Yech

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    19
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Yech

  1. Zdecydowanie chciałbym zagrać Kapitana Amerykę, pomimo iż na początku swojej przygody z uniwersum marvela/światem avengers nie przepadałem za nim. Wydawał mi się nudnym, tandetnym bohaterem, który wypada co najmniej średnio na tle innych postaci, aczkolwiek wraz z rozwojem swojej duszy i psychiki polubiłem Kapitana Amerykę za jego idealizm, który przypomina mi wszelkie kreskówki, filmy animowane z dzieciństwa oraz to, że nie należy porzucać swoich przekonań tylko dlatego, że ktoś inny tak zrobił i lepiej na tym wychodzi.
  2. Wychowałem się na filmach sygnowanych nazwiskiem "Wachowscy", takich jak: "Animatrix", trylogia "Matrixa" czy "V jak Vendetta", które wywarły na mnie duży wpływ oraz ukształtowały moją młodzieńczą psychikę, do tego posiadam na półce wszystkie wyżej wymienione filmy, a "Jupiter: Intronizacja", będzie doskonałym uzupełnieniem kolekcji.
  3. Jest chudym młodzieńcem pozbawionym atrybutu siły fizycznej i nie wykorzystującym ekwipunku ninja. Zastępuje je swoją wiedzą na temat magii cienia. Mimo że zawsze jest sam nigdy nie walczy w pojedynkę, cienie są jego przyjaciółmi i kompanami. Potrafi kształtować je w dowolny sposób. W ułamku sekundy pokrywają jego ciało, czyniąc go niewidocznym. Na rozkaz zaciskają swoje macki na ciele przeciwnika pozbawiając go życia. Według Aso to jest właśnie moc wojowników cienia, prawdziwych skrytobójców.
  4. Odesłałem godność obu osób, wraz z dwoma pytaniami.
  5. Czy ktoś posiada jakiś kontakt z EA, w internecie są tylko stare dane kontaktowe, a zaproszenia mogę odebrać dopiero po godzinie 18.00, więc nie wiem czy, ktoś tam jeszcze będzie.
  6. Yech

    Konkurs Dead Island Riptide na długi weekend

    Okej, doszło potwierdzenie i odesłałem dane. Dziękuje bardzo ^_^
  7. Yech

    Konkurs Dead Island Riptide na długi weekend

    Tak, nie dostałem powiadomienia. Czy mógłbym prosić o ponowne wysłanie? Pozdrawiam.
  8. Yech

    Konkurs Dead Island Riptide na długi weekend

    Dzień dobry, Czy ktoś mógłby podać mi informację, czy e-maile z zawiadomieniem o wygranej zostały już wysłane? Z góry dziękuję za odpowiedź.
  9. Yech

