Geo3

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    7
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O Geo3

  • Ranga
    Obywatel
  1. Dziwne bo wersja pecetowa ze sklepu uplay (nazywa się chyba Uplay deluxe edition) oraz steamowy deluxe zawiera w opisie 60 minut z Aveline ;)
  2. @TobiAlex Przecież pisałem wyłącznie o wydaniu Dishonored bo news jego dotyczy. Założyłem, że skoro nikt inny nie narzekał na wydanie Dishonored to jest to odosobniony przypadek. Sam niedawno miałem problem z dodatkiem zakupionym w Ubishopie, ale zamiast pisania na forum skontaktowałem się z pomocą i wyjaśniłem sprawę - zwrócono mi pieniądze. Gdybym miał dzisiaj problem zrobiłbym to samo, dopiero jeśli druga strona wyraźnie nie widzi swojej winy i nie przeprosi/zadośćuczyni to wtedy mogę pisać jaka to jest tragiczna. Ale rozumiem rozżalenie kolegi. Informację jak było u mnie umieściłem w celach informacyjnych a nie jak sugerujesz z powodu tego, że mam innych gdzieś. Przyznam Ci rację, że informowanie graczy na dwa dni przed premierą o przesunięciu premiery wersji konsolowych nie jest fair (to a propos XCOM) i na pewno nie przysporzy fanów Cenedze. Mam nadzieję, że wytłumaczyłem Ci bliżej swój punkt widzenia ;)
  3. U mnie było wszystko w porządku. Najeżdżanie na firmę z powodu pojedynczego przypadku nie jest poważne ;) PS. Gra już czeka na steamie na zniesienie blokady :)
  4. Lubię takie akcje. Miło mi się czytało Tydzień z Risen2 a teraz z Dishonored zaczynacie niezłym artykułem. Dzięki i miłego pisania :)
  5. Ja miałem gdzieś dalej, chyba przed ostatnim wyborem i kod czteroczłonowy. Ścieżki dokładnie niestety nie pamiętam.
  6. Wyświetlił Wam się jakiś klucz (kod) na 2 sekundy? Jestem ciekawy do czego służy, na wszelki wypadek zapisałem go sobie. Widziałem, że ktoś w komentarzach też jakiś miał ale inny.
  7. Geo3

    Dishonored w złocie

    Wszystkie gry, nie tylko te od Cenegi, można zarejestrować w Kompanii Graczy. Oczywiście jeśli ma się dowód zakupu ;)
  8. Wszechogarniające ciemności uniemożliwiały widzenie czegokolwiek. Światło pochodni leniwie rozpraszało mrok. Gdzieś z oddali do uszu naszej dzielnej kompanii dochodziło tylko miarowe kapanie wody, nie licząc odgłosów ich kroków. Nikt nie wiedział jak długo zajęło im dojście do miejsca w którym tunel rozgałęział się na trzy inne. Jedno było pewne wilgoć i odgłosy wydawane gdy któryś z członków kampanii niechcący nadepnął na szczura towarzyszyły im na każdym kroku. Dochodząc do rozwidlenia kapitan gestem dłoni zatrzymał swoich towarzyszy. Wszyscy dobrze znali ten gest. Znaczył po prostu tyle co milczeć i przygotować się na złojenie kilku tyłków. Roland odbezpieczył swoja broń i skradał się wzdłuż ściany jednoczenie uważając żeby nie nadepnąć na małe stworzenia krążące im między nogami, co z całą pewnością zaalarmowałoby tego lub to co usłyszał w jednym z tuneli. Nie był pewny czy rzeczywiście coś usłyszał ale nauczony życiem nie zamierzał ryzykować wpadnięcia w zasadzkę. Wmawiał sobie, że lepiej wyjść na przewrażliwionego głupca i znosić przez kilka dni żarty z tego powodu niż narazić swoich ludzi na niebezpieczeństwo. Gotowy do oddania strzału wyskoczył zza ściany by zaraz potem obserwować lot swojej broni i zostać odrzuconym do tyłu jakimś nienaturalnym sposobem. Piracka kompania nie kazała na siebie długo czekać gdy tylko usłyszeli stukot broni uderzającej w kamienną posadzkę tunelu popędzili na pomoc swojemu kapitanowi. Jakież było ich zdziwienie gdy zobaczyli go klnącego i próbującego