sie kłócić gdzieś dalej ode mnie?
- Nie możemy, bo ciebie to też dotyczy słonko. Ponawiam pytanie, co zrobisz potem Nixa?
- Nie wiem, Darnis. Zadowolony?
- Nie wiesz... Ale ja przynajmniej mam konkretny plan.
- Pod tytułem "zobaczymy"
- Ale przynajmniej jakiś. W przeciwieństwie do kogoś kto umie tylko kręcić tyłkiem!
- Darnis... Proszę przymknij się – Sander z wyraźnym bólem przyglądał się skulonej Nixie, ze zdziwieniem i wyrzutem Requsowi, który zamknięty w swej zbroi zmierzał w stronę lądującego statku. Zeltronka też rozglądała się, chyba z narastająca paniką za wojskowym lekarzem.
- Więc skoro tylko to umiem to dlaczego zależy ci na moim towarzystwie, co?
- Powiedzmy, że byliście wszyscy moimi jedynymi przyjaciółmi. Poza tym naprawdę wychodzi ci to kręcenie tyłkiem.
- Co będzie, to będzie, Darnis
- Czyli masz zamiar wszystko zakończyć tu i teraz? A reszta? Też podziela jej zdanie?
Nixa zatrzymała się w pół kroku idąc do Requsa. Natłok emocji od wszystkich w koło, ogniska obojętności jakimi byli Katia i Requs… to zaczynało być dla niej za wiele, łzy coraz śmielej zbierały się w oczach.
- Może skończyć, może zacząć, może raz w życiu uda mi się nie spieprzyć ważnej rzeczy.
- Masz właśnie szansę czegoś nie spieprzyć. Masz szanse nie spieprzyć pięknej przyjaźni.
- Dlaczego wyjście z tych podziemi miałoby być końcem? Umiesz mi to wyjaśnić? I co ma wspólnego przyjaźń ze sterczeniem tu i zadawaniem pytań, na które ode mnie w tej chwili odpowiedzi nie uzyskasz, bo sama ich nie znam?
- Nie chodzi mi o wyjście. Chodzi mi o to, że po wyjściu każdy odleci w swoją stronę. To byłby błąd.
Niewielki transportowiec zatrzymał się na gruzami zawalającymi podłogę. Żołnierze szybko wyskakiwali, zabezpieczając okolicę. Sander i Nixa szli w tamtą stronę. Twi’lek odwrócił się i odezwał starając przekrzyczeć ryk silników.
- Nie odlecimy. Przynajmniej nie wszyscy. Nie słyszałeś jej?
- Na waszym miejscu bym się nie spieszyła z odlatywaniem z tego systemu, wsiadać do kanonierki – już – Griva dobitnie potwierdziła podejrzenia Sandera.
Bayla nie wytrzymała. Poziom tego gadania, tej niepotrzebnej i sztucznej awantury osiągnąłem w jej odczuciu szczyt.
- Nie ma co, piękna przyjaźń - komandos który nas kolejno otruł, porwał i wystawił na promieniowanie, żywy trup i zeltrońska lafirynda...
- Spocznij... suko. – suchy rozkaz Grivy, zaraz po tym jak kolba karabinu trafiła Baylę pod żebra. Oddział to nie kilka osób działających razem, ale jedno ciało. Gdy ktoś atakuje głowę, lub to co dla głowy ważne ciało się broni.
Szybki ruch Darnisa, nadzwyczajnie wręcz szybki, postawił go przy Grivie, której wymierzył cios w twarz. Pieść zostawiła tylko ślad własnej krwi na hełmie kobiety.
- Szlag! Uspokójcie się! – Nixa była już niemal obezwładniona emocjami, które wokół niej się kotłowały. Czuła kawałek za sobą narastające ognisko chłodu. Stamtąd padł strzał, który rzucił Darnisem jak kukłą. Z chłodu dobiega głos.
- I po co to robicie? No po co
Ślina z ust Bayli trafia na buty Grivy.
- Jeszcze sie kiedyś spotkamy, kiedy nie będziesz mieć za plecami brygady komandosów… suko.
- Dość! Uspokójcie się... Bayla, przestań! – Nixa wiedziała, że to nic nie da, ale spróbować trzeba było. - Co was napadło?
Spojrzała w Requsa, oczekując od niego rozsądku. Gdy tylko tam spojrzała wiedziała już, że czeka ją zupełnie co innego. Bezwzględna i totalna efektywność.
- Zakłuć, zabezpieczyć i zabrać do reszty floty. – Jeszcze chwilę głowa w hełmie się obracała. Przyglądał się okolicy, zacisnął dłonie w pięści, wizjer skierował prosto na Nixę - Wszystkich bez wyjątku.

Padały kolejne strzały po których wszystkich ogarnęła ciemność nieprzytomności. Ciała zabrano na pokład transportowca, w chwilach otrzeźwienia można było usłyszeć jak Requs dyskutuje, bardzo zacięcie z jeszcze innym Jedi. Ostatecznie przytomność odzyskaliście w jednym pomieszczeniu - zimnym i metalowym, bez okien. Każdy leży na swojej koi, wpuszczonej w ścianę. Miejsce to wygląda na bryg. Drżenie ścian i podłogi nie pozostawia złudzeń - podróżujecie przez nadprzestrzeń.
Pierwsza obudziła się, spróbowała wstać, ale nogi, nie tak dawno porażone ładunkiem ogłuszającym ugięły się pod nią. Usiadła pod ścianą, czując jak z krótkich odstępach czasu budzą się kolejne osoby. Cała okolica przepełniona była strachem, smutkiem i frustracją.
- Co wam odwaliło? Potraficie mi powiedzieć co do ciężkiej cholery was napadło?
- Nic takiego, całkiem normalny tydzień, w końcu codziennie zdarza sie wam zostać porwanym, otrutym, ściganym przez zombie i upakowanym w schronie... Nie wiem jak reszta ale dla mnie to wszystko wygląda jak jakiś cholerny holofilm... – Bayla mogła żartować, ale gdzieś w głosie zaczynała przebrzmiewać przez maskę sarkazmu obawa, że tym razem jest naprawdę źle.
- Niekoniecznie, holofilm można wyłączyć. Swoją drogą ciekawe co z nami zrobią? – Pytanie Darnisa miało w ich sytuacji rzeczywiście głęboki sens, wszyscy zresztą zdawali sobie z tego sprawę. Sander jako pierwszy zaryzykował odpowiedź.
- Mam nadzieję, że wypuszczą. Myślicie, że mają tu coś do picia? (SANDER)
- Tak pewnie zadzwoń dzwoneczkiem a przyniosą ci koreliańską brandy. (DARNIS)
- Na pewno, w końcu w każdej kanonierce wojskowej jest barek. (BAYLA)
- Czy wy NAPRAWDĘ musicie się cały czas kłócić? (NIXA)
- A czy ty musisz tak wymijać wszystkie pytania? (DARNIS)
Sander szukał przez chwilę odpowiedzi, widząc jednak jak Nixa nabiera powietrza do odpowiedzi zrezygnował i wrócił do leżenia na łóżku.
- Darnis, nie wiem czy do ciebie to dotarło, czy nie, ale wszczynając kłótnię... wiesz co, po prostu wstań i mnie kopnij, na jedno wyjdzie
- Nie rób z siebie ofiary słonko. Nienawidzę tego.
- Słuchaj idioto, nic nie poradzę na to, że urodziłam się zeltronką i że odbieram wasze emocje czy mi się to podoba czy nie, a w większości przypadków mi się to BARDZO nie podoba bo albo się kłócicie, albo boicie, albo wściekacie
- Przepraszam... – Sander leżał tyłem do wszystkich, dźwięk tego słowa dobiegł raczej odbity od ściany, nie od niego samego. W chwili zdziwienia jaka uciszyła wszystkich Bayla znalazła swoją szansę na włączenie się w rozmowę.
- Możecie trochę ciszej? Może ja nie łapie jak odbiornik radiowy waszych emocji, ale Głowa mi już pęka od waszej gadaniny...
- A mi od twoich furii. (NIXA)
- No to wyobraź sobie, że trudno się nie bać, wściekać, kłócić, kiedy ktoś próbuje cię zabić przez cały czas! (DARNIS)
- A ty sobie wyobraź że to co czujesz w tej chwili masz zpięciokrotnione. fajnie? (NIXA)
- Proszę was... może po prostu nie rozmawiajmy, co? (SANDER)
- Też jakaś opcja. (NIXA)
- To akurat jest twoją specjalnością Sander. (DARNIS)
- Weź się od niego odczep, co? Najpierw ja, teraz on, podobno mieliśmy być twoimi przyjaciółmi to dlaczego prowokujesz kłótnie? Dlaczego krzywdzisz tych, których sam nazwałeś przyjaciółmi? – Nixa wstała i patrzyła Darnisowi prosto w oczy. Ten wytrzymał jej wzrok i nie ustąpił na krok.
- Może po prostu, sytuacja mnie dobija. Może mam dosyć strachu, smrodu i śmierci. Wybacz, ze odreagowałem to na tobie i innych
- Wszyscy mamy dość, Darnis, wszyscy, ale prowokowanie kłótni nic tu nie da...
Nixa wróciła na zajmowane wcześniej miejsce pod ścianą. Zanim jeszcze zajęła miejsce drzwi wejściowe się rozsunęły i weszli przez nie dwaj żołnierze w pancerzach w jakich wcześniej widzieliście Requsa i resztę jego oddziału. Lufy blasterów skierowali od razu na was, mimo że nie macie pomysłu jak można im w tej sytuacji zagrozić. Za nimi weszło kolejnych dwóch wojskowych niosąc krzesła, które ustawili na środku pomieszczenia zanim wycofali się na korytarz. Ich miejsce zajął Jedi w szaro białej szacie ze złotymi zdobieniami, za nim w mundurze majora wszedł Requs. Obaj usiedli na krzesłach, pierwszy odezwał się nieznany wam wcześniej zakonnik.
- Nazywam się Apsqa, jestem dowódcą tej operacji i Jedi obecnie przypisanym do prowadzenia negocjacji z Arkanią.
Spośród siedzących padło kilka pytań zlewających się bełkot, na który żaden z rozmówców nie zwrócił większej uwagi. Apsqa kontynuował jakby nikt się nie odezwał.
- Chciałem wyrazić wdzięczność za waszą pomoc, przeprosić za niedogodności i zapewnić, że jeśli tylko nadal będziecie współpracować to wszystko skończy się dla was jak najlepiej.
Na chwilę przerwał, co wykorzystał Darnis.
- Gdzie nas wysadzicie?
- To jest właśnie problem. Dokładnie będzie to z wami wyjaśniał mój brat, którego już poznaliście. – Delikatny ruch dłoni wskazał Requsa. - Ja niestety nie mogę wiele więcej czasu wam poświęcić - obowiązki militarne i polityczne wzywają.
Ruchem pełnym gracji Jedi wstał, skłonił się obecnym i wyszedł, krzesło porwał niemal natychmiast któryś z żołnierzy na korytarzu. Gdy całe to zamieszanie ustało sytuacja wyglądała na mocno surrealistyczną. Wciąż nieprzytomny Ardo, milczący i chłodnie opanowany Requs, trzy pary oczu wlepione w niego w oczekiwaniu na wyjaśnienia i Nixa szukająca uparcie czegoś ciekawego w kącie celi najdalej jak się da od siedzące między nimi żołnierza. Kłopotliwą ciszę przerwał Sander.
- Więc?
- Sander, jeszcze nie zrozumiałeś? Właśnie składają nam propozycje nie do odrzucenia, jak zwykle... – Bayli jak zawsze w takich momentach nie opuszczał dobry humor. Requs odkaszlnął i zabrał się za wyjaśnianie sytuacji.
- Zadaniem mojego oddziału była ochrona ambasador Republiki na Arkanii . Zawiedliśmy - nie udało nam się jej ostatecznie odnaleźć. Ponieśliśmy też duże straty i cóż... zostaliście wcieleni do służby wojskowej dla Republiki i do mojego oddziału jako uzupełnienie.
To wystarczyło, by złamać humor i nastrój Bayli.
- Że co ku**a?!
- Możesz powtórzyć? (SANDER)
- Na jakiej podstawie? (NIXA)
- No to zaje*iście. dostaniemy żołd (DARNIS)
Requs odczekał jeszcze kilka sekund, zanim znowu zabrał głos.
- Na podstawie takiej, ze zostaliście uznani przez sztab za bezpośrednią przyczynę niepowodzenia naszej misji. Sytuacja polityczna, wymagała wskazania winnych fiaska negocjacji i usprawiedliwienia dla działań zbrojnych floty na Arkanii. Zakon przekonał komitet polityczny w Radzie Bezpieczeństwa, ze należy się wam chociaż taka szansa nadrobienia za coś co tak naprawdę nie jest waszą winą.
Wyraz twarzy Requsa nie pozostawiał wątpliwości, że spodziewał się właśnie negatywnych reakcji i pytań.
- I trafiło na nas? (BAYLA)
- Ale co się stało? Co my, cholera zrobiliśmy? My się staraliśmy przeżyć! (SANDER)
- To rozumiem. Jedi też. Jednak polityka ma swoje prawa i nie zna litości.
