Dalhar

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    12
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O Dalhar

  • Ranga
    Robotnik
  1. Chwycić za Gersową broń, aby szarańczy oszpecić skroń i wysłać wroga w piekła toń.
  2. Kiedy przyszedłem do... urzędu skarbowego dowiedziałem się, że wprowadzono nowy system do rozliczania podatków, który jest przyjazny dla przedsiębiorców, a rozliczanie PITów nie jest zmieniane co roku i nie trzeba bez sensu marnować czasu na naukę wypełniania tony niepotrzebnej makulatury i wszystko można załatwić online. Nazwa tego systemu to iTax. iTax zrewolucjonizował życie podatników, a wprowadzenie go do pełnego działania zajęło urzędnikom tylko 41 lat. I w myśl hasła reklamowego systemu iTax - iTax i żyje się lepiej! faktycznie teraz żyje się lepiej :)
  3. Kiedy poznamy wynik konkursu?
  4. Witam, kiedy można się spodziewać wyników?
  5. Kiedy podacie wyniki? Upłynęło już 6 dni od ustalonej daty.
  6. Dalhar

    Konkurs Dead Island Riptide na długi weekend

    Podczas przygotować do obrony pracy magisterskiej, każdemu, może pęknąć żyłka w mózgu. Zagotowany mózg przegrzewa się, efektem ubocznym jest transformacja w zombie. Chciałbym prosić czytających te słowa o minutę zadumy i refleksji nad strasznym losem wielu biednych zombie tego lata, oraz prosić o kilka dobrych myśli skierowanych w ich kierunku, dzięki temu, może powrócą do normalności, dziękuję za uwagę.
  7. Dalhar

    Konkurs Crash Time 5 - mamy gry do rozdania :)

    Marzenia są po to aby je spełniać! Stwierdzenie to wydaje się banalne, może nawet śmieszne, zapewne z ironią zaśmieje się z tego osoba, która przyjmuje swój los biernie zamiast samemu kształtować go ja sprawny garncarz glinę. Masz lat 10 albo 110, podwiń rękawy i zacznij walczyć o marzenia, bo wtedy można przeżyć życie w pełni i we właściwy sposób.
  8. Daliście przez pomyłkę 2 razy ten sam obrazek. Został już wstawiony 6 dnia trwania konkursu.
  9. Super zaawansowanego sprzętu z gry użyłbym do uzyskania wydzieliny gruczołu mlekowego w okresie laktacji od samic ssaków z rodziny roślinożerców przeżuwających. Na polu walki bywa różnie, nie wszystko musi pójść według planu, zapasy suchego prowiantu mogą się skończyć w mgnieniu oka i aby przetrwać trzeba improwizować. Dron wysłany na rekonesans bada teren w poszukiwaniu pastwisk i pasących się na nich krów. Po zlokalizowaniu obiektów, do zadania oddelegowany zostaje snajper z dwóch powodów 1 - Kamuflaż optyczny zdecydowanie najlepszy futurystyczny gadżet w grze, pozwoli niezauważenie poruszać się na odkrytym terenie, co umożliwi uniknąć kontaktu z wrogiem oraz umożliwi zbliżenie się do zwierząt nie wywołując popłochu w stadzie, który mógłby zaalarmować przeciwnika. 2 - Wyczulone palce, które delikatnie naciskają spust karabinu snajperskiego, mogą smyrać wymiona krowy nie powodując u niej dyskomfortu. W okularach żołnierza podczas czynności dojenia, wyświetla się film instruktarzowy o dojeniu krowy, aby proces pozyskiwania mleka przebiegł szybko i sprawnie. Snajper wypełnia mlekiem pod samą zakrętkę manierki wszystkich członków oddziału + kilka zapasowych. Dzięki takim zapasom można przetrwać dłuższy czas w oczekiwaniu na pojawienie się celu. Gdy wyczekiwanie na cel przedłuży się, mleko od ciepła zsiądzie się i będzie dalej zdatne do spożycia w formie kefiru z kulturą bakterii dobrze wpływającą na trawienie, a walory smakowe dobrze wpłyną na morale oddziału.
