Blackbird

Polska - polityka, gospodarka, kwestie społeczne, statystyka

52607 postów w tym temacie

Dnia 04.12.2013 o 18:37, McFlash napisał:

Jak zwykle nikt nic nie sprawdzi, bo co? Dane z 2012 pokazują, że GW miała około trzy
razy większy nakład niż "Rz". "Nasz Dziennik" odpada bez względu na nakład ze względu
na charakter tego dziennika.


W pewnym sensie jest, to racja. Jednak samo to, że czerwona gazeta tyle dostaje, to już budzi postrach.
Ogólnie samo, to jak dużo wydają na reklame. Ostatnio w kinie z 30 minut reklam przed filmem. BTW do kina na 30 minut reklam, które stanowią 25% filmu to też jest wtf. No, to było z 10 minut spamujących jak fajnie, że dostajemy kasę z uni. A każda rozsądna osoba wie, że to taka forma socjalu dla państwa. I taki kurek kiedyś się skończy, ale to temat na dłuższą dyskusję.

Co mnie martwi, bo w któryś wyborach jakaś siedziba jakiegoś posła komitetu PO była w mieszkaniu dziennikarza GW. I mniej więcej ja od tamtego momentu i potem coraz liczniejszych przekłamanych artykułów przestałem czytać GW. Tak nie patrząc na Michnika, tak jakbym znał wtedy jak teraz go, to bym nie czytał w cale.

Kilka rzeczy mnie uderzyło od PO, TvN(który kiedyś był dla mnie z jednym najlepszych kanałów informacyjncy), GW i Newsweeka(Lis, to kiedyś jeszcze starał się być obiektywny, a teraz nie kryje swoich poglądów. W końcu jego ojciec, to był SBek jeśli dobrze pamiętam). To negatywna propaganda to, że PO zrobiło i te media zbijają kapitał polityczny na małej niskiej pokracznej kreaturze zwanej kaczorem. To, że demolizowali i to, że niebyli obiektywni.
Sam też nie przepadam za Pisem ze względu na moje poglądy. Jednak, to że zbija się kapitał na demonizowaniku kogoś, to jest nie dobre. Dziennikarze się nie szanują, a to co ostatnio widziałem jak dziennikarki biły się o Natalie Siwiec na uniwersytecie, to szczyt głupoty. Niestety widzę studiujących dziennikarzy i to jest tragedia ich edukacja więc trochę się nie dziwie, że mamy teraz Kubuś Wojewódzkich, Lisów(choiaż on jest inteligętny, ale na zły sposób) GW, którzy niszczą informację.
Jedyny zadaniem dziennikarza powinno być dotarcie do prawy. Dla mnie, to jest upadek.

Nie licząc wyjątków, bo są dobrzy dziennikarze i w GW i TVN etc. Problem jest taki, że oni nie potrafią przedstawić swojego toku rozumowania. Tylko jak pamiętam takie artykuły to one są oparte na szoku i nie liczy się prawda.
Mogę wymienić dużo lokalnych przykładów jednak nic one wam nie powiedzą. A te inne to, znacie.
Niejaki Kolonko ciągle krytykuje nie obiektywność. Też czasem przesadza + ostatnio nie jest jakiś aktywny, ale ma to czego oni nie mają. Czyli dziennikarską misję.
Niestety taka jest prawda media upadły w Polsce i nawet bym się nie łudził, że będzie lepiej, bo trzeba by zrobić czystki w mediach. I zmienić edukację dziennikarzy. Zwłaszcza, że już po PRLowski nasienie już wydało plony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 04.12.2013 o 23:17, Shelazar napisał:

Mój sąsiad pracuje w GW i twierdzi, że tam są sami na etacie ludzie bo gazeta tnie koszty.
W ogóle powoli szuka innej pracy taką mają tam atmosferę przez spadek sprzedaży.

No prasa ma ogólnie spadek. Moim zdaniem powinno się trochę ulżyć prasie, bo prasa ogólnie odchodzi do lamusa.

BTW Tomasz Lis mówi, co nie jest obiektywne
Zarzut o prorządowości jest kuriozalny, bo Tuskowi dostaje się w "Faktach" regularnie. Tyle, że to nie jest program propisowski, więc propisowskiej dzieciarni to przeszkadza. Dla mnie zarówno "Wiadomości", "Fakty", jak i "Wydarzenia" są obiektywne - zapewniał słynący z bezstronnego dziennikarstwa Lis.

Tzn, że nie należy czytać Faktów oglądać Wiadomości ani Wydarzeń oraz czytać Newsweeka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie mogłem się zdecydować, do jakiego wątku to wkleić (znalezione w internecie, ale praw autorskich nie zastrzeżono!). Może do kwasów? Ale w końcu zdecydowałem się tutaj:


Numerek

Największymi wrogami cywilizowanego człowieka są cyfry.25 lat temu w
37-milionowym narodzie mieliśmy w Polsce około 110 tysięcy urzędników
państwowych uzbrojonych w kalkulatory, ołówki i telefony stacjonarne.

Obecnie mamy 430 tysięcy urzędników uzbrojonych w 300tys.komputerów, z
których każdy ma moc obliczeniową milion razy większą niż kalkulator. Biura
urzędników wzbogaciły się w takie niezbędne do administrowania urządzenia
jak faksy, kserokopiarki, pocztę elektroniczną, telefony komórkowe.

Przez ćwierć wieku liczba Polaków wzrosła o 660 tysięcy, czyli o 2 procent.

Liczba urzędników - o 415 procent. Matematycznie rzecz biorąc, wydolność
kasty urzędniczej wzrosła jakieś 5 milionów razy (liczba ludzi pomnożona
przez zdolność obliczeniową czyli można by się spodziewać, że obecna liczba
urzędników mogłaby administrować nie tylko terytorium Polski, ale całego
świata wraz z należnymi Polsce parcelami na Księżycu.

Oczywiście tak nie jest. Kto styka się z urzędami, dochodzi do przekonania,

że jest tak, jak było, a nawet gorzej.

Liczba błędów, które popełnia system administracji państwowej, jest
przerażająca. Nieścisłości lub oczywiste pomyłki pisarskie, nawet w
najbardziej poważnych dokumentach, mało kogo już frapują.

Wyjaśnię, jak do tego doszło.

Ja w trzech osobach. Powiedzmy, że zaliczam się do jednostek
przedsiębiorczych (nieprawda) i jestem dorosły (niecała prawda). Posiadam
więc dowód osobisty, który ma swój niepowtarzalny numer (9 symboli; liczby i
znaki alfanumeryczne) wydany za sprawą ministra spraw wewnętrznych.
Posiadam też paszport z niepowtarzalnym numerem paszportu (2 litery i 7
cyfr) wydany również przez ministra spraw wewnętrznych.

W jednym i drugim mam swój 11-cyfrowy numer PESEL (skrót od nazwy

"Powszechny Elektroniczny System Ewidencji Ludności"), stały symbol

numeryczny jednoznacznie identyfikujący określoną osobę fizyczną, który

otrzymałem również za sprawą ministra spraw wewnętrznych.

Z punktu widzenia ministra jestem jak Pan Bóg - jeden, ale w trzech osobach.

Ma to jednak być może takie uzasadnienie, że jak już mi pan minister nadał 3

niepowtarzalne numery w sumie składające się z 29 cyfr i znaków
alfanumerycznych, to pan minister już mnie z nikim nie pomyli.

Jako że zarabiam pieniądze, do których rości sobie pretensje minister

finansów, nadał mi on kolejny niepowtarzalny numer - NIP (skrót od "Numer
Identyfikacji Podatkowej") - 10-cyfrowy kod służący do identyfikacji

podatników.

Żeby jednak nie było absolutnie żadnych wątpliwości, stygmatyzuje mnie
również jeszcze jeden minister, który ministrem się nie nazywa, ale w

istocie nim jest.

Prezes Głównego Urzędu Statystycznego nadaje mi bowiem 9-cyfrowy numer
REGON (akronim od nazwy "REjestr GOspodarki Narodowej"), który jest równie
niepowtarzalny jak wszystkie poprzednie niepowtarzalne kody.

Każdy z tych kodów jest wynalazkiem przełomowym w historii człowieczeństwa,
jak nie przymierzając znak plus wymyślony przez Jana Widmana w 1498 r.

Aby zrozumieć, jak trudno było tego plusa wynaleźć, dodam tylko, że znak

mnożenia oraz symbol równości wymyślono dopiero 150 lat później.

Ja peselowiec

To, jak te nipy, regony i pesele są bardzo zaawansowane, uświadomić sobie
można, zastanawiając się np. nad metodologią tworzenia 11-cyfrowego numeru
PESEL.

Cytuję niemal dokładnie ministra spraw wewnętrznych:

- na pozycji 1-2 umieszczam dwie ostatnie cyfry roku urodzenia,

- na pozycji 3-4 umieszczam dwie cyfry miesiąca urodzenia,

- na pozycji 5-6 umieszczam dwie cyfry dnia urodzenia,

- na pozycji 7-10 umieszczam liczbę porządkową z oznaczeniem płci,

- na pozycji 11 umieszczam liczbę kontrolną.

Dla odróżnienia stuleci przyjmuję następującą metodę kodowania:

dla osób urodzonych w latach 1900-1999 miesiąc zapisuję w sposób naturalny;

dla odróżnienia osób urodzonych w innych latach niż 1900-1999 do numeru

miesiąca dodaję następujące wielkości:

- dla lat 1800-1899 - 80,

- dla lat 2000-2099 - 20

- dla lat 2100-2199 - 40,

- dla lat 2200-2299 - 60.

Przyjęta metoda kodowania miesiąca urodzenia pozwala mi na
rozróżnienie dat urodzin w czasie najbliższych kilku stuleci! Proste! Jak
konstrukcja cepa! Prawda?

Sposób obliczania liczby kontrolnej, tej jedenastej w numerze ewidencyjnym

PESEL, polega na tym, że każdą pozycję numeru PESEL mnoży się przez

odpowiednią wagę: 1-3-7-9-1-3-7-9-1-3.

Utworzone iloczyny sumuje się. Wartość ostatniej otrzymanej liczby należy
odjąć od 10.

Wynik odejmowania stanowi liczbę kontrolną danego numeru PESEL.

Przyznacie, że PESEL to prawdziwe dzieło sztuki, a Pitagoras był nikim przy

tym, kto na to wpadł.

Pozostałe numery - NIP i REGON - to równie piękne wytwory ducha
ludzkiego. Ja biznesmen? Ale jako osoba przedsiębiorcza, czyli taka, którą
nasze państwo popiera i hołubi, licząc na wyższe ode mnie daniny, dzięki
grzeczności ministra sprawiedliwości zakładam podmiot gospodarczy zwany
spółką z ograniczoną odpowiedzialności pod nazwą "Robert Jaruga". Minister
sprawiedliwości w całej swej mądrości uznał bowiem za logiczne, że spółkę
zawiązać może jedna osoba, sama ze sobą, poprzez sporządzenie umowy spółki,
w której umawia się sama ze sobą. Następnie to zgodne oświadczenie woli
samego ze sobą przedstawić należy w sądzie rejestrowym podległym ministrowi
Sprawiedliwości.

Teraz Robert Jaruga, który założył podmiot gospodarczy Robert Jaruga spółka
z o.o., otrzymuje niepowtarzalny 10-cyfrowy numer zwanym numerem KRS (skrót
od nazwy "Krajowy Rejestr Sądowy"). Jak go dostanę, mogę sprzedać 1 proc.
udziałów w swojej firmie Robert Jaruga spółka z o.o. red. Michałowi
Marszałowi, co teraz jeszcze nie ma znaczenia, ale potem będzie miało.

Jak mam już numer KRS, to idę do ministra od statystyki, który nadaje mojej

firmie Robert Jaruga spółka z o.o. kolejny indywidualny numer REGON.

Jak mam te 2 numery, to zasuwam do ministra finansów, który nadaje mi - to

znaczy firmie Robert Jaruga spółka z o.o. - niepowtarzalny numer NIP, pod
jednym wszak warunkiem: muszę mieć numer konta bankowego. Idę więc do banku,
a tam ktoś mi mówi, że zgodnie z rozporządzeniem ministra finansów, który
chce mi nadać NIP, aby mieć konto w banku, muszę najpierw mieć NIP.

Jak to się dzieje, że w końcu konto zakładam, nie wiem, ale cud ów
przytrafił się już 4 milionom posiadaczy firm w Polsce, więc i mi się udało.

W banku podaję:

-numer KRS firmy Robert Jaruga spółka z o.o.;

-numer REGON firmy Robert Jaruga spółka z o.o.;

-numer NIP firmy Robert Jaruga spółka z o.o.

oraz - Achtung! - numer symbolu terytorialnego gminy, w której będę
prowadził działalność (wymyślony przez ministra od statystyki) plus kod
pocztowy, co jest wynalazkiem ministra łączności.Podaję też numer PESEL
Roberta Jarugi i numer dowodu osobistego Roberta Jarugi.

Teraz otrzymuję z banku, według rozporządzenia ministra finansów:

-7-cyfrowy numer klienta banku,

-26-cyfrowy numer konta w banku,

-16-cyfrowy numer karty płatniczej,

-3-cyfrowy kod CVV,

-4-cyfrowy numer PIN oraz

-4-cyfrowy numer TELEPIN.

Kod hasła nadaję sobie sam - powiedzmy 4-cyfrowy.

O tym, że dostałem numer rachunku bankowego, muszę teraz poinformować
ministra finansów, ministra sprawiedliwości i ministra statystyki, żeby

wiedzieli, skąd mają mi moją forsę zabrać, która im się za ich ciężka
robotę należy.

Ponieważ do prowadzenia działalności potrzebny jest mi telefon, idę do
jakiejś rozdawalni telefonów, która już wie, dzięki rozporządzeniu ministra
łączności, że muszę podać: numer NIP, numer REGON, numer KRS, numer PESEL,
numer dowodu osobistego, ewentualnie numer paszportu i numer rachunku
bankowego.

W zamian dostanę:

- numer telefonu komórkowego,

-numer PIN,

-numer PUK, numer umowy, numer konta regulacji płatności

-hasło użytkownika.

Wyobraźmy sobie, że potrzebuję jeszcze samochodu. Zatem za
pośrednictwem wydziału komunikacji minister transportu zażąda ode mnie:

- 17 symbolowego numeru VIN nadwozia mojego auta,

-numeru REGON firmy Robert Jaruga spółka o.o.;

-numeru KRS firmy Robert Jaruga spółka o.o.;

-numeru NIP firmy Robert Jaruga spółka o.o.;

-numeru PESEL Roberta Jarugi

-numeru dowodu osobistego Roberta Jarugi.

W zamian za to dostaję:

-alfanumeryczny 13-elementowy numer dowodu rejestracyjnego ,

-8 elementowy numer tablic rejestracyjnych

-10-symbolowy numer karty pojazdu.

Pomijam już kwestię numeratury, która za sprawą ministra pracy
nałożona zostanie na mnie w ZUS-ie ii za sprawą ministra transportu w
zakładzie ubezpieczeń komunikacyjnych (chyba 8-cyfrowy numer prawa jazdy).

Jak łatwo się zorientować, jako Robert Jaruga prowadzący firmę
Robert Jaruga spółka z o.o. mam już 23 indywidualne niepowtarzalne numery
składające się z ok. 250 cyfr i znaków alfanumerycznych.

To jest tyle:


1456768765438907654S345678909876543C134567890945145676YV65438907654334567890
9876543213456789096451K56768765438907654334567890987654321345678909645145676
8765438907654334567890987654M21345678909645

Ja zabieram im kasę.

Teraz pewnie zapytacie, po co ja to wszystko robię i jaki ma to sens.

Sens tej działalności tkwi w walce z nonsensem.

Początkujący nawet matematyk stwierdzi, że każde dodanie kolejnego numeru w
jakiejś bazie danych rozbudowuje ją o rząd wielkości, w związku z czym
administracji państwowej moje dane zabierają już terabajty powierzchni
dyskowej komputerów, a złożoność mojej skromnej osoby jest nie do ogarnięcia
przez nikogo. Gdyby wyłączono prąd, cały ten system by upadł.

Obywatelowi wystarczy jeden numer! Numer komórki! Młócenie pozostałej liczby
danych to robota głupiego!

Chcę ten system rozwalić ekonomicznie.

Nie ma bowiem skuteczniejszej metody racjonalizacji roboty baranów niż
ograniczanie ich płac.

Mój plan zamachu stanu jest więc następujący:

Jako Robert Jaruga zarabiam powiedzmy 50 tys. zł rocznie, z czego na te
system wydaję w postaci podatku 3,7 tys. zł i ubezpieczenia społecznego 14,5
tys. zł. Razem 18 tys. zł.

Jako Robert Jaruga, właściciel firmy Robert Jaruga spółka z o.o.,

zarabiającej również 50 tys. zł w ciągu roku, płacę 12 tys. Zł ubezpieczenia
zdrowotnego i 0 zł podatków.

Jako Robert Jaruga, który 1 proc. udziałów w firmie Robert Jaruga spółka z
o.o. zarabiającej 50 tys. Zł sprzedał red. Marszałowi, a ten zatrudnił go
(znaczy mnie) na stanowisku prezesa za najniższą krajową pensję -

1,5 tys. zł - zapłacę rocznie 5,2 tys. zł ubezpieczeń społecznych i 800

zł podatku. Razem 6 tys. zł.

Jako Robert Jaruga, który 1 proc. udziałów w firmie Robert Jaruga spółka

z o.o., zarabiającej 50 tys. zł rocznie, sprzedał red. Marszałowi, a ten go
nie zatrudni na stanowisku prezesa, nie zapłacę skarbowi państwa nic,

robiąc to samo, co Robert Jaruga, osoba fizyczna.

Jeżeli 21 grudnia nie zauważyliście, że nastąpił koniec świata, to jesteście
w błędzie. On nastąpił.

Stopień zidiocenia organizacji naszego państwa osiągnął apogeum.

Przekonałem się o tym, gdy w banku ostatnio poproszono mnie o podanie daty
urodzenia teściowej. To jest koniec nowoczesnych czasów!

Każdy kolejny urzędnik w administracji ze swoim kolejnym nowym komputerem

przybliża nas do wspólnoty pierwotnej.

A gdyby do tych idiotyzmów dodać jeszcze ilość ściętych drzew na papier.

Bo przecież druki , formularze , oświadczenia i podania wciąż funkcjonują.

Koniecznie potrzeba, aby jakiś meteoryt odpowiednio duży pieprznął i wybił

całą tę kastę urzędniczą.

Daj Bóg !!!!


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 23.12.2013 o 20:28, KrzysztofMarek napisał:

Nie mogłem się zdecydować, do jakiego wątku to wkleić (znalezione w internecie, ale praw
autorskich nie zastrzeżono!). Może do kwasów? Ale w końcu zdecydowałem się tutaj:

To zdaje się artykuł z NIE ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.12.2013 o 22:31, zadymek napisał:

>/.../ > To zdaje się artykuł z NIE ;)

Nie wykluczam tego. NIE nie czytam - kiedyś, dawno temu, kupowałem i czytałem, aż trafiłem na sprawę, którą znałem badzo dobrze, potem na drugą i trzecią. W każdym przypadku było nie mniej, niż 50% prawdy, powiedziałbym, ze w jednym nawet więcej, niż 80%. Ale reszta tak deformowała całość, że stawała się jednym wielkim kłamstwem. Wtedy przestałem czytać.
Ale jeśli chodzi o działanie naszej ( i nie tylko naszej) biurokracji, to skłonny jestem uwierzyć, że nie ma takiej głupoty, której ONI nie zrobili, lub nie zrobią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.12.2013 o 22:46, KrzysztofMarek napisał:

Nie wykluczam tego. NIE nie czytam - kiedyś, dawno temu, kupowałem i czytałem, aż trafiłem
na sprawę, którą znałem badzo dobrze, potem na drugą i trzecią. W każdym przypadku było
nie mniej, niż 50% prawdy, powiedziałbym, ze w jednym nawet więcej, niż 80%. Ale reszta
tak deformowała całość, że stawała się jednym wielkim kłamstwem. Wtedy przestałem czytać.

Tak, tak, pamiętam: ty wiesz, że dziennikarz był nierzetelny, wiesz, ale nie udowodnisz bo cośtam cośtam...

Dnia 24.12.2013 o 22:46, KrzysztofMarek napisał:

Ale jeśli chodzi o działanie naszej ( i nie tylko naszej) biurokracji, to skłonny jestem
uwierzyć, że nie ma takiej głupoty, której ONI nie zrobili, lub nie zrobią.

W każdym razie Robert Jaruga to etatowy pismak z urbanówki, a i styl/temat pasuje jak ulał do NIE. Pewnie w sieci da się to nawet jakoś zweryfikować: anyway prawa autorskie są.

PS Może teraz zaczniesz znowu czytać NIE ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Czy może mi ktoś z tutejszych liberałów wyjaśnić dlaczego w wolnorynkowej służbie zdrowia w USA koszty lecenia są kilkakrotnie razy wyższe niż np w całkowicie państwowej służbie zdrowia w kanadzie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 28.12.2013 o 13:44, ZubenPL napisał:

Czy może mi ktoś z tutejszych liberałów wyjaśnić dlaczego w wolnorynkowej służbie zdrowia
w USA koszty lecenia są kilkakrotnie razy wyższe niż np w całkowicie państwowej służbie
zdrowia w kanadzie?

Pewnie rozchodzi się o zarobki kadry: kształtowane przez rynek.
Służba "państwowa" działa pro publico bono (teoretycznie). Za tym idą zarobki kadr i kontrola wydatków(również teoretycznie). Przedsiębiorstwa rynkowe dla zysku (to już real life) - stąd wyższe garze personelu. Jest też problem wysokich kosztów wynikłych z hurtowej przeróbki przypadków ambulatoryjnych -co prowadzi do zlecania wszystkich możliwych badań i marnotrawstwa kaski (a wszystko po to by zabezpieczyć się przed ewentualnymi pozwami, smutne). Gwoli sprawiedliwości swoje dorzucają też sami pacjenci: wiadomo, Amerykanin wie lepiej co zażywać, jeść etc i to nie jest internetowy stereotyp.
Do tego mnogość podmiotów zaangażowanych w amerykański rynek zdrowia winduje pośrednio koszt samego leczenia w myśl zasady "im więcej pośredników tym większa cena".

To oczywiście jedna strona medalu. Druga to krótsze kolejki- w Kanadzie podobno są gigantyczne, także nie wszystkie zabiegi są darmowe. Jest też kwestia innowacyjności rynku: w USA patent pogania patent, wszystko dzięki "chciwym kapitalistom" finansującym badania nad usprawnieniami dla swojej branży.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 28.12.2013 o 15:43, zadymek napisał:

Pewnie rozchodzi się o zarobki kadry: kształtowane przez rynek.
Służba "państwowa" działa pro publico bono (teoretycznie). Za tym idą zarobki kadr i
kontrola wydatków(również teoretycznie). Przedsiębiorstwa rynkowe dla zysku (to już real
life) - stąd wyższe garze personelu. Jest też problem wysokich kosztów wynikłych z hurtowej
przeróbki przypadków ambulatoryjnych -co prowadzi do zlecania wszystkich możliwych badań
i marnotrawstwa kaski (a wszystko po to by zabezpieczyć się przed ewentualnymi pozwami,
smutne). Gwoli sprawiedliwości swoje dorzucają też sami pacjenci: wiadomo, Amerykanin
wie lepiej co zażywać, jeść etc i to nie jest internetowy stereotyp.
Do tego mnogość podmiotów zaangażowanych w amerykański rynek zdrowia winduje pośrednio
koszt samego leczenia w myśl zasady "im więcej pośredników tym większa cena".

To oczywiście jedna strona medalu. Druga to krótsze kolejki- w Kanadzie podobno są gigantyczne,
także nie wszystkie zabiegi są darmowe. Jest też kwestia innowacyjności rynku: w USA
patent pogania patent, wszystko dzięki "chciwym kapitalistom" finansującym badania nad
usprawnieniami dla swojej branży.

http://imgur.com/a/WIfeN ale takie ceny to całkowita przesada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 28.12.2013 o 13:44, ZubenPL napisał:

Czy może mi ktoś z tutejszych liberałów wyjaśnić dlaczego w wolnorynkowej służbie zdrowia
w USA koszty lecenia są kilkakrotnie razy wyższe niż np w całkowicie państwowej służbie
zdrowia w kanadzie?

Wydaje mi się, że zupełnie piepotrzebnie powołujesz Kanadę jako przykład, bo to i daleko i mało kto z nas tam bywa, a jeszcze mniej z kanadyjskiej służby zdrowia korzystał. Mamy lepszy przykład państwowej służby zdrowia blisko, pod nosem, bo to nasza służba zdrowia. Na wizytę do urologa w Warszawie czekasz rok (z dokładnością do dwóch tygodni w jedną lub drugą stronę, kolejki po skierowanie od lekarza rodzinnego nie liczę). Ale do prywatnego, kosztem 120-200 zł (200 zł to już profesor, albo ordynator) dostaniesz się już jutro. Przy czym państwowa służba zdrowia jest "bezpłatna", ale... ale owa "bezpłatność" bierze się stąd, ze już wcześniej zabrano Ci pieniądze. Niezależnie od tego, czy potrzebowałeś lakarza czy też nie. I to co miesiąc w wysokości wystarczającej na prywatną wizytę u proferora lub ordynatora (co zresztą zwykle na jedno wychodzi).
Co do USA, tam przegrywający nie płaci kosztów procesu. I ta bezpłatność bokiem im wychodzi, bo procesują się o co tylko się da. Adwokaci też kończą studia medyczne, ale tylko po to, żeby dobrze procesować się o wszelkie prawdziwe lub nie, pomyłki lub niedopatrzenia lekarskie. Co oczywiście znakomicie wpływa na koszt ubezpieczenia lekarzy od procesów wytoczonych przez pacjentów. Na koszt opieki lekarskiej również. cbdo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 28.12.2013 o 19:03, KrzysztofMarek napisał:

Wydaje mi się, że zupełnie piepotrzebnie powołujesz Kanadę jako przykład, bo to i daleko
i mało kto z nas tam bywa, a jeszcze mniej z kanadyjskiej służby zdrowia korzystał. Mamy
lepszy przykład państwowej służby zdrowia blisko, pod nosem, bo to nasza służba zdrowia.
Na wizytę do urologa w Warszawie czekasz rok (z dokładnością do dwóch tygodni w jedną
lub drugą stronę, kolejki po skierowanie od lekarza rodzinnego nie liczę). Ale do prywatnego,
kosztem 120-200 zł (200 zł to już profesor, albo ordynator) dostaniesz się już jutro.
Przy czym państwowa służba zdrowia jest "bezpłatna", ale... ale owa "bezpłatność" bierze
się stąd, ze już wcześniej zabrano Ci pieniądze. Niezależnie od tego, czy potrzebowałeś
lakarza czy też nie. I to co miesiąc w wysokości wystarczającej na prywatną wizytę u
proferora lub ordynatora (co zresztą zwykle na jedno wychodzi).

Czyli nawet doliczając do tego przyjęcia prywatnie w Polsce składki na NFZ(a i tak w sporej część przypadków nie ma tej wieloletnie kolejki więc zapłacimy tylko NFZ) wychodzi że płacimy wielokrotnie mniej niż amerykanie.

Dnia 28.12.2013 o 19:03, KrzysztofMarek napisał:

Co do USA, tam przegrywający nie płaci kosztów procesu. I ta bezpłatność bokiem im wychodzi,
bo procesują się o co tylko się da. Adwokaci też kończą studia medyczne, ale tylko po
to, żeby dobrze procesować się o wszelkie prawdziwe lub nie, pomyłki lub niedopatrzenia
lekarskie. Co oczywiście znakomicie wpływa na koszt ubezpieczenia lekarzy od procesów
wytoczonych przez pacjentów. Na koszt opieki lekarskiej również. cbdo

No, prawdopodobieństwo że dojdzie do błędu lekarskiego a ja przeżyje i dostanę wysokie odkodowanie w USA jest jak wygranie totka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 28.12.2013 o 19:18, ZubenPL napisał:

>/.../ > Czyli nawet doliczając do tego przyjęcia prywatnie w Polsce składki na NFZ(a i tak w
sporej część przypadków nie ma tej wieloletnie kolejki więc zapłacimy tylko NFZ) wychodzi
że płacimy wielokrotnie mniej niż amerykanie.

Tak, do gastrologa to zapisy zaczną przyjmować zapisy dopiero w marcu, bo terminyprzyjęć do marca 2015 są już zajęte. Do okulisty, to od razu mówią, że zapisów nie ma i nie wiadomo kiedy będą, może zaczną za dwa lata, bo terminy na dwa i pół roku już są zajęte. Urologa podałem, bo termin stosunkowo krótki.
Co do składek na Sławetny Fundusz Ochrony zdrowia, to średnio na jednego obywatela wynosi 200 zł miesięcznie, ale ile w USA to, przyznam się, że nie wiem. Na pewno więcej, ale też oni zarabiają , wyobraź sobie, w dolarach. I to w dolarach więcej, niż my w złotych, więc i składki zapewne mają większe.

Dnia 28.12.2013 o 19:18, ZubenPL napisał:

> /.../ > No, prawdopodobieństwo że dojdzie do błędu lekarskiego a ja przeżyje i dostanę wysokie
odkodowanie w USA jest jak wygranie totka.

Gdyby tak było, nie byłoby tak wyskokich kosztów ubezpieczenia lekarzy od odpowiedzialności. Już na miejscu wypadku zjawia się chętny adwokat, jedzie dość często w karetce i jeśli tylko pacjent jest przytomny, daje do podpisania umowę = 30-40% odszkodowania, które wydębi, będzie jego. Pacjent nie ponosi ani kosztów procesu, ani wynajęcia adwokata.A jak wyglądają odszkodowania w USA, to zapewne znany jest Ci przykład kobiety, która dostałą odszkodowanie za to, że oparzyła się gorącą kawą - nie było wydrukowanego ostrzeżenia, że kawa jest gorąca. Milion dolarów dostała. Ale nie pytaj mnie, czy i ile podatku od tego musiała zapłacić, bo tego też nie wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 28.12.2013 o 19:58, KrzysztofMarek napisał:

Co do składek na Sławetny Fundusz Ochrony zdrowia, to średnio na jednego obywatela wynosi
200 zł miesięcznie, ale ile w USA to, przyznam się, że nie wiem. Na pewno więcej, ale
też oni zarabiają , wyobraź sobie, w dolarach. I to w dolarach więcej, niż my w złotych,
więc i składki zapewne mają większe.

Czyli w ciągu całego życia wpłacę do NFZ mniej niż wynosi w USA koszt wycięcia wyrostka, a tam nawet z ubezpieczaniem trzeba dopłacić :)

Dnia 28.12.2013 o 19:58, KrzysztofMarek napisał:

Gdyby tak było, nie byłoby tak wyskokich kosztów ubezpieczenia lekarzy od odpowiedzialności.
Już na miejscu wypadku zjawia się chętny adwokat, jedzie dość często w karetce i jeśli
tylko pacjent jest przytomny, daje do podpisania umowę = 30-40% odszkodowania, które
wydębi, będzie jego. Pacjent nie ponosi ani kosztów procesu, ani wynajęcia adwokata.A
jak wyglądają odszkodowania w USA, to zapewne znany jest Ci przykład kobiety, która dostałą
odszkodowanie za to, że oparzyła się gorącą kawą - nie było wydrukowanego ostrzeżenia,
że kawa jest gorąca. Milion dolarów dostała. Ale nie pytaj mnie, czy i ile podatku od
tego musiała zapłacić, bo tego też nie wiem.

Proszę o statystki, ile tych wielomilionowych odszkodowań jest corocznie zasądzanych w USA w dziedzinie służby zdrowia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 28.12.2013 o 19:58, KrzysztofMarek napisał:

A jak wyglądają odszkodowania w USA, to zapewne znany jest Ci przykład kobiety, która dostałą
odszkodowanie za to, że oparzyła się gorącą kawą - nie było wydrukowanego ostrzeżenia,
że kawa jest gorąca. Milion dolarów dostała. Ale nie pytaj mnie, czy i ile podatku od
tego musiała zapłacić, bo tego też nie wiem.


Ma ktoś jakieś źródło? Słyszałem to już kilka razy, a brzmi to jak jak jakaś miejska legenda...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się