- Widzicie kochani? Tak działają siły zbrojne Republiki, właśnie dlatego wygrywamy wojny, bo każda porażka to wina cywili (BAYLA)
- Innymi słowy mamy gówno do gadania? (NIXA)
- Powinniśmy sie zacząć przyzwyczajać. (DARNIS)
- Niestety. Nie uważam tego za sprawiedliwe, ani dobre - to nasza walka nie wasza. (REQUS)
- Czyli najmniejszych szans na wypuszczenie nas nie ma? (DARNIS)
- Nie jesteście więźniami. Przynajmniej nie w ścisłym znaczeniu tego słowa. Chcemy sie dowiedzieć kto nas wystawił - jest to również w waszym interesie. Jedyny trop jaki mamy to nazwiska człowieka który sie z nami skontaktował i wyznaczył nasze cele.
- Momencik, bo nie ogarniam. Chcieliście chronić jakąś ambasador, gówno z tego wyszło, znaleźliście kozły ofiarne czyli nas. I teraz chcecie żebyśmy szukali kogoś kto was wystawił? Wybacz kolego, ale średnio mi pasuje ten układ. (DARNIS)
- A co ci nie pasuje?
- Nie pasuje mi to, że nalezą nam sie przeprosiny, a nie kolejne zadanie.
- I zostaliście przeproszeni
- Co będzie jeśli odmówię współpracy?
- Jeśli pomożecie rozwikłać zagadkę tego kto nas zdradził - zostaniecie też w pełni zrehabilitowani i zrekompensujemy wasze straty
- Nie o to było pytanie.
- A jeśli odmówicie... na razie utrzymujemy burzę medialną, by pozwolić wam mieć dość czasu na zakończenie zadania. Nie musimy tego robić dla was wszystkich
- Yhm... Zrozumiałem. Chyba nie pozostaje mi nic innego jak się zgodzić.
- Jak i wszystkim innym... (SANDER)
- Dowiedziałem się, czego chciałem sie dowiedzieć. Pozwolicie, ze teraz się w końcu wyśpię.- kładzie się na pryczy twarzą do ściany. – Darnis, rzeczywiście odwrócił się od reszty i zasnął, niemal natychmiast. Requs utkwił wzrok w śpiącym mężczyźnie. Po kilku sekundach zmierzył wzrokiem resztę obecnych.
- A zatem?
- A to my mamy jakiś wybór? Sensowny wybór? (SANDER)
- A co będziemy z tego mieli? Zakładając ze przeżyjemy... (BAYLA)
- Już to powiedziałem.
- Czyli, praktycznie, nie mamy wyboru, a nagrodą jest sensowne życie. Wspaniale. To po co się w ogóle pytasz? (SANDER)
- Bo nie mogę was zmusić... Możecie zawalczyć czasie procesu, ale będzie on polityczny.
Zanim do słowa znów doszła Bayla, gdzieś z okolicy gdzie siedziała Nixa, dobiegło chyba ciche chlipnięcie. Dziecięce i niewinne w tym momencie, puste od smutku i niezrozumienia. Twi’lekkanka tego nie zauważyła, zbyt zajęta swoją chęcią zysku.
- Ja sie pytam o kredyty, a te wyraża sie zazwyczaj w liczbach, dziwnie sie składa ze podczas tego całego zamieszania nie straciłam statku, domu ani nic innego za co mogłabym zgarnąć gore kredytów wiec...? jeszcze nie stoczyłam sie tak nisko aby pracować za grosze, lub ku większemu dobru...
- A kredyty... jak wspominałem, zrekompensujemy wasze straty i ... postawimy na prostą.
- Mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? (SANDER)
- Oczywiście... jeśli tego chcecie. – Po tych słowach nowy dowódca oddziału wstał ze swojego miejsca i ruszył do drzwi. Ton w jakim padły kolejne słowa nie pozostawiał złudzeń jak ciężko było Nixie, jak wiele ją kosztowała ta rozmowa.
- Requs?
Mężczyzna zatrzymał się w drzwiach. Nie odwrócił się zupełnie, tylko trochę, tak by jego głos docierał do zgromadzonych.
- Jeśli będziecie czegoś potrzebować to mam dla was czas.
- Zgoda... I tak nie mam gdzie iść. – Ostatnia sylaba słów wypowiedzianych przez Nixę prawie zmieniła się w szloch. Requs stał niezdecydowany, przez chwile wydawało się, że jeszcze coś powie lub zrobi, w końcu jednak wyszedł. Za nim podążyli żołnierze i drzwi znowu się zamknęły. W ciszy ustało drżenie nadprzestrzeni, przez chwile panowała pustka. Po niej spokojnie włączył się konwencjonalny napęd statku. Gdzieś dolecieli, chociaż to nie był ich problem w tej sytuacji. Po raz kolejny Sander przerwał milczenie.
- Więc? Wpadliśmy w to razem... To razem zdecydujmy. I Nixa... proszę - nie płacz więcej...
- My...yślisz... że mo...ogę coś po...ora...adzić? – łzy teraz lały się z jej oczu.
- Nixa... wszystko będzie dobrze. Na pewno... – Sander dotknął jej dłoni.
- Oszukujesz mnie czy siebie?
- Chyba głównie siebie. Ale... trzeba mieć nadzieję.
- Spojrzenie na drzwi - Nadzieję...
- Mi to z grubsza odpowiada, i tak po tym wszystkim musiałabym szukać nowej roboty. Co prawda normalnie nie wpakowałabym sie na trzeźwo w takie gówno, ale przynajmniej będzie z tego jakaś forsa. – Bayla była zupełnie nieporuszona tym co się dzieje. Sander nabrał powietrza, chwilę się uspokoił i dopiero podjął przerwany wątek.
- Więc Nixo? Jak będzie? Przyjmiesz tą ofertę?
- Ja nie mam dokąd pójść, więc równie dobrze mogę zostać.
- No cóż... więc i ja też.
- Jeśli robisz to przeze mnie...
- Co? Ja? Więc... Ach, cholera z tym! Nie chciałem tego mówić, nie chciałem przeszkadzać tobie i Requsowi. Ale... no... ja... chyba cię kocham.
Tak… to była bomba rzucona w środek leju. Może nie jakaś ogromna, bo było to trochę na zasadzie czegoś o czym wszyscy wiedzieli. Nie da się jednak ukryć, że takie słowa zawsze wzbudzają poruszenie. Nixa chwilę walczyła z kolejną falą łez.
- Wiem. I mi też nie jest z tym łatwo...
Niedaleko od tej dwójki Bayla słysząc słowa Twi’lekka gotowała była dopowiedzieć do nich kilka swoich. Ostatecznie jednak i ona się zawahała.
- Zostawić was samych?
- Więc? Możemy już ich zawiadomić, że się zgadzamy? – Sander wyglądał jakby nie zauważył tego co sam wcześniej powiedział. Nixa natomiast usłyszała słowa Bayli i nie zamierzała ich zostawić bez reakcji.
- Bawi Cię to?
- Nie to znaczy, ja nie chcia... A niech to, a dajcie mi do cholery spokój, to nie moja wina że gadacie tak głośno
- Jeszcze trochę i się wychowa... przerażająca perspektywa
- I kto się będzie na nas darł? Zgłaszamy gotowość do przystąpienia do służby? – Pewien spokój zapanował w zespole. Coś jakby pękło, przestało uwierać i boleć. Teraz można było działać dalej.
- Idziesz ty czy ja? Będę musiała wyjaśnić parę spraw... (NIXA)
- Ja pójdę. Gotowa jesteś jeszcze powitać ich płaczem... znaczy... po prostu ja pójdę.
- Łzy będą i tak...
Sander stał już jednak przy drzwiach. Te się rozsunęły ukazując opartego o ścianę naprzeciwko nich Requsa.
- Hm?
- Zdecydowaliśmy.
- Słucham.
- Więc... zgadzamy się. Jednogłośnie.
- Rozumiem.
- I... co teraz?
W celi zrobiło się lekkie poruszenia. Nixa i Bayla zmierzały w stronę rozmawiających mężczyzn. Requs udzielał już odpowiedzi na pytanie Sandera.
- Wkrótce zostaniecie przeniesieni do swoich kabin. Nasz cel to Uger Menyd. Lądujemy…
- Możesz powtórzyć? – Nixa wcięła się bez pardonu.
- …w 000 za 7 godzin, tak traficie do naszego centrum szkoleniowego na odprawę i odpoczynek. – Requs przyglądał się Zeltronce. Znów patrzył na nią wzrokiem maszyny do zabijania i wykonywania kolejnych misji ku chwale Republiki. – Uger Menyd. Znasz go?
Odpowiedzią było pojedyncze skinięcie głową i ciche pytanie.
- …Farghul…?
- Tak... mamy nawet wspólnych znajomych. Ostatnio zaginął i nie ma z nim kontaktu - zaraz po wydaniu nam zlecenia na tą operację. Jeśli i wy mieliście z nim kontakt potwierdzają się nasze wcześniejsze podejrzenia, że na Arkanii nie znaleźliście się przypadkiem. Aczkolwiek rozpracowanie wszystkich powiązań trochę potrwa - Menyd to nasz jedyny ślad.
To brzmiało już jak odprawa. Chłodny wykalkulowany ton, do którego będę musieli się zapewne przyzwyczaić. I zupełne odcięcie się od tego co naprawdę ważne i wyjątkowe. Zupełnie się w to niewpisywany kolejne słowa Nixy.
- Requs… chyba musimy porozmawiać…
To wyrwało go z myślenia żołnierskiego. Rysy twarzy zmiękły, spojrzał na Zeltronkę.
- Oczywiście. Mogę być u ciebie za godzinę. Zostawię wam trochę czasu na odświeżenie się i zjedzenie czegoś. – Pokład zadrżał, statek znów pędził szybciej niż światło. – O resztę się nie martwcie, zostaną przeniesieni do swoich kabin i otrzymają wszystkie informacją przy odprawie.
Mężczyzna skinął głową i odszedł. Na korytarzu pojawiło się pięć osób z załogi.
- Mamy was zaprowadzić do waszych kabin.
- Przynajmniej jest miła obsługa… - Bayla szukała po raz pierwszy od dawna, a może w ogóle pierwszy raz jak się znali, czegoś pozytywnego.
- I tak mam złe przeczucie… - mruknęła Nixa dając się zaprowadzić do kabiny.

[GM Voice]
Przed ostatni mój wpis w tej części gry. Muszę przyznać, że dialog się udał świetnie, chociaż jego edycja to było piekło – i tak pewnie wszystkiego nie wychwyciłem, co wymagało poprawy ;) W każdym razie jest i na jego podstawie możecie dodać ostatnie wpisy. Zaczynamy od dialogu Nixy i Requsa, więc te postacie pozostają dla was niedostępne. To samo dotyczy Apsqa. Fumiko przedstawi wam wygląd kabin oraz co, oprócz swoich rzeczy, znajdujecie.
[/GM Voice]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przydzielona kajuta była mała i ciasna, chociaż po ostatnich przygodach wydawała się Nixie szczytem luksusu. Szarość metalu i plastiku bynajmniej jej nie przeszkadzała, a wpuszczona w ścianę koja była pierwszym od tygodnia normalnym łóżkiem, w którym mogła się przespać. Nad koją znajdowały się szafki a obok niej dwa plastikowe krzesła. Na przytwierdzonym do ściany plastikowym blacie stało w jednorazowych naczyniach jakieś jedzenie, całkiem przyzwoita porcja – zeltronka absolutnie nie miała zamiaru wybrzydzać. Po napełnieniu żołądka na jej prywatnej liście życzeń gorący prysznic zajmował pierwsze miejsce. Ubrania po chwili wahania wyrzuciła do śmietnika, nie nadawały się już do niczego. To samo zrobiła z bandażami, ochraniającymi dotąd jej dłonie. Zgarnęła leżące na koi kosmetyki i ręcznik – łazienka była ciasna, ale była i to się liczyło.
Strumień gorącej wody nieco łagodził ból mocno poniewieranego ostatnio ciała. Nixa przyjrzała się swojemu ciału, potem swojej twarzy w lustrze nad małą umywalką – chyba nie było miejsca w którym nie miałaby siniaków czy zadrapań, dłonie pozdzierane do krwi liną i gruzem, prawa boleśnie rozbita kiedy w złości uderzyła w ścianę, policzek ciągle zaczerwieniony w miejscu, gdzie oparzył go przelatujący niebezpiecznie blisko strzał z blastera… Oczy spuchnięte od płaczu. Nieciekawie to razem wyglądało. Odkręciła mocniej wodę. Wreszcie miała okazję spłukać z siebie cały ten brud, kurz, ścieki, własną i cudzą krew. Kąpiel przynosiła ulgę, jakby razem z brudem spływały z niej towarzyszące do tej pory ból, strach i złość. Dopiero po dłuższym czasie zeltronka przypomniała sobie, że poprosiła Requsa o rozmowę. Niechętnie zakręciła wodę i wyszła owinięta w ręcznik.
