Anonim_652a6840a229b3b9188db1359476f7913e0a4c8f2443eaab9a83336f4dbdb185

Uciekinier
  • Zawartość

    4226
  • Dołączył

  • Ostatnio

Posty napisane przez Anonim_652a6840a229b3b9188db1359476f7913e0a4c8f2443eaab9a83336f4dbdb185


  1. Stary Druhu,
    Mam nadzieję, że list ten spotka Cię w dobrym zdrowiu i takim samym samopoczuciu. Dużo czasu upłynęło od naszego ostatniego spotkania...


    Niziołek splunął w popiół przygaśniętego ogniska i przygryzł obraną przed chwilą marchewkę.
    Tak, minęło zdecydowanie za dużo czasu.
    Obiektywnie patrząc to wcale nie było ze stratą dla Furra. Zaczął zdrowo się odżywiać i wreszcie znalazł chwilę, by wykurować wszystkie niedoleczone urazy. Wśród starych przyjaciół nigdy nie było na to czasu. Nie było też z kolei nudy i tego dziwnego zmęczenia, które ogarniało go coraz częściej odkąd rozstały się ich drogi. Niziołkowi brakowało przygód, brakowało tych ludzi, którzy w swoich listach z dalekich krain za ważne uznawali przypominanie o kupowaniu marchewek (pisane wierszem!), czy opisywanie snu zawierającego duże ilości rudowłosych elfek o olbrzymich, oczywiście, oczach.

    Obecne życie Furra nie było jednak wcale pozbawione ryzyka, ani ciężkiej pracy. Odkąd całkowicie zreorganizowano Gildię Złodziei w Waterdeep stracił on większość swoich kontaktów. Musiał samemu stworzyć własną siatkę informatorów, a żeby to uczynić, otworzył początkowo mały biznes polegający na imporcie i eksporcie zabawek. A nawet nie do końca zabawek. Myślenia o zabawkach. Wszystko polegało na tym, że kilku zatrudnionych przez Furra artystów należących do sekty wyznawców grzybków halucynków malowało obrazy na podstawie swoich zupełnie niestworzonych wizji i później dorabiało do tego historię. Tak przygotowany zestaw nazywano Księgą Mistrza. Potem kupujący czytali tę Księgę i w gronie przyjaciół opowiadali sobie jeszcze dziwniejsze historie, co też tam w tych halucynopochodnych światach poczynają. Niziołek po zobaczeniu jednej z tych „Sesji”, jak to kupujący zaczęli powszechnie nazywać wolał nigdy nie zaglądać do, bądź co bądź, swojej kreacji.
    Pierwsze sklepy oficjalnie sprzedające Księgi Furr postawił za własne pieniądze. A w zasadzie pieniądze „pożyczone” ze skarbca jego bogatej rodziny. Następne wyrastały jak grzyby po deszczu, najpierw w największych miastach, a potem również w małych miasteczkach. A za pozwolenie na sprzedaż oficjalnych Ksiąg, Furr łaskawie nie żądał sowitych opłat. Za to otrzymywał bardzo dużo listów. Nie tylko z prośbami o erraty zasad...
    Biznes nie przynosił dużych zysków w złocie. Zresztą niziołek wcale ich nie oczekiwał, był wręcz zaskoczony tym, że to się samo utrzymuje. Wystarczającą nagrodą były listy od fanów, którzy byli w stanie zrobić niemal wszystko, byle tylko poznać drobny szczegół o najnowszej Księdze z rycerzami o świetlistych mieczach.

    … i naprawdę właśnie taką mógłbym poślubić i żyć do końca mojego dłuuuugiego życia. No, mogłaby mieć jeszcze trochę więcej centymetrów w biuście…
    Nie wiem, czy słyszałeś, ale Farin wrócił do tamtej wioski odbudować swoją siedzibę…

    Niziołek słyszał te wieści. Niepokojące było jednak to, że tego samego dnia, gdy otrzymał ten list, dotarły do niego też wieści z niedalekiego Delzimmeru. Karczmarze narzekali na mniejsze zyski. Zbrojmistrzowie podnieśli ceny towarów. Magowie przestali przyjmować nawet drobne zlecenia. To mogło być tylko drobne zachwianie ekonomii, ale coś nie dawało spokoju Furrowi. Mniej ludzi w karczmach? Wyprzedane uzbrojenie? Magowie zajęci własnymi sprawami? To było za mało, by móc mówić o wojnie, ale wyraźnie wskazywało na jakiś drobny konflikt sąsiedzki.
    I to wszystko akurat wtedy, gdy Farin pojawił się w pobliżu…
    Furr już dawno przestał wierzyć w przypadki.

    Podróż do Luirenu, pomimo dużej odległości była bardzo krótka. Niziołek skorzystał z portalu, jaki został otwarty dla przedstawiciela rodziny Skenoldów wybierającego się do Beluir w związku z problemami rodziny królewskiej. Wystarczyło obiecać magowi, że otrzyma nową Księgę na tydzień przed oficjalną premierą… Z Beluiru bezproblemowo przedostał się tradycyjnymi metodami do Delzimmeru, gdzie potwierdziły się jego obawy. Wszędzie słyszał pogłoski o olbrzymim pożarze na skraju Wielkiej Rozpadliny. Nigdzie jednak nie spotkał kogokolwiek, kto mógłby być naocznym świadkiem tych wydarzeń. Nie mając innego wyjścia, Furr wyruszył więc w stronę krasnoludzkiego królestwa zaraz po uzupełnieniu zapasów.

    ... mam wrażenie, że coś jest nie tak, jakby ktoś nie spuszczał mnie z oka, ale jednocześnie nie widzę nikogo podejrzanego. Mam nadzieję, że to tylko mój umysł się ze mną bawi, a ja zwyczajnie nie potrafię wrócić do pracy samemu. Ufam, że u Ciebie wszystko w porządku.

    Serafin

    Niziołek siedział jeszcze przez chwilę wpatrując się w wypalone już ognisko, po czym złożył list i włożył go za pazuchę. Informacje, które zbierał od swoich znajomych wyraźnie wskazywały na to, że w wielu miejscach Faerunu zaczęli w sferze lobbystycznej aktywnie działać ludzie, którzy do tej pory wydawali się nie mieć zupełnie żadnych interesów w polityce. Słyszał, że podobno pojawił się na arenie nowy gracz, mający własne cele i posługujący się wszelkimi metodami, by je osiągnąć. Do tej pory traktował to jako plotki, ale niepokój Serafina, dziwna sytuacja z Farinem i kompletny brak jakichkolwiek pewnych wiadomości sprawiały że jeżyły mu się włosy na karku.
    Wsiadł na konia, którego ukradł jeszcze w Luiren i pojechał dalej w stronę wioski krasnoludów.
    Faranos, gdzie osiedlił się Farin było dość niecodziennym miejscem jak na krasnoludy. Znajdowało się ćwierć dnia drogi od Rozpadliny i nieco ponad dwa dni drogi od Delzimmeru. Umieszczone na uboczu traktu prowadzącego do Eartheart przypominałoby raczej ludzkie osiedle, gdyby nie to, że krasnoludzkie domy były znacznie niższe, a na uboczu stał solidnie obwarowany dwór obronny. Przynajmniej tak musiało to wyglądać w przeszłości. Niziołek przyspieszył konia do galopu i niemal w biegu zeskoczył gdy dojechał do ruin niebrzydkiego niegdyś zameczku. Poczerniałe od sadzy kamienne mury zapadły się, gdy naruszone przez wysoką temperaturę kamienie popękały niezdolne podtrzymać ciężaru budowli. Na zakurzonej posadzce odróżnić dało się brązowe plamy zaschniętej krwi. Gdzieniegdzie widać było resztki połamanego oręża, które ostało się przed szabrownikami. Kasztel padł. Nie bez walki, oczywiście, krasnoludy były bardzo waleczną rasą, na pewno walczyli do końca. Ale nawet kilkunastu wojowników krasnoludzkich broniących warowni nie mogło dać rady najemnej armii wspomaganej przez kilku magów. Niziołek dla pewności sprawdził całe wnętrze budynku, wszystkie ślady zostały jednak bardzo dokładnie zatarte przez napastników, a to, co mogli pominąć strawił ogień i zniszczył szaber. Złodziej nie zwykł się jednak tak łatwo poddawać. Olbrzymia wyrwa w murze wskazywała na kierunek, z którego rozpoczął się atak magiczny. Skierował się w tamtą stronę i zaczął uważnie przeszukiwać teren. Miał niebywałe szczęście – w znajdującym się nieopodal zagajniku znalazł ślady niedawnego obozowiska, które musiało należeć do grupy atakującej dwór. Z przypiętego do pasa chlebaka wyjął małą buteleczkę z miksturą, w którą się zaopatrzył przed podróżą. Posiadanie znajomych w sekcie narkotykowej miało bardzo dużo zalet, między innymi dostęp do najdziwniejszych i często zakazanych eliksirów. Niziołek szybko wypił napój starając się nie oddychać przez nos. I tak ledwo powstrzymał wymioty od ohydnego smaku. Chwilę później mikstura zaczęła działać. Świat dookoła wyostrzył się, wszystkie kolory stały się znacznie bardziej jaskrawe, jakby nagle ktoś zwiększył kontrast. Ale najbardziej pożądany efekt dopiero się zaczynał. Furr zaczynał wyczuwać zapach magii. I zaczął powoli iść w jej kierunku. Dopiero teraz dostrzegł wyraźne ślady wielu ludzi, widział niemal jak jeszcze niedawno przechodziło tędy zwierzę o rozdwojonych kopytach. Idąc potknął się o leżącą kłodę. Ciężko było myśleć o takich przeszkodach, gdy uwagę zwracały każde najdrobniejsze szczegóły budowy liścia, a magiczny zapach kręcił w nosie, nęcił i przywoływał. Po przewróceniu się niziołek nie wstał, tylko szedł na czworakach, cały czas idąc w stronę źródła magii. Zapach stawał się coraz intensywniejszy, na tyle intensywny, że łotrzyk zaczął tracić kontakt z rzeczywistością, pamiętał jeszcze, że oparł dłoń o zimny już popiół, gdy eliksir do końca przejął kontrolę nad jego ciałem.

    Gdy Furr się obudził było już ciemno. Leżał nagi na środku polany w zagajniku przytulając się do kawałka materiału. Już raz kiedyś wypił ten eliksir, ale to było w znacznie bardziej kontrolowanych warunkach. Wiedział czego się spodziewać, ale nie sądził, że może aż tak stracić panowanie. Swoją skórznię znalazł wiszącą na gałęzi pobliskiego krzaku. Spojrzał na to co trzymał w ręce. Skrawek szaty ze znakiem runicznym. Pamiętał ten znak, widział go już gdy przejeżdżał głównym traktem Delzimmeru…
    Nie czekał na świt, gdy tylko znalazł swojego konia pogalopował w stronę miasta. Miał punkt zaczepienia i nie mógł sobie pozwolić nawet na chwilę zwłoki.
    Nocą następnego dnia dotarł na miejsce. Musiał zrobić krótki postój by nie zamęczyć wierzchowca, sam zresztą też padał z nóg. Czekał jednak tylko tyle, ile było konieczne by przypadkiem nie popełnić jakiegoś błędu będąc w niebezpieczeństwie. Konia pozostawił w stajni pod miejską bramą, sam zaś na piechotę udał się do sklepu, na którego witrynie wymalowany był znany mu znak runiczny. Drzwi i okiennice były pozamykane, a od frontu wisiała wywieszka, wedle której sklep magiczny będzie zamknięty do odwołania. To wcale nie przeszkadzało niziołkowi. Przeszedł zaułkiem na tył budynku, wspiął się zręcznie na piętro z oknem, po czym nie dostrzegając żadnych pułapek błyskawicznie je otworzył i wślizgnął się do środka. Rozejrzał się w półmroku i zauważył, że z dzbanka stojącego na stole paruje woda. Natychmiast przywarł do ściany i przygotował się do wyciągnięcia z ukrytej w rękawie pochwy sztyletu z matowym ostrzem. Usłyszał zbliżające się zza ściany kroki i zobaczył światło kaganka pod drzwiami. Drzwi zaczęły się otwierać i gdy tylko osobnik przekroczył próg Furr natychmiast kopnął go w kolano. Głośny krzyk, zazwyczaj następujący po cichym chrupnięciu rzepki został bardzo szybko stłumiony przez rękę niziołka, który doskoczył do głowy przeciwnika trzymając się drugą ręką jego pleców. Po chwili z głośnym uderzeniem obaj znaleźli się na podłodze. Półelf, co dopiero teraz zauważył łotrzyk, zwijając się z bólu, niziołek – szybko krępując cienkim, ale mocnym sznurem półelfa. Natychmiast po związaniu przeciwnika łotrzyk zerwał się na nogi, wyciągnął sztylet i przygotował się do odparcia ataku od strony drzwi. Ten jednak nie nastąpił. Furr szybko, lecz ostrożnie sprawdził pozostałe pomieszczenia. Sklep wyglądał, jakby był przygotowywany na wznowienie działalności w krótkim czasie, ale na półkach nie było żadnych przedmiotów, poza atrapami mającymi udawać silnie umagicznione. Łotrzyk wrócił więc do pokoju, w którym leżał skrępowany mieszkaniec sklepu. Zdjął mu z twarzy knebel i od razu uderzył pięścią w twarz po tym, gdy ten próbował krzyknąć.
    - Możemy to zrobić na dwa sposoby. Bolesny i bardziej bolesny...

    Świtało już, gdy Furr wyjeżdżał z Delzimmeru. Przed wyjazdem wynajął gońca, by zawiózł do Beluirskiego oddziału Ksiąg list zaadresowany do Serafina. Niziołek dowiedział się z rozmowy z półelfem, który okazał się być niezbyt utalentowanym uczniem jednego z magów biorących udział w ataku na kasztel, że cała akcja była wymierzona właśnie w Farina, którego jednak nie udało się napastnikom znaleźć. Dowiedział się też, że właśnie ze względu na to, iż nie udało im się schwytać właściwego krasnoluda ich zleceniodawca nie zapłacił nikomu obiecanego złota, czy też innych skarbów, a mistrz owego półelfa pojechał do Calimportu odebrać swoją część zapłaty. Szkoda tylko, że półelf wybrał bardziej bolesny sposób, by podzielić się tymi informacjami z niziołkiem…
    Furr bardzo żałował swojej decyzji trzy tygodnie później, gdy nocował u cyrulika w Rethmarye. W krwawiące otarcia od szaleńczej jazdy konnej wdarło się zakażenie. Niziołek czuł, że miał maga na wyciągnięcie ręki. Musiał jednak odpocząć kilka dni. I zamiast ruszyć w dalszą drogę konno zmienić sposób poruszania na znacznie wolniejszy, ale wygodniejszy spływ rzeką Channath… Minęło więc półtora miesiąca od wyjazdu z Delzimmeru, gdy niziołek dostał się na statek płynący do Calimportu. Dowiedział się też, że jakiś mag popłynął w tym samym kierunku ledwie trzy dni wcześniej. Jeśli się nie mylił i to był jego cel, to oznaczało to, że pomimo przymusowego postoju udało mu się przynajmniej częściowo odrobić stracony dystans.
    Pogoda sprzyjała, rejs przez Lśniące Morze trwał tylko dwa tygodnie i niziołek szybko znalazł się w Słonecznym Mieście. Pierwsze kroki skierował do najbliższej siedziby swojej firmy i nakazał znalezienie informacji o magu, który powinien był pojawić się w mieście kilka dni temu. Szczęśliwym trafem jeszcze tego samego dnia dowiedział się, że zauważono, że ktoś taki zatrzymał się w jednej z karczm portowych.
    Gdy tylko nad Calimportem zapadła ciemność, Furr wyekwipowany w utensylia ułatwiające walkę z magiem udał się we wskazane miejsce. Miał bardzo prosty plan – wejść, zamówić piwo, pociągnąć za język karczmarza, wyjść, wejść od tyłu, pozbyć się ewentualnej obstawy, wydusić z maga tyle ile się da na temat jego zleceniodawcy, udusić maga. Plan, choć z pozoru bardzo prosty, w rzeczywistości i tak był znacznie bardziej wyrafinowany od tych, do których przyzwyczaił się działając w dawnej drużynie. Tam zazwyczaj plan zaczynał się na „SZ”, kończył na „A”, a pomiędzy znajdowało się jeszcze „ARŻ”.
    Oczywiście wszystko wyszło zupełnie inaczej, niż Furr mógł się spodziewać. W głównej sali karczmy, w której miało być tłoczno i głośno było pusto i cicho. Poprzewracane ławy i stoły wskazywały na to, że goście bardzo pospiesznie opuścili lokal. Zresztą nie tylko goście. Nikt nie chował się za szynkiem, nawet karczmarz najwyraźniej spiesznie się oddalił. Łotrzyk szybko zlokalizował prawdopodobne źródło tej pustki. Z oddzielonej kotarą części izby słychać było przytłumioną rozmowę, bynajmniej jednak nie cichą.
    - Nie obchodzi mnie, że nie znaleziono jakiegoś krasnala! Zużyłem na tę akcję moje najsilniejsze zaklęcia! Należą mi się te pieniądze! W ogóle nie przyjechałem tu całej drogi tylko po to, by rozmawiać z jakimś pachołkiem Borrowa, chcę się z nim widzieć osobiście!
    Słysząc to nazwisko Furr natychmiast podskoczył bliżej kotary zapominając o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. To był bardzo duży błąd. Zapiszczała pułapka alarmowa. Kotara natychmiast została odsłonięta. W mniejszym pomieszczeniu stało czworo ludzi. Dwóch wyglądających na zwykłych najemników, choć wyraźnie zahartowanych w walce, jeden, którego strój wskazywał na to, że jest ściganym przez niziołka magiem i jeden szczupły mężczyzna, który przypasany miał miecz o wysadzanej klejnotami rękojeści.
    - O, najmocniej przepraszam, nie wiedziałem że panowie tu rozmawiają, szukałem karczmarza, chciałem zapłacić za piwo. – Nawet Furr uznał to za głupią wymówkę, lecz nie miał za bardzo czasu wymyślić niczego lepszego. – Cóż, skoro jednak nie ma go tutaj, to może lepiej sobie pójdę.
    - Zaraz, czekaj kurduplu, Ty mi kogoś przypominasz, Borrow wyznaczył nagro…
    Kurdupel nie zamierzał dłużej czekać. Uderzył pięścią w małą fiolkę zawieszoną przy udzie. Natychmiast pomieszczenie wypełnił gęsty pył, który jednak szybko zaczął opadać na podłogę. Ale niziołek nie zamierzał na to czekać. Szybki wypad, i sztylet wyciągnięty z rękawa pozostał w nerce jednego z najemników. Drugi widząc to wyciągnął długi miecz i zamachnął się na niziołka wyłaniającego się spod chmury popiołu. Zanim jednak wyprowadził cięcie, miniaturowy bełt wystrzelony z wyrzutni przymocowanej do nadgarstka łotrzyka wbił mu się w oko.
    Mag wykrzyczał jakąś formułę. Furr poczuł, jak schowany pod koszulą amulet chroniący przed magią rozsypuje się w proch. Wolał nie dać magowi możliwości powtórzenia zaklęcia. Wyciągnął szybko schowany do tej pory w pochwie krótki, zakrzywiony miecz jarzący się delikatną zieloną poświatą. Ciął po nogach, mag próbował zastawić się kosturem, lecz łotrzyk był szybszy. Trawers nogą zakroczną, pchnięcie i końcówka miecza przebiła kręgosłup maga.
    W tym momencie niziołek zorientował się, że czwarta osoba wciąż stoi w tym samym miejscu.
    - Gdzie jest Borrow i czego znowu od nas chce?! Odpowiadaj albo skończysz jak oni! – Łotrzyk pewny siebie zawołał do mężczyzny.
    - Wątpię.
    - Co…?
    Nie dane mu było jednak otrzymać odpowiedzi. Ruchem tak szybkim że Furr nie zdążył nawet drgnąć mężczyzna doskoczył do niziołka. Ostatnie co łotrzyk zobaczył, to bardzo szybko zbliżającą się do jego twarzy pięść.
    Potem była już tylko ciemność.

    Niziołek obudził się z piekielnie mocnym bólem głowy. Czuł delikatne kołysanie statku. Czułby też ciężkie kajdany, gdyby nie zwisał na nich przykuty do burty. To nie było jednak najgorsze.
    Znowu był nagi...

    [Devil, szkoda że jeszcze nie wspomniałeś, że miałem do załatwienia jakąś sprawę w Winterkeep, byłoby jeszcze zabawniej ;P.]


  2. Dnia 12.12.2011 o 19:50, Wilkv napisał:

    [Eeeej... Poczekajcie z reaktywacją do połowy stycznia, kiedy będę po obronie :(]


    [A jednak! :D:D:D]
    [Nie muszę chyba dodawać, że oczywiście też się na to piszę ;). Za długa była ta moja przerwa, oj za długa, czas uruchomić ponownie dawno zapomnianą maszynę wyobraźni... Będzie trzeba odkurzyć panel sterowania i nasmarować wszystkie trybiki, ale jestem w stanie poświęcić się na te prace porządkowe - w końcu to dla wyższego celu - dla dobra ludzkości! A przynajmniej tych kilku wspaniałych ludzi, którzy to będą czytali ;).]


  3. Dnia 05.12.2011 o 13:40, CermatoX napisał:

    Żyje, żyje - ktoś mi przypomniał że mam zagrać, btw furr ty masz x360? bo muszę qpić
    młodej z kinetick i mam kilka pytań jak nie masz to daj znać kto ma z krewnych i znajomych
    królika - bo nigdy konsoli nie miałem a już kinetika tego całego to tfuuuu ojcem być
    cholera na wszystkim się znać muszę:P


    X360 jeszcze mam, ale już niedługo - prawdopodobnie oddam na stałe siostrze stryjecznej - i tak od pół roku stoi u niej ;). Kinect(a) (bo tak to się pisze :P) nie miałem nigdy.


  4. Dnia 18.10.2011 o 19:20, necron1501 napisał:

    Grado SR60i


    Niestety nie dam Ci porównania, ale po dwóch latach korzystania z Grado:

    * Jakość dźwięku super - a nawet lepiej niż super. Wspaniałe, selektywne basy, pomimo otwartej konstrukcji. Słuch się nie męczy nawet przy głośnym odsłuchu. Niezwykle czysty dźwięk. Oczywiście najlepiej współpracują z porządnymi wzmacniaczami, ale są również przyjemne z przenośnymi odtwarzaczami audio.
    * Wygoda średnio, da się używać w terenie, ale najwygodniej słucha się w zaciszu domowym. Gąbki są zbyt miękkie - pałąk dociska muszle do małżowin na tyle mocno, że czuć plastik na uszach. Przy dłuższym słuchaniu zaczyna to przeszkadzać. Poza tym typowe bolączki układu otwartego - jeśli jest jakiś hałas w otoczeniu, to całą wspaniałą jakość dźwięku biorą diabli. Niestety.
    * Jakość wykonania - słabo. Bardzo słabo. Brzydki plastik, odpadające elementy (literki oznaczające kanały), ścierające się napisy. Zresztą one są po prostu brzydkie. Oczywiście, ma to zalety, w pociągu nikt nie zwraca na nie uwagi, ale kurczę, za taką cenę mogłyby być trochę lepiej zaprojektowane.

    Podsumowując - Grado sr60i to rozwiązanie dla audiofila - ascety, słuchającego muzyki nie dłużej niż godzinę dziennie po powrocie do domu.

    Gdybym miał kupować kolejne słuchawki - nie wybrałbym Grado. Poszedłbym w podobną kategorię cenową z konstrukcją zamkniętą, zwracając szczególną uwagę na wygodę przy długim użytkowaniu. Bo to jest dla mnie najgorszą wadą tych słuchawek i kurczę po 4 godzinach przestaję zwracać uwagę na muzykę, a tylko na ból ściśniętych uszu.


  5. Dnia 22.01.2011 o 16:58, Pitej napisał:

    A ja mam pytanie czy słuchawki które podłącza się do pada od Xboxa 360 działają z PC?
    Tzn. Mam pada od X''a PC i gdy chcę rozsiąść się wygodniej, to nie starcza mi kabla
    moich obecnych "zwykłych" słuchawek. Gdybym dokupił sobie headset xboxowy to dźwięk Skype
    i wszystkich gier PC normalnie, elegancko by działał?


    Taniej wyjdzie kupić dłuższy kabel z wejściem i wyjściem jack.


  6. Dnia 21.11.2010 o 13:30, Warchild napisał:

    Może i się da, ale czy Ty to umiesz? I czy jest to na tyle łatwe, żeby uczyć się tak
    grać na początku przygody z gitarą? Wątpię...


    Nie jest to wcale takie trudne :).

    Dnia 21.11.2010 o 13:30, Warchild napisał:

    A Jeff Beck, czy Mark Knopfler to jest
    absolutnie najwyższa półka, więc dałbym sobie spokój z porównywaniem ich do początkujących
    >.<


    Oni też kiedyś zaczynali. To nie było tak, że wzięli w pewnym momencie gitary do rąk i zaczęli grać wszystkie swoje szlagiery.

    Jeśli chcecie jakiś kompromis - zainteresujcie się thumbpickami. Sam zaczynam się tym bawić, całkiem przyjemne :).


  7. Gwoli ścisłości - ja prowadziłem ktulu na forum ;). Oczywiście, teraz wprowadziłbym kilka zmian (głównie w preferowanych rolach, niektóre po prostu nie działają na forum) i odrobinę bardziej restrykcyjne reguły dotyczące ujawniania własnej roli...

    Tylko zawsze pozostaje ten najważniejszy problem - ja chętnie bym zagrał, ale ktoś musi prowadzić... ;)


  8. Dnia 07.09.2010 o 20:40, Caelethi napisał:

    jednak miastu wyszło to na dobre, że nie zabiliśmy żadnego z nich
    pierwszego dnia linczu. Także nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :P


    Tja... ;P

    Dnia 07.09.2010 o 20:40, Caelethi napisał:

    Gdybym uważał, że wszystko działa tak jak powinno, to bym się nawet wtedy nie wychylał
    z takimi pomysłami. Formuła gry powoli zaczyna być rozczarowująca,


    Są na to gotowe odpowiedzi, nie trzeba szukać daleko, wystarczy w tym wątku wyszukać frazy "ktulu" ;).
    Fiarot wprowadzał również Złote Sztabki, aczkolwiek ja osobiście nigdy w nie nie grałem więc nie mogę się wypowiadać.

    Swoją drogą chętnie zagrałbym w Ktulu na forum...

    Dnia 07.09.2010 o 20:40, Caelethi napisał:

    To tyle ode mnie, pozdrawiam i wielkie dzięki za tą dyskusję!


    Zdecydowanie wzajemnie :).


  9. Dnia 07.09.2010 o 18:59, ariwederczi napisał:

    Pozwolę więc innym przekonać mnie do swoich racji. Na razie jednak podpadł mi Keroth...


    Powiem szczerze - czuję się bardzo dziwnie patrząc na to co piszesz. W sumie bardziej niż "dziwnie" pasują tutaj słowa "zaniepokojony", "niezadowolony", "zniesmaczony"...


  10. Kuźwa, już trzeci raz piszę odpowiedź na ten post...

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Słuchaj, kiedy dodałeś swój głos, to wszystko już było moim zdaniem przesądzone.


    Swoją dezaprobatę do tego pomysłu wyraziłem już po drugim linczu. Wtedy jeszcze nic nie było przesądzone.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Nic to nie zmieniło.


    A tutaj się zgadzam.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    A twoją główną pobudką była moim zdaniem chęć wyłamania się z tłumu,
    by potem wytykać reszcie wczorajszy lincz. Tak ja to widzę.


    Nie, moją główną pobudką było wskazanie na moim zdaniem błędne wasze działanie. Zrobiłem to. Nie byłem jednak również pewien winy Zurrisa, więc nie starałem się na siłę wszystkich przekonać do zmian głosów. Zresztą wątpię, bym w ogóle cokolwiek zdziałał o tak późnej porze.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Rozumiem, że mogłeś nie wierzyć
    w winę Kukowskiego, ale sam (to chyba Ty byłeś?) napisałeś, że wolałbyś jednak poznać
    jego tożsamość, niż Zurrisa dnia wczorajszego. Czemu więc nie zmieniłeś głosu wcześniej?


    Początkowo nie miałem zamiaru zmieniać głosu na Kuka. Zarówno on, jak i Zurris byli jednakowo mi obojętni. Nie widzę jednak dalej sensu w tamtym zagraniu - miało dać mieszkańcom materiał do analiz? Niestety jak widać po wczorajszym linczu mało kto wyciągnął jakieś spójne wnioski z tej akcji (co widać po rozkładzie głosów)
    Co więcej zostało to kompletnie zmarnowane, gdyż w linczu zginął uratowany dzień wcześniej Kukowsky. Mafia dostała darmowy mord. Zamiast po ewentualnym linczu na Kuku pierwszego dnia i wczorajszym linczu na innej osobie podejrzanej mamy dwa dni w plecy.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Szczególnie, że na Ariego miałeś tyle co nic. Nie kupuję tego.


    Patrz, mija trzeci dzień, dalej mam na niego tyle co nic, a paradoksalnie mi to wystarcza...

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Lepsze to niż patrzeć jak do
    końca głosowania każdy ratuje sobie tyłek, a całość kończy się losowaniem poprzez rzut
    kostką, bo taki scenariusz był według mnie dosyć prawdopodobny...


    Jak napisałem wyżej - Twoje zagranie nic w tej kwestii nie zmieniło. Zurris też został tak naprawdę wylosowany, dla mnie nie ma znaczenia, czy lincz jest losowany przez MG, czy przez innego gracza.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Zakładając, że nie
    zmieniłbyś głos una Kuka, gdybym nie wyszedł z tą inicjatywą - zapewne być tego nie zrobił,
    bo po co narażać się w późniejszym etapie na oskarżenia ze strony innych, że wkopałeś
    do grobu mieszkańca?


    Nie zmieniłbym głosu na Kuka, w końcu chciałem linczować ariego, który był i nadal jest dla mnie bardziej podejrzanym. No, oczywiście, ciężko żeby był bardziej podejrzany od martwego mieszkańca, ale sam pewnie rozumiesz w czym rzecz.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    To sytuacja hipotetyczna oczywiście, ale to takim rozumowaniem mogłeś
    się kierować i to mogło potem wpłynąć na twoją zmianę głosu, bo wtedy kiedy Ty to zrobiłeś,
    głos na Kuka nie był niczym wielce podejrzanym i mogłeś w spokoju ugruntować sobie lincz
    na dzień dzisiejszy "bo ja chcę poznać jego prawdziwą tożsamość!!!".


    Bo chciałem poznać jego prawdziwą tożsamość. Aczkolwiek moim priorytetem była (wczoraj) i jest Twoja osoba.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Dla Ciebie głupie, dla mnie całkiem sensowne. Nie lepiej zburzyć dotychczas ustalony
    ład i ustanowić nowy?


    Skoro wchodzimy już na takie tematy...
    Nie, niekoniecznie jest lepiej. Wiesz, jest taka zasada - nie naprawiaj tego, co działa tak, jak powinno. Drastyczne zmiany, rewolucje, obalenie dotychczasowych prawd... To wszystko jest bardzo pociągające, dla osób z klapkami na oczach może również wydawać się proste i piękne. Jednak jak widać choćby z historii - rewolucje generują więcej strat, niż zysków. Gdzie zyskami zazwyczaj określone jest wprowadzenie nowej myśli do światopoglądu, a stratami są tysiące (bądź miliony) ludzkich żyć. Moim zdaniem metody tradycyjne są znacznie lepsze. Bilans wychodzi albo na plus, albo na zero. Nagłe zmiany mogą dać plusy, ale jest też olbrzymia szansa na same minusy.

    A wracając do mafii...

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Jeśli ta gra ma postępować według pewnego schematu, to ta formuła
    już dawno się wyczerpała. Nie możesz (a raczej: sądzę, że bezsensownym jest) nazywać
    debilizmem czegoś, nie znając do końca owoców ów inicjatywy. Trzeba na to spojrzeń z
    szerszej perspektywy, ale to dopiero za kilka dni. Wtedy okaże się czy było warto, czy nie.


    Cóż, po tej akcji mafia dostała dodatkowy mord, my pozbyliśmy się możliwego kataniego, Ty wskoczyłeś na pierwsze miejsce wśród podejrzanych przynajmniej u mnie. Tak, zobaczymy za parę dni, czy było warto.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Czyli co, zaraz mi pewnie wmówisz desperację?


    Nie, to miała być ironia, ale nie posługuję się nią wystarczająco biegle.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Cóż, nie wyszedłbym z inicjatywą linczowania samego siebie. Ty z tego co widzę nie targnąłbyś
    się w edycji na zamieszanie w takim stopniu na moją niekorzyść pod koniec dnia, więc
    nie wiem... Chyba nie mogłem być to ja.


    Nie, z mojego doświadczenia wynika, że skuteczniejsze jest odwrotne podejście do problemu.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Poza tym wolę jednogłośny osąd mieszkańców, co
    prawda oparty na losie i pewnej argumentacji nie dotykającej wystarczająco samej istoty
    sprawy (czy Zurris jest winny), niż rzut kostką MG.


    Jak pisałem wyżej - los mieszkańców, czy los MG - dla mnie nie ma różnicy. Poza tym, że kiedy MG losuje, to mam pewność, że nie działa tam mafia.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    A może?


    Jeśli banda oszołomów dalej będzie tak celowała, to myślę, że może czuć się bezpieczna.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    No tak, to lepiej było ubić Kuka, który katanim też pewnie nie jest, a na tamtą chwilę
    nie wydawał się być mafią i nic za tym nie przemawiało. Nieźle.


    Lepiej było ubić Kuka, choćby dlatego, żeby nie ubijać go wczoraj.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    > W pierwszym linczu szansa na zabicie zdrajcy losując jest porażająco mała. I nie
    wiem,
    > co masz na myśli pisząc "z dwojga złego".
    "Z dwojga złego", bo póki co wychodzi na to, że w przypadku każdej z tych dwóch opcji


    Nie, nie do końca tam widziałem jakąś drugą opcję, tego nie rozumiem (dalej).

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    a przy tym na tego, który przeżył (dzięki szczęśliwemu rzutowi monety czy kostki, o zgrozo!)
    albo spada masa oskarżeń, że skoro on był niewinny, to ten musi być, albo jest uniewinniany.


    Cóż, my nie możemy mówić, co zrobiłaby mafia, to ja Ci zabraniam mówienia, co zrobiłoby miasto :).

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Czyli konsekwencje ewentualnego remisu też nie napawają optymizmem, chyba że Ty to widzisz
    w bardziej kolorowych barwach.


    Nie, ja nie widzę mafii w barwach kolorowych. Widzę ją w odcieniach szarości. Wszystko ma swoje wady, trzeba zwyczajnie znaleźć rozwiązanie, które tych wad posiada najmniej.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Jest ich o wiele więcej, tylko Ty jesteś teraz zaślepiony jakimiś swoimi "widzimisie"
    i szukasz we mnie zdrajcy, chyba że kłócisz się ze mną dla zasady, a zagłosujesz na pierwszego
    lepszego czy na "drugiego lepszego", czyli Kuka.


    Nie, nie obawiałem się i nie obawiam się dalej śmierci, choć przyznaję, że nie lubię, gdy ktoś mnie linczuje nie podając żadnych konkretnych argumentów. A na Kuka nie zamierzałem wczoraj głosować.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Ostatnimi czasy nie zauważyłem takiej tendencji, jedynie "gratulacje, nie podejrzewałem
    XXX".


    Źle do tego podchodzisz. Jako mafia nigdy nie grałbym jako milczek. To po prostu uwłaczające, nawet jakbym wygrał, to nie byłoby to moje zwycięstwo.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    Na podstawie swoich licznych i niepodważalnych argumentów. "Bo on się wyróżnia". "Bo
    Cael specjalnie to zrobił, by później powiedzieć "mafia by tak nie zrobiła"" ;>


    Jeśli tylko to widzisz, to chyba nie tylko ja powinienem udać się na kurs czytania ze zrozumieniem. Ale w sumie w Twoim interesie leży pomniejszanie moich twierdzeń, więc niech Ci będzie.

    Dnia 06.09.2010 o 21:25, Caelethi napisał:

    A nie zmieniaj, zapewne mój mroczny awatar tak na Ciebie wpłynął i twoje przeczucie jest
    nieomylne ;)


    Cóż, jeśli uważasz, że linczowałem Cię z powodu przeczucia... To naprawdę polecam spróbować interpretować moje słowa trochę inaczej.

    /próba nr 5. Może tym razem się uda ;)/


  11. Dnia 07.09.2010 o 18:23, ariwederczi napisał:

    Analiza była już gotowa, przeczytałem ją dwa razy i doszedłem do wniosku, że to najgorsza
    analiza, jaką w życiu napisałem. Skasowałem więc ją bez żalu.


    Cholera jasna, ja właśnie czekałem na to, co napiszesz... :/