gaax

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    4305
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez gaax

  1. gaax

    Baldur's Gate

    Wczytałem grę, wykopałem Minsca i załadowałem lokację jeszcze raz ;) Mam za to inny problem, ale z tego co czytałem będzie trzeba czekać na jakąś łątkę. Łucznicy bardzo często walczą tak jakby używali normalnej broni. Tj. podchodzą do przeciwnika i ładują do niego z łuku stojąc przy nim, zamiast z dystansu :D
  2. gaax

    Baldur's Gate

    Już wiem nawet dokładnie - można go przyłączyć kiedy chcemy przemieścić się do kopalń Nashkel.
  3. gaax

    Baldur's Gate

    Nie wierzę, że to się dzieje i piszę posta po tylu latach, ale cóż, jak trzeba to trzeba :) Właśnie odpaliłem Enhanced Edition i dość szybko spotkałem nowego NPC''a - półorka imieniem Dorn. Ten niestety tylko pije w gospodzie zamiast wyruszyć ze mną w drogę - czy ktoś wie co trzeba zrobić, żeby przyłączyć tego gościa do drużyny?
  4. Taka trochę obrazoburcza piosenka Lechowicza sklecona na prędce o żałobach narodowych - http://www.youtube.com/watch?v=S-fyEW8-mME ;)
  5. /.../ A Republikanie i Demokraci w USA to młode partie? Nie bardzo rozumiem, co ma tu data założenia do funkcjonowania partii. A w czym pomoże zmniejszenie parlamentu? W Czechach izba niższa parlamentu liczy sobie 200 posłów, a i tak jest tam polityczny "pat". A co mają jednomandatowe okręgi wyborcze do kandydatów do parlamentu? Przecież mandaty uzyskują w nich przedstawiciele partii politycznych, więc de facto Ci sami ludzie trafiają do parlamentu. Partycypacja partii politycznych w sprawowaniu władzy jest taka sama. Jaka to więc różnica? Nie każdy system polityczny można dostosować do realiów każdego państwa. Gdyby to było moglibyśmy zaimportować sobie z Szwajcarii formułę magiczną i cieszyć się życiem.
  6. /.../ Nie wiem, ale wiem kto traci. Każdy kto chciał zorganizować jakiekolwiek większe przedsięwzięcie. http://slaskwroclaw.pl/wiadomosc.php?id=1843 - to jest świetny przykład. Konia z rzędem za znalezienie związku między pożarem a meczem piłkarskim.
  7. W zasadzie dziwi mnie, że jeszcze nikt nie próbował wykorzystać takiej "okazji", żeby się faktycznie pokazać. Te wszystkie żałoby, deklaracje, to nie jest żadne "zbijanie kapitału politycznego", tylko zwykła powinność. Ot, tak się przyjęło mówiąc kolokwialnie. Natomiast gdyby tak faktycznie przy jakiejś tragedii któryś z polityków popisał się skutecznością (a nie trzeba do tego wiele, wystarczyłoby błyskawiczne pozyskanie funduszy i ich rozdysponowanie, zamiast deklaracji przekazania pieniędzy), to może i te słupki poparcia by coś drgnęły w górę.
  8. A i jeszcze jedna rzecz, bo pisałeś o Rumunii. Z tego co pamiętam tamtejsza konstytucja sporządzona została przez francuskich konstytucjonalistów i to im Rumunii zawdzięczają jej obecny kształt (a nie sytuacji wewnętrznej jaka tam wówczas panowała), a co za tym idzie i system polityczny. No ale co tu się francuzom dziwić - poprosili ich o napisanie konstytucji, to napisali taką na jakiej się najlepiej znają, czyli własną ;)
  9. Nie o niedoprecyzowanie reżimu politycznego mi chodzi, tylko o okoliczności, o których wspominał Clegan.
  10. /.../ A jaką wadę ma w takim razie konstytucja Węgier, która obowiązuje od 1949 roku?:D Oczywiście wprowadzono drobne poprawki, wykreślając po prostu jak szło wszystkie komunistyczne naleciałości.
  11. Dlatego nie zagłębiam się w przepisy, tylko obserwuję co się dzieje. A skoro wydarzenia jakie mają teraz miejsce nie dowodzą sporu, to mniejsza o to co tam jest w konstytucji napisane ;) Ale ten jest błahy. Reprezentowanie Polski, to wspomniane przeze mnie wcześniej ustalanie delegacji. A delegacja wypełnia instrukcje rządowe. Zostanie rozstrzygnięty i będziemy wiedzieć kto ma jechać na jakiś szczyt - co nie będzie miało znaczenia, bo wciąż rząd będzie decydował jakie stanowisko zająć na szczycie. To jest lekkie uproszczenie. Uprawnienia prezydenta zostały przecież znacznie okrojone w stosunku do tych z małej konstytucji, zwłaszcza w odniesieniu do polityki zagranicznej (Art. 32.1. Prezydent sprawuje ogólne kierownictwo w dziedzinie stosunków zagranicznych.) oraz stosunkach z rządem (mógł przewodniczyć radzie gabinetowej, przejmując kompetencje premiera) no i miał silniejsze veto. Byłoby mu przecież łatwiej gdyby te przepisy zostały zachowane.