odpędzić się od szczurów które wykorzystały okazję i postanowiły zbadać zawartość jego kieszeni. Z początku nie dostrzegli, że są obserwowani przez postać stojącą poza zasięgiem światła z ich pochodni. Chwilę potem wszystkie pistolety i ostrza były skierowane w jego stronę. Nieznajomy wyciągnął ręce do góry i podchodził coraz bliżej. Gdy zbliżył się w krąg światła ujrzeli zakapturzonego człowieka kojarzącego im się z mnichem wciąż unoszącego dłonie w geście uspokojenia. - Poproś swoich kompanów o opuszczenie broni. Kapitan tylko skinął głową na znak by uczynili tak jak mówi nieznajomy. Nie wiedział czym kierował się w tej chwili. Ciekawością kim jest człowiek który go powalił? - Dziękuję. Wiem, że nie powinienem był tak gwałtownie reagować. Wysłuchajcie mnie zanim zdecydujecie się mi odpłacic. Myślę, że to dobry układ – głos spod kaptura znów do nich napłynął. - Jak? - wykrztusił tylko kapitan, krzywiąc się z bólu. - Jak? To nie jest właściwe pytanie w tej sytuacji. Najpierw muszę wiedzieć czego tu szukacie i kim jesteście. - Obiecałeś nam wytłumaczenie do cholery, a teraz wymagasz odpowiedzi na swoje pytania? Mamy przewagę, mnie jednego mogłeś powalić jakimś hokus-pokus ale teraz nie jestem sam, więc to my dyktujemy warunki. - Spokojnie. Zaufajcie mi a ja zaufam Wam. Jesteśmy w tym samym miejscu i możliwe, że w tym samym celu. Tak więc domagam się współpracy. Najpierw Wy potem ja. Przecież nie chcemy by komuś stała się krzywda. Kapitan ze zrezygnowaniem machnął ręką, druga wciąż trzymając się za potłuczone plecy. - Roland jestem. Ten z rozwalonym czerpem to Dragon, goblinowate to Strup, goryl sprawiający wrażenie jakby zapomniał mózgu to Willy, ten ciemny to Baobab a reszta to Cluody, Moonshine, Uhu i Slash. Zadowolony? - Słuchacie Rolandzie. Jesteście w miejscu w którym nie powinniście się nigdy znaleźć. Zastanawialiście się co stało się tam na górze? Dlaczego przysyłają tu głupców pod pretekstem konserwacji tych tuneli? Powiem Wam, ale po drodze. Tu nie możemy zostać kto wie co będzie jak postanowią tu zleź. Nie możemy czekać w tym korytarzu aż nas znajdą. Kapitan po raz kolejny skinął głową swoim ludziom, dając znak do udania się za nim. Sam z kolei zajął się rozmową z nieznajomym. - Zacznij od tego kim kurwa jesteś. - Ech ...zawsze tak to się kończy – westchnął nieznajomy – To kim jestem dowiesz się w swoim czasie. Nie, nie zrozum nie źle. Doceniam, że mi zaufałeś a przynajmniej próbujesz mi to uświadomić. Zdecydowanie zbyt szybko podjąłeś decyzje bym w pełni uwierzył w Twoje intencje. Mam rację? Roland ze złością popatrzył na zakapturzonego nieznajomego i splunął po nogi. - Tak masz rację. Nie doceniłem Cię. Chyba miałeś nam coś opowiedzieć po drodze. - Udało Ci się dojrzeć nazwę statku, który przybył do miasta? - Taaa ... „Błędny Rycerz”. A co to ma do rzeczy ? - Mieliście pecha trafiając do Necroville właśnie teraz. - Gadaj sensowniej do cholery a nie przewracaj się ze mną słówkami. Męczy mnie to już. - Oczywiście, jakie to typowe dla Was z góry. Cierpliwością nie grzeszysz, panie kapitanie – ironicznie stwierdził prowadzący ich przez ciemności człowiek - Widzisz ten statek, jego załoga nie jest do końca realna. Od zawsze krążyły legendy o statku-widmo przynoszącym nieszczęście tym którzy nie są godni przemierzania bezkresnych wód oceanu. Z jakiegoś powodu Necroville jest nawiedzane przez ten okręt od kilku pokoleń. - Naprawdę sądzisz, że to jakiś statek z legend? - Roland przewrócił oczyma i zarechotał – Słuchaj, byłem tam. Widziałem