Zaloguj się, aby obserwować  
Graffis

Star Wars - forumowe RPG

343 postów w tym temacie

W końcu zdenerwowało mnie to czekanie. Przeszedłem przez drzwi, przeszedłem przez korytarz...
Poprawka. Przeszedłem przez połowę korytarza. Był zawalony. I co miałem zrobić? Stać tu jak kretyn? Cofnąłem się. Przeszedłem przez pomieszczenie śledzony spojrzeniami pozostałych. Usiadłem na kupie gruzu. Ardo otworzył usta. Szybko wymierzyłem w niego palec.
- Cicho! - Warknąłem.
On je przymknął po czym znowu otworzył.
- Ani słowa!
Znów je zamknął. Otwierał je po raz trzeci, ale Bayla weszła mu w słowo.
- Jak jeszcze raz powiesz coś w tym stylu to cię trzasnę. Serio mówię. A teraz gadaj co z korytarzem. Bo w to, że wróciłeś specjalnie po nas nie chce mi się wierzyć.
Spojrzałem na nią spode łba.
- Korytarz jest zawalony w połowie. Jesteśmy tu uwięzieni.
Włożyłem głowę w ręce.
- No to co się martwimy? Zamieszki na powierzchni niedługo się skończą a wtedy będą przeszukiwali te bunkry...
Uniosłem oczy. Nixa.
- Słoneczko... Posłuchaj mnie. Raz, że to dla mnie nie wyglądało jak zamieszki a jak włożenie kija w mrowisko. To raz. Po drugie - czułaś ten wybuch? Nie wiem co go mogło spowodować, ale jestem pewien, że niewielu to przeżyło. Trzy - wątpię aby nasz tajemniczy pomocnik zostawił w tych bagażach racje żywnościowe. A nawet jeśli... To już ich zbyt długo nie poużywamy.
- Dlaczego?
- Jesteśmy chorzy. Zapomniałaś?
Nagle odezwała się Bayla. Była zamyślona.
- Poczekaj... Ja też czuję się kiepsko, ale to już nie to rozrywanie wnętrzności. To raczej coś... Z zewnątrz?
Jeden z tych dwóch których znaleźliśmy na podłodze krzątał się. Nagle dobiegł nas jego głos.
- Hej! Popatrzcie! Tutaj jest pełno martwych gizek!
Zdziwiło mnie to.
- Stos gizkowych trupów? Przecież one mogą zginąć tylko od trutki. Albo ze starości.
Bayla przerwała mi mrożącym krew w żyłach szeptem.
- Albo od promieniowania.
Od strony naszego drugiego "nowego" - który nie brał udziału w konwersacji i oglądał jedną ze strzykawek - usłyszeliśmy:
- Hej! Wiecie co jest tu napisane?
Odpowiedział mu Ardo.
- Domyślam się. Używać w wypadku napromieniowania?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nixa przeszła się po pomieszczeniu usiłując rozruszać poobijane mięśnie. Klika rzeczy jej nie grało, ale musiała je sobie najpierw poukładać w głowie. Wreszcie się odezwała.
- Po pierwsze...
Patrzyła w górę, na dziurę w suficie, ale nie potrzebowała oczu, żeby wiedzieć że zaczęli na nią patrzeć. I zwłaszcza w przypadku nowych towarzyszy wiedziała NA CO zaczęli patrzeć w szczególności... Nie przeszkadzało jej to, przywykła.
- Po pierwsze - Requs stąd nie wyfrunął, więc musi być jakieś wyjście. Po drugie - jeśli nadal mamy w sobie truciznę to po jaką cholerę dawał nam leki na chorobę popromienną? I tak byśmy zginęli więc może mi ktoś wyjaśni po co tyle zachodu? A po trzecie - może byśmy tak ruszyli tyłki i poszukali wyjścia? Jeśli korytarz jest zawalony, to może z drugiej strony jest jakieś przejście?
Na tyle szybko, na ile pozwalało jej poobijane ciało, ruszyła rozejrzeć się po pomieszczeniu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nikogo tu nie znałem, nie wiedziałem nawet po cholerę tu wchodziłem. Do tego pamiętałem tylko swoje imię, nawet nie wiedziałem gdzie jestem... Widać było, że drużyna którą napotkałem była wkurzona. Bardzo mocno wkurzona. Powoli odszedłem do najbliższego rogu. Na razie wszystko i wszystkich miałem gdzieś. Niby po co mam pomagać nieznajomym?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

