Zaloguj się, aby obserwować  
Ksar666

Ateizm

6335 postów w tym temacie

Dnia 12.12.2007 o 17:40, Ubiquit napisał:

Ateizm to pogląd,
a nie żadna doktryna, więc błędem jest twierdzenie, że nakazuje on zabijać.

A pokaż mi doktrynę jakiejś religii, która nakazuje zabijać ateistów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.12.2007 o 17:40, Ubiquit napisał:

A co do samego komunizmu, czy raczej stalinizmu w tym przypadku, który tak właściwie niewiele
ma z komunizmem wspólnego


Czemu niewiele?

Dnia 12.12.2007 o 17:40, Ubiquit napisał:

To chyba oczywiste, ze ci ludzie mordowali nie po przez bycie fanatycznymi
ateistami (jeżeli jest to w oŋóle możliwe)


Niemożliwe jest bycie fanatycznym ateistą? Chłopie, zdejmij klapki z oczu! Wcześniej twierdziłeś, że nie było człowieka który zabiłby przez swój ateizm. To jest jakieś idealizowanie. Powtórzę ci: było mnóstwo ludzi, którzy mordowali wierzących ze względu na swój fanatyczny ateizm, a czy byli komunistami czy nie - nie wnikam w to.

Dnia 12.12.2007 o 17:40, Ubiquit napisał:

Ateizm to pogląd,
a nie żadna doktryna, więc błędem jest twierdzenie, że nakazuje on zabijać. To jakieś poczucie
budowania "komunistycznego" ładu kazało im to robić.


A kto powiedział, że ateizm nakazuje zabijać? Nikt. Ja powiedziałem, że było mnóstwo ludzi, którzy ze względu na swój fanatyczny ateizm mordowali wierzących. Widać różnicę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 12.12.2007 o 18:20, Mogrim napisał:

Powtórzę
ci: było mnóstwo ludzi, którzy mordowali wierzących ze względu na swój fanatyczny ateizm, a
czy byli komunistami czy nie - nie wnikam w to.

A ja bym akurat w to wnikał :P
Przychodzą Ci do głowy jacyś ''fanatyczni ateiści mordujący wierzących'' (na dużą skalę, oczywiście), którzy nie byli komunistami?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.12.2007 o 21:21, tkoeman napisał:


> Powtórzę
> ci: było mnóstwo ludzi, którzy mordowali wierzących ze względu na swój fanatyczny ateizm,
a
> czy byli komunistami czy nie - nie wnikam w to.
A ja bym akurat w to wnikał :P
Przychodzą Ci do głowy jacyś ''fanatyczni ateiści mordujący wierzących'' (na dużą skalę, oczywiście),
którzy nie byli komunistami?

Inicjatorzy rewolucji francuskiej w bodajże XVIII wieku;].
No i Hitler.

Oczywiście nie można ich nazwać fanatycznymi ateistami, a jak!, bo w końcu ateista nie może być fanatycznym ateistą.. omfg lol. Aczkolwiek fanatykami i antyreligijnymi oni byli;].

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 12.12.2007 o 21:31, BioZ napisał:

No i Hitler.

O ile dobrze kojarzę Hitler nic nie miał do protestantów. Katolików nie lubił, bo go nie popierali, a Żydzi byli "przywódcami socjaldemokracji".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 12.12.2007 o 21:34, Luke Shadow napisał:

O ile dobrze kojarzę Hitler nic nie miał do protestantów. Katolików nie lubił, bo go nie popierali,
a Żydzi byli "przywódcami socjaldemokracji".

Zapomniałem napisać: Hitler napisał w Mein Kampf, że początkowo nic do Żydów nie miał ze względu na zwykłą tolerancję religijną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.12.2007 o 21:21, tkoeman napisał:

Przychodzą Ci do głowy jacyś ''fanatyczni ateiści mordujący wierzących'' (na dużą skalę, oczywiście),
którzy nie byli komunistami?


