Krondar

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    422
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Krondar

  1. Szczerze, to nie wiem jak wygląda pełna wersja, ale po grze w demo raczej poczekam na edycję z klasyki za 50 zł. Sorry, ale na pierwsze wrażenie gra wydaje się na maksa uproszczona. Jedynka przyssała mnie do monitora na długie godziny. Dwójka mimo iż była tak naprawdę grą o zbieraniu drużyny aby potem przez godzinkę rozpykać fabułę też mnie zassała nieźle. Dużo uproszczeń, ale dało się z tym żyć. Trójka? Demo mnie odrzuciło z lekka. I pomijam tu fakt że graficznie nawet nie leżała na półce koło drugiej części, ale po prostu wszystko wydaje się hmm... robione na szybkiego? Po tym jak zakupiłem Dragona 2 i nie udało mi się go zmęczyć (jedynkę 3 razy skończyłem...) - z ME3 poczekam. Ot, tak przezornie.
  2. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Po wysłuchaniu tyrrady Shan’a, Elkantar zamrugał kilka razy swoimi czerwonymi oczyma, po czym opuścił głowę, rozcierając czoło dłonią. ”Ki skurl! Kupa szpicowanych zakutych krwawników. Twardogłowych! W puszkach! Nosz k***a...”. Mężczyzna spojrzał odległym wzrokiem po zgromadzonych zastanawiając się, w co ten krzykliwy czarny krwawnik się znowu wmieszał. Nawet jakby nie był kanciarzem, tylko jakąś wiedźmą-staruchą z miotłą pod tyłkiem, to przed piętrem na którym trzymają Zaka miał by twarde lądowanie na glacy. Antymagia - srantymagia! Ki diabeł! Co jeszcze?. Przed oczami Elkantara zamajaczyła niewysoka sylwetka wąsatego jegomościa, który wyciągając w dziwnym geście rękę do przodu przygląda się tysiącom twardogłowych trepów, idących przy wielkich podłużnych cylindrycznych kształtach z napisami “V1”. Kanciarz odgonił dziwną wizję, ciesząc się że jakieś wszechmocne istoty nie wpadły na jeszcze dziwniejsze pułapki. Tych starczało. Była ich garstka. Krasnolud był twardy i bez niego w razie wpadki cały plan palił na panewce, ale skradając się, musiał klekotać tak że truposza by na nogi postawił. Jak to zabijaka - miał na sobie tyle żelastwa co cały patrol straży miejskiej. Kain? Mógł się nieźle kitrać, ale pod koniec czary odpadały. Furr? To kanciarz, silny i bitny, ale kanciarz. Starczy dwóch krzepkich puszkarzy... Był jeszcze Almar, nieobliczalny Gith, na ile kanciarz go znał... nie wiedział co myśleć, bo Alm był po prostu nieobliczalny... Łotr zastanawiał się na ile to wszystko jest wykonalne, a znając drużynowe *plany*, prawdopodobnie mogli zginąć już przy krzaku malin klekocząc środkiem z okrzykiem ‘UUUUURRRRAAAAAAA!! ZŁOOOO!!! ŚMIEERĆ!!”. Chociaż nie! Zak siedział! Dostać może i się mogli, ale wychodząc mieli ogromną szansę na jego *spontaniczną reakcję* na swoich znienawidzonych antagonistów. Może by go jakoś linką najpierw owinąć? I przez okno? Albo uspokoić obuszkiem? Kanciarz parsknął pod nosem. Miał wrażenie że trafienie Zaka obuszkiem co najwyżej mogło go z lekka tylko zdrażnić, spowodować swędzenie łepetyny, a jak wiadomo lepiej nie wywoływać puszka z lasu... Złodziej chętnie odezwał by się ze swoimi przemyśleniami, ale w chwili obecnej nie bardzo miał możliwość skorzystać z owej chęci... pozostało czekać na reakcję reszty bandy, która miał nadzieję wpadnie na to, że czasem więzień musi opuszczać ostatnie piętro do kapitana, albo magów na jakieś trukaniny i po-słuchania czy jak im tam...
  3. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Cichy skrzek mewy za oknem wyrwał go z zadumy. Mężczyzna otworzył oczy i podniósł się z fotela w którym mimo wewnętrznej walki zasnął. Na łóżku obok leżał wygodnie rozciągnięty Kain, który spokojnie chrapał w najlepsze. Elkantar zawsze podziwiał jego zdolność zasypiania praktycznie w dowolnym miejscu, niezależnie też co się wcześniej działo. Łotr rzucił okiem na pokój, który zdecydowanie nie odstawał wyglądem od reszty podrzędnej “Gospody pod kilem” jak to ją określał dumny właściciel. Owa gospoda nie była niczym więcej niż podrzędną speluną, w której marynarze topili swe smutki i wszczynali kolejne awantury. Nie przypadkiem jednak, ich okno wychodziło wprost na nabrzeże portu, w którym panował już niemały ruch. Kanciarz kryjąc się za burobrązową zasłoną przeczesywał wzrokiem widnokrąg, w oczekiwaniu na niewielki stateczek którym według słów olbrzyma mieli przypłynąć więźniowie. Najemnik pomimo wymyślnych tortur Kaina nie był zbyt wylewny w opisie, albo też sam niewiele wiedział, bo powtarzał w kółko kilka informacji, które najwidoczniej mu przekazano. Z samego rana, on i jego czterech ludzi mieli odebrać razem z Mirrem dwóch więźniów i przekazać komuś w mieście. Komu? Tego Evin nie wiedział. Dlaczego ich ścigano? Tego również nie wiedział. Jak nazywał się statek? To wiedział Mirr. Mirr, którego wczoraj do księgi umarłych wpisał Kain. Z tego co wspominał, zrobił to na tyle skutecznie, że obecnie Thayańczyk przyozdabiał ściany bocznej alejki swoimi bebechami, które zahaczyły nawet o rynnę. Musieli liczyć na łut szczęścia... i improwizować. W zasadzie cały plan był jedną wielką improwizacją. Kanciarz potrząsnął Kainem aby go wybudzić i widząc jak ten zaczyna się flegmatycznie gramolić, podszedł do okna. Świt powoli przeradzał się w poranek. Kilku krzepkich robotników rozładowywało niewielki szkuner robiąc przy tym straszny hałas i komentując głośno każdą mijającą ich niewiastę, niezależnie od wieku. Z małej przybudówki na śródokręciu co jakiś czas wychylał się kapitan, lub bosman i przywoływał ich do porządku wrzaskiem. Na kilka pacierzy zdawało to egzamin, a przynajmniej do momentu gdy na horyzoncie nie zamajaczyła kolejna kobieca sylwetka. Elkantar wyłowił wzrokiem grupkę kilku mężczyzn, która kręciła się po nabrzeżu ewidentnie czegoś szukając. Czterech! To ludzie Evina! Zastanawiające było tylko jak wiele wiedzieli i czy mogą być przeszkodą, czy szukają jedynie swoich nieobecnych mocodawców. Uwagę Elkantara zwróciła jeszcze jedna osoba. Była dość nietypowa jak na tą okolicę. Nie był to człowiek, tylko prawdopodobnie mieszaniec, tak jak on sam. Widział już takie istoty w Sigil, nie interesowało go jednak zbytnio czym są. Ten tu, wyraźnie odstawał od otaczającego go towarzystwa, miał inny odcień skóry i rownież zachowywał się jakby czegoś szukał. Kanciarz zwrócił uwagę na plecy, przez które przewieszony był jakiś strunowy instrument. Mag klął pod nosem. Na liście rzeczy których nie cierpiał, bycie budzonym przez innego faceta zajmowało jedno z czołowych miejsc. Jednak widząc, że słońce stoi już dość wysoko, wygrzebał się z łóżka. Marudząc, podszedł do okna. Elkantar wskazał na grupę najemników. - Racja, to pewnie jego ludzie. - diabelstwo jednak wskazywało jeszcze kogoś - Ten? Z lutnią? Co z nim? - kanciarz wykonał gest, jakby próbował sobie coś przypomnieć - Możemy go znać? Czy raczej wykożystać? W głowie maga powoli kształtował się plan, dzięki któremu mogli się uwolnić od niewygodnego towarzystwa. - Dobra, chodźmy. Czas ucieka, a “Morski Żółw” powinien właśnie zawijać do portu, chyba nawet go widzę. Elkantar kluczył z przyjacielem w tłumie ludzi przechadzających się po nabrzeżu. Wchodzący do portu stateczek był już coraz bliżej. Kanciarz w brudnobrązowym płaszczu, który zawinął w nocy żulowi, szedł przodem, przepychając się bezczelnie. Chyba w każdym świecie, bezdomni budzili u wielu obrzydzenie i dość płynnie schodzono im z drogi, obawiając się brudu i chorób. A może po prostu ich obecność uświadamiała mieszczanom, że taki los może dotknąć każdego i dlatego traktowano ich jak zły szeląg? Rozważania na gruncie socjologicznym nie zaprzątały zbyt długo jego głowy, dopóki owo zachowanie można było wykorzystać dla własnej wygody. Łotrzyk zatrzymał się przy niedużej, dziurawej jak nieszczęście szalupie która czekała na swoją kolej przed warsztatem szkutnika i przysiadł na jej burcie. Z kieszonki wyciągnął duże jabłko i zaczął powoli gryźć rozglądając się wokoło spod brudnego kaptura. Mężczyzna cieszył się jak dziecko widząc spojrzenia jakim obdarzali go mijający marynarze i portowcy. Obok niego zatrzymał się Kain, spoglądając spode łba na czterech najmitów, oraz dziwnego grajka. Diabelstwo miało wrażenie, że jego przyjaciel ma jakiś pokręcony pomysł... Mag miał już plan. Dziwny? Złośliwy? Napewno. I gwarantujący niemałe zamieszanie. Z sakiewki wyciągnął kawałek pergaminu, pióro i inkaust. Szybko skreślił krótki list. Z kieszeni wyciągnął jeszcze kawałek zakrwawionego materiału. Krew należała do nieżyjącego już Evina. Kain złożył pergamin, w środku umieszczając materiał. Przymknął oczy, przywołując obraz osiłka. Słowa mocy, gesty i niespodzianka była gotowa. - Dasz radę podrzucić to temu bardowi? - spytał się kanciarza. Ten skiną głową ale w oczach miał pytanie - Kiedy uaktywnię te zaklęcie, bard zacznie wyglądać i może brzmieć jak ten Evin, którego dopadliśmy wczoraj. Jak dobrze pójdzie, ta czwórka go obskoczy i będzie miała zajęcie na chwilę. Bulgocząc pod nosem, kanciarz mijał kolejnych przechodniów, ciągnąc swe stopy w kierunku trepa z szuro-brzdękiem, który Kain określił mianem “lutni”. Mężczyzna wyciagał dłoń w kierunku mijających go ludzi, o dziwo nawet raz dostał w ten sposób srebrną monetę! Gdy wymijał barda, jego wyciągnięta dłoń tylko na moment zniknęła z widoku. Kanciarz wpadł lekko na grajka “pchnięty” przez mijającą go kobietę, zabulgotał pod nosem coś co miało przypominać przekleństwo i odsuwając