    Konkurs Dead Island Riptide na długi weekend

    Dzień dobry, Słowo zombie zinterpretowałem jako nieumarły. Ci zatem nie muszą być chodzącym mięchem. Opis i obrazek pochodzą ze świata Wold of Warcraft. Czasy współczesne Nocny, zimny wiatr owiewał pokrytą bliznami, jeszcze do niedawna orczą twarz. Wzrok Radoka, od dłuższej chwili spoczywający na armii nieumarłych zmierzającej na statkach w kierunku Kalindoru, przeniósł się na nocne niebo będące autostradą dla podległych mu sił powietrznych nowej plagi. Nad statkami szybowały setki lodowych żmij. Wystarczyła jedna myśl rycerza śmierci aby te ruszyły w kierunku wybrzeża i dokonały anihilacji wszystkich żywych istot w otoczeniu Orgrimmaru. Chciał żeby horda wiedziała że powrócił, chciał patrzeć jak jego niedawni bracia broni będą rodzić się na nowo od mieczy jego armii, chciał patrzeć jak Thrall będzie błagał o litość. Jednak on już wiedział, że nie okaże litości. Będzie tak samo jak trzy lat temu. Tylko że tym razem to on wygra pojedynek. Przez te rozważania Radok przypomniał sobie dzień w którym został rycerzem śmierci. Dzień w którym umarł i narodził się na nowo za sprawą Króla Lisza. Moment, w którym poprzysiągł zemstę na hordzie. Orgrimmar, trzy lat wcześniej -Wodzu, spójrz na nich. Są jak insekty, które należy rozgnieść z pełną siła. Nie powinniśmy tolerować ich zniewag. Ta cała wojna jest jedną wielką pomyłką. Powinniśmy od razu zetrzeć ich na proch. - mówił podniesionym głosem Radok. -Nie, wierze że ta cała wojna to pomyłka. Wraz z Jainą na pewno znajdziemy rozwiązanie. Kwestią czasu jest przywrócenie pokojowych stosunków z przymierzem. - odparł Thrall -Wodzu, nasi bracia i sojusznicy umierają, podczas gdy ty siedzisz sobie i pokładasz zbyt dużo nadziei w ludzką czarownicę. Ona na pewno jest w zmowie z naszymi wrogami i działa na naszą niekorzyść. -Milcz. - Wybuchnął przywódca orków. - Obrażasz moją przyjaciółka oraz swoich sojuszników. Myślisz że wojna to jedyne rozwiązanie. Radoku nie różnisz się niczym od starych przywódców orków. -Jesteś zwykłym tchórzem, nie potrafisz nawet zadbać o swoją własną rasę i jej sojuszników. - ryknął Radok -Powtarzam po raz drugi Radoku, zamilcz. Jak na razie to ja jestem wodzem i nie powinieneś tego zapominać. - odparł Thrall. -Może pora więc aby to się zmieniło.- rzucił Radok. Po ostatnich słowach, młody ork odpiął uprzęże i ściągnął z pleców olbrzymi topór. Następnie ruszył na środek sali audiencyjnej. Thrall spojrzał na niego i powiedział: -Czy jesteś tego pewien Radoku. Rzucanie mi wyzwania jest równoznaczne z wyzwaniem mnie do walki na śmierć i życie. Czy naprawdę tego chcesz przyjacielu? -Tak. Pod twoimi rządami horda może zostać unicestwiona. - odparł Radok -Niech zatem będzie. - odpowiedział Thrall głosem tak cichym, że jego strażnicy stojący obok ledwie go słyszeli. Czasy teraźniejsze Radok patrzył na lodowe żmije i zazdrościł im skrzydeł. Teraz żałował że rekonstruując jego ciało, Król Lisz nie ulepszył go. Wtedy mógłby poczuć się swobodnie jak ptak. Tak, oprócz władzy i siły, swoboda latania była kolejną rzeczą której pożądał. Pierwszą otrzymał po nominacji na przybocznego Thralla, na drugą musiał ciężko pracować, poprzez trening i niekończące się bitwy z najeźdźcami. Orgrimmar, trzy lat wcześniej Thrall wypowiedział słowa mocy i błyskawica pomknęła w stronę Radoka. Ten zrobił unik i przeturlał się w stronę wodza. Z szybkością smoka podniósł się i zamachnął toporem. Thrall sparował jego cios młotem i trzasnął przeciwnika w twarz pięścią. Radok zatoczył się oszołomiony do tyłu, co dało czas przywódcy orków na ponowny potok słów mocy. Tym razem błyskawica była celna i rozerwała Radokowi ramię. Topór upadł na ziemię, a Thrall podszedł i spojrzał na pokonanego przeciwnika. -Znasz prawo. - powiedział Radok. -Tak, znam. - Odparł Thrall. -Pamiętaj jednak. Twoja polityka zgubi naszą rasę. - Ostatnie słowo Radoka padło na sekundę przed uderzeniem młota. Radok czuł się dziwnie. Z jakiegoś powodu wiedział że ciągle żyje, ale też miał pojęcie tego że jego niedawny wódz roztrzaskał mu głowę młotem. Powinien być martwy i nic nie czuć, a tymczasem było mu zimno. Miał wrażenie że ktoś go obserwuje, a podmuchy zimna były oddechem tej istoty. Raptownie do uszu, których nie miał, dotarł głos. -Więc rzuciłeś wyzwanie Thrallowi? Jestem pod wrażeniem. -Kim jesteś ? - ryknął wściekle Radok -A czy to ma znaczenie? Ważne jest kim ty jesteś? -Kim ja jestem? Jestem Radok, przyboczny wodza orków. -Naprawdę ? To dlaczego zmiażdżył ci głowę swoim młotem? Czy tak się traktuję przybocznych? -Takie jest prawo. Wyzwałem go na pojedynek o przywództwo. - rzekł Radok -Czy więc za tym, nie wypowiedziałeś mu posłuszeństwa? Czy nie stałeś się wygnańcem ? -To nie...- urwał były przybocznych -Wyzwałeś Thralla bo według ciebie jego polityka zgubi twoją rasę, czyż nie mam racji ? -Tak, masz. -Czy ciągle tak uważasz? A jeżeli tak, to co jesteś wstanie poświęcić aby osiągnąć cel? - zadał pytanie głos. -Cel? -Tak. Czyż twoim celem nie była chęć zagwarantowania przetrwania twojej rasie? -Owszem, taki miałem cel. Aby go osiągnąć jestem wstanie poświęcić wszystko. -Zatem od teraz twoja dusza należy do mnie. Twoje byłe ciało zresztą też. Ożyjesz Radoku, ale nie jako przyboczny, a jako mój herold. Rycerz śmierci. - rzekł głos. Czasy obecne Tak, tamtego dnia stałem się kimś innym – pomyślał Radok. Kimś kto jest wstanie wprowadzić orków na nową drogę. Na drogę nieumarłych.
  10. Pierwszy Matrix. Pamiętam że Mama zabrała mnie do kina parę dni po premierze. Po pierwsze nie mogłem oderwać wzroku od ekranu, po drugie wychodziłem ze łzami w oczach z kina. Miałem wtedy 8 lat a film wstrząsną moim światem doszczętnie. Efekty, bohaterowie, fabuła, muzyka. Wszystko to do dzisiejszego dnia mam w sobie. A każdy nowy film porównuję właśnie do Matrix-a. Ten film wyznaczył moje obecne standardy. Zaraz po obejrzeniu go zainteresowałem się książkami o tematyce SF.
  11. Dzień dobry, Z przyjemnością zachęcam do przeczytania mojego opowiadania. Jest to pierwsze opowiadanie jakie napisałem, tak więc czytając proszę mieć to na uwadze. Proszę również o wybaczenie możliwych drobnych błędów obliczeniowych czy też zrobionych literówek. Miłego czytania ^_^ Ponowne narodziny Układ: Sparra Planeta: Sparra04 Spokojna niegdyś planeta spłynęła krwią dwóch ras, terran oraz zergów. Wojenna zawierucha spadła na ten świat zaledwie parę godzin temu. Naczelne Siły Kolonizacyjne Dominium natknęły się na zwiad roju na obrzeżach układu słonecznego w którym znajdowała się Spara04. Próba wypędzenia zergów z układu w którym znajdowała się planeta zdatna do kolonizacji spełzły na niczym. Niewielka potyczka zamieniła się w pełno wymiarową wojnę. Obie rasy były zainteresowane Sparą04, wszystko to ze względu ma bogactwa mineralne jakie skrywał ten świat, a przynajmniej tak się początkowo wydawało. Terranie natychmiast po wylądowaniu umocnili swoje pozycje i przystąpili do badania planety. W międzyczasie zwiad zergów zdołał poinformować i sprowadzić do walki główne siły roju znajdujące się w tym rejonie. Kiedy te się zjawiły zniszczyły grupę która chciała odstraszyć zwiad. Kolejnym krokiem roju była Spara04. Miejsce: Dżungla Czas: 23.00 James był kapitanem oddziału marines który został wysłany przez Generała Naczelnych Sił Kolonizacyjnych Dominium na misję zniszczenia przyszłej wylęgarni zergów w kraterze powstałym po uderzeniu asteroidy kilkaset lat temu. Według dowództwa siły przeciwnika składały się głównie z robotnic, a poprzez eliminację bazy roju w jej wczesnym stadium rozwoju, Generał MacArthur chciał zapewnić bezpieczeństwo podległym mu siłą. Według strategów, robotnice wylądowały jedną godzinę temu, natomiast dotarcie sił ekspedycyjnych Kapitana Jamesa miało zająć trzy godziny. Do tego czasu budowa wylęgarni miała być w połowie zakończona, dlatego też oddział ekspedycyjny wysłany na misję składał się z dwóch tuzinów marines, czterech maruderów oraz trzech czołgów oblężniczych. Nie były to duże siły ale był wystarczające żeby zniszczyć w połowie rozwiniętą strukturę zergów. Nocne niebo rozjaśnił blask eksplozji która miała miejsce w górnej części atmosfery. James spojrzał na niebo i od razu wiedział co było przyczyną wybuchu. „Cholerne robale, to już trzeci krążownik w ciągu godziny. W takim tempie rozwalą całą naszą flotę kolonizacyjną w ciągi kilkunastu godzin” - pomyślał Kapitan. Zaraz po tej myśli połączył się z Sierżantem Lucjanem, swoim podkomendnym oraz przyjacielem. Lucjan wraz z dwoma innymi marines szedł