Na pewno jacyś się znajdą, choć ci którzy byli przy okazji komunistami mieli większe "osiągi" z wielu powodów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.12.2007 o 22:07, Mogrim napisał:

Na pewno jacyś się znajdą,/.../

No ja myślę, choć miałem nadzieję, że się jednak dowiem jakiś konkretów.
Oczywiście to, że tak się akurat składa, że jednak ogromna większość tych niefajnych ateuszy, o których była mowa to byli akurat komuniści, to jest coś, w co nie ma co wnikać. ;P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.12.2007 o 23:52, tkoeman napisał:

> Na pewno jacyś się znajdą,/.../
No ja myślę, choć miałem nadzieję, że się jednak dowiem jakiś konkretów.
Oczywiście to, że tak się akurat składa, że jednak ogromna większość tych niefajnych ateuszy,
o których była mowa to byli akurat komuniści, to jest coś, w co nie ma co wnikać. ;P


Nie ma co wnikać, nie ma co wnikać;p. Jakby ateiści byli wspólnotą jak wierzący to by było co wnikać a tak można przemilczeć;].

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ateizm to w końcu wiara we własną niewiarę...więc po co cały temat? To tak jakby się zastanawiać czy deszcz który pada ,może uzupełnić braki pitnej wody w Afryce? Tyle że tam nie pada, a jak już to raz na rok...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 11.12.2007 o 22:46, KrzysztofMarek napisał:

> > > >/.../
> Przez cały czas zrównujesz wiarę naukową z wiarą w Boga. Mieszasz pojęcia i twierdzisz,
że
> nie mieszasz. Piszesz o grawitacji, że to wiara bez dowodu co ma ją zrównać z wiarą w
Boga,
> która też jest bez dowodu. Sorry ale jedną wiarą możesz opisać ruch ciała i być w zasadzie

> pewnym, że tak będzie się poruszać a drugą wiarą możesz... no właśnie co? Możesz w nią
wierzyć
> po to żeby wierzyć.
Wiara, to jest wiara, bez przymiotników. Chyba, że wolisz z przymiotnikiem, jak sprawiedliwość
(społeczna ), praworządność (socjalistyczna) - tylko wtedy sens jest wypaczony. Wiara, po raz
który to powtarzam, to przyjecie poglądu bez dowodu! Chyba ędę teraz pisał: przeczytaj w słowniku!
A Ty chcesz dzielić wiarę na wiarę naukową i wiarę w Boga (pewnie w domysle "nienaukowa"?)
Wiara, to wiara, ważne,że bez dowodu przyjmujesz jakis pogląd.


No okej, weźmy na kurs Twój błędny kurs rozumowania i prześledźmy to co napisałem jesze raz, tylko od tyłu. Wiara w grawitację to ta sama wiara co wiara w Boga. No ale w tym miejscu aż razi przecież w oczy, że jedna wiara jest "lepsza", daje efekty, można ją przetestować na każdym kroku. A druga wiara? Skoro jedna i druga to ta sama wiara to co powoduje to, że jedna jest lepiej weryfikowalna i sprawdza się na codzień a druga nie?

Dnia 11.12.2007 o 22:46, KrzysztofMarek napisał:

>
> > >/.../
> Dogmat to rozumiem nie jest przyjęcie czegoś bez dowodu. Aha.
Przeczytaj jeszcze raz, tym razem ze zrozumieniem, to, co Ci napisałem. Bo mam poważne wątpliwości,
co do rozumienia przez Ciebie słowa pisanego.


To ty wierzysz w Boga ale nie w sensie religijnym tylko w takim w jakim ateiści nie wierzą w Boga?

Dnia 11.12.2007 o 22:46, KrzysztofMarek napisał:

> > > > /.../
> To już zauważyłem, że dążysz do widzenia Boga. I to dobitnie.
Do czego, przepraszam? Do widzenia Boga? Wybacz, ale Ci odbiło?


Nie no, sorry to Ty do tego dążysz także to nie mnie odbiło...

