Teo21

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    2
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O Teo21

  • Ranga
    Obywatel
  1. Macie dar przekonywania. Napisałam coś, ale wyszła mi z tego jakaś dziwna historia. Zdecydowanie zbyt obyczajowa, jak jakaś baśń :) ale taką już mam naturę (mówiłam, że to nie mój klimat). Może wplotły się tam raz czy dwa wulgaryzmy. Mam nadzieję, że chociaż komuś się spodoba. Wiem, że to takie inne, ale konkurs dla każdego, a pomyślałem, że może szczęście dopisze. Sama bym w Risena 2 i tak nie zagrała, ale mój brat na pewno, tylko nie pozwoliłabym mu grać za dużo bo maturę ma w maju ;p Podróż tunelem okazała się nie lada wyzwaniem i nie mam tu na myśli wspomnianego wcześniej smrodu. Dla przeciętnego człowieka 2 zdrowaśki w tunelu oznaczałyby śmierć z braku świeżego powietrza, ale nie dla naszych piratów. Im taki zapach nie wydawał się obcy - wystarczy tylko napomknąć, że prędzej sprzedaliby własną matkę niż mieli dostąpić rozkoszy jaką wydawać by się mogła kąpiel. Największą niedogodnością było to, że im dalej się posuwali tym tunel był węższy. Sprawiało to głównie trudność czarnemu magowi - Baobabowi, którego okazałe muskuły, szerokie barki oraz masywne dłonie -które skruszyły już kark niejednego wroga - okazały się prawdziwym przekleństwem. Pozostali szli w milczeniu, ale do czasu... - Nie, nie, nie!!! Jak zaraz czegoś nie zeżrę to ocipieje z nerwów! - wymamrotał wyraźnie podenerwowany Willow. - Matka mi zawsze powtarzała: ,,Pamiętaj synku, im więcej będziesz jadł tym będziesz mądrzejszy"... Ahh... bo to dobra kobieta była, a pozwolę sobie wtrącić, że jest pora kolacji! - Mmmlask, mmmlask, możemlask spróbójesz mlask tej pysznejmlask rączki mlask? - spytał Moonshine wyjmując z ust dłoń i wymachując nią przed twarzą przyjacielowi. - Wiesz Moonshine, dziękuję ci... tą propozycją nakarmiłeś mnie do syta - odparł Willow. - Z jednej strony Willow ma rację - skwestował Strup - Nie wiadomo jak długo przyjdzie nam maszerować. Wszyscy są już zmęczeni. To nie ma sensu. - To był zły pomysł, żeby się tu pchać - podsumował Slash. Wówczas Roland, który wydawał się przez całą wcześniejszą drogę nieobecny rozmyślając o Błędnym Rycerzu, który ewidentnie brzmiał mu znajomo, lecz za żadne skarby nie był w stanie przypomnieć sobie z czym ma sobie go skojarzyć odparł: - A co? Wolałbyś być teraz na górze? Pff... banda półgłówków. - A może bym wolał - postawił się Slash - Może to Necroville to ruina, ale zachowujemy się jak tchórze. Wielu z nas się tu wychowało, a teraz tak po prostu mamy się podać. Nie... Ja wracam! - Do reszty oszalałeś - odparł Roland. - Młody ma rację. Trzeba bronić Necroville do ostatniego budynku i pokazać tym co je napadli gdzie jest ich miejsce. Wracamy! Ku zagładzie! - wygłosił swoje zdanie Baobab. - Nie będziesz mnie pouczał - odrzekł wyraźnie zdenerwowany Roland. - W takim razie głosujmy - wyszeptał Dragon. - No, wreszcie coś mądrego powiedziałeś - wywnioskował Willow. - Hyhyhy - zaśmiał się Dragon czując się doceniony. Przeciw opuszczeniu tunelu był jedynie Roland. Za cała reszta z wyjątkiem Uhu i Cloudy''ego, którzy w obawie przed gniewem kapitana wstrzymali się od głosu. - Niech wam będzie. Widzę, że nie mam ostatnim czasy nic do gadania - powiedział Roland wzruszając ramionami - Pożałujecie swojej decyzji kiedy będziecie wydawać ostatnie tchnienie. Wracali pospiesznie. Droga była już im znana, a mieli ochotę jak najszybciej to wszystko skończyć. Roland choć był przeciwny w głębi serca cieszył się, gdyż miał nadzieję rozwikłania sprawy Błędnego Rycerza. Widok jaki ukazał się ich oczom po wyjściu na powierzchnię był nie do opisania. Ruina w ruinie. Całe Necroville przypominało jeden wielki cmentarz. Puste ulice spływające krwią i jedynie w oddali jeszcze pojedyńcze krzyki. Jedynym ocalałbym budynkiem był ratusz. - Ratusz stoi nienaruszony. Jak mniemam skurczybyk, który nas zaatakował grzeje tam teraz swój tyłek razem ze swoją pieprzoną gwardią - nie krył nienawiści Slash. - Musimy się tam dostać i go stamtąd wykurzyć - wykombinował