emcio126

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    1
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez emcio126

  1. Warto spróbować, coś tam się napisało :) Po kilkudziesięciu minutach wędrówki odgłosy walk wyraźnie przestały być słyszalne, ekipa Rolanda przemierzała ciemny tunel bacznie nasłuchując najmniejszych ruchów. -Nie taki diabeł straszny jak go malują – powiedział Strup – Idziemy już jakiś czas może rzeczywiście nic tu nie ma? Cała grupa ustała w miejscu i wymieniła między sobą ironiczne spojrzenia, Roland już miał coś powiedzieć, lecz machnął ręką i ruszył do przodu. Z każdym krokiem zaczął nasilać się silny odór zgnilizny. -Czujecie to? Jakby ktoś wędził gówno – odparł Baobab. -Rzeczywiście, z każdą chwilą jest coraz bardziej wyczuwalne, miejcie się na baczności – ostrzegł Roland i ścisnął mocniej swojego cutlasa. Ściany zaczęły się rozszerzać, weszli do okrągłego pomieszczenia, czegoś w rodzaju ołtarza, z uchwytami przybitymi do ścian. -Co to do cholery jest? - myślał Roland bacznie obserwując ściany ozdobione dziwnymi symbolami. Nie zauważył jednak tego co miał pod nogami, wdepnął bowiem w bliżej nieznaną cuchnącą breję. -Jasna cholera! - krzyknął- jego krzyk zruszył stado nietoperzy które spod sufitu leciały w kierunku kompanów Rolanda. -Głowy nisko! - krzyknął Dragon. Gdy nietoperze odleciały Roland przystawił pochodnię do źródła smrodu i zaczął się dokładnie przyglądać – Krokodyl w stanie rozkładu, ale żeby aż tak śmierdział? - zapytał sam siebie. -Spójrz na te ślady obok niego – pokazał Dragon, przecież to odcisk buta. -Ktoś tu był przed nami, no panowie idziemy dalej, musimy się stąd wydostać – zachęcał Roland. Szli dalej przed siebie, oby jak najprędzej opuścić te tunele. Nie wiedzieli czy mogą czuć się tu bezpiecznie, czy te wszystkie hordy umarłych i monstrualnych krokodyli żyjących w czeluściach tunelu to fikcja. Baobab zaczął nucić dość przyjemną dla ucha melodyjkę, nie spodobało się tu reszcie grupy, która podobne zachowania postanowiła przemilczeć. -Ile już idziemy? – zapytał Cloudy. -Nie mam pojęcia, wiem tylko tyle że zaraz coś się stanie, to nie możliwe że idziemy tyle czasu i jeszcze nic nam tu nie wyskoczyło – odparł nerwowo Roland – Mam pomysł, przysiądźmy na chwilę – zaproponował po chwili. Cała grupa postanowiła usiąść na przegniłej wilgocią ziemi aby dać odpocząć swoim kościom. -Pieprzony piątek, że też właśnie nas to musiało spotkać, nie kurwa, nikogo innego nie tylko nas! - wrzeszczał opętanie Roland. -Uspokój się, trzeba podejść do tego z innej strony, ledwo uszliśmy z życiem, ten tunel to być może nasza ucieczka od śmierci – odpowiedział Slash. Wtem błogi odpoczynek przerwał niewyobrażalnie głośny warkot połączony z piskiem. -Cóż to takiego? - zapytali chóralnie Roland z Dragonem. Odgłos wydawał się coraz bardziej głośniejszy i wyraźniejszy, grupa piratów błyskawicznie podniosła się na nogi. -Cloudy, dmuchaj tym swoim ogniem ! - rozkazał Roland. - Cloudy wytaczał potężne kule ognia w stronę bliżej nieznanej istoty, lecz było to zbyt mało aby zatrzymać monstrum. Chwilę potem bezzwłocznie poszły strzały z rusznicy Dragona, one również nie dały rady. -Uciekamy! Szybciej! - poganiał swoich towarzyszy Roland, po czym trzymając w gotowości cutlasa został na końcu co jakiś czas oglądając się za siebie. Po chwili biegu zobaczyli w oddali błysk pochodni i brzdęk zbroi ścigających ich żołnierzy, czym prędzej skręcili w najbliższy boczny korytarz ściekowy i w pełnym napięciu czekali na dalszy zwrot wydarzeń. Monstrum które ich goniło nie skręciło w korytarz, biegło wprost na ścigających piratów żołnierzy. Piraci stali w kupce w milczeniu, wygasili pochodnię i czekali aż to wszystko się skończy. -Zagłada – mamrotał Baobab. -Zamknij się idioto! - wrzasnął przez zęby Roland wymachując przy tym ręką, przypadkowo uderzając w drąg wystający ze ściany, otworzyl się właz i wszyscy szybko spłynęli w dół aby znaleźć się na wybrzeżu, daleko od Necroville. -Niech to wszystko szlag! - wrzeszczał opętanie Roland, wypluwając ze swoich ust ściekową breję. -Nie jest tak źle, jesteśmy na plaży – odparł Moonshine. Wylądowali na plaży, przy skalistym klifie, w oddali piętrzyło się kilkadziesiąt szałasów z płonącym na środku ogniskiem. -Przejdziemy się w kierunku ogniska, może ktoś tam jest – zaproponował Roland i ruszył ku osadzie ludzkiej. Przy ognisku siedział wpatrzony w ziemię starszy łysy mężczyzna, trzymając butelkę w ręku odwrócił się ku grupie piratów i uśmiechnął się. Roland w pierwszej chwili zwrócił uwagę na jego charakterystyczne buty. Przecież taki sam odcisk był w tunelu – pomyślał. -To jakiś dziwak – zaszeptał Dragon -Cicho – uspokoił go Roland, po czym podszedł do siedzącego mężczyzny i zapytał – Byłeś przed nami w tunelu? Doprowadziłeś nas tutaj? Mężczyzna nie odpowiedział, podniósł z piasku butelkę „Błędnego rycerza” i wręczył ją dla Rolanda. -Błędny rycerz – przeczytał dostojnie, po czym zwrócił głowę ku piratom i odparł – Nie wiem czy mi uwierzycie ale właśnie padliśmy ofiarą klątwy błękitnego rycerza – odparł dumnie i zaśmiał się na głos. Śmiali się wszyscy oprócz Dragona, jego noc z Margaret również była jedynie halucynacją.