Buscetta

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    24
  • Dołączył

  • Ostatnio

Posty napisane przez Buscetta


  1. Ja też Wam dziękuję za grę! Może zbyt długo nie udało mi się być aktywnym graczem, ale to był praktycznie mój pierwszy raz (chociaż Kalenosa podejrzewałam na samym początku :P). Ale śledziłam w skupieniu do końca łącznie z postem kończącym :))


  2. Dnia 23.04.2012 o 21:36, Magwisienka napisał:

    Podczepiłam się pod Wayzina,
    bo jego teoria ma całkiem sporo sensu. Ty się niby pod nikogo nie podczepiałaś tworząc
    swoje sztuczne argumenty przeciw mnie? No i tru, nie umiem stworzyć własnej teorii :(


    Jak widac moje teorie wcale nie są sztuczne :) Potrafiłam wypowiedzieć się na temat swoich typów, pokazałam że mam kilka podejrzeń. A Ty jak widac robisz duzo szumu wokół, ale sama niczego o nikim wprost nie powiesz. Ja jestem łatwym dla Ciebie, bo dopiero się uczę. Ale ok, przyjmuję Twój wybór. Faktem jednak jest, że nie potrafisz się samodzielnie wypowiedzieć o innych, tylko papugujesz argumenty innych. Świetny sposób - działasz aktywnie, buntujesz resztę, ale od siebie nic nowego nie dajesz. Jeden raz, drugi uda ci się w ten sposób, ale w końcu ktos to zauważy.


  3. Dnia 23.04.2012 o 21:12, Wayzin napisał:

    ka_le i Buscetta - je potraktuję razem, bo i sprawa jest ciekawa. Przy ich braku niedoświadczenia
    można założyć pewne wpadki,


    Przy braku niedoświadczenia? Czyli, ze co, jednak jestem doświadczona czy jak? ciekawe bardzo :P

    na przykład takie, że ka_le jako kandydatkę do linczu wspomina

    Dnia 23.04.2012 o 21:12, Wayzin napisał:

    Magwisienkę, choć to jeszcze nie jest definitywne (było za wcześnie- lepiej przecież
    nie głosować jako pierwsza), a Buscetta co robi? Głosuje właśnie na Magwisienkę. Warte
    odnotowania jest też to, że ka_le przy jednoczesnej krytyce Magiwisienki dodaje, że obrona
    Buscetty wydała jej się wiarygodna i odsunęła tym samym od niej podejrzenia (!). A co
    pisze Buscetta o ka_le? "Ka_le – nie widzę motywu, dla jakiego miałaby by zabijać.
    Chociaz kto wie, co tam skrywa za habitem ;)"


    Co prawda ka_le wspomniała pierwsza o wytypowaniu Magi, ale też zastanawiałą się nad innymi osobami, w tym nad Avalonem. Do tej pory nie oddała głosu, więc nie wiadomo kogo wybierze, co oznacza że nie ide za jej głosem, tylko za własnym. Póki co Rob oddał głos na Magi, więc co, jego też papuguję?

    swoją droga to co teraz pisze Magi utwierdza mnie w przekonaniu, ze dobrze oddałam głos. Szukała, szukała aż się doszukała. Ewidentnie dzis próbuje znaleźć kompana, z którym mogłaby zagłosowac na te samą osobę. Najpierw próbowała wkręcić Fiarota, ale że nie wyszło, podczepia się pod Wayzina i ciągnie jego teorię (bo własnej stworzyć nie umiała). Dzieki temu może uratować siebie, jako członka mafii. Nie jest do tego całkiem ułożona i zdecydowana, stara się stworzyć poczucie, ze nie do końca się odnajduje (co chwilę zauważa swoje błędy), więc przecież nie może byc mafią. Jak na moje cały czas jest mocno podejrzana.

    Uderzanie w katjapestkę mijało sie z celem. wszyscy już wczesniej zdązyli poprawnie zauważyć, że katjapestka dąży do autozlinczowania. Po co więc było ją zabijać, skoro można ją było miec z głowy i bez tego? Na kataniego tez nie wygladała, bo była zbyt cicha, w zasadzie w ogóle jej nie było.