Dragon. - Dobra kurwa, byłem przeciwny, ale skoro już w tym siedzimy to teraz nie możemy dać plamy, jasne? - spytał retorycznie Roland. I ruszyli przed siebie. Po drodzę nie spotkali żadnego żołnierza. Zapewne wszyscy opijali swój tryumf. Nagle Roland usłszał jakby ktoś go wołał. Odbił od reszty i udał się w miejsce skąd dochodziły głosy. Za rogiem stała Margaret. - Co ty tu robisz? - nie krył zdziwienia Roland. - Cieszysz się, że mnie widzisz kutasiku? - spytała dziwka dając mu buziaka w czoło - Dawałam akurat d... To znaczy byłam z klientem aż wparował nam do pokoju jeden z żołnierzyków. Klient stracił głowę i to dosłownie, a mnie chciał wziąść ze sobą pewnie jako zdobycz, ale ja nie jestem jakąś szmatą tylko kobietą wyzwoloną no to kopnęłam mu w klejnoty i uciekłam. Biedak pewnie już nigdy nie zazna rozkoszy. Jakimś cudem udało mi się jakoś przeczekać tą rzeźnię. - Nie doceniałem cię mała - odparł z podziwem Roland - a teraz gadaj co z mieszkańcami, czy ktoś oprócz ciebie ocalał? - Obawiam się, że nie. Jedynie reszta moich koleżanek mogła ujść z życiem, ale teraz pewnie gwałcą je te skurwysyny pfu! - oburzyła się Margaret. - Chodź z nami może uda nam się odbić ratusz i przy okazji twoje przyjaciółki - postanowił Roland. - Zgoda kutasiku. Jeśli się uda to będę ci bardzo, bardzo wdzięczna - odparła dziwka całując go w czoło, lecz bardziej namiętnie niż poprzednio. Od tej pory Margaret była jedną z kamratek. Gdy byli już blisko ratusza ich oczom ukazał się widok, który przeraziłby nawet największego herosa. Wzdłuż drogi prowadzącej do głównego budynku Necroville jakim był ratusz na palach ponabijane były ciała młodych chłopców. Wówczas poczuli w sobie jeszcze większą chęć zemsty. Dotarli do ratusza. Było jasne, że coś jest nie tak. - To musi być jakaś pułapka - rzekł Cloudy i miał rację. Po chwili cała dziesiątka została otoczona przez setkę żołnierzy w spiczastych hełmach. Piraci stali w bezruchu czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Wówczas otworzyły się drzwi ratusza, a oczom kompanów i... dziwki ukazał się zakuty w stalową połyskującą zbroję mężczyzna, a twarz jego zakryta była hełmem z przyłbicą. Przepasany był złotym pasem, a wraz z wiatrem powiewała jego czerwona peleryna. Trzeba przyznać, że w blasku świecącego właśnie księżyca wyglądał jednocześnie zachwycająco jak i przerażająco. - Witaj Rolandzie - zwrócił się do kapitana rycerz. - Skąd znasz moje imię i czego chcesz od Necroville? - odpowiedział pytaniem Roland. - Skąd? Jak mógłbym zapomnieć imię mojego brata - rzekł tajemniczo rycerz. - BRATA!? - wykrzyczelii wszyscy. - Mój brat nie żyje - odparł niewzruszony Roland wyczuwając podstęp. Wówczas rycerz zdjął hełm, a oczom wszystkich ukazała się twarz - twarz Rolanda. - Kto to do licha jest? - spytał Uhu kapitana oczekując wyjaśnień. Lecz zanim Roland zdążył cokolwiek powiedzieć, rycerz wtrącił: - Jestem Filip. Brat bliźniak Rolanda - uznany za zmarłego, lecz wciąż wsród żywych. - To niemożliwe!!! - wykrzyknął Roland. - A jednak braciszku, a jednak. Może opowiesz swoim kompanom jak to doszło do mojej śmierci? Nie? Dobrze. Sam powiem. I zaczęła się opowieść Filipa. - Ja i Roland urodziliśmy się tutaj... w Necroville... dawno temu. Nasza matka zmarła przy porodzie. Ojciec był rybakiem i naprawdę musiał dużo pracować by zapewnić nam godziwe życie. Choć z Rolandem wyglądaliśmy jak dwie krople wody to nigdy nie potrafiliśmy się dogadać. Brat zawsze mi zazdrościł. Pewnego dnia poprosił mnie, żebym udał się z nim na ryby. Zgodziłem się wierząc, że chce w ten sposób wyręczyć starego i schorowanego ojca, ale myliłem się. Gdy byliśmy wystarczająco daleko od brzegu Roland wypchnął mnie z łodzi. Przekonany o tym, że się utopiłem wmówił ojcu, że zostałem porwany. To był dla niego tak wielki cios, że zmarł jeszcze tego samego dnia. Wyrzucony na drugi brzeg byłem nieprzytomny przez wiele miesięcy. Zaopiekowała się mną pewna rodzina. Od tej pory byłem dla nich jak syn, a i ja przywiązałem się do nich. Zakochałem się też w ich córce Margaret. No właśnie Margaret podejdź tu do mnie. - Przecież to dziwka! - wykrzyknął Roland chcąc zagłuszyć historię swojego brata. - Widzę, że dobrze odegrała swoją rolę skoro w to uwierzyłeś. Margaret pomogła mi poznać prawdę o śmierci ojca. Od tej pory marzyłem tylko o tym, żeby go pomśić bo to ty go zabiłeś swoim kłamstwem! Pytałem wszystkich, ale podobno nie widziano cię w Necroville od tamtego czasu. Wróciłem więc z Margaret do jej domu i postanowiłem wieść spokojne życie. Ojciec Margaret był oficerem w szeregach korony. Jako że traktował mnie jak syna szybko nauczył mnie fechtunku. Z biegiem lat sam zostałem oficerem. - Więc skąd przydomek ,,Błędny rycerz"? - spytał Roland. - Nie pamiętasz? Ojciec opowiadał nam tą historię zawsze przed snem. Marzyliśmy by zostać takimi wojownikami - ciągnął Filip - Pewnego dnia dotarła do mnie wieść, że wróciłeś do Necroville. Wówczas poprosiłem Margaret by udawała dziwkę i tym samym odszukała cię. Tydzień temu otrzymałem od niej list potwierdzający tę wiadomość. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko żeby raz na zawsze uczić pamięć ojca. - I musiałeś wymordować całe Necroville? Jesteś taki sam jak ja! Dosyć tego przelewu krwi. Stań do pojedynku na śmierć i życie. Jeśli wygram twoi ludzie zostawią nas i odpłyną. Jeśli ty wygrasz zrobisz co zechcesz - rzekł Roland. - Zgoda. Z przyjemnością zabiję ciebie, a potem całą resztę! - wysyczał rządny krwi Filip. Rozpoczął się pojedynek. Roland był bardzo pewny siebie. Ufał swoim mackom, ale zapomniał, że Filip uczył się walki od najlepszych i mimo braku nadprzyrodzonych zdolności wciąż był śmiertelnie niebezpieczny. - Marzyłem o tym od dawna. Walka w blasku księżyca. Jak myślisz bracie może ktoś kiedyś opisze tą historię w jakiejś opowieści? - spytał szyderczo bliźniak Rolanda. - Walcz, a nie gadaj! - podsycał emocje Roland. Walka była wyrównana. Bez wątpienia było widać, że to bracia. Mimo innych stylów walki ich ruchy były podobne. Mimo to Roland szybko stracił swe macki, które Filip sciął jednym zamaszystym rucem miecza. Z minuty na minutę Roland tracił siły i stało się to co musiało się stać. Filip wyprowadziwszy kontrę najpierw pozbawił brata cutlasa odcinając mu przy tym dłoń, a następnie pchnął go prosto w serce. Roland osunął się na ziemię. Był martwy. Wówczas dzwon ratusza wybił północ. Rozpoczął się nowy dzień... sobota. Filip uniósł ręce w geście tryumfu, lecz nagle puczuł ukłucie w piersi. Schylił głowę. Jego lewy bok przebił na wylot rapier po czym usłyszał cichy szept zza pleców: - Kochałam cię, a ty okazałeś się potworem To były słowa Margaret. Filip padł na ziemię i już się nie podniósł. Walka zakończyła się. Gwardziści Filipa mimo wszystko wykazali wyrozumiałość. Widocznie Filip traktował ich jak śmieci. Ciała braci spalono. Piraci z kolei zostali zapewnieni, że dołożone zostaną wszelkie starania by Necroville zostało odbudowane, lecz nikt z nich nie chciał tam dalej żyć i wyruszyli w niezane. Każdy w inną, nową podróż. Od tamtej pory minęło ponad 50 lat. Necroville zmieniło się nie do poznania, choć jest to wciąż ważny punkt handlowy. Mimo to historia ,,Błędnego rycerza" , Rolanda i jego zgrai wciąż żyje w ludziach, którzy osiedlili się w mieście po jego odbudowie. I to koniec tej opowieści. Możesz zapytać: Dobrze, ale skąd taka stara karczmarka jak ja zna te wszystkie szczegóły? Pewnie jakaś kolejna bujda... Już zaspokajam twoją ciekawość. Jestem Margaret... kutasiku
  2. Ciekawy konkurs nie powiem, sama bym coś nabazgrała, ale niestety gra nie w moich klimatach (tak wiem, Panowie mnie zjadą :) ). Przeczytałam trochę prac z nudów i powiem no,no... niektóre naprawdę interesujące, ale inne trochę zbyt przesadzone. Im dalsze tym miałam wrażenie, że co nie co się powtarza, więc moja ulubiona praca to taka jedna z pierwszych. Ciekawa, fajny język- taki bogaty- nie wiem jak ten gość to robi :P , śmiałam się jak dziecko, no i zwięźle bo to miało być w sumie dokończenie opowiadania i co najważniejsze nie połapałabym się, gdyby zespolono to w całość, że od pewnego momentu zmienia się autor, ale nicku nie podam, żeb nikt nie sugerował się moją opinią :)