  10. Rozpostarte skrzydła białej mewy z czarnym łebkiem łapały wiatr w lotki, sunąc na podmuchu wiosennego zefirka juz dobry kilometr, równo od latarni morskiej w Zigimor. Pod zaokrąglonym brzuszkiem, którego pióra przeczesywał wiatr, leniwie przepływały śnieżnobiałe obłoki, które zakrywały szczelnie przestrzeń niczym puchowa kołdra, aż po horyzont błękitnego nieboskłonu. Biały ptak jakby od niechcenia załopotał skrzydłami i zapikował ostro w dół, wpadając w biały puch i niknąc w jednej chwili jak gdyby nigdy nie istniał. Ptak przebił się prze białe mleko, zamrugał drobnymi oczkami jakby nie dowierzając w to co ujrzał i nerwowo rozejrzał się w kilku kierunkach. Pod chmurami znajdował się zupełnie inny świat, lepszy, bogatszy, niebezpieczny, ale jakże kuszący także dla mewy, która dzieliła go na rzeczy jadalne, niejadalne, panie mewy i wydalanie w ilościach hurtowych, najlepiej na te dziwne wielkie dwunożne stworzenia. Dobrze obsrywało mu się tych tupiących na plaży by odstraszyć ptaki, zemsta taka. Następne w kolejce były mniejsze wersje dwunożnych dużych, które robiły dużo hałasu i rzucały kamieniami. Za to miało się posłuch w stadzie i pierwszeństwo do żarcia. Spontaniczny ostrzał dawał trochę satysfakcji (nie tej przy wypróżnianiu generalnie, innej)ale nie przynosił wymiernych korzyści, dlatego powstrzymywał się od tego, ale rozumiecie, jak mus to mus. Ptak załopotał dwa razy i rozłożył szeroko skrzydła zmieniając kierunek lotu na wschodni. Przez dziurę w chmurach nieśmiało przebił się promień słońca, którego przebłysk rozpalił taflę morza tysiącami migających ogników. Mewa oślepiona blaskiem bijącym od wody, podobnie do strzelania focha odwróciła łebek i skierowała tor lotu w kierunku zacumowanych w porcie żaglowców. Ptak przeleciał nad masztami dwóch statków, na których załoga zwijała żagle i szorowała pokłady, obniżył nieco lot i wleciał nad zabudowania. Bystrym wzrokiem przeczesywał zadaszenia, aż trafił na czerwony dach, który wydał mu się dobrym miejscem do odpoczynku. Zwolnił lot, zatrzepotał skrzydłami i osiadł na krawędzi dachu z czerwonych płytek, które zdążyły przyjemnie nagrzać się od wiosennego słońca. Biała mewa wbiła wzrok w małe okratowane okienko w budynku po przeciwległej stronie ulicy, poprawiła skrzydła, zadarła ogon i wypuściła niespodziankę dla jednego z dużych dwunożnych. Uliczkę przebiegło echem siarczyste przekleństwo i niski głos mężczyzny, który sprawił zjeżenie sierści u kota dachowca. - Znowu mnie obsrały, ostatnio zleciłem szwaczkom w jednostce uszycie nowego munduru, bo w starym po praniu wyblakły miejsca po mewich gównach, co za los. Do jego mózgu dochodziły, strzępy informacji z otoczenia, patrzył nieprzytomnym wzrokiem w małe okratowane okienko pokoju przesłuchań, przez które dostrzegł z gracją lądującą mewę na krawędzi czerwonego dachu przeciwległego budynku. Ptak wydawałoby się spojrzał wprost na niego, poprawił skrzydła, zadarł ogon i wypuścił coś ciemnego z pod siebie. PLASK, siarczysty policzek, który otrzymał, niczym haczyk rybę, wyciągną go z odmętów umysłu w których schowała się jego świadomość. Rzeczywistość