na szpicy oddziału. - Lucjan jak wygląda sytuacja przed nami ? - zapytał. -Zero śladu aktywności zergów, Sir. -Rozumiem, bądźcie ostrożni. Jesteśmy jakieś dwie godziny drogi od potencjalnej bazy tych robaków. Jeżeli dupki z dowództwa pomyliły się i źle obliczyły czas rozwoju wylęgarni, to możemy natknąć się na w pełni rozwinięty żłobek. - Po tej wymianie zdań przestawił kanał interkomu tak aby każdy z jego żołnierzy mógł go usłyszeć i wydał rozkaz. - Panowie, zwiększamy prędkość marszu. Nie chce ryzykować spotkania z zbyt dużymi siłami wroga. Musimy tam być w ciągu godziny, więc do jasnej cholery ruszać dupska. Tak jest, Sir – odpowiedział mu chór żołnierzy. Miejsce: Główna baza Naczelnych Sił Kolonizacyjnych Dominium, centrum dowodzenia Czas: 23.00 W korytarzu prowadzącym do biura Naczelnego Dowódcy Sił Kolonizacyjnych Dominium, Generała MacArthura, panowała martwa cisza. Światła na korytarzu były przyciemnione a jedyną osobą była dziewczyna która zmierzała do drzwi gabinetu Generała. Posiadała ona wysportowaną sylwetkę, miała ok 170 cm wzrostu i przepiękne rude jak lis włosy miękko opadające na twarz i zasłaniające zamknięte oczy. Jak przystało na ducha poruszała się bezszelestnie mimo ciężkich wojskowych butów. Kiedy podeszła do drzwi, te otworzyły się z sykiem, czym przerwały kojącą dla dziewczyny ciszę, spowodowało to że do gabinetu weszła ze skrzywioną miną. Generał MacArthur siedział za biurkiem, był starszym mężczyzną z siwymi spiętymi w kucyk włosami które sięgały mu do połowy pleców. Jego brodę ozdabiał niewielki zarost, zaś w ustach palił fajkę. Każdy wiedział że otrzymał ją w prezencie na sześćdziesiąte piąte urodziny od samego Imperatora Arcturusa Mengska. Jednak mało kto wiedział jak serdecznymi przyjaciółmi byli. Podczas rewolucji Synów Korhalu Generał był jednym z pierwszych wysoko postawionych wojskowych którzy przeszli na stronę tej organizacji. Bez walki poddał układ słoneczny którym zarządzał i dołączył do sił rewolucjonistów które zmierzały na Tarsonis, w zamian zażądał od przyszłego Imperatora wyższego stanowiska niż głównodowodzący pobocznego układu słonecznego w nowym ładzie. Dzięki nowej funkcji, Naczelnemu Dowódcy Sił Kolonizacyjnych Dominium, był również doradcą samego Imperatora i miał dostęp do każdej wiadomości, raportu, informacji Dominium. Z tego też powodu ogarnął go strach kiedy rudowłosa dziewczyna weszła do jego gabinetu. - Porucznik Nemezis melduję się na rozkaz. - powiedziała miękkim, melodyjnym jak na zabójcę głosem. - Witaj Nemezis, spocznij, mam dla Ciebie nowe rozkazy. Nemezis usiadła na fotelu znajdującym się naprzeciw biurka i otworzyła zamknięte dotychczas oczy. W tym samym momencie Generał lustrował jej twarz i aż się skrzywił kiedy pod podniesionymi powiekami ukazały się puste, ociemniałe oczy. Widział je już nieraz ale zawsze przechodziły go dreszcze i przez to spochmurniał jeszcze bardziej. „Niech cię piekło pochłonie Mengsk, nie mogłeś mi przydzielić zwykłego ducha tylko to zmutowane przez twoich inżynierów zwierze” - pomyślał. Nemezis tak naprawdę była duchem nowego rodzaju, potężniejszym od najbardziej znany zabójców Dominium, takich jak Nova, czy też zastępca przyszłego Imperatora podczas rewolucji, Sary Kerrigan. Od pierwszego spotkania z protosami, naukowcy Dominium byli zainteresowani możliwościami psionicznymi wysokich templariuszy czy też archontów. Po uzyskaniu ich DNA zaczęli eksperymentować, poprzez wyodrębnienie fragmentów które odpowiadają za potencjał i zdolność kontrolowania mocy. W wyniku Inżynierii genetycznej powstała Nemezis. Kiedy była dzieckiem posiadała ponadprzeciętne możliwości psioniczne które zostały zwiększone poprzez ingerencję w jej DNA. Dzięki zabiegom powstał duch nowej kategorii, „0”. Zabójca doskonały, potrafiący siać zniszczenie większe od całego batalionu marines. Jednak modyfikacja DNA miała również skutki uboczne takie jak utrata wzroku. W celu lokalizacji wrogów, przedmiotów, ukształtowania terenu musiała posługiwać się słuchem oraz czymś na wzór umiejętność rozpoznawania otoczenia przez nietoperze. Tyle że zamiast ultradźwięków używała fal psionicznych. Generał jeszcze raz napomniał się w myślach żeby więcej nie patrzyć w jej oczy i rozpoczął przekazywanie rozkazów: - Około 30 kilometrów od naszej głównej bazy, zergi zrzuciły swoje wojska i przystąpiły do budowy ula. Miało to miejsce dziesięć godzin temu. Obecnie jest to w pełni rozbudowana baza i może powijać armie tych paskudztw. Twoim zadaniem będzie wyeliminowanie zagrożenia jakie stanowi rój. Na orbicie znajduje się jeszcze kilka okrętów posiadających głowice nuklearne - po tych słowach odłożył fajkę i pociągnął łyk whisky - po czym ponownie powrócił do przekazywania informacji o misji – statki te jednak nie mogą dokładnie namierzyć celu. Masz namierzyć go przez celownik laserowy i przekazać dane przez sieć komunikacyjną do okrętów które następnie zbombardują ul... -Jaki mam czas na ucieczkę oraz jak dostanę się na obrzeża ula – przerwała mu Nemezis, co zdenerwowało generała. Szybko się jednak się opamiętał, gdyż wolał nie ukazywać gniewu w stosunku do tej osoby. - Pojedynczy transportowiec oddziałów specjalnych dostarczy Cię na miejsce - Generał chcąc podbudować swoje morale które podupadły przez strach który żywił w stosunku do dziewczyny, powiedział to szorstkim obojętnym tonem. Po czym kontynuował – po namierzeniu celu przedostaniesz się do punktu ewakuacyjnego i zostaniesz zabrana z powrotem do centrum dowodzenia - Pociągnął kolejny łyk alkoholu i dodał: - Czy masz jakieś pytania ? - W dziesięć godzin od rozpoczęcia budowy zapewne istnieje już tam pokaźna grupa żołnierzy roju. Mogą mnie wykryć. - Nie wykryją, ktoś inny odwróci ich uwagę. Jeżeli to wszystko to możesz odejść, masz dziesięć minut na przygotowanie się do misji. Nemezis bez żadnych honorów w stosunku do Generała MacArthura wstała z fotela i wyszła. Kiedy drzwi zamknęły się za nią umysł generała uchwycił pewną mroczną myśl która była skryta w zakamarkach jego umysłu - „Jedno z nich na pewno nie wróci żywe, chociaż oboje mogli by zdechnąć”. Następnie generał skończył whisky i roześmiał się chrapliwym głosem. Miejsce: Główna baza Naczelnych Sił Kolonizacyjnych Dominium, lotnisko Czas: 23.11 Silne podmuchy wiatru zaczęły muskać rude loki Nemezis gdy tylko wyszła z hangaru. Miała na sobie unikalny, czarny kombinezon bojowy duchów. Na ramieniu zwisał śmiercionośny karabin kartaczowy C-10. Zamiast hełmu w jednym uchu miała słuchawkę interkomu. Drugie zaś pozostawało bez żadnych urządzeń. Na lądowisku przed hangarem czekał transportowiec bojowy sił specjalnych. Był to specjalnie zmodyfikowany prom ewakuacyjny. Został wyposażony w nowe bezgłośne silniki odrzutowe oraz w kamuflaż optyczny opracowany na bazie tych które są używane przez zabójców sił specjalnych. Gdy tylko Nemezis zbliżyła się do transportowca na rampę wyszedł pilot który został przydzielony do tej misji. Zatrzymał się i powiedział: - Pani Porucznik, witam na pokładzie. Zabójczyni nic nie odpowiedziała tylko minęła pilota i weszła do statku który miał ją przetransportować na miejsce wykonania misji. Zajęła miejsce siedzące, natomiast pilot nie zrażony jej zachowaniem kontynuował wypowiedź: - Dokonamy zrzutu ok pięćdziesiąt metrów od ula. Po namierzeniu laserowym przemieści się Pani Porucznik na polanę znajdującą się około czterech kilometrów na północ od krateru... - Znam wytyczne misji, człowieku – przerwała mu Porucznik. - Wiem, ale Generał MacArthur kazał mi jeszcze raz przekazać je Pani. - Daruj sobie żołnierzu. Startujmy, chce to już mieć z głowy. - Rozkaz - po tych słowach pilot skierował się do kokpitu. Miejsce: Dżungla Czas: 23.30 Lucjan wraz z drugim marines schowali się za drzewami i oczekiwali na trzy zerglingi które się do nich zbliżały. - Czekaj, czekaj... – mówił sam do siebie Lucjan. Mówienie do siebie pod nosem komend podczas jakiejś misji było znakiem rozpoznawczym nowicjuszy w szeregach marines, robili to żeby uspokoić szybkie bicie swojego serca i wzburzoną adrenalinę. Mimo iż Lucjan był zaprawionym w bojach Sierżantem to ciągle praktykował tą metodę. Dawała mu ona komfort psychiczny oraz pozwalała ocenić czas w którym powinien zareagować. Psy roju zbliżały się do miejsca zasadzki z zawrotną szybkością. Lucjan z jednym marine miał ostrzelać je, natomiast w tym samym czasie żołnierz dzierżący kombinezon marudera oraz trzeci marine mieli obejść przyszłe ofiary i odciąć im drogę ucieczki. Żaden zergling nie mógł uciec i poinformować innych zergów na