DEH-Medivh

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    151
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez DEH-Medivh

  1. Nie, ja policzyłem całą objętość arki (maksymalną możliwą wyporność, tak by nie zatonęła), przy czym w praktyce (na ciężar ładunku) przeliczyłem nieco ponad połowę z tego, wyporność Titanica odnosi się tylko do części statku, która znajdowała się z założenia pod wodą, tam jednostką wyporności nie jest zwykła tona, a tona rejestrowa, która jest prawie 3x większa, bo zakłada z góry, że musi utrzymać część nadwodną statku.
  2. W naszym wszechświecie rzeczywiście tak jest, 3 kwarki, 2 rodzaje, ja też tak twierdzę. Ale nie o tym jest mowa! Problemem jest INNA KONFIGURACJA, ta rzekoma "wyspa". Tam też mają być 3 kwarki 2 rodzajów; ale dwóch innych rodzajów. Wyspa nie jest alternatywną wartością masy pierwszych kwarków w innym przedziale, tylko zastąpieniem niepasującego do modelu kwarka jakimś zupełnie innym. Zamiast kwarka górnego lub dolnego ma pojawić się kwark dziwny. Kwark dziwny nie jest ani górnym, ani dolnym, których dotyczył problem. Widzę, że rozumiesz, ale wciąż nie wiesz, co z tego wynika. Jakby "wyspy" nie wygenerował 3 kwark, i to zmieniony!, to poza zakresem stabilności dwóch pierwszych nie byłoby szans na życie. W ogólnych rozważaniach na temat szans na życie można, nawet należy rozpatrywać wszystkie zmienne środowiska, mieć na względzie ich wpływ na sukces, a także możliwości porażki, wkład do licznika i mianownika prawdopodobieństwa; ale rozpatrując zależność życia od 2 zmiennych, nie masz prawa powoływać się na 3, a rzekoma wyspa jest zależna od 3 rodzaju kwarka, a nie pierwszych dwóch. To zależy jak to zostało sformułowane. Jeśli bym powiedział, że moja babcia umarła z powodu ''raka'', to mam na myśli nowotwór, czy skorupiaka? Przecież to oczywiste... A jak masz wątpliwości, to jest jeszcze kontekst. Przy opisie stworzenia jest dzień zdefiniowany jako jasność i ciemność, a nie czas, co więcej Słońce, Księżyc i gwiazdy jako znaczniki czasu ukazane są dopiero 4 dnia, więc wyraźnie jest pokazane, żeby takiego dnia nie określać jako obrót Ziemi wokół osi, nie od zachodu do zachodu Słońca, nie 24 godziny. Za to w opisie potopu nie jest już mowa o dniach ogólnie, ale podane są daty, określenie typu "17 dnia 2 miesiąca" jest precyzyjne i jawnie czasowe. Uważasz, że Mojżesz 3500 lat temu był na tyle mądry by tak to sformułować? A może to Bóg podał mu właściwe pojęcia tak, by odpowiedzieć na współczesne zastrzeżenia? Z czego większość to małe owady i pajęczaki... 3300 z 5500 gatunków ssaków to przedstawiciele tych 2 grup (za Wikipedią). Gady żyjące w wodzie rozmnażają się zwykle na lądzie, ale dopiero po osiągnięciu dojrzałości, Noe zabrał ze sobą młode, a tak czy inaczej w ciągu 1 roku w życiu mogą tego nie robić, zwykle wydają mnóstwo potomstwa, bo dużo zabijają drapieżniki, tuż po potopie nie było tego problemu, więc poradziłyby sobie gdyby ich nie zabrał. I nie wiem dlaczego zakładasz, że cała woda była słona lub słodka, dyfuzja ma ograniczoną wydajność, a pokłady soli występują w skupiskach, nawet woda wymieszana w jednym WIELKIM zbiorniku może mieć zróżnicowane zasolenie. Zwierzęta słodko i słono wodne mogły spokojnie żyć w różnych rejonach wód potopu. Polecam sprawdzić ile jest takich gatunków i ile miejsca potrzeba. Statystyka bez wdawania się w szczegóły to jedno, ale na małych zwierzętach można "zaoszczędzić" mnóstwo miejsca. Patrz jedna z poprzednich odpowiedzi. Policzyłem wyporność tego statku, ponad 56 250 ton. Bez problemu można przeznaczyć po 500 kg na 1 osobnika, co uwzględnia i samo zwierze (np. małego słonia) i karmę dla niego. Jak na "racjonalistę" zbyt łatwo kierujesz się przeczuciem, które jak widać nie jest poparte obliczeniami, bo z nimi sprzeczne. Nie potrzeba ich ratować, Biblia mówi tylko o zwierzętach lądowych. Woda w oceanie ma zróżnicowane zasolenie, w czasie potopu część można było uznać za słodką, jeśli akurat znajdowała się daleko od pokładów soli, a nie kierowały jej tam prądy morskie. Jak pokazałem w jednej ze wcześniejszych odpowiedzi 2% dostępnego miejsca na owady to aż nadto. W tej przestrzeni można spokojnie zmieścić i owady i ich pokarm. A Ty tego, że ewolucja nigdy się nie zatrzymała, więc równie dobrze sporo nowych mogło w tym czasie powstać, przy czym nie mam tu na myśli całkiem różnych stworzeń, a wyraźne odmiany, Np. europejski żubr i amerykański bizon, czy słonie. Nie patrzysz też na to, że liczyłem wszystkie gatunki, pomimo tego, że część z nich nie potrzebowała schronienia w arce. Obecnie nie, ale wady genetyczne powodujące problem kazirodztwa to jest sprawa po-potopowa, związana z ograniczaniem długości życia, wcześniej ludzie i zwierzęta żyły dłużej, bo wad nie było (tak dużo), nie potrzebne też było zróżnicowanie między rodzicami, które ma zapewnić to, że przynajmniej jedna kopia genu będzie sprawna. Naukowo jest udowodnione, że starzenie i śmierć są powodowane wadami genetycznymi (a ilość wad w genomie rośnie, bo płodzimy potomstwo postarzeni i nieco zdegenerowani), na tym założeniu opiera się model Penna, który bardzo dobrze symuluje populacje, na jego podstawie określa się m.in. limity połowów ryb czy polowań. To Ty się ośmieszasz podając bez obliczeń, wyjaśnień i dowodów poglądy, które uważasz za racjonalne i naukowe, podczas gdy są to tylko niczym nie uzasadnione odczucia i wykręty od samodzielnego zbadania sprawy.
  3. 2 000 000 owadów można zmieścić spokojnie w mniej niż 2% dostępnej przestrzeni... W 1 metrze sześciennym powiedzmy 2000 sztuk (po litrze na parę, np. mrówek?), potrzeba 1000 m^3 w stosach wysokich na 5 metrów, czyli 200 m^2 z 11250... A to są pesymistyczne założenia, realnie miejsca potrzeba nawet mniej, łącznie z wyżywieniem. Uznałem, że nie potrzeba przedstawiać aż tak szczegółowych wyliczeń w dyskusji na forum... Może nie wszystkie, tylko te, które żyją do dzisiaj, a przynajmniej te, które były potrzebne, żeby dzisiejsze gatunki mogły do-ewoluować, bo przecież ewolucja się nie zatrzymała. A czemu zakładasz, że cała woda była słona? Stopień zasolenia zależy od składu podłoża, dyfuzji i prądów morskich, duża część wody mogła być słodka, bo sól oceanu tam nie dopłynęła... Nie wiem czemu zakładasz, że warunki były zabójczo niesprzyjające... Arka miała służyć ocaleniu, a Noe opiekować się zwierzętami. A w każdym razie jest to najbardziej dogodny rodzaj pożywienia, płynny i dość wartościowy, ale to nie znaczy, że konieczny, są ssaki, które potrafią odżywiać się samodzielnie od urodzenia. Tylko że zwierząt pokroju słoni było znacznie mniej... Małe zwierzęta jak myszy, można by umieścić w klatkach poukładanych w stosy, (po 10-20), takich jest około 50% gatunków, które zajęły by w takim układzie mniej niż 5% miejsca; gdyby gatunków dużych zwierząt jak słoń było np. 1000, to potrzebowałyby razem około 25% powierzchni. Nie ma problemu, żeby policzyć. Cała objętość zapewnia ponad 56 250 ton wyporności (1 tona wody ma metr sześcienny) Na 500 kg na osobnika spokojnie wystarczy i to przy niepełnym zanurzeniu; młody słoń waży około 100 kg, a inne zwierzęta jeszcze mniej (np. bizon około 25), więc rezerwa na pożywienie jest całkiem spora. Wydala się niechłonięte resztki tego, co się zjadło, jeśli te zwierzęta jadły mało, to i mało wydalały, poza tym nie ma problemu z tym, żeby to wyrzucić za burtę, teraz też się tak robi, odchody są naturalne i bio-degradowalne, to normalne, że znajdują się w wodzie i to niczemu nie przeszkadza. Może nie złapał wszystkich, a przetrwały tylko te, które mu się udało złapać i zmieścić, a "wszystkie" w relacji tych wydarzeń u Mojżesza oznacza "wszystkie po-potopowe", bo przecież pisząc opis setki lat później innych praktycznie nie znał. Przekazał, przecież ludzie się tam osiedlili po potopie... Tylko ci, którzy udali się w inną stronę nie mieli z tej wiedzy żadnego pożytku, zapomnieli; przecież mieli dość miejsca i zasobów by zorganizować sobie życie w swoich okolicach, a podróż trwałaby zbyt długo, żeby to miało jakikolwiek sens. Ci co mogli coś takiego widzieć nie przeżyli potopu, a Noe wcale nie musiał być biały. Choć w Ameryce Południowej były wierzenia dotyczące białych ludzi z za morza... Zauważyli. A widzisz jakiś powód, by było inaczej? Z biologicznego punktu wiedzenia człowiek jest zwierzęciem, mechanizmy są te same, jakiekolwiek wyróżnienie człowieka ponad inne gatunki to jest sprawa świadomości, albo nawet duszy, co jest czysto religijnym postulatem. Na temat tego, że pierwi ludzie pochodzą z Afryki i byli czarni? Czy na temat tego, że pojaśnienie wynika z niedoboru witaminy D, a zatem z ekspansji daleko od równika co utrudniło jej foto-syntezę i rozwój rolnictwa, które zmarginalizowało jej pokarmowe źródła. A dlaczego zakładasz, że ta wieża była później, albo w innym miejscu? Do budowy piramid potrzeba było dużo ludzi, a to są przykłady wież i masowego marnotrawstwa, którego później nie umiano powtórzyć... Polecam przeczytać też w Biblii o Nimrodzie, który pochodząc z Kusz (Etiopii) pierwszy królował w Babelu jeszcze zanim dotarł do Asyrii i założył tam miasta, polecam prześledzić optymalną drogę podbojów... Późniejszy Babilon jest dziedzictwem tego państwa, ale miasto mogło powstać tam, gdzie Nimrod skończył. Ja też mogę mówić, że bardzo małe i na pewno się nie da, a nie podawać liczb, ale ja jednak traktuję sprawę poważnie, dlatego liczę i mogę sensownie określić szanse. Masz zastrzeżenia do wyporności arki? Bo z tego co napisałeś wynika, że jej nie znasz, ale uważasz, że nie ma szans, a jednak jest inaczej. To Ty naginasz i to jeszcze bez wyjaśnień, ja przedstawiam liczby, którymi się kierowałem.
  4. A dlaczego zakładasz, że to musiała być tylko słodka albo tylko słona woda? Czy to jest tak, że stężenie jest jednakowe w całym oceanie? Dyfuzja też ma swoje ograniczenia! Morze Czerwone (bardzo słone) i Bałtyckie (praktycznie słodkie) to części tego samego wszech-oceanu, wody z rzek też mają ciągły kontakt z wodami z mórz... Woda mogła pozostać dość słona tam, gdzie słona być powinna, a jednocześnie dość słodka (mniej zasolona) w innych miejscach, zależnie od rozkładu prądów morskich i składu podłoża (źródła zasolenia). Różnie. Jeśli zabrał jaja samca i samicy danego gatunku, to miały w sobie wszystko czego potrzebowały, niektóre zwierzęta mogły zapaść w sen zimowy i tylko korzystać z zapasów tłuszczu, niektóre ptaki (np. mewy czy pingwiny) mogły przez cały czas samodzielnie polować, a tak poza tym, to jest napisane, że Noe miał wziąć dość pokarmu... Podczas pobytu w arce zwierzęta nie były tak aktywne jak zwykle, więc nie potrzebowały też tak dużo pożywienia jak normalnie. Wodą z za burty, która nie powinna się wiele różnić od tego, co wcześniej znajdowało się w studniach czy rzekach, z których i zwierzęta i ludzie czerpali wodę do picia. Tutaj problem jest ten sam, co ze starzeniem. Kazirodztwo jest złe i niebezpieczne, bo mamy zdegenerowany genom, niespokrewnieni rodzice są potrzebni, żeby dzieci miały różne geny, to zmniejsza szansę na tą samą wadę w obu wersjach. Ale ta degeneracja jest po-potopowa... Wziął z lokalnego zoo przywiezione przez innych ludzi, którzy regularnie pływali do Australii. Nie wiem, muszę wszystko wiedzieć dokładnie? Wiem, że to było możliwe. Czemu tylko ja mam odpowiadać na pytania i dowodzić, że mogło tak być? Czy to nie wy, jako rzekomi "racjonaliści" powinniście znać uzasadnienia własnego stanowiska? Gdzie jest wasz racjonalny dowód, że potop jest niemożliwy? Jest wam niewygodny tak jak wiara w Boga i Jego Prawo, to tyle! Brak dowodów i wyjaśnień nie jest dowodem ani za, ani przeciw! A jak zimę przeżywają rośliny, które są przysypane śniegiem, albo drzewa bez liści? Były też nasiona, które znajdowały się w ziemi i wzeszły jak woda opadła. Widać, że jest to możliwe i dzieje sie nawet teraz!
  5. I też odnosi się tylko do niemożliwości pomiaru, a nie nieistnienia dokładnej wartości energii w danej chwili. Prawdopodobieństwo rzutu kostką też możesz liczyć dla 1 rzutu, tyle, że dla 1, 5 czy nawet 30 rzutów wyniki pomiarów wciąż mogą się nie zgadzać z pomiarami, bo statystyka ma sens tylko dla dużej próby. Licząc dla jednej próby przewidujesz możliwości, a nie odwzorowujesz rzeczywistość, dopiero dla dużej populacji ta metoda ma sens. Tak samo jest z kotem... Problem kota opisuje stany jakie możesz zastać, a nie to jaki on rzeczywiście jest, dlatego to wszystko ma sens tak długo, jak długo pudełko jest zamknięte... Jak powtórzysz eksperyment 1000 razy, to dostaniesz taką ilość żywych kotów, jak przwidziałeś. Jak zrobisz tylko jeden, to może się okazać, że jest martwy, choć szanse na żywego są większe (nie istotne jakie są, wciąż wynik 1 próby może się nie sprawdzić). W przypadku mechaniki kwantowej dla 1 rzutu jest mowa o możliwościach (które jeszcze się nie wydarzyły), nie faktach; Ty to nazywasz superpozycją, ja uważam, że każdy z wyników może się zdarzyć, ale w innych próbach. Ja wiem, że w przypadku pojedynczego elementu licząc w ten sposób najpewniej się pomylę, trafi się inna opcja; nawet jeśli matematycznie wszystko będzie 100% poprawnie. W mechanice kwantowej jest dokładnie to samo, tylko mniejsze. W rzucie kostką wpływ pomiarów możesz pominąć nie tracąc dokładności, praktycznie jest tak, że mierzysz np. światło, które tak czy inaczej już się od cząstki odbiło. W mechanice kwantowej musiałbyś je uwzględnić w obliczeniach, tak czy inaczej problem jest zbyt złożony do dokładnego przeliczenia, ale z drugiej strony jedna cząstka ma znikome znaczenie, więc zamiast tego liczysz rozkład dla miliona i dość prosto wychodzi co trzeba, dostajesz efekt taki jak zmierzono, nie wdając się w szczegóły procesu i kolejność wyników. Nie ma ścisłej przypadkowości, przypadkiem określamy to, czego nie potrafimy zmierzyć dokładnie, zauważ, że nawet rozkład prawdopodobieństwa jest opisany funkcją, więc nie jest całkowicie przypadkowy, tylko w ustalony sposób przybliża fakty. Jakbyśmy umieli zmierzyć dokładny stan cząstki i uwzględnić pomiar w obliczaniach, to dla jednej cząstki dokładne rozwiązanie klasyczne by zadziałało, ale że tego nie potrafimy, to staramy się przewidzieć rozwiazanie, generując mnóstwo różnych cząstek i sprawdzając co z nimi może być. Tak czy inaczej poprawny jest rozkład, a nie pojedyncza próba. Rzecz w tym, że jak liczysz to klasyczynym problemie, np. dla odbicia piłki, to to jest problem makroskpowy, w którym piłka oddziałuje z milionami cząstek, których udział w wypadkowej silne jest ważny w każdym przypadku, z tego względu istnieje bardzo wiele gęsto umieszcoznych poziomów energetycznych (tak samo zresztą jak jest z poziomami odległymi od pojedynczego jądra atomowego) i odbicie piłki jest w perspektywie pomiaru praktycznie dowolne. Rozkład elektronu oddaje inny ważny aspekt kwantowości, a mianowicie dyskretyzację. Przy zderzeniu elektronu z atomem jedno oddziaływanie jest na prawdę ważne, reszta generuje tylko niewielkie zaburzenia w jego pobliżu i nie zapewnia ciągłego zakresu możliwości. Strzelają pojedynczym elektronem przez godzinę? Cały czas tym samym i tak samo? Warunki są cały czas takie same, idealna próżnia? A może ten elektron oddziałuje z czymś po drodze? Strzelają przez godzinę kolejnymi pojedynczymi elektronami, co najwyżej podobnymi, każdy z nich ma nieco różne parametry ruchu od poprzedniego, więc i inne "stan końcowy". Fala czy cząstka, to jest to samo i na oba sposoby to da się opisać, opis za pomocą fal jest wygodny dla ilości statystycznych, cząsteczkowy dla jednostkowych. Wiem o tym. Jak dla mnie to jest alternatywny opis tego samego zjawiska, wygodniejszy, właściwszy dla innych problemów, w innej skali (liczebności); stosujesz ten, który prościej pozwala uzyskać oczekiwany wynik. Te same cząstki nie mogą się dodawać ani unicestwić, ale ich trajektoria lotu może się zmienić, we wstazany punkt może trafić więcej lub mniej, to jest rozkład według funkcji falowej. Wiesz dobrze, że energia fotonu zależy od długości fali światła, a nie amplitudy drgań, więc myślę że wiesz, że natężenie jest kwestią ilości fotonów (lub analogicznie elektronów). Na 100% nie wyznaczę z tego wzoru, który pozwoli analitycznie rozwiązać problem dla cząstek, bo po prostu nie istnieje taki uniwersalny problem do rozwiązania i opisu. W rzeczywistym przypadku masz zbyt dużo cząstek o bardzo różnych prędkościach, które odbijają się różną ilość razy od różnych elementów nim dotrą do celu, taki opis nie ma sensu. W każdym eksperymiencie warunki będą inne, więc i wzór musiałby się zmienić, nie wdajesz się w takie szczegóły, masz 1000000 różnych cząstek i przybliżony pakiet wyników, w którym różne parametry się wzajemnie znoszą w różnych przypadkach i generują zbiorowy wynik. Lepiej, wygodniej, szybciej jest to opisać jako fala i rozkład prawdopodobieństwa, nie musisz znać faktów, dokładnych danych, bo jest ich tak dużo, że wiesz, że są różne, pełny zakres; ale wyniki tego rozkładu są właściwe dopiero wtedy, jak próba jest liczna i jest tak jak w założeniach. Jestem informatykiem i lubię symulować, jest pewna subtelna (a może i nie) różnica między tymi pojęciami. Z tym, że opisujesz możliwe stany, a nie faktyczne, nie zmierzone, nie rzeczywiste. Rzeczywisty stan jest jeden, ten który zmierzono, inne cząstki populacji mają inne stany tego rozkładu.
  6. Nie miałem czasu w ciągu tygodnia, ale sobotę mam zawsze na odpoczynek i religię. Proszę bardzo: Wcale nie miliony, tylko po parze z każdego gatunku, zatem według liczby znanych współcześnie gatunków x2: + około 11000 ssaków, z których większość to gryzonie i nietoperze (- żyjące w wodzie, np. delfiny) + około 18000 gadów, (- żyjące w wodzie, np. żółwie i krokodyle); + około 12000 płazów, (- żyjące w wodzie (większość) np. żaby) + około 20000 ptaków, = około 51000 sztuk. I to zapewne młode osobniki, niedługo po urodzeniu, więc były mniejsze i potrzebowały mniej jedzenia. Możliwe jes także to, że miał wyjątkowe szczęście i mógł zabrać np. jaja z samcem i samicą. Arka miała 300 x 50 łokci x 30 łokci (3 piętra), czy ponad 150 * 25 metrów kwadratowych * 3 = 11250 m^2, czyli mniej niż 5 sztuk na m^2, klatka czy terrarium np. dla chomika zajmuje nawet 5x mniej miejsca, a większość można by umieścić jedna nad drugą w stosach np. po 20 (na 5m wysokości), co zwalnia miejsce dla większych zwierząt, jak dla mnie to nie jest problem... Tak samo jak ludzie trafili tam wiele lat przed potopem i jak tam po potopie wrócili. Jeśli zbudowanie arki nie było ponad możliwości Noego, to budowa statków nie była wiedzą tajemną. Larwy komarów żyją w wodzie, nie trzeba było ich ratować, zwykle tam też zimują... Potop rozpoczął się 17 dnia 2 miesiąca według pierwotnego kalendarza żydowskiego, a zatem według kalendarza gregoriańskiego to by było na przełomie października i listopada (według obecnego kalendarza żydowskiego numer roku zmienia się w 7 miesiącu, bo pierwszym miesiącem ustanowiono ten, w którym nastąpiło wyjście z Egiptu). I wreszcie nie bierzesz poprawki na to, że wtedy górna granica długości życia była znacznie większa, to był szczytowy moment ewolucji życia, od tamtego czasu zaczął się proces odwrotny, tuż przed potopem (Rdz 6,3) Bóg uruchomił proces ograniczania długości życia ludzi do około 120 lat, w genealogii ludzkości po potopie (Rz 11) widać ewolucyjny, stopniowy spadek długości życia... Ludzie zwykle żyli krótko, bo ginęli w wypadkach podczas polowań i walkach międzyplemiennych, ale biologiczne ograniczenie było tak wysokie, że nieosiągalne dla współczesnego człowieka, natomiast wtedy osiągalne dla szczególnych jednostek jak właśnie Adam czy Noe. Promieniowanie za bardzo zdegenerowało nasz genom, a więcej wad to szybsze starzenie i śmierć, polecam poczytać np. o przyczynie zespołu Downa i szansach na chorobę zależnie od wieku matki, widać wyraźnie, że z wiekiem przekazujemy coraz gorsze geny, z pokolenia na pokolenie to samo, a także o modelu Penna, który opisuje starzenie się osobników i pozwala symulować populacje. Nauka potwierdza, że maksynalna długość życia się zmniejsza, rośnie za to średnia, bo coraz lepiej radzimy sobie z niezależnymi od nas samych przyczynami śmierci, leczymy choroby, pracujemy bezpieczniej, mniejszy odsetek ludzi bierze udział wojnach. mongoloidalnych Japończyków, Indian itd. Miał ze sobą 3 synów z żonami, te żony mogły reprezentować różne odmiany ludzi (akurat są 3 główne rasy!), zresztą najpewniej sam Noe był czarnoskóry, tak jak i większość ludzi przed nim, nic dziwnego, skoro jako gatunek pochodzimy z Afryki, choć niektózy Europejczycy chyba chcieliby inaczej... Tak właśnie było, jakieś 200 lat później, kiedy budowano pewną wieżę... Pamiętaj, że wtedy komunikacja nie była taka jak dzisiaj, po rozejściu się ludzie z różnych rejonów mogli się nigdy nie spotkać, niezależnie od siebie nazywali nowo odkryte zjawiska i wynalazki, wady wymowy zmieniły brzmienie słów, nie było sposobu na utrzymanie tego w spójności. Tak sobie założyłeś, czy sprawdziłeś, poznałeś pewne fakty i policzyłeś jakie są możliwości?
  7. Mowa była o określeniu szans na zaistnienie innych wszechświatów, stwierdzenie że inne wszechświaty mogą istnieć nic takiego nie zawiera, wyliczenia teoretyczne oparte na niemierzalnych założeniach też nic nie dowodzą, oprócz tego, że ich autor ma pojęcie o matematyce. Może jakiś zmyślony, absurdalny przykład, żebyś zrozumiał: "Może urodzić się taki kot, który będzie miał dodatkowe oczy na stopach, każda komórka ciała zawiera komplet genów, ale większość z nich zostaje zablokowana, zjawisko to może być uwarunkowane uaktywnieniem genów kodujących białka typowe dla oczu w innej tkance, która spowoduje produkcję dodatkowych komórek właściwych dla oka we wskazanym obszarze ciała." Opisałem możliwość, wyjaśniłem mechanizm działania, nie powiedziałem tylko jaki to gen i w jaki sposób można go zepsuć i jak często konieczne do tego zjawiska zachodzą w rzeczywistości. Teoria superstrun działa w pewnych przypadkach, ale jej prawdziwości w kwestii postulowanych innych wszechświatów nie da się sprawdzić, bo nie masz danych na ten temat, nie masz podstaw. To białka nie obędą się bez DNA, tworzone w przypadkowy sposób nie mają szans na zaistnienie. Chociaż to może działać w obie strony, wtedy wszystko albo nic, kompletny projekt, albo wcale. Miałem na myśli to, że wiedziałem to wcześniej, wiedziałem też, że ten eksperyment jest nieadekwatny do omawianego problemu. >> albo nawet mieszaninę aminokwasów w oczekiwanych proporcjach... Od początku zakładałem istnienie aminokwasów, uznałem je za równie proste i równie pewne w warunkach tego wszechświata co wodór i węgiel *, pytałem o podstawowy element życia w sensie całej funkcjonalnej cząsteczki jak białko czy DNA, to jest podstawowy budulec komórki i życia, a nie dowolnego związku organicznego, który może być martwy. * rozważania na temat możliwych warunków wszechświata to jest inna sprawa, znacznie bardziej nieprawdopodobna jeśli zostawić ją przypadkowi. Aminokwasy to jest element zupełnie innej skali, ani nie całkiem podstawowy, ani nie dość życiowy. Rozmawiamy o życiu, więc o substancjach, całe cząstkach budujących żywe komórki. Jak chcesz prowadzić rozważania zupełnie elementarne, to podyskutujmy o szansach na węgiel, masz artykuł w Świecie Nauki, wiesz jakie muszą być proporcje mas kwarków, ocen szanse w porównaniu do zupełnie niezaplanowanego, nieskończonego przedziału możliwości. Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki szanse na powstanie życia są zerowe, ale wśród tych czynników niektóre są bardziej prawdopodobne od innych, np. szansa na powstanie aminokwasów jest duża, co wynika z nadrzędnych warunków we wszechświecie, że atomów potrzebnych by je stworzyć jest znacznie więcej niż potrzeba dla metody prób i błędów. Wyrywasz z kontekstu, widzisz co chcesz widzieć, resztę pomijasz, dlatego nie rozumiesz! Komórki żywych organizmów tworzą konkretne białka posiadające cechy zapewniające odpowiednią funkcjonalność, a nie dowolne cząstki zawierające aminokwasy czy atomy węgla i wodoru. Takie maszynki byłyby możliwe tylko dlatego, że Bóg od początku je zaprojektował dla tego wszechświata i dał nam szanse abyśmy zrozumieli ich działanie i wykonali, aby razem z Nim współdziałać w dalszym ulepszaniu tego wszechświata albo kreacji nowego. Może i potrzebowała by chwili na stworzenie 1 jednego człowieka, ale to jednak nie byłoby 0, nie natychmiast, tylko pewien proces, więc stworzenie za pomocą tej maszynki całego wszechświata albo choćby Ziemi też by trwało. Nie bierzesz też pod uwagę tego, że taka maszynka jeszcze nie istnieje, bo to bardzo złożone urządzenie, które trzeba najpierw precyzyjnie wykonać, żeby potem mogło sprytnie przetwarzać przypadkowe cząstki w to co chcesz z nich zrobić, Bóg zaczynał od niczego, musiałby najpierw zrobić maszynkę, a potem jej używać, wybrał rozwiązanie jednostkowo wolniejsze, ale za to globalne... Nieskończoność * (razy) 0 to jest symbol nieoznaczony, nie ma ustalonej wartości, jak się ma konkretną funkcję, to można policzyć jej granicę i stwierdzić dla danego przypadku ile to może być; ten symbol sprawdza się do różnej w różnych przypadkach stałej. Ale w równaniu które napisałem nie jest nieskończoność razy zero, tylko 0 dzielone przez nieskończoność. Nieskończoność w liczniku skraca się z tą z mianownika, a wtedy zostaje 0 * (1/nieskończoność) = 0^2; Pole prostokąta jest nieskończone, ale pole przestrzeni jest nieskończoność^2, ich iloraz to jest 0; nieskończony wymiar prostokąta nie wnosi nic do problemu, skraca się z jednym z wymiarów przestrzeni, pozostaje tylko problem drugiego wymiaru, który jest skończony w stosunku do nieskończoności, czyli relatywnie zerowy. Zupełnie nie rozumiesz o co chodzi. Problemem nie jest to z ilu (cząstek) kwarków składają się nukleony, tylko z ilu rodzajów kwarków się składają. Składają się z 3 kwarków, ale z 2 rodzajów. Artykuł omawia przypadek, w którym wszystkie 3 kwarki są podobne i tworzą odpowiednie nukleony, taki przypadek jest tam zaprezentowany jako niesprzyjający życiu. Problem istnienia życia w zależności od mas kwarków wymaga odpowiedniej proporcji dwóch wartości, a rzekoma wyspa nie należy do tego problemu, tylko jest rzutem innego na jego dziedzinę. Widzę, że zaprezentowane fakty znasz, szkoda że nie rozumiesz... Masz problem istnienia stabilnych form wodoru w funkcji mas kwarka górnego i dolnego, masz zakres stosunku tych wartości, w których wodór może się pojawić i wiesz, że wszędzie poza tym zakresem jego istnienie jest niemożliwe. W jaki sposób masa zupełnie innego kwarka dziwnego znajduje się w tym problemie? To jest zagadnienie z poza dziedziny, zupełnie inny parametr podany aby stworzyć iluzje wyspy! Słusznie zauważyłeś, że kwark dziwny został wprowadzony, skąd go wprowadzono? To jest wartość nie pochodząca z problemu! Napisałem, że w warunkach naszego wszechświata rzeczywiście jest tak jak napisano, napisałem nawet, że są ku temu wyraźne dowody, jak to, że na Ziemi krzemu jest więcej niż węgla, a mimo to życie węglowe kwitnie, a krzemowego nie ma wcale. Moje zastrzeżenia dotyczą czegoś innego. Gdyby rzeczywiście istniał wszechświat o innych wartościach stałych fizycznych, to tam w innych warunkach krzem mógłby okazać się bardziej korzystny dla życia niż węgiel. Zauważ, że teraz spieramy się o to, że to ja postuluję większe szanse na życie poza tym wszechświatem niż Ty! Ty zgadzasz się z autorami, że to musi być cząstka typu węglowego, ja dopuszczam zupełnie inne. Ale to nie ma znaczenie w globalnej skali, gdzie przypadkowe szanse na stabilność jakiejkolwiek cząstki to 0, stałe fizyczne muszą być tak dobrane, uwarunkowane sensownymi Prawami Natury, by złożone struktury mogły istnieć. Nie nad eksperymentem myślowym, tylko nad interpretacją i metaforycznym wyjaśnieniem problemu. Wybór polega na tym, że analizując znane fakty wybierasz to, co uważasz za najkorzystniejsze. Bóg napisał algorytmy,którymi się posługujesz podejmując decyzje, więc potrafi przewidzieć jak się zachowasz w określonych okolicznościach i na tej podstawie może prognozować wszystko i wie wszystko. Ale gdyby to On podjął Twoją decyzję, to Twoje istnienie nie miałoby żadnego sensu, bo sam Bóg musiałby wykonać to, co Tobie powierzył; jesteśmy samodzielni, ale ograniczeni. Decyzja jest Twoja, ale uwarunkowana okolicznościami, w których Bóg Cię umieścił. A myślisz, że chodzi tylko o to, co się z Tobą stanie po śmierci? Ludzie mogą wyciągać wnioski patrząc na Twoje życie czy to teraz, z perspektywy przyszłych konsekwencji. Oczywistym faktem znanym z całej historii ludzkości, również z Biblii, jest to, że kult martwych bożków to marnotrawstwo, które nigdy nie prowadzi do niczego dobrego, składanie ludzi w ofiarach, czy terroryzm tylko pogrążają ich uczestników względem reszty, która tego nie robi. Prawdziwy Bóg nie chce pustego kultu, chce tego, co dla ludzi pożyteczne, przestrzeganie Przykazań się opłaca! W Biblii jest napisane, a o czym rozmawiamy? Szukając wyjaśnień problemu przyjmuję takie założenia, jak problem podaje.
  8. Niekoniecznie, sama cząstka posiada pewną energię, którą można wykorzystać do zaznaczenia (wyróżnienia) wyniku, ale tak czy inaczej pomiar wpływa na cząstkę, niszczy lub zmienia w jakiś sposób jej stan, więc jej dalsze badanie jest bezcelowe, bo nie odwzorowuje zastanej rzeczywistości. Tak samą zmierzoną cząstkę, jak i wiele następnych można użyć tylko do statystycznego opisu całej populacji, pozostałych cząstek, które w takich samych warunkach powinny zachowywać się podobnie. Tak właśnie jest. Ale równanie Schroedingera nie jest szczegółowym ani dokładnym rozwiązaniem, tylko oszacowaniem tego, czego dokładnie nie potrafimy policzyć (zasymulować). To tej bardzo wygodna i szybka metoda, kiedy pojedynczy wynik nie jest interesujący (a w mikroskali nie jest), pozwala określić ile jakich wyników uzyskasz, ale nie wyznaczysz które w kolejności to będą. Takim klasycznym porównaniem byłaby symulacja rzutów kostką. Jak chcesz przewidzieć dokładny wynik każdego rzutu, to musisz znać dokładne parametry: ułożenie początkowe, prędkość rzutu, opór powietrza, układ ścianek... musisz liczyć cały lot kostki, wszystkie odbicia, obroty, aż się zatrzyma. Nie uzyskasz dokładnych danych wejściowych, póki rzut nie nastąpi, a proces jest zbyt skomplikowany i zbyt długo trwa, żeby to robić w praktyce, zanim uzyskasz wynik symulacji będzie już dawno po wszystkim. Ale zamiast tego możesz łatwo policzyć (przybliżyć)(mając statystyki kostki), że jak będzie np. 1000 rzutów, to tyle o wartości 1, tyle o wartości 2... Doświadczenie Younga opisuje makroskopowe zjawisko powstałe z nałożenia efektów kwantowych, wiele fotonów wyemitowanych w różne kierunki przelatując przez szczeliny odbija się od krawędzi i ich tor ulega zakrzywieniu, potem trafiają w różnie miejsca, a ich ślad jest natężeniem. Tego nie da się ot tak policzyć, bo to nie jest jedno zjawisko, tylko tysiące. Mogę napisać program, który to zasymuluje na gruncie mechaniki klasycznej, wynik będzie właściwy, tylko tak jak powyżej, to potrwa znacznie dłużej, niż przybliżenie statystyczne, które dla tak licznej próby jest dobre. Zamiast mierzyć tysiące fotonów i obliczać tor lotu każdego z nich (zmieniony przez pomiar), można potraktować je jako bliżej nie określone światło (falę) i sprowadzić pakiet do prawdopodobieństwa. Chodziło mi o to, że odchylenia od oczekiwanego (średniego) wyniku to nie jest to, że dany element przyjmuje jednocześnie różne stany, tylko że każdy z mierzonych stanów jest wartością oddzielnego elementu. ? Używam sporo przecinków i średników, zależnie od tego w jakim stopniu dalsza część wypowiedzi jest oddzielna od poprzedniej. Wiem, mówię o wzroku równie metaforycznie, jak Schroedinger o kocie... ;D
  9. Mówisz, że stan kwantowy nie zależy od aparatury, a potem sam stwierdzasz, że problemem są zaburzenia powodowane przez mikroskop... Owszem nie da się stworzyć aparatury do jednoczesnego dokładnego pomiaru pewnych par wartości, ze względu na ich definicję nie da się ich nawet teoretycznie zmierzyć razem, ale to nie znaczy, że one razem nie istnieją, tylko że nie da się tego określić jednocześnie. Każda pojedyncza cząstka posiada dokładny stan kwantowy zawsze. Położenie to jest x(t) (funkcja położenia w czasie) - można zmierzyć łatwo natychmiast w jednym punkcie. Pęd to jest m * dx/dt (pochodna funkcji położenia po czasie) - mierząc natychmiast 1 punkt masz m * 0/0 - symbol nieoznaczony. Potrzebujesz więcej punktów (co najmniej 2) i więcej czasu, żeby wyznaczyć przebieg funkcji pędu, ale za pomocą pomiarów nie kreujesz tej funkcji, tylko sprawdzasz jaka ona jest, zatem dokładne stany kwantowe istnieją, tylko nie sposób je poznać. Zdefiniowanie pędu (prędkości) wymaga znajomości kilku położeń (przemieszczenia), dlatego nie da się go określić mając tylko jeden pomiar, ale mierzysz to jak cząstka się porusza, a nie powodujesz jej ruch, więc pęd tej cząstki musi istnieć tak czy inaczej, nawet jak go nie znasz. Problem polega na tym, że mierząc wciąż tą samą cząstkę zmieniasz jej prędkość, a mierząc wciąż te same 2 punkty mierzysz różne cząstki, nie wiesz czy te same w obu punktach; więc tak czy inaczej nie da się precyzyjnie określić cząstki pojedynczo, a tylko średnią z populacji. To co mówisz jest jak naiwna wiara, że świat jest projekcją generowaną z oczu, póki nie patrzysz, to to na co nie patrzysz rzekomo nie istnieje (nie ważne, że jest bardzo małe). Właśnie wszystko istnieje, a oczy służą tylko temu, żeby to stwierdzić. Pomiar pobiera część energii określanego obiektu, nie potrafimy mierzyć pojedynczych cząstek, dlatego mierzymy uśrednione przybliżenie, z niego wyznaczamy fizyczny wzór, mając świadomość tego, że w rzeczywistości występują pewne fluktuacje (nie jednoczesność, tylko rozkład), jedna cząstka z średniej miała większą energię, a inna mniejszą, razem to co zmierzono i opisano wzorem.
  10. Teoria superstrun nie zawiera wyliczeń na prawdopodobieństwo tego, czy jest prawdziwa, tylko swoje własne postulaty... Aminokwasy? Wiem co otrzymał. Nie pytałem jednak o szanse na powstanie aminokwasów, tak jak nie pytałem o powstanie atomu węgla czy wodoru, które są niezbędne dla naszego życia, ale też proste i powszechne, chodziło mi o typowo życiowy, złożony element jak białko czy DNA, te nie powstają przypadkowo tylko w celowych procesach. W czym problem, od początku twierdziłem, że w warunkach tego wszechświata szanse na powstanie aminokwasów są duże, więc nie o to pytałem, za to złożenie z nich użytecznego białka jest przypadkowo niemożliwe, tylko celowo działa jak należy. Zauważ, że pytanie dotyczyło bardzo wąskiego zagadnienia (jak powstawanie białka lub DNA), szansa na przypadkowe powstanie białka jest niemal zerowa nawet zakładając aminokwasy jako pewne. A do tego dochodzą jeszcze nadrzędne warunki na to, żeby wszechświat sprzyjał istnieniu życia, co (optymistycznie) przyjąłem na wstępie jako sukces zakładając te aminokwasy. Dla całego problemu szansa na przypadkowe powstanie życia wynosi 0, niektóre elementy tego procesu mają jednak większe szanse niż inne. Istotne jest to, żeby nie dać się oszukać jednym, wyrwanym z kontekstu wynikiem, bo prawdą jest ich iloczyn... czyli 0, życie nie jest przypadkowe. Starszy pan z siwą brodą to jest prymitywna wizja bóstwa, nic dziwnego, że w takiego bożka nie wierzysz, bo ja także nie. Bóg nie jest osobą, jest świadomy w takim sensie jak naród, a nie jak człowiek, jest Jedyny, bo wyraża Sobą jedność wszystkiego co stworzył i przez co działa, wyraża Siebie przez Słowo, które oznacza tyle co Prawo (Moralne i Natury). Jak dożyjemy czasów, w których ludzie będą budować takie maszynki, to tylko dlatego, że Prawa Fizyki tego wszechświata umożliwiają istnienie takich maszynek, a zatem tak czy inaczej jest to zasługa najpierw Boga, potem dopiero ludzi, bo nie kreujemy Praw Natury, możemy je tylko zrozumieć i twórczo wykorzystać. Życie na Ziemi nie powstało przypadkiem, tylko w procesie fizycznym według ustalonych Reguł, test na powstanie życia na Ziemi dowodzi tylko, że mogło powstać właśnie w takich warunkach, takich jakie były, a nie w takich jakbyś chciał i sobie założył. "Bla bla" to każdy może napisać dając jedynie dowód ignorancji. W przypadkowych warunkach, czy w uregulowanych Prawami Fizyki? Projekt nie musi zapewniać precyzyjnego procesu powstania życia i nic innego, wystarczy, że nieskończony zakres błędu ograniczy do skończonego przedziału, w którym szansa na życie jest względnie duża, tak właśnie jest, żyjemy we wszechświecie, w którym szanse na życie są spore, a prób mogło być dużo, teoretycznie może istnieć nieskończoność wszechświatów bez najmniejszych szans na życie, żeby szansa na nasze istnienie była niezerowa, te błędne opcje trzeba odrzucić. Pan Quastler był fizykiem, który badał podstawowe mechanizmy natury, czy biologiem, który badał skutki jakie one wywierają na życie? Nie chodzi o to, że ono jest pisane prostym językiem, tylko o to, że tekst jest praktycznie samą interpretacją, "naukowiec" może w ten sposób wmówić czytelnikowi cokolwiek, bo podobnie jak ksiądz w kościele nie wyjaśnia wyprowadzenia; ludzie powinni być przyzwyczajeni do oczekiwania i otrzymywania uzasadnienia, wtedy nie rozumiała by tylko garstka, a większość owszem; a tak istnieje dość popularna pseudo-naukowa religia. Skoro uważasz, że nie możesz zrozumieć tej teorii, to na jakiej podstawie możesz mówić, że wiesz, że tak jest? Tak samo tylko wierzysz w to, co ktoś wymyślił i Ci powiedział! Znasz ledwie uproszczoną wersję; a mówisz, jakbyś wszystko wiedział... Rozwiązaniem tego równania jest prosta w 2-wymiarowej przestrzeni. Wiesz jaki jest stosunek pola prostej do nieskończonej powierzchni? ( nieskończoność * zero ) / (nieskończoność * nieskończoność) = 0 / nieskończoność = 0^2. Podobnie jest z tamtym prostokątem... Jeden z jego wymiarów jest nieskończony, a drugi skończony, cała przestrzeń to nieskończoność^2, więc w wyniku dostajesz skończona_stała / nieskończoność = 0. Coś jeszcze na temat moich rozważań? Zależność istnienia życia od funkcji 2 stałych fizycznych przedstawia przykład, w którym tymi stałymi są: 1. masa kwarka górnego; 2. masa kwarka dolnego; W tym przypadku życie może istnieć tylko w skończonym zakresie stosunku tych mas. Wyspa przedstawiona w przykładzie nie jest ich stosunkiem z innego zakresu, tylko opiera się na tym, że podobną strukturę może stworzyć kwark dziwny, który nie jest żadnym z dwóch wcześniejszych, a zatem stanowi 3 wymiar problemu, a ta "wyspa" nie jest zdefiniowana w tych 2 wymiarach, ale jest jedynie punktem przecięcia funkcji w 3 wymiarach z wskazaną płaszczyzną 2-wymiarową. Więc istotnie taka wyspa się pojawia, ale wtedy w mianowniku pojawia się też kolejna nieskończoność, więc pomimo tego, że w ograniczonej perspektywie (2D) szansa na życie wzrasta, to globalnie (3D) pozostaje 0. Nie wymyślić, tylko opisać obserwowaną zależność. Ale przynajmniej widać, że Twoja nauka polega na wymyślaniu teorii, a nie na wyznaczaniu z doświadczalnych pomiarów... Nie, "chemia kwarkowa" rozważa tylko wpływ właściwości kwarków na chemię organiczną typu węglowego. Teoretycznie życie nie musi opierać się nawet o atomy, jeśli same kwarki będą tworzyć dość złożone struktury. Kto napisał ten artykuł jest mało istotne, treść się liczy, a nie tytuły naukowe i nazwiska. Stany wielu cząstek uśredniają się, praktycznie mierzymy tylko makroskopowe średnie, dlatego nasze fizyczne wzory też są tylko średnie, wyprowadzone z takich pomiarów, dlatego w mikroskali pojawiają się odchylenia, więc: a) uznajemy, że rzeczywiste stany kwantowe są nieokreślone, tylko losowe? - źle; b) uznajemy, że po prostu nie potrafimy dokładnie zmierzyć ustalonych stanów? - dobrze; Ta sama jedna cząstka ma różne energie, czy raczej fluktuacje mierzymy na większej ilości? Różnice wynikają z tego, że mierzymy wiele różnych cząstek, a nie z nieokreśloności własnego stanu każdej z nich! Każda cząstka ma dokładny własny stan, a narzędzie pomiarowe pokazuje tylko średnią z serii. Twierdzenie, że kot jest żywy i martwy jednocześnie to jest nadużycie i pseudo-naukowy, a w rzeczywistości religijny dogmat, który masz uznać bez sprawdzania, bo jak sam powiedziałeś nie da się przeprowadzić takiego eksperymentu w rzeczywistości. Moje nadużycie było stylistyczne, Ty popełniasz merytoryczne. To samo co odpowiadasz na temat multi-świata, o którym nie masz żadnych rzeczywistych danych, wymyśl sobie jakąś teorię, a ja Ci potem powiem, czy to się zgadza z moją kostką. Widzisz już, jak "naukowa teoria" jest taką samą wiarą jak religia? Uznajesz, choć nie masz żadnych doświadczalnych podstaw do weryfikacji... Ja tylko pokazuję przykłady. Każda teoria zawiera ludzką interpretację faktów, chodzi o to, żeby zauważyć, ile w niej obserwacji, a ile interpretacji. Wiele "teorii naukowych" jest równie niemierzalnych jak wiara w Boga, więc nie uważaj ich za fakt tylko dlatego, że ogłasza je fizyk, a nie ksiądz. Wtedy szansa na stabilny i złożony wszechświat wynosi 0^nieskończoność, bo na każdym poziomie masz nieskończoność opcji katastrofy i ograniczony zakres sukcesu, więc takie rozwijanie w nieskończoność nic nie wyjaśnia, tylko oddala problem, głupiec pomyśli, że rozwiązał, bo już nie umie dostrzec błędu, który wciąż jest ten sam. Empiryczne pomiary pokazują, że stabilny i złożony wszechświat istnieje, więc każda teoria, która szanse jego istnienia określa jako zerowe jest fałszywa, teoria przypadkowego powstania z nieskończonego zbioru możliwości taka właśnie jest, a jeśli zbiór jest skończony, to jest odgórnie zaplanowany (na ten zakres wartości) przez Boga. I do czego Cię ten krok doprowadził? Że wolisz uznać teorię, która nic nie wyjaśnia, a jeszcze dodatkowo utrudnia zauważenie gdzie jest błąd? Zapewniam Cię, że jeszcze jako katolik stałem kiedyś tam gdzie Ty teraz, nie podobały mi się rzeźbione bożki, obrzędy i dogmaty bez pokrycia, więc chciałem widzieć świat bez religii, douczyłem się i wiem, że to nie miało sensu; a prawdziwa religia głosi inne wartości niż ksiądz. Ale wciąż to Ty ją podjąłeś, a nie On; więc masz własną, wolną wolę. To jest tak samo, jak przy pisaniu algorytmu genetycznego. Gdyby programista podejmował wszystkie decyzje za symulowane obiekty, to nie miałoby sensu pisanie programu, bo wszystko itak trzeba by zrobić ręcznie; programista określa tylko cel, obiekty robią to, co uważają za stosowne przy realizacji, jedne wyznaczają właściwe rozwiązanie, inne sprawdzają, że pozosałe są błędne by je odrzucić, te w błędzie mogą w związku z tym się poprawić, a jeśli nie, w to w końcu zginą. Twoje decyzje są przewidywalne, bo nie są losowe, tylko celowe, uwarunkowane możliwościami wyboru, jakie oferuje Ci świat w którym żyjesz i systemem wartości jakie posiadasz (od początku lub wykształcony); działasz według algorytmów biologicznego programu, ale to Ty jako program podejmujesz decyzje, a nie programista, programista tylko określił jakie masz możliwości. Może tego nie dostrzegasz, ale wciąż masz możliwość się nawrócić i poprawić, wystarczy tylko potraktować poważniej racjonalne, naukowe poznawanie świata, żeby odróżnić prawdziwą naukę, do pseudo-naukowych teorii bez pokrycia w faktach; albo wystarczy poważniej potraktować religijne podejście do świata, żeby zrozumieć, że kult rzeźbionych bożków jest bezcelowy, a prawdziwa wiara realizuje się w sensownych dobrych uczynkach, takich, które są realnie pożyteczne dla siebie i innych ludzi. Dlaczego po fakcie? Wiele można się nauczyć wyciągają wnioski z historii, np. tego, żeby nie popełniać tych samych błędów... Ludzie, którzy zarazili się wirusem HIV przez niemoralne współżycie pouczają nas, że lepiej jest zawierać bezpieczne, trwałe związki, tak jak tego religia nauczała zanim odkryliśmy uzasadnienia. I ponownie, ostatnio coś takiego wydarzyło się... i jak widać okazało się całkiem pożyteczne dla rozwoju życia. Nie do końca. Lepiej, żeby było niewielu, a przyzwoitych, ale jednak jest jakaś dolna granica właściwej ilości. A co może spowodować korzystne mutacje? Na jakiej podstawie przypadkowa ewolucja rzekomo rozwija życie na Ziemi? To właśnie pokazuje, że przypadkowe mutacje degenerują życie, a jego rozwój zapewniają te, które są celowe. W naszej galaktyce i skierowane w naszą stronę by wypaliły, ale nie takie obserwujemy na codzień. Te obserwowane mają mikroskopowe efekty; możemy zmierzyć, że są; mogą wpływać na pojedyncze geny, o ile dotrą do powierzchni i trafią we właściwą cząstkę. Też mógłbym o nim wspomnieć, bo teren Polski był pod morzem przez miliony lat, przez które mogły wykształcić się typowo denne cechy. Potop nie trwał tak długo. Masz rację, z wodorem byłoby jeszcze trudniej. Jest lżejszy; cząstekczka nie jest spolaryzowana, więc nie tworzy asocjacji (z powodu asocjacji lżejsza H2O zachowuje się jakby była cięższa od O2), przy tej samej temperaturze najlżejsze cząstki wodoru mają większą prędkość, wszystko wskazuje na to, że powinien ulatywać na powierzchnię i gromadzić się jedynie na obrzeżach Układu Słonecznego, a w jądrze Słońca zostać tylko ciężkie pierwiastki jak uran czy żelazo; a jednak okazuje się, że w jądrze jest go dużo, najwięcej... Siła wyporu występuje w środowiskach ciekłym i lotnym, w których cząstki mogą przemieszczać się swobodnie, w ciele stałym nawet cząstki gazów pozostają uwięzione, a płaszcz jest conajwyżej plastyczny, płynny, ale wcale nie ciekły. To jest tak jak np. z betonem (zanim stwardnieje), niby jest znacznie gęstszy od wody, ale zatrzymuje ją w całej obiętości, ta woda jest przecież potrzebna przy wiązaniu spoiwa; rozwarstwia się dopiero pod wpływem silnych wibracji, drgań grudek, które uwalniają uwięzioną między nimi wodę. W sprawie wody nie mówimy też o tak dużej ilości, a o występowaniu śladowym... Pojedynczych cząstkach uwięzionych między ręsztą. Nie powiedziałem, że wody na powierzchni, tylko przy powierzchni. Hydrosfera dotyczy tej wody, która jest w obiegu i którą możemy mierzyć bezpośrednio. Nikt nigdy nie pobrał żadnej próbki z płaszcza Ziemi, tylko to, co przeszło przez skorupę mieszając się z jej składnikami. Skład płaszcza określa się przez porówanie rozchodzenia się fal sejsmicznych z próbkami o określonym ciśnieniu i temperaturze, na podstawie sztywności; takie pomiary są szacunkowe i nie pozwalają określić pierwiastków śladowych, a tylko z grubsza główne składniki. A z definicją, którą podałeś jest tak samo jak ze światem i wszechświatem, kiedyś uważano, że świat to znany kawałek Ziemi/planeta + "sfera niebieska", potem zdaliśmy sobie sprawę, że nie "sfera", a miliardy układów podobnych do naszego, a teraz popularne teorie mówią, że obserwowany wszechświat to za mało. Uważasz, że w sprawie występowania wody w niemierzalnych warstwach wiemy lepiej? Jak wydobędziemy kiedyś próbki bezpośrednio z płaszcza, to się przekonany, narazie to jest tylko (naukowa) wiara wynikająca z ograniczonej, częściowej wiedzy. Wydaje Ci się, że wiesz. Brak dowodu nie jest dowodem; zostawia problem otwartym. Nie masz dowodu, więc możesz tylko wierzyć. Nie ma też żadnego śladu istnienia wielo-świata, mamy ślady istnienia tylko obserwowanego wszechświata... Czy stwierdzasz zatem z całą pewnością, że wielo-świata nie ma? To by była taka sama logika. A jednak wierzysz, tyle że w "bez Boga"... Wiedzy od wiary nie odróżnia naukowość od religijności, tylko dowody. Jeżeli nie ma dowodów ani za ani przeciw, to wciąż szuka się odpowiedzi; którą można podać dopiero wtedy, kiedy pojawi się niepodważalny dowód. Na tym etapie to jest wiara.
  11. Chcesz być ateistą, czy nie chcesz być katolikiem? To są zdecydowanie różne stanowiska... Wbrew obiegowej opinii bycie chrześcijaninem też oznacza zupełnie co innego, niż bycie katolikiem. Jeśli szukasz uzasadnienia tego dlaczego nie chodzić do kościoła, na msze, do spowiedzi, dlaczego nie ufać księżom, to przeczytaj Biblię, tam argumentów jest mnóstwo, a przy okazji dowiesz się sporo innych pożytecznych rzeczy. Na początek polecam oryginalny Dekalog w Wj 20 lub Pwt 5, ale lepiej będzie jak sam poszukasz dalej... "Bo nie" ani "nie chce mi się" to nie jest żadne uzasadnienie, tylko ignorancja, jakąkolwiek chcesz podjąć decyzję, sam musisz najpierw dowiedzieć się i zrozumieć dlaczego.
  12. A czy ja twierdzę, że nie był? Powiedziałem, że te księgi były uznawane, ale poza kanonem, aż Jezus je do kanonu dodał. Nowy Testament to nie są księgi dodane przez Jezusa, ale o działalności Jezusa i późniejsze. A co ma Talmud do tego? Tyle samo co katolicki katechizm... Nie rozmawiamy o zastępowaniu Biblii, tylko o jej kompletności. Nie oskarżam, tylko oczekuję uzasadnień tego co piszesz. Ciała są martwe, a mimo to istnieją; z duszami jest podobnie. Są w ręku Boga martwe, przygotowane do wskrzeszenia w stosownym czasie. Ten fragment nie mówi o tym, że dusze żyją i cierpią oczekując na Niebo. Dusze niesprawiedliwych też są martwe u Boga, tyle że bez nadziei na życie. "Czyściec" nie jest tematem samego tekstu, tylko nadinterpretacji. W odrzucaniu nadinterpretacji się zgadzamy, nie wiem tylko czemu Ty samemu tekstowi przypisujesz ten sam sens i na jakiej podstawie nie wyciągasz tych zniosków np. z Łk 16,19-30? Rozumiesz metaforę w jednym miejscu, a odrzucasz w innym? Jezus opowiedział o życiu umarłych, aby skrytykować ideę wstawiennictwa, Księga Mądrości jest zachętą do gorliwości o życie po zmartwychwstaniu, to było takie "co by było, gdyby...". A co czyni Pismo jednoznacznie świętym? To, że nie ma jego błędnej interpretacji? Każda księga Biblii bywa wyrywana z kontekstu i opacznie interpretowana, wiarygodność ocenia się na podstawie tekstu, a nie opracowań, poprzez wybiórczość można zakłamać wszystko, w całości jest Prawa. Jezus by się z Tobą nie zgodził. Łk 16,16-18. Nic nie miało się znieść, tylko wyjaśnić i udoskonalić, zachowując pełną zgodność. Sprawy, które mają ograniczone zastosowanie, jak kult ofiarniczy, były ograniczone od początku, teraz blokujące zakazy wypełniają się zgodnie z Prawem, a nie znosząc Prawo. Co było potem bezsensowne? Oczywiście, że są i fałszywe księgi, jak jakaś religia się rozwija, to wielu chce wykorzystać władzę jaka z niej może wynikać. Jeśli Księgi Machabejskie są dobrym źródłem, to co przeczy ich natchnieniu? Albo zawierają błędy, albo uważasz tak, bo ktoś Ci kazał, tylko kto? Wiem, że nasze zbawienie ma początek u Żydów (naród wielką literą), ale Mahomet nie stanowił nowego, innego początku, tylko kontynuację, to ludzie, którzy porzucali "wypełnione" Prawo zaczęli tworzyć swoje fundamenty, zamiast rozwijać to, co było nim od zawsze. Natomiast nie wiem, czy tylko Żydom; Hiob i Elihu Żydami nie byli, Melchizedek tym bardziej, skoro przewyższał nawet Abrahama... Zbawienie bierze początek od Boga, a głoszenie zbawienia zaczyna się od Żydów. Nic nie można skreślać z mety, taka ocena nie jest sprawiedliwa. Fałszywi muzułmanie nawołują do terroryzmu w imieniu Mahometa, tak samo jak fałszywy Kościół nawoływał w imię Jezusa, inkwizycję i krucjaty przypisujesz Jezusowi, czy papieżom? Dżihad Mahometa to nie jest tylko zbrojna walka z niewiernymi, tą wolno prowadzić obronnie, nie atakować na zewnątrz, w Koranie jest napisane, że prześladowanie jest gorsze niż zabicie, organizowanie zamachów na przypadkowych, niewinnych ludzi to jest prześladowanie. Dżihad Mahometa to jest głównie walka z własnymi słabościami, z grzechem. Nic nie szkodzi Islamowi bardziej, niż "islamscy terroryści", oni pogrążają tą religię, a rozwój zapewniają jej ci, co żyją spokojnie, sprzedają kebaby i zakładają liczne rodziny. A dla mnie jest marionetką KRK, opozycjonistą na pokaz, miał przyciągnąć do siebie tych, którzy opuszczą papieża, żeby dalej, ale nieświadomie, składali mu hołd... Luter nie był wcale pionierem w tej dziedzinie, tylko wcześniej Kościół skutecznie "heretyków" wyrzynał, druk ułatwił popularyzację Pisma i potrzebna była inna strategia. Waldensi głosili Słowo Boże w językach narodowych 300 lat przed Lutrem, ale skala zjawiska była niewielka i "do opanowania", później opozycja stała się zbyt liczna, a walka bezcelowa, więc potrzebna stało się iluzoryczne poróżnienie. Skoro poznałeś się na oszustwie Ellen White i adwentystów, to czemu wciąż przyjmujesz bez zastrzeżeń cześć ich nauki? Wino możesz pić, a kanon wciąż jak nakazali? Ja uznaję zasady koszerności, dlatego mięsa praktycznie nie jem, trudno o właściwe, ale lekarstwo od trucizny różni dawka, trzeba znać umiar, rozumieć sens, a nie obciążać się bez opamiętania nadinterpretowanymi bzdurami. Ale umyłeś ręce? Biblijne Prawo to jedno, ale to też jest zwyczajna higiena! Nieczystość to nie jest grzech, czasami narażenie się na nią jest nawet dobre, pożyteczne, potrzebne jak np. w sprawie pogrzebania zmarłego. Problem jest wtedy, kiedy nieczystości dopuszczasz się dla zabawy. Akurat ap. Paweł jest chyba najbardziej wykształconym i w największym stopniu filozofem ze wszystkich, którzy pisali Biblię, a jego teksty są najbardziej skomplikowane... W Listach jest dużo problemów do przemyślenia, a nie gotowe odpowiedzi, akurat Listy to jest najtrudniejsza część w całym Piśmie, co samo Pismo stwierdza (2 P 3,15-16), Stary Testament i Ewangelie zawierają gotowe Prawa i przypowieści z wyjaśnieniami, przykłady; w Listach apostoł snuje rozważania, które masz razem z nim przeprowadzić, są pytania retoryczne i dowody nie-wprost - tezy podane po to, żeby je obalić. Odpowiedzi są wcześniej w Biblii, a Listy po to, żeby zrozumieć, a nie tylko wiedzieć. A co do stawiania oporu złemu, to Jezus potępiał nakręcanie spirali nienawiści, zemsta za zemstę za zemstę... nie ma sensu. A tak bywało, ludzie szukali okazji do egzekucji. Po to Bóg ustanowił miasta ucieczki, sądy i sprawiedliwe kary, by tego uniknąć. Jezus nie sprzeciwiał się karom wymierzonym w uporządkowany sposób, potępiając obłudę związaną z ofiarami sam potwierdził przecież nawet karę śmierci... Dziwne by było, gdyby prorocy nie rozumieli, chodzi o zwykłych ludzi... Ci którzy wierzą szczerze rozumieją i chcą przestrzegać Prawa, ale tego, które jest od Boga, a nie chorych ludzkich dodatków. Bo nie przyjęli wyjaśnienia zburzenia... Jeszcze długo po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa apostołowie modlili się w Świątyni i brali udział w obrzędach, to pokazuje, że tak długo, jak długo Prawo pozwalało na kult, był on słuszny, kult przeminął, bo wypełnieniem Prawa były ograniczenia z samego Prawa, ofiary mogą być tylko na jedynym ołtarzu, którego nie ma. Mieli nim być od początku. Ofiary w doczesnej Świątyni zawsze miały być dla ludzi, a nie na spalenie, to co złe należało spalić, a tym co dobre się podzielić i zjeść. Kiedyś jałmużna musiała być obrzędowa, teraz umiemy ją dawać wprost. To zależy co motywuje człowieka do takiej ofiary, co robi i jak to uzasadnia, bałwochwalcze ofiary są przeznaczone dla bożka i jego kapłanów, na wyłączność, właściwe przez Boga dla wszystkich Jego wiernych, głównie tych, którzy potrzebują, nie należy składać ofiar figurkom czy wobec figurek, ale mając wzgląd na Boga się nimi dzielić. Tylko że nie ma jedynego dozwolnego ołatarza, więc nie ma o czym dyskutować. Tak jest u każdego człowieka, wierzącego czy nie, z łaską czy bez, jednak Duch Boży zapewnia to, że chęć wypełniania Prawa zwycięża. Akceptując grzech przyznajesz, że Boga jeszcze nie przyjąłeś. Oczywiście, że dobrze jest czytać, ale trzeba jeszcze zrozumieć. Jeśli zrozumiesz, to wiesz, że nie samo Prawo jest, ale to, co zakazane w Prawie, więc zamiast samego poznania grzechu pojmiesz też, żeby się go wystrzegać. Sama litera jest zła, rozumienie Słów jest dobre. Chodzi o to, żeby nie poznać tylko możliwości zabijania, ale także to, że morderstwo jest złe. A miłość neguje obrzezanie? Obrzezanie zmniejsza ryzyko chorób wenerycznych i nowotworów układu rozrodczego, nie chodzi tylko o choroby, które przenoszą się między partnerami, ale także o te wywołane przez drobnoustroje żyjące naturalnie na skórze. A może miłość neguje zakaz czci figur i obrazów? Zamiast poświęcać czas i pieniądze na zbędne złoto i świątynie można się zaangażować w pomoc chorym i głodnym czy budować domy dla biednych. Nie wyczyszczeniem, tylko wskazaniem właściwego zakresu stosowalności, czasami ten zakres jest zerowy, ale to wynika z samego Prawa, a nie ze zmian jakie Jezus wprowadził, On tylko pokazał, że tak było od początku. Czy Bóg pomylił się wcześniej tworząc niedoskonałe Prawo? Czy jedyną niedoskonałością było to, że ludzie nie zrozumieli? Jezus udoskonalił wyjaśniając gdzie popełniono błędy w interpretacji, całe Prawo Mojżesza jest obecne w Prawie Jezusa tak jak być powinno. Ale o tym, czy obrzezanie jest dobre czy złe już nie każdy jest przekonany. Jedni myślą, że to jest obcięcie członka, że zmniejsza długość, inni nie chcą pokazać się innemu facetowi, a ktoś przecież musi wykonać zabieg, przy tym wszystkim umyka to, że efekty są medycznie korzystne. Oczywiście nie chodzi o to, żeby być niewolnikiem Prawa, ale żeby dojrzeć i świadomie i chętnie Go przestrzegać, żeby wyrobić w sobie poczucie dobra i zła, a nie tylko spełniać obowiązki. Czy dojrzałość oznacza, że możesz porzucić całe dotychczasowe wychowanie i postępować całkowicie po swojemu, nawet wbrew temu, czego uczono wcześniej? Dojrzałość oznacza, że rozumiesz sens tego co robisz i po co, dlatego chcesz postępować właściwie... Umarło: "Przeczytałem, że tak trzeba, więc robię, bo muszę", Żyje: "Skoro Bóg mówi, że to jest dobre, to przekonam się czy rzeczywiście; robię, bo chcę". Umarła błędna forma, właściwa treść żyje tak jak powinna. Do czasu aż Niebo i Ziemia nie przeminą... czyli wciąż ważny. Przeczytaj Mt 5,17-20 i sprawdź co powiedział... Jest jednak napisane, że nie znosić nawet literki, ale udoskonalić; zatem udoskonalić w formie, która niczemu nie zaprzecza. Np. to, że uważano, że w szabat nie wolno zrywać i jeść kłosów czy owoców z drzewa, ale gdyby leżały na stole, to to już by było dozwolne; przecież nie ma różnicy! Podnieść coś, żeby włożyć do ust można zawsze, w szabat nie wolno pościć. Dopiero zrywanie tych kłosów po to, żeby je magazynować albo sprzedać byłoby grzechem. Jezus potępiał i poprawiał nadinterpretacje Prawa, a nie samo Prawo. "Wyrażone w zarządzeniach", w rozkazach, a nie w chęci czynienia dobrze tego samego. Żadne z przykazań nie jest złe, złe jest tylko stosowanie w niewłaściwych okolicznościach. Np. rozwód-zachcianka może być przyczyną nierządu, ale jak już ktoś się nierządu dopuścił to nie można go ucznić cudzołożnikiem, tylko będąc w związku też bierze się w tym udział, wtedy i tylko wtedy rozwód jest dopuszczalny przez Jezusa (o ile nie na poprawy), na tę okoliczność przepisał go też Mojżesz; Jezus nie zniósł rozwodów, tylko wyjaśnił po co są. "Przeciw takim /cnotom/ nie ma Prawa." (G 5,23) A może zwykłym ludziom otwarto drogę do Miejsca Najświętszego? Błogosławieństwo wyprzedza obrzezanie, ale Abraham uwierzył, dlatego poddał sie obrzezaniu. Jeśli ktoś twierdzi, że nawracać można tylko obrzezanych, albo że tylko obrzezani mogą wierzyć, to kłamie. Ale kto wierzy, ten powinien dojrzewać do poddania się obrzezaniu, bo to jest dobre i pożyteczne. A to nie jest przypadkiem o życiu po śmierci? Więc teraz sam zdecyduj, czy apostoł napisał o tym, że możemy liczyć na późniejsze zmartwychwstanie i nowe ciała, czy też twierdzi, że dusza jest nieśmiertelna i żyje. Tak jak w Księdze Mądrości jest to pisane w nadziei zmartwychwstania i w odniesieniu do nowego ciała, które będzie chciało wypełniać Prawo. To nowe ciało z całą pewnością ma być obrzezane, powinno tego chcieć, zmierzasz do tego, żeby takie ciało mieć, czy nie? "Obrzezanie posiada wprawdzie wartość, jeżeli zachowujesz Prawo. Jeżeli jednak przekraczasz Prawo będąc obrzezanym, stajesz się takim, jak nieobrzezany." Rz 2,25. Nie da się wypełniać całego Prawa, jeśli nie jest się obrzezanym, obrzezanie serca, które jest ważniejsze, polega na tym, żeby chcieć wzrastać w wierze i zechcieć poddać się obrzezaniu ciała nie z obowiązku, ale z przekonania, że to jest dobre. A wydaje Ci się, że jest różnica między Nimi? Przypomni sobie objawienie Mojżesza i Eliasza razem z Jezusem... Oni wykonywali różne etapy tej samej pracy, nauczania ludzi doskonałości. Jezus nie jest przeciwnikiem Mojżesza ani odwrotnie. A wiara bez uczynków jest martwa, jesteśmy zbawieni przez wiarę, która objawia się przez dobre i sprawiedliwe uczynki Prawa. I co znaczy to obrzezanie serca, że czytasz Boże Przykazanie i masz je za nic? Jeśli ktoś świadomie przekracza jedno Przykazanie, to tak jakby łamał wszystkie... Naśladujesz wzorową wiarę Abrahama, czy wystarczy Ci jakaś gorsza? Dokładnie! Bóg oczywiście może Ci pomóc, ale On już wszystko rozumie, więc nie zrozumie tego za Ciebie, może Ci przysłać pomoc, bez Boga nie możesz zrozumieć, ale Bóg nie zrobi zamiast Ciebie, ostatecznie to Ty musisz sam zrozumieć i odróżnić Prawdę od fałszu. Który czym się objawia? Tym, że mówisz "zostałem ochrzczony" i masz dalej Boga za nic, czy tym, że masz motywację i chęć do podobania się Bogu przez uczynki? Obrzezanie nie jest po to, żeby bolało przy zabiegu, jest korzystne dla zdrowia, i sprawdza, czy potrafisz uznać to dobro, czy z góry odrzucasz je na niewiarę. Jeśli odrzucasz Przykazanie, które zostało dane aby poprawić nasze życie, jeśli odrzucasz Prawo od Boga, które zapewnia zdrowie, jest pożyteczne, to co zrobisz, kiedy staniesz przed trudniejszym wyborem? Znakiem przymierza nie jest napletek (czy raczej jego brak), tylko to, że uwierzyłeś Bogu i wykonałeś to, co dobre i pożyteczne. Nie wiesz tego. Abraham był synem poganina Teracha, być może obrzezanie porzucili jego przodkowie, a on zawierając ponowne przymierze z Bogiem je tylko przywrócił... Bóg zwlekał z nakazem obrzezania Abrahama, aby nie uznał tego za rytuał inicjacji, ale zrozumiał, że z zupełnie innych powodów się to robi. Stare miało nas nauczać czym jest ofiara Jezusa, a przez Nowe mamy zrozumieć, że jest zupełnie inaczej i odrzucić tamto? Jaka logika za tym stoi? Nowe jest właściwym praktykowaniem Starego, a nie alternatywą!
  13. A w jaki sposób Twoim zdaniem należy poznawać i praktykować wiarę? Wiara to jest coś, co trzeba zrozumieć, dyskusja z wyjaśnieniami to jest najlepszy sposób na to, w ten sposób można się przekonać, że rzeczywiście coś w tym jest, albo gdzie popełnia się błąd; w ten sposób można wiarę zamienić na wiedzę o Bogu i stworzonym przez Niego świecie. Powietrze można jednak zmierzyć w inny sposób i doświadczalnie potwierdzić jego istnienie. Wzrok nie jest jedynym sposobem poznawania, sam wspomniałeś o oddychaniu. Nabijanie postów jest wtedy, jak piszesz post, w którym nie masz nic do przekazania, tak jak to, co zaprezentowałeś... Starczy Ci motywacji, żeby chociaż przeczytać wypowiedzi innych?
  14. Człowiek pierwotny powstał pierwszy, cywilizowany potem. Pierwszy opis to jest stworzenie człowieka jako gatunku, z zamiarem, celem upodobnienia go do Boga, co wypełniło się później. To jest tak samo jak ziemią daną Abrahamowi, jemu obiecano, ale dopiero jego potomstwo otrzymało ją na własność. To jest tak samo jak z pojawieniem się gwiazd, wtedy dostrzeżono pierwsze, ale one cały czas "umierają" i powstają nowe, a światło tych wydarzeń tu dociera. Każdy dzień stworzenia jest tylko początkiem procesu, który wciąż trwa. A dlaczego twierdzisz, że się nie wywodzą, nigdzie tak nie napisano... Przeczytaj sobie np. w Księdze Hioba jest na przemien kilka stwierdzeń, raz o urodzeniu (Hi 3,3; Hi 25,4), raz o ulepieniu (Hi 10,9; Hi 33,6); więc ulepienie jest jawnie metaforą wspólnego pochodzenia z tego świata (tak samo jak pochodzenie kobiety z żebra człowieka oznacza wspólną naturę ludzkości). Ale i sens dosłowny lepienia z gliny jest w pewien sposób rzeczywisty: jesteśmy przecież zbudowani z substancji, które pochodzą z gleby, tyle, że nie ulepieni rękami, a przez procesy biologiczne roślin, które jemy, przyswajając sobie w ten sposób minerały i budując z nich ciała, ciąża jest tym procesem "lepienia z gliny" w łonie matki. Tak samo mężczyzna i kobieta jednakowo pochodzą od tych samych dzikich przodków, tylko mężczyzna pierwszy się cywilizował, zaczął świadomie myśleć. Chyba, że Twoje ciało jest zrobione z czegoś innego, tego nie wiem... ;D Tak jak z Abrahamem, słowne błogosławieństwo wyprzedza wypełnienie. "Adam" to nie jest tylko imię, ale też określenie rodzajowe ludzkości. Tego nie ma w pierwszym opisie, nie ma nawet w drugim... To nastąpiło dopiero w czasach patriarchy o imieniu własnym Adam, który był później, już w pełni świadomy i cywilizowany, zaczął sensownie nazywać, dlatego zamiast przypadkowego dzięku czy ogólnego "człowieku", "kobieto" lub "ty"; Ewa miała już sensowne, szczególne imię własne oznaczające "matkę żyjących". Sądzisz więc, że taka zdolność przerastała ludzi w czasach Adama (około 4000 p.n.e.)? Myślę, że Adam był w stanie nazwać się sam... To jest praktycznie ten czas, kiedy pojawia się usystematyzowany język i pismo. Pisze, że nie było polnych roślin, i zwierząt do pomocy człowiekowi. Jak tak patrzę, to perz, hiena czy niedźwiedź nie wpisują się w te kategorie. Myślisz tak tylko dlatego, że chcesz zignorować ten tekst, wiarę i religię ogólnie. Np. na temat zwierząt zabranych do arki jest mowa o: - parze zwięrząt i pożywieniu, - parze zwierząt nieczystych i 7 parach czystych; niby różnica, ale jednak 6 par czystych można uznać za pożywienie, a pozostałych jeść nie wolno, jak się tego nie rozróżnia, to się o tym w ten sposób nie pomyśli, a to jest informacja, że nie Mojżesz ustanowił zasady koszerności, ale one były wcześniej i tylko zostały przypomniane i sformalizowane. Różnice w tekście są celowe, określają różne granice wspólnego prawdziwego sensu, po to, żeby nie pomylić się na podstawie tylko jednego poglądu na daną sprawę. Kościół przez lata wyrywał z kontekstu, dlatego nie uznali ewolucji, chociaż jest ona bardzo wyraźna w Księdze Rodzaju, np. kiedy Bóg ogranicza życie ludzi do 120 lat, to dzieje się stopniowo, widać to dopiero w genealogii potomków Noego po potopie. A co ja mam sądzić o jeleniu, który zmyśla problem, którego nie ma, tylko po to, żeby mieć usprawiedliwienie dla swojej ignorancji? Jak widzisz sprzeczność nauki i wiary, to musisz wybierać, dla mnie i wiara biblijna i nauka mówią tą samą Prawdę, naukowy opis świata stworzonego przez Boga powinien być taki jak ten świat. A jeśli chodzi o przyznanie się do błędu to masz na myśli np. przypadkowe powstanie życia? Jak nauka odkryła, że to jest niemożliwe, szansa wynosi 0, to znaleziono wybieg, żeby pomnożyć to przez nieskończoność i otrzymać w wyniku 1 (oczekiwaną pewność), wymyślono nieudowadnialne inne wszechświaty, w które Ty wierzysz tak, jak ja w Boga... Problem polega tylko na tym, że te wszechświaty nie wyjaśniają nic, tylko oddalają lukę, bo ich powstanie to taka sama zagadka, jak życie w tym wszechświecie, tylko trudniejsza, wciąż potrzeba Prawa, które tym wszystkim właściwie kieruje, ale nie ma możliwości empirycznego badania sprawy. Nie wiem jak do tego doszedłeś... Wyraźnie napisałem, że 1 opis dotyczy dawno (nie wskazano kiedy) temu, powstania gatunku, napisałem tam też wyraźnie o tym, że to można być nawet wcześniejsza forma człekokształtnych, a dopiero 2 człowieka cywilizowanego, w którym wypełniła się obietnica podobieństwa do Boga, a nie tylko cielesna zdolność do jej posiadania. Problem w tym, że to, co nie brzmi przekonywująco, to jest tylko powierzchowna, błędna, katolicka interpretacja, którą stworzono tylko po to, żeby mamić i wykorzystywać naiwnych, jeśli nie badałeś sprawy sam, to jest to też jedyna interpretacja jaką znasz, kiedy ja jeszcze byłem katolikiem, to też uważałem, że to nie ma sensu, ale kiedy zadałem sobie trochę własnego trudu, żeby samemu sprawdzić, to okazało się inaczej. Ty odrzucasz religię w całości, na podstawie jednej wersji poglądów, ja odrzucam to, o czego fałszywości się przekonałem, resztę zgłębiam dalej, wierzę w to, co okazuje się mieć sens. W kwestii katolickiej wiary może i tak jest. Jednak jak czytam Biblię, to widzę, że Mojżesz oczekiwał dowodu od Boga, apostołowie też chcieli upewnić się, że Jezus zmartwychwstał, sprawdzić, ostrzeżeń przed fałszywymi prorokami nie da się przestrzegać, jeśli nie zwątpi się w ich słowa i na podstawie faktów nie oceni wiarygodności. Moim zdaniem Pismo Święte zachęca do sprawdzania i poszukiwania wiedzy, tylko w rozumieniu wiary trzeba kierować się Nim, a nie cudzą interpretacją. Lepiej przeanalizować, żeby samemu przekonać się czy ma sens czy nie, niż zakładać z góry, że ma lub nie ma, bo ktoś inny tak myśli. Jeśli to jest Prawda, to obroni się sama, wystarczy przejrzeć dowody... ?? Bo sama wiara nie wystarcza... Wiara bez uczynków jest martwa, wiara musi prowadzić do tego, żeby wynikało z niej więcej, żeby wiedzieć więcej, żeby robić to co słuszne. Nie wypiera, uzupełnia. Dlatego też wspomniałem o skale lub wysokim drzewie. To powieszenie musiało wyglądać jak skok na bungee, tyle że na zbyt sztywnej i zamocowanej w złym miejscu linie. Lina nie chroni skoczka dlatego, że on nie zderza się z ziemią, tylko dlatego, że rozciągając się stopniowo wyhamowuje, amortyzuje, zbyt sztywna lina jest tak samo zła jak jej brak. A po co ma wspominać? Czy uzupełniając opis trzeba przypominać wszystkie fakty? Czytając Ewangelię dowiadujesz się o powieszeniu, z Dziejów Apostolskich poznajesz inne szczegóły. Zasadniczo korzystam z katolickich przekładów Pisma Świętego, bo są najłatwiej dostępne i wygodne do czytania, ale przekład ma to do siebie, że zawiera naleciałości doktrynalne, pewne interpretacje i błędy tłumacza, np. w J 1,18 "syn" zamieniono na "Bóg", albo zapisano "syn, który jest Bogiem" w Mt 16,19 Piotr może rozkazywać Bogu (a powinno być odwrotnie), dlatego w wątpliwych fragmentach porównuję różne wersje i posługuję się oryginałem i słownikiem. Okazało się, że równie dobrym przekładem jak ten, że sam Judasz kupił to pole jest bezosobowe określenie, że zostało ono kupione za zapłatę za Jezusa, a tak też mówi Ewangelia. A po co takie wynalazki? To nie jest wyjaśnienie problemu, tylko tego, że brakło chęci żeby to sprawdzić. Żeby sprawdzić, zanim ocenię. Bez wiary nie chce się robić, dlatego ludzie poddają się za wcześnie. Wiara jest motywacją do tego, żeby skończyć to, co jeszcze nie pewne, co jest tylko teorią wciąż wymagającą potwierdzenia. Gdyby nie wiara w bozon Higgsa, to nie byłoby LHC - fizyka czy religia? Nie masz nic do dodania oprócz szyderstwa? Owszem, tamte mitologie prezentują bardziej ludzkie wizrunki bóstw, niby opowiadają to samo, ale jednak w wypaczony sposób, kłótnie między bożkami, wypluwanie morza czy wydmuchiwanie powietrza, to są zbędne i błędne szczegóły pochodzące wyłącznie z ludzkiej fantazji, Mojżesz ustrzegł się od tych błędów, spisał tylko Prawdę od Boga, owszem terminologia jest odmienna od współczesnej, ale to nie Mojżesz zawiódł, że nie znał naszych nazw, tylko ludzkość późnij zmieniła systematykę i nazewnictwo, a wciąż używamy pojęć tradycyjnych jak "ciało niebieskie". A co to ma do tematu? Ważne jest to, że rośliny mogły zaistnieć wcześniej, niż atmosfera stała się przeźroczysta dla światła widzialnego, że fotosynteza mogła działać wcześniej dzięki promieniowaniu UV, a to, że jeszcze wcześniej działały inne reakcje to inna sprawa, ciekaw jestem jak sklasyfikujesz (samożywne) organizmy, które żyły chemosyntezą... Ja nigdzie nie twierdzę, że Biblia jest podręcznikiem do wszystkiego, mikrobiologia z całą pewnością nie jest przedmiotem, który omawia, istotą Pisma jest etyka, moralność, sprawiedliwość, przykłady z historii, część kosmologiczna jest tylko po to, żeby wykazać objawiony charakter, poprawność, a nie szczegółowo omawiać zbędne sprawy do których doszliśmy później, to jest dowód, że jest Bóg, który wiedział to, czego ludzie wiedzieć nie mogli. Stworzenie (wszech)świata było wcześniej, 4 dzień to już rzeczywiście rozwój Ziemi. Czyli jak? Z góry odrzucić bez zbadania? Nauka wymaga, aby zbadać zanim się oceni! A gdzie Biblia wskazuje, że Exodus był za czasów Ramzesa II? Nie udowodniłeś jeszcze żadnego błędu w Biblii, conajwyżej tyle, że nie znamy dowodu prawdziwości, a to nie to samo. Nie mamy też żadnych dowodów istnienia ciemnej energii, dopiero ich szukamy, a tylko teorię, która za jej pomocą uzasadnia ekspansję wszechświata, co zresztą też wcale nie jest całkowicie pewne, bo równie dobrze możemy postrzegać wszechświat jako rozszerzający się, dlatego że relatywnie kurczy się wolniej (bo widzimy z opóźnieniem) niż nasza galaktyka, a nasz stan, jakiby nie był określamy jako podstawowy w czasoprzestrzeni i względnie opisujemy resztę. Polecam zauwazyć, że dalsze galaktyki oddalają się szybciej (Prawo Hubble''a)(widzimy ich dawniejszy stan), a bliższe wolniej, te z naszej grupy lokalnej się nawet zbliżają (widzimy je prawie "współczesnie")... Na temat każdego dowodu i na każdy temat możesz tak powiedzieć, ale to dowodzi tylko tego, że po prostu chcesz zignorować sprawę, a o nauce myślisz tylko tyle, o ile usprawiedliwia to lekceważenie religii. Jest mnóstwo dowodów, które świadczą o tym, że Hyksosi, którzy opuszczali Egipt w czasach Ahmose byli Żydami, mieli hebrajskie imiona i kulturę, zajmowali się pasterstwem, więc nie można tego traktować jako luźne nawiązanie do historii, skoro fakty potwierdzają nawet tożsamość uczestników wydarzeń. Np. to, że to proroctwo się spełniło, a powstało setki lat wcześniej, kiedy Rzym był dla Żydów mało znaczącym odległym państewkiem, a być może wcale o nim jeszcze nie słyszeli. Dalej to, że spełniło się, choć zawiera bardzo konkretne fakty, a nie tak jak typowe wróżby tylko ogólne poetyckie skojarzenia. "Mało wiedzy oddala od Boga, dużo sprowadza do Niego z powrotem." Ludwik Pasteur. "Pismo Święte zawiera dość jasności, aby wybranych oświecić, i dość zawiłości, aby ich utrzymać w pokorze. Ale dla zatwardziałych dość ciemności, aby ich oślepić, jak również dość jasności, aby ich jako winnych słusznie potępić." Blaise Pascal Myślę, że czytając Biblię miałeś z góry takie przekonania jak napisałeś, a czytałeś tylko po to, żeby się w tym utwierdzić, bez myślenia na ten temat. Ja widzę z Przykazaniach praktyczny sens, ciemne jest to, co ludzie w praktyce z Nich zrobili. Tym ludziom nie ufaj, to jest zupełnie inna sprawa, wbrew temu, co oni mówią, można być z Bogiem, a bez instytucji Kościoła. Współcześni duchowni nie zrozumieli przekazu, albo nawet celowo postępują wbrew niemu, bo praktykują zupełnie inne wartości, wykorzystują tylko Pismo, żeby zdobyć zaufanie i wykorzystać je do czegoś innego. "każe" = rozkazuje; "karze" = wymierza karę; Wierzę w Boga, który jest miłosierny i sprawiedliwy, a nie w takiego, który byłby okrótnym ciemiężycielem, dyskusja na temat innego nie ma sensu, innych nie ma, w tym się zgadzamy. Dlatego, że takim Się ustanowił i nam przedstawił. A po co miałby to robić? Albo wiem, że Bóg jest dobry i przykazuje i postępuje tylko dobrze, wtedy mogę wypełniać wszystko jak zrobił to Abraham; albo pytam Boga o wyjaśnienie dzięki któremu przekonam się, że to dobre, tak jak Mojżesz oczekiwał wyjaśnien od anioła czy apostołowie od Jezusa. Dlaczego? "Mój sąsiad ma fajny samochód, też chcę taki (sobie kupić)." - tak chcieć wolno. "Mój sąsiad ma fajny samochód, chcę mu go zabrać." - tak nie wolno. Bóg nie zabrania chcieć czegoś, zabrania chcieć tego czyimś kosztem. Możesz zrobić to samo bez wyrządzania komuś szkody, dobrze. Przykazanie mówi, żeby kierować swoje pożądanie we właściwą stronę. Źle jest, jeśli nie widzisz różnicy. A zamierzasz z przekonywania do niewiary przejść na przeknywanie do politeizu? Wiem, że rzeźbione bożki są fałszywe, chociażby dlatego, że można zmierzyć ich właściwości fizyczne, wiadomo, że od zwykłej deski różnią się tylko kształtem, nic nie wiedzą i nic nie zrobią, naiwni przypisują im tylko pewne zbiegi okoliczności, np. wyleczenie choroby wiążą z tym, że byli w świątni przed pobytem w szpitalu, księża celowo działają w szpitalach, żeby to poczucie wywoływać. Prawdziwy Bóg różni sie tym od innych, że ostrzega przed takim kultem, potępia taką formę religijności i składanie ofiar oszustom, potępia nawet składanie ofiar Sobie, jeśli nie rozumie się ich sensu, a sensem ofiar jest pomoc charytatywna dla współuczestników obrzędu, mięso piecze się na ołtarzu i je (wyrzucając niezdrowe części). Za to cały wszechświat działa według pewnych i stałych Praw, zupełnie tak jak Bóg, który jest Słowem (Prawa) (J 1,1). A czy ta wizja jest nielogiczna, czy problemem jest tylko to, że religijna? Jeśli świat ma być rajem, to ludzie muszą zachowywać się tak, żeby nim był, albo wszyscy postępują dobrze, albo ktoś coś zepsuje i idealnie nie będzie. Mordercy, gwłaciciele, złodzieje, oszuści (...) czynią Ziemię piekłem, tam jest ich miejsce, a Niebo musi zostać dla tych, którzy je wypracowują, inaczj nim się nigdy nie stanie. Bóg im nie wybaczy. Bóg daje im teraz czas na zrozumienie błędu i poprawę, to jest miłosierdzie, że karą nie jest natychmiastowa śmierć za grzech; jeśli tego nie zrobią, to zginą w piekle, na co sobie zasłużyli. No cóż, nie zamierzam nikogo przekonywać do zmiany zdania, conajwyżej do rozważenia sprawy z innej perspektywy, zdecydować musi każdy sam. Ciekawe może być najwyżej uzasadnienie, ale obawiam się, że poza "skałą" niewiele można powiedzieć, a jaka jest ta katolicka "skała", nawet jak naucza dokładnie przeciw Bogu, to należy ją uważać za wzór wierności... Bo w oryginalnym zamyśle nie powielano jej samej, tylko razem z pozostałymi księgami, w których jest mowa o autorstwie. Np. lewirat w historii Judy i Tamar w Rdz 38, co ciekawe Tamar nie była Żydówką, więc ta tradycja musiała mieć szerszy zasięg. Tak, odrzucono zasady, które były zmyślne przez ludzi i dodane, żeby przy ich pomocy wykorzystywać naiwnych. A czy ja powiedziałem, że uczestniczyli w tych samych wydarzeniach? Nawet kroniki uznawane za wiarygodne nie były pisane przez naocznych świadków, tylko na podstawie relacji ustnych lub innych zapisów, często wiele lat po samym wydarzeniu, tutaj to też jest możliwe, dlatego też pojawiły się zniekształcenia w przekazach, ale wciąż dostrzegalne jest wspólne źródło historyczne. Nie popełnił błędu w przekaznie, w Pismach, owszem dał się ponieść, choć trudno powiedzieć, czy to błąd samego Mojżesza, czy to, że Żydzi wciąż byli niezadowoleni; a z tym wejściem, to o coś innego chodziło, a mianowicie, żeby zapowiedzieć, że do Królestwa Niebieskiego wprowadzi inny człowiek, następny prorok, Jezus, bo Jozue, to jest to samo imię, tylko starsza forma i błędna transkrypcja (w obu przypadkach). Tablice same w sobie nie mają żadnej wartości, tylko zapisane na nich Słowa, ale nie litery wyryte w kamieniu, tylko ich sens i przestrzeganie. Skoro Żydzi zrobili cielca i grzeszyli, to tak, jakby te tablice były już potłuczone. Tak samo w czasach Mojżesza, jak i po nauczaniu Jezusa Prawo było pisane tylko po to, żeby łatwiej było Go nauczać, ale liczy się chęć i przestrzeganie. Tego nie mogę Ci wytłumaczyć, ale ja po prostu czuję się szczęśliwy, jak komuś pomogę... To daje poczucie, że Twoje życie już coś więcej znaczy. Jaka logika stoi za tym, żeby potępiać dobro, a nagradzać zło? Pomaganie jest dobre, uczciwe traktowanie pracowników jest dobre, jeśli stać ich na porządny posiłek, to są zdrowsi i mogą lepiej pracować... Ty oczekujesz racjonalizmu, czy "byle bez Boga"? Ale to nie Bóg ukarał Hioba i jego rodzinę... Za to wynagrodził (lub wynagrodzi w przyszłości) szkody. Kwestia czasu. Właśnie "interesy". Ludzie nie zawsze przedstawiają w pełni to, co myślą, a tylko to, co się publicznie przyjmnie i dobrze sprzeda. Po co ktoś ma ujawniać religijną inspirację czy motywację, skoro to laicyzm jest we współczesnej nauce lepiej postrzegany? A czemu uważasz, że religia to dogmaty? Są podane fakty, możesz je sprawdzić, Prawda się obroni, tylko kłamcy wymagają, żeby wierzyć na słowo, bez sprawdzania. Bóg mówi Prawdę i daje temu dowody; papież kłamie, więc karami odstarsza od ujawniania wątpliwości. Raczej nie. Dawkins podaje się za agnostyka, bo wie, że kompletnie nienaukowe jest określenia się jako ateista, to by oznaczało, że przyjmuje brak Boga bez dowodu, na (nie)wiarę; ale w tym samym czasie głosi ateistyczną propagandę, walczy z każdą religią i czerpie z tego całkiem niezłą kasę, to taki "ateistyczny ksiądz" jest. Za to Hawking też podaje się za agnostyka, ale wie, że początek wszechświata to zagadnienie religijne, nie naukowe, głosi przy tym koncepcję Boga, który stoi za Prawami Natury, z tym że nie ingeruje już w tym momecie we wszechświat, więc stara się przedstawić Go jako przedmiot badań nauki, jako sens i Zasady działania wszystkiego co jest. Ja w gruncie rzeczy myślę dość podobnie co Hawking, tyle tylko, że uważam, że Bóg przygotował z góry wszystkie swoje ingerencje i wciąż nas poucza, choć wszystko co trzeba zrobił dawno temu. Czyżby dzieci uczyły się na pamięć wszystkich możliwych wyników dodawania i odejmowania, albo prostych czytanek na pamięć, żeby nie pomylić się na zajęciach? W przedszkolu ostatnio byłem dawno temu, ale wydaje mi się, że jest tam na tyle prostszy materiał, że da się go pojąć, a nie wykuć... A ja pisałem o tym, że sam proces rozumienia tej przelanej wiedzy może być jak sen, w którym się jej jakby osobiście doświadcza, więc to żadna różnica względem tego życia, które może być wirtualne względem następnego. Statystyczny "wierzący" idzie w niedzielę na mszę, żeby się ludziom pokazać i tyle go to wszystko obchodzi, prędzej się na Boga wypnie, niż pozwoli, żeby sąsiad krzywo spojrzał, że nie uczestniczy w kulcie. Jeśli masz się nawrócić po tej dyskusji, to się nawrócisz, a jak nie, to nie; Twoja wiara nie zależy tylko od Ciebie, ale też od tego, co ją stymuluje, mnie kiedyś katolicyzm również zniechęcał. Katolicyzm to doktryna związana z intytucją, która ją głosi; a ludzie to katolicy, ofiary sekty. Bo szukają gdzie indziej... Traktują Biblię jak mitologię, a nie kronikę; więc pomijają pewne fakty; a jednocześnie domniemują inny czas i lokalizację, choć przecież nie byli świadkami wydarzeń i ich wiedza jest ograniczona. Jedno i drugie. Prawdziwe Przykazania należy przestrzegać, a Prawdziwą Historię poznawać. Wydaje Ci się... Jak już sporo razy wspominałem, dzisiejsza nauka zawiera mnóstwo teorii, w które ludzie wierzą na słowo, bez dowodu, bo te teorie dotyczą spraw, których nie da się zmierzyć i udowodnić, np. multiświat; ale ludzie ulegają iluzji, że "nauka = wiedza" i "religia = wiara", tak nie jest. I w nauce i w religii jest i wiara i wiedza; najpierw wiara, potem wiedza, wiara prowadzi do tego, żeby szukać i w końcu się dowiedzieć. Jeśli zakładasz, że Bóg stworzył wszechświat "z niczego", tak jak ci "naukowcy", którzy postulują, że wielki wybuch był początkiem, to może i stworzenie zaprzecza Prawom. Ja jednak sądzę, że Bóg stworzył ten świat z poprzedniego, a następny stworzy z tego, natomiast "pustka" i "chaos" opisują po prostu typowy wygląd przestrzeni kosmicznej. Zapytaj o to "naukowców", bo to oni uważają początek za bezwzględy, niektórzy twierdzą, że "''wcześniej'' nie było nawet czasu"... Ja uważam, że "początek" jest względny i dotyczy tylko aktualnego wszechświata, a tak obiektywnie to stanowi jedeną z wielu zwykłych chwil w czasie. A czy wszechświat nie jest wszechświatem, bo nie ma w nim np. atomu węgla, który zawiera 1000 neutronów? Jak to może być wszechświat, skoro czegoś (co wymyśliłem) w nim nie ma? Tak samo jak Bóg jest wszechmocny, bo może wszystko co możliwe, pytanie o zdolność wykonania rzeczy niemożliwych nie ma żadnego sensu. "Ogólne tego słowa znaczenie" jest takie, jakie ma logiczny sens, a nie tak nadinterpretowane, jak ktoś Ci wmówił. Kościół chce, żeby wszechmoc Boga polegała na łamaniu Praw Natury, żeby tym uzasadnić to, że oni też tak mogą robić z Jego Prawami i ustanowić sobie bezsensowny kult obrazów, którego Bóg zabronił, a potem przy jego pomocy oszukiwać i wykorzystywac ludzi ofiarami. W to akurat można tylko wierzyć. Częścią Boga, ale zasadniczo tak. Nie pochłonięcie, tylko przyłączenie. To jest tak jak z obywatelami i państwem, jesteśmy Polakami i jesteśmy Polską, a mimo to istnieje każdy z osobna. Polska jest tym, co wyraża sobą jedność Polaków, a Bóg wyraża jedność tych, którzy osiągnęli doskonałość. Do wzoru wchodzi wszystko to co jest, a przynajmniej to, co ma znaczenie dla rozwiązania, materia jest formą energii. Czyli najlepsze rozwiązanie jest takie, że "wziąłem sobie wszystko za darmo"... Tylko ono jest nierealne, inni nie zgodzą się aby "za darmo wszystko stracić". Nawet jeśli otrzymasz całą wiedzę natychmiast, to samo uświadomienie jej sobie możesz odczuć jako własne doświadczenia, myślenie o tym może być jak sen, w którym jakby sam wszystko przeżyjesz; a skoro tak, to jaka jest różnica, między realnym, a wirtualnym doświadczeniem? Bóg wie, a Ty masz się tego nauczyć. Trzeba najpierw zrobić kilka prób, żeby na podstawie pomiarów mieć z czego wyznaczyć zależność, wzór, tak działa nauka i stąd się bierze wiedza. Nie ma wiedzy bez doświadczenia, sama teoria jest wiarą. Nie zawsze. Owszem są tacy, którzy programują naukowe symulacje, czy programy do obsługi przyrządów pomiarowych i doświadczeń, analizy wyników, ale są też tacy, co piszą gry komputerowe, strony internetowe, bazy danych... Zastanów się co częściej wyrzucasz, czy to co działa dobrze i może się jeszcze przydać, czy coś, co jest zepsute i pożytku z tego nie będzie... Zasłużona kara. To może inaczej, jak na niewierzącego poświęcasz religii bardzo dużo czasu, możliwe że więcej, niż typowy katolik. Miejscami ciekawa, niestety czasami też ignorancja... Lucek wie, że się pomylił i nie ma szans, bo wie, że obłudnicy i zdrajcy i jego zdradzą, jak się zorientują co się dzieje; ale jest egoistą i nie chce być najgorszy, dlatego ciągnie za sobą innych... A co przez to rozumiesz? Może Ci się bardziej opłacić np. oszukanie szefa i podwójna wypłata za darmo, z tym, że potem możesz przez to stracić pracę... A mogą Ci się też opłacić niezakontraktowane i formalnie bezpłatne nadgodziny, za które potem dostaniesz premię i awans... Podobnie też szef może cieszyć się z tego, że dobry pracownik, a robi za grosze, a potem żałować, że odszedł, bo znalazł lepszą ofertę; albo jednak dać mu podwyżkę, uczciwą zapłatę na wkład w działanie firmy, co zapewni to, że tak zostanie i uniknie problemów. Problem polega na tym, że nie wiesz na pewno co będzie później, więc szacujesz zyski i planujesz w dość krótkiej perspektywie czasu, ale chwilowy nadmiar wcale nie musi być lepszy niż stabilny umiar. Mylisz się. Podstawą dla istnienia życia jest to, że warunki muszą być dla niego możliwe, a te możliwe dla życia warunki to ograniczony zakres w nieskończonej przestrzeni. Dopiero kiedy ograniczysz zakres wartości do obszaru wokół sprzyjajacego życiu, możesz rozważać jego losowe (dzięki projektowi) już nie-zerowe szanse w różnych konfiguracjach. Czy ja twierdzę, że projekt życia zakłada, że ono na pewno jest wszędzie? Przecież wedle obecnej wiedzy nie występuje na wszystkich znanych planetach... Dobrym projektem jest już tak zawężona dziedzina stałych fizycznych, że szansa na powstanie życiem jest duża, a bez założeń to 0 - mniej się nie da. Wystarczającym projektem jest taki, który zapewnia więcej szans, niż potrzeba do sukcesu. Wszystko co piszesz wydaje się bardzo sensowne, tylko powiedz co oznacza "adaptacja", jak to ma działać? Życie może mieć zupełnie różne formy, nawet nie opartne wcale na "naszej chemii", ale tak czy inaczej musi działać w oparciu o pewne procesy, według pewnej fizyki, ta fizyka i umożliwiające życie wartości stałych to jest projekt. Kiedy mówisz o "adaptacji", sam zakładasz celowy proces rozwoju życia, tyle tylko, że nie nazywasz go projektem, a on nim jest. Tak samo pisze Dawkins, niby przypadek, samoistne powstanie bez projektu, ale ewolucja od chaosu, dziedziczenie pożądanych cech, ukierunkowany rozwój to są celowe założenia, a on jedynie odmawia ich nazwania projektem. Nie znaczy, ale zależy od tego, według jakich Praw miałoby działać, zależy od projektu. Padło tu takie stwierdzenie, że niby wszchświat stworzony dla życia, a tam i tam go nie ma... Właśnie w odpowiedzi na tamto stwierdzenie pokazałem, że nawet "martwe" obiekty są potrzebne dla życia. Nie da się stworzyć z niczego, da się stworzyć z poprzedniego. Wykorzystanie energii polega na przekazaniu jej z jednej formy w inną, nie wiem czy wiesz, że w mikroskali energia jest skwantowana, nie da się przekazać dowolnie małej ilości, tylko różnicę między istniejącymi poziomami. Jeśli w danym środowisku różnica między obiektem o maksymalnej energii i tym o minimalnej stanie się mniejsza niż różnica z sąsiednimi poziomami energetycznymi, to energii nie będzie się dało przekazywać w żaden sposób, cząstki będą zachowywać się cały czas tak samo, nawet przy wzajemnych zderzeniach nie przekazując innym energii, nic nie będzie się zmieniać, nie będzie komplikacji ani różnorodności, wszechświat stanie się jednorodny i martwy. Dlatego właśnie musi być kolaps, który skumuluje całą energię ponownie w 1 punkcie i umożliwi przekazanie jej w stany wzbudzone, zdolne do ponownego rozładowywania i zasilania życia. Jest miejsce na stworzenie polegające na sensownej odbudowie. Ja się o to pytam... Jeśli "nauka" twierdzi, że wszechświat miał bezwzględy początek, to musiała powstać i energia i przestrzeń i czas... Ja twierdzę, że to wszystko zawsze było, tylko ulega sensownemu odnowieniu, Biblia uczy, że koniec jednego świata jest początkiem następnego. Ja do moich odpowiedzi dochodzę na drodze łączenia znanych mi faktów; a nie postulując, że coś jest inaczej niż zaobserwowano, bo tak łatwiej sklecić wniosek, albo ten wniosek jest wygodniejszy. Wierzę w Boga, którego poznałem z Jego dzieł, dla mnie to są dowody; jeśli ktoś uważa, że bóstwem jest starszy pan z siwą brodą, to z całą pewnością mogę mu powiedzieć: nie znajdzie go nigdy, bo takiego nie ma. Musisz to powiedzieć tym, którzy dla uzasadnienia początku wszechświata są w stanie "na chwile" (a w rzeczywistości na cały wszechświat) pominąć nawet zasady zachowania, najbardziej podstawową z podstaw. Najpierw nie było nic, a potem materia powstała asymetrycznie do antymaterii? Z tego co wiem, to przemiana energii w materię zachowuje sumaryczną masę (=0)... Co po powstaniu miało się połączyć i annihilować, to to zrobiło, a cała reszta wytworzyła się w oddzielne skupiska samej materii albo antymaterii, być może niektóre galaktyki są zrobione w całości z antymaterii, przecież optycznie tego się nie da odróżnić... Nie, ale czy lepiej brnąć w "rozwiązanie", które oddala problem zamiast go wyjaśniać? Nie ważnie ile "multi" dodasz przed słowem "świat", wciąż, na każdym poziomie, pozostanie to samo pytanie: skąd się wziął i dlaczego taki. Wejście na wyższy, niemierzalny poziom nic nie wyjaśnia, tylko uniemożliwia dalsze badanie prawdy, zostawiając same teorie, tylko wiarę, jedyna różnica dotyczy tego czy z Bogiem, czy bez Boga, ale wciąż wiara. Jedyna Prawda, która nie wymaga dalszego uzupełnienia jest taka, że było zawsze i zawsze było ustalone tak, jak być powinno (we właściwym zakresie), Bóg był zawsze, a pętla czasu umożliwia Mu wykreowanie samego Siebie za pomocą ewolucji, nie ma "paradoksu haka", "dźwigu budowanego od góry" czy jak to ateiści nazywają. Kiedyś pewnie będzie. Natomiast cykl wcale nie oznacza, że tylko jeden wszechświat się powtarza, w jednej pętli może następować po sobie wiele różnych zanim się powtórzą. Wiadomo również, że dano mu pewien czas, przez który może "dawać radę"...
  15. Najprawdopodobniej? Według jakich pomiarów, albo chociaż teoretycznych obliczeń? Przyjmujesz to na wiarę, tak samo jak ja Boga, tylko Twoja wersja wciąż wymaga wyjaśnienia powstawania wszechświatów na wyższym szczeblu, ja sprawdziłem od mikroskali po wieloświaty i wiem, że wszędzie potrzeba projektu, muszą być Prawa zmierzające do tego co jest, choćby właściwy rozkład prawdopodobieństwa. Bez projektowych ograniczeń jest nieskończoność bezsensownych wersji i tylko trochę stabilnych. Coś podobnego... Zawsze myślałem, że z aminokwasów zbudowane są białka, a nie DNA, które jest zbudowane z nukleotydów. (Ja podkreśliłem fragment Twojej wypowiedzi.) Nie wiem też czy zauważyłeś, ale istnienie aminokwasów (cegły), przyjąłem w (optymistycznych) założeniach "neutralnego dla życia wszechświata", to są akurat dość proste związki, z których powstaniem nie ma problemów, mało atomów w cząsteczce, w typowej doświadczalnej próbce możliwości jest aż nadto. Problem polegał na tym, żeby z tego zbudować chociaż jedno białko (dom)... każdy naukowiec wie, że to jest poza zasięgiem, zbyt skomplikowane dla przypadku, dlatego białka zawsze się projektuje i wykonuje w kontrolowany sposób. I dla jasności: sterta cegieł ani dom bez drzwi nie są akceptowalne, interesują nas tylko funkcjonalne białka (z pośród wszystkich możliwych). ...a komórka jest według tej metafory jak całe miasto złożone z różnych budynków, uważasz, że da się to zrobić bez budowniczych (którzy są Bogiem)? I jeszcze jedno: Myślisz, że kreacja działa tak, że ''starszy pan z siwą brodą'' własnymi rękami skleja kolejne nici DNA, białka i inne elementy? Cały czas dyskutujemy o tym, że mechanizmem kreacji są zaplanowane Prawa i procesy fizyczne. Po pierwsze: eksperyment Millera nie odbywał się w oderwaniu od Praw Natury, opierał się, wykorzystywał i działał według mechanizmów tego wszechświata, więc nie może wykluczyć wpływu projektu na przebieg procesu, tylko potwierdzić sam proces. Po drugie: Stanley Miller nie zostawił mieszaniny substancji w ustalonych warunkach, tylko mieszał, podgrzewał, przykładał napięcie, schładzał, więc jawnie testował kontrolowany proces tworzenia, a nie swobodny przypadek, sprawdzał, czy życie może powstać w procesie, jaki działał na Ziemi dawno temu. Test na powstanie życia na Ziemi to nie test na przypadkowe powstanie życia. Test na całkowicie przypadkowe, neutralne powstanie życia musiałby być taki, że roztwór podstawowych substancji zostawiasz w ustalonych warunkach, w stałej temperaturze, przy stałym napięciu i będziesz tylko czekał, inaczej testujesz kontrolowane, celowe procesy, naturalne, ale celowe. Podajesz mi takie same źródła, jak i ja Tobie, nazwa zjawiska i Wikipedia to oczywistość... Tylko wygląda na to, że sam ich nie doczytałeś, albo nie zrozumiałaś... Nie odróżniasz: "własności wszechświata wynikają z istnienia życia" (fałsz), "istnienie życia wynika z własności wszechświata" (prawda). Życie istnieje, więc własności wszechświata muszą być takie, żeby mogło istnieć, ale to ze wszechświata wynika życie (w nim), a nie wszechświat z życia (w nim), nie zmienia to jednak faktu, że ten wszechświat został zaplanowany, "wyżej" albo wcześniej przy udziale życia (z zewnątrz). Tak, mógłby istnieć taki wszechświat, w którym życie nie jest możliwe i go tam nie ma, nie ma ludzi, ale życie nie mogłoby istnieć w takim właśnie wszechświecie, dlatego życie wynika z właściwości wszechświata. My zależymy od wszechświata, dlatego jest on zaprojektowany tak, żebyśmy mogli istnieć, istniejemy, wszechświat nie zależy od nas, ale gdyby był inny, to życia najpewniej by w nim nie było, a jest. Tutaj "wszechświat" dotyczy tak tego obserwowalnego, jak i multiświata, który go wykreował, bo gdyby multiświat był inny, to i tego mógłby nie stworzyć w takiej formie. Czy zatem dodajemy multi-multiświat? A potem... (multi^n)-świat? Tworzenie nadrzędnych poziomów tego samego nic nie rozwiązuje, wciąż jest problem tego, dlaczego są takie, a nie inne, kreujące nas jako "potomstwo", tylko ten problem staje się większy, a szansa na życie to 0 w wyższych potęgach, żeby szansa na życie miała realne wartości, ich wybór musi być zagwarantowany, a przynajmniej zawężony do wąskiego zakresu wokół sukcesu - to jest projekt. Istnieje taki, abyśmy mogli w nim istnieć; mógłby być inny, ale nie jest. Nie istotne czy mówisz o wszechświecie widzialnym czy multiwersum, na najwyższym poziomie, który uwzględnia (kreuje) wszystkie mniejsze elementy, muszą istnieć Prawa Natury, które zmierzają do powstania tego co jest i życia. Przeczytałem i tak jak się obawiałem, widać, że to jest popularno-naukowe, sporo oczywistości, które mogą zainteresować czytelnika, który się na tym nie zna, ale także nadużycia, założenia i wnioski podane bez wyjaśnien i dowodów, bo przecież laik tego nie sprawdzi, nawet nie zauważy problemu. Na początek może sprawa wykresów z 32 strony, tych o zakresach stałych, jest tam zaznaczony wąski zakres sprzyjający życiu i równie wąską katastrofa, to powoduje iluzję, że na przypadkowe powstanie życia są całkiem spore szanse, a to nieprawda, to jest sprzyjające życiu założenie projektowe, a nie czysty przypadek, jeśli zbyt duże wychylenie staje się złe, to większe jeszcze gorsze, porażka jest do nieskończoności, jeśli liczymy na przypadek, to losujemy z całego zakresu, a nie tylko tego udanego. Więc szansa na powstanie życia w multiświecie generującym funkcje 2 stałych jest jak pole (pochylonego) prostokąta odpowiednich wartości do pola całej przestrzeni: {skończona stała} * {nieskończoność} / {nieskończoność}^2 = {skończona stała} / {nieskończoność} = 0, ZERO, czego przykładem może być np. "stała kosmologiczna"* i jej wpływ na złożone struktury, zbyt duża (dodatnia) wartość rozerwie wszechświat na pojedyncze cząstki tym szybciej, im większa, zbyt mała (ujemna) spowoduje niemal natychmiastowy kolaps, będzie tylko jednorodna kulka, tak czy inaczej bez szans na życie... * stała kosmologiczna jest funkcją stałych oddziaływań elementarnych, a nie samodzielną wartością, nie jest oddzielnym oddziaływaniem, ale opisuje wypadkowe efekty działania sumy tych istniejących. Autor artykułu wspomina jednak o "wyspach", pokażę teraz jakie jest w tym nadużycie: Na 36 stronie jest przykład szans na życie zależnie od mas kwarków, najpierw jest zakres stabilności układu górny-dolny (pierwsze 2 "wszechświaty"), dalej przykład gdy z tych kwarków nic nie będzie, ale za to dziwny się nada (3 przykład), niby jest "wyspa", ale już nie w układzie 2 zmiennych, "wyspa" jest z poza dziedziny! dochodzi 3 kwark, 3 funkcja i 3 wymiar, a wszystko w zależności od pozostałych, 4 i 5 przykład pokazują wszechświaty bez szans - tylko 1 lekki kwark albo wszystkie razem, co wyraźnie wskazuje, że sukces z 3 kwarkiem jest rozłączny od 2 pozostałych (1 z 3 lub 2 z 3), więc nie może mieć nieskończonego wymiaru w kierunku relacji, bo sukcesy by się nakładały. Szansa na życie w takim układzie jest więc objętością prostopadłościanów do całej przestrzeni, dla (dodatniego) k wymiarów (zmiennych "stałych fizycznych") to opisuje taki wzór: {suma obszarów życia:} {iloczyn zakresów}*{{długość}^(tylko w wielu wymiarach)} / {objętość przestrzeni} = {k>1?k-1:k}*{{skończona stała}^{k>1?k-1:k}}*{{nieskończoność}^(k>1?1:0)} / {{nieskończoność}^{k}} = {k-1}*{skończona stała}^{k-1} / {nieskończoność}^{k-1} = 0^{k-1} **, ZERO, i to potęgowane liczbą wymiarów!, nie ma szans na życie! * długość jest tylko dla k>1, bo opisuje stabilność przy zachowanej relacji między zmiennymi, w 1 wymiarze nie ma kierunku, w którym taka niezależna stabilność by zaistniała. ** funkcja wykładnicza rośnie szybciej od liniowej, więc mnożenie przez {k-1} można pominąć w stosunku do potęgowania. I jeszcze jedno: Przy całym optymizmie dla przypadkowego powstania (warunków koniecznych dla) życia, autor przyjął bardzo ograniczające założenie, że musi ono być oparte na węglu... W naszym wszechświecie rzeczywiście obserwujemy tylko takie życie i to pomimo tego, że krzemu na Ziemi jest więcej (węgla jest mało, śladowo); ale zmiana stałych fizycznych może spowodować, że to co "ożywia" węgiel i "zabija" krzem stanie się korzystne dla krzemu czyniąc węgiel bezużytecznym biologicznie. Dla życia konieczne jest aby powstały złożone, stabilne i funkcjonalne związki cząstek, warunkiem koniecznym (nie wystarczającym) są zatem cząstki zdolne tworzyć 3 wiązania z innymi (co najmniej 2 dla budowania trwałych łańcuchów i co najmniej 1 dla dołączana funkcjonalnych wyróżników), w chemii atomów to może być (w odpowiednich warunkach) dowolny pierwiastek z 15-17 grupy, np. glin albo arsen, ale to wcale nie muszą być atomy, ale np. jakiś nieznany kwark. Tak czy inaczej nawet te poszerzone możliwości są bez znaczenia, bo ograniczony obszar stabilności wszechświata to 0 w porównaniu do nieskończonych możliwości. Myślę, że widzisz, że zdaję sobie sprawę z tego, w jak różnych warunkach i jak różne życie może istnieć, nie tylko takie jak nasze, mam nadzieję, że widzisz też to, że stoją nad tym ograniczenia zupełnie innej natury, ograniczenia, które eliminują szanse losowego przypadku nieograniczonym zakresem błędu, który po prostu trzeba zredukować lub odrzucić, żeby szanse były realne. Za rachunkiem prawdopodobieństwa rzutu kostką czai się plan tego, jaka to jest kostka. Jeśli to jest kostka wyważona, to masz rachunek z rozkładem równomiernym, równe szanse na każdy wynik. Jeśli to jest kostka z obciążoną ścianką, to masz już inny rozkład, szanse tej ścianki są większe od innych. Możesz założyć cokolwiek i z matematycznego punktu wiedzenia wyniki będą dobre, ale nierzeczywiste, żeby wynik miał sens, musisz wiedzieć jaką kostkę symulujesz. Tak czy inaczej rachunek prawdopodobieństwa nie dowodzi nic sam w sobie, a tylko pozwala przewidzieć szanse sukcesu dla zadanych założeń. Jeśli szanse na życie we wszechświecie według rozkładu równomiernego są żadne, to znaczy, że założenie o przypadkowym powstaniu życia jest fałszywe, bo życie jest (pewne); a jego istnienie jest preferowane w (naszym) wszechświecie i w tym, co go wykreowało... Zasada nieoznaczoności dotyczy tylko pomiarów, a nie rzeczywistych wartości. Nie da się równocześnie zmierzyć położenia i pędu czy energii i chwili czasu, dlatego przyjmuje się wartości uśrednione i pewną niedokładność, rozkład. Odchylenia od wartości oczekiwanych nie naruszają zasad zachowania, tylko to, że nie wiemy która cząstka jakie ma dokładnie parametry. Dlatego "pożyczanie energii z przyszłości" trzeba "szybko zwracać", jeśli jedną cząstkę zmierzono z nadmiarem energii, to inna w tej samej próbie, tuż za nią, ma mniejszą, bo cała populacja ma dokładnie tyle, ile wynika z Praw Fizyki. Kot Schroedingera nie jest żywy i martwy jednocześnie, tylko po prostu nie wiesz, czy jest żywy, czy martwy, pudełko uniemożliwia sprawdzenie, oddziela kota od obserwatora, ale nie wstrzymuje fizyki kota do czasu otwarcia. Przepraszam, popełniłem pewne nadużycie... Ale Twój przykład wbrew pozorom jest jednak zupełnie inny niż mój, bo ja podałem Twoją odpowiedź w tym samym kontekście i na to samo pytanie, a jedynie dla innych wartości wejściowych, które były czysto hipotetyczne, Ty natomiast podałeś pytanie wyrwane z kontekstu i zupełnie inne. Myślę jednak, że w rzeczywistych przypadkach naukowcy muszą godzić się z takimi problemami, przyjmujesz jakieś założenia, liczysz wszystko dobrze, a wynik jest błędny, bo dopiero po wszystkim okazuje się, że wyszedłeś od złych danych... Tak jest np. z klasyczną dynamiką Newtona, przybliża wynik tylko w małych prędkościach, nie uwzględniła efektów relatywistycznych, które nie były wtedy poznane, mimo to większość ludzi dzisiaj używa fizyki klasycznej, bo choć jest błędna, to wystarczająco dokładna i prostsza... Jak bym Cię zapytał ile wynosi prawdopodobieństwo wyrzucenia kostką "1", to co byś odpowiedział? Nie wiesz ile ma ścianek i czy są wyważone czy poobciążane... To na jakiej podstawie określasz szanse na wszechświat, skoro nie wiesz nawet na pewno, czy multiświat istnieje i nigdy nie zmierzyłeś żadnej z jego cech? To jest zmyślanie teorii i przyjmowanie "nauki" na wiarę! Dokładnie tak, stałe fizyczne są ze sobą powiązane, zaprojektowane według pewnego nadrzędnego Prawa balansującego oddziaływania, zapewniającego odpowiednie możliwości wszechświata: złożoność i stabilność, nie trzeba i nie można ich dopasowywać, bo już są właściwie ustalone. Wartości liczbowe wydają się dowolne tylko dlatego, że są arbitralnie dobrane do układu jednostek fizycznych, zmieniasz wielkość ''1 kg'', zmienia się też Stała Grawitacji, żeby ''1 N'' zachować, ale już zależność między oddziaływaniami jest stała, np. stosunek grawitacji do elektromagnetyzmu, więc zmieniając jedne stałe, automatycznie modyfikujesz też inne, żeby zachować zgodność. Po co więc rozważać teorię multiświata, który ma zapewniać generowanie różnych wszechświatów (z różnymi wartościami stałych)? Przecież te stałe są ze sobą powiązane... Na samej górze wszystkiego jest Prawo, które generuje właściwe stałe fizyczne, nie ważne czy w tym wszechświecie czy w multiświecie, to prawo jest ustalone, zaplanowane, bo nie ma już wyższego mechanizmu, który mógłby je ''przypadkowo'' wygenerować (prędzej czy później, zauważysz, że nadrzędne Prawo musi być zaplanowane). Ty też jesteś wierzący, tyle że w coś innego, wierzysz np. w inne wszechświaty, które są niemierzalne empirycznie, nieudowadnialne, a tylko hipotetyczne, możliwe w teorii. Ty wierzysz w wyjaśnienie świata bez Boga, zatrzymałeś się o krok za wcześnie, ja wiem, że na samym końcu rozumowanie musi być projekt i pętla czasu. Autorzy Biblii wiedzieli o tym dawno temu, 2000 lat temu ludzie byli mądrzejsi niż dzisiaj? Ja jednak wierzę, że intelektualnie wciąż się rozwijamy, a im pomógł Bóg. Mdr 13. Kto niszczy, ten niszczy, nie wszyscy wierzą dobrze i nie wszyscy wiedzą dobrze, są ludzie, którzy dla nadmiernego, zbędnego bogactwa zrobią wszystko, ale są też tacy, którzy uczciwie robią to, co potrzebne i wystarczające. Ta czy inaczej jest to co do natury ten sam proces, tylko bardziej zaawansowane oprogramowanie, np. zdolne do samo-programowania, a nie tylko wykonywania gotowych procedur. Wiedział, że możesz podjąć taką decyzję, problem polega na tym, czy powinien Cię umieścić w piekle i usunąć od razu, czy jednak pozwolić Ci żyć mimo wszystko, nacieszyć się tym życiem, możesz się też dzięki temu poprawić, albo być pouczeniem dla innych... Ocena nastąpi przy zakończeniu programu, czy będziesz użyteczny dalej czy nie. Dużo tych wymagań, jak na poważną groźbę katastrofy... Nigdy takiego błysku nie zaobserwowano, a mierzymy statystycznie 1 dziennie, nic poważnego się nie dzieje, więc ich natężenie jest bezpieczne dla życia ogólnie, a może wywierać wpływ na pojedyncze osobniki, pojedyncze komórki, pojedyncze geny, w praktyce (obserwowane) rozbłyski są użyteczne dla ewolucji... A nawet jeśli wymieranie z tego powodu się już kiedyś zdarzyło lub zdarzy, to ono również może okazać się korzystne dla dalszego rozwoju życia... Tak jak wymarcie dinozaurów dało szanse ptakom i ssakom. Niestety? Jeśli uważasz, że promieniowanie i wirusy nie mają wpływu na ewolucję, to jaki mechanizm powoduje powstawanie zmian, które dobór naturalny potem weryfikuje i preferuje skuteczniejsze wersje? Darwin nie opisał powstawania gatunków, tylko zmiany ich udziału w środowisku, rozwój gatunków o pożądanych cechach, wymieranie gorzej przystosowanych, założył, że powstają, nie nie określił jak. Darwin opisał skutki, a nie przyczyny. Podpowiem Ci, że crossing-over wymienia pełne geny (całe kody peptydów), a nie przypadkowe fragmenty (np. w środku jakiegoś białka), więc w ten sposób można zamieniać się cechami, ale nie tworzyć nowe... Promieniowanie rozbija wiązania w związkach chemicznych jak DNA, w związku z tym pewnie geny ulegają zmianie, jakaś cecha staje się wadliwa, zanika, albo zamienia w inną, ale dzieje się to na poziomie pojedynczej komórki, jednego białka, w ramach "dorosłego" organizmu w ten sposób powstają nowotwory, mutacja komórek rozrodczych wpływa całościowo na następnego osobnika, ale zmiany są marginalne i mikroskopowe... Fakt, że np. z wiekiem nie traci się zdolności trawienia laktozy, albo że krowa daje mleko znacznie dłużej, niż karmi cielaka, to są zmiany, jakie wywołało promieniowanie i się upowszechniły: brakuje pewnego białka (enzymu, hormonu), albo wydzielają się nadmiernie; w ten sposób jednak nie wyrosną Ci skrzydła ani gruczoły jadowe, do tego droga jest znacznie dłuższa. A komiks/bajka/film, jak każde inne science-fiction nie jest całkowicie zmyślone jak fantasy, tylko opiera się na pewnym nadużyciu naukowych faktów. Promieniowanie powoduje mutacje, ale nie tak makroskopowe. Jest wielu zmyślonych bożków, zwykle wyrzeźbionych, martwych prawdziwy Bóg jest zupełnie innej natury, abstrakcyjnej, jak Prawo, szkoda, że nie umiesz tego rozróżnić. Ślad śladowi nie równy, przedstawiasz zupełnie różne fakty i różne efekty jako równoznaczne... Uderzeniu asteroidy towarzyszy pojawienie się zupełnie nowych skał w miejscu kolizji, czy to pochodzących z samej asteroidy, czy wybitych z głębszych warstw ziemi, to się wyróżnia; erupcja wulkanu powoduje (oprócz samego wylewu lawy) znaczącą zmianę składu powietrza, te nietypowe gazy są wykrywane w lodzie na Grenlandii, jaki ślad wywarłaby w lodzie woda? W obu przypadkach nowy materiał przykrywa i odcina starszą glebę, widać granicę miedzy nimi. Przy wylewie rzeki masz osad, który najpierw uformował się w tej rzece i woda go tylko przeniosła, po takiej powodzi zalany obszar wyróżnia się podobieństwem do dna rzeki, a odróżnia od niezalanego; samo zalanie (deszczem) powierzchni na pewien czas nie daje tego efektu, nie ma niesionego z rzeką osadu, a na miejscu warunki są inne niż w rzece, nie ma np. rzecznych drobnoustrojów, skład chemiczny pozostaje "lądowy". więc proces przemiany gleby nie nastąpi tak szybko. Porównaj sobie miejsce, po którym deszczówka tylko spłynęła, z takim, w którym zalegała kałuża wody deszczowej (na tej samej glebie); albo miejsce, gdzie śnieg zalegał całą zimę z takim, gdzie go wcale nie było (na tej samej glebie); a następnie powtórz porównanie po roku, 10 latach... Nie ma różnic! Nie samo zalanie robi ślady, tylko naniesione substancje chemiczne i drobnoustroje. Potop był inną powodzią, niż wylanie rzeki... Najlepszy fizyczny ślad jaki można znaleźć to to, że w tym samym czasie wylało wiele rzek, innym dowodem jest to, że liczne kultury na całym świecie, nawet te, które żyją w wysokich górach mają historie lub mity o potopie posiadające wiele cech wspólnych z faktycznym opisem z Biblii, choć często nieco przeinaczone, np. zaadaptowana lokalizacja. Wiesz w jaki sposób powstał Księżyc? Z pyłu, który został wyrzucony z Ziemi w wyniku zderzenia z inna proto-planetą... Myślisz, że to było tak idealne zderzenie, że cały pył trafił na stabilną orbitę? Właśnie ta stabilna większość utworzyła Księżyc, ale część się rozproszyła, odleciała dalej, a część spadła na Ziemię, albo po orbicie parabolicznej, albo po spiralnej (jak pierścienie Saturna). To, co spadało po spirali po 4.5 mld lat, to m.in. woda, która topniejąc w atmosfrze stała się potopem, nie meteory uderzające w Ziemię, tylko nagle wilgotność wzrosła i pojawiło się wiele chmur. Rozumiem, że śmieszy Cię to, że wcześniej nie przyszło Ci to do głowy? Są jakieś fizyczne przeciwwskazania? Takie jak dla obecności wodoru w jądrze Słońca? A może takie, jak dla obecności gazowego tlenu w ciekłej wodzie? Czy po prostu szyderstwem zbywasz i ignorujesz problem? Głównym składnikiem płaszcza jest SiO2, który powstaje zwykle w wodzie, z pozostałych ważniejszych składników AL2O3, CaO, Na2O, K2O są higroskopijne, więc normalnym by było, gdyby "wciągały" wodę ze skorupy, szczególnie, że warstwy graniczne się przecież mieszają i przenikają, magma wypływa nawet na powierzchnię, skały ze skorupy ulegają stopieniu... Granica płaszcz-skorupa nie jest nieprzekraczalna! Jest płynna! Problem polega na tym, że składu płaszcza nie bada się bezpośrednio, nie na próbkach; tylko określa na podstawie zmian fal sejsmicznych, przez podobieństwo do znanych substancji, więc można określić mniej-więcej co tam jest, ale nie dokładnie... To dotyczy tylko wody przy powierzchni. A 0.1% to jest zaokrąglone i dla pesymistycznych założeń (ograniczenie "z góry" na ilość potrzebnej wody)... A skład płaszcza jest określony z dokładnością do 0.9% (Wikipedia), to dużo więcej miejsca na wodę (której tam nie szukano), niż potrzeba. Nie wiemy ile wody jest we wnętrzu Ziemi, bo nie da się tego zmierzyć, można tylko to szacować na podstawie pomiarów sztywności i ciśnienia, przybliżać skład na podstawie podobieństwa tych cech do pomiarów laboratoryjnych, ale nie da się określić dokładnie ile i czego jest głęboko pod powierzchnią, więc w tym momencie uznanie historyczności potopu jest sprawą wiary, bo (jeszcze) nie można tego udowodnić w żaden sposób bez zastrzeżeń. Ty wierzysz, że potopu nie było, ja wierzę, że był. Nie możesz powiedzieć, że o tym wiesz, ani ja nie mogę, bo dowodów jest zbyt mało. Brak dowodów (za/przeciw) nie jest dowodem (przeciw/za), pozostaje zatem jakiś rodzaj wiary.
  16. Problem polega na tym, żeby nie wykorzystywać "nauczania" do własnych celów, nie nadużywać władzy, i żeby nie przyjmować, że ktoś ma autorytet z definicji, z tytułu "naukowego" czy "duchownego". Założenie, że trzeba być katechetą czy księdzem, żeby nauczać, że tylko im wolno, a co gorsza, że oni mają w tej sprawie zawsze rację jest błędem. Takim samym błędem jest twierdzenie, że ludzie nie mają prawa rozmawiać na temat wiary, w takiej sytuacji nie dałoby się rozwiązać wątpliwości, poznać Prawdy ani się rozwijać. Każdy ma prawo rozmawiać o religii, opowiadać co myśli, wyjaśniać, uzasadniać, dowodzić, jednak nikt nie ma prawa głosić, że należy uznać jego słowa bez zastrzeżeń bo jest tym wybranym nauczycielem, jesteśmy równi i mamy rozmawiać jak równi, różne opinie należy sprawdzać, a uznawać tylko prawdziwe. Każdy mówi za siebie, nie narzucając nic; każdy decyduje za siebie, samodzielnie oceniając co jest słuszne. Dobrze powstrzymać się od mówienia, jeśli nie ma się nic mądrego do powiedzenia, jeszcze lepiej powstrzymać się od mówienia, jeśli zamierza się kłamać, źle jest nie mówić tego, co powiedzieć się powinno.
  17. Jeśli sądzisz, że to są opisy tego samego wydarzenia, to się mylisz... Rdz 1 opisuje stworzenie świata, które nastąpiło dawno (nie jest określone kiedy), a także powstanie roślin, zwierząt i ludzi jako gatunku (rodzaju, to może być wcześniejsza forma człekokształtnych), tutaj określone są podstawy tego, co w zamyśle ma stać się dalej, błogosławieństwa dotyczą potomków. W Rdz 2 natomiast jest mowa o człowieku cywilizowanym, roślinach uprawnych i zwierzętach hodowlanych, o udomowionych odmianach, które powstały później i w innej kolejności niż pierwsze. Przy takim rozumieniu tych tekstów po pierwsze nie ma problemu z wiekiem Ziemi, bo biblijne datowanie sięga tylko do urodzin patriarchy Adama, ale słowo "Adam", to jest nie tylko imię własne, ale także określenie rodzajowe "człowiek" lub "ludzkość" (Rdz 5,2): "Stworzył mężczyznę i niewiastę. Pobłogosławił ich i nazwał Adam w chwili, gdy ich stwarzał." "Stworzył mężczyznę i niewiastę. Pobłogosławił ich i nazwał ''ludźmi'' w chwili, gdy ich stwarzał." A wywodzi się od (uprawy) ziemi, roli; więc pochodzi dopiero od 2 opisu, jest późniejsze więc patriarcha nie jest wcale pierwszym ''homo sapiens'', tylko pierwszym ''dzieckiem Bożym'' (Rz 9,8), człowiekiem, w którego czasach pojawiły się imiona wyrażające sobą jakiś sens. A po drugie opis zawiera też powstawanie nowych odmian roślin i zwierząt, a zatem potwierdza (zaplanowaną przez Boga) ewolucję. Jeśli więc doszukujesz się sprzeczności i błędów w Biblii nie na podstawie samej Biblii, a tylko idąc na łatwiznę, z opracowania, na podstawie błędnej katolickiej interpretacji, to nic dziewnego, że nie chcesz wierzyć, ale ignorancja nie prowadzi do prawdy, nie sprawdzając do końca, dajesz się oszukać... A czemu myślisz, że umarł na kilka sposobów? Nie mam lepszej teorii na temat tego, jak mógł padając "pęknąć" tak, by wyleciały wnętrzności, niż to, że wieszając się skoczył z drzewa na zbyt sztywnej linie... i go rozerwało. (A to drzewo musiało być dość wysokie lub stać na krawędzi urwiska.) Rozumiem, że wykluczyłeś taką możliwość i znasz lepsze wyjaśnienie, bo chyba nie opierasz swojego stanowiska na ignorancji i nie określasz swojego stanowiska "na niewiarę", a bez dowodów... Ja w Słowa Biblii wierzę, ale one się udowadniają! Może przeczytaj jeszcze kilka wersetów dalej, szczególnie u Mateusza, a potem dopiero porównuj, opisy różnią się tylko szczegółowością... W takim razie nie wiem co można by powiedzieć o współczesnych ludziach, bo wiedza jaką tam zawarł Mojżesz wielu dzisiaj przerasta... Opis stworzenia w Księdze Rodzaju da się pogodzić ze współczesną nauką, czego nie można powiedzieć o żadnej mitologii, ani nawet o nauce w stanie, w jakim była jeszcze w XIX wieku, nie wiedząc np. o zmienie składu atmosfery i o tym, że najpierw powstały rośliny żyjące dzięki promieniowaniu UV (3 dnia), i gdy oczyściły atmosferę z wulkanicznych gazów pochłaniających światło widzialne z powierzchni planety stało się możliwe zauważenie Słońca, Księżyca i gwiazd (4 dnia). Mojżesz napisał to wbrew "oczywistym spostrzeżeniom" na temat światła i roślin, a całkiem niedawno okazało się, że miał rację! Można np. założyć wiarygodnośc jakiegoś proroctwa i na tej podstawie szukać jego dowodów historycznych wtedy i tam, gdzie Biblia wskazuje, a nie tylko tam, gdzie historycy mówią, że tego nie ma... Doprawdy genialne jest rozumowanie na temat Exodusu typu: "Twierdzimy, że Żydzi wyszli z Egiptu za czasów Ramzesa II, nie znajdujemy jednak dowodu tak wielkiej migracji w tym okresie, więc uważamy, że jest to tylko literacko ubarwiony przesadzony opis mało znaczącego wydarzenia." Nie ważne, że Ramzes II to 200 lat później, niż Biblia sugeruje, a jakby się przyjżeć okolicznościom panowania Ahmose, to wszystko pasuje... Polecam też Księgę Daniela, która powstała "przed naszą erą" i porównanie jej z późniejszą historią upadku Rzymu i powstania Państwa Kościelnego... Racjonalnie jest sprawdzić, dogłębnie przebadać, czy tylko dać upust swojej ignorancji i lenistwu? Moralność i sprawiedliwość to "ograniczenia", które pochodzą od Boga i oddają Jego naturę, to jest podobieństwo ludzi do Boga, a nie ręce i nogi, które ma też większość dzikich zwierząt. Ponawiam pytanie, dlaczego Bóg "nie może" chcieć być dobrym opiekunem, a "musi" być uzurpatorem, który niby "chce" nas tylko wykorzystać? Myślę, więc wybieram to, co okazuje się mądre i pożyteczne, Przykazania Boże właśnie takie są. Oczywiście to, że się sprawdzają, nawet jeśli nie rozumiesz (jeszcze) dlaczego. Oprócz jedynego prawdziwego Boga, który jest dobry, jest przecież mnóstwo błędych religii fałszywych bożków wyrzeźbionych w drewnie, które swoim wyznawcom obiecują to, co ja uważam za piekło, np. życie wieczne z mordercami i gwałcicielami, którym wszystko wybaczono; nie uznaję nauczania takich religii ani ich bożków... Bóg oczekuje od Ciebie weryfikacji faktów i uznawania samej Prawdy, Bóg chce, żebyś wystrzegał się fałszywych proroków i ich obłudy, nie ma możliwości, aby tego dokonać bez sprawdzania tego, co głoszą, tylko kłamcy (jak katoliccy ducowni) mieliby powody, żeby tego zabraniać. Oczywiście, że Mojżesz tylko spisał Prawo, które funkcjonowało od dawna, wiele Przykazań znajduje uzasadnienie i przykłady w Księdze Rodzaju, w historii, jednak w związku z ''alternatywną twórczością" ludzi w tej dziedzinie, trzeba było usystematyzować Prawo i zapewnić wybór właściwych Zasad. Co oznacza, że je ustalono. Wbrew pozorom fakt, że ktoś wcześniej napisał podobne historie i Prawa jak Mojżesz, wcale nie świadczy o tym, że Mojżesz popełnił plagiat, dziwne by było, gdyby tylko Mojżesz znał historię powszechną i Prawa Boga wszystkich, ci ludzie po prostu bazowali na tych samych faktach i Prawach... Bóg zapewnił Mojżeszowi tylko to, żeby nie popełnił błędu. Nie, dlatego, że przekonują się, że postępując zgodnie z nimi są zdrowsi, żyją dłużej, lepiej im się powodzi, są szczęśliwsi, niż gdy oszukując samych siebie wybierają coś innego. Bóg nie łamie Prawa, kary jakie stosuje ją przewidziane w Prawie po to, żeby dla dobra wszystkich ukrócić szkodliwe postępowanie i przywrócić porządek. Najpierw człowiek sprzeciwia się Bogu, robi coś szkodliwego, potem dopiero dotyka Go kara. To jest tak samo jak z większością deweloperów gier komputerowych, którzy wcale nie robią tego, co uważają za ciekawe i fajne, tylko to, co według badań opinii publicznej najlepiej się sprzeda, a że większość ludzi głupieje, to i gry schodzą na "uderzaj w 1 guzik", czy jak to określam "filmy przewijane strzałkami". Dzisiaj tolerancja wygląda tak, że prywatnie wierz w co chcesz, ale o ile nie jesteś duchownym, to nie mieszaj religii do pracy, nawiązywanie do religii w pracy naukowej jest postrzegane niemal jako fanatyzm, większość ludzi unika tego ze względu na wizerunek, który ma nie razić możliwie szerokiej publiczności, niezależnie od poglądów. Niemniej jednak naukowiec, który swój autorytet już wypracował nie wstydzi się mówić o religii, np. Stephen Hawking. Patrz nieco wyżej. Może wcale jeszcze nie jesteś włączony w rzeczywistym czy docelowym świecie, a to jest tylko wirtualny proces programowania wiedzy... Biblia mówi, że to życie jest próbą, a prawdziwie istotne jest następne, 100 lat tu, w porównaniu do wieczności potem, to jest nic. Współczesna fizyka mówi, że postrzeganie czasu jest względne... Jeśli uczy się tylko wzorów czy zadań na pamięć, żeby zdać egzamin, to nazwę (metaforycznie). Możesz uczyć się na podstawie dokonań innych, to prawda, ale tak czy inaczej powinno się zrozumieć, a nie tylko poznać wynik. Tak jest np. z Biblią, nie muszę doświdczyć tego wszystkiego, co opisano, ale muszę zrozumieć o co chodzi i doświadczyć swojej części. Dla wszystkich z Bogiem włącznie. Napisałem przecież przykład dotyczący potopu, jawnie jest tam zakaz dotyczący możliwości Boga. Każda religia tak naucza? Jeśli znasz tylko obłudny katolicyzm, który tak głosi, żeby papież mógł podobnie to nic dziwnego, że nie chcesz wierzyć, ja jestem przeciwnikiem katolicyzmu (doktryny, nie ludzi) odkąd poznałem Chrześcijaństwo w jego prawdziwej, oryginalnej formie z Biblii. Zapewniam Cię, że Bóg chce, żebyś zrozumiał to, o czym mówi Pismo, a występujące w nim opisy to wskazówki gdzie szukać, żeby się udało. Bóg mówi Prawdę, opłaca się jej szukać i opłaca się jej przestrzegać. Pytam ponownie, wierzysz w magię i pstrykanie palcami? Bóg postanowił zrealizować wszechświat przez Słowo, przez Prawa i w obrębie tych Praw wszystko działa we właściwy sposób, życie rozwija się i degeneruje ewolucyjnie, a nie nagle... Coś, co się nagle pojawiło, może też równie nagle zniknąć, a przecież chodzi o trwanie, dlatego jest powoli. Cokolwiek Bóg chce zrobić, może to zrobić, ale nie nagle, tylko uruchamiając odpowiedni proces, wie o tym od zawsze, więc ma czas i zdąży na właściwą chwilę; wszystkie cuda przewidziano i wykonano przy tworzeniu świata. Bóg jest, ale członkowie Jego społeczności już niekoniecznie, ludzie mają stać się częścią Boga, teraz jesteśmy omylni, potem nie będziemy, wcześniej mogło być podobnie z innymi, np. aniołami. Bóg istnieje zawsze, ale Jego członkowie się zmieniają, jedni dochodzą, inni zostają odrzuceni, w różnym czasie różni z nich doświadczali swoich lekcji. Gdyby liczył się tylko efekt, to za całą matematykę starczyłoby 0 = 0. Liczy się proces, dlatego mamy różne równia dla różnych problemów, funkcja powinna mieć właściwy przebieg, a nie tylko pierwiastki; dzięki temu da się wszystko opisać właściwie. Nie wystarczy policzyć, gdzie pocisk doleci w ciągu sekundy lotu, trzeba jeszcze sprawdzić, czy wcześniej nie rozbije się o ścianę. Porównałeś Boga do naukowca, ja do programisty, z doświadczenia wiem, że pisząc kolejny program zwykle uzupełniam po prostu udany szablon o nowe funkcje, oczywiście nie zawsze i nie wszystko wykorzystuję, z pewnością jednak nie powielam tego, co nie działa. Tak czy inaczej, jak coś nie działa, to się to zmienia; czy naprawia, czy tworzy od zera; nie zostaje takie samo; lepiej więc wykonać zadanie, to zwiększa szanse na dalsze istnienie. Bóg wyraźnie mówi, że odtrąca nieprawość, daje szansę, czas na poprawę; ale kiedy minie, osądza sprawiedliwie. Jak na "niewierzącego" zdajesz się sporo "wiedzieć" o Bogu, szkoda tylko, że to tylko powierzchnowna retoryka zbywająca problem... Jesteśmy w tym projekcie, więc należy przestrzegać tych reguł... W tym świecie korzystne jest ratowanie życia, czy zabijanie? Należy osiągnąść doskonałość w tym, co jest oczekiwane. Ciekaw jestem, jak życie zaadoptowałoby się do warunków, gdzie nie ma żadnego źródła energii, zamiast tego, że jest stabilne, wydajne i długotrwałe jak Słońce... co je zasili? Ciekaw jestem, jak życie rozwinęłoby się na planecie, która ma niestabilną oś obrotu i klimat może zmieniać się niemal z dnia na dzień... tak by było bez Księżyca. Albo jak rozwinęłoby się życie, gdyby duże planety jak Jowisz, nie ściągały komet, nieustanne bombardowanie przez komety i deszcze meteorów... A to tylko te odległe, "niesprzyjające życiu" elementy wszechświata... Ale to jest właśnie ustalona zasada, cecha dobrego projektu. W komputerowej symulacji możesz arbitralnie zmienić ilość energii, nagle wykreować potężne zaburzenie i zobaczyć co się stanie, w rzeczywistości tak nie jest, zmiany są przewidywalne i stopniowe, tak, że możemy się adaptować, rozwijać zgodnie z nimi. Jeśli masz na myśli "wielki wybuch", to tak jest, były i będą, to pewne. Taki mechanizm zapewnia to, że wszystko może działać bez końca, ale okresowo, procesy związane z życiem "zużywają" energię, wiążą ją w bezużyteczną formę, kolaps ma ją "uwolnić", przetworzyć w formę możliwą do ponownego użycia. Ważne jest to, że między kolapsami jest dość czasu (procesów) na rozwój i działanie życia, gdyby ponowny kolaps nastąpił szybko, nie pojawiłoby się takie zaawansowanie wszechświata, wszystko byłoby tylko małą jednorodną kulką; zaś gdyby ich nie było, to albo by się dawno wyczerpał i rozproszył na pojedyncze cząstki(od nieskonego czasu). albo musiałby być niestabilny (żeby powstawała energia (określony czas, np. 13 mld lat temu)), która (zgodnie z obserwacjami) przecież nie powstaje, tylko się przemienia. Bo ludzie nie szukają odpowiedzi, tylko sami je wymyślają; współczesna fizyka kreuje teorie, które ogłaszają wyjątki od znanej fizyki i zawierają obliczenia, które zawierają nieścisłości, wymagają uzupełnień, dlaszych teorii, tak jak te "multi-światy" - tworzy się iluzję odpowiedzi, podczas gdy w rzeczywistości tylko oddala problem, a nie rozwiązuje, działanie multiwersum ma ten sam problem praw i wartości, projektu, który rzekomo ma wyjaśniać względem naszego wszechświata. Chyba, że będzie to porządkujące zmiecenie (cześci) życia, mające przynieść poprawę, którego się spodziewam zgodnie z tym, co w Piśmie Świętym zapisano. Biblia mówi, że ten świat się skończy, a Bóg utworzy nowe Niebo i nową Ziemię, pętla... Cykl to jest najprostsze rozwiązanie problemu powstania wszechświata i zachowania energii, inne teorie "fizyczne" mają więcej luk i wywołują więcej problemów, tyle tylko, że nie mają związków z religią... ale czy to jest najważniejsze? Jeśli Prawda i sens są z Bogiem, to czemu być bez czy nawet przeciw Bogu?
  18. W drugą stronę też... Żadna różnica, jeśli "ten wszechświat" nie jest zaplanowany, tylko wyłonił się z jakiegoś procesu (nazwyjmy go losowym), to wciąż pozostaje problem tego, dlaczego losowanie było takie, a nie inne, można powiedzieć, że zostało tak zaplanowane, aby generować takie wyniki, albo znowu stwierdzić, że wygenerował je nadrzędny proces, i znowu: czemu taki? Możesz wciąż oddalać problem i utrudniać odpowiedź na pytanie, albo dowolnym etapie, na poziomie atomu, żywej komórki, planety, wszechświata... uznać, że cały mechanizm został zaplanowany i wykonany według Praw projektu. Byś powiedział? Na jakiej podstawie? Policz prawdopodobieństwo powstania jakiegoś podstawowego elementu życia, np. prostego białka, DNA, RNA czy elementu, który je tworzy, mając warunki neutralne, np. takie jak skład wody w jeziorze, albo nawet mieszaninę aminokwasów w oczekiwanych proporcjach... Wyjdzie tak niewyobrażalnie mała liczba, że można ją uznać za 0, nawet ekstremalnie optymistyczne założenia nic nie dają przy takim losowaniu, to jest dowód, że życie nie powstaje w przypadkowym procesie, tylko jest kształtowane przez celowe mechanizmy, inaczej by go nie było. Gdyby świat był neutralny dla życia, to samo istnienie odpowiednych substancji chemicznych w środowisku byłoby wystarczające dla jego samoczynnego powstawania, tymczasem w laboratorium jakoś nie stworzono organizmu ot tak, conajwyżej modyfikuje się gotowce, inaczej się nie udaje, czego naszej (niepełnej) celowości brakuje, skoro neutralność niby wystarcza? A jakieś wyjaśnienia? Popraw mnie. Czy to ma być jakiś dogmat? Wikipedia ma zawsze rację? Kiedyś tam przeczytałem, że bidet służy do defekacji... To niby jest logiczne? Właśności wszechświata nie wynikają z istnienia życia (to prawda, nie wynikają), więc życie nie ma związku z własnościami? (Na jakiej podstawie? A w drugą stronę?) Otóż życie wynika z własności wszechświata, które umożliwiają rozwój złożnonych struktur, tworzenie cząstek i procesy ich przemian, nie byłoby go, gdyby wszechświat odpychał tak silnie, że wszystko by się rozproszyło, ani wtedy, gdyby tak przyciągał, że wszystko zapadłoby się na stałe w punkt, na szczęście jest gdzieś po między, następują zmiany, może się dziać coś ciekawego. to "pomiędzy" to wąski, ograniczony obszar w nieskończonej przestrzeni wartości To jest zupełnie inne zdanie, które nijak nie jest tam omówione i brak uzasadnienia jego sprzeczności. Wciąż czekam na wyjaśnienia, ja swoje przedstawiłem... Wiem i jak zapewne zauważyłeś posłużyłem się też tą terminologią, chciałem tylko uzmysłowić ci, że to nie jest tak, że wszechświat badamy doświadczalnie i sprawdzamy poprawność teorii, a multi-świat to może być coś odmiennego, nie empirycznego, co może działać w oderwaniu od praw fizyki (nadrzędnych względem maszych). Multi-świat jest rozszerzeniem, uogólnieniem naszego wszechświata i wymaga takich samych mechanizmów badania i wniosków jak ten obserwowalny, powinien też działać w analogiczny sposób, inaczej to taka sama wiara jak w Boga, z tą tylko różnicą, że zwalnia człowieka z odpowiedzialności za swoje postępowanie. Prawda świadczy za Bogiem, a odpowiedzialność jest pożyteczna, wyrzekanie się tego nie jest mądre. Identyczne jak ten obecny, albo identyczne jak pierwotny, na jakiej podstawie sądzisz, że następują (losowe) zmiany i może wystąpić ewolucja prowadząca do powstania życia, które wcale nie musiało być pewne, ani możliwe na początku? Richard Dawkins pięknie pisał o ewolucji wszechświatów, tylko zapomniał (albo celowo nie napisał), że ta ewolucja wszechświatów jest tak samo uregulowana, jak ewolucja w naszym, więc ostatecznie tak czy inazcej jest to jakiś plan zmierzajacy do powstania życia. Tak jak powiedziałem, sam rachunek, to tylko wzór matematyczny, wynik zależy od wartości podstawionych pod parametry, te wartości zależą od problemu, a określając problem podajesz projekt, plan tego, co symulujesz. Założenia teorii i w rachunku prawdpodobeństwa nie są przypadkowe, nie są losowe, wynikają z projektu tego, co chce się symulować, szanse odzwierciedlają strukturę tego, co analizujemy. No dobra, zakładać można zupełnie abstrakcyjnie, niezależnie od rzeczywistości, ale jeśli chcesz uzyskać poprawne wyniki - zgodne z pomiarami, to musisz założyć wartości, które wynikają z faktów. Symulacja jest wiarygodna tylko wtedy, kiedy założysz zgodnie z planem, albo szanse rzutów są powiązane z projektem kostki, albo policzysz bzdury. Jak zakłasz, że kostka jest obciążona na 3, a jest na 5... A widzisz, złe założenia... Rzeczywistość działa zgodnie z zaplanowanymi założeniami sukcesu, a nie dowolnymi. A skąd się wzięły prawa multiwersum, tak samo jak prawa naszego, powstały w nadrzędnym? To samo pytanie przechodzi w większą skalę, w ograniczonej perspektywie to wydaje się odpowiedzią, w rzeczywistości nie wyjaśniono nic, problem tylko oddalono. To jest iluzja, a Ty dałeś się oszukać. Prawdopodobieństwem sprawdzasz swoje założenia, a nie fakty, wyniki są poprawne, gdy założenia odpowiadają rzeczywistości, projektowi symulowanego obiektu. Po weryfikacji wiesz, czy dany wzór fizyczny jest poprawny i czy można go stosować, czy trzeba szukac innego. Szanse na przypadkowe życie w tym wszechświecie są żadne, więc wymyślono wiele niemierzalnych innych, żeby móc pomnożyć przez nieskończoność i otrzymać 1, czyli sprawdzoną pewność tego, że istniejemy. W ten sposób można udowodnić wszystko: jak wyjdzie źle, to pomnożyć przez dowolną stałą i uzsykać to, czego oczekiwano. Ale w rzeczywistości prawdopodobieństwo dowiodło, że założenie o przypadkowym życiu jest fałszywe i trzeba szukać innego. Jak na tak małych i "tępych" całkiem nieźle rozumiemy i radzimy sobie ze sprawami, które są o tyle większe od nas samych... Bóg nie stworzył nas do tego, aby każdy sam był wielki, tylko żeby tą wielkość uzsykać przez współpracę, narazie rywalizujemy i przeszkadzamy sobie nawzajem, dlatego nie wszystko wychodzi tak jak trzeba. A świadomość jest czymś nadnaturalnym? Myślałem że "racjonaliści" uważają, że to tylko zbiór reakcji chemicznych w mózgu, tak samo jak sygnały elektryczne w procesorach robotów... To jest kwestia tego, czy program pozwala obiektowi na samodzielność, czy każda operacja jest kontrolowana przez użytkownika. Bóg zna program, więc potrafi przewidzieć efekty działania na dowolnym etapie, ale nie podejmuje wszystkich decyzji, zostawił to ludziom. Oczywiście, że tak. Ewolucja zapewnia tylko to, że sprawniejszy organizm ma przewagę i trwa, ale nie mówi nic na temat tego, skąd inne organizmy się biorą, potrzeba do tego zmian DNA, ktore są wywoływane przez wirusy, a także silne, ale skoncetrowane promieniowanie, które zmienia pojedyncze osobniki, a nie całą populację, w ten sposób życie nie ginie, jeśli zmiana jest na gorsze (często), ale istnieje szansa na powstanie zmian na lepsze. Ale te paradoksy są zmyślone, oparte na błędnych założeniach, źle zdefiniowanych pojęciach. Wykazujesz, że Bóg nie jest absurdalnie wszechmocny, dlatego Go odrzucasz; ale to nie ma żadnego związku z prawdziwą wszechmocą i rzeczywistym Bogiem, którego trzeba poznawać na podstawie faktów. Jest, bo skoro nie da się go podnieść, to nikt nie może tego zrobić, a Bóg wciąż może zrobić wszystko, co jest możliwe. Wszechświat = zbiór obejmujący wszystko, co istnieje. Wszechmoc = zdolność zrobienia wszystkiego co możliwe. Skąd wiesz? Nawet jeśli cała Ziemia była zalana, to była to tylko krótkotrwała powódź, a jej efekty w różnych miejscach są nieodróżnialne od innych. Po wylewie rzeki przez jakiś czas poznasz zalane miejsce od niezalanego, ale w globalnej sprawie nie ma porównania, a tak czy inaczej środowisko wpływa na glebę i po jakimś czasie skutków nie widać. Oceany zawierają 97% wód (przy)powierzchniowych, w tym gruntowych, hydrosfery, wody, która jest w obiegu; a ja mówię o wodzie uwięzionej na stałe, o wodzie, która wchodzi w skład skał, wnętrza Ziemi: skorupy, płaszcza, jądra... Aby tej wody wystarczyło na potop, potrzeba jej około 0.1% masy całej Ziemi, w skorupie jest około 1.1-1.4%, głębsze wartstwy nie są tak dobrze zbadane, dlatego podaje się zwykle około 1% jako "inne, substancje śladowe", woda jest prostym związkiem powszecnych pierwiastków, myślę, że ma pokaźny wkład w te "śladowe"... Problem w tym, że wodę rzadko bierze się pod uwagę analizując te warstwy, właśnie przez takie przeświadczenie jak Twoje, że cała jest w hydrosferze, często w tablicach składu uwzględniane są tylko substancje stałe, a nie wszystko.
  19. Uznaję Księgi Machabejskie za część Starego Testamentu umieszczoną w kanonie przez Jezusa, który jako prorok wielkiej rangi jak Mojżesz, Samuel i Ezdrasz mógł to zrobić, podczas gdy bez Niego judaiści korzystali z tych ksiąg (i korzystają nadal) bez włączania do kanonu. Podział na Stary i Nowy Testament jest w prawdzie sztuczny i zbędny, bo to jest to samo Prawo, tylko najpierw nakazane, potem wyjaśnione; ale jak już taki podział stosować, to jego kryterium nie jest czas włączenia księgi do kanonu, tylko czas jej powstania i treść. Ja przynajmniej konkretnie odnoszę się do problemu. A nie zbywam argumenty szyderstwem. "Dusze zaś sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich udręczenie. W oczach nierozsądnych uchodzą za umarłych, a ich odejście uznano za poniżenie i rozstanie się z nami za unicestwienie. Lecz one są w pokoju. I chociaż w oczach ludzi cierpią udręki, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. I tak niewielkie utrapienia zniósłszy, wielką otrzymają zapłatę, gdyż Bóg ich wypróbował i uznał za godnych siebie, doświadczał ich jak złoto w piecu i przyjął ich do siebie jak ofiarę całopalenia. I zajaśnieją, kiedy nadejdzie ich czas nawiedzenia, rozsypią, się jako iskry po ściernisku. Będą sędziami narodów i władcami ludów, a Pan będzie im królował na wieki. Ci, zaufali Jemu, posiądą prawdę, a ci, co wytrwali w miłości, przy Nim pozostaną, bo łaska i miłosierdzie są dla świętych Jego i zatroskanie [Pana] nad wybranymi Jego." (Mdr 3,1-9) Wyraźnie jest tutaj mowa o tym, czego byś oczekiwał, o tym, że ci ludzie są żywi, ponieważ zaufali Bogu, że istotna jest sprawiedliwość, o tym, że zmartwychwstaną w stosownej chwili, że umierając mieli nadzieję na ponowne życie; wcale nie o tym, że ich dusze żyją teraz, a tylko są przechowywane na właściwy czas "w pokoju", nienaruszone. Czy zmarli cierpią udręki w oczach ludzi? Czy raczej ci, którzy są prześladowani, torturowani i zabijani? Na jakiej podstawie sądzisz, że ten tekst jest o duszach żyjących po śmierci? On jest o tych, którzy w przyszłości zostaną ponownie ożywieni. A więc jednak uznajesz jakieś Pisma z poza kanonu pozostawiając je jednak poza kanonem? Jednak wierzysz też, że Bóg chciał abyśmy uznali Nowy Testament, co więcej wierzysz w to, że Nowy Testament jest ważniejszy od Starego... To ciekawe, że uznajesz Nauczanie Jezusa, które wychodzi poza Judaizm, a nie uznajesz tego, które było skierowane do Żydów; przyjmujesz uogólnienie religii na wszystkich ludzi, a kwestionujesz jej udoskonalenie. "Dodatkowe księgi" nie służą temu, żeby coś dodawać lub zmieniać i komplikować, właśnie dano je po to, żeby wyjaśniać i precyzować obraz; nie pojmujesz, bo odrzucasz wyjaśnienia... Skąd wiesz, że Mahomet nie był takim Arabem, jak apostoł Paweł Grekiem, to znaczy żydowskiego pochodzenia? Ellen White i Marcin Luter też nie byli Żydami, co o nich sądzisz? Czy zdanie jest moje, papieża, czy Marcina Lutra, to żadna różnica; ja sprawdzam sam, żeby nie dać się oszukać, odrzucić fałszywych proroków, interpretacje innych ludzi uważam za dającą do myślenia ciekawostkę, ale nie ufam bezwzględnie ich słowom, oceniam fakty. Ty powielasz czyjąć interpretację Księgi Mądrości żeby ją odrzucić, ja sprawdziłem sam i uważam, że mówi prawdę, to co cała Biblia, to samo dotyczy Koranu. Może dla Ciebie Pismo ma tylko znaczenie symboliczne, dla mnie każdy przepis ma też sens praktyczny, może uważasz, że jak znajdziesz padnięte zwierze, to możesz je sobie wziąć, ugotować i zjeść, ja jednak zastanowiłbym się z jakiego powodu padło albo czemu je porzucono... A jak już mam jeść mięso, to tylko takie, które pochodzi od przebadanego i zdrowego zwierzęcia, które zostało zabite możliwie szybko, bezboleśnie i humanitarnie, tak jak mówi Biblia. Liturgia świątynna owszem była tylko tymczasowym rozwiązaniem, przy pomocy którego ludzie mieli się nauczyć ważniejszych spraw, takich jak udzielanie swoich dóbr biedniejszym, jałmużna, wspólny posiłek, ale w czasach, kiedy ta liturgia się odbywała i składano ofiary pokarmowe, kapłan przy okazji zajmował się tym, czym dzisiaj weterynarz. Samo Prawo nie sprzeciwia się miłosierdziu, tylko błędne nadinterpretacje, które Jezus obalił. I nigdzie nie jest napisane, że Dawid wszedł do wnętrza świątyni po to chleby, równie dobrze mógł je odebrać na dziedzińcu z rąk kapłana, zgodnie z Prawem. Ale jest też J 8,39; ważne jest to, czy szczerze coś praktykujesz, czy tylko tak twierdzisz. Prawdziwa Nauka Mojżesza nie sprzeciwia się Nauce Chrystusa, tylko fałszywe powoływanie się na nią, podobnie prawdziwa Nauka Chrystusa nie sprzeciwia się Nauce Mojżesza, obie są od tego samego Boga. Mojżesz uczy ludzi co powinni robić, ale jeszcze nie wyjaśnia dlaczego, dlatego Stare Przymierze to obowiązki, do których trzeba było się dostosować, Jezus nie musi uczyć tego, co od Mojżesza Żydzi znali już wcześniej, dlatego skupia się na tym, żeby zrozumieć i chcieć to robić - to jest Nowe Przymierze. Ja nikogo nie zamierzam zmuszać, co jest martwą częścią Starego Przymierza, formą, natomiast treść, która została taka sama, tylko przeniosła się ze zwojów w umysły, zachowuję. Jedno nie wyklucza drugiego. Przeminięcie liturgicznej służby odbiło się w rzeczywistym zburzeniem budynku jej praktykowania. Świątynię zburzono po to, żeby zgodnie z Prawem uniemożliwić taki kult, kiedy stał się zbędny, zgodnie z Prawem tamta Świątynia, albo żadna; więc zgodnie z Prawem żadna. Zgadza się, wtedy też w rzeczywistości jedyny Przybytek albo żaden, oznaczał Świątynię Jerozolimską. Ga 3,21; Ga 5,23. Gdyby składano te barany tylko po to, żeby je w całości spalić, to nie miałyby wartości, gdyby składano je po to, żeby je spożyć wspólnie z innymi uczestnikami, to miałyby taką samą wartość, jak każda inna jałmużna. Ale nie ma co gdybać, Bóg nie chciał więcej Świątyni, więc zgodnie z Jego wolą i jak zapowiedziano, została zburzona. Czyli inaczej mówiąc różnica sprowadza się do tego, że Prawa nie musisz znać (tego literalnego, na papierze), bo po prostu czujesz i chcesz Je przestrzegać sam z siebie, masz je wypisane w umyśle... Ja cały czas tak twierdzę. Ale pomyśl teraz o czym świadczy to, że chcesz jednak czegoś innego, a walczysz o to, żeby Prawa nie przestrzegać? Przez istnienie zakazu, dowiadujesz się, że zakazane jest możliwe, ale to ten zakazany uczynek jest na prawdę zły, a nie Prawo, które pouczajac, żeby tego nie robić, jednocześnie odkrywa taką możliwość, Paweł pisał o tym na przykładzie "nie pożądaj". Dobrze jest przestrzegać Prawa, źle jest je tylko czytać i ignorować. Był, ale Jego pełny sens wyjaśnił się dopiero w odniesieniu do ofiary Jezusa na krzyżu, tego, że nie należy spożywać opłatków rozumianych jako ciało oddane za grzech. Skoro Jezus wypełnił "nie zabijaj", to znaczy, że teraz już wolno zabijać? To wciąż złe! Wypełnienie Prawa to nie jest znoszenie przykazań, ale wyjaśnienie ich właściwego sensu, one dalej obowiązują, tylko przestają być błędnie nadinterpretowane! Proroctwa zapowiadają wydarzenia, mają swój czas wypełnienia, Prawo określa bezwzględne dobro i zło na zawsze, niezaprzeczalnie, bez zmian, Jego wypełnieniem nie jest 1 gest, tylko to, że wszyscy postępują dobrze. Jezus wypełnił pewne proroctwa, ale nie zakończył Prawa, tylko dał przykład jak należy Go przestrzegać. Prawo nie zabija, tylko poucza o przestępstwie i oskarża, jeśli je łamiesz. Negatywnym aspektem Prawa jest tylko to, że możesz z Niego poznać zło, dlatego nie samo czytanie, a przestrzeganie się liczy. Jeśli czytając Listy Pawła uważasz je za przyzwolenie na łamanie Prawa, to są tak samo "złe" jak i tekst samego Prawa, który ukazuje możliwość pożądania, liczy się to, żeby nie musieć, ale chcieć wypełniać Przykazania. Więc zastanów się co jest złe: "nie pożądaj", czy "pożądanie", właśnie pożądanie jest złe, i należy nie pożądać, a nie tylko wiedzieć, że jest takie Przykazanie, wiedza o Przykazaniu, które się ignoruje to potępiający wyrok. Z modyfikacją, która nie usuwa żadnego Przykazania, a tylko nadinterpretacje, z modyfikacją, która polega na przepisaniu Prawa z kart w umysły wiernych. Żadnego przymierza nie można regulować, tylko ludzkie błędy w rozumieniu. Stare Przymierze ma być zachowane co do Przykazania, co do literki, a Nowe Je wyjaśnia i zachęca (a nie zmusza) do wypełniania. Radziłbym czytać do skutku Mt 5,17-20, żebyś nie gadał głupot, że Jezus coś wypełnił w sensie zakończenia obowiązywanie przykań, on tam wyraźnie mówi przecież o wypełnianiu, nauczaniu wypełniania i sprawiedliwości większej niż uczonych w Piśmie. Jeśli znosisz choć jedno przykazanie, nie respektujesz tych Słów. Radziłbym też przeczytać po tym cały NT i całe Pismo, ale w duchu zgodności z tym fragmentem, bez wyrywania z kontektu i tworzenia serii oddzielnych, a przez to błędnych wniosków. Broniąc się przed obrzezaniem udowadniasz, że uważasz Przykazanie za złe i zbędne, pokazujesz, że nie ufasz Bogu w sprawie tego, że ten zabieg się opłaca, fakt, że w praktyce ma ono głównie higieniczną wartość jest mniej istotny. Nie sprowadzaj obrzezania do skalpela, bo nie o skalpel chodzi, ale o wiarę. Dlatego pomyśl raczej o tym, żeby obrzezać się jak tego zechcesz, a nie dlatego, że ktoś ci tak kazał. Nie dlatego podobasz się Bogu, że się obrzezałeś, ale dlatego, że przez wiarę chciałeś to zrobić i nie zwątpiłeś. Każde z nich w oryginalnym zamyśle miało jakiś korzystny sens, nie tylko symboliczny, ale także doczesny, praktyczny... Ciężarem jest to, co robisz bo ktoś ci kazał, choć nie chcesz, kiedy już zechcesz, to nie jest żaden problem, zrobisz to z satysfakcją. Paweł przestrzegał przed zmuszającymi do obrzezania, sam nie zmuszał, ale zachęcał (Ga 5,11; Dz 16,3), bo kiedy to zrobisz dobrowolnie, to jest to wartościowe. Wśród Żydów byli też tacy faszyści, którzy uważali, że Judaizm jest tylko dla Izraelitów, oni zmuszali do obrzezania bez znieczulenia i natychmiast, żeby w ten sposób powstrzymać nawracanie pogan, zniechęcać, to było złe. Paweł ich potępiał, bo uwierzył, że łaska Boga jest dla wszystkich, ale to wcale nie znaczy, że całkiem zniósł obrzezanie, podobnie jak Jezus tylko złe pojmowanie karcił! Tutaj też problemem jest przedkładanie obchodów, kultu nad uczciwość, obchodzenie nowiu i szabatu nie jest złe, nie należy tego znosić ani przesuwać, ważne jest to, żeby święto było nagrodą za dobre postępowanie, a nie praktyką religijną zastępującą sprawieldiwości w życiu. Skoro uważasz, że Prawa wcale nie należy przestrzegać w całości, to nie wiem jakie obawy to w Tobie wzbudza... Usprawiedliwienie nie polega na tym, że o winie się zapomina, gdyby tak było, nie następowała by żadna poprawa, a więcej zła; tylko na tym, że należy ją odkupić, spłacić dług miłosierdzia, tak jak w przypowieści o nielitościwym dłużniku, któremu dano szansę, skoro deklarował, że wszystko spłaci, ale ją stracił, gdy okazało się, że nie zasługuje. Uwierzył, że to, czego Bóg od niego chce jest dobre, czy Ty w to wierzysz? To czemu się przed tym bronisz? Nie obrzezuj się (bo trzeba), ale pomyśl o tym! Które polega na czym? Na tym, że powtarza się puste słowa o Bogu, z którzych nic nie wynika? Na tym, że wierzy się w to, że Bóg jest dobry i Jego Przykazania też, dlatego chce się Je wypełniać i robi to z radością! Ani ja Ciebie, dlatego nie zamierzam, każdy musi zrozumieć Prawdę sam; jedyne, co mogę zrobić, to zachęcić się, żebyś o tym pomyślał. Możesz się podobac Panu i możesz wzrastać w wierze, ale tak chrzest, jak i obrzezanie nie są początkiem drogi, tylko pewnym potwierdzeniem tego, że zamierzasz w niej wytrwać. No to musisz wyrzucić z kanonu Pisma Świętego Księgę Rodzaju, bo tam jest napisane, że mężczyzna, który nie ma obrzezanego napletka zerwał swoje przymierze z Bogiem. Nie ma co zrywać, jeśli wcześniej się nic nie zawarło, obrzezanie powinno pieczętować przymierze, którego chcesz, a nie być wykonane, bo ktoś tak kazał.
  20. Nie. Wyraźnie mówi, że należy je dawać tak, żeby pozostawały w ukryciu. Z tym, że w przypadku modlitwy wyraźnie mówi, żeby nie być jak obłudnicy, którzy modlą się w synagogach i na rogach ulic, a poleca modlitwę w domu. "Dwaj lub trzej" jest zupełnie niepodobne do modlitwy w kościele, z całą społecznością. Kiedy jest mowa o "dwóch lub trzech" (np. świadków w sporze), chodzi o dyskretne załatwienie sprawy, wezwanie przed Kościół to już jest publiczna sprawa. Nie jest powiedziane, że nie oddalił się od innych "na odległość rzutu kamieniem" jak to zrobił w ogrodzie oliwnym, na podstawie Jego własnego nauczania można jednak domniemywać, że jednak się oddalił, aby modlić się w samotności i skupieniu, a nie tylko powtarzać słowa na pokaz dla innych. Jezus w tym fragmencie dzieli się z apostołami, sądząc po zawodach jakie wykonywali, byli biedni, zresztą Jezus zabraniał im bogactwa... Jezus dzieli chleb z każdym, kto brał udział w wieczerzy, tak jak w Kościele apostołów ludzie dzieli swój majątek ze wszystkimi. Jak wiadomo podczas tej wieczerzy Jezus zapowiadał, że tego dnia umrze, stąd mowa o ciele. Polecam też przeczytać publiczną "Mowę Eucharystyczą" w J 6. Jest tam mowa o tym, że nawet uczniowie zgorszyli się tymi słowami, a Jezus wyjaśnił: "ciało na nic się nie przyda, Słowa, które ja wam powiedziałem, są Duchem i są życiem" (J 6,63), co nie pozostawia wątpliwości o jakie "ciało Chrystusa" chodzi: nie o opłatek i nie o mięso, ale o "wcielone Słowo Boże", o Jego nauczanie i postępowanie. Polecam też przeczytać w Dz 10 o tym, że Piotr nigdy nie jadł nic nieczystego, a następnie w Dz 15 o tym, że spożywanie krwi wciąż jest uważane za najgorsze zło, skoro tak, to Piotr nie mógł spożywać dosłownej krwi Jezusa podczas ostatniej wieczerzy, bo gdyby spożywał, to zgodnie z własnymi przekonaniami musiałby później skłamać Bogu! Trudno jest nauczać (innych) ludzi w samotności, Synagogi służą do publicznego czytania Prawa i nauczania, co sam powiedziałem. Gromadzenie się na nauczanie oczywiście nie jest złe, złe jest gromadzenie się na puste obrzędy. Nawet ofiary składane w Świątyni Jerozolimskiej, kiedy jeszcze istniała, miały wymiar charytatywnej uczty, bogaci składali w darze więcej jedzenia od biednych, którzy mogli zjeść ile potrzebowali, więcej niż sami dali. za to katolicka msza to jest tylko obrzęd, za który nawet biedny wierny płaci więcej, niż otrzymuje. Bóg zakazał wznoszenia świątyń i ołtarzy, oprócz jednego, który przewidział do czasu, teraz Boga czci się "w Duchu i Prawdzie", za pomocą dobrych uczynków wynikających z wiary. Jak już powiedziałem, Jezus zapowiadał swoją śmierć, dlatego tak powiedział. Co do wiary w szczególną moc pokarmów, to polecam np. Hbr 13,9-12 i 1 Kor 8,8. Nie ma to jak znajomość stosownych cytatów... Natomiast wyszukiwarki są na obu stronach i działają, tylko trzeba trochę lepiej znać tekst; na online.biblia.pl szukanie odbywało się po rozdziałach, szukane słowa mogły być rozrzucone, tutaj jak chcesz odnaleźć jakąś frazę, to ona musi być 1 wersecie.
  21. > szukasz, czy naużywasz tego słowa? "nadużywasz" miało być. >Z tym, że udoskonalanie zazwyczaj polega na wymianie wadliwych elementów, > w tym przypadku osobników, które wykonały swojego zadania do końca. "nie wykonały" oczywiście.
  22. Wystarcza, wysłanie z tym zadaniem innych ludzi jest najlepszym sposobem realizacji.... Jak każdy PROGRAM z definicji wirus jest zaplanowany przez swojego autora, ma robić konkretne rzeczy w konkretny sposób, to z perspektywy twórcy. Z perspektywy użytkownika systemu wirus jest nieoczekiwany, a jego działanie szkodliwe... Jak widać nawet "chaos" musi być zaplanowany, bez projektu nic nie da się wykonać, to jest tylko kwestia tego, czy projekt jest dobry (pożyteczny), czy szkodliwy. Chaos jest wtedy, kiedy nie ma procesu preferowanego, dominującego nad innymi, a dopiero dominacja jakiegoś procesu prowadzi do wyłaniania się efektów działania. Nie, Bóg chce, abyś stał się na tyle dojrzały, aby do Niego dołączyć. Uniezależnił chyba chciałeś napisać... Natomiast nie wiem po co ktoś miałby to robić. Bóg nie bierze od ludzi ofiar za obietnice bez pokrycia, tylko zachęca do dobrego postępowania, żeby ludzie sami sobie pomagali, Bóg nie jest hierarchą który wykorzystuje, tylko opiekunem, który dobrze radzi. W każdym przypadku Bóg ostrzega o zagrożeniu, które jest postanowione od dawna, daje ludziom szanse, żeby mogli się uratować, problemem jest ich wiara i system wartości, to że ludzie wybierają majątek i nie chcą uciekać od wybuchającego wulkanu, to już ich problem. KrzysztofMarek: "Lenistwo mężczyzn jest motorem postępu technicznego". Tylko że nie wystarczy wiedzieć co chcesz zrobić; trzeba jeszcze wiedzieć jak.... Same "nieprzyjazne warunki" nie spowodowałyby rozwoju wiedzy ani nauki, potrzeba jeszcze wskazówek, które pozwolą zrozumieć zasady działania i zaprojektować mechanizm, fakt, że świat stymuluje myślenie jest dobry. Przykład? Ja wiem, że historia w Biblii to jest wielkie streszczenie (które dobrze jest uzupełnić historycznym kontekstem), i różne fragmenty Pisma kładą nacisk na różne aspekty wydarzeń, ale "różne wersje" byłyby wtedy, gdyby fakty były sprzeczne, a nie są. Że próba odczytywania tego za pomocą współczesnego języka daje różne efekty? Żeby właściwie zrozumieć to, co autor chciał powiedzieć, trzeba starać się myśleć podobnie jak on, przyjąć literacki styl, symbolikę, a nie żądać przestrzegania pojęć i systematyki, która pojawiła się później. >Jest jeszcze watek dla wierzących: być może po prostu skrybi nie zrozumieli boskiego przekazu/przekręcili go. Ale zamiast gdybać, można też poświęcić trochę czasu i zbadać sprawę, zarówno od strony samej wiary, jak i praktyczne konsekwencje jej praktykowania; a potem ocenić sens mając ku temu jakieś podstawy? A dlaczego nie może Mu się podobać bycie sprawiedliwym opiekunem? Dlaczego każdy, kto ma władzę, musi być od razu okrutnym ciemiężycielem i wyzyskiwaczem? Ja wiem, że ludzkie przykłady pokazują, że tak jest, ale Bóg nie jest człowiekiem... A co to by była za próba? Próba akceptacji dla łamania zasad? Próba pokazania, że zasady są bez sensu? Jeśli Zasady są bez sensu, to rób co tylko chcesz: kradnij, gwałć, zabijaj; tylko wtedy dla nikogo, ani dla społeczeństwa ten świat nie ma przyszłości; widać więc, że takie myślenie jest bez sensu; tak samo jak pazerna władza, która nagina zasady pod swoje zachcianki. Zasady ustalono po to, żeby zapewnić, że wedle nich będzie dobrze, będzie porządek. Nie "ślepo wierzący", tylko ci, którzy sprawdzili i wiedzą, że Prawo ma sens, nie ci, którzy przestrzegają Przykazań bo muszą; tylko ci, którzy robią to dlatego, że chcą. Obawiam się, że większość "poważnych naukowców" dzisiaj wstydzi się publikować wnioski, które są "pro-religijne" czy "kreacjonistyczne". Konkretne i autorytatywne są fakty, nie ludzie; a do wniosków trzeba już dojść samemu. "Długość czasu" jest względna i wcale nie o to tutaj chodzi, być może dla Boga to jest "chwila"; problem polega na tym CZY JEST ETAP błędów i NAUKI, CZY GO WCALE NIE MA. Stworzenie bez nauki to stworzenie do bezmyślnej, bezwarunkowej doskonałości, roboty, stworzenie z nauką, do stworzenie do dokonania własnego, świadomego, dobrego wyboru. Nie, tylko określam jakie ograniczenia sam Bóg ustanowił. Pytanie "dlaczego" czasami wyraża to, że poszukujesz odpowiedzi, wtedy jest dobre, a czasami jest tylko wygodnym sposobem, żeby zignorować istniejącą odpowiedź, szukasz, czy naużywasz tego słowa? Ta różnica jest bardzo zasadnicza. W praktyce efekt będzie ten sam, ale w świadomości zdecydowanie lepszy. To jest tak samo, jak np. ze wzorem na pierwiastki równania kwadratowego, możesz go znać i podawać wyniki, a możesz umieć go wyprowadzić, wiedzieć dlaczego tak jest; wyprowadzenie wymaga więcej liczenia, ale dopiero to jest dopiero prawdziwa matematyka. Doskonałość, którą zdefiniowano, ale nie dano szansy na jej zrozumienie, jest jak sam gotowy wzór. Skąd wiesz? W tym świecie Bóg jest doskonały, ale na jego końcu my mamy do Niego dołączyć, aby stać się częścią Boga w następnym, to sugeruje, że wcześniej mogła być jakaś nauka... Co? Z tym, że do wykonania nowego projektu można użyć "sprawdzonych pracowników", tak jak przy tworzeniu kolejnego programu korzysta się z dobrych fragmentów kodu z poprzedniego, przecież nie ma sensu tego co udane tworzyć kolejny raz od podstaw... Z tym, że udoskonalanie zazwyczaj polega na wymianie wadliwych elementów, w tym przypadku osobników, które wykonały swojego zadania do końca. Postępowanie zgodnie z regułami prowadzi do doskonałości, robisz to, co sensowne i użyteczne, postępując wbrew regułom możesz zepsuć to, co one zabezpieczają. Z tego co podaję? To co podaję w tej sprawie to tylko przykłady na potrzeby dyskusji, a mimo to wymagają znacznie więcej, niż samego istnienia... Gdyby wszechświat działał tak, że (znacząca) energia pojawia się nagle z niczego, to nieprzewidywalne eksplozje istotnie zaburzałyby możliwość i rozwój życia, wszechświat nie tylko jest, ale jest też doskonale uporządkowany, zrozumienie i przestrzeganie tego porządku zapewnia dostatek i bezpieczeństwo.
  23. Są inne... http://apologetyka.com/biblia/ http://www.biblia.info.pl/biblia.php
  24. Gdyby było inaczej, to byłoby inaczej, to nic nie wnosi do rozważania obecnego stanu. teoretycznie mogłoby nie być wszechświata, ale jest, hipotetycznie mogłoby nie być Boga, ale jest. Nie chodzi o to, co mi się wydaje, tylko o to, jak ten wszechświat działa, a działa w sposób uporządkowany i jednakowy, wszędzie według tych samych praw natury, na tym opiera się cała nauka, gdyby nie było ustalonych zasad, eksperymenty nie miałby sensu, bo nie dałoby się ich uogólnić, a wszelkie wnioski okazywały by się błędne w kolejnej próbie, nie trzeba by szukać innych testów, wystarczyłoby powtórzyć. Fakt, że wszechświat jest zaplanowany jest podstawą wszelkiej nauki. Fakt, że wszechświat jest "przyjazny dla życia" nie musi oznaczać, że każdy mm^3 jego objętości (czy w ilu chcesz wymiarach) stwarza warunki do jego rozwoju... Wszechświat jest przyjazny dla życia, bo prawa fizyki, mechanizmy mikro i makroskopowe działają tak, że jego istnienie jest pewne (co widać na Ziemi), nie musi być życia w jądrze Słońca ani na księżycu, wystarczy, że one robią to, czego trzeba dla życia na Ziemi. Gdyby liczyć szanse na przypadkowe (jednorodny rozkład) zaistnienie życia w naszym "wszechświecie", to jest ono tak bliskie 0, że niemożliwe wobec ilości możliwości, jakie ten wszechświat stwarza (np. ilość planet), ale ono nie jest przypadkowe, tylko preferowane, uwarunkowane mechanizmami praw fizyki, wszechświat jest zaprojektowany, żeby powstało, to najprostsze rozwiązanie. Oczywiście możesz powiedzieć, że "wszechświat" i "z natury inny projektant", to bardziej złożona koncepcja, niż wiele "z natury jednakowych wszechświatów", ale za chwilę przekonasz się, że to nie prawda! Definicja słowa "WSZECHświat" oznacza, że nie ma nic ponadto, mogliśmy się oczywiście pomylić nazywając "wszechświatem" "mega-gromadę galaktyk", tak samo jak 1000 lat temu "światem" nazywaliśmy "kontynent"... Nawet jeżeli znane nam prawa fizyki są tylko częścią mającą zastosowanie w ograniczonym obszarze, to ich istnienie i wartości są wynikiem działania nadrzędnych praw szerzej rozumianego "multi-wszechświata", który w takim wypadku jest właściwszym obiektem do nazwania "wszechświatem", możesz przesuwać granicę coraz dalej, ale to nic nie wyjaśnia, problem wciąż jest ten sam, tylko większy. Skąd wiesz, że powstają różne, a nie tylko takie same? Z samego rachunku prawdopodobieństwa absolutnie nic nie wynika.... Żeby cokolwiek policzyć, musisz założyć, ZAPLANOWAĆ szansę na uzyskanie określonego stanu. Np. licząc szanse określonego rzutu kostką zakładasz, że każdy wynik jest jednakowo możliwy, ale to już jest efekt projektu kostki, bo równie dobrze ona może mieć obciążone ścianki i preferować "3". Tak samo powstanie "innych wszechświatów" może być jednako możliwe jak i tego, albo pewne wersje są preferowane względem innych, czego w tym momencie nie wiemy, może być tak, że powstanie wszechświata innego, niż taki jak ten, jest niemożliwe. Tak czy inaczej szanse na istnienie "wszechświatów" są elementem planu "multiwersum", możesz oczywiście analogicznie określać szanse, że ono tak działa że generuje równomierny rozkład albo inny, ale to nic nie rozwiązuje, tylko odsuwa problem nieco dalej, "multi-multiwersum" musi go wygenerować... co jest iluzją odpowiedzi dla ograniczonego umysłu, który nie szuka dalej, niż mu pokażą... Niezależnie od rozumowania, u jego podstaw, a zatem także w uzyskanych z tych podstaw wnioskach są założenia, te założenia to jest projekt, projekt, którego nie da się uniknąć! Jedyny realny wniosek jaki możesz wyciągać z prawdopodobieństwa to to, czy dany plan (mechanizm) jest dobry czy bezsensowny. Nie napisałem, że chciałbym tam mieszkać, a tylko chciałem pokazać, że wbrew pozorom szanse na życie są większe niż myślisz, ale są to szanse wynikające z uporządkowanego działania wszechświata, z czystego przypadku byłyby żadne. Co? Nie użyłem słowa "ludzi", to już twoje egocentrycznie-domyślne dopowiedzenie. Np. warunki na Marsie są w tym momencie wystarczające dla robotów, jakie tam wysyłamy, tylko trzeba im jeszcze umożliwić samodzielność i zdolność rozwoju... Natomiast jak już wspominałem "przyjazność dla życia" nie polega na tym, że życie może zaistnieć w każdym miejscu wszechświata, tylko że mechanizmy tego wszechświata, nawet te ekstremalne i bezpośrednio śmiertelne pracują na to, żeby warunki dla życia były odpowiednie w innym miejscu, w pewnej odległości; np. Słońce z bliska zabije nas, a zniszczy roboty, ale z właściwej odległości zasila i biologię i elektronikę. Ja nie widzę problemu w tym, że próżnia nie sprzyja życiu, tam nic nie ma, więc po co tam żyć? Wystarczy mi to, że ta próżnia blokuje nam dostęp do tego, co śmiertelne, Słońce jest przydatne z odpowiedniej odległości; zbyt blisko - spłoniesz; za daleko - zamarzniesz... Teraz umielibyśmy tam polecieć, ale wiemy, że to nie ma sensu; kiedy nie wiedzieliśmy, nie mogliśmy. Podobnie jak przy słowie "wszechświat" kluczowe jest tutaj rozumienie tego "wszech". "Wszechświat" to jest wszystko co jest, a nie każdy absurd, jaki możesz sobie wyobrazić, "wszechmoc" to jest zdolność do wykonania wszystkiego, co tylko jest możliwe, a nie paradoksów, jakie wymyślono tylko po to, żeby przekonać, że niby jest niemożliwa. Jeśli Bóg stworzy kamień, którego nie da się podnieść, to nie może go podnieść, a wciąż jest wszechmocny, bo nadal może zrobić wszystko, co w takiej sytuacji da się zrobić. W taki sposób Bóg zakazał sobie ponownego spowodowania potopu na Ziemi, np. w ten sposób, że potrzebna woda jest uwięziona głęboko pod powierzchnią (około 0.1% masy Ziemi), gdyby zamierzał kiedykolwiek ponownie go robić, to postanowiłby wtedy inaczej, żeby się dało.