W drzwiach łazienki zatrzymała się zaskoczona, widząc Requsa siedzącego przy blacie. Ku własnemu zdziwieniu poczuła się zakłopotana całą sytuacją. Medyk chyba to zauważył.
- Wpuściłem się sam. Mam kody do drzwi. Mogę wyjść, jeśli chcesz się przebrać.
Zadziwiając samą siebie, Nixa zaczerwieniła się.
- Po prostu chwilę poczekaj.
- Mhm.
Złapała rzeczy zostawione przez jakąś życzliwą duszę na łóżku i zamknęła drzwi do łazienki… Na szczęście miała wprawę w przebieraniu się w niewygodnych miejscach. Ubranie okazało się szarym mundurem, bez oznaczeń i dystynkcji. Przejrzała się w lustrze – wyglądało to lepiej, niż się spodziewała. Może pomijając mokre i potargane włosy, ale na ich układanie nie miała czasu – wycisnęła po prostu wodę w ręcznik i wróciła do kajuty.
Requs siedział spokojnie, patrząc na nią z lekkim uśmiechem. Usiadła naprzeciwko niego, na drugim krześle. Wiedziała co chce mu powiedzieć, o co spytać, ale... Kilkakrotnie otwierała i zamykała usta, szukając odpowiednich słów… i odwagi żeby je wypowiedzieć. Wreszcie wzięła głęboki wdech.
- Dobrze, spytam wprost - co dalej?
- Z czym?
Nixa ostrożnie dobierała słowa.
- Wiesz co do ciebie czuję...
- No tak… Co czujesz?
Niech to… Na twarzy zeltronki pojawił się zrezygnowany uśmiech. Odruchowo zaplotła ręce.
- Nie masz zamiaru mi ani trochę ułatwiać, prawda?
- Mogę... Nawet czuję potrzebę.
Podniósł się, zbliżył, wziął jej dłonie w swoje. Kucnął przed nią, patrząc jej w oczy z uśmiechem.
- Lepiej?
- Lepiej... ale ciągle zostaje pytanie co dalej...
- A czego oczekujesz?
Że bajka się spełni – pomyślała – Że jakoś ułożę sobie to skopane życie, z Tobą u boku. Nie była w stanie powiedzieć tego na głos.
- Velaq mówił, że nie wolno wam się angażować w związki...
- To prawda... są jednak wyjątki. Ty dla mnie jesteś wyjątkowa.
Serce Nixy przyspieszyło kiedy to usłyszała.Jakim cudem? Słowa popłynęły zanim zdążyła pomyśleć.
- Wiem że to dziwne pytanie, ale sama nie mogę się połapać. Jak to się właściwie stało?
Requs usiadł koło niej na podłodze, cały czas trzymając jej dłoń.
- Nie wiem.
Milczeli przez chwilę. Słowa Velaqa pojawiły się nagle w pamięci Nixy. - Będzie musiał przerwać szkolenie. I to go tak przeraża… Zaraz potem kolejne. - Chce od ciebie więcej… chce znaleźć w tobie tą jedną jedyną rzecz która pozwoli mu i mieć ciebie i ukończyć szkolenie… Wzięła głęboki wdech. Musiała się upewnić.
- Velaq powiedział mi jeszcze coś...
- Hm?
- O wrażliwości na Moc...
Requs uśmiechnął się i nagle świat się zmienił… Zaczęła wyczuwać jego obecność wszędzie dookoła… sama też była jakby w wielu miejscach… Rozum dziewczyny nie chciał przyjąć do wiadomości tego, co przekazują mu zmysły. Nerwowo rozejrzała się dookoła.
- Co…? Co się dzieje?
- Czujesz?
Skinęła głową zszokowana.
- To jest pierwsze twoje doświadczenie, gdy jesteś tego świadoma. Z czasem nauczysz się to kontrolować. A jeśli chcesz to będę tam z tobą by ci pomóc.
- Nie wiem... boję się.
- Masz czas. Masz wybór. I pamiętaj, że to co jest między nami, to co się dzieje wokół jak i twój... talent to zupełnie inne sprawy. Będzie się to przenikać, często kłopotliwie.
Kilka części układanki jakoś zaskoczyło na miejsce… Nixa przypomniała sobie kontakt w podziemiach i zbieżne z nim w czasie bolesne wyostrzenie się wrażliwości na cudze emocje.
- Requs... nadwrażliwość empatii może mieć związek z...
Przerwał jej.
- To nie jest nadwrażliwość empatii.
- Tylko?
- Jesteś wrażliwa na Moc i tyle. Nic na to nie poradzisz.
Skrzywiła się. Towarzystwo z którym miała pracować dzień bez kłótni uznawało za dzień stracony. Dzień… godzinę wręcz.
- Z mojej perspektywy to jakby ktoś mi podkręcił empatię... przy Bayli można oszaleć.
- Z czasem nauczysz się, że jest w tym o wiele więcej.
Może i tak… kwestia czy to dobry pomysł się w tym dłubać.
- Brzmi ciekawie... ale... ja bym samej sobie blastera do rąk nie dała…
- Z pewnego punktu widzenia, jesteś blasterem.
- Nie rozumiem.
- Moc ma wielki potencjał.
A to niby co miało znaczyć? Popatrzyła pytająco. Requs puścił jej dłoń i zamknął oczy… Nixa poczuła, że krzesło na którym siedzi unosi się w powietrze. Wszystkie przedmioty, które leżały luzem zaczęły latać. Dziewczyna zacisnęła dłonie na siedzeniu krzesła, zastanawiając się czy powinna się śmiać, czy wystraszyć.
- Co... jak... możesz mnie postawić?
Latające przedmioty powoli opadły.
- Co to było?
Requs uśmiechnął się przekornie.
- Taka sztuczka. Laski na to strasznie lecą.
Parsknęła śmiechem.
- Nie strasz mnie więcej...
- Ty sama musisz przestać się bać.
- Łatwo powiedzieć... nie boję się o siebie... – w pamięci zabrzmiały słowa Sandera - Oberwałem od ciebie już dwukrotnie… i na więcej nie mam ochoty. a zaraz potem chłodna, wymijająca wypowiedź Katii - Cokolwiek się tam nie stało nie mogłaś zrobić nic innego. A skoro nie wiesz co zrobiłaś to może tak właśnie ma być. Nixa spuściła głowę.
- Boję się że mogę zrobić komuś krzywdę...
- Dlatego powinnaś się uczyć panować nad tym co potrafisz.
Zeltronka zwinęła się w kłębek, w pozycję, która w chwilach strachu czy stresu dawała jednak to złudne, minimalne poczucie bezpieczeństwa…
- …się uczyć.
Medyk delikatnie dotknął jej policzka.
- Nie chcesz się uczyć?
Nie wiem… chcę, ale…
- Żebym chociaż wiedziała o czym mówił Sander...
Requs spojrzał pytająco. Dziewczyna zwinęła się jeszcze bardziej, mocniej obejmując ramionami kolana.
- Coś się stało w schronie, coś zrobiłam, nie wiem, nie pamiętam... w ogóle nie pamiętam pobytu tam… a Katia nie chce odpowiedzieć.
- To nie było dobre miejsce dla ciebie. Ani dla niego szczerze mówiąc.
Zmusiła się do bladego uśmiechu.
- Tyle to i ja wiem.
- Na razie powinnaś to zostawić - z czasem jeśli będzie to potrzebne te wspomnienia wrócą. Wtedy będziesz musiała sobie z tym poradzić. Ale dopiero wtedy, nie teraz.
- … może masz rację.
Przez chwilę milczała, myśląc o swoich towarzyszach… Requs gładził jej dłoń. Jego dotyk uspokajał.
- Martwię się o nich...
- Wiem.
- Wyszłam z tego całego zamieszania chyba najmniej stratna...
Milczał czekając na kolejne słowa.
- Ardo i Darnis stracili statki, Sander swojego droida...
Droid to przecież głównie pamięć, prawda? Spojrzała na Requsa.
- Skopiowałeś dane z T2 prawda?
Na jego twarzy pojawiła się niewinna mina małego chłopca.
- To czy to zrobiłem czy nie jest tajne.
- Requs... jemu naprawdę zależy na tym robocie.
- Wiem, ale to naprawdę jest tajne.
Wyraz jego twarzy nie zmienił się ani odrobinę, przypominał dzieciaka, który coś spsocił. Nixa czuła jednak, że gdzieś pod tą beztroską i opiekuńczością cały czas tkwi ten sam lodowaty spokój, który ją tak przerażał. Postanowiła na razie nie nalegać o dane T2. Nie miała wątpliwości że Requs je miał, postanowiła spróbować innym razem.
- Dokąd lecimy też jest tajne?
- Nie, na Coruscant.
Coruscant. Prawie jak w domu. O tyle dobrze, matka chyba nie sprzedała jeszcze mieszkania, będzie się miała gdzie zatrzymać… zreflektowała się. No tak, pewnie nas gdzieś zakwaterują. Spojrzała na swój szary mundur.
- Dziwnie się w tym czuję.
Requs zamilkł na moment. Zastanowiła się czy dźwięk który z siebie wydał był odkaszlnięciem, czy stłumionym śmiechem.
- Niestety nie mamy nic innego.
- Nixa w wojsku, kto by pomyślał.
- Technicznie rzecz ujmując nie jesteście w wojsku. Ja zresztą też nie.
- To ja się już pogubiłam...
Spojrzała na niego pytająco. Rzucił na stół etui. W środku była holograficzna karta z jego zdjęciem i rzucającym się w oczy napisem „Komisja Wspólna Wywiadu i Działań Specjalnych.” Pod napisem znajdowało się godło Republiki i symbol Zakonu Jedi.
- W co ja się wpakowałam...
- I od razu mówię, ze nie znajdziesz nas w książce telefonicznej.
Nie? Serio? A już myślałam… Nixa poczuła nagłą złość. Prychnęła jak rozzłoszczona kotka.
- Czasem się zastanawiam czy naprawdę masz mnie za kretynkę?
- Nie rozumiem…
Wyglądał na zdziwionego i zaskoczonego jej wybuchem. Zrobiło jej się głupio. Zachowuję się jak rozkapryszona gówniara. Spojrzała w podłogę.
- Przepraszam, nerwy mi puszczają... Przepraszam.
- Nie masz za co.
Podniósł się i głaszcząc Nixę po policzku pocałował ją w czoło. Na moment przytuliła twarz do jego dłoni, potem spojrzała mu w oczy.
- Jak chcesz rozwiązać sprawę nas i Jedi?
- To dobre pytanie. Jeśli będzie trzeba zrezygnuję i tyle… Znaczy z bycia Jedi.
- Tak po prostu?
- No... tak.
Zagadka, jedna wielka zagadka. Może to ją w nim tak zaintrygowało? W jednej chwili beznamiętna maszyna do zabijania, a zaraz potem gotów ot tak po prostu zostawić dla niej całe dotychczasowe życie. Fascynował, przyciągał, czasem przerażał… z całą jasnością dotarło do niej to, co przeczuwała po ich kontakcie w podziemiach – jeśli to nie wyjdzie, to na Requsa lekarstwa nie będzie, pustki zapełnić się nie da… Nixa wstała.
- Znamy się ile? Tydzień? I jesteś gotów zrezygnować dla mnie?
Musiała stanąć na palcach, żeby objąć go za szyję. Silne ramiona otoczyły jej talię, w ciemnobrązowych oczach błyszczała wesołość.
- Myślisz, że nie zauważyłem pewnej... nagłości?
- ...nagłości. Fajne określenie. – uśmiechnęła się - Ja tam po prostu uznałam że chyba zwariowałam.
Zniżył głos do szeptu.
- Też ładnie powiedziane.
Jego bliskość powodowała zawrót głowy… W tej chwili świat mógłby się skończyć, nawet by tego nie dostrzegła. Gdzieś w umyśle zeltronki zdrowy rozsądek cicho protestował przed kolejnym szaleństwem, ale serce uciszyło go kopniakiem. Wtuliła się mocniej w Requsa.
- Przecież ja nic o Tobie nie wiem... – wyszeptała – ale wiesz co?
- Hm?
- Chyba przestaję się bać.
- To mnie bardzo cieszy... strach to nie coś na co zasługujesz. I nie chcę byś się bała.
- Może nareszcie uda mi się jakoś to życie poukładać...
- Chciałbym, żeby ci się udało. I jeszcze lepiej jeśli ja bym w tym życiu miał dla siebie miejsce.
Przecież to oczywiste. Uśmiechnęła się i pocałowała go, lekko i nieśmiało. Odwzajemnił pocałunek, a Nixa poczuła że nogi się pod nią uginają. Nie mogła uwierzyć, że niewinna pieszczota może mieć taką siłę.
- Przecież wiesz że je masz...
Uśmiechnął się, ale w jego oczach pojawił się cień smutku.
- Wiem, ze ty chcesz mi je dać. Oboje chyba jednak wiemy, ze ty i ja to niestety nie wszystko.
Skrzywiła się a jej głos nawet jej samej przypominał grymaszące dziecko.