  12. Moim zdaniem jest to nadinterpretacja przepisów zawartych w konstytucji i to właśnie dzięki niej ten "spór" wciąż trwa na płaszczyźnie medialnej, ewentualnie przypomina to akademickie gdybanie... wróć, akademicką dyskusję ;) Jednak nawet nie wgłębiając się też w przepisy, wygląda to tak jakby spór był rozdmuchany tylko dla mediów. Jeśli istniałby faktyczny problem ze stwierdzeniem kto ma kreować politykę zagraniczną państwa, wtedy sprawa trafiłaby do TK. Tymczasem żaden konflikt nie wystąpił. Nie było sytuacji, w której prezydent został by posądzony o prowadzenie polityki wbrew swoim kompetencjom (oczywiście poza deklaracjami medialnymi, ale te nic nie znaczą wszak), ani też prezydent nie rości sobie praw do kształtowania PZ i narzucania jej rządowi. Obie strony akceptują interpretację przepisów jaka funkcjonuje od ich wprowadzenia w życie i nikt ich nie podważa. Zresztą zgodnie z myślą jaka przyświecała twórcom konstytucji - aby to rząd był głównym ośrodkiem władzy wykonawczej. W związku z czym jasne jest, że nie ma sporu kompetencyjnego, ani problemu z interpretacją przepisów.
  13. Art. 133 przytoczyłem, a art. 126 nic nie wnosi. "Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej i gwarantem ciągłości władzy państwowej." oraz "Prezydent Rzeczypospolitej wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w Konstytucji i ustawach.". Jednym z tych zadań jest "współtworzenie", nie ma się tu nad czym rozwodzić, nie budzi to żadnych wątpliwości. Nie ma wymienionych żadnych kompetencji wynikających z faktu bycia "najwyższym przedstawicielem".
  14. Jakiś czas temu rozważałem sobie tzw. spór kompetencyjny premiera i prezydenta. Wniosek nasunął się prosty : nie ma żadnego sporu kompetencyjnego, bo konstytucja stwierdza jasno: Rada Ministrów prowadzi politykę wewnętrzną i zagraniczną Rzeczypospolitej Polskiej (art. 146) oraz: Prezydent Rzeczypospolitej w zakresie polityki zagranicznej współdziała z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem. Tak więc nie trzeba być prawnikiem, żeby stwierdzić kto jest odpowiedzialny za politykę zagraniczną państwa. Nikt zresztą tego nie kwestionuje, a wniosek do TK skierowany był jedynie w sprawie rozstrzygnięcia kto ustala skład delegacji. Nie ma tu sporu kompetencyjnego, bo przecież nie doszło do sytuacji, w której gdziekolwiek pojawiłyby się dwie osobne delegacje, jedna utworzona przez premiera, a jedna przez prezydenta. Wszystko co widzimy "na zewnątrz" to tylko gierka, która ułatwia wyborcom identyfikację polityków. Mogą sobie jasno określić, czy są "za Tuskiem", czy "za Kaczyńskim". O Kwaśniewskim mówiło się, że się w kompetencjach prezydenta "rozepchał". Ba, nawet grożono mu postawieniem przed Trybunałem Stanu, kiedy bez konsultacji z premierem po wizycie w Watykanie zaprosił papieża do Polski. Tymczasem Kaczyński nawet się nie rozpychał, a rząd Tuska specjalnie zrobił mu nawet miejsce, nie widząc do końca w co się pakuje. O tym czy prezydent pojedzie do jakiegoś kraju reprezentować Polskę, decyduje rada ministrów. I Kaczyńskiemu pozwolono kontynuować wcześniej zaczęte rozmowy z Gruzją. Rząd uznał, że jak chce to niech sobie chłopak jeździ, to i tak przecież nic nie znaczy, a prawdziwą polityką zagraniczną (z UE, Rosją i USA) zajmie się rząd. Nikt nie przewidywał wojny w Gruzji przecież :) A skoro aż tak poważną kwestią zaczął zajmować się prezydent, to i z łatwością przyszło mu domagać się udziału w szczytach unijnych, czy natowskich. Po ostatnim zamieszaniu natomiast stwierdziłem, że Lechowi Kaczyńskiemu ciągle udaje się coś ugrać. Tym razem wykorzystał, to że nie przekazano mu oficjalnych instrukcji negocjacyjnych, co jest oczywiście błędem gabinetu Tuska i tym samym prezydentowi udało się to pokazać. Wszak gdyby istniały jakieś dokumenty świadczące o tym, że prezydent złamał instrukcje to już dawno rząd by je ujawnił, sprowadzając na prezydenta masę kłopotów. Tymczasem żadnych dokumentów nie ma, więc prezydent znowu może się cieszyćł - pokazał, że współpracuje z nieudolnym rządem, który nie potrafi przeprowadzić skutecznych negocjacji, mając silne argumenty (możliwość blokowania w Nato).
  15. gaax

    Historia magistra vitae

    Kryzys nie ma tu nic do rzeczy, bo wcześniej też się nikt nie kwapił do robienia takich filmów. A "Katyń" jest najlepszym dowodem na to, że jednak w Polskich warunkach można zrobić taki film, który obiegnie świat. Problemem jest raczej kwestia reżyserów. Kto wie, czy jeśli "Katyń" nie byłby dziełem Wajdy, tylko jakiegoś "Pana X" to miałby szanse chociaż zbliżyć się popularnością do tego poziomu, który osiągnął. Wydaje mi się, że "odważnych" brakuje raczej wśród reżyserów. Jeśli nie robią durnowatych komedii, to realizują "Super Ambitne Nudne Jak Flaki z Olejem Niszowe Produkcje", a jeśli już mają się odwoływać w tematyce do historii, to dotyczą opozycji w PRL-u.
  16. gaax

    Historia magistra vitae

    Takie postawienie sprawy jest znacznym uproszczeniem. Nie neguję faktu, że to "zwycięzcy" są twórcami tego prawa. Faktycznie można wysnuć wniosek, że napisali je "pod siebie". Nie zmienia to jednak faktu, że Niemcy tego prawa nie zanegowali. Nie próbowali wnieść oskarżenia wobec aliantów ani o ludobójstwo, ani o zbrodnię wojenną. Jasnym więc jest, że również uznali to prawo mimo okoliczności w jakich powstało. Nie można tego zwalić na to, że byli przegrani więc nie podskakiwali, bo w myśl tego prawa zbrodnia ludobójstwa nie ulega przedawnieniu, więc mogliby to zrobić nawet teraz. Informacja o tym, że celem ataku była ludność cywilna, a nie obiekty o znaczeniu strategicznym wypłynęła dopiero w latach 70''. Nie wiadomo jak potoczyłyby się sprawy gdyby ta wiedza była dostępna wcześniej. Stwierdzenie, że naloty na Drezno nie były ludobójstwem, to nie jest argument obrony w sprawie, bo nie było żadnej sprawy o Drezno. Jest to interpretacja prawa. A prawo nie stanowi że "atak na ludność cywilną jest ludobójstwem". Nie i nadal nie bardzo wiem o co Ci chodzi. O to, że za ludobójstwo powinno się uznawać każdy atak na ludność cywilną, a to że tak nie jest, to tylko wynik działań aliantów którzy chronili własne tyłki tworząc prawo?
  17. gaax

    Historia magistra vitae

    "Jednak nie uznaje się tego za ludobójstwo, ponieważ celem nie była eksterminacja narodu Niemieckiego, tylko osłabienie potencjału demograficznego. Celem było uderzenie w ludność cywilną, ale nie po to żeby wybić Niemców do ostatniego, tylko po to żeby ich osłabić i doprowadzić do sytuacji, w której nie będą w stanie kontynuować wojny." W mojej wypowiedzi zabrakło kluczowego słówka "nie", ale mam nadzieję że nie to jest powodem nieporozumienia :)
  18. gaax

    Historia magistra vitae

    To co napisałem ma mi pomóc w zrozumieniu tego o co Ci chodzi? Napiszże w czym rzecz konkretnie, czy się z czymś nie zgadzasz co napisałem, czy popełniłem jakiś błąd, bo nie mam bladego pojęcia po co mnie cytujesz.
  19. gaax

    Historia magistra vitae

    Z tego co ja pamiętam, to stracili tych samolotów faktycznie kilka (z przyczyn technicznych), a aż jeden został zestrzelony (w drodze powrotnej). Nie dokładnie tam. Zaobserwowano tendencję do przedwczesnego zrzucania bomb (piloci w naturalny sposób chcą czym prędzej spierniczać w górę, żeby ich nikt nie zestrzelił). W związku z tym "mistrz ceremonii" (gość, który prowadzi całą akcję) w Dreźnie prowadził samoloty w taki sposób, aby minimalnie przerzucały cel. Poza tym bombowce nadlatują z kilku kierunków i strefa w której powstanie burza ogniowa przybiera kształt trójkąta, więc kolejne samoloty po markerach nie rzucają bomb dokładnie tam, tylko w okolicy. Postaram się to w paincie strzelić ;) Byli dokładnie świadomi tego co robią, inaczej nie wybraliby za cel zdemilitaryzowanego Drezna, a punktem rozpoczęcia nalotów nie byłby stadion pełen uchodźców. Piloci też byli tego świadomi, bo to właśnie jeden z nich ujawnij prawdę o celu ataku na Drezno. Jednak nie uznaje się tego za ludobójstwo, ponieważ celem nie była eksterminacja narodu Niemieckiego, tylko osłabienie potencjału demograficznego. Celem było uderzenie w ludność cywilną, ale po to żeby wybić Niemców do ostatniego, tylko po to żeby ich osłabić i doprowadzić do sytuacji, w której nie będą w stanie kontynuować wojny.
  20. gaax

    Historia magistra vitae

    /.../ Nie, określa to prawo międzynarodowe. Ludobójstwem jest świadome działanie mające na celu całkowitą eksterminację danej społeczności bądź grupy etnicznej, bez względu na liczby. Nalotów na Drezno nie uznaje się za ludobójstwo, właśnie dlatego, że nie miały one na celu eksterminacji Niemców, tylko ich osłabienie, poprzez uderzenie w ludność cywilną. Jeśli zabiję kogoś ze względu na to, że jest Polakiem, a ja nienawidzę Polaków i moim życiowym celem jest wybicie wszystkich co do jednego, to dopuszczę się zbrodni ludobójstwa, które jest karane zupełnie inaczej niż pozostałe przestępstwa. Dlatego tak istotne było sprecyzowanie zarzutów wobec Polskich żołnierzy podczas afery w Nangar Khel. Oskarżyciele postulowali postawienie zarzutu ludobójstwa właśnie (nie udało im się to).
  21. gaax

    Historia magistra vitae

    To akurat całkiem proste - historię piszą zwycięzcy. Był jeszcze jeden powód nie rozmawiania o szczegółach tuż po wojnie: procesy Norymberskie. Obawiano się, że jeśli postawi się przed sądem nazistów za ludobójstwo, to naloty dywanowe również będą pod do podpadać. M. in. dlatego Churchill był za rozstrzelaniem ich bez procesu. Jednak z tego co pamiętam z jakichś względów naloty dywanowe nie mogą zostać uznane za ludobójstwo (musiałbym sprawdzić jakie warunki muszą być spełnione). "Świat" też długo nie wiedział. W latach 70'' jeden z pilotów przyznał się do tego, że centrum nalotu w Dreźnie nie był wcale dworzec kolejowy (taka była wersja oficjalna) i że piloci nie pomylili się ani o milimetr z trafieniem we właściwy cel - stadion pełen cywili. Nie poniósł żadnych konsekwencji za ujawnienie tej tajemnicy.
  22. gaax

    Historia magistra vitae

    Wczoraj podczas jakiejś dyskusji na temat II Wojny Światowej ktoś rzucił jakieś zdanie o nalotach dywanowych. Przypomniał mi się oda razu wykład przeprowadzony na ten temat, który utkwił mi w pamięci. Okazało się bowiem, że bardzo mało wiem o nalotach dywanowych, jak i zresztą większość Polaków, więc postaram się z pamięci odtworzyć część wykładu - może jakiegoś pasjonata wojny temat zainteresuje i zdobędzie bardziej szczegółowe informacje zaglądając do literatury. Ja tymczasem tylko zaznaczę problem małej znajomości tego tematu w Polsce. Najbardziej popularny pogląd na temat nalotów dywanowych brzmi następująco: były to masowe bombardowania na niespotykaną skalę zrównujące miasto z ziemią. Jest to kompletna bzdura. Przede wszystkim naloty dywanowe są przeprowadzane koncentrycznie w celu wywołania burzy ogniowej. Alianci odkryli efekt burzy ogniowej zupełnie przypadkowo podczas jednego z nalotów. Burza ogniowa trwa kilkanaście minut i tworzy się wtedy specyficzny pożar, którego temperatura sięga 2000 stopni (podczas zwykłego pożaru jest to ok. 900 stopni). Ogień zasysa powietrze z okolicy, a w obszarze burzy przewalają się ściany ognia (tego ognia o temp. 2000 stopni). Podczas nalotu ludzie siedzący już od dawna w schronach po prostu się duszą z braku powietrza lub gotują jeśli bunkier znajduje się w obszarze burzy. Nikt nie ginie od wybuchu. Ten efekt został najlepiej wykorzystany podczas przeprowadzenia nalotów na Drezno. Dlaczego wybrano Drezno? Przede wszystkim dlatego, żeby było zdemilitaryzowane i nie posiadało obrony przeciwlotniczej. Kolejnym powodem była funkcja miasta podczas wojny. Drezno było punktem przerzutowym dla ludności cywilnej. Podczas nalotów przebywała tam prawdopodobnie dwukrotnie większa liczba osób niż nominalnie było mieszkańców. Co ważne dla późniejszego ustalania liczby ofiar - uchodźcy nie byli rejestrowani, ponieważ przebywali w Dreźnie zwykle po kilka dni. A kim byli? Przede wszystkim były to kobiety z dziećmi, mężczyźni byli już wtedy brani masowo na front. Atak miał więc na celu osłabienie potencjału demograficznego Rzeszy. Teraz najważniejsze, czyli przebieg nalotu na Drezno. Akcję rozpoczynają samoloty rozpoznawcze, które identyfikują cel, jak im się to uda do gry wkraczają tzw "markery" samoloty, których zadaniem jest wskazanie pozostałym centrum przyszłej burzy ogniowej. W Dreźnie centrum ataku był stadion. Początkowo twierdzono, że był nim pobliski dworzec kolejowy (żeby nikt nie posądzał aliantów o atak wymierzony w ludność cywilną, tylko w cele o znaczeniu strategicznym). Stadion był punktem, w którym przez całą dobę rozdawano żywność i leki uchodźcom, więc podczas ataku przebywała tam spora liczba osób. Dlaczego tak istotne jest wskazanie celu? Bo mówiąc najkrócej na początku g***o widać ;), czego najlepszym dowodem jest fakt że kilka samolotów zbombardowało wtedy przez przypadek leżąc kilkaset kilometrów od Drezna Pragę. W Dreźnie "marker" trafił idealnie w cel, lecąc bardzo nisko bo nikt miasta nie bronił, o czym już wcześniej wspominałem. No i zaczęło się bombardowanie seriami różnych bomb. Najpierw obszar oberwał bombami ciężkimi, które zawalały budynki, tak żeby później uniemożliwić przejazd służbom ratowniczym. Później poszły lekkie bomby zrywające dachy, wybijające szyby w oknach, które mają ułatwić powstanie burzy ogniowej. Dopiero wtedy na obszarze bombardowania (nie w całym mieście!) zaczyna się intensywne zrzucanie bomb zapalających, które wywołują burzę. Gdy burza ustaje na zgliszcza zrzuca się bomby z opóźnionym zapłonem, żeby opóźnić wejście służb ratowniczych, które w tym wypadku musi być poprzedzone przeszukaniem terenu przez saperów. Podczas wcześniejszych nalotów Alianci zastanawiali się jak to się dzieje, że w każdym mieście znajduje się ogromna liczba służb ratowniczych. Okazało się, że Niemcy opracowali system ratowniczy dzieląc kraj na okręgi - podczas gdy w jakimś mieście rozpoczynał się nalot zjeżdżały się służb ratownicze z całego okręgu. Podczas akcji w Dreźnie postanowiono to wykorzystać. Alianci obliczyli ile czasu zajmie dotarcie służbom ratowniczym na teren "strefy zero" i kiedy koncentracja służb będzie największa (pomylili się o kilkanaście minut, ale to mało istotne).Wiedząc kiedy na zbombardowanym obszarze będzie przebywać najwięcej ludzi... powtórzyli całą operację. Od początku. No niezupełnie, bo pominięto pierwsze kroki z rozpoznaniem terenu ponieważ łunę nad miastem było widać z odległości kilkuset kilometrów (burza się skończyła, ale pożar trwał). Nikt nie wiedział co stało się z miastem przez kilka dni, ponieważ system łączności wojskowej się po prostu stopił. Trudno oszacować liczbę ofiar (obecnie prowadzi się jakieś badania i podaje ją jako śmiesznie niską). Co działo się z ludźmi? Ci którzy byli w schronach podusili się z braku tlenu. Ci których schowali się w kanałach, bo schrony nie mogły pomieścić wszystkich (liczba osób przebywających w mieście była podwojona) najczęściej upiekli się jak w piekarniku. W rzece można było się zagotować. Dlaczego są takie problemu z ustaleniem liczby ofiar? Między innymi dlatego, że ginęły tam całe rodziny, często niezarejestrowane i nikt nie mógł zgłosić ich zaginięcia. Innym powodem jest np. fakt, że nie wszystkie ciała w bunkrach zostały policzone. Do liczenia specjalnie ściągnięto Sonderkomando SS, czyli najbardziej znieczulonych na widok ciał gości z obozu w Oświęcimiu. Ale po kilku dniach wśród nich pojawiły się samobójstwa, więc ich wycofano. Co było tak strasznego, że łamało Sonderkomando? Ludzie, którzy zagotowali się w schronach prawie się rozpłynęli. Ludzie ciało to przecież głównie woda. W schronach znajdowały się więc ciała zatopione w ludzkiej mazi sięgającej po pas, a SS miało za zadanie brodząc w niej "wymacać" ludzkie czaszki i je wyciągnąć. Po ich wycofaniu bukry po prostu zalewano betonem, nie licząc ciał. Postanowiłem o tym napisać, bo może się ktoś zainteresuje tematem. Naloty dywanowe, to nie jest jakieś bezmyślne napierniczanie bombami po całym mieście, tylko skomplikowana i dobrze zorganizowana operacja, która najskuteczniej udała się w Dreźnie. Tak jak mówiłem - wiedza pochodzi z wykładu i jest raczej opisowa niż detaliczna, może popełniłem jakieś błędy ale raczej kosmetyczne. Kurna, pisałem to chyba z godzinę, więc mam nadzieję, że ktoś to przeczyta :)
  23. gaax

    Zdjęcia forumowiczów

    gaax Nie mogłem się powstrzymać :) Ktoś jeszcze nie wie skąd mój avatar? Sylwester w klimatach filmowych - po prawej Indiana Jones, po lewej gość, którego wszyscy brali za księdza z Plebanii, a on uparcie twierdził, że jest egzorcystą ;)
  24. /.../ Napisałem o tym posta trochę wyżej. Polski system partyjny nie trzyma się kupy, dlatego próby definiowania naszych partii poprzez wszystkie znane dotąd typy klasyfikacji partii prowadzi właśnie do takich kwiatków. I nie jest błędem nazywanie w tym kontekście PiS-u partią lewicową, UPR-u centrową, czy PO prawicową. Błędem jest założenie, że nasze partie da się sklasyfikować według tych utartych standardów. Widać przecież gołym okiem, że się nie da :)
  25. A skąd. Przecież dobrze wiemy jak Polacy rozumują. Pomagać komuś biednemu, to znaczy dać mu pieniądze. Pomóc gospodarce to znaczy dać jej pieniądze. Wniosek - PiS ma plan wyjścia z kryzysu. Mamy po prostu konsumpcyjną mentalność - jak są pieniądze, które można od razu przeżreć, to znaczy że jest dobrze. Zresztą nie tylko my, na całym świcie gospodarki chce się budować na popycie. Ale cóż nielicznym po tej wiedzy, że nie powinno się pakować pieniędzy w gospodarkę? Karawana jedzie dalej. W Starożytnym Rzymie też pewnie były osoby, które jasno mówiły jak zapobiec upadkowi Imperium Romanum - i co z tego? Karawana pojechała dalej, a imion wówczas szczekających psów nikt nie zna ;)