Rusty-Luke
Gramowicz(ka)-
Zawartość
2414 -
Dołączył
-
Ostatnio
Posty napisane przez Rusty-Luke
-
-
Dnia 09.10.2014 o 18:24, Alexei_Kaumanavardze napisał:Coś za coś. Chcesz być Polakiem, to wiąże się z pewną umową. Nie mówię, że uczciwą. Sam
jestem przedsiębiorcą i krew się we mnie gotuje jak zbliżają się podatki i ZUS. Kolega,
który jest "rolnikiem" (odziedziczył ziemię po ojcu i do zgłoszenia CEDiG dodał dodatkowe
działalności) płaci ok. 150 zł, a ja na małym ZUS-ie prawie 500;/. Ale godzę się na to,
bo coś za coś.
Strasznie mieszasz pojęcia. Nie chodzi o to, że nie chcę być Polakiem. Bycie Polakiem to kwestia poczucia przynależności do narodu, a nie do państwa. Naród i państwo to dwa zupełnie różne pojęcie. Ja nie chce mieć nic wspólnego z państwem - III RP. Państwem, które ze mną żadnej umowy nie zawierało. Nigdy niczego na rzecz tego państwa sie nie zrzekłem. Państwo to po prostu uważa, że ma prawo rozporządzać moją własnością. Nie ma mowy o żadnej umowie czy wyborze w normalnym znaczeniu tych słów. Jeśli kończę transakcję z jakimkolwiek innym podmiotem niż państwo, to po prostu nie otrzymuje więcej żadnych usług, które ten podmiot świadczy, ale równocześnie ten podmiot nie wysuwa żadnych roszczeń w stosunku do mojej osoby i mojego dobytku. W przypadku państwa sytuacja nie jest taka sama, nie jest nawet podobna, a jest o 180 stopni inna. Gdy chce się wycofać z tej dziwnej transakcji państwo-obywatel (tzn. chce przestać płacić podatki i jednocześnie przestać otrzymywać wszelkie świadczenia ze strony państwa), to państwo zachowuje się tak, jakbym zarówno ja sam jak i moja własność była własnością państwa - dobytek jest konfisowany, a ja mogę trafić do więzienia, mimo że nie naruszyłem niczyich praw. Bo niby od kiedy odmowa współpracy z kimś jest naruszeniem jego praw?
Dnia 09.10.2014 o 18:24, Alexei_Kaumanavardze napisał:W USA też był taki przypadek. Tylko nie mogę go znaleźć. W Australii też to się udało.
Wygoogluj sobie.
Ok, nie neguje, że są jakieś tam jednostkowe przypadki, ale generalne pryncypium, na którym opierają się państwa jest zasada integralności teyrotrialnej. Czymże jest jakiś tam mały przypadek w USA wobec wojny secesyjnej, która doprowadziła do śmierci ponad 620 000 ludzi i... która była najkrawszym konfliktem, w który zaangażowane były Stany. I wszystko to przy ciągłym powtarzaniu, że rząd dba o obywateli i opiera się na zgodzie rządzonych.
Dnia 09.10.2014 o 18:24, Alexei_Kaumanavardze napisał:A co powiesz na ludzi z szarej strefy. Albo na tych, którzy przy ulicy sprzedają miód,
jabłka, jajka, cokolwiek. Czy oni płacą VAT?
Przecież ci ludzie są prześladowani przez państwo. Jeśli tylko taka działalność wychodzi na jaw, to są poddani karom finansowym i/lub więzienia. Dokładnie tak samo działa mafia. Daje Ci "wybór": albo płacisz nam za "ochronę", albo niszczymy Twoją restaurację, hotel czy co tam masz. Czy to znaczy, że mafia jest ok?
Dnia 09.10.2014 o 18:24, Alexei_Kaumanavardze napisał:Zależy o jakim podatku mówisz. Da się kupować bez podatku, ale chcąc to zrobić w legalny
sposób musisz zapłacić to o czym pisałem.
Jasne, ale w taki sposób można usprawiedliwić wszystko. Dosłownie wszystko. Gazowanie Żydów było OK - dało się być Żydem w III Rzeszy, wystarczyło się z tym ukrywać. No, ale jeśli chciałeś być Żydem w sposób legalny, no to sorry, coś za coś - musiałeś być zagazowanym Żydem. :P Ale miałeś przecież wybór.
Dnia 09.10.2014 o 18:24, Alexei_Kaumanavardze napisał:Mówisz, że musisz płacić podatki, to pokazuję Ci że wcale nie. Tylko tyle. Nic nie nakazuję.
Prawo nakazuje.
Dnia 09.10.2014 o 18:24, Alexei_Kaumanavardze napisał:W końcu jeżeli nie chcesz płacić Polsce podatków to troszku śmierdziałoby to hipokryzją,
gdybyś posługiwał się walutą tegoż państwa.
Jasne, niech tylko państwo faktycznie pozwoli mi nie płacić podatku (tj. nie grożąc mi sankcjami), to przestanę używać tej waluty. Gdyby nie fakt, że złoty jest legalnym środkiem płatniczym i państwo de facto wymusza posługiwanie się nim (teoretycznie nie musisz, ale wtedy nie zapłacisz podatku, a wtedy trafisz do wzięzienia - ale, jak pokazałem wyżej, ciężko to uznać za zachowanie fair), to mało kto by się nim posługiwał.
-
Dnia 09.10.2014 o 18:02, Alexei_Kaumanavardze napisał:A czy ktoś mówił, że musisz mieszkać w Polsce??
Nie muszę - chcę. Tutaj jest moja własność. Dlaczego ktoś ma prawa dyktować mi, jak rozporządząć swoją własnością? Bo właśnie tym w istocie jest jurysdykcja państwa. Rozwiązaniem tego problemu jest tylko secesja - niemożliwa w tych państwach, gdzie integralność terytorialna jest wpisana w konstytucji (i zresztą nie tylko tam, w USA nic takiego nie ma, a ta zasada jest przestrzegana). Niestety, ponieważ prawo do secesji jest nie na rękę państwu, dlatego takich państw jest mało.