- Nie psuj chwili... wiem, wiem, że jeszcze się wszystko może popsuć... – wzięła głęboki oddech - Ale tu i teraz mamy siebie... i jeśli nie mogę mieć nic więcej to przynajmniej mam to.
I przynajmniej zostaną wspomnienia, jeśli… Uparty strach dalej wracał. Requs przytulił ją mocno do siebie i nagle poczuła się absolutnie bezpieczna i spokojna.
- Masz, nie martw się o to. Tak długo jak zależy to ode mnie to się nie martw.
Zamknęła oczy, pragnąc z całych sił, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła, żeby mogła tak po prostu trwać tutaj, spokojna, bezpieczna i szczęśliwa. Przerwała ciszę rozmarzonym głosem.
- I dla tej jednej chwili warto było przez to wszystko przejść...
Coś zmieniło się w odbieranych przez nią emocjach medyka. Zmęczenie, wielka ulga, poczucie, że się udało…
- Coś się stało?
- Nic, jestem po prostu zmęczony.
No tak, przecież cała ta przygoda musiała być dla niego równie męcząca… Do tego śmierć braci i obowiązki tutaj… A ja zamiast dać mu wypocząć… Nixa miała poczucie winy.
- Jasne, idź odpocznij, dobrze ci zrobi...
- Nie przez ciebie.
- Ale… może idź się prześpij?
Wziął jej twarz w dłonie, trzymając naprzeciwko swojej.
- N-i-e przez ciebie. Cieszę się, ze jesteś bezpieczna, teraz dopiero czuję jak bardzo mi na tym zależało, jak wiele byłem gotów z siebie dać. I chociaż to wciąż za mało to mnie to cieszy.
Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Nie wiem co powiedzieć... Ja też się o ciebie martwiłam...
- Wiem, przepraszam, że to tak wyszło że myślałaś, ze to był mój koniec tam.
To nie miał być wyrzut… szlag.
- Nie przepraszaj... zrobiłeś co musiałeś...
- Ta.
Jeszcze gorzej… by to cholera. Niemal fizycznie odczuła, jak Requs znów otacza się jakąś mentalną barierą. Przytuliła go do siebie z nieuchwytnym poczuciem, że coś skopała.
- ... jak zresztą zawsze, cholera, nawet o tą truciznę nie jestem w stanie się złościć...
Na jego twarzy znów pojawiła się mina niewinnego chłopczyka.
- Nie było trucizny. A przynajmniej nie taka o jakiej mówiłem. Choroby też nie. Promieniowanie też wam nie groziło… Mamy teraz na różne rzeczy sposoby.
- Oczywiście tajne sposoby?
- Większość. Nie wszystkie.
- Ciekawe czy masz sposób żeby zrobić z naszej bandy sensowny oddział...
Roześmiał się.
- To nie będzie moim zadaniem. Najprawdopodobniej, gdy już wyruszymy poszukać naszego wspólnego znajomego to ja będę jedynie monitorował wasze poczynania. Mamy zakaz bezpośredniego interweniowania do chwili, gdy nie będzie ponad wszelką wątpliwość wiadomo, że mamy winnych. Republika nie chce mieszać się w kolejny konflikt i dmucha na zimne.
Nixa poczuła zawód i jakąś niejasną obawę… Liczyła, że Requs będzie gdzieś w pobliżu kiedy zrobi się nieprzyjemnie… no i jakoś nie miała wątpliwości kto jeszcze może się okazać winnym… Zimne ukłucie w sercu pojawiło się na wspomnienie, że ten sam mężczyzna, który teraz trzymał ją w ramionach, kilka godzin temu wydał rozkaz ogłuszenia wszystkich bez wyjątku. A jeszcze wcześniej mierzył do niej z broni. Z całego serca chciała wierzyć, że nie pociągnąłby za spust…
- Więc wszystko spada na nas?
Ciepły, dodający otuchy uśmiech.
- Niezupełnie. Będziemy z wami w kontakcie, będziemy wam pomagać. Wszystko zależy od definicji ''bezpośredniej interwencji''.
- Mógłbyś powiedzieć coś więcej?
- Sam jeszcze niewiele wiem. Przez moje dotychczasowe zaangażowanie nie mogę się cieszyć takim kredytem zaufania.
Słowa skłaniały do refleksji… Dopiero teraz do niej dotarło, że ich uczucie może nie być mile widziane…
- Chodzi o mnie?
- Nie tylko. O to że byłem jednym z pierwszych przeciwników waszej egzekucji. I o to że ja zaproponowałem takie rozwiązanie jak to, w co jesteście teraz wmieszani.
Egzekucji?! Zrobiło jej się zimno. Takiej ewentualności nie brała pod uwagę… to właśnie by ich czekało w przypadku odmowy współpracy? W końcu nikt nie wiedział gdzie są… i nikt by się nie dowiedział. Po jakie licho ja się pchałam na Arkanię?
- A mogłam dalej podawać drinki na Ord Mantell...
- Heh... a skoro już o tym mowa. Jeśli chcesz się czegoś napić lub odpocząć w trochę – obrzucił kajutę krytycznym spojrzeniem – przyjemniejszej atmosferze to zapraszam do kabin oficerskich.
- Chyba skorzystam.
Uśmiechnęła się dość blado, niezbyt wesołe myśli nie chciały sobie pójść.
- Tia... coś się spieprzy to odstrzelić cywili... zdecydowanie przestaję lubić Republikę... swoją drogą – co w tym wszystkim robi Futrzak? Znaczy Uger.
- Tego właśnie mamy się dowiedzieć. A Republika to taki sam rząd jak każdy inny.
Skrzywiła się. Pamiętała płomienne mowy z ostatnich wyborów.
- Ale niech sobie nie wycierają gęby sprawiedliwością jak takie numery odchodzą... I tak, wiem, że pewnie miałabym inną opinię gdyby sprawa nie dotyczyła bezpośrednio mnie...
- No właśnie, gdybyś była żoną lub matką kogoś kto zginął na przykład w tym bunkrze lub na pokładzie ''Białego Świtu'' to pewnie oczekiwałabyś tego, ze rządzący szybko wskażą winnych. A to, ze oni wskazują często tych kogo im wygodnie…
- Białego Świtu?
- Straciliśmy jeden krążownik w bitwie z arkaniańską flotą.
Skinęła głową, przyjmując fakt do wiadomości ale bez głębszej refleksji.
- No tak. Ja będę czekał u siebie, w porządku?
- To znaczy gdzie? Req, ja nie znam tego statku.
- Na korytarzu jest winda. Pojedź nią na piętro oznaczone C4. Moja kabina ma numer 015. Poza tym załoga wie gdzie mnie szukać.
- I nie będzie się dziwnie patrzeć?
Uśmiech Nixy był tak samo niewinny jak mina Requsa wcześniej.
- Nie. A jak dolecimy na Coruscant to dostaniesz ode mnie wielkiego różowego królika, ok?
Nabrała powietrza w płuca, nie wiedząc czy ma się roześmiać, czy rozzłościć.
- Oż ty draniu. Muszę go przemalować bo mi spokoju nie dasz.
- Sama jesteś sobie winna. A ostatnia próba nie wyszła zwierzakowi na zdrowie.
Odepchnęła go lekko z rozbawionym prychnięciem.
- Sio. Zaraz do ciebie przyjdę!
- Ta jest.
Requs wypuścił ją z objęć. Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek., co skwitował zadowolonym uśmiechem.
- Do zobaczenia.
Drzwi kajuty zamknęły się z cichym szumem. Nixa poczuła, jak natychmiast pojawia się wokół niego mur nie do przebicia. Nie lubiła kiedy to robił, bardzo nie lubiła. Otrząsnęła się z nieprzyjemnego wrażenia. Cóż, skoro miała zaproszenie do strefy dla VIPów to trzeba się było przygotować... Niektóre z kosmetyków na szczęście okazały się mieć na tyle trwałe pojemniki, że przetrwały podziemną przygodę w stanie nadającym się do użytku. Nie można było tego niestety powiedzieć o ubraniach. Cóż, ponoć mundur pasuje na każdą okazję… pomyślała z nagłym przypływem humoru. Przejrzała szafki nad koją… jakaś życzliwa dusza zostawiła jej też przybory do włosów, w tym suszarkę. Po kilku zabiegach zeltronka stwierdziła, że robi się wreszcie do siebie podobna… Po ciepłym prysznicu, w lekkim makijażu i z ułożonymi włosami wyglądała, jakby odmłodniała o kilka lat. Jedne z perfum o dziwo też się uchowały. Spryskała lekko włosy i nadgarstki, po kajucie rozszedł się delikatny, kwiatowo-owocowy zapach. Zadowolona z ogólnego efektu, postanowiła dłużej nie zwlekać.
Na korytarzu i w windzie było zupełnie pusto, nie zauważyła nikogo z załogi. Nieco ją to dziwiło, dopiero co kilku żołnierzy z bronią pilnowało ich w celi, a teraz może się ot tak, swobodnie poruszać po statku… Przez chwilę nawet miała ochotę wybrać się na małe zwiedzanie, ot tak, żeby sprawdzić czy na pewno ma swobodę ruchu, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Niezbyt chciała wracać do celi, a i Requs pewnie byłby niespecjalnie zadowolony, gdyby zamiast skorzystać z jego zaproszenia wybrała się szukać kłopotów. Odnalazła windę. Na podanym przez Requsa piętrze również było pusto. Drzwi kabiny otworzyły się ułamek sekundy po dotknięciu przez nią dzwonka. Obejrzała się jeszcze na korytarz.
- Co tu tak pusto?
- Jest środek nocy.
Według osobistego czasu Nixy było gdzieś koło popołudnia. Zdziwiła się, widząc jak bardzo rozregulowało się jej poczucie czasu.
- Znów jet lag. Środek nocy według czasu Coruscant?
- Tak. Standardowy czas na pokładach wszystkich okrętów.
Rozejrzała się po kwaterze. Wchodziło się do sporego, okrągłego salonu w stonowanych kolorach, urządzonego minimalistycznie i funkcjonalnie. Całość była pedantycznie wręcz wysprzątana. Na lewo i prawo od wejścia po dwoje drzwi, a naprzeciwko wejścia… Nixa zamarła z otwartymi ustami. Znajdowało się tam olbrzymie okno, z widokiem na dziób statku otoczony błękitnymi liniami nadprzestrzeni. Widok dosłownie ją oszołomił.
- Przed nami jeszcze dwie godziny lotu przez nadprzestrzeń. Potem kilka godzin na dolot do celu na normalnym napędzie.
Mruknęła coś potwierdzająco, chociaż słowa Requsa ledwie do niej dotarły. Objął ją ramieniem.
- Imponujące nieprawdaż?
Kolejne potwierdzające mruknięcie, ale jego bliskość przywróciła ją do rzeczywistości. Wskazał jej sofę, stojącą tak, by można było z niej oglądać widok za oknem.
- Usiądź. Czego chcesz się napić?
Na ogół miała sporą odporność na alkohol, ale wolała nie sprawdzać, czy zmęczenie po tej całej przygodzie tego nie zmieniło. Wzrok Nixy cały czas zjeżdżał na nadprzestrzeń.
- Byle nic mocnego.
- Nie ma sprawy.
Requs roześmiał się i dotknął czegoś w ścianie – jedna z płyt odsunęła się z cichym szumem, odsłaniając zapełniony barek, którego wygląd wydał się zeltronce zaskakująco znajomy.
- Na Telos było coś podobnego w kantynie…
- Jak słyszę bywałaś w wielu miejscach Galaktyki.
Spoważniała. Tak, bywała, niekoniecznie z własnego wyboru… Kolejna planeta, kolejna szkoła, kolejna praca, kolejny facet, kolejna zmarnowana szansa… ot i podsumowanie jej zasranego życia.
- Tia... całe życie na walizkach...
- Podobnie jak ja.
- Rekord pobytu to było Coruscant... mamuśka tam aż 3 lata siedziała... – nie była w stanie zamaskować goryczy w głosie – 3 lata w jednej szkole, ewenement...
- Podróżowałaś z rodziną?
- Z matką... ojca prawie nie pamiętam.
Gdzieś na obrzeżach pamięci pojawiły się zatarte już obrazy. Ojciec kupujący jej słodycze w wesołym miasteczku, niosący na barana na jakiejś polnej drodze, wprowadzający za rękę na żaglówkę… Kontrastujący z tym wszystkim obraz kłótni rodziców… Zaraz po tym zaczęły się te ciągłe przeprowadzki a ojciec praktycznie zniknął z jej życia… Potrząsnęła głową i podjęła wątek.
- A mama... robiła karierę, trasa, nagrania... – kolejna fala goryczy – rzeczy w plecak i na statek…
Requs przyglądał się jej, skinął lekko głową, jakby przyjmując do wiadomości co powiedziała.
- Ja żadnego z rodziców nie pamiętam. Varguq i Velaq nas wychowywali.
Był spokojny, nie tym zimnym, przerażającym opanowaniem, ale jak ktoś, kto czuje się bezpiecznie w cichym i spokojnym miejscu. Nie wyczuwała w nim bólu ani smutku, chociaż teraz zrozumiała, ile tak naprawdę stracił. Właściwie… nie, nie zrozumiała… mogła jedynie się domyślać. Podeszła do Requsa, biorąc go za rękę.
