Tenebrael

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    4490
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Tenebrael

  1. Jakbyś nie zauważył, to NIE JEST gameplay, tylko krótki pokaz tego, jak gra wygląda od strony graficzno-technicznej. A ów "świetlik", o którym mówisz, to dodane najpewniej na pałę światło, ukazujące dynamiczną reakcję otoczenia na światło. @Pietro87 Dokładnie. To były gry, w których w ogóle nie zwracałeś uwagi na ilość pikseli na ekranie, bo grafika byłą tylko bodźcem dla mózgu, by sam "narysował" sobie świat. I tutaj odczuwam dokładnie to samo - absolutnie nie byłbym w stanie powiedzieć, czy np. twarze miały jakieś szczegóły, czy były tylko kulami w kolorze skóry - bo ja tam "widziałem" zacnego woja, przeprawiającego się przez rzekę (no dooobra, strumyk :P). I to kochałem w starych grach... Swoją drogą, z każdym updatem coraz mocniej się cieszę, że chłopaki z Obsi już moją kasę mają. Aż żałuję, że już nie da się upgrade''ować wpłaty, bo bym się na edycję w boxie lub kolekcjonerkę pokusił...
  2. Z tej prezentacji wyłania się jedna, bardzo ważna rzecz: klimat. Dosłownie mam wrażenie, jakbym widział Baldur''s Gate AD 201x. I tego dokładnie oczekuję od PE: zero kombinatorstwa, zero durnych ułatwiaczy i "uspołeczniaczy", zero łączenia gatunków. Oczekuję głębi, świetnej fabuły, niesamowitego klimatu. A patrząc po tym filmiku (i wielu concept srtach, wypowiedziach itp) spokojnie mogę na to wszystko liczyć. Szkoda tylko, że jeszcze rok czekania :(
  3. Czytając to, co gośc mówi, jestem w zasadzie na 100000% pewien, że to będzie maksymalna kaszana, nie mająca NIC wspólnego ze starym Thiefem. Skąd ta pewność? Cóż, podobne słowa słyszałem już multum razy - i zawsze, niechybnie, zapowiadały one grę robioną pod masy, uproszczoną, spłyconą, będącą jedynie żerowaniem na marce. Takie gadki to nic innego, jak szykowanie gruntu - zachęcanie nowych graczy, uspokajanie starych wyjadaczy (by nie psuli marketingowej machiny). Jestem się w stanie założyć o litr dobrego, szkockiego, mocno torfowego "mleka", że tak się to własnie skończy. Swoją drogą: "odrobiliśmy pracę domową starając się zrozumieć, dlaczego ludzie kochali tę markę". Nie, panie Roy, gracze nie kochali MARKI. W czasach, gdy wychodziły poprzednie Thefy, gry były grami, a nie jedynie metkami, które po przypięciu mają gwarantować sprzedaż. Widać, że jednak lekcja nie zostałą odrobiona...
  4. Ale bym tego nie nazwał "niedoróbką". Jak każdy świat w grze video, tak i tutaj gdzieś się ten świat musi kończyć (czy to sandbox, czy nie). W różnych grach rozwiązują to różnie. Akurat rozwiązanie batmanowskie uważam za jedno z sensowniejszych - znacznie lepsze niż odliczanka i "Wracaj! Zaraz cię rozstrzelają!" ;]
  5. A mógłbyś ten punkt rozwinąć? Bo akurat oba Batmany zawsze uważałem za wzór tego, jak zrobić grę mega-skalowalną, mogącą być przystępną dla casuala, a jednocześnie bardzo wymagającą dla hardkora.
  6. Twoja teoria ma bardzo wiele przykładów na swoje potwierdzenie, niestety. Wystarczy połazić po forach i poczytać, co ludzie pisali o, dajmy an to, Alice: Madness Retuns. Gra nie miała wszędobylskich, odmóżdżających ułatwiaczy (np jak nie trafiłeś w kładkę, to po prostu - eureka! - spadałeś, a nie włączała się durna animacja, jak bohaterka łapie się jedną reką i QTE, za pomocą którego mogłeś skorygować błąd). Dostało jej się srogo od ludków na forach, bo uznawali ją za strasznie trudną. Podobnie oberwało się Wiedźminowi 2, za to, że nie miał samouczka (bo oczywiście przejrzenie instrukcji przekracza możliwości intelektualne statystycznego Johna Smitha). Błockiem dostało też Diablo 3, bo twórcy nie głaskali gracza po głowce na Inferno i nie gwarantowali, że po speedrunie wcześniejszych poziomów na Inferno będziesz wymiatał. Mówiąc krótko, to nie teoria - to fakt, którego potwierdzenie widać praktycznie wszędzie.
  7. Kurczę, czytam tak Wasze posty, i za cholerę nie rozumiem, o co chodzi. Czy grałem w jakąś mega-ulepszoną wersję Diablo 3, czy jak? Otóż gram obecnie na Inferno, postacią samodzielnie wyekwipowaną. Na liczniku mam marne <100h, więc to żadna wieczność. Ani razu nie czułem potrzeby wbicia na RMAH. Nie uprawiałem też jakiejś hardkorowej farmy - ot, przechodziłem grę, czyszcząc lokacje i nie pomijając dróg pobocznych (ale żadnego powtarzania konkretnych etapów "bo tu jest fajna skrzynia!!!"). Mam wrażenie, że Ci, którzy psioczą na brak dobrego lootu, po prostu lecą na rympał od checkpointu do checkpointu, olewając wszelkie odnogi i przegapiając wszystkie skrzynie/gobliny. Innego wyjaśnienia nie widzę. Druga sprawa, to AH (za in game gold). Uważam, że to najlepsza z możliwych decyzji. Pozwala na sprzedawanie przedmiotów komfortowo, bez ryzyka oszustwa, bez przekopywania się przez fora, pisania ton postów, bez spamowania na chacie "sprzedam XXX za YYY". Bardzo wygodne i czytelne. Trzecia kwestia to RMAH, do którego są chyba największe zastrzeżenia. Warto tylko zauważyć jedną rzecz: jakie mamy alternatywy? Cóż, pierdyliardy DLC i/lub mikrotransakcje. Szczerze mówiąc, w takiej sytuacji ŻYCZYŁBYM sobie, aby RMAH był w każdej grze. Naprawdę, rzygam już faktem wycinania z gier contentu, by wydać go jako DLC - w Diablo 3 tego nie ma. Rzygam też mikrotransakcjami, które udają, że są opcjonalne, a okazuje się, że aby komfortowo grać, musisz wydać setki złotych za zrobione w generatorze, przegięte ułatwiacze. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi handel z innymi graczami - bo wiem, że jeśli już płacę, to płacę za ich czas, który włożyli w zdobycie danego przedmiotu. Wiem, że ja zapłącę, ale oni rpzedmiot stracą. Jesteśmy kwita, coś za coś. Nie płacę za coś, co ma nieskończoną ilość, a wysiłek na stworzenie tegoż itemu wynosił 5 min w generatorze przemiotów, poprzez wyedytowanie statystyk do przegiętych ilości. Słowem, szkoda, że Blizz uznaje dom aukcyjny za błąd. Liczyłem na to, że pomysł podchwycą inni, i spowoli, krok po kroku, zakończy to erę wycinania contentu i sprzedawania jako DLC, jak i erę poronionego pomysłu mikrotransakcji (F2P)...
  8. Tyle, że bardzo podobnie jest w większości starszych gier. Naprawdę rzadko trafiały się jakieś udziwnienia i sterowanie tysiącem klawiszy, i to najczęściej wtedy, kiedy złożoność gry to uzasadniała (np. ArmA i jej bardzo skomplikowany system rozkazów, który jak najbardziej ma sens przy tak kompleksowej grze). Jasne, możesz mówić, że z Graffisem przesadzamy. Jednak nie odczytuj naszych obaw osobno, ale w kontekście wszystkiego, o czym jest mowa o grze. Już wcześniej padły słowa, że chcą grę przystosować do współczesnych trendów i oczekiwań nowego pokolenia graczy. A jakie one są, to chyba wiesz: prostota, efekciarstwo, zero myślenia, i inne podobne. Tak więc w tym kontekście kolejne informacje o grze, w tym o uproszczeniu sterowania, martwić już jak najbardziej mogą.
  9. Powiem tak: Jeśli dla kogoś opanowanie sterowania w starszych grach było tak trudne, że aż irytujące i zniechęcające, to w ogóle nie powinien się dotykać do komputera. Bo po kliknięciu przycisku START się biedak załamie, gdy zobaczy tyle opcji... A teraz na serio, bez ironii. Myśle podobnie jak Graffis. Wygląda to na powolne przyzwyczajanie fanów serii, że dostaną produkt przeznaczony dla "typowego gracza AD 2013" (czyli prosty samograj, w którym wszystko robi się samo, a gracz tylko mashuje przyciski przy QTE).
  10. Tenebrael

    Wiedźmin 3: Dziki Gon bez zabezpieczeń!

    Ale ja nie przeczę, że świadczy o nich dobrze. Jednak nie uprawnia to nikogo do twierdzenia, że w dniu premiery Wiedźmin 2 nie miał DRM - bo miał. To zapominasz, co było mówione na konferencji bezpośrednio poprzedzającej premierę W2. Gop jasno i klarownie powiedział, że automatyczny updater będzie działał TYLKO po zalogowaniu na swoje konto (czytaj: rejestracji gry). Potem była o tym cisza, a potem, od razu pierwszego dnia, zrezygnowali z tego, bo cała afera tak im rozpaprała bazy danych, że logowanie na żadne konto związane z Wiedźminem (czy to gry, czy strony internetowej) nie było możliwe przez ponad miesiąc. Jeżeli gra traci na płynności przy ZMNIEJSZANIU detali, a żeby zyskać dodatkowe kilkanaście/dziesiąt procent płynności, musisz odinstalować sterownik 3D Vision (mimo, że gra nawet 3D nie obsługuje), to dla mnie jest to porażka, mów sobie co chcesz. To samo się mówiło po aferze z kolekcjonerką pierwszej części. To samo było przy failu z drugą częścią (tak jeśli chodzi o DRM, którego miało nie być, jak i ilość błędów w grze). Za każdym razem mówiło się, że reputacja CDPR leży i kwiczy. Mijał miesiąc, i już fanboje się fapowali nad tym developerem. I tak będzie przy Wiedźminie 3. Teraz kozaczą, potem bliżej premiery stwierdzą, że jednak DRM musi być, potem okaże się, że znowu dali ciała i na premierę serwery siadają, a potem... znowu gracze zapomną, i będziemy mieli powtórkę z rozrywki przy Wiedźminie 4 (czy jak tam to nazwą).
  11. Tenebrael

    Wiedźmin 3: Dziki Gon bez zabezpieczeń!

    Wersja pudełkowa na wejściu miałą DRM. Po ilu dniach został zdjęty - nie ma to znaczenia, bo BYŁ, co kłociło się z deklaracjami CDPR. Co do wersji cyfrowej, sprawa jest śliska. Początkowe założenia (zanim system się totalnie wykrzaczył) były takie, że musisz mieć zarejestrowaną kopię gry (czytaj - mieć oryginał) by pobrać choćby łatki do gry (przy "jakości" gier CDPR na premierę - absolutnie niezbędne). Czyli coś, co sensu stricte DRM nie jest, ale sprawia, że piraci mogliby grać jedynie w startową, koszmarnie zabugowaną, praktycznie niegrywalną wersję. Ale ogólnie co do wersji cyfrowej kłócił się nie będę - nominalnie DRM nie miała. Miałą tylko zakamuflowany ;] Żartujesz? A pamiętasz, co było z Wiedźminem 2? Miałem wątpliwą przyjemność być jednym z tych, którzy dosyć głośno mówili, co myślą o podobnej zagrywce przy Wiedźminie 2. Poleciały na mnie takie wiadra pomyj, takie fale błota od rozsierdzonych fanbojów, którym przez głowę nie przeszło, że jakiś "antypartiota" śmie krytykować ich bożyszcze, że serio trudno to przytoczyć. Nie, Vojtas, wkurzy się tylko garstka. Masy wszystko łykną. I jeszcze będą rzucać mięsem na tych, którzy nie łyknęli i śmią się odzywać.
  12. Tenebrael

    Wiedźmin 3: Dziki Gon bez zabezpieczeń!

    Tu też by można dyskutować. Ja ze swojej strony wolę się trzymać dokładnego określenia, czym piractwo jest: nieautoryzowanym użytkowaniem. Wiem, że dla niektórych (nie mówię tu broń boże, że dla Ciebie, raczej mam wydawców na myśli) wygodniejsze jest używanie określeń typu "kradzież", bo ma mocniejszy i bardziej negatywny wydźwięk. Jednak uważam, że skoro na piractwo jest konkretne, jednoznaczne określenie (właśnie "nieautoryzowane użytkowanie") to na siłę podpinanie go pod inne określenia mija się z celem. Ale ogólnie, właśnie to miałem na myśli. W żadnym wypadku nie popieram czy nie próbuję wybielać piractwa. Myślę tylko, że wiele dyskusji na jego temat jest niemerytorycznych, bo używane są błędne określenia, bo nieraz rozmówcy hołdują baaardzo wielu mitom dot. piractwa itd (np. mit, że jeśli ktoś spiracił grę, kosztującą w sklepie 100 zł, to twórca stracił równo 100 zł). Przez takie nieścisłości bardzo rzadko natrafiam na rzeczowe, konkretne rozmowy o piractwie. Sprawia to też, że piraci mogą (nieraz całkiem słusznie) wyśmiewać argumenty anty-piratów, bo te oparte są często bardziej na mitach, stereotypach i po prostu błędach, niż na faktach.
  13. Tenebrael

    Wiedźmin 3: Dziki Gon bez zabezpieczeń!

    Nie. Jeśli ktoś ukradnie Ci samochód, Ty już z niego korzystać nie możesz. Jeżeli już, to piractwo można porównać do użytkowania samochodu innej osoby bez jego zgody, w momentach, gdy go nie używa. Bo wtedy faktycznie, korzystasz z czegoś bezprawnie, jednak bez uszczerbku na możliwości korzystania z samochodu przez prawowitego właściciela. No właśnie - "potencjalny". Czy jeżeli zabiorę Ci kupon z Totka, to oznacza, że ukradłem Ci X mln złotych? Oczywiście, że nie. Ale przecież POTENCJALNIE mogłes wygrać i kupon wart by był kupę kasy. A równie dobrze mogłeś nie wygrać, i tylko wyrzuciłem za Ciebie niepotrzebny śmieć (bezwartościowy kupon). Podobnie jest z piractwem. Owszem, Jaś, który spiracił grę, mógłby POTENCJALNIE wydać na nią 100 zł. Ale równie dobrze mógłby nie wydać na nią złamanego grosza. Tego nie wiemy. Strata jest więc czysto hipotetyczna, przypuszczalna. Dlatego też uważam, że piractwo jak najbardziej można uważać za równie negatywne, co kradzież, bo moralne znaczenie czynu jest takie samo. Z drugiej jednak strony, kradzież charakteryzuje się jednak nieco innymi cechami, na tyle innymi, że stawianie znaku równości, moim zdaniem, jest tu błędem. A z tym akurat się kompletnie nie zgodzę (w większości przypadków). Absolutnie nie widzę związku między tym, skąd się grę ma, a jej oceną. Grasz w ten sam produkt, choć zdobyty nielegalnie. Oczywiście wykluczam tu przypadki gier z silnym akcentem na komponent sieciowy - ocenianie takiego np. WoW''a, grając jedynie na pirackich serwerach (zabugowanych, umożliwiających hacki, bez adminów itp) to absolutny bezsens.
  14. Tenebrael

    Wiedźmin 3: Dziki Gon bez zabezpieczeń!

    Problem w tym, że piractwo jest po prostu nieautoryzowanym użytkowaniem. Nie sprawia, że nagle twórca owo prawo do użytkowania traci. Kradzież cechuje się tym, że jedna osoba zyskuje coś, podczas gdy inna traci. Tutaj owszem, jedna osoba zyskuje coś, z kolei strata strony drugiej jest co najwyżej hipotetyczna. Nie zrozum mnie źle, nie chcę wchodzić w dysputy na ten temat, bo zrobi się tasiemiec na co najmniej 10 stron (brałem już w takich dyskusjach udział, stąd wiem), chciałem tylko lekko zaznaczyć fakt, że sytuacja z klasyfikacją piractwa nie jest wcale tak oczywista, jak niektórzy chcieliby to przedstawiać.
  15. Tenebrael

    Wiedźmin 3: Dziki Gon bez zabezpieczeń!

    To wszystko tylko przy założeniu (raczej karkołomnym), że każdy, kto spiracił, gdyby nie mógł spiracić, kupiłby oryginała. Tak więc gadanie o tym, ile to by twórcy nie zarobili gdyby, jest cokolwiek bezsensowne, bo bazuje na totalnie abstrakcyjnych danych i myśleniu życzeniowym. Problem w tym, że między piractwem a kradzieżą występują dość istotne różnice. Owszem, również uważam, że piractwo jest równie negatywne, co kradzież, ale jednak kradzieżą nie jest - zbyt wiele różni te dwie rzeczy, by stawiać znak równości.
  16. Tenebrael

    Wiedźmin 3: Dziki Gon bez zabezpieczeń!

    Że piractwo jest złe, to się jak najbardziej zgadzam i podpisuję wszelkimi rękoma i nogami, jakie posiadam. Natomiast kwestia, czy jest to kradzież, pozostaje dyskusyjna. Są podobieństwa, nie przeczę, ale są też istotne różnice. @Pepsi (news) Przeczytaj jeszcze raz to, co napisałeś, i popraw, bo po prostu mija się to z prawdą. Bo: a) Wiedźmin 2 w dniu premiery MIAŁ zabezpieczenie antypirackie. W dodatku takie, które napsuło niemało krwi nabywcom kolekcjonerki (słynne 50 mb, pamiętasz?). Tak więc stwierdzenie, że "Wzorem swoich poprzedniczek, Wiedźmin 3: Dziki Gon będzie pozbawiony zabezpieczeń antypirackich" jest po prostu błędne. b) Badowski stosuje tą samą zagrywkę, co Gop przy Wiedźminie 2. Zauważ, że NIGDZIE nie mówi, że DRM NIE BĘDZIE. On tylko mówi, że NIE CHCĄ, by był. Czyli kropka w kropkę to samo, co przy Wiedźminie 2. Dlaczego tak mówi? To akurat proste - jest to tania, prosta zagrywka marketingowa, która nieuważnie czytających wprawi w euforię, a z której potem bardzo prosto się wyłgać. Tak więc warto poprawić tytuł newsa, bo jest mylący.
  17. Tyle tylko, że owo Jedi Academy, które tak chwalisz (zresztą słusznie), zostało zrobione... własnie przez zewnętrzne studio (Raven Software) ;) Czyli dokładnie w takim modelu, jak chce teraz gry produkować Disney. Ogólnie rzecz biorąc, ja nie płaczę. Od dawna już LucasArts nie zrobiło dobrej gry w uniwersum Star Wars (w innym zresztą też nie). Legenda tego studia doceniana jest przede wszystkim przez starszych graczy, którzy pamiętają gejming lat 90''. Dla obecnych mas niewiele ta nazwa mówi. Stąd nie dziwi mnie taka, a nie inna decyzja. A co będzie dalej - zobaczymy. Na razie trudno powiedzieć, jak poważnie/niepoważnie Disney podchodzi do marki SW. Czy pójdzie w poważne gry i ich jakośc, czy masowe, familijne popierdółki, oparte na Kinekcie/Movie. Okaże się pewnie niebawem... Nie boli mnie też kasacja 1313. Wyglądało to jak kolejny shooter na szynach, takie starwarsowe Gearsy. Tego typu produkcji jest na rynku na kopy, i kolejna kalka jest tu zbędna.
  18. Oj, z tym "wyuzdanym seksem" to nieco przerysowanie, wiesz, o co idzie :) Po prostu w rozmowach z różnymi ludźmi, praktycznie zawsze, gdy padał zwrot "18+", z miejsca temat schodził na alkohol, fajki i sex, a praktycznie nigdy na przemoc. Stąd wniosek o skojarzeniach (a przynajmniej kRZcie skojarzeń, dzięki za poprawienie :P). Natomiast chyba w dyskusji do jakiegoś konsensusu nie dojdziemy. Nie wiem, możliwe, że myślimy o tym samym, ale nieco inaczej to wyrażamy, czy też wyciągamy inne wnioski. Tak bardzo skracając, ja osobiście uważam, że oznaczenia co do treści są przydatne, jednak forma, którą obecnie mają, tak jak i styl klasyfikacji, są mocno nieadekwatne tak do obecnego stanu społeczeństwa, jak i stanu faktycznego produktu. Ogólnie, nie da się sztywnymi miarami opisać produktów, które są tak zróżnicowane jak gry komputerowe. A uogólnienia zawsze będą prowadziły do błędów i nadinterpretacji.
  19. [Sorry, czas edycji minął] @Vojtas Zauważ też, że podobne "zaślepienie oceną" jest też zauważalne w komentarzach do recenzji gier. Ile razy można przeczytać wpisy ludzi, którzy wielce się oburzają, że gra dostała "tylko/aż X oczek"? Ile razy komentujący piszą totalne bzdury na temat gry, za punkt zaczepienia biorąc jedynie średnią na Metacritic? Sam przyznasz, że jest to raczej częste zjawisko. Dlaczego tak się dzieje? Bo ocena jest wygodną "informacją w pigułce". Daje poczucie zwolnienia od zapoznania się z informacją pełną. Pozwala czytającemu czuć, że coś wie, jednocześnie nie wymuszając na nim poświęcenia czasu na głębsze zbadanie tematu. Analogiczna sytuacja jest z klasyfikacją PEGI. Jest to wygodna "informacja w pigułce", pozwalająca rodzicowi czuć, że wie, w co gra jego dziecko, bez wymagania od niego jakiegokolwiek wysiłku czy zapoznania się z tematem. Jest prostą, szybką wymówką, samousprawiedliwieniem.
  20. Powiedzmy sobie wprost: jeśli rodzica interesuje, w co jego dzieco gra, to czytelną informację na tyle opakowania (bez klasyfikacji wiekowej) równie dobrze znajdzie, co cyfrę na wierzchu. A jeśli go nie interesuje, to mogliby grę poobklejać czerwonymi naklejkami 18+, a i tak nic z tego nie wyjdzie. Właśnie skojarzenia są często nietrafne. Nieraz rodzice, widząc oznaczenie 18+, kojarzą je od razu z hard porno i rozrywanymi na kawałki flakami. A nieraz oznaczenie takie może dostać gra, która np porusza gdzieś problem narkotyków. Taka cyferka nie mówi praktycznie nic - co więcej, może prowadzić do bardzo błędnych wniosków. Opis ma przede wszystkim zachęcić odbiorcę do kupna, a nie uświadomić go, co zawiera gra. Wyjąłeś moją wypowiedź z kontekstu (swoją drogą, własnie takie wyjmowanie z kontekstu oznaczeń wiekowych może prowadzić do błędów). Zauważ, iż kilka linijek dalej zaznaczyłem, że wszystko powyższe ma zastosowanie jedynie wtedy, gdy rodzic faktycznie interesuje się tym, w co gra jego dziecko. Jeśli tak nie jest, to żadne oznaczenia nic nie dadzą. Tyle, że musi wiedzieć, za co gra dostała 18+. Bo rodzic czyta "18+" i w oczach staje mu raczej sado-masochistyczny, wyuzdany seks i tortury na małych dzieiach, niż trochę flaków wywalonych na wierzch w Mortal Kombat. A rodzic, nawet nie myśląc, że to o co innego idzie, nie kupi gry, i będzie żył w przeświadczeniu spełnienia rodzicielskiego obowiązku i uchronienia młodego człowieka przed "tymi wszystkimi diabelskimi sprośnościami". Bo rzuci okiem na cyferkę i uzna, że już wie, co jest dla jego dziecka dobre, a co nie. Cyferki dają wygodną wymówkę - z jednej strony nie wymagają kszty myślenia i zainteresowania, z drugiej strony stwarzają w leniwym rodzicu poczucie dobrze spełnionego obowiązku i należytej kontroli. Taka wygodna droga na skróty.
  21. Zgadzam się z Tobą, że PEGI może być pewną wskazówką. Jednak uważam, że jeśli już, to powinno się ograniczać do informacji o treściach, które zawiera gra, bez klasyfikacji wiekowej. Bo nie ma reguły, co jest odpowiednie dla kogo. Jedno dziecko 10-cio letnie jest na tyle dojrzałe, że spokojnie może oglądać krew, przemoc, tortury, narkotyki, alkohol, wyuzdany seks - i nijak to na jego psychikę nie wpłynie. A z kolei niejeden młodzieniec 16-to letni jest tak niedojrzały, że zaszkodzi mu content przeznaczony, w teorii, dla 12-to latka. Dlatego o ile oznaczenia treściowe popieram, tak oznaczenia wiekowe uważam za bzdurę. Ponadto, to własnie one, moim zdaniem, są między innymi przyczyną lenistwa rodziców w dobieraniu treści dla swoich dzieci - dają informację suchą, często wyjętą z kontekstu, ale klarowną i prostą w zrozumieniu. Gdyby nie było oznaczeń wiekowych, rodzic zmuszony by był do choćby zapoznania się z opisem treści gry (zakładam oczywiście, że w ogóle go PEGI interesuje). A tak - nie jest, gdyż ma znaczek i może bez wysiłku porównać proponowany wiek z wiekiem swojego dziecka.
  22. Z wszelkimi tezami przemawiającymi za szkodliwością gier, jest kilka zasadniczych problemów. Jak to zawsze ja, w punktach: 1. Kwestia oznaczeń PEGI. Byłyby one może dobre, gdyby były dostosowane do obecnego stanu społeczeństwa. Niestety - nie są. Wystarczy, by w grze pojawiła się para gołych cycków, i już klasyfikacja leci powyżej 16. Przemoc z lejącą się krwią? Powyżej 16. A powiedzcie, który z Was oglądał, dajmy na to, filmy typu Terminator czy Szklana pułapka zdecydowanie wcześniej? Wśród moich znajomych - praktycznie wszyscy. Kto oglądał "świerszczyki" będąc jeszcze w podstawówce? Znowu - u mnie wszyscy. PEGI, niestety, dostosowane jest do utopijnego, modelowego społeczeństwa, a nie do społeczeństwa realnego, faktycznie istniejącego. Co więcej, znam osobiście jednego chłopaka, którego rodzice ściśle stosowali się do ograniczeń wiekowych, zabraniając mu oglądać brutalnych filmów, grać w pełne przemocy gry itp. I niestety, muszę powiedzieć, że był on społecznym kaleką. Gdy inne dzieciaki sobie dogryzały, "dogryziony" się odgryzał lub serwował delikwentowi solidnego kopa w zadek. Gdy jemu ktoś dogryzł, reagował wycofaniem i płaczem. Na każdy przejaw agresji wobec siebie reagował strachem, wszystkiego się bał, od wszystkiego uciekał. Nie mówiąc o tym, że praktycznie nie miał o czym rozmawiać z rówieśnikami, bo nie oglądał ani tych samych filmów, ani nie grał w te same gry czy nie czytał tych samych książek/pism co oni. Po prostu społeczne kalectwo. 2. Ogólnie, temat jest nieco z rzyci, bo żyjemy w społeczeństwie, w którym popularne są brutalne filmy, nie stroniące od przemocy, używek czy dość frywolnego seksu. Gry nie wprowadzają żadnego dodatkowego czynnika, po prostu wpasowują się w to, co oferują inne media. 3. Można powiedzieć, że cechą różnicującą (w kontekście punktu 2) jest interaktywność. W końcu w filmie nie mamy kontroli nad akcją, a w grze tak. Problem w tym, że jedyne rzetelne badania, jakie zostały przeprowadzone w tym temacie (to znaczy prowadzone przez względnie niezależnych naukowców, a nie na zlecenie różnej maści grup religijnych czy innych purytańskich ortodoksów) to badania robione na... przedszkolakach. Niestety, przeciwnicy brutalnych gier przytaczają wyniki takich badań, w ogóle nie zwracając uwagi na tzw. "możliwości aplikacyjne", czyli możliwośc uogólnienia ich wyników na całą populację. A umysł przedszkolaka różni się jednak dośc znacznie od umysłu, dajmy na to, gimnazjalisty. Nie natrafiłem natomiast jak dotąd na żadne rzetelne badanie, wykazujące jakikolwiek negatywny wpływ gier na rozwój. Te, na które trafiłem, albo dotyczyły zupełnie czego innego, albo wyciągane z nich były zbyt daleko idące wnioski, albo cierpiały na takie bolączki, jak tendencyjny dobór grupy badawczej, tendencyjna konstrukcja aktywności badawczych czy równie tendencyjny dobór zmiennych. Mówiąc krótko - były skonstruowane tak, że szansa na wykazanie zależności gry-przemoc była znacznie większa, niż szansa na NIE wykazanie tej zależności.
  23. Ale co ma piernik do wiatraka? Chodzi mi o to, że skoro, jak mówisz, zabezpieczenie przed cheaterami to żaden problem (czemu zresztą sam zaprzeczasz w kolejnym zdaniu), to czemu nie zabezpieczyli nijak Diablo 2, w którym cheaterzy na otwartym BN byli istną plagą? Po drugie, czytaj ze zrozumieniem. Nikt nie mówił o AH, tylko o RMAH. I wcale im się nie dziwię. O ile przy zwykłym AH jedyne, co gracze mogą stracić, to wirtualne dobra, więc oszuści nie są aż takim problemem, o tyle gdy sprawa zaczyna się rozchodzić o realną walutę (a więc dochodzi kwestia sądzenia się, procesów itd), wtedy nie ma żartów i nie ma sensu ryzykować. A widzisz, a konieczność stałego połączenia z netem i dokonywanie obliczeń na serwerach (a nie komputerach graczy) dośc skutecznie obroniłą Diablo 3 przed wszelkiej maści trainerami. Fakt, pozostał problem botów, ale tego już tak prosto nie wyeliminujesz.
  24. To skoro to dla nich żaden problem, to czemu nie zabezpieczyli w ten sposób Diablo 2, przez co otwarty BN wręcz tonął od postaci z "trainerowym" ekwipunkiem "+pierdyliard do obrażeń"? Dopiero na zamkniętym BN (czyli dokładnie, kropka w kropkę tym, co obecnie jest w Diablo 3) problem znikał, bo pliki z danymi postaci były nie na komputerze gracza, ale na serwerze Blizzarda (nie dało się ich wyedytować). Ty nie, ale masa pryszczatej gimbazy, chcącej w nieuczciwy sposób powiększyć swojego e-penisa, i owszem, wchodziła i psuła grę, przez co rozgrywka na otwartym BN mijała się z celem.