Dnia 09.10.2014 o 18:02, Alexei_Kaumanavardze napisał:pl.wikipedia.org/wiki/Sealand
Okej, nie przeczę. Ja też tak chcę zrobić - nie mogę. Zazdroszczę mieszkańcom państw, które na to pozwalają. III RP nie jest jednym z nich, ergo: jest złodziejem, ergo: nie da się go okraść (nie da się okraść złodzieja).
Dnia 09.10.2014 o 18:02, Alexei_Kaumanavardze napisał:A ilu z nich działalnosć prowadzi??
Ale co to ma do rzeczy? Napisałeś, że wystarczy zrzec się obywatelstwa, a nie będzie się płaciło. Jest to, niestety, bzdura.
Dnia 09.10.2014 o 18:02, Alexei_Kaumanavardze napisał:A czy Cyganie płacą podatki. Oczywiście, kupując
coś w sklepie płacisz VAT (a raczej Podatek od wartości dodanej, który jak mówi ustawa
podatkiem od wartości dodanej nie jest). Aczkolwiek są wspólnoty ludzi (nie sekty), którzy
prowadzą handel wymienny ograniczając obrót gotówkowy do minimum. Poczytaj sobie o tym,
to się zdziwisz:)
Ale niby dlaczego mam zrezygnować z używania środka wymiany jeśli jestem jego właścicielem?
-
Dnia 09.10.2014 o 17:55, Ring5 napisał:Nie, nie, nie, to niezupełnie tak. Podatków możesz nie płacić, ale, co wyraźnie
napisałem, poniesiesz tego konsekwencje. Czyli, krótko mówiąc, świat w kratkę przez jakiś
czas, chyba że zarejestrujesz firmę gdzieś na Bahamach.
No tak, jeśli chodzi Ci o wybór "zapłać podatki" albo "idź do więzienia" to faktycznie wybór jest. Tylko ten ktoś, kto Cię wsadzi do tego wiezięnia, stawiając Cię przed takim wyborem, z góry zakłada, że ma prawo do Twoich pieniędzy i może Cię karać za Twoje nieposłuszeństwo. Ja jednak nie uważam, by ktokolwiek miał prawo do moich pieniędzy - i właśnie dlatego napisałem, że państwa z definicji nie da się okraść. Nie płacąc podatku po prostu unikasz oddawania państwu tego, co i tak mu się nie należy, chyba że za ostetczny punkt odniesienia przyjmujesz prawo, które państwo samo sobie uchwali. Jeśli tak, to nie było nic złego w totalitaryzmach XX wieku - bo przecież działały w granicach prawa, które sobie same ustaliły.
Dnia 09.10.2014 o 17:55, Ring5 napisał:Po drugie, jak napisał Alexei, istnieje na świecie coś takiego, jak bezpaństwowiec. Jest
to osoba, od której dane państwo nic nie wymaga, ale działa to i w drugą stronę - taka
osoba nie ma prawa niczego wymagać od państwa, w którym mieszka.
Nadal podlega jednak przepisom prawa podatkowego.
Dnia 09.10.2014 o 17:55, Ring5 napisał:Po trzecie - http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_micronations Wszystko się da, trzeba
tylko chcieć. Albo mieć kasę.
Ok - spróbuj w Polsce. Przeprowadzę się do Ciebie.
-
Dnia 09.10.2014 o 17:48, Alexei_Kaumanavardze napisał:I tu się mylisz. Możesz zrzec się obywatelstwa i wypiąć się na kraj.
Apartydzi też płacą podatki.
Dnia 09.10.2014 o 17:48, Alexei_Kaumanavardze napisał:Albo proklamować
niepodległość swojego kawałka ziemi (jeżeli taki masz). Są przypadki znane, gdy się to
udało.
W ilu przypadkach się udało? Ostatnio jak ktoś ktoś ogłosił niepodległość (Noworosja) to państwo, z którego secesji dokonano (Ukraina) wysłało tam czołgi. O ile mnie pamięć nie myli tak samo było ze Stanami Zjednoczonymi - tyle że Wielka Brytania nie miała czołgów i wysłała okręty wojenne. Niestety, ale to niemożliwe. Większość państw zapisała sobie w konstytucji "integralność terytorialną" i wszelkie próby ogłoszenia niepodległości są krawowo tłumione. Z reguły udaje się tylko wtedy, kiedy separatyści otrzymują pomoc z zagranicy. Pomoc przeciwko rządowi, który teoretycznie miał ich bronić. Jednym (może jedynym?) chlubnym wyjątkiem jest Księstwo Liechtenstein, gdzie każda gmina ma prawo do secesji! To prawo zostało uchwalone z inicjatywy samego księcia. Niestety, w takim państwie niewielu ma przywilej żyć.
Dnia 09.10.2014 o 17:48, Alexei_Kaumanavardze napisał:Jest też około 10 tysięcy ludzi w polsce, którzy żadnego obywatelstwa nie posiadają
ergo. podatków nie płacą;)
Płacą, płacą. Jeśli prowadzisz działalność w Polsce to możesz być nawet Chińczykiem, a i tak podatki w Polsce zapłacisz.
-
Dnia 09.10.2014 o 17:18, Ring5 napisał:(...) Z podatkami jest tak samo - mam wybór i mogę ich nie płacić, ponosząc jednocześnie
tego konsekwencje. Pozbywam się jednak prawa do bezpłatnej edukacji, opieki medycznej
(jaka jest, taka jest, ale jest), ochrony ze strony policji itp.
No właśnie nie - i o to chodziło Spoonerowi. Nie możesz zrezygnować z "usług" państwa (cudzysłów celowy - ciężko nazwać usługą coś, co się ludziom wciska pod przymusem nawet jeśli tego nie chcą/nie potrzebują/nie są gotowi płacić za to ceny takiej, jaką "usługodawca" żąda). Próbowałeś kiedyś nie zapłacić podatku i w uzasadnieniu podać, że nie jesteś zainteresowany ochroną państwa? Nie da się - musisz podatki płacić. Państwo jest jedynym podmiotem, które może zmuszać ludzi do zawierania z nim transakcji. W każdym innym wypadku jest to nielegalne i "firmy" tak działające nazywa się mafią.