terenie wylęgarni o ich obecności. Kiedy żołnierze roju zbliżyli się na pożądaną odległość, Sierżant krzyknął rozkaz otwarcia ognia i wyskoczył zza drzewa wraz ze swoim partnerem. Głowy dwóch celów zostały rozszarpane przez pierwsze strzały obu marine. Trzeci odskoczył na bok z zadziwiającą szybkością i rozpoczął odwrót. Jednak pułapka została zamknięta. Maruder wyskoczył zza kolejnego drzewa, wycelował i wystrzelił dwa granaty które rozerwały całego zerglinga na strzępy. - Piep****a bestia była cholernie szybka – ryknął tubalnym głosem maruder. - Zadziwiająco szybka - odparł Lucjan i podszedł do zwłok zabitego przez siebie przeciwnika. Zmienił kanał interkomu i połączył się z Kapitanem - Kapitanie, melduję że kolejny oddział zwiadowczy roju został unieszkodliwiony. - Rozumiem, jednak nie ciekawie to wygląda. To już trzeci oddział w ciągu 15 minut. - odparł James - Owszem Sir, ale jest coś innego co mnie nie pokoi. - Hmm? - Te zerglingi miały już rozwinięty przyśpieszony metabolizm, dzięki temu były dużo szybsze. - Metabolizm, jesteś pewien. Jeżeli prawdą jest to co mówisz to wynika że wylęgarnia wcale się nie rozwija a została wybudowana jakiś czas temu. Na to potrzeba kilka godzin, a zergi miały wylądować tuż przed naszym dotarciem. - Kapitanie, mówię prawdę. Nie raz widziałem zmutowane robale żeby umieć je rozpoznać. - Dobrze, zabezpiecz miejsce w którym jesteś. Zaraz do ciebie dołączymy i spróbujemy się skontaktować z dowództwem. - Przyjąłem Kapitanie. Bez odbioru. Miejsce: Dżungla Czas: 23.35 - Pokaż mi to paskudztwo Sierżancie – powiedział James jak tylko dotarł na miejsce niedawnej zasadzki. Lucjan pokazał w pełni uformowane skrzydła wyrastające z zabitej bestii. Kiedy Kapitan je zobaczył posłał wiązkę przekleństw pod nosem. Odwrócił się i wydarł do interkomu: - Dave, idę do ciebie, masz się połączyć z dowództwem. Chyba potrzeba zmiany planu. - Tak jest Sir – odparł czołgista. James podbiegł do czołgu i wspiął się na jego wieżyczkę żeby wsiąść do pojazdu. Jak tylko znalazł się w środku, czołgista powiedział: - Dowództwo na linii Kapitanie. - Doskonale – odparł kapitan i podszedł do radiostacji. - Tu Kapitan James Shadow, dowódca oddziału Naczelnych Sił Kolonizacyjnych Dominium, wysłanego na misję o kodyfikacji 0015. - Dowództwo zgłasza się. - odparł trzeszczący głos z radiostacji - Pojawił się pewien problem. Jedna z grup zwiadowczych zerglingów posiadała w pełni rozwinięty przyśpieszony metabolizm. Świadczy to o tym że wylęgarnia została już wybudowana, a nie jest budowana, jak pierwotnie zakładali analitycy. - To nie zmienia celu waszej misji Kapitanie. Rozkazy brzmią jasno, macie wraz ze swoim oddziałem zniszczyć potencjalną bazę zergów. - Tyle że prawdopodobnie ta potencjalna wylęgarnia już nie jest taka potencjalna – zripostował James ze złością. - Dowództwo powtarza, cel misji jest wam znany, macie ją wykonać. Bez odbioru – po tych słowach połączenie zostało zerwane. Natomiast kapitan odwrócił się do Dave: - Słyszałeś tą mendę, przekaż reszcie czołgów że ruszamy - po czym wyszedł z czołgu. Kiedy tylko księżyc oświetlił czerwony pancerz wynurzającego się z czołgu żołnierza. Lucjan od razu zaczął iść do swojego przyjaciela. James zobaczył zbliżającego się sierżanta i zdjął hełm z głowy. Rękawicą przejechał po swoich krótko obstrzyżonych rudych włosach a zaraz potem podrapał się po niewielkim zaroście. W międzyczasie Lucjan już dotarł do niego i wywiązała się między nimi rozmowa: - I jak, jakie wieści z dowództwa ? - Te pajace kazały nam kontynuować misję. - Przecież to niedorzeczne. W obecnej sytuacji na pewno pomyli się z oceną stadium rozwoju bazy roju. Nie wiadomo na co się tam natkniemy. - Mi tego nie musisz mówić. MacArthur jak zwykle nie dba o nic tylko wymaga posłuszeństwa. - A Ty masz zamiar być posłuszny ? - Zapytał chichocząc Lucjan. - W pewnym sensie - odparł James. Po chwili zastanowienia dodał – Misję wykonamy ale zmienimy trochę sposób w jaki ją zrealizujemy. - To znaczy? - Dalej idziesz na szpicy. Wyznacz jeszcze dwa oddziały które pójdą po bokach głównej kolumny, przekaż również Davowi że jego czołgi nie jadą już 50 metrów za kolumną tylko są jej częścią. Raporty z boków i ze szpicy co dwie minuty. Podchodzimy bez pośpiechu, miarowy i równy chód. Liczebność zergów może być większa niż początkowo szacowaliśmy. - Skład oddziałów? - zapytał Sierżant - Takie same jak na szpicy. Trzech marines oraz jeden maruder. - Rozkaz, Sir. - Po tych słowach Sierżant pobiegł do reszty żołnierzy przekazać rozkazy Kapitana. Natomiast James spojrzał na księżyc i pomyślał: „Zawsze muszę się w coś wpakować”. Miejsce: Wschodni klif krateru Czas: 23.45 Kapitan dołączył do Lucjana który szedł na szpicy z trzema innymi żołnierzami. Gdy tylko podszedł do marudera, ten zasalutował mu i wskazał miejsce na klifie gdzie leżał Sierżant. James skinął głową i ruszył w kierunku przyjaciela. - Co tam wypatrzyłeś – powiedział James kiedy był niecałe dwadzieścia kroków od skupionego Lucjana. Kiedy podszedł bliżej zza klifu wyłonił się najbardziej przerażający obraz jaki tylko mógł. Cały dół krateru na który Kapitan miał widok z góry, pokrywała biomasa a na środku był w pełni wybudowany ul, dookoła którego krążyły chmary zergów. Lucjan odwrócił się i podniósł osłonę hełmu żeby spojrzeć przyjacielowi w oczy. James zaniemówił i zrobił to samo. Przez około minutę patrzyli sobie w oczy, po czym Kapitan przemówił: - Te cholerne sku*****ny przeszły samych siebie. - Co robimy kapitanie ? - zapytał Lucjan - Spiep**amy stąd jak najszybciej, to chyba jasne. Z zapleczem jaki mamy nie damy rady zniszczyć całego ula. - A rozkazy MacArthura? James spojrzał na przyjaciela i się uśmiechnął. Po czym odwrócił się i przez interkom przywołał jednego z marines którzy byli członkami szpicy. Żołnierz zaczął biec do swojego dowódcy z posterunku na prawo od Jamesa. Kiedy był pięćdziesiąt kroków od niego na niebie pojawił się olbrzymi cień. Kapitan spojrzał na niebo i ujrzał rządce szczepu, po raz drugi dzisiejszej nocy zamarł przerażony. Latający czołg roju nie marnował czasu tylko plunął symbiontami w kierunku marina który zmierzał do swojego dowódcy. Nic nie świadomy żołnierz uległ anihilacji w przeciągu sekundy. Dowódca oddziału ekspedycyjnego doszedł do siebie podczas czasu jaki trwał atak zerga. - Wypiep***my stąd. Lucjan przy mnie i biegniemy do dżungli, pozostała dwójka zabija symbionty i nas osłania. Potem zmiana - ryknął James. Zrobił unik przed kolejnymi żywymi pociskami i ruszył do linii drzew, które dawały schronienie przed rządcą szczepów. W międzyczasie pozostali członkowie szpicy osłaniali swoich dowódców. Gdy tylko James i Lucjan dotarli do drzew rozpoczęli ogień zaporowy umożliwiający ucieczkę pozostałym żołnierzom. Kapitan przestawił kanał interkomu i połączył się z kompanami stacjonującymi sto pięćdziesiąt metrów od nich: - Wszystkie jednostki, przygotować się do odwrotu. Zostaliśmy wykryci, powtarzam zostaliśmy wykryci... Z dżungli wyłoniły się zerglingi i tępiciel. Od razu przystąpiły do szturmu. James nie wiedział czy jego rozkaz dotarł do żołnierzy gdyż nie słyszał odpowiedzi. Jego interkom został zagłuszony przez krzyki marina. Żołnierz został powalony przez jednego psa roju co dało czas na doturlanie się i eksplodowanie tępiciela. Żrący kwas zalał dolne kończyny marina i w ułamku sekundy spalił je doszczętnie. Zergling zaczął dobierać się do klatki piersiowej ofiary od miejsca gdzie kończyło się obecne ciało marina, czyli od wielkiej dziury którą wyżarł kwas w miejscu brzucha. Maruder zaczął strzelać granatami w kierunku psa roju. Chciał pomścić towarzysza broni: - Osłaniamy spaślaka – ryknął kapitan - Symbionty - odparł ostrzegawczym tonem Lucjan. Równo ze słowami Sierżanta para biologicznych pocisków trafiła marudera prosto w głowę. Hełm ciężko zbrojnego piechura odtoczył się na bok zaś sam żołnierz został powalony nieprzytomny na ziemie. Kolejna salwa latającego czołgu rozpryskała głowę marudera. Zerglingi które wypadły z lasu zaczęły rozrywać bezgłowe ciało. - Dave rozstaw czołgi i dawaj ostrzał na naszą pozycję, co kolejną salwę zmniejszaj kąt o dwa stopnie. Będziesz walił tuż za nami i nas osłaniał - James wydał rozkaz i od razu ruszył z Lucjanem w głąb dżungli, w kierunku reszty oddziału. W miejscu gdzie jeszcze niedawno leżeli i obserwowali ul z ziemi wyłonił się olbrzymi czerw nydusowy. Wyszły z niego dziesiątki zergów. Ocalali żołnierze nie widzieli tego co dzieje się za ich plecami, jednak usłyszeli złowieszczy ryk. Symbolizował