była dość brzydka, gruba i cuchnęło jej z gęby przetrawionym alkoholem. Strażnik pochylił się nad blatem starego stołu i spojrzał mu prosto w oczy jak by chciał przewiercić go na wylot i zobaczyć co jest za nim. - Chłopcze oprzytomnij wreszcie do jasnej cholery, zaraz przyjdzie mój dowódca na przesłuchanie i jeśli ci życie miłe, współpracuj. Z oddali korytarza, dobiegło do pomieszczenia przesłuchań przeciągłe skrzypnięcie otwieranych drzwi, stukot butów o kamienną posadzkę i niewyraźne przekleństwa jednego z idących. Drewniane drzwi małej salki przesłuchań otworzyły się na oścież i do pomieszczenia z impetem weszło dwóch żołnierzy, z których jeden nerwowo pocierał rękaw białą chusteczką. - Psu na budę takie wycieranie, jak nic będzie plama. Wymruczał pod nosem wysoki, barczysty mężczyzna, o szlachetnych rysach twarzy i włosach koloru pszenicy, poczym zgniótł w dłoni białą chusteczkę i cisną ją w kont. Przeniósł przenikliwe spojrzenie z lecącego skrawka materiału, na siedzącego za stołem młodego chłopca, który wyglądał jak bezpański psiak i zapytał mężczyznę stojącego obok więźnia. - To on Milfordzie? Zapytał dowódca, patrząc z niesmakiem na jasną plamę na rękawie. - Tak szefie. Odparł strażnik, którego wydychane powietrze mogło powalić alkoholika. - Zyhfardzie, nalej proszę, wody naszemu gościu, wydaje się spragniony. - Sie robi. Odparł drugi nowo przybyły żołnierz o twarzy której nie chciałoby się spotkać w ciemnej alejce, a właściwie to nigdzie nie chciałoby się jej spotkać. Wziął dzbanek z małej komódki wciśniętej w rogu sali i napełnił metalowy, pogięty puchar po same brzegi, poczym postawił go z hukiem przed więźniem rozlewając cześć jego zawartości po blacie. - Do dna. Wycedził pięknolicy i puścił oko do chłopaka, który zdawało się w końcu uświadomił sobie, że to nie sen. - Dz, dziękuję. Wyszeptał przez spieczone usta i uczepił się pucharka z wodą jak pijawka chorego. Wypił wodę duszkiem zalewając sobie brodę i tors, odstawił puchar i odetchną z ulgą, świadomość mu wróciła, było to widać w jego zapuchniętych oczach. - Chłopcze, powiem ci co teraz będzie. Mówiąc to dowódca odwrócił zbite niechlujnie z kilku desek krzesło, oparciem do stołu i usiadł na nim opierając przedramiona na krzywym oparciu krzesła. - Twoje życie leży teraz w twoich rekach, ale większa jego część w naszych, pamiętaj o tym. Opowiesz wszystko co wiesz, to ten dzień skończy się dla ciebie dobrze. Jeśli odmówisz współpracy albo będziesz coś kręcił, a wiesz mi będziemy wiedzieć kiedy kłamiesz, zginiesz. Dowódca placówki spojrzał tak na więźnia, że można uwierzyć w to, że przebił go wzrokiem i zobaczył co jest za nim. Chłopak kiwną głową z aprobatą. - No! Widzę, że się rozumiemy, to bardzo dobrze, bardzo. Imię i nazwisko ? - Domingo Sens''itaff. Wyszeptał. - Głośniej ! Chłopak odchrząkną dwa razy, przełkną ślinę i powiedział pewnie. - Domingo Sens''itaff ! - Dobrze. Odparł dowódca utrzymując to samo przeszywające spojrzenie. - Czym sie zajmujesz? Krzesło pod aresztantem zaskrzypiało piskliwie. - Jestem studentem. Lekko zakłopotany, potarł nos. - Chwali się to. Brawo. Odparł