  4. Zgodnie z moimi wcześniejszymi zapowiedziami, mój głos oddaję dziś na Magi (czym pewnie śmiertelnie się jej narażę, ale i tak ma wobec mnie iście mafijne podejście). Stwierdzenie, że jestem w mafii mega nie trafione. Oddałam głos praktycznie po czasie, wpadając na forum w ostatnim momencie, co zauważył Wayzin i nie miałam czasu na analizowanie ile głosów na kogo jest oddanych. Oddawałam głos zgodnie z tym, co sobie wcześniej postanowiłam. Do ponurego i Booddy''ego nawet nie zdążyłam się odnieść.
    Czekałam na jakiś konkretny ruch z jej strony, ale robi to, co wczoraj - ślizga się. Jej odpowiedzi niczego nie wnoszą. Jedzenie, cukierki, tłuszczyki, a gdzie konkret? Zero obrony, ale podlizanie się Fiarotowi masakryczne (co mogłoby wskazywać, że próbuje go do siebie przekonać, więc byc może próbuje ukryć funkcjonowanie w mafii). Generalnie znów wychodzi mój brak wiedzy na temat Waszego stylu gry. Ale moja decyzja zapadła.

    ------------------------------------------------

    Lincz => Magi


  5. trzecia grupa – osoby, które mnie najbardziej zaintrygowały.
    Rob – jak na moje zbyt mocno próbuje zrobić z siebie wariata, co to nie jest zdolny do niczego konkretnego. Świetny sposób na odwrócenie uwagi od tego, że mógłby być poważnym zabójcą. W fabularne próbuje zrobić siebie lidera i tak jak pisałam wczoraj – może to jest sposób na to, żebyśmy mu zaufali i nie atakowali.
    Fiarot – facet na początku nie rzuca się w oczy zbytnio, pisze, udziela się, ale tez przez przesady. Wczoraj przed głosowaniem zmasowany atak, wręcz wrzask, jakby próbował odwrócić od siebie uwagę. Szuka ewidentnej zaczepki, jakby chciał wyczuć, kto będzie najlepszym celem do zlinczowania, na kogo zwrócić uwagę reszty, co zresztą zrobił swoimi typami. Nie jestem w stanie ocenić jednak, czy gra konwencjonalnie czy nie, bo nikogo z Was wczesniej nie znałam. Jedno jednak widać – wybitnie mocno kontroluje czas, ilość głosów, próbuje sterować wynikiem, jednak nie robi tego nachalnie, tylko z pomysłem. Trudno go ocenić.
    Avalon – genralnie wzbudza moje duże podejrzenia, ale przyznaje, ze może to być wynik tego, co piszą inni. Dużo mówi się o jego dotychczasowej taktyce stosowanej w grze. A ja znow niestety nie znam i nie wiem, jaka była jego taktyka. Generalnie uważam, że jest dobrym typem na mafiosa. Tłumaczenia pokrętne, w sumie nic konkretnego, za to już przy własnej obronie bardziej waleczny. Gdyby był członkiem mafii, to chyba pasowałby mi do Fiarota.

    Generalnie, skoro już odnosimy się do starych i nowych graczy, moim zdaniem mafia jest wśród starych wyjadaczy. Morderstwa są dokonywane w taki sposób, żeby uatrakcyjnić grę. Jak sami po części wskazali, grają zbyt rzadko, żeby pozwolić sobie na łatwiznę. Jednak nie znam Waszych sposobów na grę i nie mogę dokonać takiej analizy gry, jak co niektórzy, a szkoda, bo to by sporo do oceny zachowań wnosiło.


  6. Pierwsza grupa, którą omówię, to osoby, co do których mam mieszane uczucia.
    Garrincha – niby cichy i zbytnio nie rzuca się w oczy, a jednak nadal nie rozumiem po co po fakcie przyznaje się do tego, że znał Lewczuka. Co miało to wnieść do gry? Później lakonicznie stwierdza, że nie wiedział, że to ma znaczenie. Przecież tutaj wszystko ma znaczenie. Jednak jak na członka mafii wydaje mi się zbyt mało aktywny.
    Kindziuk – jest aktywny, ale nie wnosi niczego szczególnego. Chociaż jest już chyba doświadczonym graczem i może chce stać tak nieco z boku. W sumie dobrze to roni – jest aktywny, nikt mu nie może zbytnio zarzucić, że nie działa, a jednocześnie nikomu zbytnio nie rzuca kłód pod nogi. Wszystko wyważone. Jednak na chwilę obecn nie mam mu czego tak konkretnie zarzucić.
    Magi – zgadzam się z poprzednikami, taka troszkę „lisica”. Nie do końca zdecydowana w kogo by uderzyć. Podszczypuje każdego po trochu. Doczepia się do Rosjan, jakby chciała zwrócić na kogoś szczególną uwagę. Może jest w tym cel i powinniśmy to zauważyć? Nie rozumiem oddania przez nią głosu na kindziuka, bo wczesniej w żaden sposób tego nie sygnalizowała, a potem taki bardzo bezpieczny strzał. Albo robi to nieświadomie (w co nie wierzę, bo nie gra pierwszy raz), albo bardzo sprytnie ślizga się po ludziach, nikomu zbytnio krzywdy nie robiąc, a jednoczesnie nie zwraca na siebie uwagi. Ciekawa jestem dzisiejszych wypowiedzi, bo jest kandydatką do linczu na dziś.
    Wayzin – początkowo wzbudził moje podejrzenia, zachowywał się dziwnie, a potem nagle znikł, jakby nie umiał się wytłumaczyć. Dlatego wczoraj stał się moim celem. Dziś jednak nieco zmieniłam o nim zdanie, przyjmuje jego argumenty. Jednak znak zapytania ciągle jest.

