xylo4

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    2
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O xylo4

  • Ranga
    Obywatel
  1. Najlepsza opowieść Sci-fi jaką do tej pory czytałem to saga "Zmierzch Świtu" P. Hamiltona. Innowacyjne połączenie różnych technologi/wierzeń/sposobów życia i wizji życia po śmierci porusza do głębi fantazję. Niejednokrotnie zarywałem noce by jak najdłużej pozostać w świecie ogromnych habitantów oraz żywych statków kosmicznych. Od czasu przeczytania "Zmierzchu Świtu" stałem się ogromnym fanem twórczości Petera Hamiltona, każda jego opowieść to przesycona myślą techniczną fantastyka najwyższych lotów, polecam każdemu.
  2. Strach, ból, cierpienie, niczym refleksy światła odbite od nocnego jeziora przenikały przez jego umysł, a następnie pustka, zapomnienie. Joshua Randon za czasów swojej młodości był synem zwykłego farmera na jednej z licznych planet konfederacji Jego ojciec Max od małego uczył go obsługi potężnych maszyn rolniczych oraz które starały się zapewnić im byt na godnym poziomie. Gdy Josh skończył dziesięć lat, jego ojciec zaczął zabierać go do miasta, gdzie mieścił się port międzygwiezdny zapewniający planecie dostawy luksusowych dóbr oraz zbyt na towary produkowane przez mieszkańców. Potężne międzyukładowe frachtowce typu Helios mogące zabierać na swój pokład do 150 tysięcy metrów sześciennych w obstawie flot konfederacji co roku w czasie żniw lądowały w porcie przywożąc handlarzy z bardziej zindustrializowanych obszarów, oferujących maszyny rolnicze, zwierzęta w kapsułach hibernacyjnych, nasiona przystosowane genetycznie do ciężkich warunków oraz inne dobra na których wytwarzanie nie mogła pozwolić sobie planeta rolnicza. W zamian skupywano plony oraz kontenery mrożonego do zera absolutnego mięsa, tak bardzo potrzebnego w czasach konfliktów zbrojnych. Pierwszy raz gdy dziesięcioletni Josh udał się z ojcem do miasta, odbywało się akurat lądowanie trzech frachtowców Helios wraz z obstawą pięciu myśliwców typu Wraith. Widok był niesamowity, niczym bogowie zstępujący z nieba w akompaniamencie szumu z silników plazmowych wytryskującymi rozgrzane opary fuzji deutery z tlenem. Na targu kłębiło się tak wielu ludzi, że można było pomyśleć że wszyscy ludzie z planety zebrali się jednym miejscu wezwani przez jakiś tajemniczy zew. Uwagę młodego chłopaka przyciągnęło miejsce gdzie zorganizowano prowizoryczne lądowisko dla sił konfederacji, mężczyźni dwukrotnie szersi w barach od jego ojca, zakuci w stalowe pancerze przyciągali do siebie rzeszę gapiów złożoną z młodych chłopaków i dziewczyn. Demonstrowali działanie najnowszych modeli broni jak karabin szturmowy typu Guess - 4XM, mogący wystrzeliwać tysiąc dwieście pocisków ze zubożonego uranu na minutę, maczety plazmowe mogące rozpłatać stalową belkę bez żadnych oporów, oraz setki gadżetów których zastosowania można było się tylko domyślać. W tamtych czasach pobór do sił konfederacji był jeszcze dobrowolny, wystarczyło złożyć podpis na elektronicznym arkuszu, przejść podstawowe szkolenie i otrzymywało się stopień sierżanta z przyzwoitym żołdem. Gdy Joshua skończył 21 lat, w 23 grudnia czasu konfederacji, szaro-stalowe niebo zabarwiło się turkusowym blaskiem emitowanym przez dysze manewrowe lądujących transporterów piechoty marines. Jeden z nich wylądował dwie mile od Pulltown, rodzinnego miasteczka Josha. Mieszkańcy z rodziną Randonów na czele zebrali się tłumnie na placu przed ratuszem by sprawdzić co jest powodem nieoczekiwanej wizyty sił konfederacji. Gdy większość mieszkańców przybyła na miejsce, jeden z Marines kończył właśnie ustawianie holoekranu na którym wyświetlił się Arcturus Mengsk, czcigodnie rządzący konfederacją. Z głośników u podstawy hologramu zaczęło odtwarzać się orędzie wodza: "Nadeszły czasy gdy nasza przyszłość jest niepewna, wieloletnie konflikty wewnętrzne, oraz plaga Zergów nadwyrężyła siły obronne konfederacji, aby przetrwać, jako jedna rasa musimy stanąć ramię w ramię przeciw zagrożeniu, jako jedność musimy oddalić od nas widmo zagłady. Obecnie wojska broniące waszych granic są na krawędzi rozpadu, brakuje nam rekrutów mogących walczyć za wolność człowieka, broniąc jego granic przed najeźdźcami. W trudnych czasach przychodzi czas na jeszcze trudniejsze decyzje, na mocy dekretu 1337 zarządzam przymusowy pobór mężczyzn w wieku od siedemnastu do czterdziestu pięciu lat na planetach o poziomie gospodarki poniżej stopnia trzeciego. Opór jest daremny." Po tych słowach holoekran zgasł, nastała cisza przerywana jedynie nerwowymi pomrukami oraz szeptami. Podczas gdy ciżba oglądała przemówienie, kordon marines otoczył plac przed ratuszem, zostało oddane kilka strzałów ostrzegawczych po czym przystąpiono do selekcji rekrutów. Josh został oddzielony od rodziny i zagnany w stronę baraków naprędce rozstawionych za miastem, niczym bydło mężczyźni zostali zagonieni do komór medycznych. Komora była tubą o średnicy metra oraz wysokości dwóch i pół metra, dominował w niej stół z kajdanami na łydki oraz przedramiona, bestialsko wepchnięty do niej Joshua został przymocowany do stołu przez ramiona z elektromięśni którym nie sposób było się przeciwstawić, opór był daremny. Znad stołu ramię podajnika ostawiło się na wprost prawego oka Randona, nastąpił błysk czerwonego światła, a następnie pustka, mrok i ból gdy do jego mózgu został zaaplikowany implant neuroaktywny, jego zadaniem było połączenie się do neuronów w mózgu młodego człowieka, zmieniając jego wspomnienia, charakter, formując go na oddanego sprawie konfederacji robota w ludzkim ciele. A teraz znowu ten ból, jednak jakże inny, już nie taki mdły jak za czasów neuroformowania, lecz inny, wszechobecny, myśli w głowie które nie są moje, nie są nawet ludzkie, rzeź, dominacja, zaspokojenie głodu, zwierzęca zaciekłość, co się ze mną stało? *Ciemność*, *wilgoć*, *odgórny nakaz*, rozrywam błoniastą ścianę przede mną , czerwone słońce, moje ręce, *strach* to już nie ręce, to macki wychodzące z popękanego egzoszkieletu który został mi nałożony po pobycie w kapsule. Przecieram płytkę na lewym przedramieniu, *panika*, kim ja jestem? czym się stałem? Czy odbicie w płycie zbroi bojowej to ja? Łuski, pęcherze, śluz, bliżej mi do zerga jak do innego z boskich stworzeń, *potwór*. *Odgórny rozkaz* niczym rozżarzony gwóźdź prosto w mózgu, "ZABIĆ ICH, DLA ROJU, DLA MATKI", Idę, przy każdym ruchu ból, płyny organiczne, ropa, krew, wycieka spod zbroi, zostawia ślad na spieczonej ziemi, płuca domagają się więcej powietrza, nie mogę odpocząć, ku chwale roju...... Prę naprzód, odgłosy, już je gdzieś słyszałem, niczym grzmoty, przytłumione, głuche jakbym był pod wodą. Przed sobą błyski, widzę ludzi, moi bracia. *Odgórny rozkaz*, "ZABIĆ WROGÓW ROJU, NIE OSZCZĘDZIĆ NIKOGO", *Zwierzęca furia*, nie mogę się zatrzymać, niczym uwięziona dusza w więzieniu z gnijącego ciała, podnoszę broń, salwa, przeciwnik pada, jego egzoszkielet wybucha krwistą mgłą, następny cel, salwa, zacięcie broni. *Mord*, odrzucam broń, prę na przód, *ból*, pociski przeszywają ciało, lewe ramię odpadło, "muszę mordować dla matki, dla roju". Wybuch pod nogami, świat wiruje, opadam obok wroga. "TERAZZZZ, ZABIJ ICH", oczy zachodzą mgłą, ciało puchnie, reakcja chemiczna w strzępach mojego ciała, ból, niech to się w końcu skończy!! Wybuch, unoszę się nad polem bitwy, nareszcie jestem wolny..... radość...... ciepło ....... mamo wracam do domu....... Naprędce sklecona opowieść o Joshule Randon który został wcielony pod przymusem do armii konfederacji a następnie stał się sługusem Zergów, mam nadzieję że się spodobało :)