ludzi, walczących prawdziwych ludzi, próbujących wymordować wszystkich łącznie z moja załogą. Flaki i krew latały na wszystkie strony. A ty myślisz, że to jakaś ożywiona legenda? Legendy nie zabiją ludzi. Po prostu są i tyle. - Uważasz, że to nonsens? Proszę bardzo, ale jak zginiecie z ich ręki i dołączycie do ich trupiej armii nie miej do mnie pretensji. - Przyjmijmy tylko teoretycznie, że twoje bajdurzenia są prawdziwe. Co to powoduje i jaki ma cel? - Zdaje się, że miasto zostało splugawione przez ród który jakiś czas temu władał tymi ziemiami. Jak łatwo możesz się domyślić to wtedy po raz pierwszy pojawił się ten okręt z ze swoja upiorną załogą. Byłem tam wtedy. Nikt nie chronił zwykłych ludzi. Uciekłem razem z niewielka grupą do tych kanałów. Mamy tutaj coś w rodzaju bazy. Nie jestem do końca zwykłym człowiekiem. Param się magią ale nie jestem w stanie zrozumieć magii która jest w to zaangażowana. Myślę, że jedynymi którzy może dali by radę byli by szamani plemienia, zamieszkujący ten półwysep ale nie jestem w stanie się z nimi skontaktować. Oni wygineli. - Mam tu kogoś kto może Ci pomóc. Może i pochodzi z pewnej małej wyspy setki mil stąd jest całkiem niezłym magiem gdyby nie to, że nie do końca kontroluje swoje zdolności pewno byłby na moim miejscu. Baobab cho no tu. - Zagłada! Być tu! Ja widzieć na niebie! - Baobab z przerażeniem w oczach wypowiedział te słowa do naszego magicznego nieznajomego. - Już to słyszałem. Gdy byliśmy na górze. - zamruczał pod nosem Roland - Baobab do cholery ogarnij się i powiedź nam coś przydatnego. - Akasi don''si myzjo kadazi? - zapytał w nieznanym kapitanowi języku mag. - Si, akasi tela gonsi – odpowiedział Baobab. - Twierdzi, że to klątwa. - Zagłada przyzwać lud. Człowieki złe w miasto być. Statek nawracać. - Jeśli dobrze rozumuję to władcy miasta uaktywnili jakaś klątwę i uciekli. Necroville jest obecnie pełne brudu, anarchii, rozbójników, wyrzutków i kto wie czego jeszcze. Na dodatek bagna oddzielające półwysep od reszty lądu są pełne chodzących umarlaków i innych plugastw. Widmowy „Błędny Rycerz” przybywa by oczyścić to miasto z niegodziwości, ale wszystko im jedno czy zabiją przy okazji niewinnych. Jedynym wyjściem z sytuacji jest dezaktywacja klątwy. Kluczem do sprawy wydaja się być bagna do których jesteśmy w stanie się dostać tymi właśnie tunelami ale najpierw udamy się do naszej kwatery w jednej z sal do których zaraz dojdziemy. Tam się zastanowimy co dalej. Czy to Wam odpowiada ? - Nie mamy wyboru. Z jednej strony szaleńcy i jatka z drugiej obłąkany mag. Z dwojga złego wolę przeżyć. Nie mogę się doczekać opuszczenia tego pieprzonego miejsca, nawet jeśli oznaczało by to wpadniecie w łapska umarlaków. Nagich wilgotnych ścian każdy z załogi miał już dość, więc z ulgą powitali pierwszą z sal. Mała na planie kwadratu z płonącymi pochodniami na ścianach i kilkoma łóżkami. Prosto i minimalistycznie urządzoną ale jaką radość sprawiał widok łóżka po godzinie błąkania się po ciemnych korytarzach. Zakapturzony mag zaprowadził ich jednak do drewnianych drzwi na końcu komnaty. Zapukał trzy razy. W odpowiedzi usłyszał ten sam sygnał z wnętrza. Zaraz potem drzwi otworzyły się. Kolejne pomieszczenie było cztery razy większe od wcześniej mijanej improwizowanej sypialni. Na środku stał solidny, lekko podniszczony stół. Oświetlenie zapewniało kilka wytartych, pokrytych łuszczącą się złota farbą świeczników. Za stołem siedziało już sześć osób. Byli identycznie ubrani jak mag robiący za przewodnika grupie Rolanda. Szare