Zdzichacz

Gramowicz(ka)
  • Zawartość

    448
  • Dołączył

  • Ostatnio

Posty napisane przez Zdzichacz


  1. Jakiej gry się spodziewacie? Assassin''s Creed AR?
    Szczerze? Wiele marek od ubi jakoś nie pasuje. Jeśli już to stawiałbym na jakiegoś Raymana. A mechanika polegałaby np. na tworzeniu plansz platformowych z tego, co mamy wokół. Czyli stoimy na jakimś wzgórzu i nakierujemy na niego aparatem, to Rayman będzie mógł biegać po tym wzniesieniu. Albo po półkach w naszym pokoju.


  2. To miał być zwykły wyjazd z przyjaciółmi. Wiecie, z rodzaju tych organizowanych w celu odpoczynku od nudnej pracy w wielkich korporacjach. Korzystania z uroków natury i tak dalej. No i oczywiście uczestnictwie w miłej imprezie. Przez miłą mam na myśli taką, na której alkohol lał się hektolitrami. Taką, gdzie pod koniec wszyscy byli rozbawieni, a nawet najwięksi nudziarze rozochocili się do tańca w jakże nielubianych rytmach. Właśnie... to miał być zwykły wyjazd. A teraz? Teraz, czyli dwa dni później stoję przy spalonych zgliszczach naszego domku letniskowego. Nie pamiętam, co stało się tamtejszej nocy. Przypominam sobie jedynie, że jakiś sąsiad chciał wzywać policję z powodu zakłócania ciszy nocnej. Więcej nie wiem. Jak to się mówi? Urwał mi się film? Wszyscy obecni tamtejszej nocy pozostają zagubieni. Moim jedynym towarzyszem jest pies. Ale może opowiem wszystko od początku...
    Obudziłem się na jakiejś polanie. Nie wiedziałem gdzie, to był mój pierwszy wypad w te tereny. W głowie aż huczało. "Nieźle przybalowałem" - pomyślałem. Byłem w tych samych ubraniach, co na imprezie. Może nieco bardziej zniszczonych. Niebieska koszula w kratkę i luźne, białe spodenki. Postanowiłem przeszukać kieszenie. Dowód, trochę kasy i telefon. Dziękowałem sobie w duchu, że przed wyjazdem naładowałem swoją komórkę do pełna. Zadzwoniłem do... znajomej również obecnej na imprezie, nie odebrała. "No tak, nie było czasu wziąć numerów od innych osób" - powiedziałem sobie w myślach. Postanowiłem, że będę do nich dzwonić co jakiś czas. Ale jako, że nie chciałem marnować czasu, to ruszyłem zorientować się, gdzie tak właściwie się znalazłem. Chciałem dojść do najbliższej drogi i stamtąd szukać miejsca naszej wczorajszej imprezy. Nie udało mi się. Szedłem przez las nie robiąc postępów. Aż tu nagle natrafiłem na opuszczony, tak, opuszczony dom pośrodku lasu. Wiecie co tam zastałem? Mógłbym opisywać te opuszczone miejsce i nadawać klimatu opowieści. Ale po co? Znalazłem tam psa mojej znajomej. Przy okazji się zraniłem, ale zrobiłem prowizoryczny opatrunek ze skrawków materiału wyrwanego z kieszonki. Ale miałem znajomego mi zwierzaka. Kto by teraz przejmował się tymi wszystkimi wskazówkami survivalowymi, mchem na drzewach i tak dalej. Zwyczajnie poprosiłem psinę żeby mnie doprowadziła do domu. Możecie się dziwić, ale nie zmyślam. Od tak doprowadziła mnie do niego. O mojej reakcji mówić nie chcę. Dopiero później spojrzałem na datę w telefonie. Okazało się, że z mojego życia wyparował cały jeden dzień. Teraz będę szedł szukać cywilizacji. Bo zdaje się, że w tym miejscu wszyscy wsiąkli w ziemię. Nie wiem, co tu się stało. Chociaż... w głowie zaczynają pojawiać się obrazy. Pamiętam wszystko...
    Co?! Niby to ma być już koniec? No nic, tę historię opowiem wam innym razem. Powiem tylko tyle. Zadanie było jedno - przeżyć.
    - Głupi dyktafon. Koniec pamięci. Nic to. Chodź psino, poszukajmy kogoś, kto tu jeszcze żyje - rzekł i ruszył przed siebie. Towarzyszył mu jedynie pies.