...Po chwili Nixa wróciła. Zaczęła mówić nieszczęścliwym głosem:
- Nic. Jedyne wyjście jest w zawalonym korytarzu i...
Nagle przerwała jej Bayla.
- No to trzeba go odkamienić! Ty - wskazała na mnie - gadaj.
- Co mam mówić?...
- Jak gruby jest ten zawał kretynie!
- A skąd mam wiedzieć! Ja na niego wpadłem a nie podziwiałem w blasku słońca...
- I masz zamiar tu zdechnąć? Dalej! Ruszcie się!
Wszyscy powoli zaczęli wstawać. Kiedy mówiła tonem który można określić wyłącznie "o tak" trudno było wszczynać jakiekolwiek dyskusje.
- Weźcie to i chodźcie ze mną!
Mówiąc to wskazała stertę czegoś leżącego na drugim końcu pomieszczenia. Wyglądało toto jak pogruchotane metalowe płyty z wypukłościami. Było poukładane w rzędzie.
- A co z Darnisem?
Bayla odwróciła się w stronę tego kto to powiedział. Czyli mnie.
- A jak myślisz? Zostawimy go tutaj! Przecież nie będziemy ciągnęli ze sobą trupa! Jak tak bardzo chcesz to idź zmów nad nim paciorek czy coś...
Ostatnie słowa wywarczała.
Zbliżyłem się do trupa, poszukując w pamięci czegośco powiedziałoby mi jak postępować wobes trupów. Kołatały mi niejasno wspomnienia o obróceniu go i zamknięciu oczu... Przewróciłem go - wszystkie mięśnie mi jęczały gdy to robiłem - i nagle...
- Hej! Znalazłem właz!
Nie czekając na innych - może już odsuwali zawał - przyłożyłem ręce i przekręciłem.
Była tam niewielka studzienka - na tyle aby mógł przejść tamtędu humanoid o budowie zbliżonej do ludzkiej. Może było tam jeszcze miejsce aby coś znieść. W ścianie drugie przejście i...
Nic. Zwykły metalowy tunel. Z lampami.
Wzruszyłem ramionami i cofnąłem się. Wtem usłyszałem krzyki.
Wyskoczyłem na wierzch jak oparzony. I co się okazało?
Moi "towarzysze" trzymali w rękach coś co okazało się potężnymi magnesami. Nic metalowego nie mogło się od niego oderwać...
Po chwili paniki wszystkim udało się odzyskać ich rzeczy. Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł...
- Ardo.. Mógłbyś to jakoś połączyć?
- A po co?
- Bo.... Wpadł mi do głowy pewien pomysł.
Spojrzał na mnie spode łba - przekazując mi tym wszystko co myślał o "moich pomysłach" ale powiedział po prostu:
- Dobrze. To wygląda jakby służyło do uwieszenia tych płyt... - Chwycił element wyglądający jak kwadrat... Z pasami. I niewielką kontrolką. Rozległo się ciche szczęknięcie. - Proszę.
- A teraz... Po co ci to było? - Przerwała Bayla. Była wyraźnie poirytowana.
- Bo widzicie... Tamto mogło być korytarzem po którym przesyłało się żywność i takie tam... Na wózkach magnetycznych.
- Bardzo pięknie. Ale pewnie również jest zawalony. - Wyraźnie się denerwowała.
- Wolę zginąć nagle niż męczyć się przez długi czas. - O dziwo mówiłem to całkiem serio. Nie miałem przecież po co żyć...
- A więc pojedziesz pierwszy. - Bayla wyglądała jakby zaczynała się coraz bardziej wściekać.
- Nie jestem pewien czy uda mi się to uruchomić. Poza tym to nie wygląda na przystosowane do człowieka.
- POJEDZIESZ TYM CHOLERNYM WÓZKIEM!!!
To nie było pytanie tylko rozkaz. Starając się zachowywać spokój wzruszyłem ramionami i poszedłem do tunelu. Dobiegło mnie ciche "powodzenia", a potem drugie.
Kiedy wróciłem, "pojazd" momentalnie przyssał się do ściany. Zastanowiłem się, po czym odwróciłem go do góry nogami. Przypiąłem się pasami które wyglądały na służące do podtrzymywania paczek. Zastanowiłem się chwilę...
Kontakt kabelków!
Gigantyczne przeciążenie oślepiło mnie. Przez chwilę nie mogłem oddychać. Po chwili - a może po długim czasie? - kolejne szarpnięcie.
Poczekałem chwilę aż z oczu zejdą mi krwiste plamy a ciało nieco się rozluźni. Rozpiąłem pas i spadłem na podłogę. Na leżąco wpisałem do niewielkiego cyfronotesu "połączcie wystające kable" po czym przymocowałem go do wózka. Z wysiłkiem podprowadziłem go do miejsca które wydawało się do tego przystosowane. Po chwili wózek pojechał w drugą stronę.