wełniane habity, gruby sznur w pasie i kaptur naciągnięty na głowę tak, że nie widać było twarzy. - Kogo przyprowadziłeś? - zapytał ostro jeden z siedzących. - Spotkałem ich w tunelach. - odparł nieznajomy mag. - A co jeśli to oni? Przecież „Błędny Rycerz” znowu się pojawił. Jeśli sprowadziłeś na nas zgubę … - Ręczę za nich. To nie upiory. – przerwał mu ostro - Rolandzie to osobnicy z którymi uciekłem podczas pierwszego ataku „Błędnego Rycerza”. Jam jest Curnir. - Widzę, że bardzo przyjaźnie są nastawieni te przydupasy siedzące na czterech literach – z nieprzyjemnym uśmieszkiem odrzekł Roland. - Mamy szansę. Dziwnym trafem wśród tej zgrai piratów znalazł się mag. A raczej mago-szaman. Udało mi się mniej więcej uzgodnić co należało by zrobić. Nazywa się Baobab i pcohodzi z plemienia podobnego do tego który tu żył – Curnir zignorował uwagę kapitana i zwrócił się do reszty towarzystwa. - Zagłada! - ryknął Baobab - Możemy raz na zawsze przegnać klątwę „Błędnego Rycerza”. Baobab musi znać rytuał. Udamy się na bagna. -Prawdopodobnie tam ją aktywowano. - Zaraz, zaraz … A co z nami? - zapytał Roland. - Albo nam pomożecie albo zostaniecie tu z nami aż ktoś za nas zdejmie klątwę. Wybierajcie. Cała piracka załoga wpatrywała się z uwagą w twarz swojego kapitana, nawet Willy z szeroko otwartymi ustami z których powoli skapywała ślina wdzięcznie naśladując odgłosy z kanałów. Roland wiedział, że wybór jest tylko jeden. Jeśli nie pomoże to ich życie ograniczy się do przebywania w tych tunelach prawdopodobnie do końca życia. Bez dziwek, rumu, swojej łajby, szlajania się po morzach. Nie zdecydowanie nie byli by w stanie się do tego przystosować. Lepiej umrzeć pomagając niż skazywać się na takie życie. - Pomożemy. Jest jeszcze jedna sprawa. Slash twierdzi, że wysyłano do kanałów ludzi aby o nie dbali tymczasem nie spotkaliśmy ani jednego … - Posądzasz nas o morderstwa czy może od razu o kanibalizm? - zaśmiał się Curnir – Oczywiście żyją, ale ktoś musi polować. W pobliżu bagien występuje trochę zwierzyny. Kilku z nich wciąż dba o kanały i dokarmia szczury bo gdybyśmy ich nie karmili to by nas zjadły. Nie jesteśmy w stanie ich wybić, za szybko się mnożą. Część dba o bezpieczeństwo drugiego wejścia tego do którego się udamy. Wypocznijcie i zjedzcie coś w sypialni a my przygotujemy wszystko na jutro. Rolandzie i ty Baobabie wy zostańcie. Pozostali piraci udali się do sali przez która przechodzili wcześniej, lecz każdy z nich miał kłopoty z zaśnięciem. Po kilku godzinach wytężonych obrad w wielkiej sali szarzy bracia, jak ich nazwał Roland, opracowali plan rytuału korzystając z wiedzy Baobaba. - Wstawać szczury, jeśli chcecie posmakować jeszcze kiedyś prawdziwego życia dziś musimy uwolnić to miasto. - - Udamy się na bagna gdzie Ci szarzy wraz z Baobabem odprawia jakiś rytuał. Naszym zadaniem jest ochrona ich coby nie zeżarły ich truposze. Na pohybel statkom-widmo! - Nienawidzę chodzących trupów – parsknął z wściekłością Dragon. Chwilę później Curvir dał znak do wymarszu znów robiąc za przewodnika. Droga do wyjścia na bagna nie była długa ale tunele po tej stronie miasta były jeszcze bardziej wilgotne i pełne szczurów. Przy wyjściu spotkali się z małym oddziałem chroniącym go przed nieproszonymi mieszkańcami bagien. Połowa z nich dołączyła do pirackiej zgrai. Razem dojdziemy do kamieni w centrum bagna potem musicie zapewnić nam ochronę. Nikt nie może nam przerwać rytuału. Trzymajcie ich na dystans. Czeka Was wielka próba ale warta zachodu. Możemy przywrócić tu spokój