dowódca szerząc się w uśmiechu. -Dlaczego ubrałeś się jak pirat? Sztuczna drewniana noga, wąsy jak od kija od szczotki, opaska na jedno oko, jeszcze tylko papugi na ramieniu brakuje. Trąci banałem na kilometr. - To do stymulacji zadowolenia. Policzki chłopaka zmieniły kolor na buraczany, zakłopotany spuścił wzrok. Po chwili, niepewnie zaczął mówić. - Pochodzę z rodziny rolników z dziada pradziada, chciałem od życia czegoś więcej i uciekłem z domu do miasta na studia. Nauka i utrzymanie sporo kosztują, więc dorabiałem gdzie się da. Kolega z roku załatwił mi robotę na przyjęciu u wojskowych i tam wypatrzyła mnie pani generałowa Lukinsa DeMark. W ramach świadczenia jej pewnych usług mogłem być spokojny o pieniądze i skupić się na nauce. - Jeśli dobrze zrozumiałem stałeś się utrzymankiem generałowej Lukinsy DeMark i świadczyłeś jej usługi seksualne w zamian za korzyści materialne, tak ? Zapytał zadowolony i lekko rozbawiony dowódca. - Zgadza się, jak mawiał mój dziad, każdy orze jak może, rozumie pan?. Powiedział niepewnym głosem chłopak. Żołnierz który podał chłopcu wodę uśmiechną się szeroko, a był to uśmiech typu - dylemat dentysty, wyrywać, leczyć ? wyrywać ! - Oczywiście, że rozumiem. Odparł rozbawiony dowódca. - Opowiedz do czego był potrzebny ci ten komiczny strój. - Noo bo, generałowa chciała urozmaiceń, gier wstępnych. I w tej roli jako zły pirat napadam na nią i wykorzystuję. Powiedział zakłopotany. - Szczegóły. Powiedział żołnierz, który wybałuszył oczy i uśmiechną się głupio. Chłopak w komicznym przekoloryzowanym stroju pirata, odkaszlną i obniżył znacznie głos. - HA HA HA jestem złym piratem HA HA. Poczym zmienił głos na piskliwy. - Och ja nieszczęsna, nie rób mi krzywdy. Poczym powrócił do męskiego tonu. - Nie ma męża w domu, zdzieram szaty z pani domu HA HA HA. Trwało to dobrą chwilę nim trzem żołnierzom udało się opanować rechot, którego siłę potęgował skąpo umeblowany pokój przesłuchań. Dowódca walną otwartymi dłońmi w blat stołu w jednej chwili przywołując grobową ciszę i posłał chłopcu tak demoniczny uśmiech, przy którym nie jeden rekin popadłby w kompleksy. - Milfordzie wystarczy, mamy to po co przyszliśmy. Chłopiec spojrzał zdziwiony na strażnika, który poruszał bezdźwięcznie ustami i zrobił dziwny gest lewą dłonią, wokół której na ułamek sekundy pojawiła się blada poświata. - Zostawcie nas, wiecie co macie robić ! Powiedział władczym tonem dowódca, wpatrzony niewidzącym wzrokiem w punk, który tylko on mógł dostrzec. - Zyhfardzie przynieś to o co prosiłem. - Sie robi. Dwóch żołnierzy żwawym krokiem opuściło salkę, pozostawiając uchylone drzwi pokoju przesłuchań. Dowódca który pozostał, popatrzył w oczy więźniowi , chłopiec nie wytrzymał konfrontacji i spuścił wzrok. - Będziesz żył, powiedział po długiej chwili ciszy, którą można było ciąć na kawałki. - To co opowiedziałeś nam, jest dla nas bardzo wartościowe, dobrze, że powiedziałeś prawdę. Gdybyś kręcił wydobylibyśmy te zeznania siłą. Zrobił wymowną pauzę. - A potem sprzedalibyśmy twoje szczątki na eksperymenty u jakiegoś maga. Mężczyzna wcelował wskazujący palec obity w skórzaną rękawice. - Zapamiętaj sobie chłopcze, nigdy nie rzucam słów na wiatr, nigdy ! Chłopak po usłyszeniu dobrej wieści ani trochę nie poczuł sie lepiej, sposób w jaki patrzył mężczyzna przed nim mógł rozpalić pochodnię bez użycia krzesiwa. -Słyszałeś o Necroville? pytając o to, spojrzenie dowódcy powędrowało w nieokreśloną przeszłość. - Tak, wylęgarnia wszelkiej maści zbirów, bezpieczna przystań dla piratów. Powiedział zadowolony ze swojej wiedzy i dodał. - Jakiś czas temu miasto zostało praktycznie zmiecione z powierzchni ziemi, przez ostrzał ze niezidentyfikowanego, potężnego okrętu. Dowódca obudził się ze snu na jawie, gdy usłyszał słowo statek. - Zgadza się, widzisz chłopcze, straciłem podczas tego ostrzału kilku dobrych ludzi z załogi, oraz mój statek na którym pływałem juz pięć lat. Mięśnie jego żuchwy zadrgały. - Ale przecież tam nie stacjonowały żadne żaglowce wojskowe, to terytorium piratów i poszły na dno same jednostki pirackie. W jednej chwili cała krew odpłynęła mu z twarzy, zrozumiał, że nie ma do czynienia z wojskowymi. - Aale jjak to możliwe ? - Nasz człowiek towarzyszył na okręcie Willbard Biały, jednostce żołnierzy, która płynęła na zmianę warty w więzieniu Czarna Skała w którym obecnie jesteśmy. Dzień przed przybyciem do portu, dodał do żołnierskiego zapasu gorzałki, specjalną miksturę, którą przyrządził Milford, jak już pewnie zauważyłeś, biegły w sztuce magicznej. Oddział się spił i zasną przynajmniej na trzy tygodnie. Po przybyciu do portu Mew, daliśmy komu trzeba po sakiewce, a bardzie opornym po mordzie i sakiewce, poczym zdjęliśmy z nich mundury i przenieśliśmy śpiące królewny w beczkach po śledziach na statek płynący w powrotnym kierunku. I Jako pewno prawny odział wojska przejęliśmy wartę w Czarnej Skale. Dowódca sięgną do prawej nogawki spodni, podwiną ją i wyją z wysokiego buta rulon papieru, rozwiną go i rozprasował o krawędź stołu, poczym rozłożył kartki na blacie. - Kogoś rozpoznajesz? Chłopak przyjrzał sie uważnie rysunkom na listach gończych, niektóre twarze przypomniały mu gabinet strachu w obwoźnym cyrku który, raz do roku odwiedzał jako dziecko. Wpatrywał się uważnie w rysy twarzy, powoli w myślach czytał imiona. Roland, Dragon, Willow, Baobab... Kwoty oferowane za ujecie żywym lub martwym były ogromne, tak duże, że nie miał nigdy w życiu okazji wymówić ich na głos. - Tak, jestem pewny, że poznaję tego. Postukał palcem w podobiznę poszukiwanego. Kapitan odwrócił rysunek w swoim kierunku i uśmiechną się lekko. - Taaa, Roland, stary druh. W jakich okolicznościach go poznałeś? Żołnierz potarł świeżo ogoloną twarz w taki sposób jak by miał bujną bródkę. - W karczmie pod Wyrwizębem. Jadłem wieczorny posiłek, nagle przysiadł sie do mnie ten mężczyzna. Stuknął ponownie palcem w list gończy. - Przystawił poszczerbionego cutlasa do mojego ku... Zakaszlną, odchrząkną. - Mojego krocza i powiedział albo go użyje, albo wychodzę z nim. Jak łatwo się domyśleć wybrałem to drugie albo. - Taa cały Roland. Powiedział lekko rozbawiony dowódca. - Zaprowadził mnie do jakieś ciemniej alejki, była tam grupka mężczyzn, wzięta bez własnej woli jak ja. Kazali nam założyć łachmany w stylu pirackim, aby upodobnić nas jak się okazało do nich samych. Powiedzieli , że robimy za wabik, że za chwilę zjawi się grupa ludzi, poczym ukryli się. Za chwilę jak mówili pojawiła się grupka ludzi. w Ułamku sekundy, wyskoczył mój porywacz wraz z towarzyszami. Rozpoczęła się bitka, dostałem czymś twardym w twarz i następne co pamiętam to pobudka w śmierdzącej moczem celi więziennej. - Słyszałeś o lochach pod Necroville? - Proszę pokazać mi tego co o nich nie słyszał. - Też racja. Uśmiechną się kwaśno żołnierz. - Bo widzisz chłopcze ci ludzie i nieludzie, na tych listach gończych podczas ostrzału, wbiegli do nich nie po to aby znaleźć schronienie przed gradem kul armatnich, ale po coś zupełnie innego. Psiesyny, które prowadziły ostrzał, przybyli dokładnie po tę samą rzecz, przy okazji wyrznęli znaczą część konkurencji. - Po co ? Zapytał zaciekawiony chłopak. - Widzisz chłopcze, w takich momentach powraca mądrość pokoleń w starych porzekadłach. Najciemniej jest pod latarnią. Chodzi o skarb, największy na świecie skarb pierwszego pirata, kapitana Frinsa Qardee''ana, a dokładniej największy skrawek mapy, który został ukryty w tych kanałach. Przez stulecia była to bajka opowiadana dzieciom na dobranoc, a okazała się prawdą. Skrawki tej mapy rozlokowane są po całym świecie, część z nich została odnaleziona, jedną z nich mam ja, jedną ma Roland, który znalazł ją w podziemiach Necroville podczas ostrzału. Widzisz to, że znaleźliśmy się w tym miejscu to nie przypadek. - Domyśliłem się tego. Odpowiedział już coraz mniej spięty chłopak. - Widzisz Domingo, do tej pory z nieba spadało na tylko mewie gówno, ty byłeś niespodziewaną odmianą i szansą od losu której nie mogłem zmarnować. Zrobił krótką przerwę poprawiając mankiet i kontynuował. - Twoje relacje z generałową podsunęły mi pewien pomysł. Szantaż generała De marka. Widzisz cała nasza rozmowa dzięki sztuczkom magicznym Milforda została zarejestrowana. Generałowi najbardziej zależy na swojej reputacji, a jeśli wyjdą na jaw rogi, które przyprawiła mu baronowa będzie skończony. To, że wybraliśmy żołnierzy jako przykrywkę i to więzienie, pozwoli mi zrekrutować nowych członków załogi na miejsce poległych w Necrowille. A generał da nam jeden ze swoich statków i będzie przy tym kryty, bo jesteśmy odziałem wojska. W naszej umowie wspaniałomyślnie zaznaczę, że ma ci włos z głowy nie spaść, ale pamiętaj, że jak odpłyniemy z wyspy generał może nie dotrzymać słowa w tym punkcie umowy. Do pomieszczenia wszedł Zyhfard który przyniósł równo w kostkę złożony mundur żołnierza z przewieszonymi u góry wysokimi butami. Położył strój na małej komódce, odwrócił się i posłał chłopakowi można by rzec pogodny uśmiech. - Dziękuję. Powiedział kapitan wychodzącemu z pomieszczenia Zyhfardowi. - Na czy to ja, aha, odpływamy, a nasz kochany generał zleca odcięcie ci głowy, poczym wkłada ją do ładnego pudełka, przewiązuje wyszukaną kokardką i wręcza ukochanej żonce na rocznicę ślubu. Miło prawda ? Chłopak pobladł jeszcze bardziej - to co ja mam teraz robić? Zapytał lekko łamiącym sie głosem. - Proponuję ci wstąpienie do mojej załogi, wtedy generał nic nie zrobi. Zyhfard przyniósł dla ciebie mundur szeregowca, powinien pasować, masz czas do namysłu do końca tej rozmowy. Spojrzał na chłopca badawczo, tamten kiwną mu porozumiewawczo głową. - Chcę odnaleźć Rolanda i jego załogę, chcę połączyć siły w odnalezieniu psich synów odpowiedzialnych za zabicie moich ludzi. Tak się składa, że ci sami ludzie mają najwięcej skrawków mapy kapitana Quardee''ana, mam ambitny plan odnalezienia największego skarbu świata. Konkurencja będzie olbrzymia, wielu potężnych piratów ma skrawki tej mapy, ale jak mawiają kto nie ryzykuje ten nie ma. Kapitan uśmiechną się łagodnie, wstał z krzesła i pomału udał się do wyjścia. Zatrzymał się przed otwartymi drzwiami i powiedział. - Nie przedstawiłem się Quandolej Kar''dian, Ogółowi znany jako kapitan złotobrody, do niedawna dumny dowódca Biuściastej Kejti. Kapitan odwrócił sie do chłopca i uśmiechną się zawadiacko. - Wypalę przed budynkiem garść tytoniu, masz tyle czasu na pojawienie się w mundurze, jeśli się nie zjawisz, cóż, sam wiesz. Kapitan żwawym krokiem wyszedł z pomieszczenia zostawiając chłopaka sam na sam ze swoimi myślami. Domingo Sens''itaff krótką chwilę nieobecnym wzrokiem patrzył w blat stołu, poczym jak oparzony zerwał się z krzesła i dwoma susami doskoczył do pedantycznie ułożonego stroju szeregowca. Lato rozpoczęło się na dobre, co widocznie poprawiło nastrój załogi świeżo ochrzczonego żaglowca Biuściasta Kejti i Jane. Domingo zajęty był jak co dzień szorowaniem pokładu, jak powiedział kapitan - Od czegoś trzeba zacząć chłopcze. Chłopak zaczął polerować koło sterowe i zapatrzył się na kapitana któremu odrosła już blond bródka od której dostał swój przydomek - złotobrody. Kapitan staną nad czarnym kawałkiem materiału i z aprobatą pokiwał głową. - Dobra, wciągamy na maszt ! Załoga jak na komendę zostawiła wszystko czym się zajmowała, wszyscy stali jak zaczarowani patrząc jak czarna kawałek materiału wciągany jest na czubek masztu. Materiał złapał wiatr i flaga z białą czaszką i sześcioma kośćmi dumnie załopotała na wietrze. Załoga Biuściastej Kejti i Jane, rozradowana wiwatowała, wszyscy byli oczarowani flagą jak by to była najpiękniejsza rzecz na świecie. Nagły hałas przestraszył mewę która odpoczywała na jednej z lin od wyjścia statku z portu, wzbiła się w powietrze i wypuściła niespodziankę dla dwunożnych dużych. - No rzeeesz ku...!!! Rozradowany tłum zagłuszył kapitana, Milford zobaczył co się stało i wybuchną gromkim śmiechem. - Kapitanie to na szczęście ! To dobry znak ! Powiedział rozbawiony, kapitan nie do końca pewny, uśmiechną się kwaśno i przyznał rację Milfordowi. - rwa, rwa, zaskrzeczała wesoło mewa i poleciała do portu mew w kierunku zachodzącego słońca, robić to co mewy lubią robić najbardziej.
  11. Witam. Mam pytanie w sprawie konkursu Mass Effect 3 - zaprojektuj DLC. Jestem laureatem, zająłem pierwsze miejsce w konkursie. Otrzymałem przed chwilą (04-03-12 15:00) przesyłkę z modelem statku, ale nie dostałem nagrody głównej wielkiej litografii, nastąpiła jakaś pomyłka przy wysyłaniu? Pozdrawiam.