    Druga grupa – na ten moment raczej niewinni. Zaliczam do nich:
    Zendomiona – póki co według mnie nie przejawia jakichś oznak, aby go uznać za członka mafii. Raczej stara się nie narazić, jak dla mnie działa całkiem z sensem.
    Ka_le – nie widzę motywu, dla jakiego miałaby by zabijać. Chociaz kto wie, co tam skrywa za habitem ;)
    Kalenos – początkowo brałam go pod uwagę, ale obecnie wydaje mi się zbyt cichy. Członek mafii starałby się bardziej udzielać i sprytnie grać, a Kalenos aż rzuca się w oczy tym, że jest mało aktywny i w sumie nie wypowiada się konkretnie o nikim i niczym. Bardziej skupia się na fabularne (jak zreszta pewnie i ja :P) i na dzien dzisiejszy nie jest moim typem.


  7. Buscetta przysiadła przy potoku, obok czyszczącego rybę Zendemiona i zamyślonej zakonnicy, żeby odpocząć. Cały dzień była milcząca. Bo i co miała powiedzieć? W tak krótkim czasie zginęły 4 osoby. A najgorsze było to, że morderca był wśród nich. Wydawał się być wytrawnych graczem, który ma ich za zabawki, które można ot tak, zrzucić ze skały czy zadźgać. Im samym udzieliła się agresja, co zaskutkowało śmiercią 2 niewinnych osób. Oj, jeśli nie odnajdą wśród nich zabójcy, nie dotrwają do szczęśliwego końca... Buscetta zajrzała do plecaka, miała tam kilka ciasteczek zabranych z samolotu. Spojrzała na siedzących obok i rzuciła do nich paczuszkę.
    - Zjedzcie ciasteczko! Chociaż tyle przyjemności, póki jeszcze żyjemy....


    Najpierw odniosę się do słów Fiarota:

    Dnia 23.04.2012 o 18:22, Fiarot napisał:

    Co
    innego Buscetta. Najpierw zaczepiana przez Magwisienkę niewyraźnie próbuje rozwinąć swoje
    myśli na temat ''z góry'' uniewinnionych oraz podejrzewanych osób. Potem znika. Wpada
    minutę po czasie. Lustruje prawie wszystkich, głosuje na Wayzina. Wygląda to trochę w
    ten sposób, że było jej najwygodniej wskazać właśnie jego. Bo nie wiadomo, kto on jest
    i mało pisał.


    Pisałam, póki się dało. Niestety, nie mam możliwości siedzenia non stop przy komputerze, to że wczoraj w ogóle zdążyłam to i tak cud. Nie zdążyłam już wiele napisać, bo skończył mi się czas. Wayzina wskazałam dlatego, że na tamten moment wydawał mi się najbardziej podejrzany. Nie mam doświadczenia "starszyzny",to praktycznie moja pierwsza rozgrywka, więc trudno mi tak w pół minuty zrobić mega wywód psychologiczny. Wayzin

    >W oczy rzuca się jednak, że w poście z 21:31 nie mamy opisanych liderów

    Dnia 23.04.2012 o 18:22, Fiarot napisał:

    głosowania + głos idzie na Wayzina, a nie na równie milczącą katjapestkę. To daje do
    myślenia.


    chciałam napisać co myślę o wszystkich, żeby nie było zarzutu, ze kogoś pomijam czy unikam, ale jak wyżej pisałam - czasu mi nie starczyło. Wchodząc tutaj miałam już zamiar oddania głosu na Wayzina i tak też zrobiłam. z braku czasu wolałam odnieść się do osób, które raczej miały pozostać w grze, bo byłam ciekawa ich rekacji, co mogło miec wpływ na moje dalsze typy. Katjapestki nie ruszałam, bo i co miałam o niej powiedziec, skoro napisała raptem jednego posta, który niczego jak dla mnie nie wnosił - to byłaby strata głosu, tym bardziej, ze jak zauważyliście juz kilkakrotnie, zmierzała ku temu, że zlinczuje się automatycznie sama.