Nie wiedziałem czy pojechałem zaraz za zator czy bardzo daleko. Może nawet ukaże mi się powierzchnia? Wszedłem do włazu obok. Do góry prowadziła drabinka...
[Prosiłbym MG o opisanie tego co tam znajdę]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Z coraz większym niepokojem Requs spoglądał na swoje dłonie. Przed chwila sprawdził włosy i jeszcze się trzymały, ale skóra robiła się już delikatnie brązowa. Nie miał wiele czasu, mimo wykorzystanych leków. Najdalej dwie godziny i zacznie rzygać, a wtedy równia pochyła w dół – choroba radiacyjna zabija szybko i brutalnie. Musiał coś wymyśleć, ale nie bardzo wiedział co. Spojrzał po raz kolejny na ekran PDA, zaszyfrowane i zapisane w języku bitewnym hasło głosiło: ‘Cel zrealizowany, dostarczenie przesyłki rozwiązało problem głównych założeń. Fiasko celu drugorzędnego.’ Enigmatyczny zapis mimo i tak wielkich środków ostrożności. Odszyfrowana forma tej wiadomości pojawiała się tylko na wybranych urządzeniach zawierających odpowiedni skrypt zabezpieczeń, na innych po prostu jakby jej nie było. Trudno w końcu rozszyfrować coś czego nie ma, więc zabezpieczenie było niejako podwójne nawet. Kolejną przeszkodą dla osób niepowołanych był język, w którym te słowa zapisano: bitewny język klanu Requnod. Mało która organizacja militarna stosowała dziś języki bitewne, pamiętające czasy na długo przed Jedi. Bah, sami Jedi posobno dawno temu mieli własny język wojenny. Cechą najważniejszą tych języków, było to, że tylko żołnierze danej frakcji go znali. Były to archaiczne i chaotyczne mowy, których nie wystarczyło się nauczyć, by się nimi posługiwać. Wymagały lat praktyki, w czasie których młody wojownik był wprowadzany w arkana sztuki wojennej swoich braci i sióstr w bitwie. Dziś jedynie wyjątkowe i nieliczne oddziały specjalne stosowały taką formę komunikacji. Brak lojalności i wierności we własnych szeregach, niestałe sojusze i wielomilionowe armie zmieniły wszystko. Z drugiej strony podnosiło to jeszcze poziom bezpieczeństwa, przy posługiwaniu się tym językiem – mało kto wiedział, że coś takiego jak język bitewny w ogóle istnieje.
Requs przeszedł dalej do kolejnego ciała.
* * *
Nixa siedziała spokojnie w grupie opuszczonych i zapewne umierających już istot w pomieszczeniu odbiorczym dla tunelu zaopatrzeniowego, którym przed chwila się przemieścili. Nigdy nie spodziewała się umrzeć w takim miejscu, towarzystwie i okolicznościach. Tym bardziej nie po czymś takim jak szalona jazda wózkiem z prędkością, która zdawała się zdzierać skórę z twarzy. Wszyscy siedzieli dochodząc do siebie, Ardo przechadzał się po pomieszczeniu, starając się dojść do czego mogło służyć. Ot, zwyczajny betonowy sześcian z rurami i kablami pod sufitem. Nie licząc korytarza dla wózków, jedyne wyjście stanowiły ciężkie stalowe drzwi. Na razie wszyscy łącznie z Ardo trzymali się od nich z daleka. Kiedyś jednak trzeba będzie przez nie przejść. To dziwne, że w takich okolicznościach i w obliczu niemal pewnej śmierci, można się nudzić. A jednak tak. Nixa wyciągnęła notes, który zdobyła na wyższych poziomach. Co do cholery… Duży wyświetlacz zajmujący około 80% powierzchni mieszczącego się w dłoni urządzenia wyświetlał intrygujący komunikat: ‘Nawiązano połączenie bezprzewodowe, czy dokonać pobieżnej synchronizacji urządzeń?’ Nixa pomału dotknęła palcem ekranu w miejscu gdzie widniało ‘TAK’. Pasek ładowania błyskawicznie przetoczył się przez ekran, po czym pojawiła się komunikat: ‘Masz jedną nieprzeczytaną wiadomość’. Poniżej jego wyświetlił się tekst przekazu, który przypominał bełkot: dziwnej nieznane Zeltronce znaki, chyba podzielone na słowa, ale między niektórymi pojawiły się jakieś symbole. Wszystko wydawało się być oparte o kreski i kropki, bardzo proste do zapisu, ale jednak na swój sposób obce i tajemnicze.