on potęgę roju. Obaj wiedzieli że do walki zostały rzucone wszystkie siły jakie posiadał ich niedawny cel. Miejsce: Przestrzeń powietrzna nad dżunglą, transportowiec Czas: 23.50 Z okien kokpitu Nemezis wraz z dwoma pilotami „widziała” wynurzającego się nydusa a następnie ostrzał czołgów oblężniczych oraz miażdżonych i płonących żołnierzy roju. - To pewnie jest oddział który miał odciągnąć uwagę roju od Pani Porucznik – skwitował widok pilot. - Wszyscy zginą – odpowiedziała Nemezis lodowatym zamyślonym tonem Porucznik. Przez chwilę wydawało się jej że rozpoznała jednego z żołnierzy, uciekającego lasem. Ale uznała że musiała być w błędzie. Miejsce: Zachodni klif krateru Czas: 23:55 Transportowiec zniżył się nad ziemie na wysokość z której zabójczyni mogła bezpiecznie zeskoczyć. Po wykonaniu tej czynności duch od razu ruszył w dół zbocza. Gdy jej buty dotknęły szarej, sprawiającej wrażenie żyjącej biomasy, odezwała się przez interkom do pilota: - Jestem na dole, leć do punktu ewakuacji. - Tak jest - odparł pilot. Po tej wymianie zdań transportowiec pozostający pod przykryciem kamuflażu optycznego, wzniósł się w powietrze. Porucznik jeszcze raz spojrzała na stromą ścianę z której się zsunęła i pożałowała że po oznaczeniu ula przez celownik laserowy musi przebiec do miejsca gdzie będzie mogła się wspiąć po ścianie a nie może po prostu polecieć w górę. Parsknęła, wyjęła celownik i przez dwadzieścia sekund stała bezruchu. Kiedy urządzenie zasygnalizowało że namierzyło cel i wysłało jego współrzędne, natychmiast odrzuciła celownik i pobiegła. Przy obecnej bitwie toczącej się nad planetą miała około dwudziestu pięciu minut zanim głowica atomowa zostanie wystrzelona i dosięgnie celu. Musiała uciec spoza strefy rażenia ostrzału nuklearnego. Po dwudziestu krokach poczuła niewyobrażalnie silną obecność psioniczną. Te fale mocy przedostały się do jej umysłu i spowodowały jej upadek. Jej kamuflaż optyczny wyłączył się a ciało odmówiło posłuszeństwa. Była obezwładniona przez siłę której nie znała, po raz pierwszy w swojej karierze ducha, Nemezis odczuwała strach. Wzrósł w momencie wyjścia z ziemi olbrzymiego potwora którego Porucznik uznała, po zeskanowaniu psionicznym, za infektora. Dopiero po chwili dostrzegła różnicę. Bestia miała trzykrotnie większy i całkowicie przezroczysty odwłok. Robal odwrócił się swoją tylną częścią ciała do leżącej bezruchu kobiety, otworzył odwłok i wchłonął nim Nemezis. Kolejny impuls mocy dotarł do uwięzionej zabójczyni, tym razem głos kobiety zawisł w jej umyśle: - Czekałam na ciebie – powiedziała Królowa Ostrzy i zaraz potem roześmiała się. Miejsce: Dżungla Czas: 00:10 - Nie przestawać strzelać. Dave, składaj czołg i jedź go rozstawić sto metrów dalej. Stamtąd będziesz osłaniał odwrót kolejnego czołgu. My w tym czasie pomału się cofamy - powiedział James do interkomu. - Tak jest – odparł główny czołgista. Na oddział ekspedycyjny ciągle nacierały zergi. Z dwudziestu czterech marines którzy wyruszyli z bazy pozostało już tylko piętnastu. Wrogowie przychodziły falami, mimo iż pierwsza fala straciła impet uderzenia, dzięki zniszczeniu czerwia nydusowego, to i tak pozbawiła życia czterech marines. W dodatku do zerglingów i tępicieli dołączyły karakany i hydraliski. Natomiast w powietrzu zaczęły siać postrach mutaliski. W ułamku sekundy zniszczyły jeden z czołgów który jako jedyny pozostał poza osłoną jaką dawały utrudniające widoczność gęste drzewa dżungli oraz zabiły czterech kolejnych ludzkich żołnierzy którzy chcieli je odpędzić. Po pierwszej fali James podzielił swój oddział na dwie równe dywizje które stanęły po obu stronach ocalałych czołgów. Oddział potrzebował natychmiastowej ewakuacji. Poinformował już dowództwo o zaistniałych okolicznościach i liczył że jego oddział przetrwa czas jaki potrzebują transportowce na dotarcie w to miejsce, nie wiedział że promy ewakuacyjne nigdy nie miały się zjawić. Żeby skrócić czas oczekiwania nakazał nieustający taktyczny odwrót. Jeden czołg się cofa wraz z żołnierzami do drugiego czołgu, natomiast ten drugi ostrzeliwuje z dalszej odległości fale roju i umożliwia dołączenie do swojej pozycji reszcie oddziału. Plan w teorii bardzo prosty, jedynym problemem była rosnąca liczebność żołnierzy zergów. Raptownie nastąpił potężny wstrząs, Lucjan spojrzał na czołg Dava, który ich osłaniał, i zobaczył jak pojazd zostaje wyrzucony w powietrze przez kolejnego nydusa. - James, robactwo staje się coraz bardziej nachalne - powiedział. - Czy ty w każdym momencie musisz dowcipkować ? - odparł Kapitan, po chwili wydał rozkaz do interkomu – czołg wraz z ciężką piechotą, sprzątnąć mi tą glizdę z drogi. Żołnierze wykonali rozkaz. Głowa czerwia eksplodowała i zasypała oddział popalonym i rozerwanym mięsem oraz szczątkami zergów które które miały lada chwila wydostać się z tunelu. Reszta czerwia zapadła się pod ziemię. - Czy ktoś zamawiał pieczoną dżdżownicę – ryknął maruder tubalnym i chichoczącym głosem. - Wracaj do szyku. Zmiana planów, czołg się wycofuje wraz z moją dywizją, pod osłoną dywizji Sierżanta. Potem zmiana, czołg i moja dywizja kładzie ogień zaporowy a Lucjan z chłopakami się cofa do naszych pozycji - wydał rozkaz Kapitan. - Tak jest. - odparli żołnierze. „Hmm, dobrze się bawią. Chyba jestem jedynym człowiekiem który przejmuje się tym że w każdej chwili wszyscy możemy zginąć” - pomyślał James Miejsce: Ul zergów, kokon Czas: 00:15 Nemezis przez cały czas kiedy była zamknięta w kokonie czuła jak zmienia się jej ciało, czuła kod genetyczny zergów który łączy się z jej DNA. Transformacja była bardzo szybka. Zaledwie trzy minuty po dostaniu się do odwłoku dziwnej bestii, odzyskała wzrok i po raz pierwszy od ingerencji genetycznej inżynierów Dominium ujrzała otaczający ją świat. Mimo iż obraz był zniekształcony przez ścianki odwłoku to i tak uznała go za piękny. Coś w jej umyśle kazało jej podziwiać architekturę ula roju. W siódmej minucie poczuła olbrzymi ból na plecach. Jej kombinezon został przebity przez parę kościanych skrzydeł które wyrosły z łopatek. Po minucie od ich wyrośnięcia jej umysł zaczął rozpoznawać je jako kolejne kończyny. Chciała bardzo nimi poruszyć ale psioniczna siła która zwaliła ją z nóg i unieruchomiła ciągle utrzymywała ją w bezruchu. Chciała bardzo opuścić odwłok i rozprostować nowe kończyny. Rozmyślania byłej Porucznik przerwała kolejna fala mocy. Tym razem nie musiała wdzierać się do umysłu Nemezis, ona sama ją wpuściła. Przyjęła ją z radością i ulgą. Coś w głębi zabójczyni twierdziło że fala przynosi ukojenie i mądrość, z czym nie mogła się do końca pogodzić. W głowie Nemezis po raz kolejny rozległ się głos Królowej Ostrzy: - Witaj moja droga, od bardzo dawna chciałam cię poznać. W zaistniałej sytuacji chciałam ci złożyć życzenia – zachichotała Sara - Życzenia, mi, z jakiej okazji ? - odparła chłodno Nemezis. - To twoje trzecie narodziny w tym świecie. Pierwsze jako dziecko dzięki twoim rodzicom, drugie jako duch zawdzięczasz inżynierom Dominium, natomiast to jest zasługą roju. - A więc teraz mam służyć rojowi – spytała pozbawionym emocji głosem Porucznik – zostanę twoim żołnierzem ? - W pewnym sensie – roześmiała się Królowa Ostrzy. Po czym mówiła dalej – Masz coś czego ja nie mam. Obecnie twoje ciało jest niemalże doskonałe. Posiadasz najpotężniejsze cechy trzech ras: terran, protosów i zergów. Te cechy definiują twoje ciało. Jest ono cudem przymusowej ewolucji. Potrzebuję go. - I dlatego twoje zergi pojawiły się w tym układzie. Nie chodzi Ci o tą planetą tylko o mnie. Chcesz mnie wcielić do swojej armii – niemalże wydarła się Nemezis - Nie do końca. Chce twojego ciała dla roju, ale przeszkodą jest twój umysł. Muszę się go pozbyć. - Zawsze zakładałam że jesteś dziwną, ale nie myślałam że aż tak. - Dzięki bioinżynierii mojej rasy mogę przenieść swój umysł do twojego ciała. Wtedy stanę się najdoskonalszą istotą we wszechświecie. Stanę się bogiem - po raz kolejny roześmiała się Królowa Ostrzy. - Nie, ty nie jesteś dziwna, jesteś szalona. I niby myślisz że ja ci pozwolę usunąć mój umysł z mojego ciała... - Nie masz nic do gadania – przerwała jej Władczyni roju z wyczuwalną złością w głosie. Twoja transformacja już się zakończyła, wystarczy że utrzymam cię w tym stanie a mój unikalny żołnierz zakopie się z tobą głęboko pod ziemię. Tam przeczeka bezpiecznie uderzenia głowicy atomowej. Moje zergi niebawem zniszczą flotę Dominium w tym układzie a następnie rój pochłonie resztki sił MacArthura. - Idź do diabła – ryknęła Nemezis - Głowica wkrótce uderzy w ul, wszystko