Zaloguj się, aby obserwować  
Gram.pl

Rozkmina na weekend: Kojima, Meier, Molyneux i inni. Zmierzch bogów

26 postów w tym temacie

o ile ogólne tezy są dośc trafne, tak z przykładami w drugiej połowie już zdecydowanie gorzej. Konkretnie ten fragment:
"Spójrzmy na największe, najlepsze, najbardziej popularne gry ostatnich lat. Która z nich była firmowana jakimś nazwiskiem? Żadna. Assassin''s Creed, Borderlands, Call of Duty, Skyrim, Uncharted, The Last of Us, Batman, The Walking Dead, Destiny, ba, nawet nasz Wiedźmin. O League of Legends i World of Tanks nie wspominając już nawet."

Po pierwsze te tytuły w większości dalej mają swoje twarze, nawet te najgorsze korpognioty. Wiedźmin miał złotoustego niczym molyneux Gopa, Beth ma przeliczających wszystko co robią na dolary Howarda i Hinesa, WoT ma SerBa i Storma bawiących się w złego i dobrego policjanta, nawet od początku rozmieniany na drobne AC miał swoją Jade, nawet jeśli 90% jej artystycznego geniuszu sprowadzało się tak naprawdę do cycków na które wszyscy się napalali a nie faktycznych zasług dla branży.

Po drugie zastanówmy się które gry są faktycznie wielkie, a które były hitem jesieni i po dwóch latach nikt o nich nie pamięta, a jeśli pamięta, to czy po pierwszym przejściu w ogóle do nich wraca. Jeśli to zrobimy to tak naprawdę okaże się, że chyba 3/4 z tej listy wtedy wyleci, z Destiny na czele. Albo w ogóle njapierw zastanówmy się które miały w ogóle jakieś większe ambicje niż zarobienie jak najwięcej kasy dla zleceniodawcy, gdzie skończyła się wizja i jej forsowanie, a gdzie zaczęła jedynie zabawa we frontmana-PRowca. Wtedy będziemy mogli mówić o artystach, nazwiskach i przemijaniu. Obawiam się tylko, że wtedy okaże się, że autor zawyżył początki/szczyt kryzysu o dobrych kilka lat co tylko świadczy o tym jak niepostrzeżenie on przyszedł i nastąpił.

Co oczywiście nie zmienia faktu że główną krzywdę wyrządziły rosnące liczebnie studia, koszta i podejście samych wydawców, przez co trudno mówić o jakimkolwiek indywidualnym rysie poza sceną indie.

Mądrzy twórcy indie pamiętają, że gracz to klient nie tylko wybredny, ale i całkiem nieźle wyrobiony i w odróżnieniu od kinomana, czytelnika czy fana muzyki nie łyknie byle czego tylko dlatego, że jest to firmowane jakimś znanym nazwiskiem. W tej branży nazwiska niestety nic nie znaczą, o czym się już przekonaliśmy definitywnie chyba...
a to już jest czysty bullshit, bo gracz to klient równie *niewyrobiony* jak ten kinowy, jeśli nawet nie bardziej - dość spojrzeć na łykanie co roku niemal wszystkiego co firmowane jest znanym tytułem, z tasiemcem o nazwie AC na czele*.

*I żaden fanboj nie przekona mnie że seria licząca w tym momencie dziewięć samych tylko "dużych" gier wypuszczonych w przeciągu ośmiu lat, nie licząc mniejszych tytułów na handheldy, książeczek, komiksików i filmików, ma COKOLWIEK wspólnego z JAKĄKOLWIEK wizją artystyczną, chyba że tą wizją było "zarobić jak najwięcej kasy w jak najkrótszym czasie". Nie ma "sztuki" (jakkolwiek byśmy jej sobie nie zdefiniowali, bo w przypadku gier może być to dość problematyczne) to trudno by byli artyści i znane nazwiska.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

komentarz lepszy niż artykuł.
A nazwiska znikają z reklamowania gier, z tego względu aby jednostka nie mogła się czuć zbyt pewnie w korporacji. Jeśli np taki pan Kojima, jak do tej pory jest osoba reklamowa serii mgs, to każdy woli zagrać w grę kojimy, a nie konami (wow, konami robie mgs''a nie kojima!?). Korporoacje nie chcą dopuszczać do rozgłosu jednostki, bo się wtedy okazuje, że są nic nie warte bez pracownika/ów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 25.04.2015 o 16:05, szamanv napisał:

A nazwiska znikają z reklamowania gier, z tego względu aby jednostka nie mogła się czuć
zbyt pewnie w korporacji. Jeśli np taki pan Kojima, jak do tej pory jest osoba reklamowa
serii mgs, to każdy woli zagrać w grę kojimy, a nie konami (wow, konami robie mgs''a
nie kojima!?). Korporoacje nie chcą dopuszczać do rozgłosu jednostki, bo się wtedy okazuje,
że są nic nie warte bez pracownika/ów.

ano właśnie, w poprzednim felietonie o kojimie zresztą zwracano na to uwagę.
Zresztą nie tylko osób, korporacje boją się całych studiów - teraz to wyhamowało, ale pamiętam jak kilka lat temu takie EA czt Take2 masowo zmieniały nazwy wykupionym przez siebie studiom (często zresztą zasłużonym dla branży) na jakieś bezosobowe "take2 australia", byle jak najmocniej podkreślić ich zależnośc od korporacji, oszczędzając tylko te największe jak bioware gdzie nazwa sprzedawała tytuł niezaleznie od jego jakości. Aczkolwiek nawet to wpisywało się w praktykę "bezosobowości", bo ludzie w ramach tych nielicznych pozostawionych szyldów się zmieniają i tak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Brian Fargo jakoś dał radę z Wasteland 2. Co do samego artykułu okej. Ale ten o grach na wyłączność to chyba pisany na zamówienie szefa. Jutro będzie już kontrartykuł kolegi z redakcji

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ten artykuł podsumował w pewien sposób zaobserwowane zjawisko... ale bardziej dał mi do myślenia na temat innego artykułu - o exclusive''ach (a raczej uświadomił połączenie obydwu zjawisk)!
http://www.gram.pl/news/2015/04/23/opinia-potrzeba-wiecej-gier-na-wylacznosc.shtml

Mianowicie autor tęskni za "bogami" exclusive''ów właśnie - ich era się skończyła (i jednych i drugich) bo:
- jedna osoba (mały zespół) nie dadzą rady pokladanym w nich nadziejom-oczekiwaniom, że kolejne gry powinne być lepsze/ ładniejsze/większe (czytaj: sa droższe w tworzeniu, przecież to hity AAA mają być! wiadomo kto je firmuje),
- charakterystyczny szlif świetnych osobowości jest trudny do osiągnięcia w dużym zespole (bo mały już nie daje rady - patrz punkt poprzedni),
- coraz większa świadomość, że z rozrywki growej są duze pieniądze ( i znów - wielkie budżety sie klaniają), ci gracze/twórcy to już nie jest banda geekó''w,
- jeśli już tyle kasy ładujemy w projekt (żeby sprostać oczekiwaniom i/lub konkurencji) to nie będziemy robić tego dla jednej platformy bo się może nie zwrócić... zresztą jest już nas w zespole "legion";
- patrząc na powyższe z drugiej strony: jak był jeden fanatyk-perfekcjonista (np. Carmack) i jego ekipa, specjaliści w tym co robią - był exclusive na 1 platformę bo na niej było skupienie (dbałośc o szczegóły/dopracowanie)... na innych nie znali się (lub nie aż tak dobrze)... dopiero hity bywały portowane (np. pierwszy FarCry);
- a może nie potrafili się bogowie-dinozaury dostosować do realiów - ewolucja się kłania? czy znów wina wielkich korpo?
- cóż, czas leci - starzejemy sie (i oni też),
- koło sie zamyka...

Indyki robia furrorę bo:
-można stać się choćby "małym bogiem" w świecie graczy,
- ma się wpływ na grę i jest ona prosta do ogarnięcia w sensie grafiki/muzyki/kodowania itp. (nie ma oczekiwań aby była lepszą/wiekszą/"bardziej kolorową", bo jest to 1szy projekt),
-nie ma ciśnienia, dłubie sobię "w garażu",
- na początek jest, można powiedzeć, exclusivem (no chociażby Minecraft - pierwszy z brzegu),
- ... mam wrażenie że ciągle sie powtarzam...
:)

PS: nie psiocznie na serię artykułów "Opinia" - one spełniają swoje założenie... uczą myśleć młodziaków, dyskutować, podsumowywać ... i ożywiają gramik :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

W ostatnich latach wciąż przewijały się takie nazwiska jak Greg Zeschuk, Ray Muzyka, Casey Hudson, Jay Wilson, Chris Metzen - o których dość regularnie pojawiały się wpisy w artykułach na gram.pl.
Nazwiska developerów wciąż są żywe w mentalności graczy - ale w mediach już niekoniecznie. Często mówi się tylko o tytułach AAA i to w chwilach zbliżających się premier aby napędzić sprzedaż (głównie za sprawą znanych nazwisk).
Ja tam wspominam Briana Fargo, Feargusa Urquharta, Chrisa Avellone''a, Josha Sawyera...
Choćby wczoraj na kotaku był obszerny, trwający godzinę Q&A z Chrisem Avellonem i odzew fanów cRPG był wielki.
Podobnie zresztą z kompozytorami. Jeśli ktoś jest osłuchany w soundtrackach również poza grą, to wie, że muzyka to nie tylko świetny Jeremy Soule, ale też Mark Morgan, Mark Griskey, Inon Zur, Michael Hoenig, Matt Uelmen, Christoper Lennertz, Sascha Dikiciyan, Cris Velasco, Sam Hullick, Jack Wall, Jimmy Hinson, Borislav Slavov i last but not least - Paul Anthony Romero. Właściwie jeśli się nie mylę to ostatni kontrakt na wyłączność zawarty z Soulem przez jedną z azjatyckich dużych firm wykluczy go całkowicie z typowej dla naszego regionu sceny rozrywki komputerowej. Uniemożliwi zapewne też komponowanie muzyki do szóstego TESa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Metzen - zgadzam się.

Ogólnie Blizzard (i osobowości z jego obecnej/byłej ekipy) jako chyba jedyny jeszcze, zachowuje swój charakter... i część "boskości" - ale też musi dostosowywać się do rynku!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Umknęła mi myśl - dodać do posta powyżej:
"Diablo na konsolę? No niewierzę! Quo Vadis Blizzard..."

PS: wyobrażacie sobie Starcrafta na konsole? ... MA-SAK-RA !!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem wciąż błąkają się po tym świecie legendy, nawet jeśli korpo-kataklizm wymiótł je na parę lat z rynku. Trochę jak u Stevena Eriksona w "Malazańskiej Księdze Poległych". Giną jedni bogowie, rodzą się kolejni, inni wychodzą z ukrycia i tak tworzy się nowy panteon. Pewnie, brakuje trochę odjechanych legend, jak Romero, którym był niczym gwiazda Rock''n''rolla, jeździł zarąbistym ferrari i wyrywał sekretarki, ale ci, którzy zostali, to wciąż świetni i charakterni twórcy. Może mają mniej fanów, ale za to pierońsko wiernych. Jak przytoczony wcześniej Chris Avellone, czy jego szef, Urquhart. Te nazwiska wciąż coś znaczą.
@Silvaren - propsy, że pamiętasz Michaela Hoeniga. IMO Top 3 kompozytorów muzyki do gier. Na równi z Soulem i Morganem. Zwłaszcza przereklamowanego Inona Zura wciąga nosem (tak, nie lubię jego muzyki, jest taka obleśnie elfia - nie, żeby koleś nie miał dobrych pomysłów - po prostu spycha je na dalszy plan i buduje mdły klimat).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Na miano legendy tj. człowieka obdarzonego wybitnymi zdolnościami rozpoznawania genialnych pomysłów i tworzenia z nich rewelacyjnych produktów zasługuje Gabe Newell - Steve Jobs branży gier. Reszta nazwisk to gwiazdy jednego przeboju, który udoskonalają w nieskończoność w kolejnych odsłonach, z dobrym lub gorszym skutkiem. Każdy może mieć chwilę przebłysku i wpaść na rewolucyjny pomysł, niektórzy mają szczęście zamienić ten koncept w życie, ale tylko nieliczni potrafią dokonać rzeczy przełomowych wielokrotnie, udowadniając że to nie przypadek. To im należy się status legendy.

tl;dr GabeN wielki jest i basta, więc zmierzch bogów odwołany ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Aż mi się przypomniało pytanie otwierające wywiad z Molyneux na RPS: "Czy jesteś patologicznym kłamcą"?

Nie wiem czy akurat Carmack jest dobrym przykładem. Rage z tego co pamiętam zebrał wysokie noty. Mnie osobiście bardzo się podobał i było kilka rzeczy naprawdę fajnie zrobionych. idTech5 może nie jest jego najwybitniejszym dziełem, ale nie jest tragiczny. Przy grach już nie pracuje, ale nadal robi ciekawe rzeczy. Pomagał NASA, ma własną firmę w branży kosmicznej z sukcesami na koncie. Teraz pracuje przy OR, który może sporo namieszać na rynku. Jego wystąpienia na Quakeconnie cieszyły się zawsze sporym zainteresowaniem. Z tego co się dowiedziałem nadal ma ogromne poważanie wśród... programistów.

Sid wycofał się z projektowania gier, chociaż podpisuje się pod różnymi, dziwnymi tytułami. Taki chwyt marketingowy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 26.04.2015 o 00:29, fenr1r napisał:

(...) Jego wystąpienia na Quakeconnie cieszyły się zawsze sporym zainteresowaniem. Z
tego co się dowiedziałem nadal ma ogromne poważanie wśród... programistów.

Sid wycofał się z projektowania gier, chociaż podpisuje się pod różnymi, dziwnymi tytułami.
Taki chwyt marketingowy.


Sid sie rozmienia na drobne - odcina kupony, natomiast Carmack dadal ma zapał i działa - korzysta ze swoich umiejętności programisty gdzie się da - szacun i chwała "bogowi" branży...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

@Martimat - Oj tak, brakuje mi teraz Franka Klepackiego, i to bardzo. Taki Hell March był arcydziełem muzyki industrialowej, a to przecież tylko kropla w oceanie jego pomysłów. Co do artykułu: Carmack po prostu się przebranżowił, ale pozostanie "bogiem" dla świata gier, bo zwyczajnie nic nie spierniczył w odróżnieniu od niektórych wielkich przedwiecznych. No i jest jeszcze Gabe, wspomniany w artykule bodajże raz...ale jak w końcu nauczy się liczyć do trzech, jego "wielkość" upadnie najszybciej ze wszystkich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 25.04.2015 o 20:28, Don_Sosneone napisał:

@Silvaren - propsy, że pamiętasz Michaela Hoeniga. IMO Top 3 kompozytorów muzyki do gier.
Na równi z Soulem i Morganem. Zwłaszcza przereklamowanego Inona Zura wciąga nosem (tak,
nie lubię jego muzyki, jest taka obleśnie elfia - nie, żeby koleś nie miał dobrych pomysłów
- po prostu spycha je na dalszy plan i buduje mdły klimat).

Michael Hoenig jest dla mnie legendą za soundtrack do dwóch Baldurów. Ogólnie jak kiedyś czytałem jego osiągnięcia to dość mocno był zaangażowany w działania muzyczne w Niemczech za swej młodości.

Zur skończył się na Kill ''Em All... a tak serio np. w Thron of Bhaal zrobił genialną robotę, jeden z najlepszych soundtracków jakie słyszałem - zwłaszcza Bhaalspawn battle. Podobnie kilka ścieżek - chociaż głównie miejskich ambientów Targowa w Icewind Dale II i parę motywów bitewnych z Fallout 3 była naprawdę dobra. Ale jego dalsza kariera np. w dwóch pierwszych Dragon Age - meh, Origins słabo, dwójka trochę lepiej, ale też dupy nie urywa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

> > @Silvaren - propsy, że pamiętasz Michaela Hoeniga. IMO Top 3 kompozytorów muzyki
> do gier.
> > Na równi z Soulem i Morganem. Zwłaszcza przereklamowanego Inona Zura wciąga nosem
> (tak,
> > nie lubię jego muzyki, jest taka obleśnie elfia - nie, żeby koleś nie miał dobrych
> pomysłów
> > - po prostu spycha je na dalszy plan i buduje mdły klimat).
> Michael Hoenig jest dla mnie legendą za soundtrack do dwóch Baldurów. Ogólnie jak kiedyś
> czytałem jego osiągnięcia to dość mocno był zaangażowany w działania muzyczne w Niemczech
> za swej młodości.
>
> Zur skończył się na Kill ''Em All... a tak serio np. w Thron of Bhaal zrobił genialną
> robotę, jeden z najlepszych soundtracków jakie słyszałem - zwłaszcza Bhaalspawn battle.
> Podobnie kilka ścieżek - chociaż głównie miejskich ambientów Targowa w Icewind Dale II
> i parę motywów bitewnych z Fallout 3 była naprawdę dobra. Ale jego dalsza kariera np.
> w dwóch pierwszych Dragon Age - meh, Origins słabo, dwójka trochę lepiej, ale też dupy
> nie urywa.

To prawda, że to się akurat Zurowi udało, ale głównie dlatego, że było przedłużeniem idei Hoeniga (main theme z Throne of Bhaal to przecież turbo-wersja tego z pierwszych Baldurów).
Mam natomiast nadzieję, że Feargus i spółka uśmiechną się do Hoeniga przy robieniu Pillarsów 2. Wyobrażacie sobie PoE z muzyką Hoeniga?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 25.04.2015 o 19:36, Martimat napisał:

PS: wyobrażacie sobie Starcrafta na konsole? ... MA-SAK-RA !!!

Jak najbardziej, ba, nawet w niego grałem na amerykańskim N64. Tak, Starcraft na konsolę (jedną) jak najbardziej wyszedł ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaloguj się, aby obserwować