    >W dodatku Buscetta, mimo że nieco uaktywnia się późnym wieczorem i daje sygnały,

    Dnia 23.04.2012 o 18:22, Fiarot napisał:

    iż zaznajomiła się z lekturą wcześniejszych postów (wypowiedź z 23:37), w żaden sposób
    nie odnosi się do mojego posta z 18:56. Nie chce robić szumu wokół siebie? Chyba właśnie
    przyniosło to wręcz odwrotny skutek.


    Odnosząc się jeszcze do tej wypowiedzi - dzisiaj żeby nie było odniosę się do konkretnych osób.


  8. W tak krótkim czasie tyle się wydarzyło. Śmierć aż 3 osób. Co to się działo? Na dodatek dalej nie wiedzieli, kto zabija.
    Buscetta była w szoku. Nie, to mało powiedziane. Była przerażona. Co będzie dalej? Tyle słów i skarżeń padło, a oni usmiercili 2 niewinnych ludzi. Do tego dokonano kolejnego mordu.

    Trzeba będzie sobie wszystko przemyśleć i już konkretnie ze wszystkimi to przedyskutowac, bo inaczej wszyscy zginą. Tymczasem postanowiła trzymać się blisko innych ludzi i nigdzie nie oddalać, by poczuć się choć odrobinę bezpieczniej....


  9. Dnia 22.04.2012 o 21:23, Fiarot napisał:

    Ja z tego forum nie kojarzę ani ka_le, ani Buscetty, zakładam więc, że w tym temacie
    są całkiem nowe (chociaż niewykluczone, że grały już w mafię gdzie indziej, ale nie jestem
    w posiadaniu tego typu informacji).


    -------------------------
    Grały to za dużo opowiedziane. Raz przez 2 dni (bo potem mnie zabili) kilka ładnych lat temu, więc brak mi Waszego doświadczenia. Dlatego dopiero teraz jestem w stanie wypowiedzieć się na temat godziny głosowania i dziękuję za mianę.


  10. Buscetta, mimo szalenie potwornego bólu głowy, który nie pomagał w skupieniu, postanowiła dokonać wyboru.

    - Początkowo brałam mocno pod uwagę naszego studenta medycy, jako potencjalnego mordercę. Fakt, ze zna się na medycynie pozwoliłby mu skutecznie i szybko zadać odpowiedni cios. W dodatku wczesniej siedział z książką do anatomii, a więc mógł coś jeszcze sprawdzać. Z drugiej strony, chyba nie byłby tak głupi, żeby jawnie się z tym pokazywać. Ten typ więc odpadł. Magi - dziewczyna z wyglądu odważna, nie boi się powiedziec, co myśli, więc może i nie bałaby się zadac ciosu? Ta mozliwośc też odpada - za dużo mówi, żeby jawnie sie narażać. Siostra ka_le - nie mozna jej oceniać pod względem tego, ze jest zakonnicą, jednak sprawia wrażenie osoby, która staje w obronie, a nie atakuje. Moja uwagę przyciągnął Rob - zamiast zastanawiać się nad morderstwem, chce wybierać lidera grupy. Trochę nie ten czas. Bardziej frapuje go zostanie liderem, niż myslenie, kto mógł zabić. Może mysli, że kiedy "wybawi" pozostałych od nawiedzonego Uru, grupa będzie go wielbić i w nagrodę nic mu nie zrobi? Kwestia do zastanowienia. Kolejna osoba - młody bramkarz, ciągle skupiony na własnej osobie, nie zauważa w ogóle głównego problemu. Sprawia wrażenie faceta, co to "po trupach do celu", czyli do sukcesu zawodowego. Odpada jednak jako mój typ - ot, może po prostu sodówka uderzyła do głowy. Ciekawią też osoby siedzące cicho, może chcą pozostac w cieniu i jakoś przeżyć? Zgadzam się jednak z innymi - taka postawą w końcu same się wyeliminują. Garrincha - nie rozumiem po co wyskoczył teraz z tą wiadomością, że znał naszego zmarłego. Czemu nie przyznał się wczesniej, nie ucieszył że w tej katastrofie ma chociaz kogoś, kogo zna? ale z drugiej strony przyznanie się do znajomości niczego jeszcze nie wskazuje.
    Mój głos padnie jednak na Wayzin - nie wiadomo kot, co i jak. Kilka nic nie mówiących postów a potem długa cisza. Zero próby obrony, jest mozliwośc że to jest nasz morderca.

