Jak dziś pamiętam to gdy zaczełam swoją przygodę z dodatkiem Wrath of the Lich King. Gdy rozpoczełam moją przygodę na Northrend, wiedziałam że to będzie mój niekwestjonowany faworyt, ta myśl z resztą został ze mną do dziś.
Motyw walki z niezliczonymi hordami nieumarłych na pokrytej lodem krainie, by na samym końcu zmierzyć się z samym Arthasem, choć ostateczny boss był banalnie prosty do wytypowania, to fakt ten nie zmniejszył mojego zapału, wręcz przeciwnie.
W dodatku zainteresowałam mnie również nowa klasa Rycerz śmierci. Wydali mi się oni na tyle ciekawi że musiałam nią zagrać.
Pamiętam te wszystkie godziny poświęcone na dungeony i raidy, wspominam je naprawdę ciepło.
Społeczność w World of Warcraft z którą się stykałam była jedną z przyjemniejszych, był to jeden z aspektów które były w tej grze na duży plus. Wszyscy byli skłonni do współpracy i to bardzo mi się podobało. Naprawdę podobało mi się to że możemy dokonać czegoś czego Illidan nie mógł zrobić w WarCrafcie 3 The Frozen Throne.
Nie żałuje czasu który poświęciłam na ten tytuł. Co tu dalej mówić, każdy kto grał wie jak dodatek się prezentuje.