- Ktoś idzie… - szepnął Ardo.
Rzeczywiście, ktoś dopadł do drzwi z drugiej ich strony. Wielkie koło na ich środku się przekręciło.
* * *
Ciało było całe czarne, skóra przypominała spalony papier, odpadała od czarnego węgla mięsa i rozsypywała się w popiół. Leki przeciwpromienne na razie go zabezpieczały, ale wkrótce i on może dołączyć do leżącego przed nim nieszczęśnika. Cofnął się o krok i siadł pod ścianą. Wyciągnął ze zwłok co tylko mógł, a nie było to mało biorąc pod uwagę skromne szkolenie pod okiem brata. Jedi nie udało się dostatecznie dobrze ekranować niższych poziomów, siła eksplozji nie powinna była tego spowodować. Nie pierwszy raz stosowali tą szaloną taktykę po tym jak przez przypadek wykorzystano ją na Ruusan. Tym razem coś poszło nie tak, bardzo nie tak. Przed nim leżały zwłoki jednego z Rycerzy, który miał kierować eksplozję. Zasadą było, że jeśli jedna rzecz idzie nie tak jak powinna, to wszystko inne też się skaszani, prędzej czy później.
Ciche piknięcie dobiegło z jego kamizelki. Wyjął PDA i zobaczył informacje o zakończeniu synchronizacji.
-Jakim cudem? Zaraz… - zebrał się z miejsca i z bronią gotową do strzału otworzył zamknięte do tej pory na głucho drzwi.
* * *
Stalowa bariera ustąpiła, wszyscy, którzy mieli broń ścisnęli się razem gotowi do strzału, reszta zebrała się za nimi. W drzwiach stał Requs, opuścił broń.
- No, już się obudziliście i zaczęliście zwiedzać. Fantastycznie, bo musimy się stąd wynosić, a ja szczerze mówiąc nie wiem jak. Normalne drogi są zamknięte, pozostaje nam znaleźć jakąś drogę i to szybko. Poziom dowodzenie jest o dwa poniżej nas, tam może się czegoś dowiemy. Jesteście gotowi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Drogi MG. Czytam całość po raz 20 i za diabła nie mogę dojść "co MG miał na myśli". Chyba za bardzo namotałeś więc proszę przedstaw całość jaśniej. ZWŁASZCZA teren. Z góry dziękuję.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zostaliście uwięzieni w najniższych poziomach bunkra, po tym jak ''spadliście'' przez kilka pięter. Na dnie krateru oprócz straty jednego z towarzyszy zyskaliście trzech nowych (choć nad wyraz małomównych lub leniwych). Zgodnie z tym co napisał Tajemnic udaliście sie tym wózkiem, czy co to tam nie było do jednego z niewielkich pomieszczeń. Za drzwiami tego pomieszczenia znajdował się Requs i wasze komunikatory nawiązały bezprzewodowe połączenie. Requs wszedł do pomieszczenia.
Nie wiecie czy nadal jesteście chorzy, czy nie. niestety wybuch spowodował skażenie całej okolicy, więc wiele czasu nie macie, musicie sie szybko wydostać z ruin bunkra. Ciekawe jest to, że eksplozja o tej sile spowodowała stosunkowo niewielkie uszkodzenia i nie zabiła was wszystkich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[No dobra. Trzymam Cię za słowo...]
- Znaczy się... Prosisz nas o pomoc? - Nawet pomimo tragiczności sytuacji, nie mogłem powstrzymać się od tej złośliwości. Requs parsknął.
- To raczej wy powinniście prosić o nią mnie. Gdyby nie ja prawdopodobnie bylibyście martwi a...
- Powiedz. To co powiedziałeś jakiś czas temu, co do szukania wyjścia, to była propozycja? Znaczy, mamy jakikolwiek wybór? - zainteresował się nagle Ardo.
Requs wzruszył ramionami.
- To miejsce jest dość silnie skażone. Leki które wam podałem powstrzymają chorobę popromienną jeszcze tylko jakiś czas. No a potem ci którzy zostaną...
- Dobra. Ale skoro stwierdziłeś, że wszystkie drogi są zamknięte, to jak masz zamiar się stąd wydostać?
Milczał przez krótką chwilę.
- A wy jak tu przeszliście?
- Tunelem dostawczym. Na wózku magnetycznym. A nie wydaje mi się, aby tunel sięgał poza ten bunkier...