-
Dnia 08.10.2014 o 15:56, Ring5 napisał:Zaraz... czyli ściąganie filmów, które w myśl prawa zabronione nie jest (zabronione jest
rozpowszechnianie i czerpanie korzyści), jest dla Ciebie złe, ale unikanie podatków
już jest w porządku? No to super... Czyli państwo okradać można, ale firm już nie?
Państwa z definicji nie da się okraść. Niby jakie prawo państwo ma do Twoich pieniędzy? Tylko takie, jakie same sobie ustaliło. Jak zauważył Lysander Spooner wiele lat temu (w odniesieniu do USA, bo tam mieszkał, ale pasuje do każdego państwa):
"If taxation without consent is robbery, the United States government has never had, has not now, and is never likely to have, a single honest dollar in its treasury. If taxation without consent is not robbery, then any band of robbers have only to declare themselves a government, and all their robberies are legalized." -
Dnia 06.10.2014 o 19:00, KrzysztofMarek napisał:Biblioteki są utrzymywane z naszych podatków. To znaczy, że płacimy wszyscy za to, że
korzystają z nich niektórzy.
Istnienie podatków dzieli ludzi na ich płatników i beneficjentów netto. Czy dla tej drugiej grupy powinny być biblioteki zamknięte? Tak wynika z Twojego posta. Co z pożyczaniem na zasadzie kolega koledze? Jeden z nich nie płaci. A napisałeś przecież: "nie zapłaciłeś, nie korzystaj."
Dnia 06.10.2014 o 19:00, KrzysztofMarek napisał:Tak, musiałby kupić, albo... pożyczyć, co właśnie robi w bibliotece.
Część nie płaci - ci, którzy na istnieniu systemu podatkowego "zyskują" (więcej otrzymują w postaci usług świadczonych świadczonych przez państwo lub w postaci honorarium otrzymywanego od państwa niż wpłacają).
Dnia 06.10.2014 o 19:00, KrzysztofMarek napisał:Bo ja uważam, że jeśli ktoś zmieścił się w luce prawnej - to wcale piratem nie jest.
W takim razie Twój argument, który zacytowałeś powyżej, nie oddaje wcale Twoich poglądów. Tobie po prostu chodzi o to, żeby przestrzegać prawa. Z czego wynika, że teraz uważasz pewne zachowanie za kradzież, ale gdyby było ono legalne w świetle prawa III RP, to już nie nazwałbyś go kradzieżą? Niezły relatywizm i podporządkowanie państwu.
-
Dnia 04.10.2014 o 11:33, KrzysztofMarek napisał:NIE ZAPŁACIŁEŚ - NIE UŻYWAJ!
Powinniśmy pozamykać biblioteki? Przecież twórcy na tym tracą. Czytelnik może pożyczyć książkę - wcale nie zapłaci, a będzie miał dostęp do treści. :/ A przecież w przeciwnym razie "musiałby" kupić. Mam więc nadzieję, że sam jesteś konsekwentny i książek (czy czegokolwiek innego) nie pożyczasz, a podczas studiów nie korzystałeś z ksera.
-
Dnia 03.10.2014 o 19:49, Dialydd napisał:Wręcz przeciwnie. Walka z legislatywą w sprawie emancypacji Murzynów miała być porównywalną
z walką z legislatywą odnośnie piractwa internetowego, co implikuje post 10297.
Porównałem, co nie znaczy, że zrównowałem.
Dnia 03.10.2014 o 19:49, Dialydd napisał:Pragnę zauważyć, że dzieła wydawane przez różnorakie wydawnictwa
zostały wytworzone od zera w procesie długotrwałej pracy zarobkowej, podczas gdy Murzyni
byli traktowani jak surowiec naturalny, którego źródłem była Afryka. Legislatywa kontrolująca
własność wyrobów nie jest równa legislatywie kontrolującej własność surowców, a w rezultacie,
niewolników. Słusznie, niewolnika należy sprowadzić, utrzymać i umiejętnie eksplowatować,
jest to jak najbardziej praca. Piractwo polega na udostępnianiu alternatywnymi kanałami
dystrybucji produktów, które były pierwotnie objęte monopolem. (...)
To, co teraz piszesz, to zupełnie inny argument niż ten, do którego odniosłem się ja. Napisałeś wcześniej, że nie powinno się walczyć o zalegalizowanie piractwa, bo jest ono nielegalne. Teraz piszesz, że inna jest natura piractwa i niewolnictwa (z czym się oczywiście zgadzam - jednak nie ma to nic wspólnego z meritum Twojej poprzedniej wypowiedzi), i dlatego stało się dobrze, że niewolnictwo zostało zdelegalizowane, a piractwo nie powinno. Po prostu wykazałem (poprzez użycie skrajnego przypadku) jak głupie było rozumowanie, którego użyłeś poprzednio. Gdyby było słuszne, można byłoby je odnieść do spraw zarówno mniej i bardziej trywialnych
Dnia 03.10.2014 o 19:49, Dialydd napisał:Brzmi głupio? Owszem, bowiem porównywanie niewolnictwa do piractwa jest głupotą. Proszę,
nie usprawiedliwiaj już tej metafory, bo tracisz wyłącznie w moich oczach, a przecież
niesłusznie.
Nie. To Ty chyba zrozumiałeś, jaki debilizm rzuciłeś i zastosowałeś zupełnie inny argument, żeby ukryć tamtą głupotę...
Dnia 03.10.2014 o 19:49, Dialydd napisał:Ależ ani razu nie mieszałem legalności z uczciwością. Proszę nie imputować mi rzeczy,
których najzwyczajniej w świecie nie powiedziałem, bo to niskie.
"Nie wydaje mi się niczym zbożnym walka ze źródłami alternatywnymi, bowiem prawo wydawcy do monopolu na swoje produkty figuruje w kodeksach praw."
Skoro walka z jakimś zjawiskiem nie jest zbożna, bo jest to zjawisko legalne na mocy prawa stanowionego, to logiczne, że z tego wynika, że to właśnie to prawo jest źródłem ''słuszności'' tego zjawiska.Dnia 03.10.2014 o 19:49, Dialydd napisał:Prawo własności
jest jednak podstawą naszej cywilizacji i jako takie musi być respektowane, inaczej możemy
darować sobie tytułowanie obecnego stanu rzeczy cywilizacją rzymską.
Oczywiście.
Dnia 03.10.2014 o 19:49, Dialydd napisał:>Przecież napisałem: "No tak, wg mnie każdy biznesmen powinien prowdzic biznes tak,
jak mu się podoba, o ile nie narusza własności innego człowieka." Sytuacja, w której
chciałbym rzucić w człowieka kamieniem jest zupełnia inna. Nie ma tutaj analogii. W Twoim
przykładzie naruszałbym własność innego człowieka: policjanta do jego ciała (bo uszkodzeniem
ciała skutkowałby mój rzut cegłą).
"Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane
tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa
lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej,
albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i
praw. " Tyle mówi nam Konstytucja RP Art. 31 ustęp trzeci. Twierdzenie, że biznesmen
dyktuje Ci warunki korzystania z twojego dysku twardego ma się tak, jak twierdzenie,
że policjant narusza wolność Twoich cegieł, które sobie rzucasz zgodnie z własną wolą.
Darujmy sobie jednak te bzdury i przejdźmy dalej.
Nie - rzucając cegłę w kogoś naruszam czyjąś własność, przegrywając pliki, nie. To raz. Dwa: po co cytujesz konstytucje? Nie rozmawiamy o tym, jak jest w świetle obowiązujących przepisów prawnych, a jak powinno być. LOL. Trzy: nie da się naruszać wolności cegieł, bo jako materia nieożywiona żadne cegły z definicji wolne być nie mogą. LOLx2.
Dnia 03.10.2014 o 19:49, Dialydd napisał:Do właściciela należy wola komu udostępniać kopie swojego produktu i do nikogo innego,
bowiem jest to jego, prawnie chroniona, własność intelektualna.
LOL. Nie mam na Ciebie siły...
Dnia 03.10.2014 o 19:49, Dialydd napisał:Wszelakie rozpowszechnianie
produktu poza zgodą i intencją właściciela jest naruszeniem jego prawa własności.
Czyli jak chce pożyczyć komuś książkę, to muszę pytać o zdanie autora?
Dnia 03.10.2014 o 19:49, Dialydd napisał:Nie ma tu mowy o "racji" czy "moralności"
– obywatel państwa musi stosować się do prawa państwowego, inaczej nie może mieć
praw żadnych, cała konstrukcja państwa byłaby bezsensowną.
No i tym piszę - jeśli prawo stanowi, że rudych należy zagazować, to obywatel musi się stosować do prawa państwowego. LOLx100.
Aha: przyznaje, pomyliłem się. Ty nie uważasz, że to, co jest ustalone prawnie jest słuszne. Ty po prostu uważasz, że to państwo jest źródłem wszelkich praw. Jeszcze gorzej.Dnia 03.10.2014 o 19:49, Dialydd napisał:Monopol ma tutaj zdrowe zakorzenienie i alegoria gwałtu, którą przywołałem wyżej, nie
wydaje się daleko odbiegać – czy innym jest gwałt fizyczny, jeżeli nie "korzystajaniem
z źródła innego, niż wskazuje rząd (w domyśle prawo)"? Fizyczność można zgłębić ze zgodą
zgłębianej (źródło rządowe) lub bez jej zgody (źródło alternatywne), nie należy się później
dziwić, gdy człowieka nazywają gwałcicielem.
Po razy setny: gwałt jest naruszeniem czyjejś własności, piractwo - nie.
Dnia 03.10.2014 o 19:49, Dialydd napisał:Jeżeli coś zostało wydane za pieniądze na zasadzie monopolu, posiłkowanie się źródłami
alternatywnymi jest nielegalne. Koncepcja wydaje mi się prosta i oczywista. Walka z monopolem
nie może prowadzić do pokrzywdzenia właściciela. Nie podoba mi się też ta uwaga; "Przecież
nikt nie chce nikomu zabronić wydawania czegoś za pieniądze. :)" No tak. Kto wyda pieniądze,
ten jest frajer, bo Hans Herman Hoppe swoją teorią rzadkości stoi ponad prawem państwowym.
Ta "teoria" to po prostu zdrowy rozsądek. Nie musisz się z nią zgadzać, żeby było prawdziwa. To, że dóbr występujących w obfitości nie dzieli się na "swoje" i "cudze" jest faktem, zresztą do sprawdzenie empirycznie. W normalnych warunkach takim dobrem jest powietrznie: i jak wiadomo, nikt nie handluje powietrzem.
-
Dnia 03.10.2014 o 18:40, Ring5 napisał:No cóż, przykro mi, że tak uważasz. Naturalnie masz prawo do własnego zdania w tym temacie,
ale moje jest troszkę inne
Chyba nie do końca mnie zrozumiałeś, bo zgadzam sie praktycznie z każdym zdaniem z tego posta (na który teraz odpowiadam). Po prostu uważam, że w poprzednim poście użyłeś złych argumentów do obrony słusznej sprawy. Prawo własności jak najbardziej powinno być uważane za święte, ale z tego nie wynika, że kopiowanie jest łamaniem prawa własności. :)
-
Dnia 03.10.2014 o 18:18, Ring5 napisał:Jak się teraz miewa owa "święta instytucja prawa własności"?
Bardzo dobrze. Twój przykład jej nie podważa. Jeśli właściciel ogranicza dostęp do swojej własności, to robi to na własne ryzyko i sam ponosi koszta. Jeśli nie chce, by ktoś miał dostęp testowy - to on na tym straci (a może i nie, zależy to od nieliczonej ilości pojedynczych przypadków). Jest to decyzja, ktorą on i tylko on może podjąć (bo to on poniesie zysk/stratę). A każda decyzja pociąga za sobą ryzyko pomyłki. Co przecież nie znaczy, że podejmowanie decyzji (i analogicznie: prawo własności) jest złe i/lub powinno być ograniczane.
...problem w tym, że w klasycznym rozumieniu coś takiego jak własność intelektualna istnieć nie może - z powodu, który wytłumaczyłem na przykładzie samochodu i pliku w poprzednim moim poście.
Czyli: święte prawo własności - tak, ochrona "własności" (cudzysłów zamierzony!) intelektualnej - nie. -
Dnia 03.10.2014 o 17:10, Dialydd napisał:Mam nadzieję, że rozumiemy się jasno: porównujesz piractwo komputerowe do emancypacji
murzynów?
Wykazuje absurd Twojego argumentu nie zrównując powagi jednej sprawy z drugą.
Dnia 03.10.2014 o 17:10, Dialydd napisał:Wybacz, ale to niesmaczne. Emancypacja murzynów jest efektem takich a nie innych decyzji
rządu Stanów Zjednoczonych, nadających prawa obywatelskie "własności". Piractwo komputerowe
nie jest przez żaden rząd popierane.
Legalizacja piractwa jest efektem takich, a nie innych decyzji rządów, tworzących sztuczne prawa własności. Emancypacja nie była przez długi czas popierana przez rząd. Uprzedzając pytanie: znowu wykazuje absurd tego toku rozumowania, co nie oznacza, że zrównuje powagę jednego czynu z drugim. To po prostu pokazuje, że fakt, że coś jest legalne (lub nielegalne) nie oznacza, że jest to uczciwe (lub nieuczciwe).
Dnia 03.10.2014 o 17:10, Dialydd napisał:A co do wolności - wybacz, ale policjant narusza twoją wolność gdy zechcesz go cegłami
obrzucać (skoro już jesteśmy w temacie absurdalnych, niewymiernych analogii), bo zwyczajnie
oberwiesz pałką.
Przecież napisałem: "No tak, wg mnie każdy biznesmen powinien prowdzic biznes tak, jak mu się podoba, o ile nie narusza własności innego człowieka." Sytuacja, w której chciałbym rzucić w człowieka kamieniem jest zupełnia inna. Nie ma tutaj analogii. W Twoim przykładzie naruszałbym własność innego człowieka: policjanta do jego ciała (bo uszkodzeniem ciała skutkowałby mój rzut cegłą).
Dnia 03.10.2014 o 17:10, Dialydd napisał:Kto nie rozumie natury własności, ten na żadną własność nie zasługuje.
Nie byłbym tak ostry w sądach. Wiele osób nie rozumie jej natury, ale mimo wszystko nie odbierałbym im ich własności. Ty jej nie rozumiesz. Należy się zastanowić skąd w ogóle w społeczeństwie wziął się koncept własności. Ano stąd, że pewne dobra są ograniczone. Nie ma ich tyle i nie są dostępne tak, by każdy mógł się cieszyć nimi nie wchodząc sobie w drogę i nie popadając w ciągłe konflikty. Jeśli samochód jest jeden, to nie możemy oboje jechać tym samym samochodem, w tym samym czasie, w dwóch różnych kierunkach. To fizycznie niemożliwe. Ogranicza nas rzadkość tego dobra. I teraz, żeby takimi dobrami racjonalnie dysponować, potrzeba jest instytucja własności, która reguluje sposób użytkowania tych dóbr. Z jednej strony to właścicielowi przysługuje prawo do korzystania z tej własności, ale z drugiej strony ponosi on też koszty z tego wynikające. Ludzie różnie wartościujący korzyści i koszty mogą wymieniać akty prawa własnosci i w ten sposób, harmonijnie, ze sobą współpracować. Jak ujął to Hans Herman Hoppe w A Theory of Socialism and Capitalism:
"To develop the concept of property, it is necessary for goods to be scarce, so that conflicts over the use of these goods can possibly arise. It is the function of property rights to avoid such possible clashes over the use of scarce resources by assigning rights of exclusive ownership. Property is thus a normative concept: a concept designed to make a conflict-free interaction possible by stipulating mutually binding rules of conduct (norms) regarding scarce resources."
Jak widać, dobra cyfrowe nie kwalifikują się pod to. Tutaj nie istnieje problem rzadkości. Plik raz stworzony można rozpowszechniać w nieskończoność, może być użytkowany w tym samym czasie przez kilka osób w różnoraki sposób i nie istnieje problem konfliktu pomiędzy tymi osobami. Jest to przypadek inny o 180 stopni od tego z samochodem.
Problem rzadkości takich dóbr może pojawić się tylko wtedy (i tylko w sposób ograniczony, vide pliki nielegalne) jeśli rząd, poprzez swoje granty monopolistyczne (bo tym w istocie są copyrighty), w sposób sztuczny ją tworzy poprzez karanie osób korzystających z źródła innego, niż wskazuje rząd.Dnia 03.10.2014 o 17:10, Dialydd napisał:To indywidualna
sprawa wydawcy czy zechce wydać coś za darmo czy za pieniądze i łamanie jego woli w imię
pokrętnie rozumianej "wolności" jest gwałtem na definicji tego pojęcia.
Przecież nikt nie chce nikomu zabronić wydawania czegoś za pieniądze. :) Nawet teraz, od czasu do czasu, zdarzają sie piraci, którzy doceniając jakość produktu, który spiracili, kupują oryginał. Logicznie rzecz biorąc, prawo jednego do wydania czegoś za pieniądze nie odbiera drugiemu prawa do pobrania tego za darmo.
-
Dnia 03.10.2014 o 15:46, Dialydd napisał:Wydawca nie znalazł nabywcy na oferowane produkty, bowiem jego produktyi są, wbrew jego
woli, nabywane za darmo, dostępne przez inne źródło. Nie wydaje mi się niczym zbożnym
walka ze źródłami alternatywnymi, bowiem prawo wydawcy do monopolu na swoje produkty
figuruje w kodeksach praw.
