Gram.pl

Opowiedz świąteczną historyjkę i zgarnij gry z serii Dobra Gra Plus!

25 postów w tym temacie

Aragami - Mistrz skradanki ma za zadanie dostarczyć prezenty świąteczne pod choinkę w ostatnim czasie stołu wigilijnego co za tym idzie bez wykrycia,nie może go zobaczyć żaden dzieciak. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
15 minut temu, Wojownik616 napisał:

Aragami - Mistrz skradanki ma za zadanie dostarczyć prezenty świąteczne pod choinkę w ostatnim czasie stołu wigilijnego co za tym idzie bez wykrycia,nie może go zobaczyć żaden dzieciak. ;)

Długa ta historyjka :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jestem fanem gier wyścigowych. W wiekuok.7-8 lat dostałem swój pierwszy komputer {niestety musiałem go dzielić z bratem :( }. Grałem na nim w jedne z najfajniejszych gier wyścigowych jakie pamietam jak: Lego Racers, Need for speed Hot Pursuit 2 czy Toon Car. Dostanie komputera wiązało się także z dostępem do internetu. To wtedy zacząłem grać w gry przeglądarkowe oraz oglądać filmiki na youtube. Wtedy także zauważyłem gameplay, z jednej z najlepszych gier wyścigowych jakie w życiu poznałem, mianowicie Fallout 2. Był to okres przed mikołajkami. Rodzice zadali mi pytanie co bym chciał na mikołajki, więc powiedziałem im ,że Fallout 2, ale niestety się nie zgodzili. Powiedzieli ,że ,,gra jest zbyt brutalna oraz nieodpowiednia dla dzieci w moim wieku" (pomijam fakt, że mogłem grać np: w GTA SA). Nadeszły mikołajki i zamiast Fallouta 2 dostałem TOCA Race Driver 2, i choć gra mi się bardzo podobała (była to jedna z najlepszych symulacji wyścigowych w jakie grałem za dziecka), nie mogła ona zastąpić tego co najbardziej lubiłem w grach wyścigowych, czyli akcji oraz naprawdę pomysłowego podejścia do tematu. Nadeszła wigilia. Z rodziną przy stole wspólnie jedliśmy potrawy, rozmawialiśmy, ogólnie miło spędzaliśmy czas, aż w końcu nadszedł najważniejszy czas dla każdego dziecka, czyli rozpakowywanie prezentów. Mój brat dostał zestaw Lego Star Wars, zestaw do sklejania modeli samolotów oraz słodycze, a ja dostałem kapcie w kształcie butów (o dziwo bardzo wygodne) oraz także słodycze. Pod choinką czekał jednak jeszcze jeden prezent, położony głębiej niż inne. Był mniejszy od innych i bardziej płaski, ale miał takie lekkie wypuklenie. Gdy je otworzyłem, ku swym oczom ujrzałem (co było do przewidzenia) Fallout 1 i 2 razem z Crashday w paczce. Żebyście wtedy widzieli moją minę, tak szczęśliwy to nie byłem nigdy jak w tym momencie. Do dzisiaj lubię od czasu do czasu odpalić te gry i niszczyć samochody w akompaniamencie utworów Zebrahead czy Rob Zombie. Dla mnie pozostaną to jedne z najlepszych świąt jakie kiedykolwiek miałem w życiu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, gol234 napisał:

[...]

Cud... po prostu świąteczny cud. Postapokaliptyczny RPG, kultowy tytuł wszech czasów okazuje się być grą wyścigową, w której można niszczyć samochody! Fallout 2 najlepszą grą wyścigową w Twoim życiu???

Ja wiem, że pomylił Ci się Fallout z Flatoutem, ale człowieku... po prostu zrobiłeś mi wieczór! Za samo to faux pas powinni Ci dać nagrodę! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No wlasnie tak czytam i mi cos nie pasuje, koles az tak sie walnał, czy moze to taka wyuzdana ironia z sensem dopiero pod koniec posta i przeznaczona do zrozumienia tylko dla nielicznych. Ale patrze ze Colidor cos napisał... odswiezam i  teraz juz wszystko wiadomo. Faktycznie komiczna pomyłka :)

Edytowano przez TigerXP
bo tak

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Był sobie Gamer który miał wszystko,  pełne konto Steam, sprzęt najwyższej klasy, hejtował i stresował ludzi w Internecie wyzywając ich od lamusów i biedaków. Był z siebie dumny bo wszystkiego czego się „dorobił” zdobył prosząc Ojca oraz strzelając fochy matce. Wkurzył już chyba połowę internetu… Kolejny raz obrażony roztrzaskał słuchawki i rzucając „je***e świąteczne nuby” poszedł dumnie spać.