w kraterze ulegnie zniszczeniu. Żebyś się nie nudziła pokażę ci jak moje pupilki atakują, powalają a następnie zabijają twojego brata... Po tych słowach w Nemezis aż się zagotowała. Zrozumiała że oddział który został wysłany na misję samobójczą był oddziałem jej niewiele starszego brata, Jamesa Shadowa. Złość w umyśle Porucznik przybrała na sile. Obecność Królowej Ostrzy zaczęła słabnąć, Nemezis odzyskiwała w szybkim tempie czucie w kończynach. W międzyczasie złość przemienił się w gniew a ten w nienawiść. Wyobraziła sobie jak wytwarza potężną falę uderzeniową która rozrywa odwłok na strzępy wraz z wszystkimi pobliskimi żołnierzami roju. Kiedy odzyskała czucie we wszystkich kończynach i wyrzuciła Sarę ze swojego umysłu, przeobraziła ostatnią myśl o fali uderzeniowej w rzeczywistość. Odwłok, bestia która więziła Nemezis, wraz ze wszystkim w otoczeniu pięćdziesięciu metrów uległo całkowitej anihilacji. Wyswobodzona zabójczyni krzyknęła gniewnie i posłała pocisk czystej energii psionicznej w rządce szczepu który znajdował się wysoko nad nią. Cielsko latającej bestii eksplodowało i po chwili zasypało resztkami i oblało krwią ducha Dominium. W tym samym czasie na niebie pojawiła się spadająca poświata, pocisk nuklearny pędził po niebie żeby zniszczyć bazę zergów w kraterze. Nemezis jak ujrzała to swymi nowymi oczyma, rozpostarła ręce w kierunku nocnego nieba i wytworzyła psioniczną kopułę, która przysłoniła wszystko w odległości pięciu metrów. Energia która wytworzyła barierę była na tyle potężna że ściany kopuły można było dostrzec gołym okiem. Głowica dosięgła celu. Eksplozja była ogromna. Fala uderzeniowa wybuchu spowodowała osunięcie się ścian krateru. Twory zergów znajdujące się w kraterze o ile nie zostały zniszczone przez eksplozję i falę uderzeniową powstałą po detonacji głowicy atomowej, to stanęły w poatomowym ogniu. Wszystko zostało zrównane z ziemią z wyjątkiem jednej majaczącej się w dymie eksplozji, postaci. Nemezis stała niewzruszona osłonięta swoją barierą psioniczna. Kiedy omiotła wzrokiem krater po eksplozji atomowej zrozumiała że nienawiść jest jedną z najpotężniejszych broni oraz że stała się istotą doskonała, stała się równa wszystkim bogom. Jeszcze raz spojrzała na niebo i zrealizowała myśl która ją naszła tuż po tym jak po raz pierwszy jej stopy dotknęły biomasy która rozwijała się w kraterze. Uniosła się w powietrze. Miejsce: Dżungla Czas: 00:19 Przy życiu pozostało już tylko pięciu marines, w tym Kapitan James i Sierżant Lucjan, oraz jeden maruder. Pozostali zginęli zasypani kolcami hydralisków, rozszarpani przez zerglingi, spaleni kwasem którym były wypełnione tępiciele albo kwasem który wypluwały karakany. Ostatni czołg został wysadzony. Czołgista kierujący pojazdem oblężniczym, kiedy uzmysłowił sobie że cały oddział zostanie wybity przez kolejną falę zergów, postanowił zaszarżować czołgiem w nadciągających żołnierzy roju i zdetonować reaktor który napędzał jego ukochaną maszynę. W ułamku sekundy kilka szeregów zergów zostało pochłoniętych przez kulę ognia i spopielonych. James wraz z resztą ocalałych przedzierali się przez dżunglę, co jakiś czas ostrzeliwując to co próbowało ich dogonić. Biegli ile sił w nogach. Lucjan prowadził ocalałych, raptownie krzyknął: - Hydralisk – po czym padł na ziemie Dołączyła do niego reszta żołnierzy z wyjątkiem marina który w tym samym momencie dokonywał ostrzału zerglinga który ich oskrzydlał. Tuzin kolców przebiło jego zbroję. Upadł martwy. James oddał celną serię i rozszarpał głowę zerga na strzępy. - Jazda – powiedział Kapitan. Na ten rozkaz wszyscy oprócz Lucjana podnieśli się i jak jeden mąż i ruszyli dalej. Gdy tylko James zobaczył że Sierżant wpatruje się w niebo, krzyknął: - Lucjan, co ty do cholery wyrabiasz ? Rusz dupę. - Głowica nuklearna – wysyczał Lucjan i wskazał ręką na opadający pocisk, który pozostawiał za sobą jasną poświatę. Chwilę później wszyscy ujrzeli bardzo jaskrawe światło przebijające się przez drzewa dżungli a zaraz potem do ich uszu doszedł huk eksplozji nuklearnej. Chwilowe rozproszenie resztek oddziału ekspedycyjnego wykorzystały zergi. Podmuch który wywołał wybuch atomowy spowodował odsłonięcie pozycji żołnierzy, korony drzew zaczęły się poruszać na boki w rytm podmuchu wiatru. Dało to żmijowi doskonałą okazję do porwania jednego z marine. Nieszczęśliwy żołnierz trafił prosto w paszczę bestii, wypełnioną przez ostre zębiska. Żmij zacisnął szczęki na marinie i zawisł tuż nad resztą oddziału. Krew ofiary ściekała mu z pyska strumieniami. Po chwili ciało żołnierza zostało odrzucone jak szmaciana lalka na bok a potwór zanurkował po kolejną ofiarę. James i jego towarzysze nie dali mu jednak szansy pojmania kolejnego z nich. Nawałnica ognia rozszarpała latającego żołnierza roju na kawałki które spadały na ziemie niczym grad. - Zdychaj robalu – śmiał się maruder. - Zergling na prawo – obwieścił James, po czym od razu skierował w niego swój karabin. - Odgrodziły nas – powiedział obojętnym tonem Lucjan. - Cholera, chyba jednak nie damy rady – skwitował Kapitan ciągle zabijając coraz to nowe psy roju i tępiciele które próbowały się zbliżyć do ocalałych. W czasie ich rozmowy zza drzewa wyłonił się hydralisk i za cel obrał sobie najbliższego żołnierza. Jego kolce trawiły w korpus i głowę marina który nie miał szans na przeżycie tego ataku. Śmierć towarzysza skwitował maruder słowami: - To za mojego przyjaciela paskudo – ryknął, po czym wystrzelił parę granatów w morderce swojego towarzysza. Jego całe ciało zostało rozerwane przez wybuch. Zergów było coraz więcej, James, Lucjan i maruder chowali się za drzewami i próbowali zabić jak najwięcej przeciwników. Żaden z nich nie łudził się że wyjdzie z tego żywy. „Cholera, nie wierzę że umrę w takim miejscu. Myślałem że uda mi się jeszcze porozmawiać z Karen” - pomyślał Kapitan. Jego rozmyślania przerwał ryk najgroźniejszego żołnierza Królowej Ostrzy jaki obecnie był znany Dominium. Zaraz po odgłosach wydanych przez bestię dało się odczuć wstrząsy ziemi. To tylko upewniło w świadomości oddział ekspedycyjny składający się już tylko z trzech osób o tym że do ich pozycji zbliża się ultralisk. Po chwili najpotężniejsze naziemne stworzenia w armii zergów wyłoniło się z dżungli. W zasadzie to przeszło po niej jak po zwykłej równinie. Ich koniec był na wyciągnięcie ręki. Wystarczyła jedna szarża żeby unicestwić ostatnich żołnierzy Naczelnych Sił Kolonizacyjnych Dominium którzy należeli do oddziału ekspedycyjnego wysłanego na misję zniszczenia potencjalnej wylęgarni. „Tylko jedna szarża aby zakończyć te męki” - ta myśl przemknęła przez głowę Lucjana. Ultralisk gotował się do szarży. Miejsce: Strefa powietrzna nad dżunglą, dżungla Czas: 00:22 Nemezis wysłała potężną falę psioniczną aby zlokalizować swojego brata. Od razu po namierzeniu go zmieniła kierunek lotu i przyśpieszyła. Widoczna energia która oplątała ciało Karen, tak brzmiało imię Nemezis zanim została duchem, pozostawiała za nią jaskrawo fioletową poświatę. Kiedy od ocalałych i ciągle walczących o życie żołnierzy oddziału ekspedycyjnego dzieliły ją już tylko sekundy, wyczuła naziemny czołg roju szarżujący na jej brata. Mogłaby zniszczyć umysł potwora w ułamku sekundy ale nie zrobiła tego. Postanowiła sprawdzić czy jest wstanie rozerwać ultraliska swoimi nowymi mocami. Zanurkowała prosto na żołnierza roju. I wylądowała tuż przed jego szarża. Spojrzała mu w oczy i jego głowę rozerwał pocisk energii, zaraz potem w jej ślad poszła reszta ciała żołnierza roju. Nemezis stała i patrzyła na miejsce gdzie przed chwilą stał ultralisk, rozkoszowała się deszczem krwi i resztek cielska, które skapywały i spadały na nią. Czuła się jak bóg, chciała by czuć się tak zawsze. Dokonać tego mogła poprzez zabijanie, tak, Karen zrozumiała że zabijanie w jej obecnej postaci daje jej rozkosz. Musiała zabijać, odwróciła się i spojrzała na ocalonych żołnierzy i uśmiechnęła się złowieszczo. Lucjan i maruder myśleli że objawia się im sama władczyni zergów, Królowa Ostrzy. Jamesa natomiast zamurowało. Nie był pewien na kogo lub raczej na co patrzy. To coś miało twarz jego młodszej siostry, ubiór również wskazywał że to ona. Karen jako jedyny z duchów w Naczelnych Siłach Kolonizacyjnych Dominium miała czarny kombinezon bojowy. Jedynym problemem były kolczaste skrzydła wyrastające z pleców oraz przerażające oczy. One najbardziej nie podobały się kapitanowi. Były dzikie, nieposkromione, rządne krwi: - Karen – powiedział James drżącym głosem, Nemezis spojrzała na niego i uśmiechnęła