antekk5

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    2
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O antekk5

  • Ranga
    Obywatel
  1. Nie pamiętam tytułu tej czarnej komedii kryminalnej ale fabułę opowiadał narrator, który jechał do posiadłości na pogrzeb jakiegoś dalekiego krewnego. Po pogrzebie było oczywiście otwarcie testamentu i przejęcie posiadłości przez spadkobiercę, członka rodu. Niestety każdy kto obejmował w posiadanie w drodze dziedziczenia posiadłość wkrótce ginął w dziwnych okolicznościach. Okazalo się, że mordercą był sam narrator i zarazem główny bohater. Chciał on w ten sposób przyspieszyc kolejkę do spadku i w końcu sam przejąć fortunę jako spdkobierca. Film oglądałem pod koniec lat 70 w telewizji polskiej na pierwszym programie. (2 programu chyba jeszcze nie było) Film był chyba z lat 50, 60 lub początku 70-tych. w pamięci pozostała mi scena śmierci starszej, sparaliżowanej, świeżoupieczonej dziedziczki rodu poruszającej się na wózku inwalidzkim (elektrycznym, co w tamtym okresie było rzadkością). Wózek niefortunnie sam nagle zaczął przyspieszać i sterować i zawióżł starszą pania do basenu, lub też spadła z mola do jeziora. W każdym razie utonęła.Oczywiście to główny bohater sterował zdalnie wózkiem i doprowadził do smierci dziedziczki. W innej scenie kolejnego dziedzica fortuny, którym jest głucha, starsza kobieta, doprowadza do śmierci wzmcaniając kilkakrotnie czułość (wysokość) odbioru dźwięku jej aparatu słuchowego (takiej trąbki). W kolejnej scenie ma się odbyć jakis wystrzał z działa na zamku. Działo ma odpalić (przyłożyć zapalony lont) kolejny dziedzic fortuny. W momencie odpalania działa nasz bohater-morderca "daje nura w krzaki" ponieważ założył kilkakrotnie większy ładunek wybuchowy do armaty i liczył na uśmiercenie dziedzica przez eksplozję armaty. Do odpalenia ładunku nie dochodzi jednak z jakichś powodów i bohater zostaje zdemaskowany a przynajmniej podejrzany. Pod koniec filmu strach pada na wszystkich dziedziczących fortunę, bo wiedzą, że wraz z przejęciem spadku dopadnie ich śmierć w dziwnych okolicznościach. W końcu kolejka do dziedziczenia przesuwa się i dziedzicem staje się główny bohater filmu, narrator, młody mężczyzna. Nie pamiętam końca ale chyba udaje mu się ujść z życiem. Film był w moim odczuciu niejako połączeniem "10 małych Indian" z "Psem Baskervillów", "Kot i kanarek","Krzyk strachu" A może to parodia tych filmów! Bardzo proszę o pomoc w ustaleniu tytułu filmu. PS: mogłem odrobinę poprzekręcać szczegóły
  2. Nie pamiętam tytułu ale film opowiadał narrator, który jechał do posiadłości na pogrzeb jakiegoś dalekiego krewnego. Po pogrzebie było oczywiście otwarcie testamentu i przejęcie posiadłości przez spadkobiercę, członka rodu. Niestety każdy kto obejmował w posiadanie w drodze dziedziczenia posiadłość wkrótce ginął w wiewyjaśnionych okolicznościach. Film oglądałem pod koniec lat 70 w telewizji polskiej na pierwszym programie. (2 programu chyba jeszcze nie było) Film był chyba z lat 50, 60 lub 70-tych. w Pamięci pozostała mi scena śmierci starszej, sparaliżowanej świeżoupieczonej dziedziczki rodu poruszającej się na wózku inwalidzkim (elektrycznym, co w tamtym okresie było rzadkością) Wózek niefortunnie sam się uruchomił i zawióżł starszą pania do basenu, lub też spadła z mola do jeziora. W każdym razie utonęła. Pod koniec filmu strach pada na wszystkich dziedziczących fortunę, bo wiedzą, że wraz z przejęciem spadku dopada ich śmierć w dziwnych okolicznościach. W końcu kolejka do dziedziczenia przesuwa się i dziedzicem staje się główny bohater filmu, narrator, młody mężczyzna. Nie pamiętam końca ale chyba udaje mu się ujść z życiem. Film był w moim odczuciu niejako połączeniem "10 małych Indian" z "Psem Baskervillów" Bardzo proszę o pomoc w ustaleniu tytułu filmu.