    ------------------
    Lincz => Wayzin


  11. Dnia 22.04.2012 o 17:29, Magwisienka napisał:

    - Cześć! Słuchaj, wzbudzasz zaufanie, może masz jakiś pomysł? Ktoś wydaje ci się podejrzany?
    A może uważasz, że są tacy, którzy na pewno nie mieli z tym okropnym czynem nic wspólnego?
    Porównajmy nasze myśli, może coś wymyślimy! Cukierka?


    Buscettę z zamyślenia wyrwała dziewczyna z cukierkami. Tak jakoś jej się przynajmniej kojarzyła.
    - Dzięki za cukierka. Ale z tym pytaniem to nie owijasz w bawełnę.

    I na chwilę zamilkła. Dlaczego ta dziewczyna pyta akurat ją? Czy ma w tym jakiś interes?

    - Wiesz, dla mnie to wszystko jest trudne. Gdyby się tak dokładnie przyjrzeć - każdemu można coś przypisać, u każdego można odnaleźć momenty, kiedy zachowywał się dziwnie. Nawet ja zapewne wzbudziłam wasze podejrzenia. Ale po takich epizodycznych zachowaniach trudno kogoś ocenić. Jedynym naprawdę dziwnym, choć nie wiem czy to dobre określenie, człowiekiem jest tu Uru, ale on przecież prowadzi nas, żeby znaleźć pomoc, ratunek, więc nie widzę sensu oskarżania go. Czy komuś ufam? Trudno mówic o zaufaniu znając się od wczoraj i to w takich okolicznościach! Zblizyłam się do zakonnicy i Sowy, bo z nimi spędziłam najwięcej czasu, oni mi pomogli. A skoro pomogli, to chyba nie są tymi złymi. Nie mam żadnego konkretnego typu. A Ty? wyglagasz mi na konkretną kobietę, które wie co robić. Masz jakąś koncepcję?


  12. Buscetta szła w milczeniu i dalej myślała. Widziała też, że i inni dokonują analizy zastanawiając się, czy i kto spośród nich mógłby być mordercą. Nikt jednak nie miał odwagi odezwać się głośno i powiedzieć, co o tym myśli. Ona też nie.

    Choć były osoby, którym ufała z góry, a były i takie, które swym dotychczasowym zachowaniem wzbudzały jakieś podejrzenia - i pewnie każdy taki podział zauważył - Buscetta nie potrafiła tak zwyczajnie powiedzieć, że to właśnie ten osobnik dokonał mordu. Czy była tchórzem? Chyba nie. Zresztą jak można kogoś oskarżyć nie posiadając żadnych konkretnych dowodów, jedynie jakieś domysły. Nie przyłapała nikogo na gorącym uczynku, nie widziała u nikogo niczego, co ewidentnie wskazywałoby na jego złe zamiary, a detektywem była żadnym. Ech.... i co teraz?


  13. Buscetta tej nocy nie spała dobrze. Co chwila budziła się ze strachem, że ktoś ją zamorduje. Jednak ciepło współtowarzyszy, między którymi leżała w szałasie i ogromne zmęczenie pozwalały jej choć na trochę zapaść w sen.

    Rano odbył się pogrzeb. Pierwszy raz od kilku lat modliła się aż tak szczerze. Modliła się nie tylko za zmarłego, ale i za siebie samą i współtowarzyszy, aby Bóg pozwolił im przeżyć, co w obliczu wydarzeń zeszłego wieczoru wydawało się być największym szczęściem. Modliła się, bo co innego jej pozostało?

    Od raza czuć było napięcie. Każdy obserwował pozostałych wnikliwie analizując, czy rzeczywiście wśród nich był morderca. A może to ktoś spoza ich grupy? Może ktoś, kto pozostał przy wraku z rannych. A może nie zauważyli, będąc w szoku po rozbiciu samolotu, że był ktoś jeszcze, kto szybko oddalił się od nich niezauważony?

    Wszystko było możliwe. Musiała pogodzić się z myślą, że wśród nich może być osoba o złych zamiarach. A myślała, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach albo książkach....

    Buscetta postanowiła mieć oczy szeroko otwarte. Bała się gdziekolwiek zostać sama, dlatego też zdecydowała trzymać się blisko pozostałych, a głównie siostry zakonnej i Sowy - mężczyzny, który im pomógł. Trzymając się w grupie istnieje mniejsze prawdopodobieństwo poniesienia śmierci, a tych ludzi zdążyła poznać najbardziej.


  14. Buscetta nie mogła uwierzyć. Po prostu nie mieściło jej się to w głowie.

    Zabójca? Morderstwo?
    Jeszcze dobrą chwilę temu zaczynała się w niej rozpalać nadzieja. A teraz znikła jak mydlana bańka. Wierzyła, że najgorsze mają już za sobą, że nie może już być gorzej. A jednak....
    Uru Ukbe powiedział, że ktoś tego mężczyznę zabił. Ale kto? Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że to mógłby być ktoś z nich. Przecież wszystkim im zależało na zejściu i odnalezieniu pomocy. Wszyscy pracowali nad stworzeniem bezpiecznego obozowiska, zaczęli rozumieć, że w siła jest w grupie.

    Nie, to niemożliwe. Po co zabijac współtowarzyszy? Przecież im ich mniej, tym też mniejsze szanse na przeżycie. Ich cel był odwrotny!

    Zresztą skąd ta pewność, że to zabójstwo? A może rzeczywiście nieszczęśliwy wypadek? Człowiek szukał materiałów do budowy obozowiska i nie zauwazył... Dumać to ona sobie może. Nigdy nie była dobra w domysłach, nie umiała rozpoznawać śladów. Kryminalistyka była jej obca. Ale fakt faktem - na skałach pozostały slady krwi, a to oznaczało, że zmarły krwawił już u góry, zanim spadł. Moze zaatakowało go jakieś zwierzę? Szkoda, że medycyną też nie miała nic wspólnego, więc nie potrafiła ocenić co oznaczają obrażenia tego mężczyzny, co można wyczytać z jego zwłok. Przyszło jej do głowy, że widziała młodego chłopaka z ksiązką do anatomii. Może był lekarzem i potrafiłby dokonać oceny?

    Buscetta nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Czy można ufać tym ludziom? Czy jest wśród nich morderca? Tylko po co miałby to robić, jaki w tym cel... Cieszyło ją teraz tylko jedno - że tej nocy nie będzie sama. Miała współtowarzyszy w szałasie, w których wierzyła. Sowa był załamany - nawet nie próbowała wczuć sie w jego sytuację, bo to było niemożliwe. Stracił przecież najbliższą mu osobę. Zakonnica modliła się za duszę zmarłego. Niech spoczywa w spokoju.

    Buscetta przysiadła przy niej i grupce innych głęboko zamyślonych osób. To będzie ciężka noc.


  15. Buscetta odetchnęła z ulgą. Sama zdecydowanie nie dałaby rada. Zakonnica i ten mężczyzna spadli jej z nieba. Oboje byli bardzo pracowici. Zakonnica, mimo że miała delikatne gładkie dłonie, co wskazywało że nigdy ciężko nie pracowała fizycznie, dawała z siebie wszystko. Mężczyzna zadbał o wszystko, czego trzeba jeszcze było do budowy, nawet pomyślał o opale na ognisko. Buscetta zauwazyła, że także młody chłopak zaproponował współpracę i wspólny szałas. Siostra zakonna dzieliła się pożywieniem.

    Zaczęła kiełkować w niej nadzieja. Nadzieja, że wszystkim uda się jeszcze skorzystać z życia.


  16. - Bardzo chętnie przyjmę pomoc Siostro. Ten szałas chyba przerasta moje możliwości. Zmieszczą się w nim spokojnie 3 osoby. Musimy obłozyć poszycie dachu, wzmocnić konstrukcję. Chyba będzie trzeba znaleźć jeszcze trochę niezbędnych materiałów. Pracujmy - im szybciej to zrobimy, tym szybciej będzie można się posilić i odpocząć.


  17. Uru Ukbe. Ta postać jednocześnie zadziwiała i przerażała Buscettę. Z jednej strony chciałaby posiadać jego spokój i opanowanie. Z drugiej ogromnie zastanawiało ją, skąd wie tyle o miejscu, w którym się rozbili, skąd u niego ta pewność siebie. W jednym jednak musiała przyznać mu rację - trzeba współdziałać.

    Postanowiła wziąć się do pracy - tak mogła przysłuzyć się najlepiej. W survivalu mistrzem nie była, ale doskonale pamiętała, jak jeszcze w późnym dzieciństwie budowała szałasy. Wychowywała się wśród dzieciarni z reguły biednej, która nie posiadała nowoczesnych zabawek, a ciekawe zajęcia organizowała sobie sama. Skoro wtedy potrafili zrobic swietny szałas, to i teraz to zrobi. O polowaniu na zwierzeta pojęcia nie miała, to zadanie postanowiła zostawić innym. Nie chciała patrzeć na cierpienie jakiegoś niewinnego stworzenia, ale też wiedziała, że kiedy głód ich dopadnie, nikt nie będzie wybrzydzać.

    Niewiele rozmyślając ruszyła w teren. Potrzebowała gałęzi - najlepiej długich i prostych. Do tego mchu, liści, kory. W tych warunkach pogodowych i na tej wysokości zdobycie takich materiałów było niezłym wyczynem. Po dłuzszym czasie zebrała jednak większość potrzebnych rzeczy i wróciła do obozu.

    Zobaczyła, że praca wre. W oczy rzuciło się jedno - każdy pracował samodzielnie. A przecież mieli być zespołem! Zauważyła, że zakonnica siedzi i znów się modli. Może nie ma sił? A może po prostu nie potrafi zbudować szałasu. Buscetta postanowiła rozbić swój obok niej. Wzieła się do pracy - uporządkowała miejsce, wyrzuciła kamienie, które mogłyby uwierać. Rozpoczęła tworzenie szkieletu - najdłuższą gałąź przywiązała do innych wbitych w ziemię sznurówkami, które wyciągnęła z butów rozrzuconych we wraku. Teraz trzeba było przykryć konstrukcję. Szałas był dość spory, więc i jego pokrycie wymagało sporo pracy. Może ktoś jej pomoże? Mogłaby się podzielić miejscem w szałasie - w grupie byłoby im cieplej. Nie chciała jednak nikomu się narzucać - i tak już zerkali na nią dziwnie. Ciekawe dlaczego? - rozmyślała budując.

    Rozejrzała się wokół. Jedni pracowali, inni zmęczeni przysiedli, jeszcze inni sprawiali wrażenie zagubionych. Buscetta czuła już silne zmęczenie i głód. W torbie miała trochę jedzenia, ale wiedziała, że priorytetem jest zbudowanie schronienia. Czy ta konstrukcja, którą tworzy nie przewyższa jej możliwości? Przydałaby się pomoc.Może ktoś jej pomoże? Mogłaby się podzielić miejscem w szałasie - w grupie byłoby im cieplej. Nie chciała jednak nikomu się narzucać - i tak już zerkali na nią dziwnie.


  18. Szli dalej. było zimno, nogi Buscetty były jak zamrożone. Nigdy nie lubiła zimna, a co dopiero takich warunków. Ale nie miała żadnego wyboru. Skupiała się na tym, żeby iść, żeby nie spanikować. Zobaczyła, jak jeden z mężczyzn szlocha nad losem swojej żony, a zakonnica pociesza go mówiąc, że Bóg ich wybrał. Podniosła aparat do oka, ale nie była przekonana do zrobienia fotografii. Utwierdziła ją w tym zakonnica. Odłozyła więc urządzenie do torby i postanowiła go na razie nie uzywać. Fakt - to jest zły moment na takie fanaberie.

    zaczęła zastanawiać się nad tym, co powiedziała zakonnica. Czy naprawdę byli wysłannika Boga? Trudno było jej w to uwierzyć. Gdyby Bóg był z nimi, nie mógłby pozwolić na smierć tylu osób. A może to miała być dla nich próba... Zapowiadało się, że będzie miała jeszcze czas na takie przemyślenia. W każdym razie podziwiała osoby, które tak szybko potrafiły się pogodzić z tym co się stało, które nie były tak przestraszone jak ona, as jednocześnie dziwiła się, że niektórzy tak swobodnie traktują to, co się wydarzyło. Jakby nie było to dla nich niczym szczególnym.

    Zebrała się w sobie i postanowiła odezwać do tego rosłego faceta, który ciągle szedł obok. Bokser czy kulturysta.
    - Hej, czy Ty coś z tego wszystkiego rozumiesz?


  19. Buscetta schodziła razem z grupą. Wcześniej, wśród szczątek bagaży udało jej znaleźć jeden z jej aparatów. Postanowiła zabrać go ze sobą, choć mieli unikać zbędnego balastu. Chciała uwiecznić to, co tak nagle działo się wokół. Za sobą zostawili ciężko rannych i tych, którzy nie mogli iść dalej. Łzy same cisnęły się do oczu. Sumienie jak oszalałe dobijało się do głosu pytając, czemu ich zostawili. Ale innego wyjścia nie było. Trzeba było się ratować i jak najszybciej zejść.

    Powoli do Buscetty docierało to, co się wydarzyło. Dlaczego spadli? Zamach, błąd pilota? Słyszała pogłoski, że jednak ktoś chciał uprowadzić samolot. Jakoś trudno było w to uwierzyć. Wśród nich nie było też osób szczególnie ważnych czy znanych, no chyba że byli wśród zabitych.... Nie miała o tym pojęcia. Trzeba się skupić na tych, co żyją. Zaczęła się im przyglądać, chciała zrobić im zdjęcia - zdjęcia ją uspokajały. Kiedy robiła fotografie świat wokół znikał. Dobra fotografia wymagała ogromnego skupienia i umiejętności przekazania tego, co się czuje. To był sposób Buscetty na radzenie sobie ze stresem.

    Wśród idących osób poczuła się nieco bezpieczniej, nie była sama. Ale też nie wiedziała, komu można zaufać. Wszyscy byli tak różni. Szła między dziewczyną, którą wcześniej jakiś facet wyciągnął z wraku, a rosłym facetem, chyba bokserem czy kulturystą. Przed nimi szła zakonnica, żarliwie odmawiająca różaniec. Ciekawe, czy Bóg im pomoże? Trzeba się o to modlić. Chciała się do kogoś z nich odezwać, potrzebowała rozmowy, żeby poczuć, że naprawdę żyje. Ale bała się zakłócać ten posępny, acz podniosły nastrój.


  20. Buscetta siedziała z głową opartą o kolana. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Czy to déjà vu? Przecież już raz przeżyła katastrofę, już raz siedziała na ziemi obok wraku. Niecały rok temu leciała małą awionetką, chciała zrobić dobre fotografie dla polskiego magazynu podróżniczego, z którym współpracowała. Pilot nie opanował maszyny i spadli w drzewa. Długo nie mogła po tych wydarzeniach dojść do siebie, ale zawód fotografa wymagał częstych podróży. Doszła do wniosku, że najgorsze już ma za sobą, przecież to niemożliwe, żeby znów coś się stało, samoloty nie rozbijają się na każdym kroku. A jednak….

    Jej rozmyślania przerwał ciemnoskóry mężczyzna. Swoimi słowami uświadomił jej, że znajduje się nie wiadomo gdzie, z grupą totalnie obcych osób. Kim oni są, po co tu lecieli? Objął ją strach przed tym, co będzie, ale zaraz po chwili postanowiła się opanować. Żyła i to było najważniejsze. Trochę zadrapań i stłuczeń – nic poza tym. Przecież ktoś im musi pomóc! Musi być silna i nie pozwalać, by strach przejął nad nią kontrolę. Rozejrzała się wokół – jedni krzyczeli z przerażenia, inni szukali swoich rzeczy. Spojrzała z westchnieniem w stronę luku bagażowego. Pewnie nic nie zostało z jej ukochanego sprzętu fotograficznego. Wstała i podeszłą bliżej grupki ludzi, która zaczęła się zbierać obok przemawiającego faceta. Nie wiedziała, czy mu zaufać, ale jednocześnie rozumiała, że w tych warunkach siłą jest grupa, w pojedynkę na obcym terenie, w zimnie nikt nic nie zdziała sam. Zastanawiała się, czy najgorsze już za nimi? Co ich czeka? Intuicja podpowiadała jej, że to jeszcze nie koniec. Ta podróż wydawała jej się podejrzana.
    Zgodnie z zaleceniami poszła szukać pożywienia i rzeczy, które mogłyby jej być przydatne. Zobaczyła, jak jakiś facet wyciąga dziewczynę z wraku. Dobrze, że są ludzie, którzy chcą sobie nawzajem pomagać, razem musi im się udać z tego wyjść. Podbiegła do nich sprawdzić, czy może w czymś pomóc.