Eee, Ty to piszesz na poważnie czy to już trolling? Czy żyjąc 150 lat temu w Ameryce pisałbyś, że nie wydaje Ci się niczym zbożnym walka o emancypację murzynów, bowiem prawo właścicieli niewolników do swojej własności (=niewolników) figuruje w kodeksie praw...?
Dnia 03.10.2014 o 15:46, Dialydd napisał:To piraci powołują się na kategorie moralności i uczuć. Wydawcy chcą wyłącznie prowadzić
biznes tak, jak im się podoba - bo mają do tego prawo.
No tak, wg mnie każdy biznesmen powinien prowdzic biznes tak, jak mu się podoba, o ile nie narusza własności innego człowieka. Jeśli bizensmen zabrania mi ściągnięcia filmu na HDD to tę własność narusza, bo mówi mi, jak ja mam użytkować swój sprzęt. Jeśli ja sciągam tę grę, to jego własności nie naruszam, bo: plik jest nadal na serwerze, jemu z konta nic nie ubyło, żadne zasoby rzadkie (płyty, pudełka, instrukcje itd) nie zostały nikomu zabrane. :)
-
Dnia 03.10.2014 o 15:29, Dialydd napisał:Bądź uczciwy - twórcy gry nie tracą, bo są wyłącznie podwykonawcami, chyba że uprawiają
self-publishing. Wydawca traci, bo to on wyłożył pieniądze i oczekuje ich zwrotu.
Wydawca traci z tego powodu, że nie znalazł nabywcy na produkt przez siebie oferowany, nie dlatego, że ktoś go okradł. Sam akt piractwa bezpośrednio nie prowadzi do straty wydawcy, bo w momencie tworzenia kopii nikt nic nikomu nie zabiera. Argumentowanie, że wydawca traci jakoś tam pośrednio jest bez sensu - równie dobrze można by w ogóle zakazywać bankructwa, bo jeśli ktoś bankrutuje, to przecież traci.
Dnia 03.10.2014 o 15:29, Dialydd napisał:Piractwo
jest istotną przeszkodą dla legalnego biznesu, to oczywiste. Biznesmeni mają pełne prawo
przeszkód się pozbywać.
No właśnie to jest ciekawa kwestia, i wcale nie taka oczywista. To prawda, ochrona własności intelektualnej sprzyja tworzeniu nowych rozwiązań, ale potem zapobiega ich rozpowszechnieniu, na czym tracą inni przedsiębiorcy. Ciężko jest wykazać, że korzyść wynikająca z pierwszego procesu przeważa nad stratami wynikającymi z utrudnień w drugim procesie. Fajnie byłoby zrobić jakiś eksperyment. :)
-
Dnia 03.10.2014 o 15:11, Dialydd napisał:Jak ustanowiło się prawo, to transakcje zawiera się na mocy prawa. Korzyść majątkowa
nielegalna jest prawa naruszeniem. Bądź uczciwy.
Chyba nie rozumiem wywodu. Wiadomo, że robienie czegoś, co jest nielegalne, jest naruszeniem prawa. To tautologia. Jaki jest sens w ogóle o tym wspominać? Powtórzę jeszcze raz: w dyskusjach na temat piractwa szkopułem jest to, czy powinno być ono nielegalne. Bo to, że póki co jest - każdy wie.
-
Dnia 03.10.2014 o 15:09, Dared00 napisał:Od momentu, w którym wszedł w życie ten zapis:
§ 2. Tej samej karze podlega, kto bez zgody osoby uprawnionej uzyskuje cudzy program
komputerowy w celu osiągnięcia korzyści majątkowej.
Ok - tylko w jakim celu przytaczasz te zestawienia liczbowe, skoro w zasadzie Twoim argumentem jest po prostu przepis prawa? Wiadomo, że obecnie piractwo jest nielegalne. Szkopuł w tym, czy powinno takie być. ;)
-
Dnia 03.10.2014 o 15:04, Dared00 napisał:Widzisz? Posiadasz o 149 zł więcej, niż powinieneś mieć i niż ma to miejsce przy normalnym,
uczciwym zakupie. Tu masz tą korzyść majątkową.
Eee, i co z tego? Od kiedy odnoszenie korzyści majątkowej jest złe?
-
Dnia 28.09.2014 o 13:56, Dialydd napisał:Czy jesteście w stanie podać mi najważniejsze dzieła literatury walijskiej i innych kultur
celtyckich? W języku angielskim, naturalnie, trudno wymagać od współczesnych pisarzy
tworzenia w walijskim itp.
Jest teraz moda w UK na promowanie walijskiego i Gaelic - na pewno coś by się znalazło. Najważniejszym autorem Szkocji jest Robert Burns, ale on chyba nigdy nie pisał w Gaelic, co najwyżej w Scot language - angielski i Scots wywodzą się z tego samego, germańskiego rdzenia, ale ewoluowały w dwóch kierunkach (zapewne z uwagi na odrębną panstwowość w Szkocji i Anglii). Nie jest to język celtów.
-
Dnia 28.09.2014 o 20:34, Revanchist napisał:To nie jest meritum problemu. Problemem jest to, że wytwórnie zgarniają lwią część zysków
lub w ogóle nie płacą wykonawcy i do tego się odnoszę.
Ok - ale współpraca z nimi jest jak najbardziej dobrowolna. To, że "wytwórnie zgarniają lwią część zysków lub w ogóle nie płacą wykonawcy" temu w żaden sposób nie przeczy.
-
Dnia 28.09.2014 o 20:11, Revanchist napisał:No właśnie nie tak do końca dobrowolnie, bo mimo wszystko dzisiaj wypromować się samemu
jest bardzo trudno
Jak najbardziej dobrowolnie. To, że do osiągnięcia sukcesu konieczne są usługi swiadczone przez kaką wytwórnie nie oznacza, że jej klienci nie współpracują z nią dobrowolnie. Żeby przeczyć, trzeba jeść. Żeby jeść trzeba płacić producentom żywności. Czy to oznacza, że producenci żywności to pasożyci, bo mają czelność zarabiać na najbardziej podstawowej ludzkiej potrzebie, bez której nie da się egzystować? ;)
-
Dnia 28.09.2014 o 20:14, Ring5 napisał:To raz, a dwa - regulamin wspomina o "promowaniu piractwa". O ile rozumiem, że idiotę,
piszącego "hej, ściągnąłem piracką kopię gry XYZ i przy instalacji sformatowała mi kuchenkę
mikrofalową oraz skasowała zawartość lodówki, co mam zrobić" zbanować należy, bo taki
ktoś raczej niewiele wniesie na forum. Natomiast to, co proponuje tu nam szanowny moderator
to jawne pogwałcenie wszystkich reguł prawnych w każdym cywilizowanym kraju. Czemu?
Z bardzo prostej przyczyny - domniemanie niewinności. Każdy człowiek jest niewinny dopóki
nie udowodni mu się winy. Oznacza to, że gdy piszę "ściągnąłem grę", to zgodnie z prawem
panującym w tym kraju, każdy ma obowiązek założyć, że zrobiłem to w sposób legalny -
grę kupiłem, przypisałem do platformy ABC, z której następnie ją ściągnąłem. Koniec,
kropka.
Jasne. Ale ciężko porównywać państwo do forum. :) W każdym cywilizowanym państwie to właściciel forum (czy czegokolwiek innego) ustala w nim reguły. Taka jest istota własności. Jeśli ktoś tych zasad ustalić nie może, to de facto właścicielem nie jest (co najwyżej jest nim jedynie nominalnie). Jeśli właściciel chce banować za pisanie o ściąganiu - niech tak robi. Jeśli chce banować za nieużywanie polskich znaków - też powinno mu się na to pozwolić. Ba, nawet jeśli chce banować za najdrobniejsze błędy interpunkcyjne, to też powinien mieć taką możliwość. Jego forum, jego zasady.
Dnia 28.09.2014 o 20:14, Ring5 napisał:Każde inne podejście jest pogwałceniem prawa i chciałbym zauważyć, iż za bezpodstawne
nałożenie bana można zostać pociągniętym do odpowiedzialności. Nie na forum. W sądzie.
Czemu? Ponieważ nakładając bezpodstawnie bana pod zarzutem piractwa, zostaje się publicznie
pomówionym. Publiczne pomówienie jest karalne. Może zatem przyhaltujcie, szanowni moderatorzy,
zanim ludzie zaczną odpowiadać groźbami na wasze groźby. Tyle, że troszkę poważniejszymi
groźbami. Takimi na zasadzie "do zobaczenia w sądzie". Nie wierzycie? Gram na pewno ma
dyżurnego prawnika. Proponuję z nim skonsultować. Ja już konsultowałem :)
Być może w świetle obowiązującego prawa faktycznie tak jest, ale nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak wielkim no lifem trzeba być, żeby kogoś pozwać za ban na forum. :P
-
Dnia 28.09.2014 o 18:45, Revanchist napisał:Ludzie tak potępiają piractwo muzyczne, ale nie wiedzą, że największym krwiopijcą i pasożytem
tutaj jest Zaiks czy RIAA oraz duże wytwórnie.
A niby dlaczego duże wytwórnie to krwiopijcy i pasożyty? Artyści współpracują z nimi dobrowolnie. Współpraca jak każda inna.
-
Dnia 28.09.2014 o 19:15, Pietro87 napisał:Jeszcze słowami zakończenia - jestem ciekaw ile mamy tu tzw "świętych krów" i czy ktokolwiek
na forum jest w 150% legalny i nigdy w życiu nie pobrał pirackiej czy to gry, czy mp3
albo jakiegoś filmu. Naprawdę mniej klapek na oczach a trochę więcej zwykłego zdrowego
rozsądku życzę [obecne absurdalne sytuacje przypominają mi moment jak gram ugiął się
grzecznie i przypomnijmy - jako jedyny - banuje ludzi za przekręcanie nazw wielkich koncernów]
Nie dziwi mnie taki niejednoznaczny zapis w regulaminie dotyczący piractwa - Gram.pl jako instytucja komercyjna ma bezpośredni interes finansowy w tym, by walczyć ze zjawiskiem z inkwizytorskim zapałem. Z drugiej jednak strony chyba dla każdego myślączego człowieka jasne jest to, że walka z piractwem jest w gruncie rzeczy absurdalna - nie chodzi nawet już o ściąganie gier, mp3 czy filmów, ale na przykład książek na studia. Czy istnieje jakikolwiek student, który nie pozyskiwałby materiałów z nie do końca legalnych źródeł? To chyba pytanie retoryczne i odpowiedź jest jasna. Jasne jest jednak też, że nigdy żaden pracownik instytucji komercyjnej odnoszącej bezpośrednią korzyść finansową z walki z piractwem nie odpowie szczerze na to pytanie. :P
Edit: w sumie jednak są wyjątki. Autor tego bloga miasik.net jest programistą i jednocześnie zwolennikiem idei infoanarchizmu. -
Dnia 27.09.2014 o 20:10, Citkowsky napisał:WIecie może jak nazywa się ta forma ,,rozrywki" ?
Pedofilia w sieci? :D
EDIT: a nie, sorry - to miał być żart, ale nie doczytałem Twojego postu do końca. :P
E2: to jest flash mob.
