arteriofer

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    17
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O arteriofer

  • Ranga
    Robotnik
  1. Może kiedyś... Sam jestem ciekaw, jakie były lepsze od mojej i wypatruję ich tu, ale jak widać, na próżno.
  2. No i są wyniki: http://www.gram.pl/konkursy_archiwum.asp#k_253 Znów nic... Ale może ktoś się odnajdzie na liście :) Gratulację tak czy inaczej tym, którzy wygrali :)
  3. To pięknie pojechaliście po bandzie. Organizacja i przeprowadzenie konkursu to czysta błazenada z Waszej strony...
  4. arteriofer

    Wyniki konkursu zdjęciowego SimCity

    Szkoda słów... Jak widzę, uczestnicy konkursu i organizatorzy rozumieją regulamin po swojemu, przy czym jego interpretacja ze strony gram.pl działa zdecydowanie niekorzystnie dla uczciwych ludzi.
  5. Ale słabizna :) Nie wierzę, że lepszych tekstów nie dostaliście. Myślałem, że przeczytam jakieś ciekawe zwycięskie prace, ale jak widać nic z tego. Teksty nudne i powtarzalne oraz przewidywalne. Nie wiem, jak można dać GTX670 za taki "esej"... ^^
  6. Dziękujemy za odpowiedź :) Kilka słów na uspokojenie zawsze pomaga :)
  7. Z każdym krokiem ciemność stawała się coraz bardziej namacalna i niczym książęcy kot leniwie się przytulała. Blask pochodni stawał się coraz bardziej stłamszony, a oczy załogi wpatrzone w gęsty mrok, usiłowały dojrzeć cokolwiek przed sobą. Twarz Willowa zrzuciła z siebie głupi uśmiech i spochmurniała tak, jak twarze jego towarzyszy. - Coś mi tu śmierdzi – wycedził szeptem przez zęby i z kwaśną miną na twarzy Dragon. - Żeś odkrył… Brodzimy po kolana w gównie – zniesmaczony Roland pochylił pochodnię ku dołowi, aby choć ledwie rozświetlić obszar pod nogami. - Nie, nie o to chodzi – wtrącił Uhu skupiając wzrok na czymś, co znajdowało się przed nimi, a z czym o mało się nie zderzyli. - Drzwi – mruknął Roland, - No. Drzwi – z mocno ukrywanym niepokojem powtórzył ktoś z tyłu. - Chyba tam nie włazimy…? – pełen zwątpienia Dragon aż bał się usłyszeć odpowiedzi kapitana. - Ty to jak ten mokry proch armatni. Przynajmniej jak się posrasz, to nikt nie zauważy, ani nawet nie poczuje – ironicznie odparł kapitan, po czym pchnął drzwi przed siebie. Przechodzili kolejno, starając się nie wywoływać hałasu, broń mając na podorędziu. Niewielka komnata, której strop wspierało kilka prostych filarów, rozświetlona była małymi lampkami, rzucającymi bladoniebieskie światło. Na jej końcu dały się widzieć kolejne drzwi, z niewielką kratką na wysokości oczu. Roland podszedł bliżej. Załoga skupiona wokół niego usłyszała stłumione odgłosy czyjejś kłótni. W pomieszczeniu za drzwiami siedzieli przy stole dwaj żołnierze, zupełni podobni do tych, którzy zaatakowali Necroville. Pozbawieni hełmów, które leżały na kolejnym stole, w słabym blasku krzywej świecy grali w karty, choć jak łatwo można było wywnioskować po ostrych, podniesionych głosach i nerwowych gestach, nie była to gra z tych, które kończy uścisk i kilkukrotne potrząśnięcie dłoni. - Cena warta! Choćby farta! – krzyknął mniejszy z żołnierzy siedzący plecami do wejścia, dając do zrozumienia, że stawia wszystko co ma, a stawka jest nielicha. - Padła na to moja karta! – krzyknął jego przeciwnik, rzucając przy tym swoje karty na stół. Co prawda nie dało się dostrzec, który z nich miał lepsze karty, jednak po tym co stało się w tej chwili, można było się tego domyślić – mniejszy tak szybko zerwał się z beczki, na której siedział, że ta odrzucona w tył, potoczyła się po posadzce i uderzyła w drzwi, przy których skupiała się załoga „Orlicy”. Uhu pisnął coś z przestrachu, ale Roland w momencie doprowadził go do porządku jednym szturchnięciem łokcia w brzuch. - Oszukujesz! Pożałujesz! – niemal ryczał z wściekłości mniejszy. - Dla dobra mego mienia, nie mam nic sobie do zarzucenia – zdecydowanie dworskim głosem odparł drugi, po czym wstał spokojnie zza małego stołu i wyciągnął szablę. - Psie szubrawy, gadaj rychło, gdzie agawy! – wrzał wciąż pierwszy żołnierz, domagając się chyba swojej nagrody, którą jakoby przegrał w nieuczciwej grze. - Mam tu znamię, krwią cię splamię – dało się słyszeć spokojny dworski głos, gdy świeca strącona ze stołu zgasła. Kilka gwałtownych ruchów później ciało któregoś ze skłóconych uderzyło bezwładnie o ziemię, a Roland mając dość tej błazenady krzyknął: - Do mordu! – i kopnął z całych sił w drewniane drzwi. Sam nie wiedział skąd taki okrzyk przyszedł mu na usta, więc splunął nieco pogardliwie, chcąc pozbyć się tych słów ze swoich warg. Było to jednak nieistotne - ciało drugiego z żołnierzy leżało w kącie, zanim wypluta flegma zdążyła spaść na posadzkę. - No kamraty, tęgie dostał dworzan baty – wyrzekł kapitan, dumny z szybkości swojej załogi, po czym złapał się za usta, zdając sobie sprawę, że zaczął mówić jak - jeszcze przed chwilą żywi - karciani gierkowie. Po prawdzie pisywał kiedyś wiersze, ale o tym nikt nie wiedział i najlepiej, aby ten stan rzeczy nie uległ zmianie. - No noo, się kapitanowi udzieliło – rzucił Willow z uśmiechem, który na powrót wypełzł na jego twarz. Reszta załogi zarechotała śmiechem, ale powodów ku temu bynajmniej nie mieli. Drzwi prowadzące dalej z pomieszczenia, w którym znajdowali się obecnie, otwarły się z hukiem i nim ów huk przebrzmiał, do środka wskoczyło kilku żołnierzy z narychtowaną bronią, wycelowaną ku zaskoczonej załodze. Za nimi z wolna wszedł jakiś dumny mąż, rycerz, czy - któreś z pirackich bóstw, bożków, bogów - wie kto. Przystanął naprzeciw pirackiej zgrai i nie patrząc nawet w ich stronę lecz podziwiając klingę swego właśnie dobytego miecza, przemówił, zmieniając ton głosu z łagodnego i spokojnego we wściekły, wręcz obłąkańczy, tłumacząc poniekąd kim jest oraz dlaczego się tu pojawił: - Choć chadzam po własnej drodze, I stronię od nich ku jakiejś przestrodze, To, gdy pęka statku mego kil, Zdechną ścierwa w Necroville! Rozmyślam, czy śmierć zaszczyci, Łajdaków, którzy w Necroville są skryci. I czy oni dziwują się strasznie, Gdy kroczy moja armia – czy mają się bacznie? Bez znaczenia jednak jest to… Czas spopielić wasze zło! Zatem z pokładu Błędnego Rycerza Salwa armatnia sprawiedliwość wymierza! Na te słowa Baobab, który dotąd mruczał coś pod nosem lub krzyczał co jakiś czas – Zagłada! – nieruchomiejąc, zamknął oczy i przemówił jakby w transie, z wdziękiem właściwym najlepszym wierszokletom tego zafajdanego świata i zarazem nie pozostając dłużny ignorantowi stojącemu naprzeciw siebie i swoich kamratów: - Ciemność, Światło i Tworzenie, Ja w Destrukcji mam korzenie! Moja Magia, moje Brzemię, Ujrzysz to, co we mnie drzemie! Czcij z szacunkiem Bóstwo Drzewa, Da ci wszystko, co potrzeba! W momencie, gdy ostatnie słowa poczęły odbijać się echem od ścian podziemnej komnaty, otworzył oczy, a lekka zielona łuna otoczyła jego czarną postać. Tego jeszcze żaden z kompanów nie widział. Wszystko co się działo, było o tyle dziwne, że w swoich wnętrzach poczuli nagły spokój – uczucie obce dla nich wszystkich tak bardzo, że paradoksalnie początkowo się go przestraszyli. Trwało to jednak zaledwie chwilę, gdyż moc Baobaba działała wyjątkowo mocno i byle piracki, czy też nie-byle łajdacki strach, nie miał szansy bytu w ciele osoby, będącej pod jej wpływem. - Spróbuj szczęścia kaprawy dziadzie… Ozdobię ci pysk w artystycznym nieładzie – diametralnie zmieniając ton i poziom swojej wypowiedzi, pewnie i z kpiącą miną odparł rycerz do dowódcy „Orlicy”. Na reakcję Rolanda nie trzeba było długo czekać. Buńczuczna natura pirata już nie pierwszy raz wzięła nad nim górę, jeśli nie zaryzykować stwierdzenia, że górowała zawsze. - Załogo „Orlicy”, dobądź kotwicy! Istotnie, jedna całkiem pokaźnych rozmiarów leżała obok i z gracją sobie tylko przypisaną, rdzewiała w odmętach śmierdzącego szamba. Sam zaś Roland nie zważał już na styl swojej wypowiedzi. Jako nieustępliwy pirat, nie miał zamiaru ustępować komukolwiek, w jakiejkolwiek dziedzinie - czy to walka, ilość wypitego bimbru, obrabowanych statków, czy też zdolności oratorskie. W chwili, gdy kotwica rzucona przez czwórkę kompanów, przygniotła żołnierzy lewej flanki zbyt pewnego siebie rycerza, a flanka prawa wraz z nim zginęła w łunie Baobaba, przeobrażającej się w oślepiający zielony blask, kapitan poczuł mocne uderzenie w czoło… - Co jest?! – wykrzyknął w myślach zdenerwowany, widząc przed sobą ciemność. Łup! Poczuł kolejne uderzenie i ból rozchodzący się po całej czaszce lecz zdołał otworzyć oczy. To, co ujrzał w tej chwili, sprawiło, że niemal oniemiał. Jego głowa oddalała się, po czym szybko zbliżała do dębowej kolumny. I… Łup! - Kur…waaa! Co do cholery…?! – tym razem już na głos wykrzyczał dowódca „Orlicy”, po czym poczuł jak upada na drewnianą podłogę. Podłogę „Czarnej Płachty”. - Wreeeszcie! Panie kapitanie, nie dla pana takie chlanie! – rechotał Willow podając mu wielką, spaloną słońcem i poznaczoną bliznami rękę. Za jego plecami stał Dragon pospieszający towarzyszy: - Chodu! Zaraz ktoś rozniesie to zasrane miasto w perzynę! – a jego słowom zawtórował huk salwy burtowej obcego okrętu.
  8. arteriofer

    Mamy klucze do weekendowych testów RaiderZ

    Ale jakie hasło? Nie wysłaliście żadnego hasła, tylko klucz i login. Dodam, że klucz nie działa jako hasło.
  9. arteriofer

    Mamy klucze do weekendowych testów RaiderZ

    Ja dostałem ponownie klucz - taki sam jak ten co nie działał oraz wiadomość, że mam się zalogować na gotowe konto, którego login dostałem. Problem w tym, że nie ma hasła...
  10. arteriofer

    GFWL i The Club - nie działa

    http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=48119&u=9 Był już taki temat i ktoś znalazł rozwiązanie, jednak nie napisał jakie . Wie ktoś może ?
  11. arteriofer

    Grupa gram.pl w STEAM

    http://steamcommunity.com/profiles/76561197997803602 Proszę o zaproszenie :)