- Żałuję że nie mogłam ich lepiej poznać.
- Cóż, i tak bywa.
Milczeli przez chwilę. Nixa przyjrzała się zawartości barku.
- Zrobić ci drinka? Jeszcze parę przepisów pamiętam.
Spojrzała na niego – kończył właśnie coś mieszać. Podał jej pachnący anyżem drink o zielonym kolorze.
- Co to?
- Taka mandaloriańska zabawka.
Uśmiechnął się szeroko… Zeltronka ostrożnie spróbowała drinka, mając nadzieję, że nie będzie to coś, co z miejsca zwali ją z nóg. Drink okazał się słodki, orzeźwiający i z wyraźnym smakiem i zapachem anyżu.
- Niezłe... dasz mi przepis?
- Wódka anyżowa, sok z ananasów i niebieski likier.
- Mam nadzieję że nie będziesz mnie musiał po tym nieść.
Jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy.
- Mogę nieść.
- A ty coś chcesz?
Oparł się o barek i pochylił w jej stronę, w jego spojrzeniu dostrzegła coś w rodzaju wyzwania.
- Zaskocz mnie.
Nixa przez moment szukała w pamięci przepisów… kiedyś znała ich setki, ale część zdążyła zapomnieć. Jeden wydał jej się interesujący. Wymieszała składniki.
- Proszę.
Upił łyk i z uśmiechem wrócił na sofę. Dołączyła do niego.
- Smakuje?
- Mhm.
Uśmiechnęła się niewinnie.
- Na Telos mówią na to "Pocałunek".
Roześmiał się.
- Heh... jak się tak zaczniemy nazwami drinków bawić...
- To co?
Z twarzy zeltronki nie znikał idealnie niewinny uśmiech. Requs spojrzał na nią, a to, co widać było w jego oczach, powodowało u Nixy dreszcz. To nie było zwyczajne pożądanie, nie, widać było, że doskonale wiedział, że może ją mieć… oprócz tego wyzywający wręcz spokój ugruntowanych i opanowanych uczuć… Całość przyprawiała dziewczynę o zawrót głowy silniejszy niż po jakimkolwiek drinku, przypominając o jej własnych pragnieniach i nadziejach z jakimi przyjęła zaproszenie. Requs dopił, nie odrywając od niej wzroku.
- ... to znam kilka bardzo... ciekawych nazw.
- Na przykład?
Głos o dziwo nie odmówił jej jeszcze posłuszeństwa. Mężczyzna uśmiechnął się przewrotnie.
- Ty jeszcze poprzedniego nie dopiłaś.
Przypomniała sobie o trzymanym drinku. Dopiła do jednym haustem i roześmiała się.
- Pytam tylko o nazwę, bo po drugim drinku to ci tu mogę usnąć.
Wyjął jej szklankę z ręki, wrócił do barku i zaczął coś mieszać.
- I na to są sposoby.
- Jakie sposoby?
- Różne, różniste.
Odstawił butelki i przetarł blat. Nixa nie miała zamiaru odpuścić.
- Na przykład?
- Kochanie, przy mnie meble latają.
Leżące w barku owoce zaczęły unosić się w powietrzu. Zeltronka wybuchnęła śmiechem.
- I tak cię kocham, nie musisz się popisywać.
Na jego twarzy pojawił się przewrotny uśmiech.
- Ja się nawet nie zacząłem starać popisać.
- Nie, absolutnie.
Drink, który jej przyniósł był czerwonopomarańczowy. Smakował pomarańczami i owocami leśnymi, gdzieś w tle wyczuwała też ostrzejszy, korzenny posmak imbiru. Uśmiechnęła się.
- Ktoś mi tu wchodzi w kompetencje. Tego też nie znam... Co to?
Stojący za nią Requs nachylił się, jego usta prawie dotykały jej ucha, kiedy delikatnie wyszeptał nazwę, zdecydowanie akcentując każde słowo.
- A Long Slow Comfortable Screw Up Against the Wall.
Jego bliskość powodowała zawrót głowy, a kiedy słowa dotarły do Nixy, odebrało jej mowę. Dopiero po chwili roześmiała się, szczerym, radosnym śmiechem.
- Ok, wygrałeś. Poddaję się. – pokręciła głową zdumiona - Wariat... nawiasem mówiąc - u Jedi uczą robienia drinków?
Mina niewinnego chłopczyka.
- Zależy kto uczy.
- Zawsze będziesz tak wymijać wszystkie moje pytania?
Usiadł obok, obejmując ją.
- Czyli wolałabyś, żebym... wprost ci powiedział tą... ''nazwę'', czy raczej wolałaś sposób z drinkiem?
Będziesz, prawda? Zawsze zagadka… Uśmiechnęła się.
- Akurat nie o to pytanie mi chodziło. A sposób z drinkiem był... interesujący…
Przytuliła się do niego… Wiedziała że używa feromonów, ale to było normalne… Przecież go pragnęła. Chciała czegoś więcej niż tylko niewinnych przytulanek i pocałunków, ale ku własnemu zdumieniu całkowicie oddała inicjatywę. Nie chciała naciskać, nie tym razem, gdzieś podświadomie czując, że to nie jest dobra droga. Każdy inny facet leżałby już u jej stóp, gotów spełnić dowolną zachciankę… każdy inny, ale nie Requs. Może to właśnie tak na nią działało? Obejmował ją, w jego głosie był spokój.
- Wiem, lubię interesujące rzeczy.
- Dobrze wiedzieć. Co jeszcze lubisz?
- Ciszę i spokój. Piękne kobiety.
Uśmiechnął się złośliwie. Oż ty jeden…
- Liczba mnoga wymagana?
- Zależy od kobiety.
Złośliwy uśmiech nie znikał. O ty draniu… Coś musiało odmalować się na jej twarzy albo w oczach.
- Ja się tylko droczę…
- Wiem przecież, wiem. To co, moja kolejka drinka robić?
Pocałował ją z uśmiechem. Pocałunek był delikatny i niewinny, a i tak przebiegł jej dreszcz wzdłuż kręgosłupa… Jak to możliwe? Każde doznanie wielokrotnie silniejsze niż cokolwiek przedtem… Z wysiłkiem wróciła do rzeczywistości.
- Tak czy nie? Kwestia czy masz ochotę?
Uśmiechnął się.
- Mam. A na służbie musze być dopiero jutro.
Z wielką niechęcią wstała z sofy. Przepis przyszedł sam, nie musiała go szukać w pamięci… Ostrożnie nalewała składniki… Cztery równe warstwy… Jakby co to zawsze za barem na życie zarobię, po tej całej służbie dla Republiki. Przeniosła drink, uważając żeby nie wymieszać kolorowych warstw. Requs przymknął oczy i upił łyk, delektując się smakiem.
- Nie sądziłem, ze mam szansę na taką normalność. Tym bardziej po tym co się działo na Arkanii. Dziękuję.
Normalność… czyżby w jego życiu była równie rzadka jak i w jej? Nixa nagle zobaczyła całą scenę z boku… Chłopak i dziewczyna, siedzą sobie przy drinku, rozmawiają, flirtują... pełna sielanka… Obrazek tak zwyczajny i normalny, że aż nienormalny i niezwykły.
- Nie ma za co... ja chyba jeszcze nie do końca uwierzyłam że Arkania została daleko...
- Została.
Dopił drinka.
- Smakował?
- Smakował. Kiedyś go piłem. Dawno temu. Nazwy nie pamiętam. Zabawne dość.
Przyjrzał się pustemu kieliszkowi.
- Dawno temu? No tak, nawet nie wiem ile masz lat...
- Dwadzieścia osiem.
- A drink się nazywa Love Game... jakoś mi pasował do sytuacji…
Uśmiechnął się, patrząc w resztkę alkoholu na dnie kieliszka. Nixa oparła głowę o jego ramię, wtulił twarz w jej włosy.
- Pięknie pachniesz.
Z niezrozumiałych dla siebie przyczyn, zaczerwieniła się. Zachowuję się jak zakochana nastolatka…
- Dziękuje...
- Ja tylko stwierdzam fakt.
Zeltronka poczuła nagłe zakłopotanie.
- Chcesz jeszcze drinka?
Uśmiechnął się.
- Teraz to ty mnie spijasz…
- Nic na siłę...
Brzęk interkomu przerwał jej słowa. Requs podszedł do urządzenia.
- Słucham.
- Odebraliśmy sygnał wywołujący nas do podjęcia komunikacji i odebrania przygotowanej dla nas wiadomości.
Mężczyzna przyjrzał się ekranikowi urządzenia.
- Zaraz tam będę, postępujcie zgodnie z procedurą.
Na służbie dopiero jutro, co? Nixa wstała zrezygnowana i zaczęła sprzątać przy barku. Requs wyłączył urządzenie.
- Przykro mi.
Mi też…
- Ech, jak zwykle. Jak znajdziesz chwilę czasu… – wzruszyła ramionami – To ja wracam do swojej kajuty.
Odwrócił się i pocałował ją. Po raz kolejny ugięły się pod nią nogi.
- Nie musisz… wiesz o tym. – rozejrzał się po kabinie – Ja mogę spać na sofie.
- Nie musisz… wiesz o tym. Długo to zajmie?
- Nie powinno... mam nadzieję.
- To poczekam.
Zrobił krok w kierunku drzwi… zawahał się, odwrócił i pocałował Nixę raz jeszcze, mocniej niż dotąd. Wyszedł szybkim krokiem.

Nixa została sama z mętlikiem uczuć i pragnień, ciągle czując smak jego ust, zapach jego skóry i ciepło jego ciała. Kiedy Requsa przy niej nie było, strach znowu wracał. Obawa, że zmuszony do wyboru, wybierze jednak dawne życie u Jedi. Strach przed pustką, która wtedy zapanuje w jej życiu. Szukała stabilizacji, normalności… miłości i zaryzykowała wiarę, że uda jej się to osiągnąć właśnie z Requsem. Gdzieś w głębi jednak zastanawiała się, co jeśli im się nie uda? Wiedziała, że kolejnej próby nie podejmie… Po ich kontakcie w podziemiach, tym najwspanialszym, najpiękniejszym doznaniu jej życia, wiedziała już, że na Requsa lekarstwa nie ma. Albo on, albo nikt, boleśnie proste. Któraś jej część zastanawiała się, czego będzie jej bardziej brak, jeśli to się nie uda – jego dotyku, pocałunków i fizycznej bliskości, czy tego nieuchwytnego, niematerialnego poczucia miłości i troski, jego obecności zawsze, kiedy tego potrzebowała, nawet, jeśli nie było go bezpośrednio przy niej. Z wysiłkiem udało jej się odepchnąć te obawy.
Rozejrzała się po pomieszczeniu – wszystko było idealnie wysprzątane, nic nie leżało na wierzchu, żadnego plecaka, kurtki czy choćby datapada. Perfekcyjny porządek, aż poczuła się nieswojo, przypomniawszy sobie co w ciągu kilkunastu minut zrobiła z przydzieloną jej kajutą – zapasowy mundur wisiał na oparciu krzesła a kosmetyki leżały porozrzucane na koi i blacie. Usiadła na sofie i przez chwilę wpatrywała się w nadprzestrzeń… Widok, choć imponujący, był jednak dość monotonny. Po chwili zastanowienia uznała, że chyba nie będzie nietaktem, jeśli się trochę rozejrzy.
Pierwsze drzwi, za które zajrzała prowadziły do łazienki… łazienki większej niż cała przydzielona jej kajuta, mieszczącej oprócz prysznica i toalety jeszcze całkiem sporą wannę. Podłoga była wyłożona ciemnoszarym kamieniem, ściany jaśniejszym, przeciętym co jakiś czas drewnem, w którym Nixa rozpoznała pnie drzewa Wroshyrr. Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Coś takiego kosztuje fortunę nawet na planecie, wątpiła czy jej matka w szczycie kariery byłaby w stanie sfinansować sobie coś podobnego. No ślicznie, nic tylko zostać oficerem… Mimo niewątpliwego luksusu łazienka sprawiała jednak wrażenie nienaturalnie sterylnej. Za kolejnymi drzwiami była kuchnia, urządzona w podobny sposób jak łazienka i podobnie jak ona czysta. Jakby nikt nigdy z niej nie korzystał. W kuchni wydzielone było miejsce, jakby jadalnia dla 3-4 osób a na ścianie znajdowało się „okno”. Nixa wycofała się, zaglądając za kolejne drzwi. Za nimi była sypialnia, równie pedantycznie wysprzątana, utrzymana w kolorach bordo i szarości. Wbudowane szafy, przeszklona ściana i duże, równiutko zasłane łóżko. Wyobraźnia zeltronki natychmiast podsunęła jej kilka pomysłów na jego wykorzystanie kiedy Requs wróci… Siła tych pragnień zadziwiła nawet ją samą, wydawało jej się, że zdążyła już ochłonąć. To było czyste szaleństwo, zwykły dotyk wydawał się najczulszą pieszczotą a niewinny pocałunek pozbawiał ją gruntu pod nogami… Czekała na coś więcej, chciała tego jak nigdy w życiu… Otrząsnęła się z wysiłkiem. Ostatnie z pomieszczeń było ciemne i niemal puste, wypełnione wbudowanymi w ściany szafami. Na jego środku stał na stojaku miecz świetlny. Zbliżyła się zaintrygowana. Miał około 40cm długości, jeden jego koniec był lśniąco srebrny, z widocznym zaczepem do pasa, na drugim znajdowało się sześciokątne zgrubienie w kolorze głębokiego złota, jak sądziła to z niego wyłania się ostrze. Poniżej zgrubienia zestaw włączników, niżej przewiązana białym sznurem gumowana powierzchnia, jeszcze niżej mający jakieś 12 cm fragment czarnego, karbowanego metalu. Nixa przyglądała się urządzeniu zafascynowana.