Piractwo
w Na każdy temat
Napisano · Report reply
1. Ale jakiej umowy? Ja żadnej umowy nie podpisywałem. Ona nie istnieje. Jak może istnieć umowa, skoro ja nigdy na żadne warunki nie wyraziłem zgody, a zgoda jest integralną częścią każdej umowy. Równie dobrze ja mogę powiedzieć, że między mną, a Tobą jest umowa, na mocy której musisz mi płacić za chęć dyskusji z Tobą. Dychę za posta. Czekam na przelew. ;)
2. Ok, jestem obywatelem - ale przecież cały czas powtarzam, że mi na tym obywatelstwie nie zależy. Gdyby zrzeknięcie się obywatelstwa zwalniało mnie z obowiązku płacenia podatków, to bym się zrzekł. Póki co tak nie jest, więc takie działanie nie ma po prostu jakiegokolwiek sensu. Nie chce mieć ciastka i zjeść ciastka. Chce wycofać się z transakcji z państwem bez żadnych sankcji i nic od niego nie otrzymywać. Powtarzam to już chyba po raz trzeci. Państwo mi takiej możliwości nie daje.
I co byłoby złego w scenariuszu, jaki opisałeś? To ja jestem właścicielem swojej działki, więc ja powinienem nią rozporządzać. Jeśli uważasz, że państwo ma prawo odmówić komuś secesji, to - logicznie rzecz biorąc - uważasz, że państwo ma większe prawo do mojej własności (mojej działki) niż ja sam (ergo: uważasz, że człowiek nie ma prawa do własności, jest tylko managerem pewnego kawałka ziemi na łasce państwa). Tylko ja się pytam: na jakiej podstawie? Na pewno nie na podstawie żadnej umowy, bo nigdy nie podpisywałem umowy z państwem, w której zrzekałem się moich posiadłości na rzecz państwa.
Cały czas powtarzam, że tym różni się państwo od jakiegokolwiek partnera biznesowego, że ten drugi, po zakończeniu współpracy, nie wyciąga rąk po to, co nie należy do niego. Słyszałeś kiedyś o tym, żeby udziałowcy danej spółki przyznawali sobie prawo do rozporządzania posiadłością swojego byłego kolegi, który właśnie wyprzedał akcje tej spółki? No raczej nie.
Przecież dokładnie tak działa państwo, tylko tego nie chcesz dostrzec, bo jesteś do tego przyzwyczajony i uważasz to za oczywiste. Państwo, tak jak mafia, narzuca na mnie siłą pewien obowiązek (jeśli zechce wycofać się z transakcji z państwem i zachować to, czego jestem właścicielem, to wyląduje w więzieniu). Tak też robi mafia - tyle że czasem nie ogranicza się do uwięzienia kogoś, a idzie dalej i na przykład morduje (zresztą niektóre państwa też tak robią). To prawda, państwo coś mi w zamian oferuje. Ale przecież ja mogę uważać (i uważam), że cena, jaką żąda państwo za to, co jest mi oferowane, jest za wysoka w stosunku do jakości usług (nie wspominając o tym, że części usług w ogóle nie potrzebuje). Tam samo działa mafia: często mafie zobowiązują się do ochrony biznesu/posiadłości, którego właściciel jest zmuszany do opłacania haraczu. Inna sprawa, że często się z tego nie wywiązują, ale dokładnie tak samo działa państwo, zmieniając warunki umowy w trakcie jej trwania bez jakichkolwiek renegocjacji (np. podniesienie wieku emerytalnego, mimo że wcześniej państwo zobowiązało się wypłacać emerytury w wieku niższym). Piszesz, że w przypadku państwa mogę zarejestrować firmę za granicą. Ok, ale to nie jest zakończenie współpracy z państwem, a ucieczka przed nim. Dokładnie tak samo jest w przypadku mafii. Zawsze mogą uciec gdzieś, gdzie ich strefa wpływów nie sięga. Gdzie tutaj różnica? Jeśli chodzi o charakter zależności między ofiarą a mafią i obywatelem a państwem, to różnicy nie ma zupełnie żadnej.
Ale na podstawie czego sądzisz, że panstwo ma prawo pozbawić mnie mojej posiadłości w Polsce jeśli nie zechce z nim współpracować? Dlaczego mogę zrezygnować z usług fryzejra, net providera, ubezpieczyciela, telefonii komórkowej i wyjeżdzać nie muszę, a gdy chce rezygnować z usług państwa, to muszę? Gdzie tu logika? Nie ma jej. W przypadku fryzjera (i wszystkich innych usługodawców, których wymiłem) po prostu wychodzisz z racjonalnego założenia, że to nie oni powinni decydować o Twojej własności. W przypadku państwa robisz dokładnie odwrotnie. Przyznajesz mu takie prawo.
Nie. Podatki musisz płacić w PLN. Emitentem PLN jest NBP. Jeśli chciałbyś przerzucić się na euro, musiałbyś każdorazowo wymieniać euro na PLN, by płacić podatek, co za płacisz prowizję. Ponieważ nie możesz nie płacić podatków, to korzystanie z euro jest w większości przypadków nieopłacalne (z powodu kosztu prowizji). Wszystko, jak to sam ująłeś, rozbija się więc o przymus podatkowy - po raz kolejny. A więc jest to kwestia wymuszenia.
A odpowiadajac na Twoje pytanie skąd doszedłem do takiego wniosku: po pierwsze: historia nie zna przykładu pustego pieniądza (fiat money), który rozpowszechniłby się bez przymusu ze strony państwa (tzn. np. przymusu używania go do opłacania podatków) - a złoty takim pieniądzem jest. Jasne, nie znaczy to jeszcze, że gdyby ten przymus zlikwidować, to ten środek wymiany, który już uzyskał status powszechnie akceptowanego, przestałby nim być. Pewnie w krótkiej perspektywie by tak nie było, ludzie - z przyzwyczajenia - zapewne nadal posługiwaliby się nim. Ale w długiej perspektywie jest to mało prawdopodobne - pieniądz towarowy po prostu lepiej się spełnia w swojej roli (z powodów, które daleko wykraczają poza ramy tej dyskusji, ale jeśli chcesz, mogę podać Ci literaturę do tego zagadnienia). Jednostki racjonalne szybko zauważyłyby to i odpowiednio zareagowały, a za nimi cała reszta.
Na posta z wczoraj nie odpowiedziałem, bo nie miałem już czasu, ale myślę, że w gruncie rzeczy ta moja wypowiedź i wczorajsza odpowiedź na posta Alexeia porusza te same zagadnienia.