- Bo pewnie nie sięga. Nie wydaje mi się, aby istniał ktoś na tyle głupi aby zostawiać niestrzeżoną drogę do środka punktu obrony.
Pod sufitem coś zatrzeszczało. Rozległy sią dwa ciche trzaski, a po nich świst. Kiedy spojrzałem w górę spostrzegłem rosnący punkt. Szybko, coraz szybiej...
Auć.
Przestałem cokolwiek widzieć. Na chwilę też słyszeć. Dopiero po chwili do moich uszu dotarły głosy dobiegające jakby z wielkiej odległości.
- Co mu jest? Co mu jest?
- Nie interesuj się! Wiejemy!
Kilka kolejnych brzdęknięć kawałków metalu uderzających o ziemię. Potem łomot jakiejś większej części.
- Chcesz go tak zostawić?
- Trupy się nie przydadzą! Biegnij!
- Ale on może jeszcze żyć!
- Nawet jeśli, to już niedługo.
Łomot zatrzaskujących się drzwi, wspaniale połączył się z dudnieniem kawałków metalu. Jęknąłem. Przed oczami tańczyły mi wielobarwne plamy. Odwróciłem się z pleców na brzuch i zacząłem się czołgać przed siebie. Przede mną znajdowało się coś płaskiego, połączonego mniej więcej prostopadle do podłogi. Ściana. Przysunąłem się i skuliłem.
Przetarłem dłonią oczy. Przez chwilę widziałem jak spadające coraz większe kawałki miażdżyły te mniejsze, po czym znowu straciłem wizję. A właściwie opuściłem powieki, pod napływem jakiejś substanci. Kolejny ruch ręką i spojrzenie, pozwoliły ocenić, że z łba leje mi się krew. Niemrawo, popędzany przez zasłyszane kiedyś a teraz powtarzanie w myślach instrukcje, ściągnąłem bluzę, starając się nie odsuwać od ściany, po czym rozpocząłem proces nieumiejętnego obwiązywania głowy.
[No więc Mistrzuniu? Czekamy z nadzieją :) Może trochę krótko ale... jest.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Lekko uniesione ręce starały się obłóżyć obolałą głowę prowizorycznym opatrunkiem. Już po kilku sekundach słabośc mięśni była zbyt wielka, zupełnie nie do zniesienia - obezwładniony powoli ogaraniającym jego ciało szokiem Sander opuścił dłonie na pokrytą kurzem posadzkę. Krew nadal ściekała mu na szyję i ramiona, czuł coraz większą i bardziej błogą lekkość ducha i ciężar ciała. To chyba musiał być właściwy moment, ten o którym mówią, że życia w swej całości pojawia się przed oczami. O tak, pora na rachunek sumienia. Nie jest on automatyczny, jak wiele osób twierdzi, ale akt woli. No bo jak tu pożegnać się z życiem pomijając to kim się było? Pogodzony z tym, że zbliża się nieunikniony konieć Twi''lek rzucił swoją świadomość w przeszłość. To jednak tylko czekało na ten moment. Zdał sobie z tego sprawę o sekundę za późno - coś lub ktoś cały czas kierowało jego uwagę w inną stronę, daleko w przeszłość lub przyszłość, nie pozwalając się skupić na tym jedynym momencie w czasie i miejscu w przerstrzeni, gdzie wciąż mógł coś zmienić i coś zdziałać. Teraz gdy był osłabiony, gdy uznał że umiera odsłonił się wzgledem tego czegoś. Ciemny kształt spłynął z wysokości, z tego samego kierunku, a może nawet miejsca co chwilę wcześniej stalowe przęsła i bloki. Wyglądał jak poszarpany kawał płótna - o płynnych i nieregularnych krawędziach. Po całej powierzchni zdawały sie pływać czarne płomienie, nadając istocie rzeczywiście demoniczny widok. Sander nie miał siły i odwagi się bać, gdy kilkanaście punktów czarniejszych od samej ciemności zaczęło zbiegać się w jedno miejsce. ''Oko'' spojrzało na niego i chyba uśmiechnęło się z politowaniem - ranny Twi''lek niemrawo odwzajemnił gest. Cień skoczył naprzód i z wielką siłą uderzył w jego pierś - nie, nie było w tym siły, tylko okrutna groza. Niemy krzyk wydarł się z płuc Sandera, a może i z samych podstaw jego rwanej na kawałki i torturowanej duszy. Zapadał się w tą ciemność, słuchając nierytmicznych uderzen stali, okrzyków, przekleństw miotanych w ściany. Wreszcie ruszył do swiatła...