się, chciała coś odpowiedzieć ale Lucjan i maruder nie dali jej szans. Granaty trawiły w ciągle aktywną tarczę psioniczną. Dym eksplozji przysłonił całą kobietę. Lucjan również otworzył ogień, strzelał prosto w dym. Odwiódł go od tego dopiero krzyk marudera. Odwrócił się i ujrzał przebitego przez jakiś kolec żołnierza. Zaraz potem ciężko zbrojny piechur znalazł się w powietrzu a za nim Sierżant dostrzegł postać do której strzelał. Okazało się również że kolec który przebił marudera był zakończeniem skrzydła Nemezis. Kobieta wbiła drugie skrzydło w swoją ofiarę i rozerwała ją na pół. Jedynym łącznikiem połówek ciała były wnętrzności które nie zostały rozerwane. Kiedy Nemezis znudziła się zabawką odrzuciła ją na bok w drzewo. Lucjan przyjął pozycję strzelecką i chciał rozpocząć ostrzał ale zergling wskoczył mu na plecy i go powalił. Wraz z odgłosami zbliżających się zergów James oprzytomniał i strącił psa roju z pleców przyjaciela poprzez uderzenie kolbą karabinu. Oddał dwa celne strzały i głowa bestii rozpryskała się na ziemi. Nemezis syknęła na zbliżających się żołnierzy roju i zergi stanęły jak wryte. Właśnie poznała nową umiejętność. Mogła bez problemu zapanować nad rojem. Zaczęła drążyć ją ciekawość czy zdołała by zniewolić wszystkie zergi, a jeżeli nie to może by spróbować ujarzmić Królową Ostrzy i przez nią kontrolować resztę jej żołnierzy. Karen przysięgła sobie że w przyszłości zastanowi się nad tą możliwością. Jednak teraz musiała zająć się towarzyszem swojego brata. Ruszyła wolnym krokiem w kierunku Lucjana. Drogę zaszedł jej James i wymierzył karabin w jej głowę: - Karen, to ty? - zapytał Kapitan - Tak kiedyś miałam na imię, James – odpowiedziała - Siostrzyczko, co się z tobą stało ? - Narodziłam się na nowo – po czym dodała – teraz jestem czymś więcej niż każda z trzech ras osobną. Jestem nimi wszystkimi. Jestem nową boginią tego wszechświata - ma chwilę przerwała swój wywód i spoglądała na brata, po czym dodała - Idź na polanę na zachód stąd. Po tych słowach jej ciało uniosło się w powietrze i skierowało w stronę bazy Naczelnych Sił Kolonizacyjnych Dominium. James stał i patrzył się na odlatującą Nemezis, „to już nie jest moja siostra” - napomniał się w myślach. Nie dochodziły do niego żadne odgłosy, wszędzie panowała martwa cisza. Zergi wycofały się, zniknęły tak nagle jak pojawiły się po raz pierwszy. Lucjan leżał i ciężko dyszał, szczęki i pazury zerglinga który go zaatakował przebiły jego pancerz i zagłębiły się głęboko w ciało sierżanta. James podszedł, i pomógł mu wstać, potem obaj ruszyli na zachód na polanę. Coś mu mówiło że mimo iż to nie była to już jego siostra to mógł zaufać tej istocie, ten jeden raz. Wiedział też że rój nie stanowi już problemu. Miejsce: Główna baza Naczelnych Sił Kolonizacyjnych Dominium. Czas: 01:30 Generał MacArthur stał przy oknie i wpatrywał się w obraz który rozpościerał się za szkłem. W ustach miał swoją fajkę. Patrzył jak ogień bitwy jest coraz bliżej jego kwatery. Z każdą minutą słyszał coraz głośniejsze strzały i eksplozje. Wiedział że coś poszło nie tak. Mimo iż głowica atomowa spadła na ul zergów, te zjawiły się u bram jego własności i rozpoczęły krwawą ucztę. Generał pomyślał - „To tylko kwestia czasu zanim rój całkowicie zdominuje Naczelne Siły Kolonizacyjne Dominium na tej planecie, w tym układzie, bo przecież według ostatnich znanych raportów flota już jest w odwrocie. Ale Ja, Wielki Generał MacArthur nie składam broni, odbuduję moją własność, moje Naczelne Siły Kolonizacyjne Dominium, odbuduje i wrócę tu. Zniszczę tę plagę robactwa, a jeżeli mi się nie uda to spalę całą planetą, układ.” - zaśmiał się tubalnym gardłowym śmiechem. Chwilę po tym jak Generał MacArthur skończył się śmiać, do jego gabinetu weszło dwóch marine. Obaj zasalutowali i jeden z nich przemówił: - Panie Generale prom ewakuacyjny jest gotowy do startu, proszę udać się z nami. - Naturalnie – odparł Generał, po czym wszyscy trzej wyszli na korytarz który jeszcze kilka godzin temu przemierzała Nemezis w drodze do biura Generała aby odebrać rozkazy misji. Cała trójka bez pośpiechu przemieszczała się korytarzem. Kiedy dotarli do jego końca marine który wcześniej się odezwał wstukał kod bezpieczeństwa i otworzyły się drzwi. Wszyscy trzej zdziwili się kiedy w następnym pomieszczeniu zobaczyli siedmiu maruderów z wycelowanymi w nich granatnikami. Pierwszy z nich wystąpił i przemówił dziwnym głosem: - Porucznik Nemezis melduje że wykonała misję. Głowica atomowa dosięgnęła celu. Przeprasza że nie mogła osobiście tego Panu Generałowi przekazać, ale miała pilniejsze sprawy do załatwienia. - Że co? - zdziwił się Generał. - Prosiła również żebyśmy Pana Generała pożegnali – po tych słowach siedmiu maruderów otworzyło ogień i rozerwało ciała Generała MacArthura i dwóch pozostały marines na strzępy... Miejsce: Przestrzeń kosmiczna dookoła Sparry04 Czas: 01:30 Nemezis właśnie strąciła ostatni krążownik należący do Naczelnych Sił Kolonizacyjnych Dominium. Zaczęła zastanawiać się co dalej ma robić. Rozejrzała się po czarnej pustce która wypełniała kosmos. „Zergi jednak nie są tak interesujące jak początkowo sądziłam” - pomyślała, po czym skierowała swoje oczy w stronę innych gwiazd. „Xel''naga, tak muszę ich znaleźć i obwieścić że to ja teraz jestem Bogiem” - mówiła sama do siebie w myślach - „W międzyczasie mam nadzieję że pozostałe rasy same się zniszczą” - na tą myśl zaśmiała się. Odwróciła się i ruszyła przez kosmiczną ciszę na poszukiwania pozostałości starożytnej rasy. Miejsce: Polana na północ od krateru Czas: 01:40 Kiedy tylko James i Lucjan weszli na polanę ich oczom ukazał się transportowiec sił specjalnych. James nawiązał kontakt z pilotem: - Tu Kapitan James Shadow z oddziału ekspedycyjnego Naczelnych Sił Kolonizacyjnych Dominium. Jestem w trakcie wykonywania misji o kodyfikacji 0015. Proszę o pozwolenie wejścia na pokład. - Udzielam pozwolenia Kapitanie – odpowiedział pilot. - Dziękuję, bez odbioru – skwitował James. James i Lucjan ruszyli do opuszczającej się rampy na tyłach transportowca. Na spotkanie na rampę wyszedł im pilot. - Kapitanie, oczekuje na powrót Porucznik Nemezis, ale was również z chęcią przyjmę. Gdzie reszta waszego oddziału? - zapytał pilot. - Wszyscy zginęli, Porucznik Nemezis również jest martwa. Spotkaliśmy ją podczas ucieczki. Wskazała nam to miejsce ewakuacji. - Czy jesteście pewni że Porucznik nie żyje ? - Absolutnie pewni - powiedział Kapitan smutnym głosem i wszedł na rampę. Po czym dodał: - Sierżant potrzebuję pomocy - Oczywiście, w transportowcu jest apteczka - Dziękuję - Widzę że udało się wam odciągnąć uwagę zergów od Pani Porucznik, doskonała robota – pogratulował pilot. - Odciągnąć zergi? - zapytał James - Tak, Generał MacArthur powiedział że taki jest cel waszej misji. Kapitan spojrzał na pilota i w milczeniu ruszył do środka transportowca wraz z nieprzytomnym Lucjanem niesionym na plecach. Miejsce: Transportowiec sił specjalnych. Czas: 02.00 Lucjan obudził się z pulsującym bólem pleców i głowy. Wstał i rozejrzał się po pokładzie, spojrzał na Kapitana który siedział po przeciwnej stronie pomieszczenia, odetchnął i powiedział: - Jasna cholera, my żyjemy. Myślałem że Królowa Ostrzy nam zabije. - To nie była Królowa Ostrzy Lucjanie, to była moja siostra, Karen - odpowiedział James - Co ty chrzanisz. Przecież twoja siostra została duchem. - Poznałem jej twarz, to była Karen. - Ale jak to możliwe ? - zapytał Lucjan - Nie wiem - odparł nieobecnym tonem Kapitan - „Ale wiem kto wie, Królowa Ostrzy na pewno wie. A ja wiem kto mnie do nie zaprowadzi” – dodał w myślach, po czym wstał wyjął karabin i ruszył do kokpitu. Wszedł i wycelował w głowę pilota. Ten odwrócił się i spojrzał zdziwiony na żołnierza którego niedawno uratował: - Co to ma znaczyć Kapitanie ? - zapytał drżącym głosem. - To jest porwanie – odparł James - I niby dokąd mnie Pan porwie. - Lecimy na Mar Sarę. - Przecież to szaleństwo – kłócił się Pilot - Ja bym go nie prowokował, Ja też umiem latać tą maszyną – wtrącił się do rozmowy Lucjan, który właśnie wszedł do kokpitu, po czym odwrócił się i spojrzał w oczy przyjaciela: - Naprawdę uważasz że ten rewolucjonista pomoże nam odszukać twoją siostrę ? - zapytał. - Nie wiem ale warto spróbować, poza tym nie mamy innego wyboru, MacArthur nas zdradził. Chciał żebyśmy zginęli, podał nam złe informację dotyczące misji – wypuścił powietrze nosem i dodał - Czy jesteś ze mną Lucjanie? - Baa, oczywiście że jestem, zawsze chciałem poznać światowej sławy Jima Raynora... Koniec
  12. Yech