Dnia 11.12.2007 o 22:46, KrzysztofMarek napisał:

>
> > > /.../
> > > /.../
> Moje pytanie dotyczyło Twojego marnego zrównywania wiary naukowej z wiarą w Boga. Z jednej

> coś wynika. Druga:
>
> "Tylko nieliczni mogą poprawnie funkcjonować bez świadomości, że ktoś wszechwiedzący obserwuje

> ich czyny i kiedyś ich z nich rozliczy. Cała reszta maluczkich musi mieć strażnika, umieszczonego

> we własnej głowie przez kogoś mądrzejszego."
Cytujesz swoje autorytety, ale one dla mnie autorytetami nie są. Jest spora grupa ateistów,
do której Ciebie bym zaliczył, która funkcjonuje jako ateisci ponieważ tak upodobnili sie do
swoich autorytetów, że nie potrafią samodzielnie myśleć. Ty masz w głowie Dawkinsa i jego "Boga
urojonego" i według tego funkcjonujesz. Tak, że też zalicz się do maluczkich.
Ciekawe, że inni, też ateiści, nie potrzebują takich autorytetów. Takim był na przykład Kotarbiński.
Nie wierzył w istnienie Boga, ale stosował się do moralności chrześcijańskiej, bo doszedł do
jej akceptacji na drodze logicznego rozumowania.


Rozumiem, że jak się zgadzam z Dawkinsem czy z jednym z bohaterów książki s-f to znaczy tak się już do nich upodobniłem, że nie potrafię samodzielnie myśleć? Przecież to Tobie wmówiono, że istnieją krasnoludki...

I w ogóle to miło mi, że aż się musisz powoływać na znanego filozofa żeby móc mnie "pognębić" tym jaki jestem "maluczki". Nie jest to spcejalnie niekorzystna skala dla mnie chociaż pewnie taką pierwotnie miała być według Ciebie.

Dnia 11.12.2007 o 22:46, KrzysztofMarek napisał:

> /.../.
> No jasne, że chodziło o ocenę stanu. Skoro to zauważyłeś a i tak przekręciłeś to znaczy
tylko
> tyle, że nie chciałeś odpowiedzieć na pytanie. A po zmianie jej znaczenia to już nie jest
ta
> sama przypowieść- znowu objawia się Twoje niezrozumienie, teraz nie w kwestii wiary ale
w kwestii
> przypowieści o jabłku...
Brednie. Wyciągnąłem logiczne wnioski z Twojej przypowieści. Widocznie akurat do tego się nadawała.>
> > > > > > > > > > /.../
> To była hipotetyczna sytuacja. Ale widzę, że w takim razie trzeba Ci ją rozbudować. 4
wieki
> przed XX wiekiem przepowiedziano, że Jezus umrze na elektrycznym krześle. W XX wieku zgodnie

> z obstawieniami bukmacherów umarł na krześle elektrycznym. No więc, Czy gdyby Jezus umarł
w
> XX wieku to chrześcijanie zamiast krzyży na piersi nosili by takie małe elektryczne krzesełka?

To sobie modyfikuj opowieść, żeby Ci pasowała. Ja Ci odpowiedziałem, jak znowu odpowiem a odpowiedź
znowu nie będzie po Twojej myśli, to znowu powiastkę zmodyfikujesz. Można tak bez końca.
Amerykanie, podczas przesłuchania odpowiadają: to jest hipotetyczna sytuacja. To może lepiej
Ty odpowiedz, czy wierzyłbyś w Boga, gdybyś był świadkiem cudu?


Nie odpowiedziałeś mi tylko zmodyfikowałeś moją pierwotną "przypowieść". Czy odpowiedzią na hipotetyczną sytuację jest inna hipotetyczna sytuacja wypaczająca poprzednią? Czy odpowiedzią na pytanie jest pytanie? Chyba nie jesteś aż tak "zastraszony" przez swoją wiarę żeby nie odpowiedzieć na pytanie "co by było gdyby"?

Odpowiadając na Twoje pytanie: jeżeli byłbym świadkiem niezaprzeczalnego cudu wskazującego na istnienie Boga to bym uwierzył i moja wiara była by bardzo silna.

Teraz więc Ty odpowiedz. "Czy gdyby Jezus umarł w XX wieku to chrześcijanie zamiast krzyży na piersi nosili by takie małe elektryczne krzesełka?"

Nie wiem czy sam taki krzyż nosisz więc odnoszę się do "ogółu".