- To jest największy skarb każdego z nas. Jedyna prawdziwa własność.
Spokojny głos Velaqa przewał ciszę pomieszczenia. Zeltronka niemal podskoczyła, wystraszona rozejrzała się dookoła. W drzwiach stała lekko przezroczysta postać Jedi. Nixa zrobiła kilka kroków w tył, rozpaczliwie rozglądając się za innym wyjściem. Na widmowej twarzy Velaqa pojawił się uśmiech.
- Nie musisz się bać, pamiętaj o co Requs cię prosił.
Łatwo powiedzieć. Cofała się, póki za jej plecami nie znalazła się ściana… przylgnęła do niej przerażona. Zjawa przyglądała się zeltronce.
- No tak, nie widzi się czegoś takiego codziennie.
Spojrzał na swoje ręce i z miną bawiącego się kilkulatka zaczął przekładać jedną przez drugą. Nixa nie zaczęła krzyczeć tylko dlatego, że ściśnięte strachem gardło nie było w stanie wydać z siebie dźwięku.
- Radziłbym uważać, gdzie stajesz. Requs lubi tu trzymać swoje zabawki, a one potrafią zabijać. Nigdy nie udało się go przekonać, że rodzinny jacht to nie jest dobre miejsce na zbrojownię. A przynajmniej nie kwatery prywatne.
Próbowała coś powiedzieć, może zacząć krzyczeć… głos kompletnie odmówił jej posłuszeństwa. Czuła przyspieszone przerażeniem bicie serca.
- Nie chciałem cię przestraszyć. Właściwie i tak siedzę tu za długo. Wszystko co miałem powiedzieć już powiedziałem.
Uśmiech, taki sam spokojny i ciepły uśmiech jaki widziała w obozie na Arkanii… kiedy jeszcze żył. To jest sen, to musi być tylko zły sen.
- Nie, obawiam się, że to nie sen Nixo.
Udało jej się wreszcie zmusić głos do działania.
- Jak? Przecież ty...
- Umarłem? Tak. Ale śmierć to nie jest koniec. Życie sług Mocy się nie kończy, jedynie zmienia. A każdy, nawet gdy o tym nie wie, właśnie porządkowi Mocy podlega. Nie mogłem przeżyć tego co stało się na Arkanii, ale mogłem się postarać żebyście wy przeżyli. I żebym pozostał w okolicy, co by was bachory przypilnować.
Ciepły, serdeczny uśmiech. Velaq odwrócił się i wyszedł, dobiegł ją jeszcze jego głos.
- Małe kociaki są słodkie, szczególnie gdy psocą - warto wam zapewniać środowisko do psocenia, bezpieczne.
Nixa prawie wbiegła do pustego już salonu. Znikąd dobiegł ją jeszcze głos.
- A czyż nie jest pięknie patrzeć na psotliwe kociaki?
Zeltronka rozglądała się nerwowo po kabinie. Było pusto, zupełnie pusto i bez żadnych zmian. Czuła przyspieszone bicie serca i drżenie rąk. Jednym skokiem dopadła barku i nalała sobie solidną porcję czegoś mocnego na uspokojenie nerwów. Zwinęła się w kłębek na sofie, patrząc na dziób statku. Nie, tego było zdecydowanie za dużo jak na nią jedną. Groźba egzekucji, przymusowe wcielenie do wojska, teraz jeszcze duchy… a Requs cały czas nie wracał, przy nim poczułaby się bezpieczniej… chociaż wszelkie słodkie marzenia chwilowo wywietrzały jej z głowy. Świadomość, że Velaq cały czas może się plątać w okolicy działała jak lodowaty prysznic.
Coś się nagle zmieniło. Nixa podniosła głowę – za przeszkloną ścianą nie było już błękitnych smug nadprzestrzeni – były gwiazdy i pustka. Zamrugała zdziwiona, próbując zrozumieć co się dzieje.


[Uff. Ponad 36.3 k znakow i 5.7 k wyrazow. Wpis rekordzista jak na razie. Graffis - do your job ;-)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No cóż, zaprowadzono mnie do komnaty i zostawiono. Samego.
Przez chwilę siedziałem tam, gdzie automatycznie nogi mi się ugięły - na łóżku, tępym wzrokiem rozglądając się dookoła. Nie chodziło o to, że byłem śpiący - przynajmniej nie bardzo. Po prostu nagłe zmiany ogłupiły mnie do tego stopnia, że na nic więcej nie było mnie stać. Dopiero po dłuższej chwili, przestałem się rozglądać i zacząłem zauważać.
Pokój - właściwie pokoik - nie był duży. Można by się było posunąć nawet do użycia określenia "maleńki". Ale w porównaniu z tym wszystkim co było do niedawna... cóż, nie wyobrażałem sobie chwilowo większego luksusu. Na łóżku, obok mnie, leżało schludnie złożone w kostkę ubranie. Dopiero po dłuższym poszturchiwaniu mózgu, ten ostatni wyrzucił z siebie słowo "mundur". Rozglądałem się dalej. W ścianie, niedaleko mnie - chociaż w tym pokoju wszystko było "niedaleko mnie" - znajdowały się drzwi. Przyjąłem w miarę bezpieczną opcję, że prowadzą do łazienki. Na niewielkim blacie - i znów można było powiedzieć, że tutaj wszystko jest niewielkie - leżał mój sprzęt. Poczułem na jego widok lekką ulgę. Coś takiego naprawdę trudno było dostać. Przenośnik - prawdopodobnie nadal uszkodzony - spoczywał tuż obok.
W kącie, tuż obok siebie, znajdowały się dwa... hmm... przedmioty. Mały warsztacik i terminal. Głównie z powodu odruchów zbliżyłem się do jednego - kiedy nacisnąłem klawisz odpowiedzialny za uruchamianie, pojawił się napis "przepraszamy, ale dla własnego bezpieczeństwa zostałeś odcięty od sieci". Poczułem niejasną dumę.
Mózg po kolejnej chwili zastoju wyrzucił z siebie słowo "kąpiel". Faktycznie - tamte drzwi skrywały łazienkę. Na haczyku wisiał ręcznik a w prysznicu widać było coś mydłopodobnego. Wzruszyłem ramionami. Skoro przyszykowali mi ten... mundur, to chyba chcieli, żebym się w niego przebrał, nie? Ubrania wyrzuciłem - długi czas w kanałach, trafienie strugą wymiocin i kilka innych wypadków, uczyniły z nich coś na kształt brudnych szmat. Won z tym.
W prysznicu czekał mnie zawód. Nieważne jak długo kręciłem kurkami, otrzymywałem chłodną, zimną, lub lodowato zimną wodę. Zdecydowałem się na chłód. Po raz pierwszy od tak długiego czasu miałem okazję się umyć - fakt, że w zimnej wodzie, ale liczy się samo wydarzenie. Mimo iż temparatura wody była odpychająca, spędziłem w prysznicu czas nieco dłuższy niż zazwyczaj - rozkoszując się strumieniem czystej cieczy. Powoli odzyskiwałem zdolność myślenia. W końcu szum wody ucichł, a ja wyłoniłem się z łazienki w mundurze, w którym czułem się nieco jak idiota. Rzuciłem się na łóżko, założyłem ręce pod głowę i zamknąłem oczy.
Więc... żyjemy.
Przez chwilę delektowałem się to myślą, po prostu czując. Czując twardawe łóżko pode mną. Czując powietrze, które było wyrzucane przez klimatyzację. No... czując jak żyję. To było niesamowite - pozbyć się choć na chwilę tego strachu, który towarzyszył mi aż od wejścia do kanałów. Oddychałem głęboko. Jednak zaraz po tym przyleciały inne wspomnienia. Postanowiłem zrobić sobie mentalny rozrachunek - rozpisać wszystko w takiej myślowej tabeli, po stronie minusów i plusów.
Pierwszy plus pojawił się od razu. "Poznałem Nixę".
To było w pewien sposób niesamowite. Miałem wrażenie, że w końcowej fazie kanałów tylko uczucie które czułem do niej pozwoliło mi zachować zdrowe zmysły. A może nie? Może już oszalałem i po prostu nie zdaję sobie z tego sprawy? Hm... prawdopodobne. Moje myśli znów przesunęły się w kierunku Nixy. Przypomniało mi się, jak w końcu to powiedziałem, a ona odpowiedziała tak smutno... "Wiem. I mi też nie jest z tym łatwo..." - przewróciłem się na bok. A na co innego liczyłeś? Że twoja księżniczka z bajki rzuci ci się w ramiona? Nie. Ona ma już swojego księcia - Requsa. A jedyne co możesz zrobić to... przeszkadzać. Stać na drodze. Przypomniał mi się ten moment, w którym Nixie pękły bariery emocjonalne - to uderzenie bólu, żalu i smutku... Zakładając nawet, że Zeltroni odczuwają znacznie intensywniej niż Twi''lekkowie, to i tak było to potężne. A to wszystko wzięło się z tęsknoty za nim... - przewróciłem się na drugi bok. Prosiła o rozmowę. Teraz się pewnie dogadują i... i... jest szczęśliwa. Oby. A ty co niby chciałeś jej ofiarować? Po prostu się usuń. Stoisz na drodze. A właściwie nie na drodze, ale na krawężniku. Spróbuj zapomnieć. Mówiła, że nie jest jej łatwo. A ty chcesz jej szczęścia, prawda? Chcesz. Chcę. Pamiętasz ten ból po tamtym wypadku? Przez kilka dni nie mogłeś uwierzyć, że jesteś sam. Wegetowałeś. Ale w końcu... zamknąłeś ten ból gdzieś w sobie. Wróciłeś do swojego normalnego - ha! - życia.
Myślenie o tym niczego ci nie da. Więc przestań. Nie dręcz siebie, nie dręcz jej. W jej życiu możesz być tylko przeszkodą. "Jest jej z tym ciężko". Znajdź w sobie miejsce które będzie sadzawką łez i zamknij je.
Ta. Jakby to cholera było takie proste...
Uderzyłem pięścią w ścianę. Mocno. Ręka zabolała. Też mocno. Ta, ból... tego było dużo. Nie tego duchowego, ale fizycznego. W tych kanałach... psiakrew! Ile ja razy oberwałem? Czułem się cały potłuczony i dopiero teraz ciało ośmieliło się zgłosić taką uwagę. Dotknąłem głowy. Chyba, kiedy mnie powalili, ktoś musiał mi zmienić opatrunek. Co jeszcze? Nos, plecy... całokształt. No, ale chyba i tak miałem więcej szczęścia od Darnisa. Chociaż nie, on miał przerażająco cholerne szczęście - niewielu udało się zostać zmiażdżonym przez cokolwiek i przeżyć. Lepiej nie będę się zastanawiał jaki był tego mechanizm - i tak do niczego mądrego nie dojdę. A ja się zastanawiam co to było co ja miałem - szczęście, czy pech? Fakt, że przeżyłem kilka sytuacji w których śmierć przemknęła mi przed oczami, ale z drugiej strony, gdyby sprzyjała mi fortuna, to w ogóle bym tutaj nie wpadł.
Gdzie jeszcze mnie bolało? No cóż, można powiedzieć, że w głowie.Ten... nazwijmy to "ciosem"... Nixy, pozostawił po swoistej eksplozji wrażenie pustki i wypompowania. Nie chciałbym przeżyć tego ponownie. No i było jeszcze... coś. Nie wiem, może w jakiś sposób zginęło, może oddaliłem się na bezpieczną odległość, a może po prostu na chwilę mnie zostawiło, chcąc wrócić później. Ważne było, że w tej chwili tego nie czułem. A może to jest inaczej? Wciąż to czuję, ale przeszedłem nad tym do porządku dziennego? Takie rozważania były straszne. Dawały mi świadomość, że "to" może znów uderzyć - silniejsze i mocniejsze. Tym razem nie dałbym sobie rady.
Co dalej? Ach tak. "Wojsko".