    WoW-sprzet

    Witam, dreczy mi jedno pytanie: Jak bedzie wygladal WoW gdy mam Procek 2.6 GHz,512 RAM, i karte GeForce FX 5200 z 64 MB pamieci, lacze mam 1 Mb/s . z gory Thx za odp.
  13. Yech

    A PlayStation 3 na szarym końcu?

    Sony ze duzo sobie zyczy(kasy) za PS3 , a natomiast Wii zapowida sie imponujaco a Micro pewnie obnizy cena X360 i jeszzcze wyjdzie Halo 3, zdecydowanie Sony traci swoja dominujaca pozycje w swiecie konsol , a jeszcze dodajac ze X360 posiada mozna powiedziec najbardizej rozwiniety i doskonaly servis online na konsolach :P
  14. jednak mi sie nie wydaje zeby premiera PS3 byla jeszcze w ty roku raczej za rok :D
  15. nie che mi sie czekac ze sciaganiem ;[
  16. USA mnie dobija :D za kilka lat bedzie u nich zakaz grania w gry ;D
  17. Yech

    PlayStation 3 lepsza już w 2007

    X vs PS3 <-----to bedzie walka o rynek revo <----- sie nie liczy
  18. Yech

    Xbox 360 dla gwiazd

    hmmmm ciekawe,zobaczymy jak bedzie z PS3 ;/