się wsunął mu lekko do kieszonki zawiniątko Kaina, które trzymał w przepastnym rękawie. Bard zdawał się nie zwracać większej uwagi na proszalnego dziada, bąknął coś pod nosem, co zapewne miało go spławić i wrócił do czujnej obserwacji otoczenia. Kanciarz zastanawiał się przez chwilę czy nie był to przypadkiem ich sprzymierzeniec, myśl ta wydała mu się jednak mocno niedorzeczna. Gdy po kilku minutach stał koło Kaina, zastanawiał się jak rozwinie się sytuacja... Widząc, że jednostka z ich przesyłką, rzuca cumy, mag uaktywnił zaklęcie. Wokół barda zrobiło się trochę miejsca, kiedy ludzie zaczęli omijać jego nową sylwetkę. Kain uśmiechnął się pod nosem, widząc jak grupa najemników ruszyła w stronę swojego “szefa”. “I znowu będzie na mnie... Ciekawe jak on się z tego wykaraska?” Nie zawracając sobie więcej głowy losem barda spojrzał na “Morskiego Żółwia”. Statek właśnie cumował wśród okrzyku marynarzy biegających po pokładzie. Nie było ich wielu. Kanciarz zobaczył trzech rosłych mężczyzn popychających przed sobą dwóch drobniejszych z czego jeden, wyglądający jak niziołek dość mocno się opierał silnie gestykulując przy tym, na ile oczywiście było to możliwe... w kajdanach. Łotrzyk ruszył w kierunku trapu ściskając pod płaszczem swój niewielki obuszek i czekając na dogodny moment. Mag widząc charakterystyczny brązowy płaszcz przesuwający się lewą stroną w kierunku trapu, odrzucił kaptur, rzucił lekką iluzję na swoją twarz i ruszył na spotkanie jeńców oraz ich strażników. Kanciarza miał gdzieś po lewej. Wierzył, że ten ostatni znajdzie dogodny moment na wpasowanie się w tą improwizacje. Zatrzymał ich już na lądzie, jednak dość blisko nabrzeża, jeśli chcieli by którego “wykąpać”. Drab widząc charakterystyczne dla magów z Thay tatuaże na twarzy człowieka, który zaszedł im drogę, przystnął, wstrzymując tą niewielką defiladę. - Jesteś od pana B. tak? - A to, jak mam rozumieć, to jest przesyłka, którą mam odebrać? - szybkim spojrzeniem oszacował stan jeńców. O dziwo był on całkiem niezły. - Najpierw złoto. - Złoto? Może i je dostaniesz, o ile to jest faktynie towar na który czekam. - Nie taka była umowa. A poza tym miała być was cała kompania, a ty jesteś jeden... - Myślisz, że jeden czerwony to za mało żeby dać sobie radę z tymi dwoma?! Ty... - mag zrobił krok naprzód. I w tym momencie wydarzylo się kilka rzeczy jednocześnie. Najpierw zawiodła go jego iluzuja a wtedy... Niepozorony proszalny dziad który przechodził z lewej, płynnym ruchem doskoczył do mijającego go draba i strzelił przez caban obuchem. Zanim pozostałych dwóch osiłków zorientowało się tak naprawdę się dzieje, trafiony przez Elkantara najemnik zwiotczał i padł na twarz niczym rażony gromem... Kain przywołał w pamięci zaklęcie Paraliżu. Nie było widowiskowe i o to chodziło. Stojący najbliżej niego padł pod wpływem magii, unieszkodliwiony tak samo skutecznie jak ofiara kanciarza. Został im ostatni. Tak przynajmniej myśleli. Furr, kiedy tylko zobaczyl co się święci, strzelił strażnika łańcuchami w łeb. Nie bylo to łatwe ale ten niziołek robił rzeczy, które wydawały się zwyczajnie niemożliwe. Strażnik zatoczył się w tył, zatrzymując na krawędzi nabrzeża. Może i by tam został, jednak Almar miał inne plany. Pchnięcie telekinezą i trep zażywał kąpieli. Nie było czasu na słowa. A i nie było na nie potrzeby. Niziołek i gith w mig pojeli, że trzeba uciekać. Cała czwórka pognała, na ile było to możliwe, w stronę najbliższej alejki. Kain dziękował w duchu zaradności niziołka. Zawczasu otworzył łańcuchy pętające nogi byłych więźniów. Elkantar w “swoim” burym płaszczu prowadził sprintem grupę pomiędzy kolejnymi skrzyniami i pakunkami ściągniętymi ze statków. W kilka pacierzy dobiegli do najbliższej bocznej alejki w której wschodzące słońce jeszcze nie zdążyło zagościć. Kanciarz spojrzał na lekko dyszących towarzyszy. Improwizacja jak widać okazała się całkiem skuteczna. [No to panowie droga wolna! Witamy w Waterdeep. Poszukiwani i w śmierdzącej alejce. A i Kas - don''t be mad! ;) ]
  4. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    [ruszy się jutro wieczorem. Plan ustalony :) trzymać się burty, nadciągamy! :P]
  5. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Dopijając piwo kreślił pospiesznie list dla Linvaila. Najbliższe dni, a może nawet tygodnie mogły przynieść wiele niespodzianek, toteż wolał zameldować szefowi że może zniknąć na jakiś czas z widoku. Złożył zapisany pergamin i wsunął do płaskiej kieszonki matowego pancerza. Inkaust powoli się kończył, pióro rozmazywało coraz bardziej, kolejny pergamin starał się więc tworzyć wyjątkowo oszczędnie. Nakreślił mniej więcej wszystko czego dowiedział się dziś od Kaina i było istotne dla sprawy. Kolejny pergamin trafił do kieszonki. Złodziej dopił piwo i lekkim krokiem opuścił “Głodnego Trolla”. Errtu spoglądał na niego ciekawie z nad stosu papierzysk. Elkantar podał mu złożony list opatrzony literami AL, do którego niziołek przyłożył swą pieczęć i zalakował go. - Jutro wyruszy do Amn razem z naszym kurierem - Errtu spoglądał na kanciarza ciekawie drapiąc się po brodzie - to nie wszystko, prawda duchu? Zaprzeczenie ruchem głowy. Kanciarz uśmiechnął się lekko i podał niziołkowi drugi pergamin, który ten zaczął szybko czytać. - Do końca tygodnia dowiesz się wszystkiego... - niziołek podniósł wzrok na ducha i zobaczył przeczące kiwanie głową - postaramy się do jutra więc... - kanciarz skrzywił się i ponownie zaprzeczył - na dziś?! To będzie spory wydatek dla gildii, prosisz o dużo... Łotr wyciągnął zza paska naszyjnik z diamentami którą zwinął w zamtuzie, zważył w dłoni i rzucił na blat, który stęknął ciężko pod jego metalicznym klekotem. Errtu uśmiechnął się szeroko biorąc go w dłoń i czując jego masę. - Robota na boku, co? - widząc niewyraźną minę diabelstwa dodał szybko - nigdy nie mamy nic przeciw, przecież wiesz. To wystarczy z nawiązką, po spieniężeniu powinno coś zostać jeśli będziesz ponownie potrzebować... Złodziej uśmiechnął się i machnął ręką, po czym spojrzał na niziołka pytająco. - Wróć parę pacierzy przed zmrokiem - Errtu podrapał się w głowę - Ellan powinien już mieć coś dla Ciebie. Mężczyzna skłonił się mistrzowi lokalnego oddziału cechu i ruszył z gracją w kierunku drzwi, gdy już je otwierał zatrzymał go głoś Errtu. - Duchu! - niziołek zasępiony spoglądał na niego z nad papierów - prowadzicie z przyjacielem niebezpieczną grę... uważaj na siebie... Kanciarz skłonił się lekko i nacisnął klamkę. Idąc przez rynek, wtapiał się w tłum i obserwował przechodniów. Nie zauważali go, zamyśleni i zajęci własnymi sprawami, które kierowały ich kroki w tak różne miejsca. Straż miejska właśnie szarpała się z kilkoma oprychami, którym nie bardzo podobały się towary garbarza i lżyli go od najgorszych. Przeciskając się przez gęstniejący tłum zdążył przyciąć kilku trepów, ich sakiewki jednak nie były tak imponujące jak ta którą zdobył rano.W dwa pacierze później, złodziej przysiadł na schodach prowadzących do górnej części miasta i zajadał ze smakiem pieczyste które zdążył zwinąć ze straganu przed kramem rzeźnika. Pozostało czekać do zmierzchu. Zakapturzona postać przemykała w cieniu śmierdzącej alejki za warsztatami kaletników. Elf zatrzymał się rozglądając wkoło czujnie. Kilka metrów od niego, szczupła postać o czerwonych oczach wychyliła się zza dużej skrzyni. Elf uśmiechnął się złośliwie, podszedł do Elkantara i wciągając głośno powietrze do płuc wypalił. - Śmierdząca sprawa duchu.. Tyle pięknych miejsc w Waterdeep można zobaczyć, a Ty mnie w taki kanał wpuszczasz... Łotr wyszczerzył zęby w lekko złośliwym uśmieszku i skłonił się lekko elfowi. Ellan postanowił przejść do interesów. - Chudy magik o którego pytałeś - rozpoczął ściszonym tonem - to Mirr, jeden z czerwonych sku***eli z Thay. Zbiegł, albo ma tu zadanie, nie wiemy tego. Nieprzyjemny typ - elf zasępił się lekko - duża skłonność do sadyzmu, kocha sprawiać ból. Na Twoim miejscu starałbym się nie wchodzić mu w paradę, szumowina jakich mało. Od niedawna ma podobno bardzo silnych mocodawców. Kogo? Nie miałem czasu sprawdzić, ale wątpie czy to kolegium z Thay... Elf wyciągnął dwa pergaminy i podał diabelstwu. - Tu masz wszystkie detale. O jego ochroniarzach też. - Ellan zasępiony spoglądał na Elkantara - Byli najemnicy Luskanu. Ich szef to Evin, przebiegły jak na osiłka. Może być niebezpieczny gdy go przycisnąć. Brutalny sadysta, a podobno i gwałciciel. Zresztą... - zamyślił się - jego ludzie chyba nie są lepsi, ale nie było czasu... - Elf podjął wątek - Co wieczór, Evin gdzieś znika, to może być okazja aby do niego dotrzeć... Zresztą, przeczytasz wszystko sam. - mężczyzna wciągnął powietrze - Uważaj bracie. Nie wiem jak w to wszystko wdepnąłeś, ale... po prostu uważaj. Elf klepnął przyjacielsko kanciarza w ramię, odwrócił się na pięcie i zniknął w mroku alejki. Zmierzchało. Elkantar pchnął ciężkie wrota i wślizgnął się do świątyni Helma. Było pusto, widać wyznawcy pana czujnych oczu byli czymś mocno zajęci. Niedaleko ołtarza ofiarnego siedział spokojnie Kain, podziwiając świątynię.
  6. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Dworek przed którym mężczyzna się zatrzymał wyglądał imponująco. We Wrotach, swoim przepychem mógłby przyćmić pałacyk samego namiestnika. Waterdeep zdecydowanie było “miastem wspaniałości”. Elkantar pchnął ciężką furtę i miękko ruszył przed siebie. Gdy tylko zbliżył się do drzwi, te zaczęły otwierać się powoli, zawodząc i trzeszcząc przy tym ciężko. Złodziej wsunął się cicho do środka i stanął oko w oko ze strażnikiem przybytku. A dokładniej, to oko-w-brodę, ponieważ odziany elegancko drab był naprawdę potężny. Osiłek otaksował Elkantara od stóp do głów i skrzywił się lekko. - To luksusowy lokal - cedził wolno każde kolejne słowo - i nie... Kanciarz błysnął w ręku ciężką złotą monetą, po czym wcisnął ją w dłoń strażnika którego oczy rozszerzyły się lekko a na twarzy zaczął igrać uśmiech. - … chcielibyśmy aby ominęły pana tak - strażnik wsunął monetę w kieszonkę spodni - bogate przyjemności... Drab lekko się skłonił, po czym szarpnął za mały sznureczek na ścianie wskazując Elkantarowi dłonią kierunek. Złodziej ruszył przez kolejne zdobne drzwi i zatrzymał się przed niewielkim kontuarem za którym stała wyzywająco ubrana starsza kobieta. Pomimo tego iż lata świetności miała już dawno za sobą, jej figura świadczyła o tym iż kiedyś była prawdziwą pięknością. Jej przenikliwy wzrok otaksował mężczyznę od stóp do czubka kaptura, zatrzymując się na chwilę przy niesamowitych czerwonych oczach. Kobieta przykleiła do twarzy wymuszony firmowy uśmiech. - Jestem Erin. - skłoniła się lekko - W czym mogę *panu* pomóc? Łotr położył przed nią rycinę z podobizną Kaina i dociążył złotą monetą. - Nie znam tego człowieka Kanciarz dołożył kolejne dwie monety i dostrzegając lekkie wahanie dorzucił kolejne cztery. Lojalność stoczyła krótką bezkrwawą walkę z chciwością, ponoszą sromotną klęskę. Monety szybko zniknęły ze stołu. - Zamierzasz go skrzywdzić? Elkantar roześmiał się i zaprzeczył ruchem głowy. - Powiedzmy że wierzę... - Erin wiedziała że postępuje źle, ale sprawy zabrnęły zbyt daleko - Pierwsze piętro, pokój sześć... Złodziej skłonił się lekko i ruszył miękko obitymi schodami na górę. Na piętrze minęła go rudowłosa piękność która po pierwszym szoku jaki wywołał u niej widok zakapturzonej postaci szybko przywołała na twarz zalotny uśmiech. Doskonale zdawała sobie sprawę, że skoro tu był, to było go na to stać. - Witaj przystojniaku.. - mrugnęła rudowłosa - szukasz... hmm... ognistej towarzyszki? Kanciarz nie zwalniając wyminął dziewczynę, nie zawracając sobie nią szczególnie głowy. Zawsze zastanawiało go po czym kobiety jej pokroju poznawały że jest przystojny? Po czerwonych oczach? Szczupłej sylwetce i lekkim kroku? Głębokim kapturze spod którego nie było widać twarzy? A może matowym pancerzu? Elkantar prychnął szyderczo. Drzwi z numerem 6 znajdowały się dokładnie pośrodku długiego korytarza. Wprawdzie nie spodziewał się pułapki, ale należało zachować ostrożność. Wyjął dwa wytrychy i cicho otworzył zamknięte na prosty zamek drzwi. Lokal faktycznie musiał być luksusowy, tak płynnie i delikatnie chodzącego zamka nie widział od niepamiętnych czasów. Kanciarz wtopił się w cień i wślizgnął do środka. Widok który zobaczył zdecydowanie wprawił go w dobry humor, do tego stopnia że ledwo powstrzymał się przed głośnym wybuchem niekontrolowanego śmiechu. Na środku pokoju Kain mruczał cicho w wygodnym fotelu, podczas gdy u jego stóp klęczała ciemnowłosa elfka, delikatnie masując stopy magika i wcierając jakiś silnie pachnący balsam. Nieco wyżej za fotelem-leżanką półnaga blondynka zapamiętale zajmowała się jego ramionami i barkami. Elkantar zamrugał lekko. Całości obrazu dopełniały dwie kobiety smacznie śpiące w łóżku nieopodal. Oceniając kryształ który dostał rano i jakość miejsca w którym się znajdowali, miał wrażenie że Kain był już prawie bez złota. Elkantar wyszedł z cienia koło okna, tak aby czaromiotacz mógł go dobrze widzieć i chrząknął dość głośno. Liczył na to że przyjaciel najpierw otworzy oczy, nim spopieli go jakąś kulą ognia czy błyskawicą. Mag, po spieniężeniu kamieni, postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym. Gdzie można dobrze się zabawić i znaleźć informacje? Tylko w burdelu. I to najlepiej dobrym. Miejsce, które wybrał, było wysokiej klasy. Równie wysokiej jak ceny, jak się jednak szybko przekonał, także warte każdej sztuki złota, którą zostawił u burdel mamy. Również tych, którymi pomagał dziewczętom rozwiązać języki i choć reguła mówiła, że to mężczyźni wygadują się w łóżku, z dziewczynek też dało się co nieco wyciągnąć. Zwłaszcza jeśli któryś klient pozwalał sobie na zbyt dużo, a trzos miał dość głęboki żeby zagłuszyć protesty właścicieli. Dlatego , oprócz jednej która mu się spodobała, wybrał też trzy dziewczyny starające się ukryć siniaki pod mocnym makijażem. I tym razem dopisało mu szczęście. Dwie z nich miały przyjemność z jegomościem, którego w myślach nazywał Szczupłym. Mag do wynajęcia. Znając stawki jakich żądali Kain nie dziwił się, że stać na to miejsce. Teraz kiedy już wiedział, gdzie owy najemnik mieszka, oddał się przyjemniejszej części wizyty. Kiedy siedział w fotelu leżance, rozkoszując się masażem, nie zobaczył otwieranych drzwi, nie usłyszał jak ktoś wszedł do pokoju. I wszystko było pięknie dopóki ktoś nie chrząknął... Dziewczyny skoczyły na równe nogi piszcząc i poczęły się zasłaniać. Elkantar uśmiechnął się złośliwie. Ladacznica, mimo iż płaci się za jej usługi i prezentuje swoje wdzięki każdemu, w sytuacji zaskoczenia zakrywa się jak spłoszone niewiniątko. Elfka uskoczyła za leżankę niczym spłoszona kozica i razem z blondynką zniknęły za oparciem. Mężczyzna łypnął kątem oka na łóżko. Obie dziewczyny dalej spały jak zabite. Kain uchylając oko nie dbał o to kto wszedł do pokoju. W tym stanie było mu wszystko jedno czy to zabójca, lord otchłani czy sam poborca podatkowy. Dopóki nie przerwał masażu mógł być kimkolwiek, jeśli to zrobi nie przeżyje dwóch sekund. Chyba, że... - O niech mnie diabeł świśnie... - widząc błysk w oczach przybysza szybko się poprawił - Nie, nawet o tym nie myśl. Dziewczyny, uciekać i zabierzcie koleżanki. Spojrzały się na maga z lekkim wyrzutem. Jednak kilka monet szybko rozjaśniło ich oblicza. Kiedy dziewczyny wyszły, Kain zwrócił się do starego przyjaciela. - I niech cię weźmie cholera, czemu mi przeszkadzasz? - jednocześnie dłonią wykonując znak, który miał nadzieję oznaczał zapytanie “ Możemy tu rozmawiać?”. Elkantar uśmiechnął się szyderczo i ruszył w kierunku maga. Zgarnął po drodze jego szatę, która walała się pod nogami i rzucił. Kain złapał ją jeszcze w locie. Mężczyzna uśmiechnął się przepraszająco, po czym wskazał ręką na gardło. Miało to mniej więcej oznaczać “Trukać się da... ale ja nie mam jak”... - Dobra. - mag szybko się ubrał - Skoro nie jest tak źle... - dopiero teraz dotarło do niego, że jest coś nie tak. Spojrzał się uważniej na kanciarza, sięgnął do splotu. Krótka sonda i .. - K****. Jeśli znasz jakąś dobrą melinę to prowadź. A później mi powiesz kogo mam zabić, żebyś odzyskał głos. Łotr uśmiechnął się blado. Jego skrzywiona grymasem twarz mówiła mniej więcej “gdyby to wpisać do księgi wystarczyło...”. Rozejrzał się po pomieszczeniu i pakując do kieszeni piękny naszyjnik wysadzany diamentami który musiała zostawić jedna z... pracownic, ruszył w kierunku drzwi kiwając na Kaina. Lekko nacisnął klamkę, po czym wyjrzał na korytarz. Było pusto. Dziewczyny zdecydowanie były przyzwyczajone do niecodziennych sytuacji i nie wezwały żadnej grupy twardogłowych. Mężczyzna ruszył w kierunku schodów upewniając się że czaromiotacz idzie za nim. Zdążając do zamtuza zauważył niedużą spelunkę w bocznej alejce, która powinna nadawać się do tego celu wyśmienicie. Tylko nie miał do końca pomysłu jak opowiedzieć to co spotkało go po drodze tutaj... Domyślając się natury zaklęcia, mag zahaczył o kontuar burdelmamy. Erin uśmiechnęła się przepraszająco. - Mówił, że nie ma złych zamiarów... - Kochana, masz szczęście, że mówił prawdę. Inaczej cały ten przybytek stał by właśnie w ogniu. - Kain uśmiechnął się rozbrajająco - A jeśli chcesz zadość uczynić, daj mi pióro, inkaust i pergamin, a może zapomnę o tym potknięciu... - mag dalej się uśmiechał, jednak jego oczy pozostawały zimne. Kobieta nie miała wątpliwości, że był gotów spełnić swoja groźbę. Żądanie spełniła zaskakująco szybko - Więcej pergaminu proszę. - kolejny zimny uśmiech. Elkantar który dotarł już do drzwi obejrzał się z pytaniem w oczach. Kain machnął uspokajająco ręką, wziął wszystkie rzeczy z lady i ruszył w jego kierunku. Po opuszczeniu zamtuza, skierowali się w kierunku portu. Złodziej nie znał jeszcze Waterdeep zbyt dobrze, ale już orientował się niezgorzej w okolicy portowej oraz handlowej, czyli tam gdzie w jego fachu można było liczyć na najlepszy zysk. Mijając kolejnych przechodniów zajętych swoimi sprawami dnia codziennego dotarli do niewielkiej alejki znikającej w mroku za świątynią Helma. Elkantar dał znak Kainowi i obaj ruszyli powoli w cieniu świątyni. Skręt w lewo, dwukrotny skręt w prawo, następnie przez kilka pacierzy prosto i przed nimi zamajaczyła “Karczma pod głodnym Trollem”. Wyglądała raczej jak średniej klasy mordownia, jednak to miało swoje zalety. Obcy rzucali się w oczy, toteż dość łatwo będzie poznać po reakcji miejscowych kto jest stąd, a kto nie... Kanciarz pchnął skrzypiące niemiłosiernie drzwi i wszedł do niewielkiej, zadymionej Izby. Co najmniej 10 par oczu spoczęło na nowo przybyłych. Mężczyzna zatrzymał wzrok na jednej dość drobnej postaci, która przypominała elfa i która uśmiechnęła się na jego widok. Nie kojarzył twarzy, aczkolwiek domyślał się skąd nieznajomy może go znać... Jak się można było domyślać, nazwa nie miała zupełnie nic wspólnego z rzeczywistością. Nikt z lokalnej klienteli nie wyglądał na takiego który przeżył kiedykolwiek spotkanie z Trollem. Z twardogłowymi? Owszem, pewnie nawet niejednokrotnie... Kain wchodząc zaraz za Elkantarem, klepnął go w ramię. - Ja pogadam z karczmarzem, będzie “prościej”. - I uśmiechnął się bezczelnie. Nie zauważył wzroku kanciarza, utkwionego w nieznajomym. - A ty możesz poszukać jakiegoś stolika, w tym “lokalu”. I oddalił się w stronę szynkwasu. Szybkie spojrzenie po izbie, nie napotkało żadnej z twarzy, które widział wczoraj. “Może uda się spokojnie pogadać, choć ten jeden raz...” pomyślał. - Karczmarz! - Taa? - Dwa piwa. A jak dodasz za dużo wody, przysięgam że upiekę na żywym ogniu. Na właścicielu groźba nie zrobiła większego wrażenia, jednak nie chcąc ryzykować kolejnej awantury, która z pewnością skończyła by się kompletnym remontem, nalał całkiem przyzwoitego piwa. Policzył sobie sobie też całkiem przyzwoicie. Mag odwrócił się do sali, szukając wzrokiem znajomego kaptura. Elkantar słysząc rozmowę przy szynkwasie skrzywił się lekko. To nie było dobre miejsce na groźby. Spoglądający do tej pory ciekawsko przedstawiciele miejscowej bandy, zaczęli pomrukiwać i rzucać ukradkowe nienawistne spojrzenia. Atmosfera gęstniała. Ciągle uśmiechający się elf podniósł się ostentacyjnie i podszedł do stolika przy którym w rogu siedział wciśnięty Elkantar. Mężczyzna skłonił się lekko i położył przed kanciarzem kilka pergaminów z których spoglądały znajome twarze. - *Mistrz* Errtu - podkreślił głośno tak aby lokalna menażeria słyszała wyraźnie - dziękuje raz jeszcze i przesyła pozdrowienia - odchodząc narzucił na głowę szary kaptur do złudzenia przypominający ten który złodziej miał na sobie i wyszedł. Atmosfera w karczmie wróciła na zwykłe karczmiane tory. Ktoś zaczął kląć na współbiesiadnika, ktoś inny złorzeczył na władzę, w oddali pomstowano na rozwodnione trunki. Kanciarz spojrzał na pergaminy i przerzucił je oglądając twarze, jedne oddane dokładnie, inne wyglądające jak nakreślone po całodniowej libacji. Kain wracając do stolika, widział postać rozmawiającą z diabelstwem oraz skutek jaki wywarła jego przemowa. Stawiając kufle na stole rzucił okiem na pergaminy leżące przed złodziejem, który przesunął je w jego stronę. - Kogo my tu mamy. O k****... - zaklął w głos. Siadając i zniżając głos powiedział. - To chyba nasza cała stara kompania, choć niektórych twarzy nie poznaje. - spojrzał się pytająco na przyjaciela. Ten przytaknął krótkim skinieniem. - A twój znajomy, zdaje się, ma tu spory posłuch. - spojrzenie maga zawierało niewypowiedziane pytanie. Kanciarz uśmiechnął się szelmowsko odrzucając kaptur i odwrócił prawą dłoń z tatuażem w kierunku przyjaciela. Jak widać gildia zaczynała powoli budzić tu prawidłowe odruchy u miejscowej tłuszczy. - No, no moje gratulacje. Tylko się z tym za mocno nie afiszuj, bo ktoś gotów pozbawić Cię tej rączki. - rzekł z uśmiechem. - Czyli, choć część z planów poszła tak jak powinna. Mnie ciekawi jednak co poszło nie tak, bo inaczej nie musiał bym gadać sam do siebie. - cierpki uśmiech, po którym wyciągnął przybory do pisania. - To co? Wolisz najpierw posłuchać, czy samemu coś opowiedzieć? Chyba, że zaczniemy od spraw bierzących. - rzekł wskazując na portrety leżące na stole. Kanciarz złapał za pierwszy z brzegu pergamin z podobizną Furra i popukał palcem w nazwisko “Borrow”. Następnie umoczył pióro w inkauście i zaczął pisać. - Ki trep? - kanciarz zamyślił się - w porcie zdybać mnie chciał! Twardogłowi byli głupi jak papucie. Ciebie też dybali? - Czyli sprawy bieżące. - rzucił mag widząc, co Elkantar pisze. - Tak, mnie też. Dzięki niemu nie wypaliła mi robota, a w Luskanie mogę się nie pokazywać przez jakąś dekadę. No chyba, że Bractwo mnie szybciej dopadnie. - widząc wzrok kanciarza dodał - To opowiem ci później. Jeśli chodzi o resztę, to wpadłem wczoraj na grupę najemników w karczmie. Mieli zlecenia od pana B. jak mówili. - Kain szybko zrelacjonował, co widział i słyszał wcześniej w karczmie, dodając opisy twarzy i to co dowiedział się w burdelu. Pominął tylko co ciekawsze szczegóły zdobywania niektórych informacji.... - Bzik ma dużo brzdęku - złodziej pisał dalej - trza by go przyciąć! Za każdego krwawnika taka kwota? - Jeśli ma tyle złota, to szykuje się coś dużego. Czyli pewnie nie działa sam. Chyba, że jest bajecznie bogaty, w co wątpie. Ciekawe, czym mu się naraziliśmy? A jeśli nie my, to może starsi członkowie tej naszej bandy? Elkantar umoczył pióro i podjął. - Trep obznajmiony dobrze. Mnie zdybał już w porcie. Czekali na mnie. A nie znam skurla, nie obznajmialiśmy się. Nie przyciąłem go, a nie idzie o kanciarzy cienia, bo nie mnie by dybał... Kogo jeszcze wpuścił w ślepaki? Coś za-słyszałeś, hę? Bo moja banda tylko Ciebie tu obcykała. Jeszcze tu słabi jesteśmy... - Elkantar wyjął zza pazuchy klejnot i rzucił Kainowi - Cwany bzik jesteś - kanciarz uśmiechnął się. Mag, łapiąc kamień, uśmiechnął się. - Taak, drobne ryzyko, które się opłaciło. Nie, nikogo więcej. Jedyne co wiem, to że mają Furra i kogoś jeszcze przywieźć jutro, statkiem, “Morski Żółw”. A znając tego niziołka, wie wszystko o wszystkich, to rozjaśni nam trochę sprawę. Trzeba go “tylko” odbić. Tu, w porcie ma czekać na nich grupa najemników. Mają ich “przejąć”. Co pozwala się zastanowić, nad losem ich dotychczasowej eskorty. Na mój gust, martwi. - tu spojrzał pytająco na kanciarza. - “Grupa”? - Kanciarz zamyślił się i dopisał - Mogą być dwa skurle... lub 20 skurli... tia... - Mogą...- Kain zamyślił się lekko - Tylko trzeba pozbyć się “oryginałów”... Elkantar parsknął śmiechem. - Cwane! - umoczył inkaust i kontynuował - Trepy do kanału, a my zgarniamy bystrzaków z krypy... tia? - Taa, z grubsza tak to ma wyglądać. Problem może być tylko z jednym z nich, chyba jest magiem. A osiłka dobrze było by dopaść i dokładnie przepytać. Może nie wie wszystkiego ale na pewno będzie skłonny do mówienia... - Kain uśmiechnął się paskudnie. - Ale tak nie jak słońce będzie prażyć po oczyskach - kanciarz uśmiechnął się przepraszająco - z cieniem obznajmiony jestem dobrze, ale w słońcu... może z tego być smut. Jakoś z rańca, albo jak słonko zachodzi? - Co racja, to racja. W pełnym słońcu kiepsko się przeprowadza takie akcje. Z tego co powiedziały “dziewczynki” wynika, że Szczupły - jak cały czas nazywał maga - odwiedza je niemal co wieczór. Może udało by się go zdybać w czasie …? Lub tuż przed, bądź tuż po. - Po! - Elkantar naskrobał błyskawicznie - po chędożonku będzie hmm... łatwiej - złodziej wyszczerzył kły - A ty tylko o jednym, żeby łatwo było... - mag zaśmiał się - No nie obrażaj się. Masz rację, po będzie rozluźniony i opuści gardę. Reszta nie powinna nam sprawić problemów, kilka zaklęć, może trucizna... Powiedz jak radzisz sobie z zatrutymi strzałkami? - Z bliska. - pióro zaczynało się lekko wyginać. Mężczyzna lekko przycisnął je w drugą stronę, potem zaczął poprawiać. Efekt był znikomy, coraz bardziej rozmazywało. Umoczył je w inkauście i podjął - Z bliska to tia, miałbym tego skurla trafić? Czy jego twardogłowych? - Elkantar zamyślił się - a może czymś twardym po czerepie? Nawet nie skumają kto przyśmiał... - Maga czymś twardym lub ostrym pod żebro. Nie wiem jak ty, ja wole nie ryzykować. Jak znam magów, w końcu sam jednym jestem, zawsze mają coś paskudnego na ostatnią chwilę. Bezpieczniej będzie go wpisać do księgi, a przepytać jednego z twardogłowych. - Łatwiej twardogłowego po czerepie trafię - łotr wzdrygnął się lekko - czaromiotacz może mi kuku zrobić, jak żądełko nie da rady... Widząc reakcję kanciarza, mag podjął decyzję. - Dobra jego zostaw mi. Jeśli możesz postaraj się znaleźć wszystkich z którymi współpracuje. Myślę, że twoi przyjaciele... - tu wskazał na jego dłoń - ci pomogą. A ja przygotuję coś wyjątkowo paskudnego dla tego czarodzieja. Gdzie i kiedy sie spotkamy? - Skurl będzie w chędoży-dołku - kanciarz postukał piórem w blat - tia, tu daleko ciut... - uśmiech przeciął jego twarz gdy wpadł na pomysł - jak tu śmigaliśmy... świątynia Helma! Tam! Cicho. I same bogobojne trepy. - Czyli ustalone. A teraz jeśli pozwolisz. - Kain wstał od stołu i zebrał wszystkie zapisane pergaminy - Nie chcemy że ktoś to przeczytał, prawda? - z lekkim uśmiechem spalił wszystko co trzymał w dłoni. Zdziwione spojrzenia skwitował sztuką srebra rzuconą karczmarzowi. - Do wieczora. Muszę się przygotować. Kanciarz uśmiechnął się lekko, po czym skłonił i narzucił kaptur. Do wieczora nie pozostało zbyt wiele czasu, trzeba było pociągnąć za wiele sznurków aby zatrząść lekko klatką... Piwo jednak można było dokończyć przed wyjściem. Kanciarz przechylił kufel i uśmiechnął się wrednie. [Post popełniony do spółki z Kainem ;) Niech no tylko głos wróci... :P ciąg dalszy akcji ratunkowej jutro... hmm... dziś w sumie :P]
  7. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Zapuchnięte oczy pomimo wysiłku nie bardzo pozwalały się otworzyć. - KTO?! - wzmocniony magicznie głos wwiercał się w czaszkę - Pyyyytam! KTO?! Silny cios w brzuch praktycznie pozbawił go oddechu. Mężczyzna zacharczał i splunął krwią. - Sz... sz... Przesłuchujący go człowiek nachylił się łapiąc go silnie za włosy. - No mów, mów diabełku... - Szp... - złodziej z trudem charczał w ucho oprawcy - Szp... szpicuj się... sk... skurlu... Elkantar wyszczerzył szyderczo pokrwawione zęby i zakaszlał. Kolejny cios. I następny. Potworny ból głowy. A potem już tylko ciemność. Uderzenie lodowatej wody. - Ocucić... - wychrypiał oprawca Kanciarz tym razem z oporem otworzył lekko prawe oko. Żylasty półork w pokrwawionym fartuchu właśnie przeglądał swoje akcesoria leżące na brudnym blacie. - No to teraz porozmawiamy na poważnie - stojący w cieniu pod ścianą szczupły mag rozmasował dłonie - widzę że trafił nam się naprawdę oporny osobnik... Elkantar zdawał sobie sprawę że tym razem już nie przyśmieje nikomu i wpiszą go do księgi umarłych. W końcu każdy kanciarz doskonale wiedział że prędzej czy później zostanie zdybany. Los, nie okazał się dla niego łaskawy i księga umarłych musiała poczekać na swoją kolej... Złodziej poczuł delikatne nakłucie igłą. Potem kolejne i kolejne, wreszcie przestał je liczyć... Starał się przygotować na ból, ale uderzenie które nastąpiło było czymś na co przygotować się nie da... Spocony zerwał się z łóżka trzymając za głowę. Ciemność. Wzrok płynnie przeszedł w spektrum podczerwieni i łowił kolejne kształty. Karczma, Waterdeep. Odetchnął z ulgą. Jak prawie każdej nocy ostatnich 4 lat. Przyspieszony oddech zaczął wracać do normy, złodziej przymknął oczy i starał się zmienić tor swoich myśli aby choć na chwilę zasnąć. Pchnięcie krótkiego miecza, parada, pchnięcie, parada, uskok. Chwila na złapanie oddechu. Mężczyzna uśmiechnął się zastawiając mieczem przed lekkim ciosem, po czym zaatakował z furią starając się przedostać przez zasłonę strażnika w kolczudze. Strażnik raz po raz zasłaniał się małą tarczą po czym niespodziewanie zwinnie uskoczył w bok, wykonał piruet i gdy rozpędzony Elkantar starał się wychamować przywalił mu w twarz z całej siły tarczą. Krew z nosa trysnęła strumieniem kapiąc na kruczoczarny matowy pancerz. Dochodzący z zawieszonej wysoko galeryjki śmiech odbił się echem po sali. - Waleczny! - Aran Linvail schodził bezszelestnie po schodach - I głupi... Złodziej podniósł się z pomocą strażnika w kolczudze i skłonił przed mistrzem. - Oj diable... - mistrz usmiechnął się złośliwe - biesia krew, waleczne serce... i głupota... - Linvail zatrzymał się przed Elkantarem - jaki był sens walczyć..? Kanciarz wzruszył ramionami udając obojętność. - No więc jak już wcześniej tłumaczyłem... nie było sensu! Miałeś pokonać to pomieszczenie - Aran omiótł wzrokiem przestronną salę - PO - MIE - SZCZE - NIE! A nie unieszkodliwiać strażnika. Linvail przespacerował się wzdłuż skrzyń treningowych, po czym podjął tyradę. - Walka twarzą w twarz nie jest dla Ciebie! Jesteś złodziejem! A nie wojownikiem, czy asasynem! Co z tego że uczę Cię praktycznie znikać w świetle dnia? - Słysząc to, Elkantar spuścił głowę i wpatrywał się w trzewiki - Co z tego? Co z tego że otwierasz zamki z zamkniętymi oczyma? Na co Ci te wszystkie umiejętności jeśli dasz się zabić jak skończony idiota! Uciekaj, rozumiesz?! - Linvail wpatrywał się wściekły w łotrzyka - Myśl! Uciekaj! A jak już musisz walczyć, to niech sprzyja temu cień! Przeciwnik nie może Cię zauważyć! Aran wolnym krokiem ruszył w kierunku schodów. - Masz znikać duchu! Zni - kać! Rozumiesz? Bo martwy - mistrz zawiesił głos - na nic mi się nie przydasz. Nie potrzeba mi kolejnego zabójcy, mamy ich na pęczki. Wszyscy chcą zabijać. Nie bądź jak inni... postaraj się nie zawieść oczekiwań które w Tobie pokładam... Elkantar skłonił się. Z galeryjki ponownie zagrzmiał głos mistrza - Jeszcze raz! Światła zgasły, pozostawiając kilka lamp naftowych w newralgicznych punktach. Spektrum podczerwieni zaczęło rejestrować kolejne szare kształty. Mężczyzna ruszył przed siebie miękkim krokiem. Walenie w drzwi wyrwało go z silnych objęć Morfeusza. Gdy już udało mu się zasnąć, zawsze znalazł się jakiś psi syn który, mieszał mu szyki i nie pozwalał solidnie odpocząć. Świtało, pokój zalewały promienie porannego słońca. Za oknem panował harmider. Naprzeciwko starowinka opróżniła z okna nocnik prosto do rynsztoka, trafiając Bogu ducha winnego przechodnia który pomstował pod jej oknem niemiłosiernie. Gdzieś w oddali kupiec ryczał na czeladników starając się zagonić ich do pracy. Pod oknem pokoju kanciarza wesoła kompania marynarzy właśnie skończyła biesiadę i zawodząc niczym pijane banshee intonowali jakąś podniosłą pieśń o dziewczynie bez zęba na przedzie. Walenie w drzwi powtórzyło się. - Panie! Panie, no! - skrzekliwy kobiecy głos dotarł do uszu złodzieja - Otfozys panie?! Kanciarz podnosząc się stęknął lekko, podszedł szybko do drzwi, zdemontował pułapkę, po czym otworzył je wolno. Stojący naprzeciw potężnej budowy babochłop w kwiecistej kiecce spoglądał ciekawie na jego zmierzwione włosy i czerwone oczy. - Łojoj... popiliśmy, so? - kobieta zaskrzeczała radośnie - stary jak se pochla, to tys ma takie cerwone łocyska Mężczyzna wzruszył obojętnie ramionami i spojrzał pytająco na babsztyla. - Nie jesteśmy rosmowni, so? Zarcie psyniose, nie? - baba wyszczerzyła pożółkłe zęby Elkantar kiwnął na zgodę i zamknął drzwi rozcierając zdrętwiały jeszcze policzek. Jego wzrok zatrzymał się na kolistym tatuażu na wewnętrznej stronie prawej dłoni. Zdobione przerywane w kilku miejscach koło z wpisanym w środek sztyletem, oznaczające przynależność do złodziei cienia oraz jego status ducha. Mężczyzna przystanął w cieniu kotary i zapatrzył się w okno. Myśli pędziły przez jego głowę niczym czujący krew śmiertelnika baatezu. Po wczorajszych wydarzeniach obawiał się kontaktu z gildią, doskonale zdawał sobie jednak sprawę że sprzedać go mógł dowolny z marynarzy czy kurierów. Jeśli gildia jest bez winy (a tak starał się myśleć), to nie kontaktując się zbyt długo z Errtu zostanie uznany za zdrajcę i zamiast potężnego sojusznika, będzie miał w niej śmiertelnego wroga, którego macki coraz gęściej oplatają Faerun. Postanowione. Musi odszukać Errtu... Drzwi z trzaskiem otworzyły się na ościerz i babochłop paradnym krokiem wmaszerował do pokoju rozglądając się dookoła. - Panie?! Panie no! Gdzieś Ty? Kanciarz odsunął się od kotary przy której odruchowo skrył się w cieniu słysząc łoskot i uśmiechając się chrząknął znacznie. - Ło boszze! - baba prawie wypuściła z rąk tacę - siem zląkła! Mie pan strasy! Jedzta, jedzta! Kobieta chyłkiem wycofała się z pokoju i trzasnęła pospiesznie drzwiami. Trzeba jeść i ruszać w drogę. Za kilka pacierzy pół karczmy będzie wiedziało jak to biedną kobitę wystraszył podły drab. Deski lekko zaskrzypiały gdy kanciarz opuścił swój pokój i skierował się już bezszelestnie na zaplecze by opuścić lokal tyłem. Wtapiając się w cień minął zalanego w trupa kucharza, którego czeladnicy przygotowywali kolejne śniadanie głośno rozprawiając na temat jednej z “łatwych” dziewek służebnych i przez uchylone na ościerz drzwi wydostał się w boczną alejkę. Poprawił paski pancerza, kaptur, ścisnął ciepłą rękojeść sztyletu i ruszył przed siebie wtapiając się w gęstniejący tłum. Było ciepło i przyjemnie. Kanciarz rozglądał się po rynku, oglądał kolejne stragany, kupił jakiś owoc do przegryzienia, płynnym ruchem zwinął pękatą sakiewkę podchmielonego szlachcica, który pomstując na jednego z lordów nawet nie zorientował się że coś mu ubyło. W nozdrza wgryzał się zapach ryb, które już czasy świeżości miały dawno za sobą. Elkantar skręcił w ciemny zaułek i rozglądając się sunął przed siebie. W panującym tu półmroku jego oczy łowiły kolejne kształty, a umysł ze sporym wyprzedzeniem planował ruchy, tak aby pozostać jak najmniej widocznym. Specjalizacja tancerza cienia, którą Aran wbijał mu do głowy tak długo, oduczając przy tym wielu wyrabianych przez lata nawyków, miała jak już nie raz się przekonał, wiele korzyści. Skręcił ponownie. Alejka w która wszedł prezentowała się równie “okazale” co poprzednia. Kanciarz minął grubego kota, który zaskoczony jego obecnością tuż obok, podskoczył zjeżony i prychnął gniewnie. Droga kończyła się drobnym rozwidleniem. W lewo? A może w prawo? Posłuchał przeczucia i skręcił w prawo, by po chwili zatrzymać się przed niewielką kamienicą, której ścianę zdobił przemyślnie ukryty symbol. Dla każdego postronnego obserwatora, była to zwykła odrapana rudera, dla członka cechu owe odrapane ściany miały dość szczególne znaczenie. Mężczyzna zapukał do drzwi, które wbrew sprawianemu wrażeniu były bardzo grube i solidnie okute. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Żelazny świetlik uchylił się do środka. Kanciarz podniósł prawą dłoń, tak aby była wyraźnie widoczna. Świetlik skrzypnął, zasuwy trzasnęły metalicznie i drzwi zaskakująco cicho zaczęły się uchylać. W środku było zupełnie ciemno. Spekrtum podczerwieni ukazało kształty małego pomieszczenia, oraz niedużą zakapturzoną sylwetkę która lekko skłoniła się łotrzykowi i zastukała dość specyficznym szyfrem w kolejne zbrojone drzwi. Tym razem oczekiwanie było dużo dłuższe. Ciężkie drzwi otwierając się, zalały światłem korytarzyk w którym stali. Uwagę kanciarza przykuły dwa otwory strzelnicze w suficie oraz jeden mniejszy przez który jak się domyślał można było lać rozpaloną smołę lub inne równie sympatyczne ustrojstwo. Waterdeep ewidentnie było dla złodziei cienia niezbyt przyjaznym miejscem. Elkantar przestąpił próg i lekko skłonił się przed szczupłym elfem w ciemnoszarym płaszczu, który skłonił się dwornie. Zbyt dwornie jak na gust kanciarza. Wysoko urodzony? - Witaj duchu, oczekiwaliśmy Cię... - melodyjny głos wydawał się bardzo przytłumiony. Ki diabeł...? Maska? - Mistrz czeka u siebie, pozwól, zaprowadzę... Elf bezszelestnie ruszył przed siebie drobnym korytarzykiem pełnym drzwi. Wybrał jedne z nich, nacisnął klamkę i jednocześnie obrócił drobną ledwo widoczną zapadkę o kilka centymetrów w bok. Drzwi stęknęły ciężko, ukazując wąską klatkę schodową prowadzącą stromo w dół. Szczupły niziołek podniósł wzrok z nad papierów walających się przed nim w sporym nieładzie i spojrzał na wchodzących. - Dziękuję Ellanie - jego głos był stanowczy i nie pozostawiał miejsca na jakikolwiek sprzeciw - Zostaw nas samych... Elf ponownie skłonił się nisko i cicho zatrzasnął drzwi wychodząc - Witaj duchu - niziołek wskazał fotel naprzeciw biurka - spocznij, proszę Mężczyzna ruszył wolno rozglądając się czujnie spod kaptura. - Po wczorajszych wydarzeniach nie dziwię się Twej ostrożności, ale cieszy mnie że przyszedłeś - mistrz gildii uśmiechnął się blado - Wina? Piwa? Kanciarz z czystej grzeczności odwzajemnił uśmiech, po czym przytaknął twierdząco i wysunął lewy palec wskazujący. - Rozumiem że wino? - Łotr skinął głową lekko - Dobrze więc... Niziołek podszedł do drobnej szafeczki, wyjął z niej zieloną starą butlę i odkorkował. Po chwili duża czarka wina stanęła przed Elkantarem. - Na początku, chciałem Cię przeprosić za wczoraj, ale nie mieliśmy szansy zareagować, bo *to* - Errtu podsunął kawałek pergaminu diabestwu - dotarło do nas dopiero wczoraj. Elkantar zmarszczył czoło. Pergamin przedstawiał jego niezbyt udaną podobiznę (bez rogów!), krótki opis, powtarzający kilka razy kolor jego oczu, oraz nagrodę za głowę. Dużą, okrągłą kwotę z kilkoma zerami. - Jak widzisz niejaki pan Borrow to bogaty człowiek - niziołek wychylił swą czarkę po czym podjął wątek - takich ogłoszeń jest kilka, wszystkich jednak tu nie mam. Jest jednak jedno, które może Cię szczególnie zainteresować. Z kolejnego pergaminu który trafił w jego ręce, zblazowaną miną arystokraty spoglądał na niego Kain. Czerwone oczy zawisły pytająco na twarzy niziołka, który uśmiechnął się przełykając resztę wina z czarki. - Ten mężczyzna z samego rana odwiedził Mikę, jednego z naszych paserów - niziołek obrócił w ręku drobny kamień szlachetny - spieniężył tego dość dużo, nie targując się praktycznie - Errtu rzucił mu kamyk - dla Ciebie diable. Z tego co wiem, obecnie dobrze się bawi w luksusowym zamtuzie nie tak znów daleko stąd. Elkantar uśmiechnął się. Pierwszy raz od dawna był to naprawdę wesoły uśmiech. Czaromiotacz! To on! Tia, może i da rady przyśmiać trepom!. Mężczyzna łyknął wina z czarki. Było naprawdę zacne. Spod pancerza wydobył zalakowany pergamin Linvaila i podał Errtu. Gdy niziołek łamał pieczęć i zagłębiał się w treści, kanciarz poluźnił pancerz i zaczął wyciągać przemyślnie poukrywane sakiewki ze złotem które miał przekazać. Było tego naprawdę sporo. Można by kupić sporą posiadłość w Waterdeep, albo ze dwie we Wrotach Baldura i przez pewien czas żyć bez strachu o jutro. Mistrz gildii oderwał wzrok od listu i spojrzał na mieszki które pojawiły się na jego biurku. - Dziękuję duchu. Gdy zobaczysz Arana, podziękuj mu za hojność - Errtu zamyślił się, wybiegając myślami wprzód i ewidentnie planując już kolejne intrygi - To pozwoli nam kupić trochę spokoju i poszerzyć wpływy. Wprawdzie na razie niewiele, ale to już początek... Kanciarz dopił wino, wstał lekko i skłonił się niziołkowi. Miał punkt zaczepienia. Miał cel. Nie był też sam, czego zaczynał się już obawiać. - Do zobaczenia diable. - Errtu odwzajemnił ukłon - oby nasze następne spotkanie poprzedzały lepsze okoliczności. Mężczyzna przemykał alejkami, odruchowo znikając w cieniu przy mijających go przechodniach. W bocznych uliczkach kręcili się tu głównie lokalni awanturnicy, a Elkantar nie potrzebował kolejnych kłopotów. Elf zwany Ellanem dość dokładnie wyjaśnił mu gdzie ma się kierować by znaleźć Kaina, który jak to Kain, właśnie spokojnie korzystał z życia...
  8. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Puchaty szary kot liżąc łapę przyglądał się ciekawsko trzem mężczyznom stojącym nieopodal. Najwyższy z nich przechadzał się w tą i z powrotem złowrogo klekocząc bogato zdobioną pełną płytówką. Wyglądali jak łowcy nagród którzy doskonale wiedzieli gdzie i kiedy pojawi się poszukiwana przez nich ofiara. - Ty, Bjorn! Może byś tak skoczył po jakiś napitek, co? - wysoki spojrzał na młodzika który właśnie dociągał paski swojej kolczugi - sucho w gębie jakoś... - Nerwy Veno? - potężny krasnolud spoglądał na wielkoluda z szyderczym uśmiechem ledwo widocznym pośród gęstej rudej brody - bladyś ciupinkę... - Zawrzyj jadaczkę Kroganie! - wysoki w płycie postąpił w kierunku brodacza niemiłosiernie klekocząc - Bo Ci ten uśmiech zmażę z buźki... Krasnolud oparł dłoń na stylisku wielkiego topora i pociągnął za jeden z pasków swojej zdobionej kolczugi. Sądząc po wykonaniu, miała wplecione elementy mithrilu i kosztowała fortunę. Podobnie jak usługi jej właściciela. - Spróbuj przyjacielu - ruda broda zatrzęsła się od śmiechu - może los się do Ciebie wreszcie uśmiechnie? - A co kupić?! - młodzik skoczył na równe nogi widząc że atmosfera robi się coraz bardziej napięta - Wino? Miód? Piwo? Potężne cielsko krasnoluda ponownie zatrzęsło się od śmiechu. - Wino jest dla niedochędożonych elfów! - rudobrody wyszczerzył ciemne zęby - Piwa młody! - I tu się zgadzamy - Veno uśmiechnął się wrednie - jak zwykle zresztą... A jak szybko uwiniemy się z tą ptaszyną to i jakieś elfy się pochędoży, bo zamtuzy w tym mieście przednie... - Ano - krasnolud zapatrzył się w dal z miną godną zamtuzowego eksperta - A te szczupłe elfie dupeczki... ehhh... - Dość! - Veno wyrwał z zadumy rudobrodego - bo zamiast do roboty mieczem, ruszymy do roboty kuśką... - Jeśli robisz nią tak *sprawnie* jak tym ciężkim klamotem co go na plecach taszczysz to dziś... - Milcz - dryblas zrobił się czerwony a jego ręka instynktownie ruszyła w kierunku rękojeści dwuręczniaka - bo nie zdzierżę... - To ja po to piwo... - Bjorn ruszył żwawo w kierunku pobliskiej karczmy. Miał nadzieję że karczmarz będzie miał złocisty trunek i że nie będzie tak wodnisty jak ten który pili ostatnio, bo tym razem naprawdę może polać się krew. Odkąd trafili do Waterdeep robota nie szła najlepiej. Najpierw przez dwa tygodnie nie mogli jej znaleźć, a gdy się wreszcie udało - spartaczyli strasznie. Dokładniej, to Veno spartaczył a Krogan nie potrafił mu tego zapomnieć. Zlecenie od Borrowa pomimo iż kiepsko płatne było wyjściem z patowej sytuacji. Raz że pozwalało poprawić zszarganą reputację, dwa - mieli *klienta* podanego dosłownie na tacy. Wystarczyło stawić się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze i go *odebrać*. Bo uciekać nie miał gdzie... Krasnolud rozglądał się po nabrzeżu spod krzaczastych brwi. Zmierzchało, a cel ich kontraktu ciągle nie przypłynął. - Coś na horyzoncie! - Veno trącił ramieniem krasnoluda. Blacha kleknęła o kółka kolczugi - To chyba to! - Jak to szło? - rudy podrapał się po brodzie - Królowa...? - Elesime! - wracający młodzik podał krasnoludowi duży kufel piwa - Zdrowie Kroganie! Veno? - Drugi kufel powędrował w ręce dryblasa, który opróżnił go do połowy pierwszym łykiem - Zacne! - poznaczona bliznami twarz mężczyzny rozjaśniła się wesoło - tego mi było trzeba Bjornie! Oczy całej trójki śledziły wpływającą do portu drobną korwetę, której dziób zdobiła figura półnagiej kobiety. Widać było że mistrz który wykonał rzeźbę miał ewidentną słabość do dużych biustów. Elkantar stał w cieniu drobnej nadbudówki na rufie okrętu. W kieszeniach poukrywał mieszki ze złotem, za pasek pancerza wcisnął pergamin podpisany przez Arana. Wszystko to miało trafić w ręce Errtu, gdy tylko znajdzie lokalną siedzibę gildii. Z minuty na minutę czuł rosnący niepokój. Czemu właśnie Waterdeep? Nieważne. Mistrz wiedział co robi, a szeregowy duch nie miał prawa kwestionować jego wyraźnego polecenia. Jego czerwone oczy wpatrywały się w horyzont na którym coraz wyraźniej rysował się dym z kominów i szczyty dachów miasta. Było naprawdę potężne. W oddali majaczyła ogromna sylwetka kościoła który górował nad częścią miasta. “Królowa” zawijała majestatycznie do portu, wilki morskie zaczynały mocować cumy zwijano resztki żagli grotmasztu. Mężczyzna skłonił się lekko uśmiechniętemu kapitanowi i ruszył trapem na ląd starając wmieszać się w grupę marynarzy. Gdy już wyminął parę osób na lądzie żelazny uścisk na ramieniu zatrzymał go w miejscu. - Elkantar, tak? - Potężny dryblas w pełnej płycie spoglądał na niego złowrogo. Za którego plecami rudy krasnolud wyciągał powoli topór - Idziesz z nami... Kanciarz szarpnął się, ale siła nacisku na ramieniu była miażdżąca i momentalnie osadziła go w miejscu. - Dokąd czerwonooka ptaszyno? - dryblas wyszczerzył się wrednie - z nami idziesz mówiłem... Złodziej rozluźnił mięśnie i kiwnął lekko głową na zgodę. - Rozmowny to Ty psi synu nie jesteś... - warknął krasnolud - Nieważne... nie ociągamy się Veno! Borrow czeka na tą padlinę. - Spokojnie - dryblas w płycie miał ewidentnie dobry humor. Lekko nachylił się nad kanciarzem, którego uderzyła świeża woń alkoholu - Nie będziesz sprawiał kłopotów, prawda? Zaprzeczenie ruchem głowy. Elkantar opuścił oczy i ruszył potulnie razem z oprawcami. Mężczyźni ewidentnie w coraz lepszym humorze rozprawiali o wizycie w zamtuzie, elfich tyłkach, po czym zaczęli się licytować który to jest lepszy w sztuce chędożenia. Skręcili w wąską alejkę prowadzącą w głąb Waterdeep. Złodziej doskonale zdawał sobie sprawę że jest na przegranej pozycji i że jeśli będzie czekał zbyt długo to znowu trafi w dyby. To wspomnienie trochę otrzeźwiło go i wyrwało z otępienia. Zaczął obserwować uważnie napastników spod kaptura ich krok, ich zachowanie, lekkomyślność i coraz większy spokój. Choć nie do końca... Ten trzeci, młodzik był czujny i nie spuszczał z kanciarza oczu nawet na chwilę. Kolejny zakręt, boczna uliczka za krzykliwą karczmą... i mężczyzna zdał sobie sprawę, że teraz albo nigdy. Było wąsko. Diablo wąsko, na tyle że tylko dwóch ludzi było w stanie iść koło siebie. Ostry smród rynsztoka wgryzał się boleśnie w nozdrza. Elkantar uśmiechnął się lekko. Kichnął głośno wywołując radosny śmiech najemników. - Delikatnyś ptaszyno... - krasnolud wyszczerzył w uśmiechu ciemne zęby ledwo widoczne wśród gęstej brody Elkantar kichnął ponownie lekko kurcząc się przy tym, jednocześnie spinając mięśnie i szarpiąc w przód. Nie spodziewali się tego. Wyrwał się z niedźwiedziego uścisku dryblasa po czym z całym impetem wpadł na niego pchając go na krasnoluda. Veno, mając na sobie pełną płytę zaczął machać pociesznie rękoma starając się złapać równowagę, po czym zwalił się na rudobrodego z łoskotem trafiając go w nos rękojeścią dwuręczniaka. Było wąsko. Elkantar podskoczył zwinnie i wyrwał do przodu ile sił w nogach. Słysząc za sobą wrzaski, łoskot metalu i stek przekleństw. I klekot rozpędzonych kroków. Obejrzał się. Młodzik biegł za nim ile sił, z każdym kolejnym krokiem zwalniał jednak. Miał na sobie jakąś fantazyjną kolczugę, która musiała być diablo ciężka. - Stój! - wydyszał - Stój na Bogów! Kanciarz uśmiechnął się szyderczo. Nie miał zamiaru mieszać w to ani Bogów ani innych istot nadprzyrodzonych. Nie miał też ochoty trafić za kraty, ani w ręce mężczyzny o którym tamtych dwóch mówiło “Borrow”. Pościg jednak zwracał uwagę. Złodziej skręcił w bok dosłownie wpadając w tłum ludzi. Rynek! Potężny, gigantyczny rynek! Szczęście mu dopisało. Skręcił między przekupkami w lewo, następnie ruszył przed siebie koło dzieci bawiących się przy ogromnej kałuży i sypnął im ukradkiem garść miedziaków. Pisk i wrzask walczących o pieniądze dzieci odwrócił uwagę połowy rynku. Goniący go młodzik właśnie przepchnął się przez tłum i przyglądał scenie. W oddali z alejki koło kramu rzeźnika śledziły go wesołe, śmiejące się czerwone oczy... Klik małej pułapki brzmiał uspokajająco. Była własnej konstrukcji i huk jakiego miała narobić przy odpaleniu obudziłby umarłego. Mężczyzna opadł na posłanie zmęczony i odrzucił szary kaptur, spod którego wysypały się kręcone czarne włosy. Pośród nich dumnie sterczały dwa małe różki, jeden ułamany w połowie. Kim był Borrow? Tego nie wiedział, albo nie pamiętał. Czy wystawiła go jego własna gildia? Chyba nie... ale kto wie? Ktoś chciał mu przyśmiać, albo wpisać go do księgi. Kto? Tego zamierzał się dowiedzieć w najbliższym czasie. Na początek musiał przemyśleć na spokojnie co robić dalej...
  9. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    Gruby kupiec ocierał pulchną twarz jedwabną szmatką. Pomimo niezbyt ciepłego klimatu jaki panował we Wrotach Baldura oraz zimna na zapleczu zakładu, na jego twarzy połyskiwały coraz to nowe krople potu. -1000 i ani grosza więcej! - kupiec wydymał lekko czerwone policzki - To i tak zdzierstwo w biały dzień! Stająca naprzeciw niego szczupła postać w głębokim szarym kapturze wykrzywiła usta w złośliwym grymasie i zaczęła powoli odwracać się w kierunku drzwi. -Stój rzesz u diabła! - kupiec chwycił mężczyznę za ramię, gdy jednak jego wzrok napotkał dwa lodowate czerwone punkciki oczu pod kapturem cofnął się lekko spłoszony - Ile chcesz? Szczupła dłoń o zwinnych palcach, która mogłaby równie dobrze w innych okolicznościach zostać dłonią artysty uniosła się pokazując wszystkie 5 palców. -CO!? - grubas odzyskał rezon - 5 tysięcy!? Czy wyście już powariowali w tej gildii?! Dam 3! To moja ostateczna oferta! Szyderczy uśmiech przeciął twarz skrytą pod kapturem, po czym zniknął tak szybko jak się pojawił. Przeczący ruch głowy. Pięć palców wysunięte w kierunku kupca. Lekki szelest ciemnego matowego pancerza gdy mężczyzna ponownie ruszył w kierunku drzwi. -No stój rzesz u kaduka! - kupiec ocierał twarz po której pot zaczął płynąć strumieniem - Linvail chyba postradał zmysły! Nie stać mnie! Jeszcze jedna taka opłata i pójdę z torbami! Rozumiesz mnie?! Nic nie zarobię! A wtedy i wy nic nie dostaniecie! Zakapturzony wzruszył obojętnie ramionami i wyciągnął bezczelnie 5 palców przed sam nos kupca mrużąc niesamowite oczy z chłodną obojętnością. -Masz! - kupiec rzucił mu ciężki mieszek wypełniony złotem - Nażryjcie się! Złodziej złapał zwinnie mieszek i wsunął w boczną kieszeń pancerza. Na jego twarz wypłynął najbardziej szyderczy uśmiech jaki posiadał w swoim bogatym repertuarze, po czym dwornie się skłonił. Drzwi cicho skrzypnęły gdy opuszczał ciągle pomstującego pod nosem kupca. Przywitał go gwar ulicy typowy dla dzielnicy handlowej. Tak naprawdę, typowy chyba dla wszystkich dzielnic handlowych w Zapomnianych Krainach. Zgiełk. Krzyk przekupek, pisk dzieci biegających wkoło straganów i ciche pojękiwanie żebrzących Mężczyzna wciągnął do płuc powietrze i uśmiechnął się lekko. Nad jego głową kołysał się na wietrze ogromny bogato zdobiony szyld złotnika. Prawdziwy przepych. Przepych zawsze oznaczał bogactwo. Bogactwo zawsze ściągało uwagę złodziei. Złodzieje łączyli się w gildie. A gildie nadzorowali obecnie “złodzieje cienia”, których wpływy sięgały już daleko poza stolicę Amn, Athkatlę. To pośród nich Elkantar znalazł swe miejsce, po wydarzeniach kilka lat temu. Po tym jak ledwo uniknął śmierci i trafił za kraty. Po tym jak... Kanciarz wzdrygnął się na samo wspomnienie tamtych dni. Teraz było inaczej. Teraz nie działał na własną rękę, tylko był drobnym trybikiem ogromnej maszyny którą w ryzach trzymał sam legendarny Aran Linvail, prawdziwy arcyłotr i najlepszy złodziej jakiego Elkantar miał przyjemność widzieć na własne oczy. Linvail był szumowiną i sk****synem, ale miał też swoisty kodeks honorowy i nie uznawał podziałów. Elf, krasnolud, człowiek, diabelstwo - każdy mógł zostać złodziejem cienia jeśli był dobry w swoim fachu. A kanciarz zdecydowanie znał swój fach. Przez 3 lata kilka razy wykazał się zręcznością i sprytem i nie był już szeregowym członkiem gildii. Został jednym z “duchów”. Było ich kilku. A może tak naprawdę kilkunastu czy kilkudziesięciu? Nikt poza Aranem nie wiedział ilu ich jest. I czym się zajmują. I dokładnie tak miało być. Haracze, wymuszenia, włamania? Może... Elkantar skręcił w boczną alejkę prowadzącą do dzielnicy portowej. Czekał na niego statek “Królowa Elesime”, który miał go zabrać prosto do Athkatli. W kajucie znalazł pergamin. Mój drogi diable Wyruszasz do Waterdeep, zgłosisz się do E i przekażesz mu pieniądze na odbudowę struktur gildii. Zbyt wiele oddaliśmy tam pola lordom, czas to nadrobić. Zostaniesz tam. Na razie. W Amn ktoś węszy wokół Ciebie. Uważaj. AL Mężczyzna rozciągnął się na koi i przymknął oczy. Waterdeep, Miasto wspaniałości. Korona Północy. Złodzieje cienia mają tam mizerną komórkę, którą mimo przeciwności stara się prowadzić Errtu. Jednak to druga część wiadomości nie dawała mu spokoju. w Amn ktoś węszy wokół Ciebie. Aran nie był płochliwy i raczej nie wysyłał by go tak daleko z byle powodu. Elkantar wstał i zaczął przechadzać się nerwowo po ciasnym pomieszczeniu. Deski skrzypiały pod stopami pogarszając nastrój z minuty na minutę. Odruchowo sprawdził swój lekki pancerz, wyciągnął przemyślnie ukryty matowy czarny sztylet który chował pod jednym z pasów. Jego wiecznie ciepła rękojeść dodawała mu otuchy. Miał go jeszcze od czasów Sigil i sztylet stał się dla niego prawdziwym amuletem. Sigil. Klatka. Miasto drzwi. Wspomnienie wydawało się tak odległe że majaczyło wręcz na granicy snu. Minęło tyle lat w tym dziwnym świecie... [Witam serdecznie! Tak starych jak i nowych w ZK :) Mam nadzieję że nam się będzie przyjemnie grało. Elkantar to złodziej. Diabelstwo, raczej mało sympatyczny osobnik. Jedna uwaga – przez te lata Elkantar trochę się zmienił. Jest posępny i nie mówi. Czemu? To wyjdzie później. Ale prosiłbym aby nie wciskać mu żadnych dialogów w usta w swoich postach! :P Jak znajdę chwilę to jutro dopiszę ciąg dalszy, ale teraz padam na nos P.S. Ja bym chętnie obejrzał zbzikowanego Kaina Trivierę :P]
  10. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    [ja bym dobra ludzkości w to nie mieszał :P ale cholera jasna przydałoby się poruszyć wyobraźnię i napisać coś konstruktywnego! :D Kilku wspaniałych ludzi! Ech, muzyka dla mych uszu! ;-)) ]
  11. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    [nie widzę problemu, jeśli ekipa się zmobilizuje to ja się piszę ;) parę lat temu kradłem tu sporo... znaczy udzielałem się ;-) Niech no tylko się Wilku obroni :] ]
  12. I znowu biednych rusków tyrają :P Co jak co, ale oni zostali wrogiem publicznym dożywotnio ;-)
  13. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    [Wilku, trzymam za słowo - możesz zacząć obmyślać fabułę ;-)] [@Kaiin - dawno się nie widzieliśmy magiku ;-)]
  14. Krondar

    Zapomniane Krainy - forumowa gra RPG [M]

    [a mnie w tym miesiącu tu ściągnęło... ;) Ojj... kurna, Devil, może reaktywacja? :P]
  15. Krondar

    Ubrania i dzisiejsza moda

    ^^ I tu poprę w 100%. Kilka lat temu kupiłem sobie kontraktowe M65, spodnie. Są nie do zabicia, tyram je bez litości i tak naprawdę zastanawiam się czy to się da w ogóle jakoś zniszczyć :P Warto było dać więcej, a nie kupić chińszczyznę ;-)
  16. Krondar

    Artykuł: Rage - recenzja

    Nie ma sprawy :] Powiem szczerze - nie spodziewałem się, że rozwiązanie sprawy z grą która spędzała mi sen z powiek przez weekend okaże się tak prosta :] Miłej gry!
  17. Krondar

    Artykuł: Rage - recenzja

    Mialem problemy kosmiczne również, ale uporałem się i to gdy już całkiem zwątpiłem :] W moim wypadku kluczem do sukcesu było: 1) Zainstalowanie 11.10 Pre2 2) Włączenie Catalyst AI (inaczej rwie tekstury i mam czarne kwadraty) 3) Stworzenie konfigu rageConfig.cfg: seta jobs_numThreads "-1" seta com_allowconsole "1" seta com_videoRam "1024" seta image_anisotropy "4" seta image_usecompression "0" seta image_lodbias "-1" seta image_useCache "1" seta image_cacheMegs "1024" seta image_cacheMinK "50" seta m_smooth "0" seta vt_pageimagesizeuniquediffuseonly2 "8192" seta vt_pageimagesizeuniquediffuseonly "8192" seta vt_pageimagesizeunique "8192" seta vt_maxPPF "8" seta vt_lodBias "-1" seta vt_minlod "-1" seta vt_maxaniso "2" seta r_multiSamples "32" 4. Dopisanie parametrów startowych w STEAM: +cvaradd jobs_numThreads -1 +com_skipIntroVideo 1 +seta com_allowconsole 1 +vt_maxPPF 8 Kluczem do sukcesu okazały się wpisy "+cvaradd jobs_numThreads -1" - bez nich gra cięła jak głupia przy włączonym Catalyst AI (5 sek ruchu... 10 zwisu... 5 ruchu itd..). A bez Catalyst AI - znikały tekstury. Z tym - śmiga! 50-60 FPS, tekstury wczytuje tylko przy pierwszym uruchomieniu, później nie ma już efektu ''wskakującej tekstury''. Żadnych artefaktów, kwadratów - nic, wsio śmiga jak należy :] A apropos samej gry - Mnie osobiście urzekła. Ma świetny klimat, dobrze czuć broń (ID w końcu), do tego fajny system craftingu i o dziwo jest tu fabuła jak na chłopaków z ID, nawet do rzeczy (Carmack kiedyś twierdził że fabuła w strzelankach jest tak samo potrzebna jak w filmach porno - także tu widać ewolucję ;-P). Jako odrestaurowująca strzelanka - dla mnie bomba. Już jakieś 10h za mną i ciągle nudy nie odczułem - raczej chęć dalszej eksploracji i chłonięcia klimatu... Moja ocena - 8,8/10 :] Bawię się zdecydowanie lepiej niż przy Borderlands, który na dłuższą metę po prostu mnie nudził, a przy którym jakoś (o ironio) na powtarzalność recenzenci nie narzekali... Pozdrawiam,
  18. A tu kolejny, który nie mógł powstrzymać się od złośliwości. Nie można komentować bez tej ironicznej szpilki? Nie musi być z sensem, wystarczy żeby ugryźć. Nie zanegowałem tego co piszesz, o ile nie zauważyłeś. Jedynie wyraziłem drobną obawę że zaczynam do tej wymiany sceptycznie podchodzić. Bo mam wrażenie że ludzie mając tak prostą drogę do sprzedaży (i to legalnej), po prostu będą traktować darmowy market po macoszemu. Ot i wsio o co mi chodziło. Jeśli masz ochotę wpakować kolejną szpilkę - to się nie krępuj. Pozdrawiam,
  19. Krondar

    Deus Ex: Bunt Ludzkości ozłocone

    Ja tam po przygodach z Fallout 3 Cenegę bojkotuję ;) Wsio co wydają zamawiam z Amazon. I z głowy :) Patche na bieżąco, DLC też, różnica w cenie przy nowościach raczej niewielka ~10 zł na plus albo minus. Wolę dać więcej i mieć pewność że wsio chodzi. New Vegas też tak kupiłem - stąd i DLC już dostępne :)
  20. Krondar

    Chcecie mieć OverWolf w swoim życiu

    Ich formularzy, tak. Ich serwerach - to naturalne. Ale oprogramowaniem które Cię tam skierowało i nadzoruje proces jest Overwolf. Pytanie do jakiego stopnia nadzoruje ;) Zwróć uwagę że w identyczny sposób działa idea phishingu - wirus/trojan generuje stronę identyczną z oryginalną, tudzież generuje ''nakładkę'' na oryginał. Był taki jeden wredny robal który konkretnie był pisany pod mBank, ale nazwa mi uciekła niestety - głowa nie śmietnik :) Musiałbym tak naprawdę obejrzeć kod źródłowy aby mieć jako taką pewność :) Jestem niedowiarkiem, owszem. Ale już parę razy mi to tyłek uratowało :-)
  21. Krondar

    Chcecie mieć OverWolf w swoim życiu

    A co ma piernik do wiatraka? Dość średni sposób na docinkę i to tak z lekka zahaczający o poziom podstawówki. Nie wiem jak Ty, drogi autorze ale z koleżankami, to ja osobiście wolę pogadać przy kawie a nie przerywać sesję w FPSa aby posłuchać co u nich. Wszystko ma swój czas. Po drugie, zamierzasz im pokazywać swoje osiągnięcia w CoD przez Facebooka? Jedno słowo - łał :D Takie pytanie - autor newsa ma coś wspólnego z firmą która ten wynalazek tworzy, czy tak go to urzekło że nie dopuszcza krytyki? Bo jak przeglądam ten wątek to jestem pod wrażeniem. Jednym się spodoba, innym nie - musisz się z tym pogodzić. Jako facet od newsów masz nas informować, a nie nawracać - od tego są inni ;-) Btw. mam opory przed podawaniem pośrednikowi haseł do swoich kont online. Może to paranoja, może nie - ostatnie wydarzenia z Sony dość jasno nam uświadomiły że można się brzydko przejechać na ufności w sieci. Pozdrawiam, K.
  22. Hmm... to ja chyba poczekam na Torchlight 2 ;-) W Diablo 2 fajne było to, że można było handlować przedmiotami za przedmioty albo runy. Tu? Zobaczymy, ale zaczynam sceptycznie do tego podchodzić..
  23. No cóż, oglądałem ten tytuł ale po recce się wstrzymam. Tak na marginesie, Pepsi - bardzo fajna recenzja, powinno być ich więcej Twojego autorstwa :)
  24. Z jednej strony - zachowanie starej gwardii mogłoby sie wydawać idiotyczne. Z drugiej - no cóż, mają niestety swoją rację. TF 2 jest grą specyficzną. To jeden z niewielu tytułów do których wracam reguralnie pomimo upływu czasu :) I jak zawsze wiązało się to z kilkoma godzinami przyjemnej zabawy, tak ostatnio nie bardzo da się grać... Czemu? Taki choćby "Payload" - idea jest prosta. Team trzyma się razem aby przepchnąć wózek przez całą mapę. W założeniu. Ostatnio to utopia - każdy biega w swoją stronę, strzela do wszystkiego co się rusza. Nikogo nie interesuje cel bo można postrzelać... Zwrócisz ludzikom uwagę? W lepszym wypadku Cię oleją. W gorszym, polecą bluzgi... Jak już wspominałem - TF2 jest specyficzne. Większość graczy to stara gwardia, nowi przybywali stopniowo. Byli to ludzie którzy chcieli zagrać w TF2 bo jest inne. A nie dlatego że jest za darmo. Parę lat temu TP S.A. wprowadziła powszechny dostęp do netu za pomocą Neo i Neo+. Znacie określenie ''dzieci neostrady'' prawda? Tu niestety Valve załatwiło graczom TF2 podobną przyjemność. I zapewne wszystko niedlugowróci do normy, nowi się wdrożą a część odpadnie... ale narazie? Grać nie bardzo się da. Pozdrawiam, P.S. Autorowi newsa - więcej obiektywnego spojrzenia. Może czasem warto się dowiedzieć o co tak naprawdę społeczności TF2 chodzi zanim się kilka psów powiesi....
  25. Za czasów liceum i studiów był czas na przechodzenie gier w tą i inną stronę ;) Pamiętam ile razy przechodziłem Baldursy, Icewindy, Planescape''a, Neverwintera. Pamiętam setki godzin przy Doom, Duke3D, Quake, Might and Magic VI. Pamiętam zarwane noce przy drugiej i trzeciej części Heroes of Might and Magic. Diablo które wyrwało mi wiele godzin z życiorysu i Diablo 2 w które grało się miesiącami dosłownie :) A teraz? A teraz tak jak autor pisze - praca, dom, stos zajęć i obowiązków ;) Dzięki Ci panie że moja lepsza połowa akceptuje moje hobby i nie ma nic przeciw spędzaniu czasu przed kolejnymi grami. Staram się przechodzić gry które kupuje, więc praktycznie nie kupuje nic nowego do momentu gdy nie skończę... a przynajmniej się staram ;) Obecnie STEAM ma nowe obniżki... znowu pewnie coś wpadnie ;) Moim wielkim niedokończonym ostatnich miesięcy jest Shogun 2. Gra do której ciągle staram się wracać i ciągle coś innego wpada w łapy (choćby Wiesiek 2). Nie skończyłem również Settlers 7. Wiele godzin (dziesiątki?) spędziłem nad Oblivionem do którego swoją drogą właśnie wróciłem ponownie i gram zabójcą/łucznikiem... szkoda tylko że nigdy nie podjąłem jeszcze wątku głównego :-) Na swój czas czeka "Wings of Prey", na drugie przejście czeka Fallout 3 (i raczej się nie doczeka). Szczerze? Mógłbym tak długo wymieniać, ale czasu brak bo szef woła i znowu wpadnę w trybiki codzienności ;-) Pozdrawiam,