raz na zawsze. Ruszajmy. - Curvir dał znak do wymarszu. - Czy zawsze tu tak leje? - skrzywił się Roland. - Dziwne, że o to pytasz. Bo Necroville słońca nie widziało od pierwszej wizyty „Błędnego Rycerza” w mieście. - Pięknie, kurwa, pięknie. Marsz nie trwał długo. Pierwszego trupa spotkali po kilku minutach, Dragon trafił go ze swojej niezwykłej broni. Z każdą minutą pojawiało się ich coraz więcej. - Curvir! - ryknął Roland. - Nie damy rady! Musicie odłączyć się od nas i podążać dalej. Róbcie co musicie. My ich odciągniemy. - Rozumiem. Idziemy – zawołał na pozostałych szarych. Gdy tylko Baobab z Curvirem i jego towarzyszami się oddalili. Roland postanowił zmienić kierunek i poprowadzić umarlaków z powrotem do wejścia do tuneli. Miał nadzieję, że zdążą wrócić do magów zanim ci rozpoczną rytuał. - A masz kurwa! - krzyknął Dracon przecinając w pół kolejnego zombie. - Po co ich przecinasz zamiast odrąbać głowę? - pytająco ryknął Slash walcząc z trzema umarlakami naraz. - Żebyś umarł od tego smrodu – odkrzyknął ze złośliwym uśmieszkiem Dragon. Staranie przetrzebiali zastępy żywych trupów, myśląc tylko o tym żeby nigdy się nimi nie stać. - Ostatni skurwysyn – skwitował Roland – Wracamy do reszty. Migiem! Gdy piraci dotarli na miejsce ich oczom ukazał się mała wysepka na której siedem sporych bloków z kamienia tworzyło krąg pośrodku którego wnosił się zniszczony obelisk. Niby nic nadzwyczajnego ale powietrze aż wibrowało od nadmiaru magii. - Wreszcie jesteście. Przygotowujemy się do odprawienia rytuału. Każdy z nas – uciekinierów ma odrobinę mocy. Staniemy przy tych blokach – Curvir wskazał ręką na bloki tworzące krąg. - Z kolei Baobab będzie nadzorować ceremonię. Jako jedyny zna formułę, możemy mu tylko pomóc nakierowując energię tego miejsca aby wspomogła jego własną. - Zdurnieliście. Baobab nie panuje nad własną mocą. Może jeszcze bardziej nam zaszkodzić. - Nie Rolandzie, kontroluje swoją magię ale tylko we własnym języku. To Wasz język go ogranicza. Źle wypowiedziany wyraz zmienia postać zaklęcia na taką której skutki trudno przewidzieć. Gdyby on o tym wiedział prawdopodobnie nigdy by do Was nie dołączył. Jeśli chcesz się na coś przydać każ swoim ludziom utworzyć krąg dookoła nas. Nie wiemy co się stanie. Pod żadnym pozorem nie rozpraszajcie się. Jeśli dojdzie do walki musicie starać się utrzymać pozycję, aż Baobab nie przegna klątwy. Zrozumiano? - Jeszcze czego kurwa, kapitanie to czysty nonsens! Pozwól mu przemówić do rozsądku mojej strzelbie! - Dracon z niezadowoleniem pokręcił głową. - Dość głupcze! Jeśli chcesz przeżyć to naszą jedyną szansą jest zrobienie tego co żądają. To się tyczy Was wszystkich kurwa! Ustawiać mi się tu w kółeczku i pamiętajcie o tym co mówił nasz zakichany Curvir. Piraci bojąc się kolejnego wybuchu złości rozdrażnionego już Rolanda spełnili jego rozkazy. - Baobab zaczynaj – rzekł Curvir, - Akasi, Akasi! Acja je ibuiz dywukyt apanaruki chcein! Lacoot saim jelad amcizda lbzsyk anogy wazrecyr! Akasi now! Akasi now! Wokół obelisku pojawił się wir powietrza, a sam obelisk emanował błękitną poświatą. Baobab został umieszczony wewnątrz coraz to większej wirującej trąby nie przerywając wykrzykiwać swoje zaklęcia. - Akasi! … Akasi! Yreloh cod zdjedo elaata iwsezow tsagul pymezrtez! Wir przyśpieszał i rósł z każda sekundą pokonując już połowę drogi między obeliskiem a kamieniami. Szarzy Bracia z niepokojem patrzyli na siebie, wciąż próbując zmusić energię obelisku do zmiany frontu. Wzmocnienia Baobaba. Nagle szum powietrza i