drFreeman
Gramowicz(ka)-
Zawartość
2 -
Dołączył
-
Ostatnio
Reputacja
0 NeutralnaO drFreeman
-
Ranga
Obywatel
-
Konkurs Risen 2: Mroczne Wody - dokończ opowiadanie i zgarnij wspaniałe nagrody
drFreeman odpisał Gram.pl na temat w Archiwum tekstów
1) 11,11% wartości nagrody - pewnie trzeba sobie opłacić podatek od wygranej. 2) To nie ma znaczenia, bo wszystkie posty są przekierowywane tutaj do wątku konkursowego :) -
Konkurs Risen 2: Mroczne Wody - dokończ opowiadanie i zgarnij wspaniałe nagrody
drFreeman odpisał Gram.pl na temat w Archiwum tekstów
Korytarz, którym szła załoga „Orlicy”, o bogowie świećcie nad jej drewnianym kilem, okazał się być solidną konstrukcją wykutą w litej skale. W wilgotnych i zimnych ścianach odbijał się blask niesionych pochodni lecz i to nie pomagało w rozrzedzaniu nieprzeniknionego mroku. - Psia mać! – zaklął Dragon gdy potknął się o niepozorny kamyk, … a może to była kość? - Przez te diabelskie ciemności, połamiemy sobie kulasy – rzekł Stup. - Zamnknijcie się – syknął Roland przez ramię. – Bądźcie czujni i nasłuchujcie. Willow tylko mruknął gardłowo na znak aprobaty i wszyscy dalej podążali przytłaczającym korytarzem wgłąb ziemi. Korytarz ciągnął się dobre kilkadziesiąt metrów zanim zaczął się rozwidlać. Piraci chcąc niechcąc musieli zrobić, krótką przerwę w tym miejscu. - I co teraz? – stęknął Dragon, spoglądając na Rolanda. - Nie możemy się rozdzielać – powiedział Roland. – Musimy zdecydować, lewo czy prawo? - Pan tu jest kapitanem – rzekł z kolei pół-goblin. Roland westchnał i zamamrotał coś pod nosem, po czym wskazał prawą odnogę. - Zagłada! – odezwał się nagle Baobab i wszyscy zwrócili spojrzenia w jego stronę. - Co ty pleciesz do cholery! Skończ w końcu z tą zagładą albo powiedz o co ci chodzi – rzekł Roland. Nastała, chwila napięcia. Lecz Baobab i tym razem nic więcej nie powiedział. Tylko coś jakby zaskwierczał i mlasnął, a potem wlepił wzrok w czeluść prawego tunelu i znieruchomiał. - Ehhh dobra, idziemy! Bądźcie przygotowani na wszystko i mordy w kubeł dopóki nie dowiemy się dokąd prowadzi ten tunel. W końcu musi być gdzieś tu inne wyjście – powiedział pewnie Roland i dodał w myślał.. chyba. Dwie pochodnie nie ułatwiały piratom wędrówki lecz po kolejnych kilkudziesięciu metrach zdało się nieco przejaśniać i słyszeć jakieś dziwne dźwięki dochodzące przed nimi. - Stać – pokazał gestem Slash, który wciąż szedł na przedzie, co chwilę tnąc prewencyjnie ciemność cutlasem. – Chyba coś słyszę. Przed nami, jakieś dwadzieścia metrów. Piraci, cały czas od ataku na Necroville byli gotowi do walki, lecz teraz skupili się jeszcze bardziej i zaczęli zbliżać się do źródła dźwięku. Dźwięk nasilał się, niesiony echem. Z początku wydawało się, że to olbrzymia Morwa grobowa sunie w ich stronę i nawet nie byłoby w tym nic dziwnego w tych okolicznościach. Lecz czym bliżej znajdowali się źródła dźwięku, Roland uświadomił sobie, że to nic innego jak porządny odgłos chrapania. Gdy byli już na tyle blisko, aby ujżeć nikłe światło kaganka ich oczom ukazał się zadziwiający widok. Przy ścianie stało niewliekie drewniane krzesło z trzema nogami, a na jego szczycie spał w najlepsze fioletowy karzeł. Miał długą brodę i ubrany był w równie długą czapkę, której koniec leżał przy przeciwległej ścianie korytarza. Obu tych rzeczy nie sposób było ominąć nie deptając. - To chyba jakieś kpiny – powiedział na głos Roland i zerknął pytająco na resztę załogi. Moonshine, trzymający się dotąd na końcu pochodu, nagle znalazł się obok Rolanda i wycierając obślinioną ręke wskazał sufit nad nimi. Roland spojżał w górę i jego oczy dziwnie się rozszerzyły gdy przeczytał napis pośpiesznie wyryty na drwnianej desce. ZAGŁADA – WCHODZISZ NA WŁASNE RYZYKO O co tu chodzi? Pomyślał Roland i skierował spojżnie na Baobaba, który tym razem nie odezwał się ani słowem. - Nie możemy się tu zatrzymywać – rzekł w końcu Roland. Ci żołnierze, którzy zaatakowali Necroville mogą iść już za nami. Cloudy trzymający się przy końcu pochodu, z uwagi na to, że posiadał jedną z pochodni odpowiedział, że cały czas nasłuchuję ewentualnego pościgu ale jak na razie nic nie słyszy ani nie widzi. - Dobrze, może nie zauważyli, że tu wchodziliśmy. - Albo sami boją się tu wchodzić – rzekł Moonshine. W końcu Roland końcem swojego cutlasa klepnął karła w wystający bebech. – Hej! pobudka panie śpioch! - Om nom nom nom – karzeł wydał dziwny dźwięk i otworzył swoje oczy zaćmione bielmem. Pewnie z powodu długiego przebywania w ciemnościach. - Kim jesteś i co tu robisz karle? Gadaj prędko jeśli ci życie miłe – warknął Roland i przystawił cutlasa do gardła karła. - Kto mnie budz… o ostrze? – powiedział karzeł macając czubek cutlasa Rolanda. – Hi hi hi, po co te nerwy miłościwi panowie. Jam jest Purpurowy Ridl. Strażnik bramy. - Bramy? – zawachał się Rolnad – Jakiej bramy? Mówisz o tej starej spróchniałej desce. - Otóż to! – z uradowaniem rzekł Ridl. – Niech zgadnę, jesteście panowie zapwewne poszukiwaczami przygód, hi hi hi. Taak. Na pewno żeście są panami, czuć was na tysiąc stóp, jak nic, hi hi hi. Jam jest strażnik bramy i nie możecie wejść do Zagłady, nie inaczej jak przeze mnie. - Czy ty wiesz w ogóle istoto, że całe Necroville zostało spalone, tam w górze! A my jesteśmy piratami i możemy w mgnieniu oka cię zabić! - Oooo piraci! Ha, tak mogłem się domyślić, niestety oczy już nie te co kiedyś. A Necroville? Co to jest Necroville? Ja tu mieszkam i jestem strażnikiem bramy! Hi hi hi. A w ogóle nie wy pierwsi chcecie mnie zabić… mieszkam tu od tysiąca lat i cóż niestety jest drobny problem mości panowie. Mnie nie da się zabić. Chroni mnie magia starego świata. I nawet najwięksi magowie nie mogą jej przezwyciężyć. Dlatego jestem strażnikiem, strażnikiem bramy! O tak! - Ah tak – ze zrozumieniem pokiwał głową Roland. Cloudy! spal go! - Ayay sir – wyrechotał Cloudy i w jednej chwili splunął ogniem w fioletowego karła. Potok ognia objął całe ciało Ridla, tak że załoga piratów musiała się cofnąć, chroniąc się przed żarem. Zadowolony Roland, pokiwał głową – Ha ha, nie da się zabić, tak? I co panie karzeł. Po tych słowach w jedenj chwili ogień rozpłynął się w ciemnościach korytarza. Języki ognia spłynęły z Ridla niczym jakaś diabelska ciecz i zniknęły. Ridl siedział na swojej trzynożnej ryczce wpatrując się w Rolanda i jego załogę. Z miłej fioletowej starej twarzy znknał beztroski uśmiech. Jego twarz wypełniało teraz zdziwienie i gniew. - Mości panowie. Chyba nie chcecie stąd wyjść żywi – rzekł ze spokojem karzeł. Na twarzach załogi Rolanda jak i jego samego również malowało się zdziwienie lecz oprócz tego ogarnął ich lęk. Nastała niezręczna cisza. Atmosfera stała się tak napięta, że można by ją ciąć cutlasem, a Monshineowi zrobił się sucho w gardle. Roland nie wiedział czy karzeł ich teraz zabije czy nie, czy będą musieć walczyć i będzie to ich ostatnia walka w życiu. Nagle Baobab, który do tej pory wydawał jedynie dziwne dźwięki albo nic nie mówił. Odezwał się jakby obudził się z letargu i kompletnie nie zdawał sobie sprawy z sytuacji w jakiej się znaleźli. - Zagłada! Zagłada! Kapitanie, jeśli się nie mylę to jest Zagłada! Legendarny podziemny port, o którym czytałem kiedyś w starych woluminach z Przylądka Czarnej Pięści. Musimy tam wejść. To nasza jedyna szansa. Roland, często zdumiony umiejetnościami swojej załogi, zdumiał się jeszcze mocniej, gdy Baobab przemówił i całkowicie zapomniał o grożącym im teraz niebezpieczeństwie. - Co? Skad o tym wiesz? Nie mogłeś powiedzieć wcześniej? - To legenda kapitanie, choć wierzyłem, że jest prawdziwa. Wiedziałem jedynie, że wejście do tego miejsca musi być gdzieś pod Necroville, lecz która brama tam prowadziła nie miałem pojęcia. Obserwowałem, chmury i zawirowania portali aby ustalić prwidłową lokację, gdy zaatakowano Necroville. Ten okręt… kapitanie! - Błędny Rycerz – szepnął Roland. - Tak! On musi być przeklęty! Wprowadził mnie w stan pół-letargu umysłowego, gdy się pojawił. Jakieś diabelskie moce na jego pokładzie działają na magów.. tak myślę. - Czyli od początku chciałeś mi powiedzieć o Zagładzie? – domyślił się Roland, tylko nie mogłeś. - Właśnie tak, kapitanie! - Zaraz, zaraz – otrząsnął się Roland i przypomniał, że zaraz mogą zginąć z ręki fioletowego mikrusa. Spojżał na Ridla, lecz na jego twarzy znów zagościł miły uśmiech staruszka, jakby nigdy nic się nie stało. Roland kompletnie zdezorientowany całą sytuacją wrócił do rozmowy z Baobabem. - A więc wszystko jasne - rzekł Roland. Tylko dlaczego Błędny Rycerz zaatakował Necroville? Przecież tam nic nie ma, oprócz taniego burdelu - z resztą całkiem niezłego, no i umarlaków. - Myślę, że ten okręt, a raczej to co jest na jego pokładzie chce zdobyć Zagładę – stwierdził Baobab. Dzięki zaburzeniom magii Zagłada jest całkowicie bezbronna. Na przykład weźmy tego karła, on już nie będzie nieśmiertelny. - W takim razie musimy dowiedzieć się na czym im tak zależy i znaleźć sposób na pokonanie tego okretu i jego załogi – stwierdził Roland i odwrócił się do Ridla. - Karle! Przepuść nas musimy wejść do Zagłady! – zdecydowanie powiedział Roland, nie wiedząc co teraz odpowie Ridl. Po tym, co kazał zrobić Cloudiemu. - Hi hi hi, tak tak. Eee o czym ja to mówiłem… aaa, na pewno musicie tak, tak. Ale żeby to zrobić musicie najpierw odgadnąć zagadkę – z podnieceniem wymamrotał Ridl i pogłaskał się po białej brodzie. - No nie, westchnął Strup. To jakaś paranoja! Najpierw atakuje nas horda marynarzy i tracimy nasz okręt. Potem spotykamy karła, który jest nieśmiertelny i do tego mógł nas zabić ale chyba ma błyskawiczny zanik pamięci, a na końcu okazuje się, że cała Zagłada może ulec zagładzie i nie wiadomo, co jeszcze. A teraz mamy się bawić w zagadki? - Strup! – warknął Roland. Opanuj się, to jedyna szansa żeby tam wejść. - A co jeśli odpowiemy błędnie? – powiedział Roland i nagle zdał sobie sprawę, że to dość ważne. - Cóż, hi hi hi… niestety będę musiał was przenieść – zaśmiał się tajemniczo Ridl. - Jak to przenieść? – zdziwił się Dragon. - No tak. Pewnie zginiecie – oznajmił Ridl. – Zostaniecie przeniesieni daleko od tego miejsca. Niestety nie mogę wam powiedzieć gdzie dokładnie, bo sam tego nie wiem. To losowe. Mogę jednak zapewnić mości panowie, że raczej tego nie przeżyjecie. Hi hi hi. - Zaiste bardzo zabawne – stwierdził Roland i spojżał na załogę niknącą w balsku pochodni. Cyklop Uhu przewrócił swoim jednym okiem, a reszta załogi zdawał się być bielsza od szkieletów spotykanych na pustyni Karib. - Nie mamy wyjścia – karle. Gadaj i miejmy to z głowy – oznajmił Roland. - Tak tak, już mówie, hi hi hi – zachichotał Ridl. Tak więc co to jest? – Chwyta oddech nieba gdy płynąć trzeba. - Załoga zaszemrała między sobą lecz żaden z towarzyszy nie mógł znaleźć odpowiedzi. Wtem Roland powiedział, heh przecież to proste. Chodzi o żagiel. Ha ha, mogłeś bardziej się postarać Ridl – stwierdził Roland. - Eee tak, tak, hi hi hi, zgadłeś mości panie. To jest żagiel. Zatem możecie przejść. – Brawo kapitanie. To dlatego ty jesteś kapitanem. - odezwał się Willow. - Ta zagadka była banalna – stwierdził Roland. Ale czego oczekiwać po tysiąc letnim starcze. Ridl zwinał swoją długą brodę i cała załoga mogła przejść przez bramę do Zagłady. - Dobra idziemy – krzyknął Roland. Korytarz w brew pozorom nie zmienił się bardzo gdy Roland i jego kompani przeszli przerz bramę. Nadal sprawiał wreżenie solidnego, chociaż bardzo zaniedbanego. Po kilkunastu metrach korytarz nagle się skończył i oczom piratów ukazała się wielka grota, co najmniej taka jak Necroville na powierzchni. Na samym dole groty można było dostrzec coś na wzór portu. Różne budynki i chałupy drewniane, a niektóre domy były wykute w pobliskich skałach. Drewniane pomosty wcinały się w pobliską zatokę, która sprawiała wrażenie często odwiedzanej. Małe dźwigi portowe straszyły swoimi ramionami gotowe na podjęcie ładunku, a tego nie brakowało. Na drewnianych pomostach walały się różnej maści skrzynie i beczki. Połyskująca tafla wody, na której bujały się leniwie Brygi i Slupy wyglądała nad wyraz magicznie. - Toż to cały port pod ziemią! – ze zdumieniem oznajmił Slash. - A jednak on istnieje – z rozmarzeniem stwierdził Baobab. - Tak niesamowity - powiedział Roland. – Musimy iść i szybko dowiedzieć się o co tu chodzi. Bądźcie czujni jak zawsze. Roland i jego towarzysze zeszli po drewnianych schodach i pomostach w głąb groty. Po pewnym czasie znaleźli się w porcie Zagłada. Ku zdziwieniu piratów, port sprawiał wrażnie kompletnie opuszczonego. Jednak wszystkio inne było na swoim miejscu. Jakby mieszkańcy nagle zapadli się pod ziemię. - Nie podoba mi się to – odezwał się Baobab i mocniej ścisnął swoją demoniczną strzelbę. - Mnie też – przyznał Roland. Piraci posuwali się wzdłuż głównej drogi portowej. Po lewej mieli zatokę, a po prawej drewniane zabudowania. Nagle rozległ się przeraźliwy świst i chwilę później eksplodował Slup najbliżej stojący brzegu. - To zasadzka, krzyknał Roland. – Do broni towarzysze! Z drewnianych chałup wysypali się znajomi żołnierze w szpiczastych chełmach z szablami i pistoletami. Zza samotnej skały znajdującej się na środku zatoki, której nie było widać u wylotu tunelu do groty, wypłynął Błędny Rycerz. Rozpętało się piekło. Kule armatnie świszczały w powietrzu, beczki z prochem rozlatywały się w drobny mak, posyłając na dno zacumowane okręty. Metaliczny szczęk oręża wypełnił przestrzeń jaskini. Cała załoga Rolanda walczyła dzielnie do ostatnich sił. Cloudy pluł ogniem jak nigdy przedtem posyłając tuziny wrogów w zaświaty. Slash ciął swoim cutlasem na prawo i lewo osłanaijąc Uhu, który strzelał z garłaczy. Dragon błyskawicznie przeładowywał swoją rusznicę i pluł ołowiem w metalowe napierśniki wrogów. Tylko Baobab pogrążył się ponownie w otępieniu. Jego demoniczna strzelba tym razem nie chciała wypalić. Błędny Rycerz skutecznie blokował jego magię i umysł. Błedny Rycerz był ogromny okrętem, wpływając do portu Zagłada taranował statki i drewniane nabrzeże, przy którym cumowały. Niszczył kadłubem wszystko czego dotknął, a salwami armatnimi zmiatał chaty i pobliskie domy w skałach. Roland i jego załoga tego nie widzieli, gdyż walczyli zaciekle z hordą żołnierzy. Jednak liczebność wroga i tym razem była oszałamiająca. Przytłoczeni piraci nie mieli dokąd się wycofać. Zostali okrążeni. - Pieprzony piątek! – wycedził Roland – Panowie, to był zaszczyt być waszym kapitanem – powiedział z przekonaniem i świat nagle zrobił się ciemny. Roland obudził się z piekielnym bólem głowy. Przez dłuższą chwilę zamglony wzrok przyzwyczajał się do karmazynowego światła, które go otaczało ze wszystkich stron. - Co się stało? – nie żyję? Wiedział tylko jedno, został sam. Nie dostrzegł swojej załogi. Został także pozbawiony broni i wszystkiego co miał przy sobie. Roland rozejrzał się po miejscu, w którym się znalazł. Ciężko było mu stwierdzić jednoznacznie gdzie jest. Znajdował się w jakimś pomieszczeniu o karmazynowych ścianach, na których tliły się magiczne lampy. Ściany były niby drewniane lecz jakiś inne. Nie potrafił określić tego uczucia, które mu towarzyszyło gdy patrzył na to miejsce. Na końcu pomieszczenia dostrzegł coś co przypominało drzwi. - Dobra, gdziekolwiek jestem. Trzeba się z tąd wydostać. Może moja załoga jeszcze żyje? Trzeba działać, tak – jego zmysły zaczęły powoli wracać do normy. Roland uzbrojony jedynie w pieści i silną determinację ruszył pewnym krokiem w kierunku drzwi.