Dnia 11.12.2007 o 22:46, KrzysztofMarek napisał:

> /.../
> Sorry, że zapytam: ale co ty wiesz o Dawkinsie poza tym, że przeczytałeś to nazwisko na
tym
> forum? " kaznodzieją ateizmu jako religii" sorry to tylko wy macie takie głupie pomysły,
które
> nawiasem mówiąc sam właśnie wyśmiałeś.
O Richardzie Dawkinsie? Chociażby tyle, ze jest genetykiem z wykształcenia, autorem książki
"Samolubny gen"
Wydanie polskie1996 rok, Wydawnictwo Pruszyński. Na początek starczy?
A jest kaznodzieja ateismu, moze nie? Jego działalność (pozanaukowa) to niby czym jest?


Nie no myślałem, że "rzucisz" czymś czego na wikipedii nie można znaleźć.

A kaznodzieją to on raczej nie jest bo i duchownym nie jest...

A propos "Samolubnego genu"- podobał Ci się? Zgadzasz się z wizją Dawkinsa zawartą w "Samolubnym Genie"? Co np. sądzisz o tym co pisał o altruizmie i jego "genowych korzeniach"?

Dnia 11.12.2007 o 22:46, KrzysztofMarek napisał:

> Buddyzm 100 razy lepszy od chrześcijaństwa. Mniej ofiar na koncie. Zresztą mimo wszystko
to
> jednak bardziej filozofia.
Religia, wszyscy autorzy uznają ja za religię. Czy mniej ofiar, to wątpliwe. Jak liczysz ofiary
religii chrześcijańskiej? Daj jakąś definicje, to będzie można jakoś sensowniej porównywać...


n! przy czym liczymy od 10 000 wyrazu.

"Z tego powodu, ze nauka Buddy jest tak bogata, przedstawienie tylko tego, czym jest, nie wystarczy. Dopiero przygladajac sie temu, czym rózni sie ona od innych swiatopogladów, bedziemy w stanie dostrzec jej prawdziwe mistrzostwo. Dlatego dobrze jest od tego zaczac.

Zawsze, kiedy próbowano ujac pelnie madrosci Buddy w ramy jakiegos systemu, ten okazywal sie zbyt maly. Na przyklad, czesto sadzi sie, ze buddyzm jest filozofia. Pod pewnym wzgledem jest to prawda, gdyz jest on calkowicie logiczny. Duchowa przejrzystosc jest naturalnym skutkiem buddyjskiego rozwoju. Dlaczego nie mozna wiec nazwac Nauki filozofia, mimo ze sprawia ona, iz w pelni rozkwitaja wszystkie wlasciwosci umyslu, w tym równiez zdolnosci logicznego myslenia?

Dzieje sie tak, poniewaz dzieki niej zmieniamy sie. Z filozofia pracuje sie na zewnetrznym poziomie pojec i wyobrazen, potem jednak odstawia sie ksiazki z powrotem na pólke. W przeciwienstwie do tego nauka Buddy pracuje z nami jako caloscia. Sprawia, iz zachodza w nas trwale zmiany, gdyz daje nam klucz do tego, co kazdego dnia dzieje sie w naszym wnetrzu i wszedzie dookola. Jesli ja zastosujemy, budzi sie w nas glebokie zaufanie i stopniowo zaczynamy sie naprawde rozwijac.

Niektórzy zwracaja uwage przede wszystkim na ten aspekt Nauki i dlatego twierdza, ze jest ona psychologia. Co mozna na ten temat powiedziec? Cel psychologii jest jasny: wszystkie jej szkoly pragna, by codzienne zycie ludzi stalo sie lepsze. Zmierzaja ku temu, by kazdy jego czlonek byl dla spoleczenstwa pozyteczny i by wszyscy sprawiali sobie i innym jak najmniej trudnosci w czasie owych siedemdziesieciu czy osiemdziesieciu lat zycia.

Buddyzm wkracza dopiero wówczas, gdy ludzie osiagna juz pewna wewnetrzna stabilnosc i widza przestrzen jako bogactwo, a nie jako oddzielenie. Dzieli sie wówczas swa odwaga, miloscia i wgladem, sprawiajac tym samym, iz nieprzerwanie uwalnia sie cale bogactwo umyslu. Kiedy przezywajacy, to, co jest przezywane, i sam proces przezywania przestana byc doswiadczane jako rózne od siebie, nadejdzie najpierw wyzwolenie, a potem oswiecenie. Dzieki ponadczasowemu doswiadczeniu jednosci przedmiotu, podmiotu i dzialania same z siebie pojawiaja sie wszystkie doskonale wlasciwosci umyslu.