O wojsku właściwie miałem bardzo ogólne pojęcie. Wiedziałem, że gdzieś tam jest, wymaga się go do rozpoczęcia wojny a aby się tam dostać, należy przejść jakiś trening czy coś. To ostatnie sformułowanie podlegało właśnie dogłębnej weryfikacji. No cóż, mogło być gorzej. Musimy po prostu kogoś znaleźć, prawda? Proste. Jeśli będzie to gdzieś w pobliżu Coruscant, moje imię, a właściwie pseudonim "Overload" będzie działało w pewnych kręgach niczym cudowny klucz. Miałem tam... no, może nie przyjaciół, a znajomych. Mogłem zarzucić sieci i czekać aż coś w nie wpadnie. A jeśli zostawią nas gdzieś dalej... cóż, wypracujemy sobie reputację. To nie było trudne. U nas - hakerów - jeśli ktoś był dobry, mógł szybko dotrzeć na szczyt. Mógł włamać się do któregoś, uważanego za kogoś lepszego. Wtedy automatycznie stwierdzano, że ma nad nim przewagę. A jeśli ktoś uważał się za "wszechpotężnego mistrza hackingu" mógł szybko stracić swoją dumę, wraz z plikami. Byłem dumny, że pomimo wielu prób, nikomu, nigdy, nie udało się mnie złamać. Nikt nie przebił się przez moje zapory - a sporo próbowało. Po prostu miałem renomę. Słuszną. Ale nie spieszyło mi się na szczyt. Tam można znaleźć jedynie nóż we własnych plecach. Po co mi coś takiego?
Wracając do "służby" - perspektywa nagrody niezbyt mnie kręciła. Kredytów nigdy mi nie brakowało, a mogłem zdobyć więcej. Ale... istnieją części. Części i podzespoły zarezerwowanie dla armii, a których nie da się znaleźć na jakimkolwiek czarnym rynku. Może... udałoby mi się je zdobyć? Postaram się.
Kolejnym, potężnym minusem, była strata T2. A właściwie nie tyle samego droida - powłokę "cielesną" zawsze dało się przerobić - a właściwie jego danych. Bo nie dość, że eksperymentowałem nieco z prawdziwą SI, to zawierał jeszcze dane. Różne, najróżniejsze - choćby dowody które miały posłużyć jako "zabezpieczacz", przy nie do końca legalnych transakcjach. Sporo wykonanych przeze mnie programów i planów - w tym droidów o "podwójnej osobowości". Pliki... prywatne. Pamiętnik z czasów - dobrych czasów, w których uważałem, że prowadzenie czegoś takiego może być zabawne - które teraz jednak wolałbym zapomnieć. Wiele różnych rzeczy. No cóż, psiakrew, przepadło. Trzeba będzie zdobyć nowego droida. Co prawda myśl o współpracy z niedotartą, fabryczną puszką była nieco straszna, ale pocieszało mnie to, że wszystko można przerobić. Cóż... jak tylko gdzieś wylądujemy, to sprawię sobie jednego.
No i przenośnik. Podniosłem się do siadu i spojrzałem na niego. Skoro jest tu już warsztacik...
Uszkodzenie było... niebezpieczne. Metal po uderzeniu wygiął się, przebił wyświetlacz i kilka innych kabli - wszystko trzeba było wymienić. Próba uruchomienia, mogła się zakończyć potężnym porażeniem prądem. A tutaj - cholera - nie było żadnych części! Ech... kolejna sprawa do załatwienia. No cóż, wolę mieć dużo pracy. Umysł wtedy się koncentruje i przestaje roztkliwiać się nad sobą. Przydałoby mi się cholernie dużo do roboty. Naprawdę cholernie dużo.
Znów przez chwilę dryfowałem na oceanie bezmyślności. Tak... towarzysze. Trzeba będzie się jakoś z nimi poznać. Skoro jesteśmy już skazani na jakąś akcję... To nie mam w sumie wyboru. Chyba najpierw ich przeproszę - za wszystko co powiedziałem i zrobiłem. Chwilowo nie przypominałem sobie niczego, ale byłem pewien, że coś takiego musiało się zdarzyć. Taa.. cały ja. W pierwszej chwili gotowy na wszystko, po przycichnięciu - przepraszający i skruszony. Nie wiem... postawię im jakiegoś drinka, czy cuś. Nie wiem. Nie będę próbował się zaprzyjaźniać - w końcu to ma być tylko jedna misja, a potem wynagrodzenie i pa pa! Po prostu postaram się nastawić ich do siebie pozytywnie. Przyda się. Zapobiegnie tarciom. I w ogóle.
Zdumiało mnie to, że w chwili obecnej nie czułem się tak beznadziejnie. W kanałach była ta niepewność i strach. Tutaj przyszłość była dla mnie - w miarę - jasna. A co do strachu... nie wiem. Chyba gdzieś zniknął. Przynajmniej mi nie dokucza. Pewne części mojej psychiki były przygniecione Nixą i sprawami z nią związanymi, ale reszta, nie zwracając na to uwagi, pracowała całkiem spokojnie. Nie byłem radosny, ale nie byłem przestraszony. Czułem swoją złość - na siebie i na Requsa, ale miałem nadzieję, że to niedługo przejdzie. Oby.
Znów przewróciłem się na plecy. Poczułem... zmianę. Trudno wytłumaczalną, ale odczuwaną już wcześniej. Drżenie także ustało. Wniosek był jeden - wyskoczyliśmy z nadprzestrzeni i teraz zbliżamy się ku jakiejś planecie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Tu Requs. Po odebraniu transmisji proszę ją przerzucić na wewnętrzną sieć mojej Sali Dowodzenia. Nie rozkodowywać, nie robić z nią nic. Natychmiast kontynuować podróż do ustalonego celu.
- Tak jest. Czekamy na przekaz transmisji.
Stał na korytarzu kilka metrów od drzwi swojej kabiny. Pochodziła ze starych czasów, innych lat, gdy wszystko było bardziej ułożone i spokojniejsze. Gdy ten jacht był jego, gdy życie było jego, gdy była w nim przyszłość. Zanim wszystko trafił szlag. I teraz znowu może się zacząć. Ta komnata z której wyszedł to było jego sanktuarium, świątynia wspomnień, tego co zostało za nim, miejsce które miało bronić przez błędami już samym tym z czym się wiązało.
Szybki chód doprowadził go do specjalnego przejścia, zabezpieczonego nie tylko elektronicznymi metodami. Gdy znalazł się już w najbardziej prywatnej sekcji całego jachtu, poczuł wzbierający w sobie gniew i wyrzut. Obiecał sobie, że nie będzie więcej pakował się w coś takiego. Nie było sensu, nie było potrzeby. Pamiętał wielogodzinne rozmowy z Velaq’iem, pamiętał jak go przekonywał, że nie jest mądrze tak bardzo zagłębiać się w tym bólu który stał się jego udziałem, że to co tak naprawdę nie ma sensu to niszczenie siebie. Nie było jednak nic co było w stanie zerwać połączenie z przeszłością – winą, bólem, stratą. Czuł czego Nixa pragnęła, czuł czego oczekiwała, na co liczyła.
Kroki ustały, zaraz przed wejściem do Sali Dowodzenia.
A ja niczego z tego nie mogę dać, nie ważne jak chcę. Co z tego, że chcę jej szczęścia, co z tego że wszystko co powiedziałem jest prawdą…
Zimna furia, która w nim narosła wzięła górę, pięść uderzyła w stalową płytę ściany korytarza. Jeszcze raz. I jeszcze raz. Z każdym ciosem trzaskały kości, pękała skóra, krew zalewała szarość metalu i jego mundur. Przy każdym uderzeniu z jego ust wyrywała się kolejna sylaba.
- Chcę cho –le – ra chcę!!! Cze – mu mi nie po – zwo – lisz!!!
Upadł na kolana, trzymając krwawą miazgę dłoni… słone łzy spadły na pokład, który zadrżał. Wskoczyli w nadprzestrzeń. Wstał i przeszedł przez zamknięte wcześniej drzwi. Sferyczne pomieszczenie, ścięte na dole i górze w płaszczyzny tworzące podłogę i sufit. Środek tej podłogi stanowił okrąg wysypany żwirem z kamiennym blokiem na środku. Requs zajął na nim miejsce i Mocą uruchomił panel komunikacyjny. W czasie transmisja była dekodowana, on szybko owinął dłoń oderwanym rękawem munduru. W dwóch miejscach biel kości wystawała przez poszarpaną skórę. Ktoś mógłby uznać to za zupełnie nienormalne, ktoś mógłby powiedzieć, że właściwym rozwiązaniem, było spełnić pragnienie Nixy, a nie tłuc pięścią o ścianę. Mieliby racje… Wiedział, że nie tak to powinno wyglądać. Żałował w tej chwili jak nigdy, że był tak strasznym wykolejeńcem.
- Requsie. Wiem, że nie ucieszysz się widząc właśnie mnie, ale muszę ci koniecznie przekazać informacje od Apsqi. Wycofano wszelkie poparcie dla działań naszej Komisji. W efekcie cofnięto moratorium na zatrzymanie twoich przyjaciół. Wszystko co zdążył mi przekazać to, to że was cel ostatnio był widziany na Selonii. Mam nadzieję, że wiesz co to znaczy i zrobisz z tego właściwy użytek. – hologram kobiety w szacie Jedi, zamilkł na chwilę i dopiero po chwili, innym mniej oficjalnym ale bardziej zatroskanym tonem przemówił znowu – Proszę cię… nie pozwól, by znowu doszło do jakiejś tragedii… Niech Moc będzie z tobą.
Hologram zniknął, a Requs jeszcze przez chwilę siedział w milczeniu, kontemplując czego się właśnie dowiedział. Dość, trzeba działać. Wyjął komunikator.
- Tu Requs, opuszczamy nadprzestrzeń, wytyczyć kurs na Selonię.
- Tak…
Potwierdzenie zostało przerwane, przez gwałtowny jęk napędu nadprzestrzennego. Requs przewrócił się na ziemię, upadł na zranioną dłoń rzucony przez nagłą zmianę pędu. Dobrze, przynajmniej będzie wymówka. Gdy się podnosił, komunikator już miał przy ustach.
- Raport, raport!
- Dwa diktory, włączyliśmy pełną moc silników, będziemy wolni za kilka sekund, awaryjne koordynaty wyznaczone, kurs skoku za 5… 4…
- Chcę mieć nagranie tych statków, jak najszybciej, zaraz jestem na mostku.
Wyszedł z Sali Dowodzenia drugim korytarzem, prosto na mostek, gdzie nie było już chaosu. Wszyscy wrócili po pierwszym szoku do swoich obowiązków, mimo wyjących syren alarmów. Wyrwali się już z promieni ściągających jednego z ciężkich republikańskich krążowników, drugi nie mógł jeszcze swoich uruchomić, czekając aż chłodzenie rdzenia studni grawitacyjnej obniży jego temperaturę na tyle, by bezpiecznie można było używać innych urządzeń. Oficer wachtowy szybko wydawał kolejne rozkazy:
- Gotowi do skoku, wolni od środków e-war. Awaryjny skok, na mój znak: 3… 2… 1… MARK!
Gwiazdy rozciągnęły się w smugi i jacht jednym rzutem pokonał kilka lat świetlnych, po czym nagle wrócił do normalnej przestrzeni.
- Co jest… ??? – kilka gardeł nie utrzymało ciszy, jako powinna panować w tym momencie.
- Maszynownia zgłasza uszkodzenia hipernapędu, napęd rezerwowy za pół minuty. Kurs kapitanie?
Requs spojrzał na oficera wachtowego. Przywołał w pamięci mapę Galaktyki. Jak ich zmylić…
- Półskok na Ord Mantell, stamtąd Obroa-Skai, Recopia i Selonia. Już!
Nawigatorzy błyskawicznie zliczali trasę, byli gotowi w osiem, głośno wyliczonych przez oficera wachtowego, sekund po uruchomieniu rezerwowego napędu. Dopiero wtedy okręt obrócił się w stronę gdzie miał skakać i przyspieszył do prędkości światła. Do ostatniej chwili żaden klaster sensorów ani pozostawiona boja nie wykryły sygnatur statków w pobliżu ich przymusowego postoju. Requs przyglądał jasno błyszczącemu tunelowi nadprzestrzeni – albo mieli wiele szczęścia trafiając na idiotę dowodzącego tamtą grupą, albo już byli martwi.
- Czas do celu?
- Dwa dni, czternaście godzin.
Kapitan skinął głową.
- Spotkanie oficerów i wyznaczonej przeze mnie załogi w pokoju bitewnym na dziesięć godzin przed dolotem. W to wliczają się nasi goście.
- Dowódco, ręka…
Dopiero teraz Requs na nowo poczuł ból dłoni. Jedyne co trzymało go teraz w spokoju to, to ze nie tylko on patrzył dokładnie w ten korytarz niebieskiego światła rwanego przez pędzący jacht. Z drugiej strony, tak bardzo jak podtrzymywało go to w spokoju i przy sile, tak samo budziło w nim niepokój i wspomnienie bólu z przeszłości.
- Mam złe przeczucia, naprawdę złe…

KONIEC PROLOGU


[GM Voice]
Co się dzieje teraz? Nadszedł po pierwsze czas podsumowania dotychczasowych przygód. Przygotuję to w formie osobnego wpisu w najbliższych dniach. Znajdzie się on tu, oraz na moim gs’ie. W tym czasie wy drodzy gracze też macie szansę wypowiedzieć się na temat tego jak do tej pory się wam grało w tym właśnie temacie. I dla mnie jest to bardzo ważne. Dzięki temu, że dacie znać co wam się podoba, co nie, czego chcecie więcej, czego mniej mogę takie zmiany wprowadzać. Jeśli macie jakieś życzenia lub uwagi, których nie chcecie przekazywać na forum możecie oczywiście odezwać się na priv. Chciałbym też zaznaczyć, że za krytykę nie będziecie karani ani wy, ani wasze postacie. Mało tego za konstruktywne uwagi możecie spodziewać się nawet większej przychylności Mocy w kolejnych częściach.
Po opublikowaniu podsumowania napisze nową wersję stickiego oraz jego specjalną wersję na czas rekrutowania nowych graczy. Z tym wiąże się przeprowadzenie owej rekrutacji, w tym sprawdzenie nowych graczy. Od was już grających oczekuję też rozwinięcia historii postaci, które dostarczyliście mi na początku. Chodzi o to, że teraz będą one odgrywały o wiele większą rolę.
Potem napiszę krótkie wprowadzenie do kolejnego rozdziału gry, krótko po którym nastąpi start kolejnej części gry.
Ile to wszystko potrwa? Nie mam pojęcia – zależy to w gruncie rzeczy od tego jak szybko będzie mi szło pisanie tych wszystkich rzeczy. Materiału jest sporo więc może to chwilę zająć, nie chcę na razie obiecywać jakichkolwiek terminów.

Poza tym zaś…
Dziękuję wszystkim za dotychczasową grę. Prawie rok grania, ponad 200 postów będących dobry lub nawet bardzo dobrym fRPG, a przede wszystkim widoczna tendencja wzrostowa jeśli chodzi o jakość. Jestem dumny mogąc prowadzić i uczestniczyć w takiej grze. Dziękuję raz jeszcze i mam nadzieję, że ta przygoda będzie trwać.
Jeszcze raz proszę też o wasze opinie i sugestie.

Pozdrawiam
G.

P.S.
GM wciska pauzę ;)
[/GM Voice]

[GM Pause Button Mode]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Nawet nie wiem czy użyć nawiasu kwadratowego czy nie, więc na wszelki wypadek go zostawię :)
Ode mnie krytyki się nie spodziewaj. Ja z niejednego fRPGowego pieca chleb jadłem, ale wypiek "Mady by Graffis" (pełnoziarnisty) smakuje mi najbardziej. No właśnie - smakuje, nie smakował. Dla mnie ta gra zaczęła się rozkręcać dopiero od ostatniego powrotu i dzięki niech będą Fumiko która nas zmotywowała :)
Ale wróćmy do uzasadniania tego co to ja powiedziałem na początku. Z takich "profesjonalniejszych" fRPG, na forum są Zapomniane Krainy i Gothic 2. Jeśli chodzi o te pierwsze - są kłopoty z nowymi graczami i "rozbestwieniem" drużyny (która ostatnio, wyposażona w pordzewiały i przestarzały sprzęt bez najmniejszych problemów przejechała się po niezwykle licznym patrolu drowów (!). A Gothic... Cóż, mam wrażenie, że gigant chyli się ku upadkowi - a jak wiadomo, im coś jest większe, tym upada dłużej i boleśniej. Co do SW... No dobra, ten temat jest jeszcze strasznie krótkie w porównaniu do tych dwóch. Ale przewyższenie ich to tylko kwestia czasu :). Jest nas pięciu graczy a niedługo mają dołączyć kolejni. Przyszłość (SW, nie naszych postaci) rysuje się w złotych barwach. Takim drobnym wskaźnikiem, że wymiatamy, jest to, że w rankingu tematów freestyle zajmujemy 17 miejsce pod względem liczba znaków/ post, a jeśli brać same fRPG jesteśmy... drudzy. Przed nami plącze się jeszcze Arathum, które też chyli się ku upadkowi - wiem, bo pisałem. Rozwijamy się :)
W tej grze podoba mi się to, że duży nacisk położony jest na odgrywanie postaci. Nie lecimy przed siebie, a raczej kontemplujemy chwile, a każda z naszych growych powłok przeżywa je inaczej. A sesje na IRCu... cóż, jestem raczej bliżej "przeciw" niźli "za", ale od czasu do czasu, z jakichś ważniejszych powodów chętnie zmienię okienko pisania posta na wąską belkę u dołu ekranu.
Chciałem pogratulować i podziękować MG, za to, że tworzy pierwszego (jak dla mnie) długo działającego (bo taki będzie, prawda? Takie długawe przestoje nie będą się już zdarzały, nie?) fRPG. I to naprawdę dobrego fRPG. Kiedyś chciałem się bawić w Mistrza i wiem, że jest to dosyć trudne. Tym bardziej gratuluję. No i dziękuję za to, że - między innymi - dzięki tobie, wyrobiłem sobie styl literacki (chociaż to określenie jest takie nieco na wyrost w tym przypadku).
Dziękuję też współgraczom - Skaybayowi, Kryhuu''owi, Kubie 121 i - zwłaszcza - Fumiko, która zawsze była gotowa wrzaskiem... znaczy, zawsze była gotowa zmotywować mnie, do napisania posta do SW, a także zdołała namówić MG do wykopania gry z grobu. :)
Jak tak patrzę na swojego posta, to widzę, że uzbierały mi się jakieś straszliwe ilości pochwał i podziękowań, ale... co tam. Z okazji końca prologu chyba wolno, nie?
Życzę Wam i sobie, aby SW trwało i trwało, a w przyszłości stało się ikoną gramowych fRPG. O!
Za ewentualne błędy i głupio brzmiące sformułowania przepraszam, ale miejcie na uwadze to, że posta piszę pod wpływem impulsu, po dość męczącym dniu. :)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Heh, ja tam właśnie od SW - fRPG zaczęłam przygodę z forumowymi grami. Chwilę mi zajęło zanim złapałam rytm i specyfikę, co chyba nawet widać po początkowych postach, ale zdaje się że już jest ok.
Jeśli chodzi o zastrzeżenia to dostajesz je w sumie na bieżąco, tak moje jak i te, które przekazują mi (tylko dlaczego do cholery właśnie mi) inni. Główne minusy - brak opisów postaci, NPCe są bezcieleśni a po tym roku grania ja dalej nie wiem jak wygląda facet mojej postaci (i nie, nie odczepię się) oraz to, że niekiedy opisanej sytuacji zwyczajnie się nie da rozgryźć bez taktycznej mapy sytuacyjnej. A to że ja i Ty conieco się w takowych mapach orientujemy to nie znaczy że reszta też musi.
Plusy: potrafisz namotać. I to solidnie. Fajne sytuacje, ciekawe zwroty akcji... oby więcej i mam nadzieję, że teraz historie postaci będą coraz istotniejsze. Tak postaci graczy jak i NPCów.
I korzystając z okazji informuję Skaybaya, Kubę121 i Kryhuu''a że po odpauzowaniu mam zamiar korzystać w pełni z danego mi przez MG błogosławieństwa na męczenie reszty o wpisy ;-) To nie jest groźba - to jest obietnica.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wszystkich chciałbym prosić o wyrozumiałość. Ilość pracy w ostatnich dniach i tygodniach jest przytłaczająca. Już teraz wiem, że do początku czerwca może być naprawdę ciężko, ale przez najbliższe trzy tygodnie będzie bardzo ciężko. Jeśli dożyję wielkanocnego poniedziałku sytuacja powinna sie poprawić. Do tego czasu w wolnych chwilach postaram się poupychać skrawki podsumowania i innych obiecanych rzeczy. Nie zapomniałem o grze, nie pozwolę by tak po prostu umarła - zwyczajnie studia medyczne są jakie są :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przypomnienie tego od czego zaczęliśmy grę, czyli powrót do pierwszej części fabuły i wprowadzenia w realia świata gry:

Czas akcji: 990 lat przed Nową Nadzieją. Mija 10 lat od Siódmej Bitwy na Ruusan zakończonej ostatecznym zniszczeniem Bractwa Sithów i śmiercią wielu Jedi. Republika wychodzi z Mrocznego wieku i powoli odzyskuje siły. Mieszkańcy Światów Środka nie doświadczeni wojenną zawieruchą zwracają swój wzrok w stronę planet, które udzieliły jakiejkolwiek pomocy przeciwnikom Republiki. Tracący wpływy w Senacie Zakon Jedi nie może powstrzymać coraz bardziej zaborczej i agresywnej polityki. Nikt jednak nie protestuje, gdy Senat sankcjonuje wzmocnienie militarnych garnizonów na Brentaalu, Camaas, Tepasi, Velusi, Hok, Carridzie i Anaxes. Zabezpieczenie skrzyżowania Drogi Hydiańskiej i Perlemiańskiej wydaje się być niezbędne dla podtrzymania łączności handlowej. Wkrótce jednak na jednej z planet w okolicy wzrasta zaniepokojenie: Arkaniańskie Dominium wyczuwa zagrożenie i gdy dwa patrolowce Republiki muszą awaryjnie lądować w Trade City napięcie dochodzi do punktu, w którym wojna wydaje się być nieunikniona. Senat zaskoczony histeryczną reakcją Dominium wysyła swoich ambasadorów, podobno w towarzystwie Jedi. Coś jednak idzie nie tak jak powinno i jeden z emisariuszy zostaje najprawdopodobniej porwany. Krążowniki Republikańskie pędza od jednego węzła do drugiego, by przegrupować się nad Kiribi, podczas gdy na Arkanii zostaje ogłoszony stan wyjątkowy - wszystkie porty pozostaną zamknięte do odwołania...
Obok jednego z nich w niewielkim mieści Berhak, niedaleko na południe od Trade City w zatęchłym i obskurnym hotelu kilku osobników pragnie przetrwać zawieruchę i wrócić do swego życia. Wkrótce jednak ta porwie ich do dzikiego tańca z przeznaczeniem, własnymi słabościami i śmiercią.

14:10, 18 wrzesień, 9 lat po bitwie na Ruusan, Trade City, Arkania – Kolonie
…jeśli te informacje się potwierdzą, może to oznaczać koniec negocjacji z Republiką, a to doprowadzi bezpośrednio do wojny. Jak twierdzą nasi informatorzy nad Kiribi obecnie znajduje się około stu okrętów liniowych co zdaniem większości ekspertów stanowi ponad połowę środków, które Republika może zmobilizować bez opuszczania swoich zewnętrznych światów.
- Argeth, czy możesz wyjaśnić widzom dlaczego ten zamach może doprowadzić do republikańskiej agresji?
- Obawiam się, że w tym pesymistycznym scenariuszu to nie Republika będzie stroną atakującą. Jak wiemy gabinet premiera Dominium Ezgha Ghoziego był bardzo przeciwny jakiejkolwiek republikańskiej obecności choćby w pobliżu Arkanii. Tymczasem dzisiejszy zamach bombowy na kompleks republikańskiej ambasady ujawnił, że wojska Republiki już od nieokreślonego czasu przebywały na planecie. Właśnie teraz powinniście państwo oglądać zdjęcia sprzed około godziny, kiedy to dotarły tu pierwsze kamery, a teren wokół miejsca wybuchu nie był jeszcze zamknięty. Wyraźnie widać tu ciała 7 ludzi w mundurach republikańskich sił, nasz ekspert generał Vosik zidentyfikował je jako jeden z elitarnych oddziałów VI Brygady Zmechanizowanej Piechoty Desantowej o nazwie Ruusan Maruders. Formacja ta była ostatnia, która opuściła powierzchnię planety po bitwie 9 lat temu. Są często nazywani przyboczną strażą Jedi, stąd niektórzy wiążą ich obecność na Arkanii z domniemaną misją dyplomatyczną ambasadora Zakonu. Dlatego też wiele osób nawołuje do zachowania spokoju i poczekania na oficjalny komunikat ministra spraw wewnętrznych i wywiadu, który ma mieć miejsce za około pół godziny.
- Czy to znaczy, że Arkanianie źle i pospiesznie interpretują obecność obcych wojsk na planecie?
- Nie wiem. Jest przyjęte w procesach dyplomatycznych, że ambasador może przyjechać z własną kilkuosobową ochroną, za zgodą lokalnych władz. Nie mamy informacji, jakoby ta zgoda została wydana, ale nie ma też powodów by twierdzić, że premier Ghozi tego zabronił. Jeśli chodzi o Arkanian to bliższe wydaje im się stanowisko radykalnej opozycjonistki, profesora Mushkathe. W radiowej odezwie zaapelowała ona do narodu, by zebrał się na Placu Dominium około szóstej „gotów do wzięcia odwetu na republikańskich najeźdźcach.” Już teraz trwają tam sporadyczne zamieszki. Siły Bezpieczeństwa obstawiły Plac, jednak nie są w stanie zapewnić obecnym bezpieczeństwa. Stąd apel, aby mieszkańcy pozostali w …
- Dziękuję Argeth, oto był raport na żywo z miejsca wybuchu. W studiu są ze mną…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować