Kaiin

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    740
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Kaiin

  1. Kaiin

    Wiedźmin 3 - temat ogólny

    Jeśli dobrze pamiętam to ścianę otwierasz
  2. Kaiin

    Armored Warfare

    https://www.youtube.com/watch?v=NRdgyBjpIW0 kolejny materiał, tym razem od Dev''sów.
  3. Kaiin

    Armored Warfare

    Trochę materiałów z ostatnich testów: http://aw.my.com/us/news/general/alpha-test-gameplay-videos
  4. Kaiin

    Armored Warfare

    Widzę, że temat niemal umarł. No dobra całkiem umarł ale może uda się coś zrobić. Armored Warfare jest już po pierwszym zamkniętym teście, wrażenia można obejrzeć np u: Hallack05: https://www.youtube.com/watch?v=qXM_tCzvfmM The Mighty Jingels: https://www.youtube.com/watch?v=F_RizEpmxhc Jutro startuje druga tura testów (jestem jednym ze szczęśliwców którzy się załapali ;) ) a kolejna 23 lutego. Zapraszam też na oficjalne forum AR. Polska społeczność ma się całkiem nieźle ;)
  5. Kaiin

    Diablo III - temat ogólny

    A nie myślałeś żeby zmienić Kruchą na Niewzruszona wolę? Skoro grasz na Dezi to i tak sporo stoisz, różnica w DMG minimalna, a spory bonus do wytrzymałości
  6. Kaiin

    Manga i Anime - temat ogólny

    F2 -> Przetwarzanie napisów zaznacz Rysuj na powierzchni VMR, rozwiń dalej ->Wiele strumieni napisów -> zaawansowane, tu włącz obsługę .ass, .ass2 i reszty oraz zaznacz wymuszenie czcionek uzytkownika. Powinno pomóc. PS. Musisz też używać generatora obtazu zgodnego z VMR, przetwarzanie video -> generator, np. VMR9 renderless
  7. Takie pytanko do osób które wróciły do gry, jak wygląda przenoszenia postaci? Czy opcja ta działa? I co z postaciami które miałem na serwerach których już nie ma?
  8. Kaiin

    Diablo III - temat ogólny

    Cap jest dalej(dla MF z Paragonów/itemów) a premia z MP jest traktowana jako dodatkowy bonus. (czyli 300% podstawowego + NV + MP)
  9. Kaiin

    Bleach - Temat ogólny

    weź, kurdę, nie kracz :P
  10. Kaiin

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Kain spoglądał się na mapy przedstawione przez Shana. - Jeśli o mnie chodzi to mam dwie propozycje. – uwaga reszty skierowała się na niego – Pierwsza. Wschodzimy tam po cichu ja, Elkantar i Fur. Dopóki się da, unieszkodliwiam przeciwników magią po ciuchu, chłopaki robią to po swojemu. Zaka wyciągamy z celi metodami standardowymi, myślę że Furr i El powinni dać sobie z tym radę. Wtedy zaczyna się trudniejsza cześć. Sprowadzamy go po cichu piętro niżej, ja daje znać Shanowi, ty otwierasz wcześniej przygotowany portal i pryskamy. Opcja druga wygląda podobnie, z tym że po odbiciu Zaka odpalamy wcześniej ustawione pułapki, miny bomby itp., chłopaki z grupy wsparcia wpadają od frontu a my wyżynamy wszystkich od tyłu. Można też pomyśleć o… W tym momencie w drzwiach karczmy stanęła „ofiara” ich dywersji z akcji odbicia dwójki towarzyszy. - Cześć, przyjaciele!- zawołał, stojąc w drzwiach – Shan, sprzątnij go proszę. Odsunął się od drzwi, odsłaniając Wacława. Ten nagle zrozumiał, uniósł broń. Ale opuścić jej nie zdołał, sama spadła, wypuszczona przez to, co ze zbója zostało. Kasjusz uśmiechnął się niepewnie, przestąpił nad rozwiewanym przez wiatr popiołem – i usiadł ciężko na krześle, przywitawszy się z każdym. Tylko przed Elkantarem położył bez słowa srebrnika, pojąwszy w lot wcześniejszy jego plan. Widząc to Kain wtrącił. - O widzę, że pomysł się spodobał. Powiedz, długo wytrzymała iluzja? Bard, bo jak się okazało był to bard, miał jednak w głowie coś innego. - A gdybyście mi pomogli dostać się na salę rozpraw lub bezpośrednio do więzienia? Myślę, że Zak dawno nie słyszał żadnej dobrej pieśni, a z taką mógłby się wyrwać sam. No, chyba, że wolicie iluzje, w takim przypadku zostawiam Wam wolną rękę. Chociaż tutaj - zamyślił się - ciekawie byłoby przebrać się za sędziego i potoczyć całość tak, by zakończyła się bardziej... łagodząco. Dzięki kolegom miałem dzisiaj przyjemność podobnej zabawy, także jeśli wspomożecie sprawę, mogę się podjąć zadania. - Pomysł nie jest zły, jest jednak kilka problemów natury technicznej. Po pierwsze taki obrót sprawy na pewno ściągnął by większe zainteresowanie wyższych władz, a nam na kark więcej kłopotów. Z czym w sumie można by sobie poradzić. Drugi jest poważniejszy. Sądząc po tym jak go pilnują, sala obrad będzie zabezpieczona przed użyciem magii – tu spojrzał pytająco na Shana, ten lekko wzruszył ramionami, nie był pewny ale przypuszczał, że Kain ma rację – lub każdy na nią wchodzący będzie sprawdzany pod kątem zaklęć jakie ma na sobie. Pytanie brzmi czy warto podjąć takie ryzyko?
  11. Kaiin

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Mag rozglądał się po świąni. Nie była najzamożnieszja, nie było też większego sensu okradac skrzyneczki na dary, nawet na dobre wino by nie było. Na ołtarzu też nic cennego, choć musiał przyznać, że znawcy sztuki pewnie coś ciekawego by tu znaleźli. Choć miało by to raczej wartość historyczną lub religijną. Skrzypienie drzwi wejściowych uprzedziło go o pojawieniu się kolejnej żywej duszy w tym przybytku. Zerknięcie do tyłu potwierdziło przypuszczenia. Kanciarz wrócił z rekonesansu, a Kain nie dziwił się zupełną ciszą jaka towarzyszyła jego krokom. Elkantar rozglądał się po nawach sunąc powoli do przodu. Świątynia była zupełnie pusta. Nie miał najmnieszego pojęcia czemu niema tu żadnego z wyznawców, ale zdecydowanie było mu to na rękę. Jak na tak zamożne miasto, widok który zastał go u Helmitów nie przytłaczał, ani nie zachwycał. Tak naprawdę, świątynia którą widział we Wrotach Baldura robiła dużo większe wrażenie. Mężczyzna spoglądał wesoło na Kaina, który spokojnie rozglądał się po jakichś bochomazach zdobiących okolice ołtarza. Kanciarz nie był ani znawcą sztuki, ani tym bardziej jej koneserem, toteż zastanawiał się co też jego przyjaciel dostrzega w tych dziwnych tworach. Złodziej zatrzymał się przy czaromiotaczu i chrząknięciem wyrwał go z zadumy. Kain lekko się wzdrygnął. Napotkał spojrzenie przyjaciela w którym mieszało się rozbawienie i pytanie. - Nic szczególnego, jeśli chciałeś się spytać czy coś mnie w nich interesuje. - mag wskazał na malowidła. Głos mimo, że cichy, rozszedł się po niemal całym budynku. - Szlag. - jeszcze ciszej zaklął mag i zaczął mamrotać pod nosem. - No teraz nikt nie powinien mnie usłyszeć, o ile nie będę krzyczał. Tylko głosy z zewnątrz strefy też mogą być lekko przytłumione. Dawno nie kozystałem z tego zaklęcia. W każdym razie - tu sięgnął po pióro i kałamaż - nasz mag powinien być “gotowy”. - kanciarz spojrzał się na niego uważniej - Wiesz, myślę że gdyby coś wyczuł już byśmy o tym wiedzieli, kule ognia są dość widowiskowe, podobnie jak krzyki dziwek. Elkantar wyszczerzył sie w złośliwym uśmiechu i usiadł na ławie obok przyjaciela. Zza pazuchy wyciągnął dwa pergaminy. Ten który dotyczył Thayańczyka wręczył od razu Kainowi, ten o jego ochroniarzu obejrzał pobieżnie, po czym również przekazał. - Cholera z Thay? Może być ciężej niż myślałem ale nie mamy już wyboru. Zapomnij, że w ogóle proponowałem pojmanie tego gościa, on musi umrzeć. A ten - mag rzucił okiem na drugi pergamin - z nim możemy spróbować. Skoro jest szefem powinien wiedzieć jak ma się dokonać przekazanie i czy nie ma w procedurze jakiś haczyków. Co myślisz? No i pozostaje kwestia reszty tej paczki, zostawić ich, wyłączyć z gry na dzień, dwa, czy na stałe? Kanciarz podniósł pergamin, umoczył pióro w inauście i oparł się o lekko o modlitewnik. Nie było to zbyt wygodne, ale jako tymczasowy stolik musiało wystarczyć. - Ten trep, Mirr - mężczyzna zasępił się - do księgi, tak. Ale jak go chcesz wpisać? - Załatwiłem mu dość “specjalną” toważyszkę na dzisiejszy wieczór. - mag zwięźle opisał działanie przygotowanej mikstury i umowę zawartą całkiem niedawno - Poza tym mam jeszcze jedną niespodziankę. - z pochwy przy pasie wyciągnął sztlet o matowym ostrzu - Te maleństwo twórca nazwał “Łamaczem zaklęć”. Użyteczna zabawka w tańcu z magami. - Kain uśmiechnął się wrednie. - Czyli by go wpisać, musisz skurla dziabnąć sam - kanciarz lekko uśmiechnął się pod kapturem - mam z Tobą się tam z nim obznajmiać, czy jego cień, tego dużego trepa obczaić w tym czasie? - Nie powiem, nie obraże się jak popilnujesz mi pleców. Z tymi - wskazał na miejsce pochodzenia maga - nigdy nic nie wiadomo. Elkantar popukał palcem w pergamin opisujący osiłka. - Zaguścił w nocnych wypadach, znika, chyba dopada jakieś samotne - skrzywił się lekko - no łapiesz co trukam... będzie łatwo zdybać, bo sam trep łazikuje... - Zdybać to nie problem, masz rację ale zdybać tak, żeby do księgi go nie wpisać? To może być nieco trudniejsze. Mogę spróbować go uśpić magią ale dobrze by było mie... Elkantar przerwał wywód Kaina machnięciem ręki. Lekko poluźnił paski pancerza i wyciągnął nieduży obuch uśmiechając się wrednie, po czym machnął nim niedbale jakby celował w czyjś przyduży caban. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - No dobra, masz niezły - spojrzał się na obuch - argument w ręku... Ale zdybiemy go jak będzie wracał do siebie. Może i będzie bardziej czujny ale maga musimy wyeliminować pierwszego. Masz tam napisane gdzie się zatrzymał? - Tia, ale to bzik! - Elkantar zasępił się nad pergaminem - nad ranem, czujny to jedno, przykumaj tylko że jak jego łapsy nas obczają, to możemy iść w ślepaki. Nas dwóch jest! A ich? Czaromiotacza trzeba wpisać zaraz, teraz. A potem tego trepa zdybać jak w klatkę ruszy na łowy... - Hm na łowy... A może go dopaść jak będzie się rzucał na ofiarę? Może zdobycz mu przesłoni widoki na nas? - Tia, ale trza go szybko sczaić jak rusza, później? Ta klatka wielka jest... - A dasz radę mu coś podlożyć? Mogę zakląć monetę czy coś, czar wytrzyma do rana ale trzeba by mu ją podrzucić. - Nie przykuma amuletem czy jakimś innym cudakiem że mu to wcisnę? - Takie amulety to droga i żadka rzecz, mała szansa, że ma jakiś. Jakby byl magiem to co innego, ale osiłek? Nie przypuszczam. No i zawsze mogę uaktywnić czar dopiero jak zdybiemy magika. Walka na dwa fronty to nie jest moja ulubiona strategia. Kanciarz zrobił sceptyczną minę i gdy mag skończył tłumaczyć o dostępności świecidełek, popukał na jednym z pergaminów w słowa “Czerwony mag z Thay” - Osiłek, nie osiłek... - kanciarz uśmiechnął się sceptycznie. - Właściwie racja. Jakieś sugestie? Twoi “zmajomi”? - Nie tu. Nie na czaromiotacza z Thay - Elkantar skrzywił się - za słabi w tej klatce jeszcze jesteśmy... - Chyba nie chcesz mi zaproponować zrobienia tego jak “szybkiego numerku”? Załatwiamy czarodzieja i pędzimy na łeb, modląc się do wszystkich bogów jakich znamy, żebyśmy zdążyli dopaść tego drugiego? - Ano tia - kanciarz uśmiechnął sie wrednie - ale bez smutów modlitewnych. Jak masz Boga w dupie, to i Bóg Cię w dupę cmoknąć może... Mag ledwo stłumil śmiech. - Co racja, to racja. Wole trzymać się sprawdzonych metod. Ostatnie pytanie. - powiedział patrząc się w okno, gdzie pokazał się księżyc - Co robimy z resztą? Do ksiegi, czy tylko do wora? - Ni to, ni to - kanciarz uśmiechnął się - W ślepaki! Nie będzie bonza czaromiotacza, nie będzie krwawnika szefa? Pójdą ich po klatce łapać! Olać trepów... - Najemnik któremu nie ma kto płacić? Fakt, głowy nie nadstawi. A na nas już czas. Czerwony powinien właśnie wracać do siebie. Mag podniósł się z ławy, kanciarz zrobił to samo. Kain lekko się skrzywił, słysząc, że zrobił przy tym znacznie więcej hałasu. Łotr podał magowi zapisany pergamin, aby ten się go pozbył ‘swoimi’ metodami i ruszył lekko przed siebie. Wieczór zapowiadał się na prawdziwą gonitwę z czasem, którego z minuty na minutę było coraz mniej. Idąc za kanciarzem, mag przegladał w pamięci zaklęcia, które mógł rzucić. Do walki z magiem nie miał ich wiele, jednak jedno było wyjątkowo przydatne. Za to patrząc się na diabelstwo pomyślał, że takiemu i to w takim fachu, farta nigdy zbyt wiele. A jak wiadomo szczęściu trzeba pomagać, a magia na to też ma swoje sposoby. Otwierane drzwi wydały lekki jęk. Kanciarz niemal natychmiast rozpłynął się w mroku. Kain z lekkim westchnieniem, stopił się z cieniami, zastanawiając się czy kiedyś uda mu się dorównać przyjacielowi? Jak przypuszczał nie. Lata spędzone na studiowaniu magii za bardzo się w nim zakorzeniły. Domyślając się, że złodziej czeka na jego ruch, mag poszedł przodem. “Taaa, pewnie złośliwiec myśli, że znam drogę zdecydowanie lepiej... Eh i pewnie ma rację... Muszę mu w końcu znaleźć jakąś diablicę, może trochę się rozluźni.” Na myśl przyszło mu kilka zaklęć związania sfer. Ponoć sukkuby były niesamowite.... O ile udało ci się przeżyć noc. Zastanawiając się czy kanciarz zna jakąś przedstawicielkę tego gatunku, przemykał alejkami. Będzie musiał go o to spytać, przy najbliższej okazji. Teraz obserwował uchylające się drzwi zamtuza. Nawet z tej odległości poznal sylwetkę osiłka, zwanego Evinem. Przywołał złodzieja gestem, nie wiedząc nawet kiedy ten ostatni zdążył zniknąć we wnęce. - Ten - głos był ledwo słyszalny - to Evin. Osiłek. Kanciarz kiwnął dając przyjacielowi znak że zrozumiał. Jego wzrok w spektrum podczerwieni przygladał się potężnej barczystej sylwetce o nalanej, tłustej twarzy. Evin nie wygladał na zbyt rozgarniętego, ale z tego co wspominała gildia, pozory mocno myliły. Mężczyzna zasępił się. Mieli problem. Jeśli ten drab pojawił się tutaj, to znaczy że nie wraca raczej do karczmy spać, tylko rusza ‘na łowy’. Jeśli zaś rusza na łowy, to mogą go nie znaleźć przez całą noc. Pytające spojrzenie czerwonych oczu zatrzymało się na Kainie. Mag popatrzył na szybko niknącą sylwetkę. Spojrzenie kanciarza mówiło wszystko. - Idź. Daj tylko sekundę na drobny czar. - kilka drobnych gestów i słów - Już. Jak skończysz pierwszy to sprawdź, czy jeszcze jestem na tym padole. Kanciarz nie bardzo chciał zostawiać maga samego. Thay bądź co bądź było legendą, o której słyszał wiele. Narażać przyjaciela na takie ryzyko? Ale z drugiej strony, jeśli ten tu ucieknie? Chyba nie było wyboru. Kiwnięcie, które oznaczało potwierdzenie, oraz lekki uścisk, który oddawał proste “powodzenia”. - Jak na diabła, robisz się ckliwy. - mag uśmiechną się półgębkiem i wskazał kierunek, gdzie już nikogo nie widział. Łotr korzystając ze spektrum podczerwieni widział lekko kołyszącą się sylwetkę dryblasa. Był już piekielnie daleko i dalsza zwłoka mogła tylko utrudnić sprawę, lub ją wręcz uniemożliwić. Bez dalszego przeciągania, odwrócił się na pięcie i ruszył szybko w boczną alejkę śladem Evina. Kain nie próbował śledzić wzrokiem przyjaciela. Docierało do niego, że Elkantar w czasie ich rozstania rozwinął się w kierunku, gdzie tylko niektórzy mogli postawić swoje kroki. Przywołując się do rzeczywistości, skirował wzrok na oświetlone wejście. Wiedział, że czerwony powinien sie pojawić w nich lada moment. Wykorzystując dany mu czas przygotowywał zaklęcia, które mogły mu sie przydać. Oczywiście Klosz niewrażliwości, przynajmniej nie będzie trzeba martwić się o niskopoziomowe zaklęcia. Kocia zwinność? Lepiej się o nic nie potknąć. Widzenie w mroku? Bez tego nie wchodź do ciemnej alejki. Rozproszenie magii? Nic bardziej nie złości czarodziejów. No może poza polami Antymagii ale na to nie miał czasu. Poza tym takie zaklęcia czuć z daleka. Dawno nie używany Wampiryczny dotyk. W końcu i tak musiał podejść na odległość ciosu sztyletem. Niewykrywalność? Nie zaszkodzi. Przyśpieszenie? Pamietaj, nigdy nie daj wrogiemu magowi skończyć zaklęcia. I Płonąca Krew Beltyna. Jeden z ulubionych. Tak jak Klątwa. Nie ma nic przyjemniejszego jak poznęcać się nad przeklętym wrogiem. I choć miał przygotowany arsenał, Kain liczył, że będzie musiał z niego skorzystać. Drzwi uchyliły się poraz kolejny. Mag rozpoznał sylwetkę Czerwonego. Upewniając się, że wybierze tą samą trasę co zwykle, powoli ruszył w strone miejsca, które uznał za najlepsze do zasadzki. Kiedy miał pewność, że wszystko pójdzie tak jak zaplanował, obłożył się niezbędnymi zaklęciami. Ukrywając się nie kożystał z magii, ta mogła go zbyt łatwo zdradzić. Polegał więc na sztuczkach wyuczonych od kanciarza. Czerwony szedł zbyt pewnym krokiem jak na kogoś, komu zaaplikowano środek Kaina. Ten ostatni zaklął w duchu. Albo gość był odporny na takie specyfiki, albo dziewczyna stchurzyła. Ale co poradzisz. Dobywając sztyletu jednocześnie, drugą ręką przygotował zaklęcie. Rozproszenie Magii było jednym z tych nielicznych które mógł rzucić bez słów. Zachodząc wrogiego maga od tyłu, na pół sekundy przed ciosem sztyletem uwolnił magię. Ostrze zatoczyło krótki łuk, kierując się ku nerkom. Kain poczuł szarpnięcie splotu, zobaczył dwa lekkie rozbłyski w pierścieniach Czerwonego i już wykonywał skomplikowany taniec, uciekając przez wzrokiem wroga. Pierwszy czar, błyskawica, rozbił się na jego zaklęciach. Mag wiedział, że tarcza powinna wytrzymać jeszcze trzy, cztery takie zaklęcia. Korzystając ze zwiększonej zręczności i szybkości, spróbował magii. Stara dobra Klątwa nieraz pomagała. Tak było też i tym razem. Czarodziej z Thay Widząc co się dzieje, sięgnął po badziej zdecydowane środki. Kain w rzucanym zaklęciu rozpoznał Ogień Słońca, zaklął w duchu, przeklął swoje szczęście i po raz ostatni zadał cios sztyletem. Tym razem poczuł jak stal przecina ciało. Czerwony niemal w tej samej chwili skończył swoje zaklęcie. Jednak ból w boku i złośliwe działanie magii Kaina dały dość niespodziewany efekt. Ogień zamiast rozejść się wokół ciała maga, skierował się do jego środka. Czaromiotacz ledwno zdążył zabrać swój oręż. Odsunąć od straszliwego żaru już nie zdążył. No przynajmniej nie tak do końca. Wygrzebując się ze stery śmieci w zaułku, jeszcze raz przeklął swoje szczęście. Miał poparzoną rękę, rozciętą głowę i chyba skręcił kostkę, po tym jak implozja ciała czarodzieja miotnęła nim o ścianę. W sakwie znalazł ostatnią flaszkę napoju leczącego. Wystarczyło na zatamowanie krwawienia, uleczenie nogi i złagodzenie oparzenia, które miało mu dokuczać jeszcze jakiś czas. - Dlaczego to mi zawsze trafia się najgorsza robota? - narzekając pod nosem ruszył szukać Elkantara. Kanciarz mijał kolejne zaułki, starając się utrzymać trop. Mężczyzna mimo potężnej postury miał naprawdę niezłe tempo, a jego ruchy nie przypominaly typowego osiłka. Był zwinny i szybki. Szybki jak na wojownika, a nie na złodzieja, ale była to szybkość która zaskoczyła łotrzyka. Mijał alejkę za alejką, kluczył za Evinem przez okolice portu, dzielnicy urzędniczej i handlowej. W chwili obecnej schował się niedaleko małego kramiku kowala, gdyż dryblas zatrzymał się i przyglądał kilku mieszczkom, które nieświadome ich obecności trajkotały radośnie o jakimś bogatym kupcu który pilnie poszukiwał żony. Podobno był niezłą partią bo dysponował willą ze służbą i jakąś posiadłością za miastem. Elkantara nie obchodziły codzienne radości mieszczan, ale najemnik był wyraźnie nimi zainteresowany. Był albo bardzo pewny siebie, albo wyjątkowo głupi, ponieważ wogóle nie krył się ze swoją obecnością, tylko stał bezczelnie oparty o kram, który sądząc po przykrym zapachu, należał do handlarza rybami. Mieszczki po paru ciągnących się w nieskończoność pacierzach skończyły trajkotanie, wyściskały się radośnie i ruszyły każda w swoją stronę. Evin odczekał chwilę i ruszył za ewidentnie najmłodszą z nich. Szczupła, drobnej budowy blondynka, nie zwracała na dryblasa uwagi i zatopiona we własnych myślach podskakiwała wesoło idąc przed siebię. Kanciarz kryjąc się w cieniu ruszył za najemnikiem wzdłuż ściany. Mijali kolejną alejkę, gdy najemnik dogonił dziewczynę. - Panienko - spokojny i miły głos zupełnie nie pasował do poteżnej postury bandyty - Panienko! - Taaak...? - dziewczyna wyraźnie zaniepokojona wyglądem mężczyzny zatrzymała się niepewnie - Czego panie... chcesz? - Ojjj niewiele - najemnik korzystając z tego iż blondynka się zatrzymała dogonił ją - Tak bardzo... niewiele... Cios który padł, zaskoczył dziewczynę równie mocno, co ukrytego w cieniu Elkantara. Zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, Evin trzasnął ją otwartą dłonią w twarz pozbawiając przytomności. Potężne ramiona uniosły ją niczym kukiełkę, po czym ruszył w boczny zaułek. Ta szybkość! Złodziej ruszył cicho wyjmując zza pazuchy obuszek. Gdy wyjrzał za róg, ujrzał najemnika który kończył zdzierać z dziewczyny ubrania i właśnie zajmował się rozsznurowywaniem własnych spodni.Gdy klęknął między jej udami, kanciarz doskoczył szybko i zadał cios obuszkiem. Jakaś magia, albo wręcz szósty zmysł uchroniły złoczyńcę przed jego ciosem. Najmnik uchylił się i posłał potężny cios prosto w brzuch zaskoczonego obrotem sprawy łotrzyka. Było to uderzenie które po prostu miało go zgiąć w pół. Pozbawić powietrza... gdyby dotarło do celu. A nie dotarło przez niesamowite wręcz... szczęście! Kanciarz zachwiał się zadając cios obuchem i musiał dość mocno przenieść ciężar na lewą nogę, jego sylwetka ułożyła się więc zgoła odmiennie niż powinna i łapiąc równowagę udało się uniknąć miażdżącego uderzenia. Evin poderwał się, ale z opuszczonymi spodniami, jego ruchy były mocno ograniczone. Złodziej odskoczył w tył i błyskawicznie wtopił w cień. - Sk*****lu! - najemnik wodził wzrokiem dookoła szukając - Gdzie się podziałeś, co?! Chodź tu! Jaja Ci urwe i zrobi sobie z nich wisiorek! - Cicho tam! - głos staruszki z okna przykuł uwagę bandyty - Bo po straż miejską poślę! - Ja Ci stara krow... Obuch z cichym trzaskiem zakończył litanię przeklenśtw, zanim ta, tak naprawdę zdążyła się rozpocząć. Najemnik z łoskotem zwalił się na ziemię, obok niedoszłej ofiary. Kanciarz pociągnął go za rękę starając przeciągnąć w cień, ale jedynie udało mu się poruszyć Evina o kilka centymetrów. “Spasiony skurl! Trep! Szpicowany jembecyl!”. Problemy tego dnia jak widać nie zamierzały odstępować ich ani na chwilę. Elkantar rozejrzał się po okolicy, wybiegł z zaułku w najbliższą alejkę, przeskoczył płot, zajrzał w kilka podwórek. Z żadnej strony nic nie przykuło jego uwagi. Nic. Wracając zrezygnowany do leżącego z opuszczonymi spodniami bandyty usłyszał cichy spiew na końcu alejki, oraz towarzyszący mu regularny turkot. Trzymając się cienia, ruszył w kierunku z którego dochodziły głosy, gdy był już tuż obok, na jego twarzy igrał uśmiech. Naprzeciw, zataczał sie pijany żul, ciagnąc za sobą niewielki dwukołowy wózek. Kanciarz lekko puknął obuszkiem, po czym ściągnął z pijanego gruby brązowy płaszcz z kapturem. Ten czar Kaina zdecydowanie przynosił szczęście. Turkot obciążonego wózka odbijał się echem od budynków alejki, nikt jednak nie zwracał uwagi na postać w starym brązowym płaszczu, która z wyraźnym wysiłkiem pchała go do przodu. Waterdeep nawet po zmroku (poza ciemnymi zaułkami oczywiście), było dość gwarnym miastem i regularne pojękiwania spod ciemnych worków leżących na wózku również umykały przechodniom. Elkantar nie miał im za złe braku czujności, ba! Był szczęśliwy że nikomu nie przyszło do głowy zainteresować się wózkiem proszalnego dziada, ani samym proszalnym dziadem. Miał cichą nadzieję, że przykryta brudnym workiem, pozostawiona na progu świątyni Ilmatera półnaga dziewczyna obudzi się, zanim ktoś zdąży ją wykorzystać, ale cóż - to już nie należało do jego zmartwień. Wózek z klekotem właśnie mijał niewielką świątynię Helma, gdy Elkantar zauważył lekko sponiewieranego Kaina, który kuśtykał w jego kierunku. Widząc dziada z wózkiem, mag zaklął szpetnie pod nosem. - Jeszcze tylko brakowało, żeby ten czegoś chciał. - mamrotał pod nosem. Przygotowując litanie przekleństw i wyzwisk, szedł dalej. Kanciarz skręcił wózkiem w kierunku Kaina i lekko przyśpieszył wzmagając odbijający się echem klekot. - Nosz do stu czortów, czego ty możesz...? - rozbawione, czerwone oczy wyrażały dokładnie czego mógł chcieć przybysz - No dobra chyba już wiem. A co my mamy tutaj. - mag spojrzał na wózek - O, chyba szczęście dopisało w … - Kain spojrzał pod derkę - Nie, ja jednak wolę nie wiedzieć co ty z nim robiłeś... Kanciarz pokazał Kainowi język, po czym zrzucił z głowy kaptur brązowego płaszcza. Sam płaszcz mógł mu się przydać, toteż chwilowo postanowił ów śmierdzący nabytek zatrzymać. Mag spojrzał się na świątynie. - Mówiłeś, że w bogów nie wierzysz? Bo nie mam zamiaru nigdzie taszczyć tej góry mięsa. We dwóch wtaszczyli nieprzytomnego osiłka do świątyni. Wykorzystując stół, czy też ołtaż rozłozyli go na wznak, robierając do naga. Kiedy Kain był pewny, że wszystkie zaklęcia ochornne są już tylko przeszłością, otoczył całą trójkę strefą ciszy. Ich “ofiarę” sparaliżował zostawiając tylko zdolność czucia i mówienia, choć chwilowo zakneblował go jego wlasnymi gaciami. Wtedy go wybudził. - Słuchaj no Evin. - powiedział spokojnie, odwracając twarz przesłuchiwanego w swoją stronę - Mam do ciebie kilka pytań. Jeśli odpowiesz masz szansę na wyjście stąd żywym. Jeśli nie, cóż znam kilku niezłych nekromantów, więc i tak dowiem się czego chcę. - wzrok człowieka na stole był twardy i nieprzejednany - Ehh no tak. Słuchaj mnie uważnie bo powiem to tylko raz. Właśnie zabiłem twojego kolegę z Thay. A ten parszywiec napsuł mi sporo krwi i muszę to odreagować. - źrenice zaczęły zdradzać oznaki zdenerwowania - A jeśli chodzi o zaklęcia jakie cię chroniły to już przeszłość. Wszystkie z nich. - powiedział powoli i dobitnie mag - Tak więc dochodzimy do miejsca gdzie masz wybór, zrobimy to w sposób bardzo bolesny, czy taki przy którym piekło do którego trafisz wyda ci się rajem? - Sp****** sk*******! Nic ci nie powiem! - Czyli opcja druga. Gdyby nie zaklęcia maga, kolejne godziny wypełnił by wrzask człowieka, którego pozbawiono najcenniejszych rzeczy dla mężczyzny, którego własna krew ugotowała gałki oczne, który na koniec wyznał wszystko i blagał o śmierć, która nie przychodziła. Elkantar przyglądał się temu z boku. Ciężko było powiedzieć co czuje. Czy coś czuje. Opuszczjąc świątynie zostawili zwęglone zwloki, tak jak leżały. Teraz wiedzieli wszystko czego potrzebowali do odbicia dwójki jeńców. [CDN. dzisiaj wieczorem Furr - to trzymaj się łańcuchów :P]
  12. Kaiin

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    [Panowie chciałem przeprosić za opóźnienia w ratowaniu waszych d..... to jest zacnych osobistości :P Niestety nieplanowany wyjazd do Szwecji nieco popsuł mi plany, jednak przy drobinie szczęścia i wolnego czasu ze strony mojej i Krondara coś w temacie powinno się ruszyć, może nawet dzisiaj wieczorem :) Btw. pozdrawiam wszystkich ze Szwecji, która jest nieco mniej mroźna niż Polska obecnie :) ]
  13. Kaiin

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Wychodząc z karczmy, mag skierował swoje kroki w stronę nieco bogatszej dzielnicy Waterdeep. Czasu było dość ale nie tyle, żeby pozwolić sobie na guzdralstwo. Potrzebował kilku mikstur. Nie szukał trucizn, miał na to za mało czasu. Jednak mieszając kilka konkretnych specyfików, które pojedynczo miały pozytywne efekty, wiedział jak uzyskać dość paskudny efekt. Pięć sklepów później, i połowę sakiewki Kain miał wszystko czego potrzebował. Teraz skierował się do kramu martwego pasera. W opuszczonym budynku ukrył większość swojego rynsztunku. Do zachodu słońca miał jeszcze trochę czasu. Kupione mikstury postawił na zakurzonym stole. Wyciągnął pustą flaszkę i zabrał się do pracy. Alchemia nigdy nie była jego dziedziną, znał się jednak na niej dość, żeby mieszać proste wywary. Dzisiaj chciał uzyskać miksturę, która wywoła efekt bardzo podobny do upojenia alkoholowego. Będzie jednak o wiele silniejsza, a magowi powinna znacznie utrudnić rzucanie zaklęć i obronę przed nimi. Zanurzył czubek sztyletu i spróbował kroplę. Niemal natychmiast zakręciło mu się w głowie. Szybko pociągnął łyczek z innej flaszki, neutralizując działanie. Teraz dodał ostatni już składnik, miał on spowolnić działanie. Lepiej żeby ofiara nie zorientowała się od razu, że ją otruto, prawda? Widząc, że za oknem zaczyna się szarówka, przywdział swój ekwipunek, na zbroje narzucił płaszcz. Fiolkę z trucizną i drugą z antidotum schował do sakwy. Teraz czekała go trudniejsza cześć. Przemykając uliczkami, udał się na zaplecze znajomego zamutzu. Nie musiał długo czekać, aż w drzwiach pojawiła się jedna z dziewczyn. Cichy pisk, na widok nieznajomego wychodzącego z cienia, szybko zagłuszyła moneta. - Poproś do mnie Leie, tylko szybko. Dziewczyna widząc szansę na łatwy zarobek, zniknęła w budynku. Po chwili wyszła z towarzyszką. - Dziękuję. – do poprzedniej monety, mag dorzucił jeszcze sztukę złota – A teraz kochanie, znikaj. – Kain uśmiechnął się na pożegnanie. Zostali sami. - Więc czego może potrzebować, ktoś o twojej hojności? – przymilając się, spytała Leia. - Przysługi, a może dać ci szansę na rewanż. - Rewanż? - Na tym szczupłym, tym który was bije. – oczy dziewczyny zabłysły lekko. - A co będę musiała zrobić? - Oh, niewiele. Musisz tylko wypić to. – mag wyjął jedną buteleczkę – A tym. – tu pokazał drugą – Posmarować sobie usta. A może coś jeszcze. - Ale czy to…? - Nie, nie. Spokojnie to go nie zabije. Tylko trochę oszołomi. Resztą zajmę się ja, razem z przyjacielem. – Kain uśmiechnął się ciepło. Dziewczyna wahała się jeszcze chwilę, ostatecznie jednak chęć zemsty wygrała. Mag wyjaśnił spokojnie jeszcze dwa razy, jak ma użyć mikstur, zapewnił że nic jej się nie stanie i odszedł w cienie. Kryjąc się w bocznej uliczce, widział jak owy mag wchodzi do burdelu. Odczekał jeszcze chwilę i udał się na miejsce spotkania z Elkantarem.
  14. Kaiin

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Mag swoim zwyczajem stał na rufie, oparty o reling. Robił to przeważnie w przerwach między snem a grą w karty. Jakiś kwadrans wcześniej z bocianiego gniazda padło hasło „Ląd!” a chwile później „Widać Waterdeep!”. Kapitan zaczął wydawać rozkazy, przygotowując jednostkę do zawinięcia do portu. Rejs, jeśli nie liczyć jednego sztormu, przebiegł spokojnie. Kain podejrzewał kapitana o układ z piratami, którzy kilkukrotnie pojawiali się w zasięgu wzroku, jednak ani razu nie podjęli próby nawiązania walki czy pościgu. To wyjaśniało także horrendalnie wysokie ceny za miejsce na pokładzie. Wiedząc, że nie zostało już wiele czasu, mag udał się do swojej kajuty. Był pewny, że informacja o jego ucieczce już dotarła do owego Borrowa, więc spodziewał się komitetu powitalnego w mieście. Pierwszym priorytetem było zatem zejście na ląd nie zwracając na siebie uwagi. Sprawa dość prosta, delikatna iluzja zmieniająca kolor włosów i rysy twarzy w połączeniu z rzeczami wygranymi od marynarzy ( co prawda, w tym celu przegrał ostatnie srebro jakie miał ale było warto) powinna załatwić sprawę. Kiedy skończył tą część przygotowań, spakował większość swoich rzeczy w worek, także wygrany w karty. Teraz pozostało czekać aż szkuner zawinie do portu, wmieszać się w tłum schodzący na ląd i zabrać się za trudniejszą część. W czasie rejsu zastanawiał się co powinien zrobić najpierw. O pierwsze miejsce walczyło znalezienie Furr’a (wiedział, że Niziołek prowadzi coś na kształt księgarni w mieście), z koniecznością spieniężenia kamieni szlachetnych wszytych w skórznie, z której korzystał. Jak wiadomo, bez pieniędzy ani rusz. Poza tym potrzebował innych ubrań, niż łachy które miał teraz na sobie oraz kilka dodatkowych noży do rzucania i może jeszcze jeden sztylet. Przydało by się też trochę komponentów do bardziej skomplikowanych zaklęć ale to mogło poczekać. Ostatecznie zdecydował najpierw zadbać o finanse, a później szukać starego druha. Z krzyków dochodzących z pokładu wnioskował, że jednostka właśnie wchodzi do portu. Załoga szykowała cumy, pierwszy mat poganiał co bardziej leniwych, a kapitan zapewne pilnował wszystkiego zza kola sterowego. Kwadrans później rozpoczął się ogólny harmider towarzyszący zejściu załogi na ląd. Kain dołączył się do strumienia ludzi wylewających się trapem na brzeg. Waterdeep. Miasto wspaniałości, jak mówili o nim niektórzy. Korona Północy, mówili inni. Dla maga było to tylko kolejne wielkie miasto, gdzie można się dorobić. Lub, jak teraz, znaleźć kilka odpowiedzi. Idąc wciąż z załogą pierwsze kroki skierował do portowej karczmy. Co okazało się trafnym wyborem. Gdy tylko przekroczył jej próg, w oczy rzuciła mu się grupa najemników. - …jednego! – wydarł się, wyraźnie podchmielony osiłek. - Przecież ci mówię, że dwóch. Podobno ten drugi wpadł, próbując wydostać niziołka. – szczupły człowiek wyraźnie tracił cierpliwość, a Kain coraz bardziej interesował się rozmową. - To kiedy mają zawinąć do portu? - Za dwa dni. Mamy ich odebrać i przekazać dalej. Pan B. nie będzie tolerował żadnych niedociągnięć. Przypłyną „Morskim Żółwiem”. Do tego czasu macie mieć uczy i oczy szeroko otwarte. Ponoć kilku innych z tej zgrai może się pojawić w mieście. - Niech się pokażą, zarobimy więcej grosza, hehe. Mag zanotował w pamięci twarze zebranych. „Mam więc dwa dni. Niziołek to pewnie Furr, więc nie ma po co go szukać. Ciekawe kto wpakował się razem z nim…” Rozmyślając zbyt długo przyglądał się grupce. Szczupły chyba wyczuł jego wzrok. Odwrócił się w jego stronę, zmrużył oczy a Kain poczuł drgniecie splotu. „Cholera.” Szybko odwrócił głowę, trącił stołek innego klienta karczmy, ten popchną dziewkę z tacą, która rozlewając zawartość wszystkich kufli ze swojej tacy, zrobiła potrzebne zamieszanie. Po chwili mag-złodziej był już na zewnątrz, szybko przemierzając uliczki. Chwilowo wiedział wszystko, czego potrzebował. Furr i drugi członek kompanii mieli dotrzeć tu za dwa dni. Wiedział, że w mieście roi się od wrogów. Pozostawało tylko pytanie kto ze starych znajomych już tu jest. Jednak pierwszym celem było spieniężenie kamieni. O ile gildia Złodziei Cienia dalej działa w mieście, nie powinno to nastręczyć wielu problemów. Przed rozstaniem Elkantar wspominał coś, że chce pracować z nimi. Miał już chyba dość niezależnego działania, w przeciwieństwie do Kaina, który nie lubił jak ktoś wydawał mu rozkazy. Kilka zaułków dalej, zszedł do kanałów. Pozbył się łachmanów, przywdział swój ekwipunek i poczekał do zmierzchu. O tej porze dnia przemykanie po mieście było znacznie łatwiejsze a paserzy i tak mieli otwarte, dla tych którzy wiedzieli jak ich znaleźć. Mag liczył na to, że stare zwyczaje, których nauczył go kanciarz nie wyszły z mody. Szczęście dopisało mu za trzecim razem. Pierwszy którego odwiedził okazał się martwy. Drugiego interes puścili z dymem, Kain podejrzewał, że orżnął nie tego co trzeba. Trzeci prosperował całkiem nieźle i choć odkupił kamienie za niecałą połowę ich wartości, dało to dość złota na ekwipunek, kilka łapówek i pokój w karczmie. Mag miał też wrażenie, że mógł pracować dla Gildii z Amn ale nie odważył się spytać. To mogło jedynie sprowadzić więcej kłopotów. Jeśli jednak Elkantar był w mieście, była spora szansa, że dowie się o nowym nieznajomym, który spieniężył całkiem przyzwoitą sumkę.
  15. Kaiin

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Luskan. Miasto piratów, złodziei i … piratów. Rządzone stalową ręką przez pięciu Kapitanów, czy jak kazali mówić o sobie, Lordów Kapitanów. Byłych piratów, którzy mając dość kapryśnych wód Wybrzeża Mieczy zeszli na stały ląd. Tak przynamniej miało to wyglądać. Dla tych, którzy wiedzieli lepiej, w mieście niepodzielnie panowało Tajemne Bractwo. I naprawdę biada temu, co nadepnął im na odcisk… Luskan, dom dla awanturników wszelkiej maści, a przez ostatnie dwa lata także dla Kaina, maga i złodzieja. Dwa lata tworzenia siatki szpiegów i kryjówek. Dwa lata szukania, planowania, przekupstw i kłamstw. Tworzenia fałszywej tożsamości, wkupywania się w łaski, podlizywania, wpraszania na bankiety i uwodzenia kobiet, o ile przybliżało go to do celu. Teraz wiedział już niemal wszystko o swoim celu. O jednym z owych pięciu kapitanów, o jego obu tożsamosciach i zwyczajach. A także o zawartości skrytki w jego gabinecie. Dwa lata życia, których kulminacją miała być ta noc. A później hulaj dusza. Pierwsze problemy zaczęły się od pogody. Zamiast chmur nad miastem było czyste niebo, z księżycem niemal w pełni. Jasno, za jasno cholera. Jednak co poradzisz. Wszystko było przygotowane na dzisiaj, więc takie drobne niedogodności nie mogły przeszkodzić. Posiadłość stała lekko na uboczu. Zewnętrzne straże nie stanowiły kłopotu. Tym bardziej, że od pewnej, hmm „damy” , dowiedział się o wartowniczym zwyczaju zostawiania tylnej furtki otwartej dla „pań do towarzystwa”. Pracodawca o tym nie wiedział, a chłopaki mogli pobaraszkować na nudnej służbie. Obchód robili co 20-30min, dawało to dość czasu na dostanie się do środka. Kain trzymał się cieni sąsiedniego muru. Jak tylko strażnik zniknął za rogiem, przemknął do małej furtki i wślizgnął się do środka. Posiadłość była dość rozległa, jednopiętrowa. Z licznych wizyt, tak oficjalnych, jak tych nieco mniej legalnych, znał dobrze rozkład pomieszczeń. Tych dla służby i tych dla gości. Służba miała dwa wejścia, z jednego korzystali strażnicy, drugie było dla kucharzy i sprzątaczek. Z tego właśnie miał zamiar skorzystać. O ile wiedział nie miały zabezpieczeń magicznych, a po ostatnich „wypadkach”, którym trochę pomógł, zrezygnowano też z pułapek. Nikt nie lubi się tłumaczyć z ciała cenionego kucharza, prawda? Kain wyciągnął zasłużony zestaw wytrychów. Znał zaklęcia otwierające zamki ale wolał zostawić je na później, był dobrze przygotowany ale życie lubi zaskakiwać. Kilka chwil i drzwi stały otworem. Tu zaczynała się trudniejsza część. O ile dostać się na parter nie było problemem, wejście na piętro to już zupełnie inna historia. Złodziej-mag wyszedł z małego pomieszczenia, gdzie służba zostawiała płaszcze, przekradł się przez krótki korytarz do drzwi prowadzących do właściwej części domu. Te miały zdecydowanie bardziej skomplikowany zamek, i tu użył pierwszego z zaklęć otwarcia. Mógł próbować wytrychów, jednak każda chwila w środku zwiększała ryzyko. Zamek otworzył się z cichym kliknięciem. Kain jeszcze moment nasłuchiwał kroków i kiedy upewnił się, że za drzwiami nie czeka go żadna niespodzianka, prześliznął się przez nie. Skręcił w prawo, skradając się przeszedł przez hol, do pokoju gdzie Kapitan podejmował gości. Stąd prowadziło dwoje drzwi. Jedne w stronę wejścia do posiadłości, drugie do klatki schodowej prowadzącej do prywatnej części przybytku. Te drzwi były prawdziwym majstersztykiem. Połączeniem magii i techniki. Powstały dzięki najlepszym ślusarzom w tej części krain i pomocy członków Bractwa. Nie dało się ich otworzyć wytrychem, ani zaklęciem. Jedyną radą był jeden z dwóch kluczy. Tego, który właściciel nosił przy sobie, nie było możliwości ukraść. Jednak drugi egzemplarz, który podarował swojej kochance, to już osobna historia. Kain wydał mały majątek na miksturę polimorfii, dzięki której uwiódł ją i ukradł klucz. Zrobił ledwie kilka dni temu, więc nie powinna jeszcze o tym wspomnieć. Tym bardziej, że dzisiaj miał ją odwiedzić Kapitan. Klucz wszedł w zamek, zaklęcia zaskoczyły z lekkim pyknięciem. Dwa obroty i uchyliły się. Rozkładu pomieszczeń na górze nie znał już tak dobrze. Był tu tylko kilka razy, kiedy został zaproszony na rozmowę do biura. Powoli wszedł po schodach. Z lewej usłyszał kroki. Przytulił się mocniej do ściany. Nasłuchując powoli zaczął wypowiadać zaklęcie Snu, modląc się w duchu żeby strażnik nie miał żadnych zaklęć ochronnych. Skończył w momencie pojawienia się człowieka w polu widzenia. Poczuł lekki opór woli tamtego, zmiażdżył go swoja siłą woli i skończył zaklęcie. Zanim ciało upadło, zdążył je złapać i położyć. Upewniając się, że wpadnie na nikogo więcej, zaciągnął ciało pod ścianę. Dwa korytarze i kilka pułapek dalej, znalazł się w końcu pod drzwiami gabinetu. Klucz do nich zdobył dzisiaj, odprowadzając właściciela na spotkanie z kochanką. Od tego momentu nie miał już odwrotu. Ostatnie drzwi, ostatnie pułapki i będzie niemal w domu. Wiedział, że w drzwiach jest kilka pułapek. Przekręcając klucz dwa razy aktywowałeś je, przekręcając go po raz trzeci rozbrajały się. Z lekkim westchnięciem nacisnął klamkę i otworzył drzwi. I zakrył oczy przed blaskiem, który poraził jego oczy. Po chwili zorientował się, że za biurkiem siedzi Kapitan, którego nie powinno tu być, mając po bokach dwóch zbirów, których też nie powinno tu być. - Ku***. - Ach, tak. Czyli jednak to ty? - Taaaak. Ja. – mag starał się zorientować w sytuacji – Powiedz mi tylko jak? Lub kto? - Po co? I tak stąd nie wyjdziesz. - Jeśli jednak mi się uda, chciał bym wiedzieć. Odezwał się drab z kuszą. - Pan Borrow przesyła pozdrowienia. W jednej chwili stało się kilka rzeczy. Kain aktywował zaklęcie Rozmycia w pierścieniu. Bełt wbił się kilka centymetrów od jego głowy w drzwi, Drugi dobył miecza. Mag przetoczył się w bok, aktywując drugi pierścień, zaklęcie Lustrzanego Odbicia stworzyło dwie dokładne kopie Kaina. Co dało mu dość na rzucenie jedynego zaklęcia bojowego jakie miał przygotowane na dzisiaj. Płonące dłonie nie nadawały się może do zmiany przeciwników w pieczyste ale z podpaleniem dywanu i biurka poradziły sobie całkiem sprawnie. Mag-złodziej wypadła na korytarz, ścigany przekleństwami i kolejnym bełtem. Drań nieźle korzysta z tej kuszy. Wpadł za róg, gdzie na szczęście nie było oświetlenia, co pozwoliło skryć się w cieniu. Z sakiewki wyciągnął mały flakonik, zachowany na „specjalne okoliczności”. Wypił wszystko jednym haustem i … nic. Zaklął w duchu, dopisując do listy spraw pogawędkę ze sprzedawcą składników. Ciężkie kroki zbliżyły się do niego. Przypominając sobie formułę zaklęcia Światła, poczekał aż ścigający go wyjdą za róg. Wychodząc z ukrycia, rzucił czar na środku korytarza, przeturlał się unikając cięcia na oślep i zbliżając do draga z kuszą. Obaj mieli napierśniki, więc podnosząc się i dobywając sztyletu wyprowadził zamaszyste cięcie w głowę. Ostrze dosięgło celu i ześliznęło po skórze, jak po skale. - K****. – zaklął w głos. Wykorzystując ostatnie chwile oszołomienia, odwrócił się do najbliższego okna i modląc się żeby było wolne od pułapek, dał przez nie susa. Uratowało go spóźnione działanie mikstury Niewidzialności. Jednak upadek dał mu się we znaki. Złamany lub zwichnięty nadgarstek lewej dłoni i krew zalewająca jedno oko. Będąc niewidocznym wybiegł za mury i skierował się do najbliższej kryjówki. Wiedział, że w taką noc będzie go można łatwo wytropić po śladach krwi jakie zostawiał. Podejrzewał też, że wszystkie nory jakie miał, są już spalone. Nie pomylił się. Miejsce do którego się udał, nosiło ślady gruntownego przeszukania. Zniknęła zawartość wszystkich skrytek. Z wyjątkiem tej najlepiej ukrytej, najcenniejszej. Mag przyłożył rękę do ściany, wyszeptał formułę, przesunął kilka desek, rozproszył kolejne zaklęcie i znalazł to czego szukał. W pierwszej kolejności wziął jedną z dwóch buteleczek. Odkorkował i wypił połowę. Krwawienie ustało i odzyskał część władzy w nadgarstku. Resztę schował w sakiewce, razem z drugą buteleczką oraz najcenniejszymi rzeczami jakie posiadał. Swoją księgą zaklęć, bez tego nie mógł się obejść żaden mag. Drugim przedmiotem był magiczny sztylet, który teraz zastąpił zwykłe ostrze przy pasie, to z kolei powędrowało do buta. Mimo że było wyszczerbione, mogło się jeszcze przydać. Sztylet przy pasie natomiast kosztował małą fortunę. Ciężko znaleźć maga, który wplecie zaklęcie rozproszenia w ostrze. Zwłaszcza, że takie ostrza są często wykorzystywane do pozbywania się niewygodnych czarodziejów. W przeciwieństwie do mikstury, magia ostrza na pewno działała. Teraz pozostało tylko dostać się do portu. Wiedział, że o świcie wychodzą w morze dwie jednostki. Na jednej miał wykupiony przejazd. Czyli tam się nie mógł pojawić. Pozostawał szkuner cieszący się nienajlepszą sławą ale co poradzić. Do świtu zostało niewiele czasu. Nocne żucie Luskanu powoli zamierało. Złodzieje wracali z łupami, zabójcy ukrywali ciała, bądź uciekali przed strażą. Nikt nie zwracał większej uwagi na jedną postać przekradająca się do portu. Ukryty między magazynami, Kain obserwował nabrzeże. Tak jak się domyślał zastał tutaj jednego z drabów. Stał na nabrzeżu obserwując jednostkę na którą mag zamierzał się dostać. Rozjaśniało się. Gdyby nie okoliczności, spróbował by pojmać jegomościa i dowiedzieć się co nieco o sytuacji. Wiązało się z tym jednak zbyt duże ryzyko. Bezpieczniej było się go pozbyć, co samo w sobie mogło stanowić wiadomość. Cicho niczym sama Śmierć podkradł się do ofiary, zaklęty sztylet o matowym ostrzu cicho wysunął się z pochwy. Drab spojrzał się na horyzont. Kain jedną ręką przytrzymał włosy ofiary. Ostrze z sykiem rozproszyło zaklęcie Kamiennej Skóry, które ten miał na sobie, i wyrysowało prosta linię na szyi. Osiłek opadł na kolana próbując zatrzymać krwawienie. Mag szybko się rozejrzał. Nabrzeże było puste, jednak odgłosy dochodzące z karczmy mówiły, że zaraz zaroi się tu od marynarzy. Kain przeciągnął ciało na skraj pomostu i zsunął je do wody, wcześniej uwalniając je od sakiewki. Obciążone zbroją i mieczem momentalnie poszło na dno. Mag-złodziej przekradł się na przekradł się na pokład. Szybko znalazł wejście do ładowni i tak się ukrył. Teraz zostało mu już tylko przekonać kapitana tego szkunera, że bardziej będzie mu się opłacało zabrać niespodziewanego gościa niż wysadzić go kilka kilometrów od brzegu, po środku niczego. - Ale to dopiero jak mnie znajdą… - pomyślał zapadając w płytki sen. Kapitan, jak się okazało, był człowiekiem ceniącym złoto ponad wszystko. I choć zażądał dziesięciokrotności zwyklej opłaty, zgodził się na dodatkowego pasażera. Kain obserwując fale zastanawiał się, co się z resztą tej bandy awanturników, kto jeszcze dostał podobną wiadomość i kogo uda mu się odnaleźć na kolejnym przystanku, w Waterdeep. [Witam wszystkich, starych i nowych (ukłon w stronę Tajemnica, z Panem chyba nie miałem przyjemności pisać? :) ). Devil co do systemu zostańmy przy starym, będzie prościej i moja postać nie sfiksuje :P ]
  16. Trochę sprostuje kolegów wyżej. Taka sytuacja może mieć miejsce jeśli wybierzesz do gry serwer typu Open PvP lub po prostu PvP. Na serwerach PvE (Player vs Environment) nie ma możliwość swobodnego atakowania innych graczy. Jest to możliwe na arenach oraz po obustronnym zaakceptowaniu duela. Do tego jak pisał kolega wyżej część miejsc związanych z fabułą jest dostępna tylko dla twojej postaci.
  17. Kaiin

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    [Od razu uprzedzam, że historia poniżej to czysty spin-off, one-shot :P ] Bardzo, bardzo dawno temu, w odległej… Chwila to nie to. Za górami, za lasami… Też nie koniecznie… Dobra, w każdym razie, w pewnej karczmie o bliżej nie określonym położeniu i pochodzeniu, wszystko było w jak najlepszym porządku. Karczmarz nalewał piwa, dziewki wdzięczyły się klientów podszczypujących je w pośladki a bójki załatwiano na zewnątrz. No właśnie. Było. Wszystko posypało się w chwili kiedy do środka weszły drzwi. Właściwie to nie tyle drzwi co ZŁO w czarnej płycie, z bandą kompanów poprzedzane drzwiami które jednak powinny otwierać się do środka… Darkus pokręcił głową. -Ile razy ci mówiłem, że drzwi się OTWIERA a NIE WYWAŻA? -ZŁO! – Zak. I wszystko powinno być jasne… -Darkus, daruj, wiesz że to beznadziejny przypadek. – Phil pokręcił z rezygnacja głową. -Ta ale my później musimy płacić za szkody. – Farin, jak to krasnolud, jak zawsze niechętnie rozstawał się ze złotem. -Eee tam, wstawi się jakąś iluzje na odchodne i nikt się nie połapie. – Kain, mag z zawodu, złodziej z zamiłowania, nie przejął się jak zwykle. -Oj tia, obskóruję się kiegoś trepa i po sprawie. – Elkantar, naczelne diabelstwo ekipy, miał dość pragmatyczne podejście do sprawy. -Panowie, a może tak tym razem załatwili byśmy sparwę w „miarę” uczciwie? – Eileen, chyba jako jedyna potrafiła przemówić tej zgrai do rozsądku. -El daj spokój, oni tylko się wygłupiają. – Furr, Niziołek, łotrzyk i detektyw z zamiłowania, wolał nie ryzykować wybuchu elfki. -Właśnie, może po prostu dasz mi wypróbować mój nowy wynalazek, jeszcze nie wiem co dokładnie robi ale na pewno znajdę dla niego zastosowanie … - Marr, gnom. I to chyba wszystko wyjaśniało… -NIE! – odpowiedział mu chór głosów. Gnom posmutniał. -No już Marr, nie rób takiej miny. Wypróbujemy go później. – Marvolo, druid jak się patrzy, poklepał przyjaciela po ramieniu, patrząc z wyrzutem na pozostałych. Dobrze wiedział jak ta obietnica może się dla niego skończyć. -Skończyliście już? Napił bym się czegoś. – Shan, mag dawno nie widziany w okolicy, miał już dość stania w drzwiach. -Pod tamtą ścianą jest kilka wolnych ław. – rzucił Kasjusz, i nie czekając na resztę, poszedł zająć miejsca. -To ja załatwię coś do picia. Karczmarz! – Serafin, o dziwo, miał dobry humor. Na razie. Nie wiedział jeszcze jaki rachunek przyjdzie mu zapłacić. -To może ja wyczaruje jakieś atrakcje? - rzucił Zurris z nadzieją w oczach. -NIE! – tym razem zgodnie zakrzyknęli Kain, Eileen i Shan. Nawet Marvolo lekko zbladł. -A niech was… - i mag poczłapał posłusznie do stołu. -Jedna katastrofa zażegnana. – mruknął Morgan, biorąc piwo od jednej ze służących. -Nie martw się. To dopiero początek. – Boogitus klepnął rycerza w ramie i też sięgnął po piwo. -Ee tam, nie gadaj. Chyba nie będzie tak źle co? – wypalił Ekzuzy. Niemal wszyscy spojrzeli na niego z powątpiewaniem. -Dobra zapomnijcie, że coś powiedziałem. -Nie chmurzyć mi się tutaj! Zaraz coś zagram dla pokrzepienia ducha! – Bone, urodzony bard. -Bone, błagam, nie na trzeźwo…- jęknął Miroku. Zabójca miał dość niskie mniemanie o umiejętnościach barda. -Wszystko ładnie i pięknie, tylko czy może mi ktoś wyjaśnić gdzie my do cholery jesteśmy? I jak się tu znaleźliśmy? – Ramon jak zwykle był pragmatykiem. -Biorąc pod uwagę okoliczności, jak i energie tego miejsca a także… -Kain do cholery, nie pieprz, tylko powiedz krótko: GDZIE? -Właściwie to… -Tak Shan? -Nie mamy bladego pojęcia. – dokończyła Eileen. -Jak to nie macie? To od czego w końcu mamy magów?! -Ale piwo mają dobre! – mruknął Zurr. -Patrząc się po zebranych. – zaczął znowu mag – I uwzględniając to co pamiętam jest tylko jedno miejsce gdzie było by to możliwe. -No daruj już wreszcie i powiedz. -Sigil, miasto drzwi. A raczej jedno z miejsc do którego można się dostać z tego miasta. -A skąd ten wniosek? -Choćby stąd, że część z nas umarła, część żyła w zupełnie innych światach i nigdy się nie spotkała. -To co my tu robimy? -Jak to co? – Serafin wrócił po krótkiej rozmowie z właścicielem przybytku – Opijamy spotkanie. A balanga, która była potem, to już historia na inną okazję… [No wyciągnąłem chyba wszystkich z którymi miałem przyjemność pisać w ZK, ufam że nikt się nie obrazi :P]
  18. W Olsztyńskim Empiku na półkach dalej stoją pre-ordery, dzisiaj byłem :)
  19. Kaiin

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    [taa złodziejaszku :) można powiedzieć, że w Sigil trafiłem w kiepskie drzwi i powrót chwile mi zajął :P ]
  20. Kaiin

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    [No proszę, proszę jakie poruszenie tutaj :D Devil to co z ta reaktywacją? :) ]
  21. Kaiin

    The Elder Scrolls V: Skyrim

    I lis_23 dzień dobroci dla forumowiczów którym nie chce się trochę samemu poszukać... i zobaczyć co było pisane trochę wyżej :P http://inskyrim.pl/download/Skyrim/Gameplay/Skyrim-4GB/
  22. Kaiin

    The Elder Scrolls V: Skyrim

    wejdź na inskyrim.pl autor tego "hacka" już wydał poprawioną wersje :)
  23. Kaiin

    The Elder Scrolls V: Skyrim

    dzięki :)
  24. Kaiin

    The Elder Scrolls V: Skyrim

    zapodaj mody z których korzystasz :)