Ten nastrój nie spodobał się Gamingowym duchom i te postanowiły go nawiedzić…

Duch Przeszłych Świąt


Obudził go trzask słuchawek które połamał, to duch przybył by go nawiedzić. Duch uświadomił go, że jego zachowanie jest karygodne, zabrał więc go w przeszłość. Pokazał mu poprzednie święta gdzie on proszony wielokrotnie przez Matkę i Ojca by przynajmniej usiadł z nimi do stołu i zjadł odrzucał ich, jak śmiał się z prezentów które dostawał od nich – co to ta „Dobra Gra Plus” to dla jakichś lamusów? Widział też, jak rodzice odnoszą te prezenty i oddają innym dzieciom które się z nich cieszą jakby dostały milion dolarów, dzieci którzy są graczami z krwi i kości.. Nie chciał z rodzicami spędzać wiezcoru siadać wolał niszczyć świąteczny nastrój w kolejnych grach. Teraz Matki i ojca już nie ma a on nadal trwa w letargu świąt przy komputerze…  Pokazał mu stracone szanse, odrzuconą miłość rodziców. 
Gamer był w szoku….


Duch Teraźniejszych Świąt


Chwilę po odejściu pierwszego ducha w kącie pokoju zaczęły trzaskać klawisze połamanej wczoraj klawiatury i z niej wyszedł drugi duch pokazał mu szczęście innych osób poza komputerem. Rozpakowujących gry: Obduction oraz Holy Potatoes…


Duch Przyszłych Świąt


Pokazał mu jaka jadka go czeka u kresu jak przyjdzie po niego duch śmierci… To Necropolis: Brutal Edition będzie Soft Edition przy tym co mu zrobi…


Zmiana?


Wystraszył się, postanowił odnaleźć stare prezenty by zrozumieć szczęście z nich płynące… znalazł w szafie prezent z jego imienniem, to od rodziców. Odpalił Aragami, to było piękne, pozytywne… rozumiał co stracił, grał i płakał … rozumiał…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Godzina 19-ta. Po ciężkim dniu 35-letni mężczyzna wraca do domu. Zostaje mu niecałe 30 minut zanim jego syn pójdzie spać. Obaj są zmęczeni: kazdy dzień od 8-mej w pracy czy przedszkolu to wyzwanie: klienci, niedziałający komputer, pani przedszkolanka nie w humorze, czy kaszlący kolega, które matka puściła do przedszkola. I te 30 minut dla siebie w ciągu tygodnia jest nerwówką. obaj marzą by się połozyć, odpocząć, pójść spać. Dochodzi do spięć zamiast do mile spędzonych chwil. I znów pobudka i ten sam schemat. Weekend? mężczyzna pracuje pół soboty i po 5,5 dniach pracy myśli jedynie o tym, by odpocząć w błogiej ciszy. Oj nie, nie ma tak łatwo. Żona mężczyzny jest w ciąży i nie przechodzi jej tak, jak za pierszym razem: ma nudności, wymiotuje, okropnie boli ją brzuch. Więc miast odpoczynku w sobotnie popołudnie, czy niedzielę mężczyzna musi sprzątnąc, zrobić zakupy, ugotować obiady aby nie nadwyrężać żony. Spędzenie czasu z dzieckiem? Można zapomnieć. Zmęczenie, nie tylko fizyczne, co psychiczne topnieje może odrobinę. A dzień później poniedziałek - znów diabelski młyn będzie się kręcił od rana do wieczora.

Czas dla siebie mężczyzna ma gdzieś po 22-giej, kiedy żona idzie spać. Mózg już chce odpocząć, więc książki nużą go po stronie. Serial czy film? Jasne, to własnie z zoną, bo na nic innego nie ma sił. Mężczyzna więc robi to, co lubi, gra. ostatni jest to próba przeżycia dziewczyny o imieniu Scout w post apokaliptycznym świecie.

To jest życie, po prostu. Jedni mają lżej, inni ciężej - nie ma co narzekac, to fakty. Ale już zaraz grudzień - szef dał mężczyźnie wigilię i 2 dni po świętach wolne. Mężczyzna będzie miał czas przygotować święta, ale tez spędzić czas z dzieckiem. Zrobi resorakami korek na dywanie, kraksę, zagra w domowego golfa, poczyta bajki i pobawi się w piratów. Odpocznie i będzie się uśmiechać.

I dlatego mężczyzna lubi święta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Ho, ho, ho, nieźle dmucha - powiedział do siebie Mikołaj, gdy po raz kolejny boczna turbulencja szarpnęła wściekle zaprzęgiem reniferów. Niewielki pakunek stoczył się ze sterty prezentów, odbił od krawędzi sań i runął w ciemność wraz z milionem śnieżnych płatków gnanych wichurą ku ziemi...

Rupert T. nienawidził zimy. Nie cierpiał futrzanej czapy, odśnieżania ścieżki, mokrej brei lepiącej się do butów. Nie znosił mrugających światełek, pucołowatych bałwanków na wystawach i tłumów ogarniętych przedświąteczną gorączką. Był ponurakiem i samotnikiem, ale był też ekspertem w swym fachu i to mu wystarczało. Teraz chciał jak najszybciej dotrzeć do pracy. W prosektorium zawsze było sterylnie i cicho, a jego pacjenci nigdy nie protestowali, gdy dokonywał zewnętrznej obdukcji i dogłębnej autopsji ich chłodnych ciał. 

Nagle poczuł uderzenie w głowę. "Sopel!" - spanikował, lecz ochłonął dostrzegłszy przedmiot, który pacnął w zaspę tuż obok. Zaintrygowany schylił się, podniósł potargany pakunek i otarł z niego topniejące resztki. "OBDUCTION" - przeczytał. "Hmm, może to katalog skalpeli albo samouczek sekcji w 3D?" - pomyślał i włożył pudełko do teczki.

Po powrocie do domu przeżył rozczarowanie, gdy uruchomiony program okazał się grą przygodową. "Nie cierpię takich bzdur, to strata czasu" - pomyślał i sięgnął po myszkę, by odinstalować grę. Zawahał się jednak, a następnie powoli, jakby wbrew sobie, przesunął kursor nad przycisk z napisem START. Kliknął…

Ranek zastał go na odległej planecie, głowiącego się nad sposobem dotarcia do kryształowego obelisku wśród zwietrzałych ruin nieznanej cywilizacji…  

Tego mroźnego, zimowego dnia, po raz pierwszy od 20 lat Rupert T. nie poszedł do pracy…

*

Rok później Rupert T., znany w sieci jako DJ Rupi, lider kapeli "Kościeje", otwierając kolejny wernisaż swoich obrazów realizmu magicznego, wyznał, iż otrzymał właśnie prestiżową nagrodę literacką za najnowszy tomik sonetów zatytułowany "Życie to gra". Zgromadzone tłumy zgotowały mu owację na stojąco.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Poznajcie Marka, szesnastolatka, którego pasją są gry komputerowe.
Nie ma ich jednak dużo, gdyż jego rodzina ledwo wiąże koniec z końcem, a komputer otrzymał kilka lat temu od wujka z Niemiec.

Pewnego dnia gdy spadł pierwszy śnieg, Marek spoglądając za okno zatęsknił za świętami
Bożego Narodzenia. Jego marzenia wiązały się z zebraniem biblioteczki gier pudełkowych na obecnie pustej półce nad biurkiem, jednak realia nie pozwalały nawet na łącze internetowe.
W ukryciu postanowił napisać list to Św. Mikołaja, pomimo, że widział kto tak naprawdę przynosił do tej pory
te skromne upominki. Marek nie był zachłanny, poprosił tylko o jedno - widzianą pewnego razu u kolegi grę - Aragami. Często wyobrażał sobie sceny, gdy zasiada przy wymarzonym tytule, niestety na tym się to kończyło. List schował głęboko w szufladzie i właściwie do samych Świąt do niego nie wracał.

Rodzice postarali się o nowe ubrania dla Marka i jego brata, za co zapewne Marek byłby bardzo wdzięczny, sami natomiast musieli zadowolić się uśmiechem na twarzy synów. Do końca nie wiadomo, czy to magia Świąt, sam Św. Mikołaj, czy może inna nadprzyrodzona moc spełniła marzenie Marka. Rano, podczas pierwszego dnia Świąt znalazł on tę wymarzoną grę oraz prezent od rodziców, pozostali domownicy również otrzymali coś o czym zawsze marzyli.
Od tego czasu Marek brnął w swych marzeniach nie tylko do poszerzania swojej biblioteczki, ale też zawsze myślał o uszczęśliwianiu najbliższych.

Po kilku latach udało się załagodzić sytuację w domu, Marek musiał postarać się o dodatkowe półki, gdyż gier stale przybywało. Te magiczne Święta zmieniły całe dotychczasowe życie rodziny Marka poprzez jedno skromne pudełko, które było ucieleśnieniem ich marzeń. Marzenia są najważniejsze, te skromne i te wynoszące ponad chmury, dzięki nim żyjemy i tak jak Marek realizujemy się. Życzę Wszystkim, aby w tej całej świątecznej gorączce nie zatracić prawdziwych wartości, pragnień i bliskości z rodziną. Wesołych Świąt!

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nazywał się John...

Po blisko czterdziestu godzinach bezustannej pracy przy sztaludze, jego opus magnum, arcydzieło było gotowe.

Pomimo swojej burzliwej przeszłości, był artystą tworzącym raczej przyjazne widzowi dzieła; jego landszafty budziły w człowieku idylliczne poczucie spokoju, zieleń pieściła oczy, a strumyki i drzewa falujące na wietrze sprawiały wrażenie dobitnego realizmu. Mało kto, w zasadzie nikt nie wiedział, że John skrywał w sobie niesamowicie mroczny sekret, ale nim o tym powiemy, należy dokładnie przestudiować jego drzewo genealogiczne.

Matka Johna - Leticia Canverghe była młodą i piękną kobietą, świeżo upieczoną absolwentką malarskiego wydziału Uniwersytetu w Cambridge, gdy poznała Maynarda Tritha Jr. - potomka szlacheckiego rodu Trithów, znanego na salonach ze swojego niebotycznego przybytku artystycznego - byli rodziną rzeźbiarzy, malarzy, pisarzy i aktorów - sam John Wilkes Booth był szczerym scenicznym przyjacielem ojca Johna.

Nic dziwnego więc, że ów dżentelmen, w średnim już wieku od dzieciństwa miał predestynowane życie twórcy - już w młodości brylował w szkołach malarskich na tyle poważnie, że potrzebował prywatnych lekcji. Jego pierwszy i jedyny nauczyciel, Abraham Stern zaraził go miłością do pejzaży, zabierając go na piesze wycieczki za Portsmouth, by godzinami studiować perspektywę i dokładne ukazywanie natury.


Gdy był nastolatkiem, podążył drogą matki - Cambridge było miejscem przyjaznym dla pełnych animuszu i energii artystów, więc John bez problemu zdołał się tu odnaleźć. Poznał Annę Dephle, studentkę z jego roku, z którą wkrótce potem wziął ślub. Z powodu choroby Anny, nie mogli mieć dzieci. Każde święta spędzali razem, w swoim domu w rodzinnym Portsmouth.

Te święta wyglądały jednak całkowicie inaczej niż wszystkie...


22. grudnia

John spał dziś wyjątkowo długo. Szykował się do tworzenia nowego dzieła, które określał jako "swoje największe", na każde wspomnienie, jego oczy błyszczały od iskierek. Anna była zajęta przygotowywaniem świątecznych potraw, których było co roku tak wiele, że trzeba było rozpocząć pracę nad nimi aż dwa dni wcześniej. W pracowni Johna leżały przygotowane wszystkie potrzebne narzędzia jego pracy, niezliczone ilości pędzli, farb i szpachelek. Na gramofonie przygrywała muzyka jakiegoś mało znanego kompozytora, kogoś jakby Mozarta i Bacha w jednym. John po przebudzeniu zasiadł w swoim fotelu w salonie, wpatrując się w ogień kominka, który uwydatniał szary kolor jego oczu.

Gdy na zegarze wybiła godzina 16, niczym rażony piorunem wyruszył do swojej żony, by pocałować ją ostatni raz, zanim odda się dwudniowemu rauszowi artystycznemu. Nie wiedział, że dosłownie - pocałuje ją po raz ostatni.

Zaczął od podstaw - tło. Postanowił, że jego pejzaż przedstawi świąteczne popołudnie. Na szarym tle nieba, popełnił parę białawych chmur i padający śnieg, oraz rój gwiazd. Zabierając się za malowanie ośnieżonych świerków, zauważył coś dziwnego - gwiazdy na jego niebie nagle stały się czerwone. Już myślał, że to tylko zwid, jednak nagle z gwiazd zaczęła kapać farba.

Dotknął jej...

To nie była farba...

Dziwny, burgundowy płyn sączący się z obrazu był krwią.

John zemdlał.

23. grudnia


Powietrze miało metaliczny i mokry zapach. Gdyby nie co chwilę powtarzające się grzmoty, artysta pewnie przeleżał by tutaj omdlały aż do Wigilii, jednak któryś z kolei grzmot zbudził go. Miał przyspieszony oddech i tętno, rozmazany wzrok. Najważniejszą pierwszą myślą było sprawdzenie obrazu. Przy pierwszym spojrzeniu nie mógł uwierzyć w to co widzi, więc przetarł oczy i spojrzał ponownie.

Obraz był skończony.

Nie było już krwawych gwiazd ani szarego nieba.

Było czarne, bezgwiezdne i zamglone niebo.

Las...

Wśród drzew zauważył coś, co niepokoiło go najbardziej. Ciemna figura zdawała się mieć humanoidalny kształt, patrząc na niego ogromnymi białymi ślepiami. Postanowił wyjść z pracowni, ujrzeć Annę, by opowiedzieć jej o całym zdarzeniu. Otwierając drzwi, wybiegł w zasadzie bez bodźca. W połowie ogromnego korytarza, poczuł na szyi lodowatą dłoń. Przez jego ciało momentalnie przeszedł dreszcz strachu, lecz postanowił się obrócić. Dostrzegł to, czego się nie spodziewał; patrzyły na niego ogromne białe oczy cienistej figury z obrazu.

"Zapomniałeś o mnie"

24. grudnia

Ponownie obudził się w pracowni. Gdy dotarł do pełni świadomości, ze strachem w oczach uświadomił sobie jedną rzecz.

Obraz znów nie będzie taki sam.

Któż mógł wiedzieć, jakie tym razem straszne rzeczy znajdzie na swoim arcydziele tym razem. Myśl, że potworne wizje znów pozbawią go przytomności przeszyła go dreszczem wstrętu. Postanowił nie spoglądać na razie na płótno.

Wyszedł z pracowni, przeszedł ostrożnie - tym razem bez żadnych zdarzeń - przez korytarz, i dotarł do kuchni. Zauważył, że nie ma jego żony. Był tym faktem niezmiernie zdziwiony, gdyż nigdy nie wychodziła z kuchni przed ukończeniem danis, tymczasem na stole stał surowy pasztet i ciasto. Chodził po ich ogromnym domu, wołał ją - na próżno. W końcu pomyślał, że pewnie zabrakło jej składników, i szybko pojechała do sklepu, aby je dokupić.

Wrócił do pracowni.

Było wybitnie cicho. Gdyby cisza mogła zabić, ta obecna tutaj byłaby niczym Kuba Rozpruwacz - z setkami ofiar. John długo gryzł się z myślą odsłonięcia płótna, aż w końcu namówił się na ten czyn. Chwycił kanty brezentowej pokrywy, i pociągnął za nią energicznie.

Spojrzał. Nic nie powiedział.

O nie...

To...

To było jego wielkie arcydzieło, jego opus magnum...

... nazywam się John

Portsmouth Herald, 26. grudnia 1856r.

Policja zdołała dzisiaj ująć Johna Tritte, spadkobiercę rodu w jego willi po tym, jak w nocy z 23 na 24 grudnia, w Wigilię Bożego Narodzenia zabił swoją żonę Annę, a następnie namalował jej zwłoki na swoim obrazie, który był w większości pokryty powtarzającym się zdaniem, w którym się przedstawia. Został umieszczony w zakładzie dla obłąkanych Leicester Asylum, gdzie będzie oczekiwać na egzekucję.

Od tej pory, w Portsmouth w Wigilię, zamiast klasycznej historii Ebenezera Scrooge'a, i duchów świąt, opwoiada się historię o obłąkanym Johnie Tritte - prawdziwym duchu przeszłości.

Wesołych świąt, Johnie

 

 

(Historia inspirowana Layers of Fear, zadbałem o zachowanie klimatu)

Wesołych świąt redakcji gram.pl życzy:

Kacper

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dawno temu a jednak nie tak dawno żył sobie chłopiec o imieniu Franciszek. Był on zafascynowany grami jednakże nie posiadał takiego ,, sprzętu" jak jego rówieśnicy. Franek nie poddawał się i zaczął zbierać na komputer zajęło mu to ponad dwa lata , lecz dopiął swego. Nagle jego młodsza siostra zachorowała na białaczkę , chłopak chciał jej pomóc. Wiedział , że dziewczynka marzy o wyjeździe do Japonii. Chłopiec powiedział swoim rodzicom , że z zebranych przez niego pieniędzy spełni marzenie dziewczynki. Rodziców dumnych z syna wieczorem obudził telefon okazało się , że znalazł się dawca szpiku który pomoże ich córce. Minął miesiąc Franek i jego siostra Amelia polecieli razem z rodzicami do Japonii. Kiedy wrócili na święta bożego narodzenia Amelia zawołała chłopca do pokoju , spostrzegł on komputer o którym tak marzył. Amelia powiedziała ,,Tak wiele dla mnie zrobiłeś jesteś jak święty Mikołaj to prezent dla ciebie". Chłopiec zdumiony podziękował siostrze i wspólnie z nią grał przez resztę dni wolnych od szkoły.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Pewnego wigilijnego wieczoru tuż po zjedzeniu wigilijnych potraw, oczekując na prezenty usłyszałem chrobotanie na dachu. Co sił w nogach popędziłem do kominka w którym z wielkim hukiem pojawił się Święty Mikołaj. Nie takiego wejścia się spodziewałem, gdyż Mikołaj ugiął jedną nogę gdy znalazł się w polu mojego widzenia z widocznym wyrazem bólu na twarzy.

Kuśtykając wyszedł z kominka i skierował się w stronę naszej stojącej w salonie choinki. Powyjmował z worka prezenty i wyłożył je tuż pod nią. Teraz ku mojemu zdziwieniu kierował się w moją stronę. Przykucnął na jedną nogę i szepnął mi do ucha:

- Mieliście obluzowaną cegłę w kominku. W wyniku czego spadłem z dużej wysokości i chyba skręciłem nogę. Wiedząc, że jesteś dobrym chłopcem, czy pomógłbyś mi w rozniesieniu reszty prezentów.

Nie wiele myśląc zgodziłem się. Nim się obejrzałem, lecieliśmy w saniach z Mikołajem, które ciągnięte były przez zaczarowane renifery. Rozwoziliśmy prezenty po różnych zakątkach świata. Od jednego domu do drugiego. Było to bardzo przyjemne. Nim się zorientowałem znaleźliśmy się z powrotem nad dachem mojego domu. Zrozumiałem, że to już koniec naszej podróży. Mikołaj, chyba wyczytał mi to w myślach, bo zapytał:

- Myślisz, że grzeczne dzieci istnieją tylko na naszej planecie??

Po chwili sanie zaczęły się unosić. Byliśmy coraz wyżej. Z góry było widać całe nasze miasto. Wyglądało bajecznie. Nagle wszystko spowiła mgła. Jak się okazało były to chmury. Byliśmy bardzo wysoko. Po wyleceniu znad warstwy chmur, bałem się spojrzeć w dół. Kiedy w końcu znalazłem odwagę, oczom mym ukazał się widok jak z filmów science-fiction lub zdjęć z lekcji geografii. Zobaczyłem naszą planetę – Ziemię. Można było wyróżnić oceany jak i kontynenty. W tym momencie krzyknąłem:

- Holy Potatoes!! We’re in Space??

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
gol234 napisał (tutaj poprawiony tekst):

Jestem fanem gier wyścigowych. W wieku ok.7-8 lat dostałem swój pierwszy komputer {niestety musiałem go dzielić z bratem :( }. Grałem na nim w jedne z najfajniejszych gier wyścigowych jakie pamietam jak: Lego Racers, Need for speed Hot Pursuit 2 czy Toon Car. Dostanie komputera wiązało się także z dostępem do internetu. To wtedy zacząłem grać w gry przeglądarkowe oraz oglądać filmiki na youtube. Wtedy także zauważyłem gameplay, z jednej z najlepszych gier wyścigowych jakie w życiu poznałem, mianowicie Flatout 2 2. Był to okres przed mikołajkami. Rodzice zadali mi pytanie co bym chciał na mikołajki, więc powiedziałem im ,że Flatout 2, ale niestety się nie zgodzili. Powiedzieli ,że ,,gra jest zbyt brutalna oraz nieodpowiednia dla dzieci w moim wieku" (pomijam fakt, że mogłem grać np: w GTA SA). Nadeszły mikołajki i zamiast Flatouta 2 dostałem TOCA Race Driver 2, i choć gra mi się bardzo podobała (była to jedna z najlepszych symulacji wyścigowych w jakie grałem za dziecka), nie mogła ona zastąpić tego co najbardziej lubiłem w grach wyścigowych, czyli akcji oraz naprawdę pomysłowego podejścia do tematu. Nadeszła wigilia. Z rodziną przy stole wspólnie jedliśmy potrawy, rozmawialiśmy, ogólnie miło spędzaliśmy czas, aż w końcu nadszedł najważniejszy czas dla każdego dziecka, czyli rozpakowywanie prezentów. Mój brat dostał zestaw Lego Star Wars, zestaw do sklejania modeli samolotów oraz słodycze, a ja dostałem kapcie w kształcie butów (o dziwo bardzo wygodne) oraz także słodycze. Pod choinką czekał jednak jeszcze jeden prezent, położony głębiej niż inne. Był mniejszy od innych i bardziej płaski, ale miał takie lekkie wypuklenie. Gdy je otworzyłem, ku swym oczom ujrzałem (co było do przewidzenia) Flatout 1 i 2 razem z Crashday w paczce. Żebyście wtedy widzieli moją minę, tak szczęśliwy to nie byłem nigdy jak w tym momencie. Do dzisiaj lubię od czasu do czasu odpalić te gry i niszczyć samochody w akompaniamencie utworów Zebrahead czy Rob Zombie. Dla mnie pozostaną to jedne z najlepszych świąt jakie kiedykolwiek miałem w życiu.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Świąteczny obraz

Święty Mikołaj był tego dnia bardzo zajęty, ale i bardzo zadowolony. Udało mu się dostarczyć już prezenty do większości domów w miasteczku, pozostał jeden — stara rudera, która swego czasu była piękną rezydencją. Według mikołajowej listy mieszkał w niej ekscentryczny malarz. Sam Święty nie wiedział, jaki prezent przygotowały dla niego jego elfy, jednak domyślał się, iż będą to nowe farby bądź coś równie artystycznego. Popędził renifery i po kilku chwilach parkował już sanie na rozpadającym się dachu.

Przy pomocy magicznego pyłu przeleciał przez komin, trzymając w dłoniach drewniane, proste pudełko bez dekoracji, za którego wygląd zamierzał w niedalekiej przyszłości zbesztać elfy. Bez pośpiechu rozejrzał się po pokoju i… Zamarł.

Wnętrze wyglądało tak, jakby ktoś udekorował dom na Halloween, nie Boże Narodzenie. Wszędzie walały się zniszczone meble, powyrywane kartki (na niektórych dostrzec można było podobiznę szczurów) i przegniłe owoce. Pachniało pleśnią, zaś drewniana podłoga skrzypiała pod stopami, zdradzając położenie nie tylko Mikołaja, ale także kogoś, kto przebywał na piętrze i nieustannie mamrotał do siebie jakieś niezrozumiałe słowa.

Święty odsunął się od kominka i ruszył ostrożnie w stronę pierwszych drzwi, które napotkał. Czym szybciej zostawi prezent i się stąd wyniesie, tym lepiej. Pokój okazał się zaciemniony. Mikołaj wymacał na ścianie włącznik światła i kliknął… A następnie krzyknął ze zgrozą.

Zniszczona pracowania była pokryta setkami… Nie, tysiącami bazgrołów. Napisów szaleńca, które tylko szaleniec mógł odczytać. Święty postąpił krok naprzód i upadł, gdy natrafił stopą na pułapkę na myszy. Drewniane pudełko, które trzymał w dłoniach uderzyło o podłogę i roztrzaskało się. Wysunął się z niego dziwny materiał. Po kilku sekundach Mikołaj wiedział już, czym ów materiał jest.

— Skóra! Idealne płótno… — wymamrotała stojąca za Świętym postać, która spojrzała na niego beznamiętnie. — Tutaj mamy zaś resztę artystycznego tworzywa.

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Holy Potatoes! We're in Space?! - zdziwił się Mikołaj.

Mikołaj właśnie zmierzał do Valhalla Hills by tam rozdać prezenty dzieciom ale najwyraźniej skręcił w zjazd na Aragami na obwodnicy i teraz znajduje się w Quern w kwadrancie Undying Thoughts. Mikołaja zawsze zastanawiało czemu kwadranty mają nietypowe nazwy.

- Nie ma bata - powiedział Święty - trzeba spytać tubylców o drogę.

Po zaparkowaniu sań (i włączeniu autoalarmu. To że on jest święty nie znaczy że inni też są) ruszył przed siebie w poszukiwaniu jakiś form życia by spytać o drogę. Po jakimś czasie zobaczył w końcu budynek. Gdy podszedł bliżej okazało się że to był pub.

- "Necropolis: Brutal Edition" - przeczytał zdziwiony Mikołaj.

Jak długi i szeroki jest wszechświat nigdy nie pomyślał że można tak nazwać cokolwiek, a w szczegulności pub. Ale nic. Mikołaj tylko wzruszył ramionami i postanowił wejśc do środka. Ku jego zdziwieniu miejsce nie było najgorsze. W sumie styl Lovercaftowy nie był jego ulubionym ale wszystko wyglądało w porządku. No może z wyjątkiem kilku patronów ale nie można mieć wszystkiego, pomyślał Święty.

- Co podać? - odezwał się głos.

Dopiero wtedy zauważył że podszedł do baru.

- "Obduction" brzmi zachęcająco. Co w nim jest? - zaptał Mikołaj po szybkim zeskanowaniu listy drinków ze ściany.

- Towje najgorsze sny i lęki, polane czekoladą z nutą cynamonu i piankami nawierzchu - poinformował barman.

- Oooh! Świetnie, wezmę go!

Czekając na swojego drinka do Świętego przysiadł  się jegomoścco wyglądał jak skrzyżowanie odkurzacza z foką.

- Nie tutejszy, prawda? Jeszcze ciętutaj nie widziałem - powiedział nieznajomy.

- Yhm. Problem z nawigacją. Zamiast trafić do Valhalla Hills zjechałem na Aragami i teraz jestem tutaj! Przy okazji jestem Mikołaj, Święty Mikołaj.

- Jack "The Flame in the Flood" Robosn - przedstawił się Jack.

- Słuchaj Jack, nie wiesz jak dostać się do Valhalla Hills? - spytał Święty

- Jasne. Jedziesz obwodnicą w kierunku kwadrantu Layers of Fear, skręcasz na Sosnowiec i potem prosto do Valhalla Hills - poinformował Jack.

- Ratujesz mi życie Jack. Co ty na to że w podzience postawię ci drikna? - zaproponował Święty.

- Alkoholowi nigdy nie mówię nie! - odpowiedział Jack

Po wielu godzinach (i niezliczonej ilości drinków), całkowicie narąbany Mikołaj w końcu trafił w poszukiwane miejsce. Co prawda 5 dni później... i bewz prezentów, ale jak to mówią liczy się intencja. Niestety Mikołaj musiał się liczyć również z intencją swojej żony, Pani Mikołajowej, która to wygoniła go na wygnanie na kanapę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Pulchna postać ubrana w biało-czerwony strój spojrzała na okolicę i spytała:

– Rudolf, kto następny?

Czerwononosy renifer uśmiechnął się, wskazując pobliską XIX-wieczną rezydencję i odparł:

– Tutaj, Mikołaju. Mieszka w nim jakiś malarz...

– Trochę ponure to domostwo. Adres się zgadza? – spytał.

– Tak, przecież byłeś tu rok temu – upewnił go renifer. – Pośpiesz się!

Mikołaj odsapnął i chwycił zapakowany płaski pakunek. „Zapewne to płótno” – pomyślał i zerknął w dół na komin, który – na szczęście – nie dymił. Opuścił się i zaczął przez niego się przeciskać. Gdy był w połowie, nagle usłyszał jakiś cichy głos, znikąd:

– Strzeż się... tego... miejsca!

Na wpół zdziwiony i wystraszony, po chwili zaśmiał się do siebie:

„Za dużo tego grzańca z rumem wypiłem. A może rumu z grzańcem...?”

Nie dosłyszawszy kolejnych takich dziwnych głosów kontynuował opuszczanie i dostał się do środka.

Panował tam półmrok, jakby atmosfera zrobiła się ponura na widok nowego gościa. Mikołaj zbagatelizował to, bo zdarzało mu się wchodzić do domów, w których nie działała elektryczność i od razu ruszył w poszukiwaniu choinki.

Odnalazł je, obok sztalugi z namalowanym portretem jakieś damy. Drzewko było uschnięte, jakby coś wyssało z niego życie. Kiedy odwrócił się od obrazu, zmaterializowała się z niego szponiasta dłoń. Już miała pochwycić Mikołaja, gdy ten nagle przykucnął pod choinką, aby położyć tam pakunek. Jedyne, co „złapała” to powietrze.

– Gotowe. Pora wracać – odrzekł zadowolony.

Szpony ponowiły atak, ale raptem ofiara obróciła się na pięcie, unikając trafienia dosłownie o włos. Gdyby ktoś teraz spojrzał na malowidło, to by ujrzał ogromny demoniczny grymas na odmienionej twarzy damy, który zdawał się nie mieć końca.

Wracając, Mikołaj odwrócił się, aby upewnić się, czy wszystko jest w porządku. Jednak nic dziwnego nie zobaczył, portret wydawał się być taki sam, jak przedtem. Z uśmiechem zaczął wspinać się do góry po linie, gdy znów usłyszał ten sam głos, co wcześniej:

– Dziękuję... za... prezent!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Na skraju lasu, w znacznym oddaleniu od cywilizacji i wszystkiego, co współczesne, pogrążony w cieniu i szarości zbutwiałego gdzieniegdzie drewna stał dom… Nie był opuszczony, jednak panowała w nim cisza. Tylko czasami z wnętrza domu wydobywał się ogłuszający ryk niczym okrzyk ranionego śmiertelnie zwierzęcia. Wszyscy ludzie z okolicy wiedzieli, że lepiej się tam nie zapuszczać.
Właścicielem i zarazem jedynym lokatorem tego domostwa był stary malarz. Stary i pomarszczony człowiek o sędziwej twarzy. Jego oczy wypełniał smutek i gniew zarazem. Całe dnie spędzał wewnątrz budynku, unikając światła dziennego, dlatego szybko zyskał przydomek „wampir”. Wielu mieszkańców okolicznego miasteczka, nie wiedziało, jak dokładnie wygląda ów nietypowy człowiek. Byli jednak świadomi jednego.
Wokół jego domu co jakiś czas pojawiały się obrazy. Malarz tworzył je spontanicznie na ścianach swojego domu, na drzewach czy pobliskiej studni. Przedstawiały twarze, postacie, kompozycje o nieznanym przeznaczeniu i kształcie.
Człowiek ten w szczególności upodobał sobie święta bożego narodzenia. Co roku w wigilię, przerywał ciszę świętej nocy swoim łkaniem i malował.
Malował.
Malował…
Tego szczególnego dnia nie ograniczał się jedynie do okolic własnego domostwa. Wchodził na ulice miasteczka z wiaderkami farby i pokrywał obrazami niemal każdą wolną powierzchnię, aż nie brakło mu materiałów. Porzucał wówczas swoje dzieło i znikał nad ranem, pozostawiając mieszkańcom niezwykłe obrazy, pełne majaków i scen tak odbiegających od poranka świt bożego narodzenia.
Jak co roku, straż miejska przygotowana na ten szczególny spektakl, wraz z nastaniem światu rozpoczynała powolne zmywanie obrazów szaleńca ze ścian domów. Czerwona, biała, zielona, niebieska, żółta i czarna farba powoli spływały do ścieków, ujawniając kolejne warstwy obrazów malowanych tej nocy. Warstw strachu, który dręczył starego człowieka i jego umysł…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Hej!

Dziękujemy za wszystkie zgłoszenia. Niektóre historie były naprawdę fajne, inne - przerażające, mimo że nadal nawiązujące do klimatu świąt :D

Niestety, ale wiele prac nie spełniało wymagań związanych z liczbą znaków. Na przyszłość - trzymajcie się proszę tego limitu, nawet kosztem prezencji tekstu.

Ale żeby nie przedłużać... Nagrody wędrują do: Heyllin, mejniak, 03011300!

Gratulujemy! Jeszcze dziś otrzymacie ode mnie maile, w których poprosimy o kilka danych niezbędnych do wysyłki gier i gadżetów :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się