winterlady

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    5
  • Dołączył

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutralna

O winterlady

  • Ranga
    Obywatel

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Na skraju lasu, w znacznym oddaleniu od cywilizacji i wszystkiego, co współczesne, pogrążony w cieniu i szarości zbutwiałego gdzieniegdzie drewna stał dom… Nie był opuszczony, jednak panowała w nim cisza. Tylko czasami z wnętrza domu wydobywał się ogłuszający ryk niczym okrzyk ranionego śmiertelnie zwierzęcia. Wszyscy ludzie z okolicy wiedzieli, że lepiej się tam nie zapuszczać. Właścicielem i zarazem jedynym lokatorem tego domostwa był stary malarz. Stary i pomarszczony człowiek o sędziwej twarzy. Jego oczy wypełniał smutek i gniew zarazem. Całe dnie spędzał wewnątrz budynku, unikając światła dziennego, dlatego szybko zyskał przydomek „wampir”. Wielu mieszkańców okolicznego miasteczka, nie wiedziało, jak dokładnie wygląda ów nietypowy człowiek. Byli jednak świadomi jednego. Wokół jego domu co jakiś czas pojawiały się obrazy. Malarz tworzył je spontanicznie na ścianach swojego domu, na drzewach czy pobliskiej studni. Przedstawiały twarze, postacie, kompozycje o nieznanym przeznaczeniu i kształcie. Człowiek ten w szczególności upodobał sobie święta bożego narodzenia. Co roku w wigilię, przerywał ciszę świętej nocy swoim łkaniem i malował. Malował. Malował… Tego szczególnego dnia nie ograniczał się jedynie do okolic własnego domostwa. Wchodził na ulice miasteczka z wiaderkami farby i pokrywał obrazami niemal każdą wolną powierzchnię, aż nie brakło mu materiałów. Porzucał wówczas swoje dzieło i znikał nad ranem, pozostawiając mieszkańcom niezwykłe obrazy, pełne majaków i scen tak odbiegających od poranka świt bożego narodzenia. Jak co roku, straż miejska przygotowana na ten szczególny spektakl, wraz z nastaniem światu rozpoczynała powolne zmywanie obrazów szaleńca ze ścian domów. Czerwona, biała, zielona, niebieska, żółta i czarna farba powoli spływały do ścieków, ujawniając kolejne warstwy obrazów malowanych tej nocy. Warstw strachu, który dręczył starego człowieka i jego umysł…
  2. Gdy sięgnęłam pamięci w przeszłość i oczami wyobraźni ponownie usiadłam przed ekranem telewizora, aby podziwiać pięciu wojowników mocy, którzy w idealnej harmonii zwalczają zło, ponownie stałam się żółtą wojowniczką. Żółty jako kolor odpowiadający żywiołowi ziemi, zawsze kojarzył mi się z siłą i energią jaka drzemie we wnętrzu naszej planety. Pozornie wyważona, a jednak bardzo silna osobowość żółtej wojowniczki była dla mnie inspiracją. Ów kolor czynił jej postać pełną pozytywnej energii i siły. Łącząc cechy indywidualistki posiadała unikalny styl walki i trenowała rozwijanie swoich umiejętności, nawet jeśli w pobliżu nie było nikogo. Technobełkot Billego był dla niej zrozumiały i tak samo jak wspierał jego, tak samo była podporą dla zespołu. Ambicję postaci dało się także zauważył w postaci jej zorda – Tygrysa Szablozębnego.  Agresja, mistycyzm i siła drzemiąca w tygrysie to była moc, która chciałam posiadać jako wojowniczka Power Rangers.
  3. Baymax po karierze superbohatera zdecydował o zostaniu kucharzem. Posturą idealnie pasował na to stanowisko, a umiejętności kulinarne zyskał z czasem. Wprawdzie zdarzało mu się na początku poruszać w kuchni jak słoń w składzie porcelany i podawać gościom nieco niedogotowane dania, ale dzięki swojej cierpliwości i wyrzutni rakietowej którą sobie zatrzymał z czasów bycia superbohaterem, coraz więcej potraw trafiło do klientów - całkiem gorących. Bardzo gorących. Dzięki milczącej wytrwałości i umiejętności sprawdzania poziomu zadowolenia klientów, udało mi się zostać kucharzem i otworzyć nawet własną malutką knajpkę pod nazwą "Odrzutowy grill u Baymaxa"... :) http://images.tinypic.pl/i/00666/w6tv3k2virfn.jpg