Zaloguj się, aby obserwować  
menelsmaster

Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

4049 postów w tym temacie

[wróble kwaczą, że już po sesji, także nie narzekac :P]

"Cholerni turyści" pomyślała brunatno-brudna rybka umykając przed kolejną stopą, zanurzającą się w mętnej toni. "Coraz więcej ich tu, do jasnej cholery! Chamstwo! A ja nawet zębów nie mam!". Pokręciła głową i odpłynęła kawałek dalej.

Elf poprawił koszulę przy szyi. Robiło się z deka zimno, czemu nie należy się dziwic. Często tak bywa, gdy brodzi się w wodzie, a buty wraz ze znaczną częścią spodni przemakają.
- To nasz priorytet Phil, ten strażnik.
- Jest mój, nawet nie spadnie z wieży.
- Przygotujcie się, musimy podejść jak najciszej do obozu i wszystkich wyrżnąć. Nie moż...
Phil skupił się na powolnym poruszaniu się naprzód, zastanawiając się jakby tu uderzyc strażnika. Trafienie nie było problemem, nawet z dalszej odległości byłoby łatwo. Ork to stosunkowo sporych rozmiarów cel. Jednakże, ten strzał musiał byc precyzyjny. Jednak najgorszym czynnikiem do ustalenia była siła strzału. Jeżeli strzała pomknie z siłą zbyt dużą, ork po prostu przewróci się do tyłu. Jeżeli będzie zbyt słaba, może go nawet nie zadrapac. Strzał po łuku nie wchodził w grę, wieżyczka posiadała daszek. "Coraz sprytniejsi Ci skubańcy" Faktycznie, obóz był dośc dobrze obwarowany. Elf zmienił nieco kierunek marszu starając się powodowac jak najmniejszy hałas. Nie chciał iśc długo i bezszelestnie, nie zależało mu aby czekac na to, aż stanie się całkiem jasno... PLUM.
"Cholera jasna..." Elf z niepokojem popatrzył na strażnika. Wydawało się, że nie słyszał potknięcia elfa. Phil pozbierał się i przeszedł jeszcze kilka kroków. Obserwował teraz orczego strażnika. Jak większośc orków był nie osłonięty na twarzy i szyi. Łowca rozpatrzył możliwości, naciągnął łuk i wystrzelił. Strzała pomknęła po delikatnym łuku w stronę wypatrującego w ciemnościach niebezpieczeństwa, orka. Phil uwielbiał ten dźwięk, strzały mknącej przez świeże powietrze, forkoczące lotki i w końcu głuche uderzenie.
Ork wykonał nieokreślony ruch rękoma i spróbował krzyknąc, wydac z siebie jakiś dźwięk. Ale wyszedł z tego tylko świst. Zachwiał się ze strzałą utkwioną dokładnie w dołku pod gardłem, między obojczykami. Uderzył plecami w słupek podtrzymujący zadaszenie. Osunął się na deski wydając z siebie jeszcze przez chwilę cichy świst, który po chwili ustał.
Łowca opuścił łuk. Upewnił się, że ork nie spadnie z rusztowania i dał znak reszcie, że droga wolna.

Wydawało się, że nikt nie zwrócił uwagi na pochodnie strąconą przez bezwładnego orka, której płomienie zaczynały teraz lizac podłoże stróżówki...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Halooo... panie (Eileen!) i panowie (cała reszta!), kiedy łaskawie coś napiszecie? A tak w ogóle to wiecie, że jest dzień, a nie noc? :P ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin „szedł” po brodę zamoczony w wodzie niosąc Kasjusza i miał nieodparte wrażenie, ze po wejściu do rzeki ciężar zwiększył się o coś niziołkowatego.
-Bul , bul bul...
-Farin mówiłeś coś ?
-Próbowałem.
-To dobrze, nie jest ci za ciężko?
-Masz rację Eil.- Wojownik wyprostował się i zrzucił pasażerów, Furr zdążył złapać się jego ramion.
- O co chodzi ?
- Mam dosyć tego... od rana cały czas biegamy, co za paranoja. Trzeba będzie zgubić pościg krasnoludzkim sposobem.
- Czyli ?
Farin zastanawiał się czy opowiedzieć jedną z biesiadnych lekcji wujka Drurina o wyższości uciekających kobiet nad napastnikami w opuszczonych spodniach, jednak postanowił odwołać się do swojej wiedzy.
-Przeciwnik z odciętą głową zazwyczaj biega wolniej.- Stwierdził po czym ruszył w kierunku obozu.
- Do smoka w drugą stronę...- zauważył Kasjusz.
- Zapytam się tylko tamtych czy nie mają czegoś na wzmocnienie... chętnie bym się czegoś napił.
Po chwili krasnolud zanurzył się w wodzie.
-Będzie pływać czy jak ?
Nad wodą ukazał się kamień wielkości głowy która wynurzyła się obok.
-Po co ci ten kamień ?- W odpowiedzi Phil uzyskał tylko uśmiech wojownika który zamachnął się i wyrzucił pocisk w stronę obozu. Z oddali dobiegł wrzask.
-TAK WY PO!@$#@$%^NE BYDLAKI WY!@$@#%$#^%#@CIE ALBO SAM DO WAS PRZYJDĘ!!
-Wystrzelają nas jak kaczki...
- Racja.- Stwierdził Farin i po krótkim namyśle wskazał na Almara.- Ty z tym blatem czy tam drzwiami.
-To pawęż...
-Też ładnie, osłaniaj nas.
-Wszystkich jednocześnie?!
- Jak uważasz że sam nie potrzebujesz osłony to jeszcze lepiej. Chodź Furr jesteś mi potrzebny.
Z obozu wybiegało coraz to więcej orków, kilku ładowało w pośpiechu kusze.
- Jaki masz plan?- spytał niziołek niesiony przez wojownika.
- Plan?! To ciebie wziąłem ze sobą żebyś coś wymyślił, ja tu tylko robię toporem.
- I mówisz mi o tym teraz? Jak chcesz we 2 zatrzymać ich wszystkich?
- Może zaimprowizujemy ?
- Co?O... niee, niee.
- Rozwalisz ich.- Farin zamachnął się i rzucił Furrem w kusznika który szykował się do strzału, po czym odwrócił się do reszty.
-Eil założę się że nie trafisz mnie kulą ognia !- Wrzasnął, wyciągnął topór i ruszył w kierunku orków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Eeee Witam All Widzę że udało mi się odszukać fajny Temacik ... 3 Pytania :D.
1) można się jakoś Dołączyć ??

2)Co po nie których widzę to jadą mega wypas długie hmm posty np : http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=912&pid=3905 xD i wydaje mi sie jakby wziął CTRL + C a potem CTR + V ... Nic nie kwestionuję ani nie chciałbym tu nikogo obrazić :) [Ile wam zajmuje pisanie takiego czegoś ?? ]

3)Jest na to jakiś czas określony ?? np że jest już moja kolej i muszę odpisać ....

Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf skoczył do wody unikając kilku bełtów wystrzelonych z kusz, przez brzydkich i niedobrych orków, którzy w pośpiechu zaczęli wybiegac z garnizonu, który kilka sekund wcześniej został brutalnie zaatakowany przez ogniste kule, które nie trafiły w podskakującego dziwny sposób Farina, który zgotował sobie taki los krzycząc wyjątkowo głupią, ale jakże trafną kwestię w stronę Eileen. Ta, co było do przewidzenia postanowiła udowodnic krasnalowi, że jednak trafi. Phil kątem oka dostrzegł ogień gasnący na powierzchni wody. Wysnuł z tego oczywisty wniosek, że Farin jest gdzieś blisko. Był tuż za łowcą, który już jakoś zorientował się w polu bitwy i ustawił przodem do nacierających orków. Z łukiem. Pod wodą. "Taaaaaaa... biednemu zawsze wiatr albo woda w oczy... " Nieszczęśliwie Farin biegający za elfem stał się teraz celem dla dwóch kuszników, którzy przymierzali się do strzału.

Słońce oślepiło kuszników. Promienie odbijające się od falującej powierzchni wody uderzały ich w oczy. Gdy już wycelowali, nagle woda wzburzyła się. Krople zaczęły odskakiwac na bok, od ciemnego na tle słońca kształtu wynurzającego się powoli spod powierzchni. Ociekający wodą kształt wstrząsnął głową. Woda zaczęła spadac z jego włosów i z oczu. Uniósł obie ręce, w których trzymał łuk do góry. Na trzon, ustawiony teraz poziomo nałożone były dwie strzały. Elf, z którego skapywała jeszcze woda, puścił cięciwę, a strzały pomknęły w kierunku nieco zdezorientowanych orków. Obaj upadli na plecy do wody, a ich ciała zaczęły dryfowac.
Krasnolud właśnie wyprzedził elfa w szaleńczej szarży na obóz orków. A Phil usłyszał za sobą charakterystyczny dźwięk wydawany przez ogniste kule. Schował się pod wodę aby uniknąc poparzeń i ruszył za krasnoludem...


[Witamy ;) Miło, że ktoś tu zagląda od czasu do czasu. No to sprawa przedstawia się tak:

1) Musisz wysłac sms, o treści GRAM w ZK na nr 666ZŁO.
2) Oczywiście, cała gra polega na kopiowaniu postów z innych for, aczkolwiek zastanawiamy się nad możliwością wprowadzenia dodawania czegoś od siebie.
3) Kolejke losuje MG, np o jutro o 23 wysyla do Ciebie wiadomośc i masz godzinę na skopiowanie posta. Jeżeli tego nie zrobisz - musisz wysłać sms o tresci zkomin ( 5zł +vat) na wyżej podany nr.

A teraz serio :P Najlepiej będzie jeżeli pogadasz z Devilem na gg (6166394) on Ci przedstawi wszystkie szczegóły, obecną sytuację i tak dalej :)

Faktycznie, niektóre posty są saakramencko długie, aczkolwiek zapewniam Cię, że nie została tu użyta metoda Ctr+C --> Ctr+V. No chyba, że z Worda tutaj, bo czasami po dwóch godzinach pisania posta, jak prąd siądzie na sekundę (co się mi zdarzyło nie raz, żeby daleko nie szukac) szlag trafia :P No, a posty różnie. Jak te krótsze (np, powyżej) pisane 20 minut, do większych, dokładniejszych, bardziej skomplikowanych, posiadających większą wartosc artystyczną pisanych nawet do kilku dni, zmienianych itd, itp. Także, jak widac godziny pracy są bardzo elastyczne ;)

Kolejki jako takiej nie ma. Generalnie zasada jest taka, że jak masz wenę to piszesz, aczkolwiek nie powinno stawiac się dwóch postów pod rząd. Chyba, że wystąpi jakaś nieprzewidziana sytuacja, a czas edycji już minie. Nie musisz czekac, aż napiszą wszyscy, czy na przykład co najmniej kilka osób :P Generalnie zasady są bardzo proste :).

Ode mnie Eot]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Farin brodził dalej zbliżając się powoli do orków. Dotarłby tam szybciej gdyby nie nierówne dno, które tylko czekało aż ciężki wojownik wpadnie w jedną z głębszych dziur. Idąc widział jakąś postać wynurzającą się za nim i ratującą mu tyłek.
- Syreny czy jak ?!- Odwrócił się i pierwsze co zobaczył to zbliżającą się ognistą kulę. Krasnolud błyskawicznie... potknął się i tym samym kolejny raz uniknął spalenia.
- Jesteś idiotą.- kobiecy, tak dawny a jednocześnie tak słodko zapamiętany, głos wydobył się z odmętów pamięci wojownika i rozbrzmiał w jego głowie.- No co się tak gapisz, idź i to napraw do cholery!
-Zawsze miała rację...- mruknął do siebie i przyspieszył kroku.
W końcu udało mu się wejść na płyciznę, chód zmienił się w szarżę już widział swój potencjalny cel- brudnego orka z dwoma toporami...krasnolud już był blisko niego gdy nagle wyp.... przewrócił się i upadł. Zachęcony łatwym celem topornik zamachnął się... i padł na plecy z precyzyjnie wbitą strzałą w gardle. W tym czasie Farin podniósł się i ruszył w kierunku obozu gdzie wydawało mu się, że słyszy Furra jednak drogę zagrodził mu dosyć sporych rozmiarów wojownik trzymający dwuręczny miecz. Krasnolud dobiegł do przeciwnika i uskoczył w bok mijając jednocześnie uderzenie, i wyprowadził śmiercionośny cios pod osłonięte żebra przeciwnika. Walka zainteresowała kilku pobliskich zielonoskórych, którzy ruszyli w jego kierunku. Ostrze krasnoluda zaczęło się lekko jarzyć, teraz myślał tylko o jednym:
- Chce mi się pić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Elf wbiegł za krasnalem do garnizonu. Miał nadzieję, że pozostali postąpili jego śladem. Jeżeli zaś nie, trudno. Większosc zabawy przypadnie elfowi i krasnalowi. Aczkolwiek głównie krasnalowi, gdyż Phil mógł przeciwników co najwyżej podrapac. Biegł przez dziedziniec, zbliżając się do jakichkolwiek zabudowań, które mogłyby pomóc mu w walce. Łuk kołysał mu się w lewej ręce, strzały delikatnie poruszały się w przewieszonym przez plecy kołczanie. Orkowie zbiegli się już i biegali w chaosie, próbując odgadnąc jakaś to liczna moc wroga zaatakowała garnizon tak niespodziewanie. Przecież front, był z zupełnie innej strony. Elf wykorzystał chwilowe zamieszanie i wbiegł za jeden z namiotów orków. Na szczęście budowali solidne schronienia, więc łowca wykorzystując rusztowanie wspiął się sprawnie na szczyt. Kiedy wszedł na górę znacznie łątwiej było mu strzelac do orków. Udało mu się zdjąc dwóch, zanim ich szkaradne oczy zwróciły uwagę na ufortyfikowanego elfa. Kiedy wycelowali kusznicy łowca skoczył z góry na ramiona jednego orka, powalając go na ziemię. Szybko wstał, przetoczył się, przebiegł kawałek w stronę palisady, czując za sobą oddech orków. Obejrzał się, kątem oka ujrzał zielonoskórego biegnącego tuż za nim. Łowca wybił się, odbił się stopą od drewnianej palisady wprowadzając się w obrót i kopnął napastnika w czerep. Ten odtoczył się kilkoma ciężkimi krokami i zatrzymał na namiocie. Kolejnego nabieającego orka, elf wyminął piruetem i popchnął delikatnie w plecy, tak że ten upadł na palisadę, nieco mocniej wciskając swoją głowę w hełm. W tym momencie, zbliżyło się do Phila trzech orków ze skierowanymi w jego stronę ostrzami. Elf nie bardzo miał co zrobic gołymi rękami i łukiem na tak małym dystansie, więc po prostu cofnął się i oparł plecami o drewnianą palisadę, z nadzieją, że zaraz wydarzy się coś co w jakikolwiek sposób poprawi jego sytuację...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ 2)Co po nie których widzę to jadą mega wypas długie hmm posty np : http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=912&pid=3905 xD i wydaje mi sie jakby wziął CTRL + C a potem CTR + V ... Nic nie kwestionuję ani nie chciałbym tu nikogo obrazić :) [Ile wam zajmuje pisanie takiego czegoś ?? ]

Nie wiem jak Ty Liqid, ale ja bym go przyjął, a w następnym poście jakoś efektownie zmasakrował...
Skoro nie kwestionujesz to po co ten idiotyczny podpunkt?

W zasadzie Phil wszystko dokładnie wytłumaczył za mnie. Kontakt gg ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Coś się wydarzyło. Ogólnie rzecz biorąc, to spory pieniek z palisady się przewrócił, nadając jednemu z orków piękne, poruszające i rzecz jasna dwuwymiarowe kształty jednego z tych takich kleksowatych rysunków które mogą być zarówno motylkiem jak i tostem z masłem.
No a przyczyną był oczywiście Almar, jego lubość do efektownych wejść oraz - jak w większości przypadków - chęć wcześniejszego fajrantu oraz wszechświatowa entropia dążąca do wymieszania ze sobą wszystkiego ze wszystkim.
Kiedy Alm ruszył w stronę obozowiska, stwierdził, że nie ma większego sensu pchać się przez bramę. Tam po prostu byłoby zbyt dużo przeciwników na raz, a jego plany na najbliższą przyszłość nie zawierały w sobie bycia ponadziewanym bełtami jak porządna kaczka jabłkami. Szukanie jakiegoś "alternatywnego, zabezpieczającego" wejścia też było z góry skazane na niepowodzenie, w końcu orkowie byli zarówno zbyt odważni jak i tępi żeby produkować coś takiego.
Dlatego Almar upatrzył sobie jakiś mniejszy pal, wyglądający na możliwie nadgryziony, nawet jeśli nie zębem czasu to przez jakieś choróbska i korniki, po czym rzucił się w jego stronę.
Entuzjazmu miał bardzo, ale to bardzo wiele. Prędkość też rozwinął całkiem niezłą. Problemem okazało się być to, że nawet za swoich najlepszych czasów nie był zbyt ciężki - więc teraz po prostu wziął i odbił się z potężnym boinknięcio-łupnięciem. Za rodzaj sukcesu można by za to uznać to, że pal wziął i potężnie zachrobotał, a nawet lekko się wyślizgnął spomiędzy sąsiedniej dwójki...
Chwilę zabrało mu dojście do siebie (Almarowi, nie palowi), schwytanie tych ptaszków wirujących mu nad głową i zmuszenie - siłą swego umysłu oczywiście - całego tego wszechświata do spokojnego stania w miejscu. Ustawił się jeszcze raz i wzniósł okrzyk bojowy.
- Giiiiii... - ruszył do biegu - ...iiiiii... - ściana była blisko - ...iiiiiighlr!
Pień złamał się i przechylił, spadając komuś na głowę. A Almarowi utknęła w szczelinie pawęż.
Ork który stał przy palisadzie, tyle, że nieco z boku, nie wydawał się być z tego zbyt zadowolonym. Walnął łokciem w pawęż - wystrzeliła ze szczeliny, wydając wspaniały, poruszający dźwięk - po czym wziął i się zatoczył z sieporem.
Tym razem to on utknął i Almar miał okazję na szybkie pchnięcie z następującym zaraz po nim mocarnym kopnięciem.
Alm wziął głęboki oddech, zasłonił swoje plecy pawężą i powoli przesunął się przez szczelinę, mając nadzieję, że nikt go nie walnie w plecy.
Głupia ta nadzieja, prawda?
Dostał tak, że aż mu w oczach pociemniało. Padł na glebę i - odruchowo - przetoczył się najpierw w prawo, a potem w lewo. Orkowy siepor wbijał się w miejsca w których przed chwilą znajdowała się jego głowa raz za razem.
Alm wyciągnął jedyny sztylet który mógł dosięgnąć w takiej sytuacji i... rzucił nim. Rzucił mocarnie, celując dokładnie między oczy, zamierzając zabić. Spudłował.
- HEJ! - wrzasnął po części do elfa, stojącego przy palisadzie, a po części do kogokolwiek innego kto mógłby być akurat w okolicy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kiedy ogromny pień z palisady uderzył i spłaszczył nic nie spodziewającego się orka elf zaczął błyskawicznie kalkulowac swoją obecną sytuację. Kątem oka dojrzał szarpiącego się przez szczelinę w palisadzie Almara i stwierdził, że nie jest źle. "No, teraz jest nas dwa razy więcej!"
- HEJ!
Elf usłyszał krzyk i odruchowo odwrócił się w stronę, z której dobiegł. Zobaczył przelatujący obok orka sztylet i towarzysza oczekującego na ostateczny cios. A wyjątkowo, nawet jak na orka, brzydki ork brał już potężny zamach znad głowy, kucając nad bezbronnym Almarem. Szczęśliwie, zabłąkany sztylet wylądował kawałek za elfem. Dzięki zamieszaniu, wywołanemu przez jeszcze opadający kurz i nagłemu pojawieniu się odsieczy, orkowie byli trochę zdezorientowani. Elf wykonał przewrót do tyłu, łapiąc równowagę złapał dłonią leżący na ziemi sztylet i podnosząc głowę wyprostował dynamicznie lewą rękę ciskając ostrzem w stronę orka. Obróciło się w locie półtora raza i wbiło dokładnie tuż pod hełmem orka. Czyli konkretnie w kark. Bestia osunęła się na Almara i zastygła w bezruchu. Łowca doskoczył, wyrwał sztylet z ciała i ustawił się przodem do napastników. Teraz miał nóż, a nóż w rękach kogoś kto średnio potrafi się nim posługiwac (pomijając rzucanie) stawał się nagle wyjątkowo niebezpieczny.
- Przestań leżec i wstawaj! Musisz mi pomóc, trzeba się zając tymi dwoma z lewej. - powiedział elf obracając się przez ramię do Almara. Zbliżało się do nich czterech orków. Elf wyznając zasadę "Pierwszy atakuj większego", błyskawicznym ruchem cisnął ostrzem w drugiego od prawej, powodując u niego jakąśtam ranę, która chwilowo wykluczyła go z walki. Łowca ruszył szybkim krokiem w stronę tego, który był najbliżej palisady (czyli pierwszy po prawej elfa) wyskoczył, odbił się nogą od uda napastnika, drugą na klatce piersiowej, złapał go za rękę w nadgarstku, przeleciał nad nim dosc płasko obracając się w locie. Gdy spadł na ziemię stał za orkiem w taki sposób, że ork dusił się swoim własnym ramieniem. Elf odchylił się do tyłu i wykorzystując impet przeciwnika wykonali razem przewrót, po którym Phil mocno wybił nogami ciało orka, tak że poleciało na pobliski namiot. Elf podniósł głowę, aby zobaczyc jak idzie pozostałym...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

„... a ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z Ciebie?”
Kasjusz już się miał dać owionąć uroczemu mrokowi jaskini, kiedy inny uroczy mrok wyszedł mu na spotkanie, odziany w całkiem gustownie wyklepany kawał blachy, zapewne od Armorniego. Bard znieruchomiał, mrużąc oczy.
Czyżby to mógł być On... ?
Kasjusz cofnął się o krok, wychodząc z życiodajnego cienia i wtedy go ujrzał. Jego obawy okazały się płonne, jeszcze bardziej, niż nadzieje, że cała ta walka to nieporozumienie, bowiem smok myślał, że drużyna to tak naprawdę pęczek smakowitych warzyw (mięso? Ohyda!), zaś orkowie polują tak naprawdę na szajkę przebranych za nich zmiennokształtnych (takim to łatwo powiedzieć, że poszukiwani zdążyli się uformować w orków i problem rozwiązałby, a nawet związałby się sam).
- DOBRO? – istota w lśniącej złotem płytówce wyłoniła się z ciemności, miecz dwuręczny, nadobny, ze stali przeszył w świszczącym młyńcu powietrze, zadając mu obrażenia krytyczne (głupiec, odsłonił się na kontrę...), zaś biel jego uśmiechu aż Kasjusza oślepiła. Z deszczu pod rynnę, kolejny demon z przeszłości, czyżby urządzono tutaj ich zlot? Jeśli tak, to gdzie się podziały duchy pierwszego ząbkowania?
Oto stał przed nim najprawdziwszy paladyn, toczka w toczkę takim, jakim wyobrażał sobie bohatera swojej ballady. Tylko trochę młodszy jakby i z jakimś dziwnym pieskiem u boku, co niby przypomina szczura, ale z profilu wygląda zupełnie, jak jego dawny przyjaciel – Lerek. W drodze kompromisu tego imponującego wzrostem kundla Kasjusz nazwał Ratlerkiem.
Barda ogarnęła ekscytacja. Oto stanęła przed nim żywa legenda, którą sam stworzył. Już chciał z uwielbieniem przywitać zmartwychwstałego bohatera i korzystając z okazji wypytać o jeden pikantny szczegół, do nowej wersji swego utworu, jednak paladyn zdawał się nie zauważać nawet swego twórcy, biegnąc dalej. Czyżby po tak długim trwaniu w urojonej wyobraźni Kasjusza zachciało mu się do toalety? No tak – syn wichru uderzył się w czoło - a on, egoista myślał tylko o sobie! Doszło do niego to w końcu, że postaci liryczne też mają swoje potrzeby, wszak są równie żywe, ba – BARDziej, niż te, którym się wydaje, że istnieją naprawdę (tak, o Tobie mowa). Tylko jak w takim poemacie dyskretnie napomknąć o załatwianiu czynności fizjologicznych?
- Zak! – drużyna zawołała do paladyna, a grajek zdziwił się, nigdy bowiem nie dawał swojej postaci takiego imienia. Najwidoczniej z zemsty zafundowała sobie drugie życie, pełne słodkich sekretów i wyimaginowanych przyjaciół, podły naśladowca!
Później zaczął się dziwny bieg, jakby wszyscy odczuli naraz tę samą potrzebę i rzucili się za nim, a dookoła była pustynia i tylko jeden krzaczek w okolicy. Chcąc, nie chcąc bard pobiegł za nimi, nie wiedzieć czemu, zbroja „Zaka” pociemniała mu w oczach. Po chwili wspomaganego skrzydłami wiatru sprintu, przypomniał sobie o nodze. Niespodziewanie wspomógł go Farin, jednak był dziwnie obojętny wobec propozycji nazwania jego imieniem którejś z postaci w nowym utworze.
Już chciał wesprzeć choć drużynę pieśnią otuchy, po namyśle postanowił jednak nie nadużywać gościnności krasnoluda. Gdyby chociaż mógł sobie przypomnieć tę pieśń leczenia... Metrum? Gama? Koło kwintowe?
Gdy wreszcie przyszła pora na odpoczynek, bard, miast wdawać się w dysputy, zaczął grać, nie zważając na ryki smoka.
- Zaraz, jak to szło? – dłoń w rękawicy poruszyła się - „Wstań, powiedz nie jestem sam...”- zmieszał się - ... nie, to zdecydowanie nie to. To nawet niekoniecznie w oberżach się gra i nie przy nieletnich... Albo „Nie potrafię kopać tylko tak...”...
W końcu udało mu się odnaleźć odpowiednią pieśń, ledwo jednak usłyszał podstępne słowo „rzeka”, zmylił akord i już podleczone kolano, uderzyło bólem na nowo. Poprawka, uderzyło drugie, choć mogło być dużo gorzej (mógł choćby przywołać przez przypadek tamtą kucharkę z okrętu, a to byłaby katastrofa na skalę całego Faerunu). Kasjusz jednak nie zauważył tego, gdyż już stał (aj!), mając nadzieję, że kontekst tego słowa wcale nie sugerował konieczność przekraczania WODY.
Niestety sugerował...
(odrobinę później)
Jeśli kiedykolwiek w Faerunie istnieli jacyś bogowie - choćby tacy maleńcy - tworząc wodę mieli z pewnością swe najgorsze dni. Choćby ten dźwięk, ten plusk wstrętny – nie trzeba być pijanym, by przyprawiał o ból głowy. Zimne to i nieprzyjemne, jak cholera, zaś zamieszkujące toń ryby to chyba jakaś pomyłka ewolucji, na skalę tych ćwierćmetrowych much i komarów.
Gdy jednak Farin wnosił go siłą do wody, niepodobna było oponować. Bard postanowił sobie za wszelką cenę, że tego jedynego momentu swego życia nie uwieczni w żadnym z utworów. Oczywiście później nie dotrzymał obietnicy.
Priorytetem stała się dla niego ochrona lutni. Co prawda wiele lat wcześniej, po pewnym nieprzyjemnym i brzemiennym w skutki incydencie, zdążył już ubezpieczyć swój nowy instrument, jednak tym przeklętym magom za nic nie można ufać i kto wie, czy tamten szarlatan nie przeoczył strun, tak przecież wrażliwych. Jeszcze jeden powód do tego, by nie darzyć szacunkiem tego paskudnego żywiołu.
- Uważaj – krzyknął do Farina, gdy ten się potknął – Może i się nie rozpuszczę, ale wygnanie mnie na dalszy plan za przebywanie w tej WODZIE jest już całkiem prawdopodobne.
Krasnolud jakoś nie przejął się tą potencjalnie ogromną stratą dla muzyki i gdy tylko zbliżyli się do obozu bezpardonowo wrzucił go do wody.
Bliskie spotkanie pierwszego stopnia wcale Kasjusza nie uradowało. Wysiłkiem woli, odrzucając dawne wspomnienia, zanurkował, chowając się w tym paskudnym uniwersum, gdzie nawet najpiękniejszy śpiew brzmi zawsze tak samo, jak jakieś paskudne „Bulbulblllllullll”. Jedną dłonią wciąż trzymając lutnię, zbliżał się do obozu orków, pragnąc zemścić się zaraz za krzywdy moralne, których teraz doznawał, jak też za te, których nie doświadczył, bo nie był kobietą. Szykując czar niewidzialności, wciąż tkwiąc pod powłoką wody i widząc przed sobą płyciznę, wystrzelił do góry, łapiąc ożywcze tchnienie wichru.
Niewidzialna istota stanęła na brzegu, niczym jakiś pirat wracający wpław z pełnej kanibali bezludnej (!) wyspy. Powróciły wspomnienia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wraz ze wspomnieniami obudziła się w nim żywiołacza natura...
Uczucia i doświadczenia wpajane za młodu, pieczołowicie tłumione przez tyle lat, nagle uderzyły ze zwielokrotnioną siłą, niczym jakiś bakcyl, pod wpływem niecodziennego katalizatora, jakim była owa kąpiel w lodowatej rzece. Dla byle dzieciaka, czy innej paprotki byłby to co najwyżej powód do kataru, albo i bliższej znajomości z jakimś nowym, krwiożerczym gatunkiem ryby, jednak nikt, kto nie wychowywał się w Calimshanie, nie zrozumie, jaką naturę mogą żyjątku wpoić tamtejszy klimat i styl życia.
Wyskakując z wody, w ostatnim bardzim przebłysku, zdołał rzucić na siebie czar niewidzialności. Nawet zadziałał, tylko nie wiedzieć czemu, sam jeden szaleńczy uśmiech został wciąż na swoim miejscu. Chwilę później, przebywając już jakby w innym planie, tylko wypracowanym przez lata odruchem trzymał wciąż przy pasie lutnię (na szczęście nie uległa żadnemu uszkodzeniu, czego nie omieszkał nie zauważyć).
Kroczył powoli z rapierem gotowym do ataku, podczas gdy reszta drużyny starała się sforsować dzielące ich bariery duchowe. Gdyby śniętej pamięci bard Kasjusz w tym momencie żył, pewnie pomyślałby coś o tych metaforycznych potrzebach burzenia wewnętrznych murów ustrojowych, może nawet ułożył o tym piosnkę, trudno jednak gdybać. Skrywszy się pod zasłoną własnego - w tym momencie szyderczego - uśmieszku, jego wewnętrzny najeźdźca prześlizgnął się pomiędzy walczącymi i w wyjątkowo bezmyślny – co z tego wynika odważny, bowiem pełen wrogości - sposób, wybrał sobie za cel formującą się w jeden szyk grupkę orków. Kasjusz w tym momencie załamałby ręce nad brakiem wyobraźni swego alter-ego, któremu nie chciało się nawet wymyślić imion tym biedakom, tak znienawidzonym z powodu ich koloru skóry.
Podczas gdy grupka uzbrojonych po zęby orków łączyła swe umysły w jedną, arcypotężną jaźń, Kasjusz, a właściwie jakiś jego pomiot, wskoczył pomiędzy nich, z piruetem, chcąc przeszyć jak najwięcej gardeł. Nóż Devina został chwilę wcześniej oddany pod opiekę trzewi jednego z nich, oni zaś - oprócz tego jednego, poruszonego wspaniałością wyświadczonej przysługi – lekko się zdziwili, kiedy wpadł pomiędzy nich ten tajemniczy kot z bajek opowiadanych przez szamana. Zniesmaczyło ich tylko, że miast objawić się w całości i prosić o półtłuste mleko, zaatakował ich. Chyba... Tego już nie byli pewni, nie widzieli bowiem samego ataku, choć sam skutek już czuli, a owszem.
Rezultat był jednak mizerny... Jakby przez mgłę Kasjusz-berserker przypomniał sobie, że nie szkolił się wcale na potężnego woja, który dotknięciem środkowego palca potrafi przewrócić (wcale nie nadpiłowane) stuletnie spróchniałe drzewo, ale było już za późno. Uderzenie odbiło się od pancerzy i wraz ze zgrzytami, tracąc na sile, utkwiło w gardle upadającego wciąż orka (ze względu na otrzymany moment wcześniej dar, Kasjusz II Nieobecny, dałby mu imię Devianta I, Roztropnego).
Niewidzialność prysła, orkowie zaś widząc, że zostali oszukani i wcale nie zobaczą kota z bajki – uderzyli jednocześnie. Nagła zmiana taktyki przez desperacki unik, uratowała – jakże mało teraz cenne – życie „Kasjusza”. Dwóch orków jakimś dziwnym trafem załatwiło się nawzajem, przeszywając toporami (w katalogu bitewnym szczęśliwych zbiegów okoliczności jest to pozycja szesnasta), jednak pozostały duet nie kazał przeciwnikowi czekać, szybko kontrując jego propozycję kontrataku. Zsujsak nadział się na ciętą, choć w rzeczywistości – obuchową ripostę, aż odrzuciło go do tyłu, ogłuszając. Nie było jednak nadziei na to, że mu to w jakikolwiek sposób pomoże – wciąż był pod kontrolą Pani, której tak nienawidził.
Orkowie już chcieli go tryumfalnie dobić, niepodobna jednak było uczynić to dwóm naraz. Gdy ten roślejszy, odepchnął swego towarzysza, podnosząc brzeszczot do ostatecznego cięcia, strzała któregoś z kompanów Opętanego, w pięknym stylu, z samymi maksymalnymi notami wylądowała w jego czerepie. Wspomożony nieoczekiwanie, wciąż niesiony tą nieuzasadnioną furią, poderwał się, wyrywając broń trupowi i z jedną z niewielu znanych sobie parad, wyskoczył na ostatniego z wybranych przezeń. Już miał wprowadzić ten jakże nieudolny cios z morderczym skutkiem, jednak wskutek wciąż zaburzonej oceny odległości, wykonał go dziesięć metrów za wcześnie, oczywiście w towarzystwie pełnego egzaltacji okrzyku „giń!”. Noża, który poleciał w kierunku Zwichrowanego, uniknął w ostatniej chwili – to jest w tym wypadku w chwili, gdy ledwo co opuścił dłoń orka. Dzierżąc zdobytą przed chwilą broń, z nieznaną wcześniej jego licom wściekłością, zaczął kuśtykać ku wrogowi, wyprowadzając zamach. Nagle zmieniając zdanie, wypuścił broń z dłoni, jak mu się zdawało - daleko od niego, by mieć dość miejsca na rozpęd.
A tu, o ironio – stoi tuż przed nim... Dwa agresywne spojrzenia spotkały się ze sobą, jednak to zielone miało błyszczącą w słońcu, dwuręczną przewagę.
Szaroskóremu wzrok się nagle zamglił, zawisając na jakimś kształcie w oddali. Co to było?
Doszło do konfrontacji dwóch osobowości uwięzionych w jednym ciele, w efekcie której wyszedł ni to unik, ni to kopnięcie. Trafiwszy w podporowe kolano, obaliło orka na ziemię, topór upadł tuż obok, zostawiając ostatnie słowo tej dziwnej Chimerze obywatela świata - barda, z wychowywanym w Calimshanie - wojownikiem. Wypowiedział je, z całą powagą sytuacji.
Ledwo zaspokoił swoją żądzę krwi, nurzając stal tym miękkim, smacznym ciałku, rozległ się za nim szmer. Niepotrzebnie narażając swoje życie – mógł to być przecież zabójczy motyl z Shaar, zostawił sobie jeszcze chwilę na napawanie się czynem, by przerywać wtem i ostentacyjnie odwrócić się z zabójczym spojrzeniem.
Stanął jak wryty, zaś w oczach znów pojawiła się mgiełka, przechodząc bezpardonowo w jaźń Kasjusza. „Demon” zniknął równie bezszelestnie, jak się uprzednio pojawił.
Oto stała przed nim postać w czarnej zbroi, zupełnie innej od tej, którą nosił Zak. Tej nie dało się pomylić z żadną inną. Była zrobiona z czystej, zamkniętej w stali burzy.
Już normalny głos barda zawisł w powietrzu, pośród drżeń bitwy:
- To naprawdę ty...? – cofnął się o krok z niepewnością, na ułamek sekundy spuszczając wzrok na swe zakrwawione ręce, tymi zaś zaraz poszukał lutni – Gil?

[ Co do posta Brave''a - uau, czuję się doceniony ^^ Nowe wspomnienie odblokowane (ten Torment) ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Dobra, co tu kryć... Moje podejście do gry jest karygodne, a wynika to z braku czasu. Codziennie. Proponuje więc, żebyście uzgodnili między sobą i zaproponowali kandydata na nowego MG. Moje lata świetności zdecydowanie już minęły...
Z poważaniem,
Dev ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[*krzyczy głośno*
ZAK NA MG! ZŁO u steru! My chcemy ZAKA!

Popieram w 100%. Jak Zak wdzieje płytówkę, to ja wyciągam Eileen z czeluści czasu, naprawiam wszystko to, coście napsuli i wracam.
Wilku, ale ja się cholernie przyzwyczaiłam do twojego starego nicka ;/ Mój styl to teraz dno i 5 metrów mułu, ale ZK to najlepsze na co mogłam trafić i to mi właśnie uświadomił Krasnal...
Eil ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Zak na MG! ZŁO też może być ;) Kasjusz jest w gotowości w każdej chwili, tylko jedna sprawa - reset NIE jest fajny. Za to chwila na intrygujący dialog itp. - jak najbardziej ^^
ZŚiZ!
Liq ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zielone cielsko drgnęło. W tej samej chwili wybuchł płomień.
-Nie cierpię tego ohydztwa... - podsumowała elfka, omijając kałużę krwi.
-...hełmy, broń dystansowa. Ktoś się nieźle napracował nad tą armią. - podsumował Phil zbliżając się do niej.
-Raczej by ta armia nie zlikwidowała siebie. - Farin wycierał topór w jakąś szmatę z namiotu.
Eileen omiotła wzrokiem wybity obóz. Brudne i zakrwawione orki, brudne i zakrwawione szałaso-namioty, wykonane ze szmat, jakiejś trzciny, błocka i wszystkiego co dało się złożyć do kupy.
-Czy jest sens szukać tutaj wskazówek do rozwiązania tej zagadki? Zwijajmy się stąd. Zawsze do tego obozu może wrócić banda orków. Jeżeli ktoś znalazł coś ciekawego to może podzielić się tym z nami później. Idzie noc, trzeba znaleźć miejsce na obóz na tyle osłonięte, żeby nie było nas widać z góry.
-Jakiś idiota dokarmia orków! Co powiecie na drewnianą skrzynię z suszonym mięsem? – Furr wyciągnął z ciemności owczego szałasu niezbyt dużą drewnianą skrzynię. – Większość jest już rozpłatana i opróżniona, ale ta wygląda w porządku. Otworzyłem ją sam.
-Smoki są w powietrzu, wyczuwam ich aurę. Nie wiem jak daleko. – powiedziała elfka spoglądając w górę…

[Coś nie mam weny po tej grypie. Uznałam, że po tak długim i wielomiesięcznym oblężeniu orkowie pozdychali z głodu. Czeka nas spacer w rzece do „wieczora”, inaczej zwęszą nas orkowie i worgi(a może właśnie to wolicie? ;). Potem trzeba znaleźć miejsce na obóz do spędzenia nocy, pogadania sobie, wyspania się, zjedzenia (i wymyślenia dalszej fabuły-może ktoś zauważył coś podejrzanego w obozie, co mi nie przyszło do głowy?). Polecam wybranie trasy osłoniętej od góry i nie zadrowionej.

Przeżyli wszyscy, tylko część trzeba będzie "odesłać" gdzieś z możliwością powrotu. Macie pomysł jak to wykonać?
Osoby, które potwierdziły obecność:
1. Phil von Roden/Phil von Roden/Łowca/Elf
2. tipu7/Farin/Wojownik/Krasnolud
3. Tajemnic/Almar Trovalt/Wojownik/Githyanek (czy tam Githyanka, obecnie skutecznie udaje półelfa)
4. Liqid/Kasjusz/Bard/Powietrzny Genasi
5. Cecylia/ Eileen Bluerose/Mag/Elf

Hmm... Czy ktoś ma kontakt z Shanem? Kto jeszcze ma ochote grać dalej niech się zgłosi do kogoś z obecnej ekipy i po prostu jakoś to do nas dotrze. Na razie nie ustaliliśmy kto się bawi w MG, mi studia dają w kość, więc nie wiem jak to będzie. Ale wydaje mi się, że sytuacja sama się rozwiąże - po prostu postujmy i niech każdy posuwa akcję do przodu zachowując ciągłość z resztą postów... Co do pomysłów na fabułę stukać do mnie/Krasnala/Elfa na gg.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- By to cholera wzięła z tymi smokami. - rzekł Farin spluwając na ziemię.
- Ano, by wzięła. - dorzucił elf, zakładając łuk na plecy. Rozejrzał się po niedawnym jeszcze obozie orków i gwizdnął. "Niekiepsko" pomyślał i spojrzał na Eileen. Widział w jej oczach, że faktycznie nie lubiła orków. "Dziwne. Zwykłe kobiety boją się żab i myszy...". Uśmiechnął się w duchu sam do siebie pod wpływem tej myśli.
- Eileeeeeen...?
- Tak?
- A nie, już nic... - łowca odetchnął mroźnym, górskim powietrzem. - Zima idzie. Ale fajnie, już się nie mogę doczekać śniegu.
- Tia. Moooorowo. - mruknął krasnal.
- Dobra Phil, szukaj jakiejś jaskini, żebyśmy mogli się schować przed tymi przerośniętymi legwanami. A Ty krasnalu zapinaj tę skrzynkę na plecy i idziemy!
- CO? Nie będziesz mi mówić co mam robić! - krzyknął krasnal umiejscowiając kratę z jedzeniem na plecach - Biorę, bo chcę.
Elf chcąc nie chcąc skierował się z powrotem w stronę rzeki. Kątem oka dojrzał, że krasnolud zrównuje się z nim. Eileen została trochę z tyłu, a jeszcze dalej pozostali.
- Dobrze, że ta rzeka jest taka płytka nie? Nie chciałbym zmoczyć całego ubrania w tym zimnie... w dodatku mogło by nas coś porwać. I wiemy, że nic wielkiego tu nie pływa.
- Bul bul. Bulbulbul. Bul. Bulbul. Bul.
- Co powiedziałeś?
- Powiedziałem: "Mhm".
- Eileen, rozkojarzona jakaś zauważyłeś?
- Taak... pewnie jej coś chodzi po głowie. Albo ktoś.
- Hym. Tak. To znaczy możliwe. Nie wiem. Poszukajmy jakiejś jaskini lepiej, musimy się ukryć przed tymi smokami...

=| ileśtam minut później |=

- PHIIIIIIIIIIIILLLLLLLLLLL!!!!!!!!! - melodyjny krzyk dobiegający z ust drobnej elfki spłoszył ptaki z pobliskich drzew.
- Ciszej, Eileen, spłoszysz smoki...
- Nie ciszaj mi tu! To ma być jaskinia?! TO nazywasz jaskinią?!
Elf rozłożył bezradnie dłonie i rozejrzał się. Faktycznie, tego miejsca nie można było nazwać jaskinią. Może nie było też zbyt doskonałym schronieniem przed atakami z powietrza. Drużyna siedziała rozbita na środku szczerego pola wysokiej trawy.
- Spójrz, jaki ładny widok na gwiazdy...
- Cicho! Żeby to ku... i ch..., pie... co za idio... - mruczała pod nosem elfka.
- A mi się tam podoba... - rzekł wesoło Farin przypiekając kawałek mięsa na ognisku.
- Co TY robisz?
- Nie będę przecież jadł surowego mięsa. - powiedział krasnolud tonem jakby to było oczywiste.
- Ale smo... - Elfka zaczęła zdanie, ale nie dokończyła go, gdyż odeszła szybkim krokiem na bok, mamrocząc coś pod nosem.
Githyanek, stojący przez większosć czasu troszkę z boku podszedł powoli do elfa.
- Ona zawsze tak grzmi? - zapytał.
- Niee... tylko jak...
- CICHO! SŁYSZAŁAM!
Łowca wzruszył ramionami patrząc na Almara wzrokiem mówiącym "sam widzisz"
- Chodź, zjemy coś.
- No to panowie... mięsko! - rzucił krasnal z oczami maniaka. - Smacznego. - ugryzł kawałek. - A tłak łaśśśśśśshhhhciwie, tło jłakie młacie plshhhany na najplishe dni? - przekłnął po wypowiedzianym zdaniu. - I jak sie mówi "Githyanek" czy "Githyanka" czy czort wie jak jeszcze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[To wracamy. ;P Na razie nie czuję się jeszcze na tyle pewnie aby zbytnio wypowiadać się cudzymi postaciami, pozwólcie więc że...]

Po rozmowie na temat czarodziejki - rozmowie wynikłej z tego, że z zachowania przypominała mu nieco znajomą z przeszłości - Almar cofnął się nieco, na skraj kręgu światła. Dobrze, może nie na sam skraj - na tyle blisko ogniska aby pochłaniać przynajmniej część jego ciepła, ale jednocześnie na tyle daleko by zapach mięsa nie zmusił go do panicznego rzucenia się przed siebie i pochłonięcia paru solidnych kawałów w kilku kęsach. Nie żeby wstydził się swojego głodu, czy cokolwiek w tym stylu, zaś zabieranie przeciwnikom - martwym przeciwnikom - przedmiotów potrzebnych do czegokolwiek, to przecież jeden z najsłuszniejszych sposobów ich pozyskiwania - po prostu reszta grupy w której Almar się znajdował prawdopodobnie zauważyłaby gdyby pożywienie znikało albo w okolicy jego oczu, albo dematerializowało się kilka centymetrów przed ustami. Jasne, prawdopodobnie mógłby ściągnąć tą iluzję - drużyna wydawała się być dość tolerancyjna jeśli chodzi o kwestie rasowe - ale wtedy pojawiłyby się pytania których Alm wolałby jednak uniknąć. Och, oczywiście, jeśli - jak wskazują okoliczności - będzie krążył po okolicy wraz z tą grupą, to będzie musiał coś niecoś o sobie wykrztusić, jednak przecież nie musi tego robić teraz. Nawet nie wiedziałby jak się do tego zabrać.
Westchnął sobie cichutko i uniósł głowę. Cóż, przynajmniej wszyscy wydawali się wiedzieć za jaki koniec trzyma się miecz, którą stroną strzały powinno się mierzyć przeciwnika, oraz jak działa przesławna Kula Ognia. Nie jest więc aż tak źle jak mogłoby być... ale to jeszcze zbyt wcześnie na wyrażanie jakichkolwiek opinii, prawda? Chociaż coś w stylu pierwszego chrztu bitewnego już razem przeszli...
Pozwolił sobie na blady, kpiący z samego siebie uśmiech. Zabawne. On, wojownik, bardziej zajmuje się kwestią tego jakie wrażenie zrobi na grupce innych istot, niźli tym jak należałoby się zachować w tej - szczerze mówiąc dość niebezpiecznej - sytuacji. Orki na gruncie, smoki w powietrzu... ha, a ich obóz rozbity na trawiastym polu. Pomysł był zaiste genialny i stanowił z pewnością ciekawą zagrywkę psychologiczną. Bez wahania. Świetlisty punkt na szczerym polu z pewnością zaskarbi im wiekuistą sympatię orków którzy to zbytnio nie lubią kiedy coś - lub ktoś - się przed nimi chowa. Tak się ucieszą, że najprawdopodobniej obdarują ich dłuuuugim, ciepłym, mocnym uściskiem. Znaczy, ciepłym, bo pewnie będą płonąć. Nie orkowie. Tylko "grupa". Od smoczego ognia.
Almar poświęcił chwilę na rozważania jak może wpłynąć pakt czerwonych smoków z Tiamath na relacje jednego z tych majestatycznych gadów z dość dziwacznie wyglądającą githyanką.
Potem kolejną chwilę zastanawiał się jak to jest, ginąć w strumieniu płomieni na tyle gorących aby upłynnić żelazo w parę bardzo krótkich momentów. Albo w wyniku odgryzienia głowy. Albo zmiażdżenia. Albo poszarpania przez pazury. Albo... cóż, ogólna tendencja jest dostrzegalna, prawda?
Taak...
Może lepiej pomyśleć o czymś innym. Na przykład - Almar uniósł głowę, słuchając krasnoluda - co tak właściwie zrobić? Poza, oczywiście, paniczną ucieczką w kierunku najbliższej, w miarę bezpiecznej skrytki... znaczy, taktycznym przegrupowaniem.
- Wynieść się stąd. - burknął, przysunąwszy się nieco do ognia, starając się nie oddychać nosem i nie kapać śliną na trawę. - Owszem, rozpalenie wielkiego, jasno oświetlającego okolicę, stanowiącego wybitnie zauważalny punkt orientacyjny ogniska było genialną zagrywką psychologiczną, pozwalającą na przekazanie przeciwnikom wyraźnej informacji "nie boimy się was" podkopującą ichnie morale... - Almar w końcu zaczerpnął powietrza - ale wątpię czy zostanie ona doceniona kiedy będziemy wdeptywani w ziemię przez żywą, napierającą ścianę orkowego tałatajstwa.
- A nie mówiłem? - huknął z wyraźnym zadowoleniem krasnolud. - Genialny pomysł! A szczegóły możemy pominąć, nie? - pogodnie machnął ręką, na szczęście nie tą z kawałem mięcha.
- Więęc... Więc. Nie mam pojęcia jakie plany miała cała wasza drużyna - skinął głową wszystkim obecnym - przed moim przybyciem, w tej chwili jednak proponuję... cóż, iść rzeką przez cały czas nie można. O ile oferuje to jako-taką niewyczuwalność przez worgi, czyni nas niezwykle wrażliwymi na atak z powietrza. Raz widziałem jak smoczy ogień dosięgnął człowieka który nurkował - dodał, wyjaśniającym tonem. - W gorącej wodzie kąpany, mówili... właśnie. Wobec tego lepiej byłoby poruszać się lasem, prawda? Zapach pewnie można jakoś zamaskować czy coś, tutaj swojej opinii wtrącał już nie będę. A w górach, jeśli tam zmierzacie... - Alm skrzywił się leciutko na samą myśl o zimnie które musi tam panować - ...to albo trzeba będzie liczyć na łut szczęścia, albo próbować jakichś podziemnych tuneli. No, chyba że tam też coś was chce pożreć. A poza tym... - parę wiadomości dotyczących etykiety obowiązującej na tym planie, wbitych mu dawno temu do głowy wypłynęło na wierzch - jestem Almar Trovalt. Wojownik. Miło mi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Krasnal siedząc i przeżuwając analizował obecną sytuację i po kilku dobrych chwilach zastanawiania się i sapania sformułował wniosek.
-Generalnie jest źle.
Nie chodziło tu bynajmniej o to, że znajdowali się blisko innych obozowisk orków, a nad ich głowami lada chwila mogły pojawić się nieciekawe, ziejące ogniem smoki. Drużyna wychodziła już z gorszych kłopotów. Krasnoluda martwiło to, że... zaczynał mieć dosyć, lecz przemyślenia przerwał mu półelf z pawężem.
-Cóż, iść rzeką przez cały czas nie można. O ile oferuje to jako-taką niewyczuwalność przez worgi, czyni nas niezwykle wrażliwymi na atak z powietrza. Raz widziałem jak smoczy ogień dosięgnął człowieka który nurkował, w gorącej wodzie kąpany, mówili... właśnie. Wobec tego lepiej byłoby poruszać się lasem, prawda? Zapach pewnie można jakoś zamaskować czy coś, tutaj swojej opinii wtrącał już nie będę. A w górach, jeśli tam zmierzacie... - Alm skrzywił się leciutko na samą myśl o zimnie które musi tam panować - ...to albo trzeba będzie liczyć na łut szczęścia, albo próbować jakichś podziemnych tuneli. No, chyba że tam też coś was chce pożreć. A poza tym... jestem Almar Trovalt. Wojownik. Miło mi.
- Wszędzie coś nas chce pożreć... nie wiem ile chcemy uciekać, ale naszym celem było chyba... rozwalanie tyłów tej armii orków? Nie wiem jak wy, ale dla mnie plan jest trochę bez sensu, jest ich zbyt wielu żebyśmy mogli to zatrzymać... sądzę że powinniśmy wrócić do jakiegoś większego miasta i pomóc w obronie... lub zorganizować większe siły. - Krasnolud wciąż nie mógł przestać myśleć o swoim domu, wioska zapewne rozbudowała się na tyle by utrzymać się pod naporem przeciwnika latami, a ojciec na pewno wiedział już o zbliżających się zielonych śmierdzielach, jednak Farin wolałby wiedzieć o paru rzeczach...
- Ciekawe gdzie Ona teraz jest... nawet nie wiem czy jeszcze żyje... co to mnie w ogóle obchodzi, minęło tyle czasu, że już nic nie jestem jej winien...- Zastanawiał się, po czym przypomniał sobie o „manierach”.
- Tak w ogóle to nazywam się Farin Gothbry... moją bronią jest topór więc chyba można mnie nazwać wojownikiem...Daliście sobie rade w tym obozie więc miło was poznać...eeee... Co wy tak właściwie robiliście na tym sterowcu?- Krasnolud przypomniał sobie walkę z szamanami i nagle zauważył że coś się zmieniło...
- A tak właściwie to gdzie jest Furr, Serafin i cała reszta?! - W odpowiedzi usłyszał oddalone okrzyki wybuchy i coś jakby pojękiwania.
- Chyba sobie poradzą... to jak z tym sterowcem... a może i ty nam się przedstawisz ?- Zwrócił się do siedzącego naprzeciw...kogoś... nigdy nie widział takiej istoty , siedzący wyglądał jak pół-elf jednak w jakiejś bardziej egzotycznej odmianie.
- A, ty Eil nie denerwuj się już tak, mieliśmy ciężki dzień. Usiądź z nami przy ognisku bo zimno. - Elfka została obdarzona szczerym uśmiechem żółtych i brudnych od mięsa zębów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować