Dandrov

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    1
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O Dandrov

  • Ranga
    Obywatel
  1. No i poszli w głąb ciemnego - niczym starannie skrywane pokłady umysłowe Willowa - korytarza. A mieli jakiś wybór? W sumie to żaden… Niech to czort porwie łupieżców, którzy sami serc nie posiadając, innych o palpitacje przyprawić mogą… Jak poetycko, psia mać… Ale po kiego diabła rozpierdalać tak zbutwiałą norę, jak Necroville? Owszem, nazwa ślicznie rymuje się ze słowem „nekrofil”, ale nie posądzał najeźdźców o taką dbałość o szczegóły. Wręcz przeciwnie – za wszystkim z pewnością stał plugawy, stary i tłusty(koniecznie stary i tłusty!), łysy na czubku głowy i zarośnięty jak dzika świnia (z barwnych opowieści Baobaba) w pozostałych miejscach, wykluczając może twarz… Taaak… Roland już widział te kaprawe, świńskie oczka i zgrzybiałe palce, które zaciskają się na pulchnych pośladkach Margaret. Ohyda. Splunął z odrazą przez ramię. - Te, kapitanie, chyba wyjście widać! – z rozmyślań wybił go Dragon. Rzeczywiście, z korytarza, kilka kroków przed nimi, wyłoniła się jakaś odnoga, w której to przez ciemność nieśmiało przebijało się wątłe światło. - No to w drogę! – krzyknął wyraźnie rozweselony Slash. Roland popatrzył na długi, ciemny tunel przed nimi. Po tym spojrzał w prawo i wpatrywał się przez dłuższą chwilę w odnogę emanującą karmazynowym światłem. Podłoże usiane było płatkami róż, a na ścianie wisiała tabliczka z napisem <<Burdel „U matuli” w tamtą stronę>>. Mroczny, ponury, nieskończony zdałoby się tunel… albo migoczący w oddali dom uciech cielesnych. Tylko kto, do kroćset boskich lubieżności, stawia burdel w takim miejscu? Tutaj mogą zadowolić co najwyżej kilka szczurów, albo jeszcze gorszego świństwa. Albo to nielegalny dom spokojnej starości, pod przykrywką burdelu? Iście diabelski plan, trzeba przyznać… Wypada zapisać na liście rzeczy do zrobienia po przejściu na emeryturę, ale… Nie, po prostu nie… Może to ekskluzywny lokal? - Dobra Slash! Skoro tak się wyrywasz, idziesz przodem. A jak wpakujesz nas w jakieś gówno, to tak cię oklepię po pysku, że nie poznasz, czy to jeszcze twarz, czy już kawał zgniłej dechy z resztek naszego szacownego Necroville. I poszedł biedak przodem. Trochę utyskiwał pod nosem, ba - może i mu nawet smutno się zrobiło… No, ale kapitan kazał, a kapitana się słucha… a przynajmniej zwykle nie opłaca się nie słuchać. Szli jeszcze do kupy z pięćset kroków, nie więcej. I każdy kolejny wiązał się z rosnącym podnieceniem… natury psychicznej, oczywiście. Może i niewiele wskazywało no to, że znajdą tam wyjście na powierzchnie, ale przecież trzeba z siebie zmyć te okropne wydarzenia i zastąpić nowymi, przyjemnymi. - Niech mnie kule biją! – krzyknął Strup. - O, wszeteczna pani! –zawtórował mu Moonshine. Oczom załogi ukazał się ogromny budynek, skryty w znacznej jaskini, który emanował odcieniami karmazynu, purpury i różu. Za oknami widniały atłasowe poduszki, jedwabiste posłania i co najważniejsze zgrabne postacie zalotnych kurtyzan, jedna piękniejsza od drugiej. Ognistowłosa wychyliła się, machając przy tym swoim znacznym, wypływającym wręcz z dekoltu darem natury. - Nie chcielibyście przypadkiem spędzić za mną kilku niezapomnianych chwil? - Tak dawno nie gościli u nas żadni mężczyźni – skarżyła się z drugiego okna czarnowłosa, śniada piękność. - Chodźcie najpierw do mnie – rozległ się zmysłowy głos z parteru – znam parę sztuczek, które onieśmielą nawet największego zabijakę… Piraci popatrzyli sobie po gębach, na kilku twarzach zagościły krzywe uśmieszki i nie czekając na nic, niby kula armatnia, wystrzelili do drzwi. Tam powitała ich upudrowana burdelmama, o której można było powiedzieć wiele, ale oszczędzając słowa wystarczy nadmienić, że miała na czym siedzieć, a tym bardziej czym oddychać. Dragon, Willow, Uhu, Cloudy, Moonshine, Strup, Slash i nawet Baobab – wszyscy równym krokiem przekroczyli progi siódmego nieba, mijając uśmiechniętą właścicielkę. Roland nie ociągał się zbyt długo i zdumiony ruszył za nimi. U samych drzwi zwróciła się do niego burdelmama, wykrzesując z siebie resztki dawnego, ponętnego tonu: - Kochaneczku, niestety skończył nam się już limit. Dziś w życie weszła nowa ustawa - tutaj zaczęła machać mu świstkiem przed oczami – która każde bezwzględnie zamknąć wszystkie burdele pod wieloma straszliwymi groźbami. My jesteśmy bardzo praworządne i nie chcemy mieć więcej kłopotów, więc zgodnie z zaleceniami przejęłyśmy ostatnich ośmiu gości i zamykamy interes. Z resztą nie tylko my. W tej samej chwili zamykają się wszystkie burdele na świecie, a nasze podopieczne zajmą się teraz haftem i robótkami ręcznymi. Miłego dnia życzę. Zamknęła w trzaskiem drzwi, wywiesiwszy wcześniej na nich tabliczkę „nieczynne”. - Nienawidzę piątków, och jak ja ich nienawidzę! – ryknął Roland w niebogłosy. - Ludobójstwo, zagłada miasta, a nawet zatopienie statku… Wszystko rozumiem, ale… Zamknięcie burdelu?! To nie może być prawda! Do wszystkich ludzkich bezeceństw, to najgorsze co mogło przytrafić się ludzkości! Niechże skończy się już ten koszmar! I wtedy miotany gorączką zbudził się ze straszliwego snu, mokry od potu i roztrzęsiony od maligny. - Jaki mamy dzisiaj dzień? – pospiesznie wybełkotał. - Piątek, kapitanie – odpowiedział mu jakieś głos. Do północy nie wstawał z łóżka.