* * *

- Szybciej do jasnej cholery szybciej! - Requs miotał sztabami metalu jak kulkami śniegu, stymulant palił jego nerwy i naczynia, czuł jak mięśnie pieką od toczącej go trucizny. Manadalorianie zawsze znajdowali dziwne sposoby walki - ot choćby i ten zastrzyk. Każdy normalny producent stworzyłby coś co wpłynęłoby na organizm i dało mu sięcej sił - tak zwyczajnie. Mandaloriański sposób wymuszał na korzystającym pracę na niewyobrażalnych obrotach bólem i grożbą śmierci, jeśli trucizna nie zostanie na czas wypalona. Motywacja to jeden z podstawowych czynników prowadzących do zwycięstwa.
- Jest widzę go! - Ardo wskazał między dwa przęsła. Wspólnie je odrzucili i już po chwili wyciągnęli Sandera. Czoło miał strzaskane, przypominało krwawą miazgę, jednak nie wydawało się, że będą to obrażenia śmiertelne.
- Szybko przez drzwi. - rozkazał Requs.

* * *

Kilka godzin później znajdowali się poziom niżej. Próbowali dostać się na piętro, gdzie znajdowały się pomieszczenia taktyczne i strategiczne, jednak klatka schodowa była zawalona. Teraz siedzieli w starej i zasyfiałej mesie. Sander leżał na stole, po raz kolejny nieprzytomny. Requs sam go w ten stan wprowadził, gdy stało się jasne, że ulżenie mu w bólu błyskawicznie pochłonie ich zasoby. Nie zostawiamy nikogo. Nawet martwych... a moi bracia....
- Jakie mamy właściwie szanse? - Bayla nieśmiało podniosła głowę.
- A jakie to ma znaczenie? Robisz co do ciebie należy i jak się uda tojest dobrze, bez względu na szanse. - chłód w głosie Nixy brzmiał tak prawdziwie. Requs obejrzał się na Zeltronkę, w blask ciemnego indygo jej oczu i zobaczył dokładnie to czego się spodziewał - strach. Spojrzał ponownie na rannego Twi''leka - nie wyobrażał sobie go tu zostawić, ale sam się bał iść z nim dalej. Gdyby inni wiedzieli to z pewnością zabiliby swojego towarzysza, o ile daliby radę, w co komandos wątpił. Na dłoni trzymał dwie strzykawki, jedna zawierała ostatnią dawkę diazepamu, który utrzymywał Sandera w stuporze, druga zaś flunitrazepam - znany wśród kolegów po fachu jako ''fałszywe ucho''. W odpowiedniej dawce pozwalał czyścić z pamięci większości raz wszystkie wspomnienia ostatnich nawet 24 godzin. Wciąż nie wiedział co podać rannemu. Jeśli sie obudzi to nie będzie wyboru, dla jego własnego dobra trzeba go będzie ''wykasować'', ale teraz jeszcze była szansa.
Komlink zadrgał w kieszonce na ramieniu.
- Tu Ardo, mam chytba drogę na dół... ale nie będzie łatwo


[MG Mode ON]
No to jesteśmy z powrotem. Trafiliście akurat na czas, gdy mój dostęp do netu jest mocno ograniczony, ale jak widzicie daję radę.
Proszę teraz o informacje mailową lub na gg kto dalej gra.
[MG Mode OFF]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[1) Przeczytaj regulamin. Tam znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania.
2) A co do gry... Wymogłem na Graffisie napisanie ciągu dalszego, ale jakoś nikt nic nie pisze. A ja? Moja postać jest jak na razie nieprzytomna. Mogę dorzucić chyba tylko kolejną porcję wspominek...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 08.09.2007 o 19:28, Tajemnic napisał:

[1) Przeczytaj regulamin. Tam znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania.

QFT

Dnia 08.09.2007 o 19:28, Tajemnic napisał:

2) A co do gry... Wymogłem na Graffisie napisanie ciągu dalszego, ale jakoś nikt nic nie pisze.
A ja? Moja postać jest jak na razie nieprzytomna. Mogę dorzucić chyba tylko kolejną porcję
wspominek...]

Możesz opisać co sie dzieje w jaźni Sandera. Jakbyś miął propozycje lub wątpliwości jestem online ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Eh dawno tu nie zaglądałem... Widzę, że ciągle żyję :) W sumie mogę dalej grać, jednak prosiłbym o ''listę graczy'', gdyż nie wiem czy ktoś prócz Tajemnica będzie jeszcze pisał :)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Requs zastał Ardo siedzącego pod scianą z papierosem w ręce. Kilka metrów za nim, w podłodze była dziura, dosyć szeroka. W suficie w tym samym miejscu była następna.
-Ten otwór ciągnie się jeszcze cztery piętra w dół, na samym dole jest sterta gruzu. - Wydyszał Ardo, krztusząc się dymem.
-Dla średnio wygimnastykowanej istoty raczej nie będzie problemem dostanie się piętro niżej...
-Sander...
-A, tak... - Zamyślił się Requs - Masz jakiś pomysł jak przenieść go na dół?
-W obecnym stanie żaden... Chyba, że miałbyś coś... wybuchowego.. - Ciężko było ukryć mu błysk w oku.
-Kontynuuj.
-Cóż, w okolicach tej dziury podłoga jest popękana i na pewno słabsza. Odpowiednio mocny ładunek mógłby wykruszyć kawałek podłogi dzięki czemu uzyskamy przejście bezpośrenio poziom niżej. Wtedy łatwiej byłoby przetransportować Sandera.
Requs popatrzył na niego krytycznym wzrokiem i odszedł w milczeniu. Ardo nie miał pojęcia czy oznaczało to rozwiązanie, lepszy pomysł, czy też... bezradność.

[Na razie tyle. Jak obeznam się z sytuacją (kto i jak), skłonny jestem pisać dłużej/więcej.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

To że ja się nie wypowiadam, nie znaczy, ze wy nie macie ;) Każdy kto już jest w grze może się śmiało dopisywać, jest to bardziej niż wskazane.

Co do listy graczy:
Tajemnic
Fumiko
Kryhuu,
cmq,
Lamb3rt.
Brak odpowiedzi od:
Skaybay,
Sith66
Nowi gracze (jeszcze nie grają):
Ildrian
Długi18

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować