Rusty-Luke

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    2414
  • Dołączył

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Rusty-Luke

  1. Rusty-Luke

    Piractwo

    1. Ale jakiej umowy? Ja żadnej umowy nie podpisywałem. Ona nie istnieje. Jak może istnieć umowa, skoro ja nigdy na żadne warunki nie wyraziłem zgody, a zgoda jest integralną częścią każdej umowy. Równie dobrze ja mogę powiedzieć, że między mną, a Tobą jest umowa, na mocy której musisz mi płacić za chęć dyskusji z Tobą. Dychę za posta. Czekam na przelew. ;) 2. Ok, jestem obywatelem - ale przecież cały czas powtarzam, że mi na tym obywatelstwie nie zależy. Gdyby zrzeknięcie się obywatelstwa zwalniało mnie z obowiązku płacenia podatków, to bym się zrzekł. Póki co tak nie jest, więc takie działanie nie ma po prostu jakiegokolwiek sensu. Nie chce mieć ciastka i zjeść ciastka. Chce wycofać się z transakcji z państwem bez żadnych sankcji i nic od niego nie otrzymywać. Powtarzam to już chyba po raz trzeci. Państwo mi takiej możliwości nie daje. I co byłoby złego w scenariuszu, jaki opisałeś? To ja jestem właścicielem swojej działki, więc ja powinienem nią rozporządzać. Jeśli uważasz, że państwo ma prawo odmówić komuś secesji, to - logicznie rzecz biorąc - uważasz, że państwo ma większe prawo do mojej własności (mojej działki) niż ja sam (ergo: uważasz, że człowiek nie ma prawa do własności, jest tylko managerem pewnego kawałka ziemi na łasce państwa). Tylko ja się pytam: na jakiej podstawie? Na pewno nie na podstawie żadnej umowy, bo nigdy nie podpisywałem umowy z państwem, w której zrzekałem się moich posiadłości na rzecz państwa. Cały czas powtarzam, że tym różni się państwo od jakiegokolwiek partnera biznesowego, że ten drugi, po zakończeniu współpracy, nie wyciąga rąk po to, co nie należy do niego. Słyszałeś kiedyś o tym, żeby udziałowcy danej spółki przyznawali sobie prawo do rozporządzania posiadłością swojego byłego kolegi, który właśnie wyprzedał akcje tej spółki? No raczej nie. Przecież dokładnie tak działa państwo, tylko tego nie chcesz dostrzec, bo jesteś do tego przyzwyczajony i uważasz to za oczywiste. Państwo, tak jak mafia, narzuca na mnie siłą pewien obowiązek (jeśli zechce wycofać się z transakcji z państwem i zachować to, czego jestem właścicielem, to wyląduje w więzieniu). Tak też robi mafia - tyle że czasem nie ogranicza się do uwięzienia kogoś, a idzie dalej i na przykład morduje (zresztą niektóre państwa też tak robią). To prawda, państwo coś mi w zamian oferuje. Ale przecież ja mogę uważać (i uważam), że cena, jaką żąda państwo za to, co jest mi oferowane, jest za wysoka w stosunku do jakości usług (nie wspominając o tym, że części usług w ogóle nie potrzebuje). Tam samo działa mafia: często mafie zobowiązują się do ochrony biznesu/posiadłości, którego właściciel jest zmuszany do opłacania haraczu. Inna sprawa, że często się z tego nie wywiązują, ale dokładnie tak samo działa państwo, zmieniając warunki umowy w trakcie jej trwania bez jakichkolwiek renegocjacji (np. podniesienie wieku emerytalnego, mimo że wcześniej państwo zobowiązało się wypłacać emerytury w wieku niższym). Piszesz, że w przypadku państwa mogę zarejestrować firmę za granicą. Ok, ale to nie jest zakończenie współpracy z państwem, a ucieczka przed nim. Dokładnie tak samo jest w przypadku mafii. Zawsze mogą uciec gdzieś, gdzie ich strefa wpływów nie sięga. Gdzie tutaj różnica? Jeśli chodzi o charakter zależności między ofiarą a mafią i obywatelem a państwem, to różnicy nie ma zupełnie żadnej. Ale na podstawie czego sądzisz, że panstwo ma prawo pozbawić mnie mojej posiadłości w Polsce jeśli nie zechce z nim współpracować? Dlaczego mogę zrezygnować z usług fryzejra, net providera, ubezpieczyciela, telefonii komórkowej i wyjeżdzać nie muszę, a gdy chce rezygnować z usług państwa, to muszę? Gdzie tu logika? Nie ma jej. W przypadku fryzjera (i wszystkich innych usługodawców, których wymiłem) po prostu wychodzisz z racjonalnego założenia, że to nie oni powinni decydować o Twojej własności. W przypadku państwa robisz dokładnie odwrotnie. Przyznajesz mu takie prawo. Nie. Podatki musisz płacić w PLN. Emitentem PLN jest NBP. Jeśli chciałbyś przerzucić się na euro, musiałbyś każdorazowo wymieniać euro na PLN, by płacić podatek, co za płacisz prowizję. Ponieważ nie możesz nie płacić podatków, to korzystanie z euro jest w większości przypadków nieopłacalne (z powodu kosztu prowizji). Wszystko, jak to sam ująłeś, rozbija się więc o przymus podatkowy - po raz kolejny. A więc jest to kwestia wymuszenia. A odpowiadajac na Twoje pytanie skąd doszedłem do takiego wniosku: po pierwsze: historia nie zna przykładu pustego pieniądza (fiat money), który rozpowszechniłby się bez przymusu ze strony państwa (tzn. np. przymusu używania go do opłacania podatków) - a złoty takim pieniądzem jest. Jasne, nie znaczy to jeszcze, że gdyby ten przymus zlikwidować, to ten środek wymiany, który już uzyskał status powszechnie akceptowanego, przestałby nim być. Pewnie w krótkiej perspektywie by tak nie było, ludzie - z przyzwyczajenia - zapewne nadal posługiwaliby się nim. Ale w długiej perspektywie jest to mało prawdopodobne - pieniądz towarowy po prostu lepiej się spełnia w swojej roli (z powodów, które daleko wykraczają poza ramy tej dyskusji, ale jeśli chcesz, mogę podać Ci literaturę do tego zagadnienia). Jednostki racjonalne szybko zauważyłyby to i odpowiednio zareagowały, a za nimi cała reszta. Na posta z wczoraj nie odpowiedziałem, bo nie miałem już czasu, ale myślę, że w gruncie rzeczy ta moja wypowiedź i wczorajsza odpowiedź na posta Alexeia porusza te same zagadnienia.
  2. Rusty-Luke

