Rusty-Luke

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    2414
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Rusty-Luke

  1. Rusty-Luke

    GTA 5 (V) - Temat Ogólny

    No cóż, nawet w VC (gra sprzed 11 lat!) ludzie reagowali jak się w nich wbiegało.
  2. Ja nie przypisuje sobie prawa do decydowania o tym, w jakim państwie masz mieszkać Ty i Twoi sąsiedzi, za to Ty robisz to w stosunku do mnie i do moich sąsiadów.
  3. Rusty-Luke

    GTA 5 (V) - Temat Ogólny

    Niższa cena. Ja mam xboxa 4gb z pendrivem 32gb i starcza.
  4. Rusty-Luke

    Wiedźmin 2 - temat ogólny

    W III akcie można znaleźć miecz, który zadaje +25% obrażeń gargulcom. Jeśli idzie się do Loc Muinne po raz pierwszy i schodzi z tych gór (tam, gdzie się co chwile zostaje atakowanym przez harpie) to zaraz przed strażnikami z zakonu Płonącej Róży pilnującymi wejścia do ich obozu należy się odwrócić i iść w przeciwnym kierunku. Miecza pilnują 2 krabopająki. Znalazłem w necie nazwę miecza: Deithwen.
  5. To, że akurat Ty dostajesz emeryturę nic nie zmienia. Z każdego przychodu należy się rozliczyć i oboje dobrze wiemy, że większa część populacji to robi, choćby wypełniając PIT. Niby więc dlaczego postulat zniesienia PITu miałby być lepszy od postulatu prawa do secesji? W obecnych warunkach za jedno i drugie można iść siedzieć (jeśli, jak zasugerowałeś, zastosować się do tego w praktyce). Ale na tym polega postulat zmiany prawa, żeby zmienić prawo... Jak to możliwe, że na świecie nie istnieją tylko 3 państwa: Chiny, Rosja, USA (bo tak naprawdę tylko te 3 państwa mogą negocjować na mniej więcej równych zasadach)? Ewentualnie dlaczego istnieją jakiekolwiek pańsstwa, które nie mają bomby atomowej? Jak to możliwe, że mamy do czynienia z w pełni suwerennymi państwami-miastami? Ależ to, co piszesz, to demagogia. Twoja wycena ryzyka opiera się tylko i wyłącznie na spekulacjach. Dlaczego Twoje spekulacje dotyczące kosztów mają być ważniejsze od spekulacji innych? Dlaczego Twój osąd - sprowadzający się do tego, że trwanie w III RP przyniesie mniej szkód niż secesja - ma być osądem ważniejszym niż osąd odwrotny (secesja przyniesie mniej szkód niż trwanie w III RP)? Jeśli województwo, w którym mieszkasz, chce dokonać secesji, a Ty tego nie chcesz, to namów mieszkańców powiatu czy tam gminy, żeby dokonać secesji z województwa, by pozostać pod kuratelą III RP. Wydaje Ci się, że są działania pozbawione kosztów? Niestety nie. W sensie prakseologicznym nawet brak działania jest działaniem i... też wiąże się z kosztami. Koszt funkcjonowania w ramach III RP to chociażby wszystko, na co tak narzekasz w tym wątku. Jeśli są osoby, które uważają, że te koszty niwelują ryzyko wiążące się z secesją, to ich osąd spekulacyjny jest tak samo ''dobry'' jak Twój. Niby dlaczego system prawny miałby przyznawać priorytet akurat Tobie kosztem (na przykład) większości albo naturalnej lub też po prostu samorządowej hierarchii - skoro jesteś rzekomo tak do niej przywiązany. Żeby zająć Śląsk nie trzeba zajmować całej Polski. Mało było przypadków, w których dokonywano aneksji jedynie części sąsiedniego państwa? Nie widzę związku pomiędzy prawem do secesji i taktyką salami/obalaniem głowy państwa. Jeśli Wielkopolska dokonuje secesji z III RP, to Komorowski nadal jest głową państwa, tyle że państwa mniejszego terytorialnie. Secesja nie ingeruje w wybór dokonany przez obywateli innych regionów.
  6. Rusty-Luke

    Gra o Tron / Game Of Thrones - nowy serial HBO

    Serial kojarzę nie zbyt dobrze (też widziałem tylko 1 sezon i to dość dawno), ale jak najbardziej są postacie, które da się lubić. Mi najbardziej przypadli do gustu Ned Stark ( ), Tyrion Lannister, John Snow czy nawet Robert Baratheon (). Postaci jest dużo i są zróżnicowane więc w sumie każdy powinien znaleźć coś dla siebie, dlatego w sumię dziwi mnie Twoja opinia. Może po prostu jeszcze nie do końca załapałeś kto jest kim, ja miałem na początku taki problem, bo postaci jest dość dużo i ciężko je na początku zapamiętać i skojarzyć - przynajmniej w przypadku książki. :P
  7. Nie wiem czy wiesz, ale właśnie "udowodniłeś", że posutolowanie jakiejkolwiek zmiany jest niemożliwe. O ile dobrze kojarzę, jesteś przeciwnikiem istnienia podatku dochodowego. Mógłbym więc napisać szyderczo: wypróbuj swój pomysł w małej skali. Zamiast domagać się, by podatek znieść, sam przestań rozliczać się z urzędem skarbowym. Ciekawe, czym będzie to skutkowało? Na początek pokażą Ci kto tu rządzi, i jeśli swoją idee wprowadzisz w życie, to zmienisz swoje mieszkanie na nieco mniej wygodna celę. Także pod secesję czy sprzeciw wobec podatku dochodowego podstaw sobie jakikolwiek postulat i na to samo wyjdzie. A czy ktoś tutaj jest przeciwko hierarchii? Po raz 3425635 piszę, że prawo do secesji nie oznacza, że każdy musi tej secesji dokonać. Może to zrobić, ale nie musi. Każde działanie wiąże sie z jakimś ryzykiem. Nie istnieje działanie nie obarczone ryzykiem. Czy to oznacza, że mamy zaprzestać podejmowania jakichkolwiek decyzji? Ludzie kalkulują i wyceniają ryzyko. Jeśli (na przykład) Ślązacy zdecydowaliby, że wolą zaryzykować agresję ze strony paskudnych Niemców (na pewno przy granicy tylko czekają, żeby wchłonąć Śląsk) niż znosić tony głupot produkowanych co roku na Wiejskiej, to dlaczego nie? Bo Twoja osobista wycena ryzyka jest inna? To po pierwsze. Po drugie: jakoś nie wydaje mi się, żeby III RP była na tyle poważanym i militarnie silnym państwem, by przynależność (na przykład) Śląska do III RP faktycznie zniechęcała jakiekolwiek poważne państwa do interwencji na terenie tego regionu. I po trzecie: zapewne gdyby jakiś region chciał dokonać secesji, to - nie licząc jakichś nagłych i/lub ekstremalnych przypadków - najpierw rozeznałby się w sytuacji geopolitycznej i przed ogłoszeniem niepodległości zagwarantował sobie odpowiednie traktaty z sąsiadami.
  8. Szukam czegoś podobnego, tyle że będę chciał zainstalować Win7 - chciałbym więc, żeby netbook działał jak najszybciej w tym środowisku trzymał długo na baterii (z 8h), a z drugiej strony w ogóle nie zależy im na wydajności w grach i tak dalej. Nie musi też mieć dużego dysku. Ma być używany tylko do internetu i pakietu MS Office. Jakieś sugestie?
  9. Nie personifikuje regionów. Obecnie każde województwo jest samorządem, a więc ma - teoretycznie - reprezentować obywateli i mieć udział w rządzeniu odrębny od rządu krajowego. Jeśli obywatele takiego samorządu domagają się secesji, a rząd krajowy na to nie pozwala i grozi użyciem siły, to dlaczego nie mielibyśmy widzieć to podobieństwa do niewolnictwa? Ależ o to mi właśnie chodzi. Przyjąłem historyczne regiony jako punkt wyjścia, ale przecież secesja z takiego regionu też powinna być możliwa. "However, the right of self-determination of which we speak is not the right of self-determination of nations, but rather the right of self-determination of the inhabitants of every territory large enough to form an independent administrative unit. If it were in any way possible to grant this right of self-determination to every individual person, it would have to be done. This is impracticable only because of compelling technical considerations, which make it necessary that a region be governed as a single administrative unit and that the right of self-determination be restricted to the will of the majority of the inhabitants of areas large enough to count as territorial units in the administration of the country." (Mises, "Liberalism in the classical tradition"). Ale kantony w Szwajcarii nie. Część ma liczbę ludności mniejszą niż średniej wielkości miasto w Polsce.
  10. Uff, to z dwojga złego wolę żyć w państwie, w którym część obywateli nie przejmuje się losem rodaków w innych jednostkach administracyjnych niż w państwie takim jak Stany Zjednoczone, które przejmują się "niedolą" każdego narodu świata i nie stronią od interwencji pomocowych w każdym możliwym regionie świata, przy okazji angażując w nie inne państwa. Już pomijając to, że taki mesjanizm za czyjeś pieniądze nie ma nic wspólnego z realną dobroczynnością, a jest po prostu wymówką w celu zwiększania uprawnień państwa (wygoogluj: zapadka Higgsa), to podam Ci taką ciekawostkę, że ludzie nie potrzebują nad sobą policyjnej pały, by pomagać innym. Nie mam akurat przy sobie odpowiedniej książki, więc szczegółów nie podam, ale gdzieś bodajże w latach 20. ubiegłego wieku rząd federalny USA zaproponował Czerwonemu Krzyżowi dotację wysokości kilkudziesięciu milionów $ (wtedy wartych znacznie więcej niż dziś), na co CK odparł, że im to niepotrzebne, bo "znacjonalizowana dobroczynność" zabije w ludziach ducha realnej solidarności. To, co się działo na świecie później - dowiodło, że mieli rację. Oczywiście, że konflikty będą się pojawiać. Ale większe natężenie konfliktów jest tam, gdzie ludzie są zmuszani ze sobą współpracować na zasadach, jakich nie akceptują. Natomiast współpraca w ogóle nie wymaga bycia zrzeszonym w jakiejś konkretnej jednostce administracyjnej. Handlować można z każdym, bez względu na to, do jakiego państwa należy, na jakim kontynencie mieszka, jakiego jest koloru skóry i jaką religię wyznaje. Nawet rasiści noszą bluzy produkowane przez czarnych, a antysemici korzystają z usług świadczonych przez wzstręne "żydowskie korporacje". Problemy pojawiają się przede wszystkim tam, gdzie integracja jest wymuszona. Ta dychotomia jest bez sensu. Armia składająca się z jednostek wojskowych kilku suwerennych państw nie musi być dowodzona przez grupę, bo grupa państw może oddelegować dowództwo jednej konkretnej agendzie. Akurat to nie jest żaden punkt sporny. Punktem spornym jest to, czy ktokolwiek ma prawo zmuszać innych do zawierania strategicznych sojuszy. Wcale nie musi leżeć w interesie państwa. Każde państwo celowo chroni niewydajne instytucje, na niektórych przykładach widać to lepiej (Korea Północna, która mogłaby być znacznie bogatsza niż jest, wystarczy spojrzeć na południową), na niektórych gorzej. Tam, gdzie władza jest na tyle silna, że nie musi liczyć się z obywatelami jest to oczywiście bardziej widoczne. Tam, gdzie każdy region ma prawo do secesji - tam władza musi liczyć się z obywatelami, bo - jak już pisałem - człowiek ma mniejsze opory przed przeprowadzką z jednej gminy do innej niż z jednego państwa do innego. Hmm, może dlatego, że sam pisałeś, że rząd centralny lepiej świadczy usługi bezpieczeństwa niż jakieś mikro-państwo... Państwo sprzedaje usługi bezpieczeństwa, myślałem, że to jasne. Ale to w zasadzie bez różnicy. Bez względu na to, czy region jest pracownikiem, współpracownikiem czy klientem, to działanie firmy opiera się na wzajemnej zgodzie wszystkich zainteresowanych (w przeciwnym razie mówi się o niewolnictwie...). Jest to zupełna odwrotność tych relacji, które istnieją na linii państwo-obywatel. Czyżbyś po cichu sprzyjał niewolnictwu czy jesteś po prostu niekonsekwentny? Hmm... Czyli PRL w zasadzie nie był taki zły, nie wiem, po co ludzie chcieli go zmieniać. Przecież nie było im tak źle, przy odrobinie wysiłku ludzie mogli uciec. Genialne rozumowanie - z takim podejściem, dopóki dany kraj się całkiem nie wyludni, zawsze można pisać, że "nie jest tak źle". Lepiej to przemyśl. I pamiętaj: nigdy nie proponuj żadnych reform. Nigdy nie narzekaj na NFZ (skoro jeszcze tu jesteś, to widocznie nie jest tak źle), na ZUS (to samo), na wysokość podatków i wszelkich innych form państwowej "pomocy".
  11. Nie, to jedynie potwierdza, że centralizacja państw nie chroni przed ignorancją. Gdyby nie było żadnych kosztów, to żadne stany nie myślałyby o secesji. Po co miałyby to robić, skoro dalsze trwanie w Unii nie narażałoby ich na koszta? Koszta były. Jak już pisałem, Lincoln był ucieleśnieniem w zasadzie wszystkiego, czemu sprzeciwiali się mieszkańcy Południa: cła protekcyjne, inwestycje federalne, bankowość centralna, militaryzm, zakaz rozszerzenia niewolnictwa na nowe terytoria. Trzy pierwsze postulaty zubażają społeczeństwo, czwarty też, ale można powiedzieć, że czasem warto go tolerować, piąty był akurat słuszny. Koszta, jakie wiązały się z pozostaniem w Unii to polityka rabunkowa za pomocą ceł. To mieszkańcy Południa importowali znacznie więcej towarów z Europy niż mieszkańcy Północy, więc to ich polityka celna dotyczyła znacznie bardziej. Ponadto ogromna większość inwestycji federalnych miała miejsce na Północy. Innymi słowy, nie dość, że cła i inwestycje federalne prowadzą do zubożenia społeczeństwa "same z siebie" (cła niszczą międzynarodowy podział pracy, a inwestycje federalne wysysają kapitał z prywatnych zastosowań w celu finansowania przedsięwzięć, których sensowności względem alternatyw nie da się zweryfikować), to jeszcze była to polityka celowego transferu bogactwa z Południa na Północ. Jeśli dla Ciebie to są zerowe koszta, no to cóż, ta rozmowa chyba nie ma sensu. W takiej sytuacji Południe mogło albo się biernie przyglądać (i tracić) albo powiedzieć stop i: a) cieszyć się prosperity, do jakiej prowadzi rynek (w przypadku pokojowej secesji lub szybkiego zwycięstwa), b) znaleźć się pod okupacją (w przypadku militarnej porażki). Południowcy wycenili ryzyko i podjęli decyzję, która była wg nich najlepsza. Nie będę sie z Tobą kłócił, że państwo scentralizowane jest lepsze w łupieniu obywateli (bo to fakt...), ale dla Ciebie to zaleta, a dla mnie wada. Tylko nie mów, że to nie są koszta. A czy ja neguje sens istnienia tych większych grup i rad starszych? Przecież wyraźnie pisałem, że jeśli ludzie chcą, to mogą oddelegować część zadań na jakąś tam swoją wybraną radę starszych (jakkolwiek by się nie nazywała), a secesja to nie konieczność, a możliwość. Wg mnie lepiej zorganizowane społeczeństwo to takie, które opiera się na pokojwej współpracy, wg Ciebie - na przymusie. I tu twki realna różnica, bo wcale nie sprzeciwiam się istnieniu rządu czy współpracy społecznej, ale tyranii większości. Najpierw piszesz, że "dobrze zorganizowana centralizacja pobije decentralizację", a teraz przyznajesz, że jest to wniosek na wyrost, bo "przypadku takiej wojny jest masa innych czynników". Innymi słowy, Twój pierwotny osąd (pierwszy cytat, który przywołałem) jest w najlepszym razie uproszczeniem, bo nie masz żadnego dowodu na to, że to centralizacja państwa w przypadku konfliktu jest kluczowym czynnikiem zapewniającym zwycięstwo. A co do samego pytania, nie za bardzo rozumiem do czego nawiązujesz. Nie, wojna o niepodległość Stanów nie odbywała się w idealnym świecie i mimo to zwyciężyła strona bardziej zdecentralizowana. Władza lokalna musiałaby pozbyć się części przywilejów choćby dlatego, że obronność jest tym aspektem, w zakresie którego lepiej prowadzić politykę skoordynowaną z innymi jednostkami administracyjnymi. Jest to więc w jej intersie. Poza tym, ludzie mają mniej oporów, żeby przenieść się z jednego województwa do innego niż z jednego państwa do drugiego, dlatego władza lokalna musi bardziej liczyć się z ludźmi. No wybacz, ale TO jest właśnie przykład podejścia, jak to sam określiłeś, od dupy strony, a analogią pomiędzy scentralizowanym państwem, a dużą firmą strzelasz sam w sobie stopę. Państwo unitarne działa tak, że zmusza swoich "klientów" (poszczególne regiony), którym teoretycznie ma zapewniać bezpieczeństwo do korzystania ze swoich własnych usług. Duża firma działa tak, że jest duża, bo jej klienci chcą, żeby była duża. Nie widzisz różnicy? To, co robi zarząd takiej firmy jest bez znaczenia. Taki zarząd może albo dobrze odczytywać nastroje społeczne (wtedy firma rośnie w siłę), albo się mylić (wtedy musi postawić na restrukturyzację albo zbankrutować). W każdym razie to nie formalny zarząd rządzi firmą, ale jej klienci. Zarząd tylko dostosowuje swoją politykę do poleceń wydawanych przez rzesze konsumentów. Mało tego, każdy klient w każdym momencie może zrezygnować z usług świadczonych przez daną firmę. Czy Wielkopolska może zrezygnować z usług świadczonych przez III RP?
  12. Francja w momencie ataku Niemiec na Polskę też zignorowała zagrożenie, chociaż i Polska, i Francja, i hitlerowskie Niemcy były państwami unitarnymi. Mnie też nie obchodzą pobudki. Obchodzi mi o to, że - obiektywnie patrząc - Południe podjęło dobrą decyzję ex ante. Walczyli o swoje prawa. Zgodnie z Twoją logiką, jeśli ktoś dobiera się do dziewczyny, to niech lepiej się nie sprzeciwia, bo jeszcze może koleś ją pobije, a w przeciwnym razie "co najwyżej" wykorzysta seksualnie... Można byłoby się z Tobą zgodzić gdyby było z góry wiadomo, że Południe i nie ma szansy na sukces i jest skazane na klęskę - i w konsekwencji ogromne straty materialne i w ludziach, dekadę okupacji, szerzącą się korupcję i tak dalej. Ale takie szanse były, a Południe podjęło ryzyko. Gdyby ludzkość zachowywała się wedle Twoich zaleceń i nie ryzykowała, to nadal siedzielibyśmy w jaskiniach. :) A tak na marginesie, wojny domowej w Stanach nie było, była tylko wojna pomiędzy stanami. Wniosek na wyrost. I po raz kolejny podaję przykład temu przeczący: wojna o niepodległość Stanów Zjedonoczonych... Przecież jeśli obronność jest takim właśnie aspektem, gdzie centralizacja się sprawdza, to dlaczego pojedyncze jednostki administracyjne nie miałyby suwerennie podjąć decyzji o oddelogowaniu polityki militarnej na szczebel "centralny"? Jeśli jest to bardziej efektywne (nie przeczę, że nie jest), to tak zrobią i nie potrzeba do tego odgórnego przymusu. Nawet jeśli jacys politycy byliby ślepi na zalety takiego działania, to zapewne doświadczenie szybko zweryfikowałoby ich podejście, tym samym dając przykład nie tylko im, ale w zasadzie wszystkim innym. Problemem jest to, że pozwalanie scentralizowanym organom na podejmowanie decyzji o tym, co jest bardziej efektywne na szczeblu centralnym, a co na lokalnym jest po prostu zbyt niebezpieczne i przeczy jednej z podstawowych zasad rozsądku: nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. Nie istnieje rząd, który sam siebie ograniczałby. Każdy dąży do rozszerzania swoich uprawnień. Ale przecież wielkość firmy nie zależy od przymusu, jaki władze tej firmy stosują wobec pojedycznych pracowników i klientów (przynajmniej na wolnym rynku), ale właśnie od decyzji podejmowanych przez tych pojedynczych pracowników i klientów, a więc najbardziej "zdecentralizowane" jednostki, jakie można sobie wyobrazić. :)
  13. Jasne, ale tylko 1/5 Polaków ma wtedy przerąbane i miałby 5x mniejszy potencjał militarny. A nawet mniej, bo ta 1/5 z pewnością miałaby rodziny w innych państwach polskich i część pewnie nie miałaby oporów, żeby robić wszystko, żeby uciec. Jakieś regiony automatycznie pewnie ogłosiłyby secesję z tego państwa rządzonego przez zbrodniarza albo nawet zagroziło secesją jeszcze przed ogłoszeniem wyników wyborów - jak... w Stanach. A argumentacja nie jest absurdalna, pokazuję Ci tylko, że zawsze da się wymyślić scenariusz wedle którego zaproponowane rozwiązanie jest złe. Właśnie dlatego, że nie istnieją rozwiązania idealne i wcale nikt tak nie twierdzi. Chodzi o to, by wybrać najlepsze z możliwych, a nie takie, które jest bez skazy. Eh, Południe nic z tego nie miało, bo przegrało, a Północ prowadziła celowo wojnę tak, by wszystko na swojej drodze niszczyć (wojna totalna). Ale sama decyzja o secesji była dobra, bo Południe pod wzlędem gospodarczym miałoby się znacznie lepiej gdyby wojnę szybko wygrało lub gdyby do niej nie doszło, a taka możliwość też była - zważ na to, że Południe do wojny nie parło, wręcz przeciwnie, robiono wszystko, by jej zapobiec, do Stanów wysłano ambsadarów w celu spłacenia części długu publicznego, oferowano pieniądze za zajęte forty militarne, w których wcześniej stacjonowały wojska z Unii, starano się unikać jakichkolwiek konfliktów. Fort Sumter ostrzelano w absolutnej ostatecznośći, a nawet wtedy wypuszczono stamtąd żołnieży Unii bez jakichkolwiek nieprzyjemności typu areszt (nikt zresztą nie zginął).
  14. No tak. Nigdy też nie masz gwarancji, że władzy w Polsce nie zdobędzie ktoś pokroju Hitlera. A im bardziej scentralizowane państwo, tym większe taki Hitler ma pole do popisu. Zbudowanie raju na Ziemi jest niemożliwe - bez względu na to, jaki ustrój sobie wymyślimy. Po prostu zalety wynikające z decetralizacji górują nad wadami tego systemu i zaletami alternatyw. Stany właśnie dlatego ze sobą walczyły, bo do władzy doszedł ktoś, kto chciał władzę... rozszerzać. I stany mogły albo biernie się przyglądać jak powoli odbiera się im wolność, albo próbować temu zapobiec i odejść z Unii. Wybrały dobrze. Poniosły klęskę, ale sama decyzja była dobra. I to jest właśnie zaleta prawa do secesji: pozwala na coś więcej niż bierne przyglądanie się, jak jakiś socjopata Cię okrada (Lincoln nie zgarnął ani jednego głosu elektorskiego z Południa).
  15. Rusty-Luke

    Wiedźmin 2 - temat ogólny

    Jest sens robić tam zbroję z Kejrana?
  16. Nie jestem specem od historii Polski, ale zwolennicy federacji zwracają uwagę na to, że jest to jeden z najbardziej niesłusznie demonizowanych okresów w naszej historii, podczas którego... Polska wyprzedziła poziomem życia kraje zachodu. Teksas? Pierwsze słyszę, ale zaprzeczać nie będę, bo nie przyglądałem się nigdy procesowi admisji Teksasu do Unii. Na pewno Nowy Jork, Wirginia i Rhode Island zastrzegły sobie w zarządzeniach ratyfikujących Konstytucję prawo do opuszczenia Unii, a co do pozostałych stanów - nie chce mi się sprawdzać, ale nie trudno to zweryfikować, bo odpowiednie zarządzenia łatwo znaleźć choćby w Interncie. W każdym razie, wystarczyłoby jedno takie zastrzeżenie, zeby rozciągało się one na wszystkie stany, bo zgodnie z Northwest Ordinance z 1787 roku każdy stan przystępuje do Unii na równych zasadach. A więc jeśli choćby 1 ma prawo do secesji, to mają wszystkie.
  17. Po pierwsze: kilka państw/regionów może wspólnie koordynować swoją politykę obronną. I to efektywnie. Jak stany podczas wojny o niepodległość, jak już pisałem. Wygrały wojnę, a George III uznał niepodległość każdej kolonii z osobna. Każdy stan jest osobno wymieniony w Traktacie Paryskim jako suwerenny i niepodległy. Po drugie: jednym z wniosków płynących z historii jest taki, że państwo zawsze ma tendencje do rozrastania się. I po raz kolejny Stany są świetnym przykładem. 10. poprawka do Konstytucji mówi, że wszelkie zadania nie zastrzeżone bezpośrenio dla rządu federalnego i nie zabronione stanom, leżą w ich własnej gestii lub gestii ich obywateli. Gdyby tę poprawkę brano dzisiaj poważnie, Kongres musiałby wycofać się z większości programów, które realizuje. Dlatego dobrym hamulcem dla rządu jest właśnie możliwość secesji, bo napisać, co rząd może robić, a co rząd faktycznie robi - to niestety dwie różne rzeczy. S1G > Dzięki drukowi 3d, za jakiś czas może się okazać że może wydrukować większość z tego co potrzebuje, w tym elektronikę (prace nad przeworzącym plastikiem w trakcie). Tyle że dzisiejszym producentom tego "wszystkiego" jakoś nie będzie z tym "po drodze". Więc za jakiś czas może to będzie miało rynkowe uzasadnienie, dzisiaj nie ma. Zresztą zawsze niesamowicie naiwnym wydawała mi się obrona wolnego rynku z takich libertariańsko-indywidualistycznych (w sumie nie wiem jak to nazwać) pozycji typu "jestem samodzielną jednostką, społeczność do niczego nie jest potrzebna". Postęp jest możliwy tylko i wyłącznie dzięki współpracy społecznej (nawet jeśli kiedyś każdy będzie mógł sobie wszystko "drukować", to tylko dlatego, że współpraca pozwoliła na opracowanie takich wynalazków). Dlatego ja bronię wolnego rynku nie dlatego, że czuję się jakimś wyobcowanym indywiduum, ale dlatego, że wolny rynek najlepiej harmonizuje współpracę w społeczeństwie, a państwo opiekuńcze eksternalizuje koszty niemoralnego i nieetycznego trybu życia, tym samym zachęcając do niego.
  18. Mniejsza o to, co było konkretnie przyczyną: staram się po prostu niektórym uświadomić, że centralizacja to nie jest żadna dziejowa konieczność. Może się tak niektórym wydawać, bo w szkole uczą nas głupot i nawet przecietny absolwent studiów twierdzi, że duże państwo to gwarant dobrobytu. Ale to nie od wielkości państwa zależy dobrobyt, ale od tego, czy ludzie z jednego regionu mogą swobodnie współpracować z ludźmi z innych regionów. A do tego państwa nie potrzeba, wręcz przeciwnie, wystarczy, żeby państwo trzymało się z daleka od zawieranych transakcji. Dzisiaj się mówi, że każde państwo musi mieć swój przemysł. I tak dochodzimy do takich absurdów, że dopóki półwysep helski (czy jakikolwiek inny region) jest częścią państwa polskiego, dopóty nie musi mieć przemysłu, ale gdyby ogłosił niepodległość, to nagle zacząłby go - nie wiedzieć czemu - potrzebować. Tak jakby przynależność do państwa powodowała, że mieszkańcy półwyspu helskiego dostawali z nieba produkty przemysłowe. Czy mieszkańcy państwa Półwysep Helski nie mogą oferować mieszkańcom państwa Sląsk wakacji nad morzem w zamian za Węgiel? Czy część mieszkańców państwa Półwysep Helski nie może pracować w fabryce samochodów znajdującej się w państwie Wielkopolska? Kolejny absurd: każde państwo musi mieć przemysł a jeśli jego budowa jest nieopłacalna, bo za granicą produkcja dóbr przemysłowych jest bardziej opłacalna, to należy chronić produkcję krajową, dzięki czemu tworzymy miejsca pracy i podnosimy nominalne pensje w chronionym przemyśle. Ale skoro tak, to dlaczego każde województwo nie miałoby ustalać ceł, by też mieć własny przemysł, tworzyć u siebie miejsca pracy i tak dalej? Albo każdy powiat? Może każda gmina? Może każda rodzina powinna mieć swoją fabrykę? Albo najlepiej jakby każda jednostka produkowała dla siebie wszystko, czego potrzebuje, od chleba poprzez samochody aż po komputery. Decentralizacja nie jest problemem. Problemem jest to, że ludzie - jak Ostrowiak czy ZubenPL - przypisują państwu jakieś mistyczne zdolności.
  19. A my mamy lotnisko, o. I pewnie gdyby jeden region ogłosił secesję, to nie byłby jedyny, więc automatycznie zwiększyłaby nam się ta swoboda logistyczna. I co z związku z tym? To źle? Utrzymywałaby się z tego, z czego utrzymuje się teraz. Wydaje Ci się, że jeśli Wielkopolska funkcjonuje w ramach III RP, to dostaje jakieś magiczne bonusy za to? Nie słyszałem o jakichś ponadprogramowych transferach spoza Wielkopolski do niej, a skoro "zarabiała niecałe 10% PKB Polski przez 9% populacji Polski", to można nawet zaryzykować stwierdzenie, że jesteśmy płatnikien netto, a nie beneficjentem. Rozmiar kraju, ludność, dostęp do morza - to nie ma nic do rzeczy. Kluczem jest wolny handel. "small "foreign possession," in being isolated from the immediately adjacent territory by tariffs and other measures of protectionism, would be exposed to economic strangulation. But once there is free trade and the state restricts itself to the preservation of private property, nothing is simpler than the solution of this problem. No linguistic island then has to acquiesce in the infringement of its rights as a nation merely because it is not connected to the main body of its own people by a territorial bridge inhabited by its fellow nationals." Mises, "Liberalism in the classical tradition". I kontynuując temat w książce "The omnipotent government": "It makes no difference where the frontiers of a country are drawn. Nobody has a special material interest in enlarging the territory of the state in which he lives; nobody suffers loss if a part of this area is separated from the state. It is also immaterial whether all parts of the states territory are in direct geographical connection, or whether they are separated by a piece of land belonging to another state. It is of no economic importance whether the country has a frontage on the ocean or not. In such a world (w takim, gdzie zasady wolnego handlu i podróży są respektowane) the people of every village or district could decide by plebiscite to which state they wanted to belong." Innymi słowy: jeśli Wielkopolsce udałoby się uzyskać gwarancje wolnego handlu z pozostałymi terytoriami, to mogłaby mieć nawet 1km2 i nic by się nie stało. Wierzę, że takie gwarancje udałoby się uzyskać i dlatego jestem za secesją. Ale co to ma do rzeczy, że Wielkopolska to część Polski? Czy ktoś temu przeczy? Ciężko to zakwestionować, skoro człon "Polska" jest obecny w samej nazwie "Wielkopolska"... Polska jest ok, ale III RP to pasożyt niszczący ten kraj. Nie chcę niszczyć Polski, a III RP. Jest różnica, Zasadnicza. Mieszkaniec mojego województwa nie musi być obywatelem III RP, żeby być Polakiem. Mogę zrezygnować z obywatelstwa (zostać apartydem) i nadal szanować historię, tradycje, obyczaje, dbać o poprawną polszczyznę i być przywiązanym do ojczyzny. Państwo w magiczny sposób nie tworzy tych cech. Czy Niemiec z NRD nie był Niemcem, bo nie mieszkał w RFN? Pewnie bogactwo. :D A mówiąc konkretnie: nie, Wielkopolanie nie czują jakiejś odrębności i zapewne nie zagłosowaliby za secesją nawet gdyby mieli taką możliwość. Ale sam fakt, że przysługiwałoby nam takie prawo mógłby doprowadzić do tego, że rząd centralny opamiętałby się, bo groziłaby mu utrata terytoriów. Bedąc złośliwym dodałbym, że niektórych zwyczajnie portfele swędzą i nie podoba im się, że Wielkopolska mogłaby powiedzieć "nie" pasożytnictwu tego zbiurokratyzowanego państwa. ;)
  20. Bardzo często pojawia się "Amerindian".
  21. A niby co takiego Skyrim zrewolucjonizował? Monotonny świat i nudna fabuła. Gothic jest przynajmniej wyrazisty i zadania nie polegają na przynoszeniu NPCom (o których istnieniu minutę po wykonaniu zadania zapominamy) zgubionych mieczy.
  22. Każdy narzeka na to nasze państwo, ale jak przychodzi co do czego, to się okazuje, że ludzie nie są w stanie wyobrazić sobie zastąpienia go czymkolwiek innym...
  23. Skąd wiesz? Na pewno ich wartość nie spadnie do poziomu makulatury w krótkim okresie. Stawiałbym raczej, że szybko pojawiłyby się standardy równoległe, a jednym z takich standardów byłby standard "polskiego złotego". W długim okresie pewnie zostałby wyparty przez pieniądz towarowy, bo trzymanie oszczędności w pieniądzu nietowarowym jest niebezpieczne - jeśli raz straci wartość, to nigdy już nie będzie mógł funkcjonować jako pieniądz, bo nie będzie istniał punkt wyjścia, którego można byłoby użyć do wycenienia jednostki tego ex-pieniądza względem innych towarów. Jeśli pieniądz ma jednak wartość użytkową to ten punkt wyjścia istnieje i jest nim wartość wynikająca z popytu zgłaszanego w celu jego konsumpcji lub użycia w produkcji. To jest po pierwsze. Po drugie: pieniądz może być pieniądzem nawet jeśli nie jest używany do niczego innego niż wymiana. Innymi słowy, złoto mogłoby pozostać pieniądzem nawet gdyby przestało być używane w przemyśle. Inna sprawa, że nie mogłoby zostać pieniądzem gdyby wcześniej nie miało takiego zastosowania. A więc polski złoty też mógłby pozostać pieniądzem, mimo że nie ma żadnej wartości użytkowej. Gdyby tak było, a potem zostałby przeszacowany względem złota, to doprowadziłoby to nawet do tego, że wyparłby złoto z polskiego rynku. No, ale ta ostatnia możliwość jest akurat nieistotna, bo przeszacowywanie wiąże się przecież z przepisami o prawnym środku płatniczym, a rozmawiamy o sytuacji, w której takich przepisów miałoby nie być. ZubenPL Rozpad cesarstwa rzymskiego, rozpad Jugosławii, rozpad Czegosłowacji, rozpad Austro-Węgier, rozpad ZSRR, przykłady można mnożyć. Czasem takie rozpady działy się z korzyścią dla mieszkańców, czasem nie. Twoja argumentacja jest niepoważna. Twierdzisz, że Warszawiacy bedą chcieli podporządkować sobie Poznaniaków. Może tak, może nie. A czy jeśli Poznaniacy bedą w tym samym państwie, co Warszawiacy, to Warszawiakom nagle w magiczny sposób zmiękną serca i już nie będą chcieli ich sobie podporządkować? Wręcz przeciwnie, będą mieli nawet większe ku temu możliwości. Problemem jest właśnie wiara w jakieś magiczne zdolności państw. Ostrowiak Aż dziwne, że Rosja jeszcze nie zrzekła się praw do Obwodu Kaliningradzkiego. A poważniej pisząc, gdyby Wielkopolanie nie potrafili ugadać się z III RP i nie potrafiliby funkcjonować wewnątrz tego państwa (w co zresztą wątpię), to by secesji nie ogłaszali - i tyle. Secesja to możliwość, nie konieczność.
  24. No dobrze, zgadzam się, ale nic z tego, co napisałeś nie jest argumentem przeciwko decentralizacji i/lub secesji. Wręcz przeciwnie, myślę, że gdy państwo się rozrasta, to remedium na to jest właśnie secesja. Dlaczego naród nie może posiadać dwóch państw? Posiadanie broni nie wystarczy, by ograniczyć rząd. W Stanach obywatele posiadali broń i w niczym im to nie pomogło. Nawet prawo do secesji im w zasadzie nie pomogło, bo mimo, że niektóre stany sobie takie prawo wyraźnie zastrzegły w zarządzeniach ratyfikujących Konstytucję, to prawo to zostało pogwałcone. Dlatego o prawie do secesji należy przypominać jak najczęściej, żeby żaden demagog pokroju Lincolna nie miał zbyt wielu okazji do wypaczenia tej zasady. A właśnie powodem konfliktu w Stanach był spór o kompetencje rządu federalnego. Lincoln był uosobieniem wszystkiego, czemu sprzeciwiały się stany Południa i jest ojcem dzisiejszego etatyzmu: ceł protekcyjnych, inwestycji federalnych, bankowości centralnej, publicznych usług świadczonych przez administracje stanowe, militaryzmu. S1G Na pewno nie stałoby się to w krótkim okresie po zniesieniu przepisów o legalnym środku platniczym. Nie są bezwartościowe. Równie dobrze można mówić, że wartość złota też nie odpowiada jego "prawdziwej" wartości. To demagogia. Jeśli złoto używane byłoby powszechnie jako pieniądz, to zdecydowanie większa część jego wartości brałaby się z popytu kreowanego na złoto jako na środek wymiany, a nie z zastosowania konsumpcyjnego czy produkcyjnego. Teraz też wartość pieniądza pustego bierze się z popytu na niego jako na środek wymiany. Inna sprawa, że nie istnieje pusty pieniądz, który wykształciłby się w warunkach czysto rynkowych, ale to temat na inną dyskusję. Co do pieniądza fiducjarnego, zdaje się, że zdania są podzielone. ZubenPL Raczej odwrotnie. Jeśli Poznaniacy nie lubią Warszwiaków, to nie muszą ze sobą współpracować. Konfliktu nie ma. Pojawia się wtedy, jeśli ktos ich zmusza do współpracy.
  25. Nie rozumiem. Czyżbyś utożsamiał wspólnotę narodową z państwem? Po Tobie bym się tego nie spodziewał. Nie chcę niszczyć wspólnoty narodowej, ale osłabić państwo. A ponieważ państwo pasożytuje na narodzie, to wyjdzie to nam tylko na dobre. Poza tym, dlaczego jeden naród nie miałby mieć dwóch państw? Chińczycy nie mają z tym problemu. Dlaczego kilka narodów nie miałoby funkcjonować w ramach jednego państwa, jeśli to im odpowiada? Dopóki każdy region ma zagwarantowane prawo do secesji, nie niesie to za soba zagrożeń. Dalej: co ma do tego demokracja? Nie każda jednostka administracyjna musiałaby byc demokratyczna. Takie Księstwo Liechtenstein radzi sobie bardzo dobrze z bardzo ograniczoną demokracją. I czy takie małe jednostki nie mogą militarnie współpracować jeśli zachodzi taka potrzeba? Podawałem już przykład Stanów. Najpierw było tylko 13 kolonii, ale ponieważ współpracowały, wywalczyły niepodległość. I to każda z osoba, a nie jako jedno państwo narodowe. Wystarczy sobie spojrzeć do Traktatu Paryskiego z 1783 roku. zadymek W sumie nie rozumiem, co masz na myśli. S1G napisał, że granice to "tylko kreski". Ale to nie są "tylko kreski", bo ich istnienie powoduje zmiany w międzynarodowym podziale pracy z uwagi na dyrektywy regulujące przepływ ludzi i kapitału przez te granice). Sam to zresztą zauważył. I tutaj jest sprzeczność.