wrzaski Baobaba rozdarł pełen paniki okrzyk Willego. - Taaa taaa taaa taaaaaaam! Roland pamiętając o ostrzeżeniu Curvira cudacznie wygiął się do tyłu aby zobaczyć co tak przeraziło gorylowatego pirata. To co zobaczył z pewnością widywał dotąd tylko w koszmarach sennych. Wysoki na dwa metry stwór. Z mackami oblepiającymi upiorną twarz, szarozielonej skórze, dwiema parami wodnistych czarnych oczu lśniących blaskiem obelisku. Gdyby nie groza sytuacji może i by się zaśmiał na widok stroju tego stwora. Podarte pantalony, łatana koszula i za mały kapelusz kapitański dopełniały tą postać. Spanikowani piraci szybko rozpoczęli wystrzeliwać salwy pocisków w obce monstrum. Jedna salwa. Druga. Trzecia. Czwarta ...Pokraczny stwór dalej parł naprzód jak gdyby ich nie zauważał. Piraci stali jak sparaliżowani ogarnięci strachem. Monstrum weszło w krąg z kamieni a potem w wir, stając przed Baobabem. - Lug lug epudim cacar wazeim sotk? - zagulgotał potwór. - Ot saim otlaco einape isice jaddo! - odpowiedział Baobab klękając przed przybyszem. - Owtsa gulpott seja icizo gejow tendo gein! - stwór łypnął na niego obiema parami oczu. - Abe zrto ceiborei sicca ddo hcywilzom zyz sywjan tyzc zsazot. - Iceiz dhcio wsald meiz hcytnapy nnei gaba jmywa ksal lug lug – odparł stwór drapiąc jedną twarzowa macką w czoło – ycin letre imsin rudhcy massaw zezrpy nawzyz rpketatsy womdi weino gdoae icyze jowsim zsadda. Baobab wyciągnął swój kordelas popatrzył Panu Bagien w twarz i przebił sobie pierś, przed śmiercią wychrypiał tylko „O Akasi”. Monstrum weszło w jego martwe ciało jak duch. Obelisk i wir nagle zniknęły. A pośród szarych chmur pojawiło się nieśmiało słońce. Roland uśmiechnął się pod nosem. Wolność. - Dlaczego to zrobił? - zapytał kapitan patrząc na martwe ciało Baobaba. - Zaciekawił swojego Boga, wykorzystał jego ciekawość aby ten wygnał klątwę, niestety Pan Bagien jak każdy bożek chciał coś w zamian. Chciał jego - wyjaśnił Curvir. - Skoro klątwa już załatwiona to czas zadać ostateczne pytanie. Twierdziłeś, że Ci którzy ją zesłali uciekli. Czego nam nie powiedziałeś? - To my. Szarzy bracia jak nas nazywasz. Rządziliśmy miastem. Mięliśmy władzę i moc. Nie wystarczało nam to jednak, popełniliśmy błąd. Chcieliśmy wykorzystać jeszcze moc plemienia które właśnie w miejscu w którym stoisz miało swoje święte miejsce. Nie udało się. Z powodu swojej pychy ściągnęliśmy na Necroville zgubę. - I uciekliście do kanałów jak tchórze czekając aż kto ją przegna za Was? Baobab przez Was zginął oddając się temu potworowi. Nie myślisz ze czas spłacić swój rachunek? - Roland sięgnął po broń. - Zaczekaj! Zapłaciliśmy już cześć raty za swoją zbrodnię! Jak myślisz dlaczego przez ponad 100 lat siedzieliśmy w tych tunelach? Ratowaliśmy ludzi, tak jak Was gdy weszliście do nich. Dbaliśmy by do miasta nie wpadły hordy trupów. „Błednego Rycerza” i potworów z głębin nie potrafiliśmy pokonać bo to one były głównym składnikiem klątwy! Nie zabiliśmy Baobaba on dobrowolnie oddał się swemu Bogu dla Was i dla nas. Roland prychnął zniecierpliwiony i odwrócił się do swoich ludzi. - Wracamy do portu. Znajdziemy resztę i zmywamy się z tego kretyńskiego miasta. Zostawimy ich z tym burdelem. Niech ludzie sami ich osądzą. Kompania wróciła do portu. Gdyby nie widoczne uszkodzenia można by pomyśleć, że nigdy nie było tu żadnego statku. Ciała wszystkich wybitych wrogów zniknęły. Pozostały jednak wspomnienia tych którzy w tym uczestniczyli. Jeszcze tego samego dnia piraci opuścili Necroville obierając kurs na zachód.