    Piractwo

    Strasznie mieszasz pojęcia. Nie chodzi o to, że nie chcę być Polakiem. Bycie Polakiem to kwestia poczucia przynależności do narodu, a nie do państwa. Naród i państwo to dwa zupełnie różne pojęcie. Ja nie chce mieć nic wspólnego z państwem - III RP. Państwem, które ze mną żadnej umowy nie zawierało. Nigdy niczego na rzecz tego państwa sie nie zrzekłem. Państwo to po prostu uważa, że ma prawo rozporządzać moją własnością. Nie ma mowy o żadnej umowie czy wyborze w normalnym znaczeniu tych słów. Jeśli kończę transakcję z jakimkolwiek innym podmiotem niż państwo, to po prostu nie otrzymuje więcej żadnych usług, które ten podmiot świadczy, ale równocześnie ten podmiot nie wysuwa żadnych roszczeń w stosunku do mojej osoby i mojego dobytku. W przypadku państwa sytuacja nie jest taka sama, nie jest nawet podobna, a jest o 180 stopni inna. Gdy chce się wycofać z tej dziwnej transakcji państwo-obywatel (tzn. chce przestać płacić podatki i jednocześnie przestać otrzymywać wszelkie świadczenia ze strony państwa), to państwo zachowuje się tak, jakbym zarówno ja sam jak i moja własność była własnością państwa - dobytek jest konfisowany, a ja mogę trafić do więzienia, mimo że nie naruszyłem niczyich praw. Bo niby od kiedy odmowa współpracy z kimś jest naruszeniem jego praw? Ok, nie neguje, że są jakieś tam jednostkowe przypadki, ale generalne pryncypium, na którym opierają się państwa jest zasada integralności teyrotrialnej. Czymże jest jakiś tam mały przypadek w USA wobec wojny secesyjnej, która doprowadziła do śmierci ponad 620 000 ludzi i... która była najkrawszym konfliktem, w który zaangażowane były Stany. I wszystko to przy ciągłym powtarzaniu, że rząd dba o obywateli i opiera się na zgodzie rządzonych. Przecież ci ludzie są prześladowani przez państwo. Jeśli tylko taka działalność wychodzi na jaw, to są poddani karom finansowym i/lub więzienia. Dokładnie tak samo działa mafia. Daje Ci "wybór": albo płacisz nam za "ochronę", albo niszczymy Twoją restaurację, hotel czy co tam masz. Czy to znaczy, że mafia jest ok? Jasne, ale w taki sposób można usprawiedliwić wszystko. Dosłownie wszystko. Gazowanie Żydów było OK - dało się być Żydem w III Rzeszy, wystarczyło się z tym ukrywać. No, ale jeśli chciałeś być Żydem w sposób legalny, no to sorry, coś za coś - musiałeś być zagazowanym Żydem. :P Ale miałeś przecież wybór. Prawo nakazuje. Jasne, niech tylko państwo faktycznie pozwoli mi nie płacić podatku (tj. nie grożąc mi sankcjami), to przestanę używać tej waluty. Gdyby nie fakt, że złoty jest legalnym środkiem płatniczym i państwo de facto wymusza posługiwanie się nim (teoretycznie nie musisz, ale wtedy nie zapłacisz podatku, a wtedy trafisz do wzięzienia - ale, jak pokazałem wyżej, ciężko to uznać za zachowanie fair), to mało kto by się nim posługiwał.
  3. Rusty-Luke

    Piractwo

    Nie muszę - chcę. Tutaj jest moja własność. Dlaczego ktoś ma prawa dyktować mi, jak rozporządząć swoją własnością? Bo właśnie tym w istocie jest jurysdykcja państwa. Rozwiązaniem tego problemu jest tylko secesja - niemożliwa w tych państwach, gdzie integralność terytorialna jest wpisana w konstytucji (i zresztą nie tylko tam, w USA nic takiego nie ma, a ta zasada jest przestrzegana). Niestety, ponieważ prawo do secesji jest nie na rękę państwu, dlatego takich państw jest mało. Okej, nie przeczę. Ja też tak chcę zrobić - nie mogę. Zazdroszczę mieszkańcom państw, które na to pozwalają. III RP nie jest jednym z nich, ergo: jest złodziejem, ergo: nie da się go okraść (nie da się okraść złodzieja). Ale co to ma do rzeczy? Napisałeś, że wystarczy zrzec się obywatelstwa, a nie będzie się płaciło. Jest to, niestety, bzdura. Ale niby dlaczego mam zrezygnować z używania środka wymiany jeśli jestem jego właścicielem?
  4. Rusty-Luke

    Piractwo

    No tak, jeśli chodzi Ci o wybór "zapłać podatki" albo "idź do więzienia" to faktycznie wybór jest. Tylko ten ktoś, kto Cię wsadzi do tego wiezięnia, stawiając Cię przed takim wyborem, z góry zakłada, że ma prawo do Twoich pieniędzy i może Cię karać za Twoje nieposłuszeństwo. Ja jednak nie uważam, by ktokolwiek miał prawo do moich pieniędzy - i właśnie dlatego napisałem, że państwa z definicji nie da się okraść. Nie płacąc podatku po prostu unikasz oddawania państwu tego, co i tak mu się nie należy, chyba że za ostetczny punkt odniesienia przyjmujesz prawo, które państwo samo sobie uchwali. Jeśli tak, to nie było nic złego w totalitaryzmach XX wieku - bo przecież działały w granicach prawa, które sobie same ustaliły. Nadal podlega jednak przepisom prawa podatkowego. Ok - spróbuj w Polsce. Przeprowadzę się do Ciebie.
  5. Rusty-Luke

    Piractwo

    Apartydzi też płacą podatki. W ilu przypadkach się udało? Ostatnio jak ktoś ktoś ogłosił niepodległość (Noworosja) to państwo, z którego secesji dokonano (Ukraina) wysłało tam czołgi. O ile mnie pamięć nie myli tak samo było ze Stanami Zjednoczonymi - tyle że Wielka Brytania nie miała czołgów i wysłała okręty wojenne. Niestety, ale to niemożliwe. Większość państw zapisała sobie w konstytucji "integralność terytorialną" i wszelkie próby ogłoszenia niepodległości są krawowo tłumione. Z reguły udaje się tylko wtedy, kiedy separatyści otrzymują pomoc z zagranicy. Pomoc przeciwko rządowi, który teoretycznie miał ich bronić. Jednym (może jedynym?) chlubnym wyjątkiem jest Księstwo Liechtenstein, gdzie każda gmina ma prawo do secesji! To prawo zostało uchwalone z inicjatywy samego księcia. Niestety, w takim państwie niewielu ma przywilej żyć. Płacą, płacą. Jeśli prowadzisz działalność w Polsce to możesz być nawet Chińczykiem, a i tak podatki w Polsce zapłacisz.
  6. Rusty-Luke

    Piractwo

    No właśnie nie - i o to chodziło Spoonerowi. Nie możesz zrezygnować z "usług" państwa (cudzysłów celowy - ciężko nazwać usługą coś, co się ludziom wciska pod przymusem nawet jeśli tego nie chcą/nie potrzebują/nie są gotowi płacić za to ceny takiej, jaką "usługodawca" żąda). Próbowałeś kiedyś nie zapłacić podatku i w uzasadnieniu podać, że nie jesteś zainteresowany ochroną państwa? Nie da się - musisz podatki płacić. Państwo jest jedynym podmiotem, które może zmuszać ludzi do zawierania z nim transakcji. W każdym innym wypadku jest to nielegalne i "firmy" tak działające nazywa się mafią.
  7. Rusty-Luke

    Piractwo

    Państwa z definicji nie da się okraść. Niby jakie prawo państwo ma do Twoich pieniędzy? Tylko takie, jakie same sobie ustaliło. Jak zauważył Lysander Spooner wiele lat temu (w odniesieniu do USA, bo tam mieszkał, ale pasuje do każdego państwa): "If taxation without consent is robbery, the United States government has never had, has not now, and is never likely to have, a single honest dollar in its treasury. If taxation without consent is not robbery, then any band of robbers have only to declare themselves a government, and all their robberies are legalized."
  8. Rusty-Luke

    Piractwo

    Istnienie podatków dzieli ludzi na ich płatników i beneficjentów netto. Czy dla tej drugiej grupy powinny być biblioteki zamknięte? Tak wynika z Twojego posta. Co z pożyczaniem na zasadzie kolega koledze? Jeden z nich nie płaci. A napisałeś przecież: "nie zapłaciłeś, nie korzystaj." Część nie płaci - ci, którzy na istnieniu systemu podatkowego "zyskują" (więcej otrzymują w postaci usług świadczonych świadczonych przez państwo lub w postaci honorarium otrzymywanego od państwa niż wpłacają). W takim razie Twój argument, który zacytowałeś powyżej, nie oddaje wcale Twoich poglądów. Tobie po prostu chodzi o to, żeby przestrzegać prawa. Z czego wynika, że teraz uważasz pewne zachowanie za kradzież, ale gdyby było ono legalne w świetle prawa III RP, to już nie nazwałbyś go kradzieżą? Niezły relatywizm i podporządkowanie państwu.
  9. Rusty-Luke

    Piractwo

    Powinniśmy pozamykać biblioteki? Przecież twórcy na tym tracą. Czytelnik może pożyczyć książkę - wcale nie zapłaci, a będzie miał dostęp do treści. :/ A przecież w przeciwnym razie "musiałby" kupić. Mam więc nadzieję, że sam jesteś konsekwentny i książek (czy czegokolwiek innego) nie pożyczasz, a podczas studiów nie korzystałeś z ksera.
  10. Rusty-Luke

    Piractwo

    Porównałem, co nie znaczy, że zrównowałem. To, co teraz piszesz, to zupełnie inny argument niż ten, do którego odniosłem się ja. Napisałeś wcześniej, że nie powinno się walczyć o zalegalizowanie piractwa, bo jest ono nielegalne. Teraz piszesz, że inna jest natura piractwa i niewolnictwa (z czym się oczywiście zgadzam - jednak nie ma to nic wspólnego z meritum Twojej poprzedniej wypowiedzi), i dlatego stało się dobrze, że niewolnictwo zostało zdelegalizowane, a piractwo nie powinno. Po prostu wykazałem (poprzez użycie skrajnego przypadku) jak głupie było rozumowanie, którego użyłeś poprzednio. Gdyby było słuszne, można byłoby je odnieść do spraw zarówno mniej i bardziej trywialnych Nie. To Ty chyba zrozumiałeś, jaki debilizm rzuciłeś i zastosowałeś zupełnie inny argument, żeby ukryć tamtą głupotę... "Nie wydaje mi się niczym zbożnym walka ze źródłami alternatywnymi, bowiem prawo wydawcy do monopolu na swoje produkty figuruje w kodeksach praw." Skoro walka z jakimś zjawiskiem nie jest zbożna, bo jest to zjawisko legalne na mocy prawa stanowionego, to logiczne, że z tego wynika, że to właśnie to prawo jest źródłem ''słuszności'' tego zjawiska. Oczywiście. Nie - rzucając cegłę w kogoś naruszam czyjąś własność, przegrywając pliki, nie. To raz. Dwa: po co cytujesz konstytucje? Nie rozmawiamy o tym, jak jest w świetle obowiązujących przepisów prawnych, a jak powinno być. LOL. Trzy: nie da się naruszać wolności cegieł, bo jako materia nieożywiona żadne cegły z definicji wolne być nie mogą. LOLx2. LOL. Nie mam na Ciebie siły... Czyli jak chce pożyczyć komuś książkę, to muszę pytać o zdanie autora? No i tym piszę - jeśli prawo stanowi, że rudych należy zagazować, to obywatel musi się stosować do prawa państwowego. LOLx100. Aha: przyznaje, pomyliłem się. Ty nie uważasz, że to, co jest ustalone prawnie jest słuszne. Ty po prostu uważasz, że to państwo jest źródłem wszelkich praw. Jeszcze gorzej. Po razy setny: gwałt jest naruszeniem czyjejś własności, piractwo - nie. Ta "teoria" to po prostu zdrowy rozsądek. Nie musisz się z nią zgadzać, żeby było prawdziwa. To, że dóbr występujących w obfitości nie dzieli się na "swoje" i "cudze" jest faktem, zresztą do sprawdzenie empirycznie. W normalnych warunkach takim dobrem jest powietrznie: i jak wiadomo, nikt nie handluje powietrzem.
  11. Rusty-Luke

    Piractwo

    Chyba nie do końca mnie zrozumiałeś, bo zgadzam sie praktycznie z każdym zdaniem z tego posta (na który teraz odpowiadam). Po prostu uważam, że w poprzednim poście użyłeś złych argumentów do obrony słusznej sprawy. Prawo własności jak najbardziej powinno być uważane za święte, ale z tego nie wynika, że kopiowanie jest łamaniem prawa własności. :)
  12. Rusty-Luke

    Piractwo

    Bardzo dobrze. Twój przykład jej nie podważa. Jeśli właściciel ogranicza dostęp do swojej własności, to robi to na własne ryzyko i sam ponosi koszta. Jeśli nie chce, by ktoś miał dostęp testowy - to on na tym straci (a może i nie, zależy to od nieliczonej ilości pojedynczych przypadków). Jest to decyzja, ktorą on i tylko on może podjąć (bo to on poniesie zysk/stratę). A każda decyzja pociąga za sobą ryzyko pomyłki. Co przecież nie znaczy, że podejmowanie decyzji (i analogicznie: prawo własności) jest złe i/lub powinno być ograniczane. ...problem w tym, że w klasycznym rozumieniu coś takiego jak własność intelektualna istnieć nie może - z powodu, który wytłumaczyłem na przykładzie samochodu i pliku w poprzednim moim poście. Czyli: święte prawo własności - tak, ochrona "własności" (cudzysłów zamierzony!) intelektualnej - nie.
  13. Rusty-Luke

    Piractwo

    Wykazuje absurd Twojego argumentu nie zrównując powagi jednej sprawy z drugą. Legalizacja piractwa jest efektem takich, a nie innych decyzji rządów, tworzących sztuczne prawa własności. Emancypacja nie była przez długi czas popierana przez rząd. Uprzedzając pytanie: znowu wykazuje absurd tego toku rozumowania, co nie oznacza, że zrównuje powagę jednego czynu z drugim. To po prostu pokazuje, że fakt, że coś jest legalne (lub nielegalne) nie oznacza, że jest to uczciwe (lub nieuczciwe). Przecież napisałem: "No tak, wg mnie każdy biznesmen powinien prowdzic biznes tak, jak mu się podoba, o ile nie narusza własności innego człowieka." Sytuacja, w której chciałbym rzucić w człowieka kamieniem jest zupełnia inna. Nie ma tutaj analogii. W Twoim przykładzie naruszałbym własność innego człowieka: policjanta do jego ciała (bo uszkodzeniem ciała skutkowałby mój rzut cegłą). Nie byłbym tak ostry w sądach. Wiele osób nie rozumie jej natury, ale mimo wszystko nie odbierałbym im ich własności. Ty jej nie rozumiesz. Należy się zastanowić skąd w ogóle w społeczeństwie wziął się koncept własności. Ano stąd, że pewne dobra są ograniczone. Nie ma ich tyle i nie są dostępne tak, by każdy mógł się cieszyć nimi nie wchodząc sobie w drogę i nie popadając w ciągłe konflikty. Jeśli samochód jest jeden, to nie możemy oboje jechać tym samym samochodem, w tym samym czasie, w dwóch różnych kierunkach. To fizycznie niemożliwe. Ogranicza nas rzadkość tego dobra. I teraz, żeby takimi dobrami racjonalnie dysponować, potrzeba jest instytucja własności, która reguluje sposób użytkowania tych dóbr. Z jednej strony to właścicielowi przysługuje prawo do korzystania z tej własności, ale z drugiej strony ponosi on też koszty z tego wynikające. Ludzie różnie wartościujący korzyści i koszty mogą wymieniać akty prawa własnosci i w ten sposób, harmonijnie, ze sobą współpracować. Jak ujął to Hans Herman Hoppe w A Theory of Socialism and Capitalism: "To develop the concept of property, it is necessary for goods to be scarce, so that conflicts over the use of these goods can possibly arise. It is the function of property rights to avoid such possible clashes over the use of scarce resources by assigning rights of exclusive ownership. Property is thus a normative concept: a concept designed to make a conflict-free interaction possible by stipulating mutually binding rules of conduct (norms) regarding scarce resources." Jak widać, dobra cyfrowe nie kwalifikują się pod to. Tutaj nie istnieje problem rzadkości. Plik raz stworzony można rozpowszechniać w nieskończoność, może być użytkowany w tym samym czasie przez kilka osób w różnoraki sposób i nie istnieje problem konfliktu pomiędzy tymi osobami. Jest to przypadek inny o 180 stopni od tego z samochodem. Problem rzadkości takich dóbr może pojawić się tylko wtedy (i tylko w sposób ograniczony, vide pliki nielegalne) jeśli rząd, poprzez swoje granty monopolistyczne (bo tym w istocie są copyrighty), w sposób sztuczny ją tworzy poprzez karanie osób korzystających z źródła innego, niż wskazuje rząd. Przecież nikt nie chce nikomu zabronić wydawania czegoś za pieniądze. :) Nawet teraz, od czasu do czasu, zdarzają sie piraci, którzy doceniając jakość produktu, który spiracili, kupują oryginał. Logicznie rzecz biorąc, prawo jednego do wydania czegoś za pieniądze nie odbiera drugiemu prawa do pobrania tego za darmo.
  14. Rusty-Luke

    Piractwo

    Eee, Ty to piszesz na poważnie czy to już trolling? Czy żyjąc 150 lat temu w Ameryce pisałbyś, że nie wydaje Ci się niczym zbożnym walka o emancypację murzynów, bowiem prawo właścicieli niewolników do swojej własności (=niewolników) figuruje w kodeksie praw...? No tak, wg mnie każdy biznesmen powinien prowdzic biznes tak, jak mu się podoba, o ile nie narusza własności innego człowieka. Jeśli bizensmen zabrania mi ściągnięcia filmu na HDD to tę własność narusza, bo mówi mi, jak ja mam użytkować swój sprzęt. Jeśli ja sciągam tę grę, to jego własności nie naruszam, bo: plik jest nadal na serwerze, jemu z konta nic nie ubyło, żadne zasoby rzadkie (płyty, pudełka, instrukcje itd) nie zostały nikomu zabrane. :)
  15. Rusty-Luke

    Piractwo

    Wydawca traci z tego powodu, że nie znalazł nabywcy na produkt przez siebie oferowany, nie dlatego, że ktoś go okradł. Sam akt piractwa bezpośrednio nie prowadzi do straty wydawcy, bo w momencie tworzenia kopii nikt nic nikomu nie zabiera. Argumentowanie, że wydawca traci jakoś tam pośrednio jest bez sensu - równie dobrze można by w ogóle zakazywać bankructwa, bo jeśli ktoś bankrutuje, to przecież traci. No właśnie to jest ciekawa kwestia, i wcale nie taka oczywista. To prawda, ochrona własności intelektualnej sprzyja tworzeniu nowych rozwiązań, ale potem zapobiega ich rozpowszechnieniu, na czym tracą inni przedsiębiorcy. Ciężko jest wykazać, że korzyść wynikająca z pierwszego procesu przeważa nad stratami wynikającymi z utrudnień w drugim procesie. Fajnie byłoby zrobić jakiś eksperyment. :)
  16. Rusty-Luke

    Piractwo

    Chyba nie rozumiem wywodu. Wiadomo, że robienie czegoś, co jest nielegalne, jest naruszeniem prawa. To tautologia. Jaki jest sens w ogóle o tym wspominać? Powtórzę jeszcze raz: w dyskusjach na temat piractwa szkopułem jest to, czy powinno być ono nielegalne. Bo to, że póki co jest - każdy wie.
  17. Rusty-Luke

    Piractwo

    Ok - tylko w jakim celu przytaczasz te zestawienia liczbowe, skoro w zasadzie Twoim argumentem jest po prostu przepis prawa? Wiadomo, że obecnie piractwo jest nielegalne. Szkopuł w tym, czy powinno takie być. ;)
  18. Rusty-Luke

    Piractwo

    Eee, i co z tego? Od kiedy odnoszenie korzyści majątkowej jest złe?
  19. Rusty-Luke

    Książki - temat ogólny

    Jest teraz moda w UK na promowanie walijskiego i Gaelic - na pewno coś by się znalazło. Najważniejszym autorem Szkocji jest Robert Burns, ale on chyba nigdy nie pisał w Gaelic, co najwyżej w Scot language - angielski i Scots wywodzą się z tego samego, germańskiego rdzenia, ale ewoluowały w dwóch kierunkach (zapewne z uwagi na odrębną panstwowość w Szkocji i Anglii). Nie jest to język celtów.
  20. Rusty-Luke

    Kącik zdegradowanych

    Ok - ale współpraca z nimi jest jak najbardziej dobrowolna. To, że "wytwórnie zgarniają lwią część zysków lub w ogóle nie płacą wykonawcy" temu w żaden sposób nie przeczy.
  21. Rusty-Luke

    Kącik zdegradowanych

    Jak najbardziej dobrowolnie. To, że do osiągnięcia sukcesu konieczne są usługi swiadczone przez kaką wytwórnie nie oznacza, że jej klienci nie współpracują z nią dobrowolnie. Żeby przeczyć, trzeba jeść. Żeby jeść trzeba płacić producentom żywności. Czy to oznacza, że producenci żywności to pasożyci, bo mają czelność zarabiać na najbardziej podstawowej ludzkiej potrzebie, bez której nie da się egzystować? ;)
  22. Rusty-Luke

    MODERATORZY: jacy są naprawdę?

    Jasne. Ale ciężko porównywać państwo do forum. :) W każdym cywilizowanym państwie to właściciel forum (czy czegokolwiek innego) ustala w nim reguły. Taka jest istota własności. Jeśli ktoś tych zasad ustalić nie może, to de facto właścicielem nie jest (co najwyżej jest nim jedynie nominalnie). Jeśli właściciel chce banować za pisanie o ściąganiu - niech tak robi. Jeśli chce banować za nieużywanie polskich znaków - też powinno mu się na to pozwolić. Ba, nawet jeśli chce banować za najdrobniejsze błędy interpunkcyjne, to też powinien mieć taką możliwość. Jego forum, jego zasady. Być może w świetle obowiązującego prawa faktycznie tak jest, ale nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak wielkim no lifem trzeba być, żeby kogoś pozwać za ban na forum. :P
  23. Rusty-Luke

    Kącik zdegradowanych

    A niby dlaczego duże wytwórnie to krwiopijcy i pasożyty? Artyści współpracują z nimi dobrowolnie. Współpraca jak każda inna.
  24. Rusty-Luke

    MODERATORZY: jacy są naprawdę?

    Nie dziwi mnie taki niejednoznaczny zapis w regulaminie dotyczący piractwa - Gram.pl jako instytucja komercyjna ma bezpośredni interes finansowy w tym, by walczyć ze zjawiskiem z inkwizytorskim zapałem. Z drugiej jednak strony chyba dla każdego myślączego człowieka jasne jest to, że walka z piractwem jest w gruncie rzeczy absurdalna - nie chodzi nawet już o ściąganie gier, mp3 czy filmów, ale na przykład książek na studia. Czy istnieje jakikolwiek student, który nie pozyskiwałby materiałów z nie do końca legalnych źródeł? To chyba pytanie retoryczne i odpowiedź jest jasna. Jasne jest jednak też, że nigdy żaden pracownik instytucji komercyjnej odnoszącej bezpośrednią korzyść finansową z walki z piractwem nie odpowie szczerze na to pytanie. :P Edit: w sumie jednak są wyjątki. Autor tego bloga miasik.net jest programistą i jednocześnie zwolennikiem idei infoanarchizmu.
  25. Pedofilia w sieci? :D EDIT: a nie, sorry - to miał być żart, ale nie doczytałem Twojego postu do końca. :P E2: to jest flash mob.