Mimo to, ze zarówno psychologia, jak tez Nauka zmieniaja nas, ta pierwsza prowadzi w rzeczywistosci do punktu, w którym buddyzm sie rozpoczyna. Jego celem jest zawsze pelne oswiecenie - stan calkowitej jednosci. Niektórzy sadza wreszcie, ze buddyzm jest religia, ale zasadnicza róznica staje sie wyraznie widoczna juz wtedy, gdy przyjrzymy sie samemu slowu "religia". W rzeczywistosci "re" oznacza po lacinie "znowu", a "ligare" - "zjednoczyc". Religia powinna wiec doprowadzic nas ponownie do czegos doskonalego. W buddyzmie jednak nie ma niczego, z czym mozna by sie powtórnie polaczyc, nie ma raju, z którego kiedys zostalismy wyrzuceni. Takiemu stanowi i tak trudno byloby zaufac: z jednej strony znaczyloby to, ze nie jest on doskonaly, z drugiej zas moglibysmy ponownie go utracic.

Budda nie obraza jednak zdrowego rozsadku ani dogmatami, ani historiami o brzemiennych dziewicach. Wszystko, o czym mówi, jest logiczne i mozna tego równiez doswiadczyc.

Czego wiec naucza Budda? Mówi on, ze istnieje lezaca u podstaw wszystkiego Prawda, która nigdy nie zostala stworzona. Jest ona nieoddzielna od przestrzeni, ponadczasowa i wszechprzenikajaca. W okreslonych warunkach moze doswiadczac sama siebie dzieki swej wlasnej mocy. Ten ponadczasowy stan, istniejacy zawsze i wszedzie, zwany jest dharmakaja, poziomem prawdy. Powstaje tylko pytanie, kiedy sie go rozpozna. "

Fragment ksiazki "Jakimi rzeczy sa" [przelozyl Wojtek Tracewski, Wydawnictwo 108, Gdansk

"Nie bierzcie moich słów na wiarę tylko dlatego, że wypowiedział je Budda, lecz dobrze je zbadajcie. Bądźcie światłem dla samych siebie"

" Kiedy ludzie pytali Buddę, dlaczego i czego nauczał, odpowiadał zawsze tak samo: "Nauczam, ponieważ wy i wszystkie istoty pragniecie osiągnąć szczęście i uniknąć cierpienia. Nauczam, jakimi rzeczy są." "

Ja bym się jednak skłaniał ku filozofii/etyki z lekką nutką psychologii.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

Odpowiadając na Twoje pytanie: jeżeli byłbym świadkiem niezaprzeczalnego cudu wskazującego
na istnienie Boga to bym uwierzył i moja wiara była by bardzo silna.


Jak dawkins tłumaczy swoim wyznawcom stygmaty czy też np. powstanie obrazu MB z Guadalupe?

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

Teraz więc Ty odpowiedz. "Czy gdyby Jezus umarł w XX wieku to chrześcijanie zamiast krzyży
na piersi nosili by takie małe elektryczne krzesełka?"


A co, odpowiedź w innym temacie na to samo pytanie cię nie zadowoliła? Dość jasno było wyjaśnione, z jakich powodów nie mógł umrzeć na krześle elektrycznym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.12.2007 o 21:37, Everial napisał:

Ja czasem odnoszę wrażenie, niektórzy Polacy uważają, że jak ktoś nie jest katolikiem, to już
jest ateistą, rofl.

A żebyś wiedział. Gdzie tam protestanci... A i ani jednego muzułmanina w Polsce nie doświadczysz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

> > > > >/.../
No okej, weźmy na kurs Twój błędny kurs rozumowania i prześledźmy to co napisałem jesze raz,
tylko od tyłu.

Od razu zakładasz, że mój kurs rozumowania jest błędny.

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

Wiara w grawitację to ta sama wiara co wiara w Boga. No ale w tym miejscu aż
razi przecież w oczy, że jedna wiara jest "lepsza", daje efekty, można ją przetestować na każdym
kroku.

Co możesz przetestować? Zakrzywienie czasoprzestrzeni? A może hiperczasu i jeszcze dwóch innych wymiarów przestrzeni? Ile ich jest? Jak je nazwać? Nie wiesz. Wierzysz w grawitację, ale czym ona jest? Owszem, można przewidzieć, w pewnych granicach, co będzie dalej, bo zebrano już dużo obserwacji. Ale czy przyczyną jest grawitacja, skoro nie wiesz, czym ona jest? I czy obserwujemy przyczynę, czy nastepstwo czasowe?
>A druga wiara? Skoro jedna i druga to ta sama wiara to co powoduje to, że jedna jest

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

lepiej weryfikowalna i sprawdza się na codzień a druga nie?

Co i co weryfikujesz? Następstwa swojego sądu. Tak, w przypadku wiary w grawitację, wiele następstw daje się zweryfikować. Ale nie wszystkie. Możesz jedynie powiedzieć, że wiara w grawitację może być wykorzystana w działalności ludzkiej. Możesz powiedzieć, że wiara w grawitację przynosi wymierne korzyści tu i teraz.

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

> >
> > > >/.../
To ty wierzysz w Boga ale nie w sensie religijnym tylko w takim w jakim ateiści nie wierzą
w Boga?

Wierzę w istnienie Boga. Natomiast nie wdaję się w dyskusję, na temat dogmatów, ale dla Ciebie zrobię wyjątek i odpowiem, że tak, wierzę w dogmaty religijne religii rzymsko-katolickiej. Byż może nie każdy katolik ze mną się zgodzi, ale śądzę, że na Sądzie Ostatecznym Bóg weźmie pod uwagę wszystkie postępki ludzi, warunki, w których żyli i osądzi ich według uczynków. Nie weźmie pod uwagę tego, "co zostało im odpuszczone".

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

> > > > > /.../
Nie no, sorry to Ty do tego dążysz także to nie mnie odbiło...

Dobrze, mnie odbiło, ale co to znaczy "dążysz do widzenia Boga"? Dążę, ale "do widzenia"? Mam Go zobaczyć?

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

> >
> > > > /.../
Rozumiem, że jak się zgadzam z Dawkinsem czy z jednym z bohaterów książki s-f to znaczy tak
się już do nich upodobniłem, że nie potrafię samodzielnie myśleć? Przecież to Tobie wmówiono,
że istnieją krasnoludki...

Nie, nie musisz być zgryźliwy. Zgadzasz się z nim i go cytujesz. Takie dyskusje na cytaty z autorytetów odbywały się we wczesnym sredniowieczu. Cytowano autorytety bez sprawdzenia, czy autorytet czasem się nie pomylił. Co do krasnoludków jase, istnieją, nawet sierotka Marysia mieszka z nimi...

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:


I w ogóle to miło mi, że aż się musisz powoływać na znanego filozofa żeby móc mnie "pognębić"
tym jaki jestem "maluczki". Nie jest to spcejalnie niekorzystna skala dla mnie chociaż pewnie
taką pierwotnie miała być według Ciebie.

Nie muszę się powoływać na autorytety, ale to nazwisko z pewnością znałeś. Tylko z drobną uwagą, On był filozofem, ale w pracy naukowej bardziej zajmował się logiką i prakseologią, jego najsłynniejsza pozycja to "Traktat o dobrej robocie". I nie miałem na celu pognębienie kogokolwiek, a zwłaszcza Ciebie. Chociażby z jednego względu - jeśli z Toba dyskutuję, czasem nawet ostro, to dlatego, że uznaję że jesteś wart dyskusji.

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

> > /.../.
Nie odpowiedziałeś mi tylko zmodyfikowałeś moją pierwotną "przypowieść". Czy odpowiedzią na
hipotetyczną sytuację jest inna hipotetyczna sytuacja wypaczająca poprzednią? Czy odpowiedzią
na pytanie jest pytanie? Chyba nie jesteś aż tak "zastraszony" przez swoją wiarę żeby nie odpowiedzieć
na pytanie "co by było gdyby"?

Gdyby ciocia miała wąsy, to byłaby wujkiem. Albo inaczej, gdyby i aby, to byłyby żaby. Co by było, gdyby Ci się Bóg objawił? Uznałbyś, że zwariowałeś czy uwierzył? Oczywiście czysto hipotetycznie...
A ja nie wiem, czy wyprorokowane krzesło byłoby symbolem. Nie wiem, co by było, gdyby było.

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:


Odpowiadając na Twoje pytanie: jeżeli byłbym świadkiem niezaprzeczalnego cudu wskazującego
na istnienie Boga to bym uwierzył i moja wiara była by bardzo silna.

Dziękuję, ale czy, wedle Twojego toku myślenia, byłaby to wiara? Może raczej pewność? I zauważ, znalazłbyś się w gorszej sytuacji niż tylko wierzący, którzy świadkami cudu nie byli. Jako, że miałbyś pewność, Twoje postępowanie podlegałoby surowszej ocenie.

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

Nie wiem czy sam taki krzyż nosisz więc odnoszę się do "ogółu".

Nosiłem, mam nadal, ale aktualnie nie noszę, zbieram się, żeby zanieść zapięcie łańcuszka do naprawy.

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

> > /.../

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

Nie no myślałem, że "rzucisz" czymś czego na wikipedii nie można znaleźć.

A co takiego? Ja nie szukałem w wikipedii, siegnąłem do książek, które mam pod ręką. Nawet nie sprawdziłem, czy w wikipedii jest podane wydawnicto i rok polskiego wydania.

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:


A kaznodzieją to on raczej nie jest bo i duchownym nie jest...

Jast kaznodzieją. Uważa się za kapłana nauki i nauką próbuje zastąpić religię, którą uważa za szkodliwą. Kult rozumu już mieliśmy...

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:


A propos "Samolubnego genu"- podobał Ci się? Zgadzasz się z wizją Dawkinsa zawartą w "Samolubnym
Genie"? Co np. sądzisz o tym co pisał o altruizmie i jego "genowych korzeniach"?

Nie wiem. Opinie na ten temat są podzielone. Być może tak jest, bo znaczna część psychologów twierdzi, ze człowiek działa wyłącznie w celu zaspokojenia własnych potrzeb. Na wskazanie altruistycznych zachowań człowieka odpowiadają, że widocznie miał taką potrzebę. W ten sposób definiując potrzeby człowieka można faktycznie tak twierdzić, ale trochę to naciągane, takie rozymowanie.
Co do "samolubnego genu" to właśnie genetyka obaliła teorię Darwina. Nie ewolucjonizm, ale teorię Darwina, taką, jaką Darwin sformułował.

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:


> > /.../
n! przy czym liczymy od 10 000 wyrazu.

Dlaczego nie mozna wiec nazwac Nauki filozofia, mimo ze sprawia ona,

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:

iz w pelni rozkwitaja wszystkie wlasciwosci umyslu, w tym równiez zdolnosci logicznego myslenia?

/.../
Budda nie obraza jednak zdrowego rozsadku ani dogmatami, ani historiami o brzemiennych dziewicach.
Wszystko, o czym mówi, jest logiczne i mozna tego równiez doswiadczyc.

Jeśli można wszystkiego doświadczyć, to pozwól, że zpytam: doznałeś oświecenia, jak Budda?
I przy okazji, nie mogę teraz znaleźć dość ciekawej książki, bo bym bardziej szczegółowo napisał, po odpowiednio długiej i kształcącej medytacji powinieneś doznać stanu, w którym cała wiedza tego świata wlewa się w Ciebie jak wodospad, w ciągu kilku godzin poznajesz dziediny nauki, o których pojęcia nie miałeś, poznajesz obce języki... doświadczyłeś tego?

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:


Czego wiec naucza Budda? Mówi on, ze istnieje lezaca u podstaw wszystkiego Prawda, która nigdy
nie zostala stworzona. Jest ona nieoddzielna od przestrzeni, ponadczasowa i wszechprzenikajaca.
W okreslonych warunkach moze doswiadczac sama siebie dzieki swej wlasnej mocy. Ten ponadczasowy
stan, istniejacy zawsze i wszedzie, zwany jest dharmakaja, poziomem prawdy. Powstaje tylko
pytanie, kiedy sie go rozpozna. "

Fragment ksiazki "Jakimi rzeczy sa" [przelozyl Wojtek Tracewski, Wydawnictwo 108, Gdansk

"Nie bierzcie moich słów na wiarę tylko dlatego, że wypowiedział je Budda, lecz dobrze je zbadajcie.
Bądźcie światłem dla samych siebie"

" Kiedy ludzie pytali Buddę, dlaczego i czego nauczał, odpowiadał zawsze tak samo: "Nauczam,
ponieważ wy i wszystkie istoty pragniecie osiągnąć szczęście i uniknąć cierpienia. Nauczam,
jakimi rzeczy są." "

Ja bym się jednak skłaniał ku filozofii/etyki z lekką nutką psychologii.

No cóż, to twoja ocena.
Poszukałem w encyklopediach, które mam w domu, dwie polskie i dwie francuskie. Wszędzie figuruje jako religia. Tym niemniej czuję się w obowiązku dodać, że nie ma w pełni zadowalającej definicji religii, dlatego też nie będę się o to kłócił.
Ale to wszystko nie daje odpowiedzi na pytanie, która religia spowodowała nawet nie więcej, ale czy wogóle spowodowała śmierć i zniszczenie. Wszak religia chrześcijańska wręcz nakazuje ndstawienie drugiego policzka.
A teraz przepraszam, kończę, nawet błedów nie sprawdzam, śpieszę obejrzeć film w telewizji.

Dnia 13.12.2007 o 18:46, zpawelz napisał:


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.12.2007 o 20:31, Mogrim napisał:

> Odpowiadając na Twoje pytanie: jeżeli byłbym świadkiem niezaprzeczalnego cudu wskazującego

> na istnienie Boga to bym uwierzył i moja wiara była by bardzo silna.

Jak dawkins tłumaczy swoim wyznawcom stygmaty czy też np. powstanie obrazu MB z Guadalupe?


Ateizm nastawia tak człowieka że nie przekonasz go tym że nie potrafi wytłumaczyć cudów w które wierzą chrześcijanie.

Mój przyjaciel jest zagorzałym ateistą. Gdy mu mówić o stygmatach, ten twierdzi że taki O. Pio mógł sam sobie poprzebijać ręce. Gdy mu powiesz o takim obrazie z Guadelupe powie ci że on tego nie widział i że to na pewno było jakoś zainscenizowane przez kler. Takich ludzi przekona chyba tylko sąd ostateczny zaraz po śmierci. Jak ktoś nie chce uwierzyć to nie uwierzy. Dla nich są słowa "błogosławieni którzy nie widzieli a uwierzyli".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.12.2007 o 20:41, CR7 napisał:

> > Odpowiadając na Twoje pytanie: jeżeli byłbym świadkiem niezaprzeczalnego cudu wskazującego

>
> > na istnienie Boga to bym uwierzył i moja wiara była by bardzo silna.
>
> Jak dawkins tłumaczy swoim wyznawcom stygmaty czy też np. powstanie obrazu MB z Guadalupe?


Ateizm nastawia tak człowieka że nie przekonasz go tym że nie potrafi wytłumaczyć cudów w które
wierzą chrześcijanie.

Mój przyjaciel jest zagorzałym ateistą. Gdy mu mówić o stygmatach, ten twierdzi że taki O.
Pio mógł sam sobie poprzebijać ręce. Gdy mu powiesz o takim obrazie z Guadelupe powie ci że
on tego nie widział i że to na pewno było jakoś zainscenizowane przez kler. Takich ludzi przekona
chyba tylko sąd ostateczny zaraz po śmierci. Jak ktoś nie chce uwierzyć to nie uwierzy. Dla
nich są słowa "błogosławieni którzy nie widzieli a uwierzyli".

Na szczęście Pio, Catalina Rivas i Marta Robin to osoby które były badane przez lekarzy przy swoich specyficznych przypadłościach. Jest zatem ok.
Jest jeszcze feralny egzorcyzm pierwowzorki Emily Rose;].

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 13.12.2007 o 20:53, BioZ napisał:

Na szczęście Pio, Catalina Rivas i Marta Robin to osoby które były badane przez lekarzy przy
swoich specyficznych przypadłościach. Jest zatem ok.

No, i co tam wybadali? Tylko ja się nie pytam czego nie wybadali. Ja chcę wiedzieć, jaką przyczynę się udało wykazać; jakie wyjaśnienie zjawiska udało się udowodnić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować