Zaloguj się, aby obserwować  
Blay

Robin Hood - forumowa gra RPG

136 postów w tym temacie

-Dobrze Andrij!Możesz pójść,ale tylko by zobaczyć rodzinę i ewentualnie popatrzeć na to jak walczymy.- powiedział Robin-Turniej jest dzisiaj,za 3 godziny,a co nie mówiełem wam??
-No to co ustalmy w jakiej kolejności będziemy staratować w konkursie.W łucznickim to może tak:Matizk,Hummer,a na końcu ja.W rycerskim:Szkarłatny Will,Bomer,Wilk,Stutley,Mały John.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 22.02.2007 o 17:25, Andrij napisał:

[Panowie na prawdę nie traktujcie swoich postaci wyjątkowo, nie jesteśmy bogami, a zwykłymi
ludźmi. To psuje klimat, Matzik jak mogłeś nauczyć kotkę kraść sakiewkę z pasa? To nie fantasy!]



[A czemu niby nie mogłem?? Po pierwsze, ludzie nawet uczą psy mówić a papugi jeździć na nartach wodnych, to dlaczego ja niby nie mogłem nauczyć kota skoczyć na częśc ubioru, która podczas poruszania się człowieka się rusza?? Koty i bez nauki to potrafią. A walka 4 czy tam pięciu na dziesięciu to co?? Myślisz że do ochrony konwoju brali by amatorów?? A tak swoją drogą, to co jak co ale jeszcze nie widziałem gry forumowej opartej całkowicie na historii. To nie fantasy?? To co w takim razie?? Bardziej fantasy możnaby było nazwać Polskę, bo tam to w ogóle się rzeczy nie do pomyślenia dzieją. A ty za to nie traktuj tej gry tak poważnie jakby do była gra:"Biblia forumowa gra RPG". Robin Hood podobno istniał, tylko miał na imię Robert, a to nie jest gra fantasy. A w Wesołej Kompanii (o ile taka istniała) napewno nie było kogoś takiego jak Andrij. Więc nie traktuj tej gry tak poważnie i się nie burz. Sorry za OT]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Hmm... Will dzięki, to wiele dla mnie znaczy, gdybyś coś kiedyś chciał...
-To zgłoszę się do ciebie.
-Właśnie. -powiedział Andrij i powolnym krokiem udał się do Robina
-Robinie, Will powiedział że pomoże mi się dostać do miasta.
-Dobrze Andrij!Możesz pójść,ale tylko by zobaczyć rodzinę i ewentualnie popatrzeć na to jak walczymy.- powiedział Robin-Turniej jest dzisiaj,za 3 godziny,a co nie mówiełem wam??
-Dzięki, zacznę się przygotowywać do wyjścia. - wojownik podszedł do swojej skrzyni, wyciągnął z niej krótki miecz na wszelki wypadek i swój stary brązowy płaszcz który miał od wielu lat i który służył mu w nie jednej bitwie.
-Przydał by się nowy. - pomyślał i zaczął przyrządzać prowiant na drogę, nie chciał się bardzo obciążać, mimo wszystko rana wciąż dawała mu o sobie znać.

[Może i ludzie uczą zwierzęta różnych dziwactw, ale na pewno nie przez jeden dzień, a szkolą je latami. Walka z dwukrotnie silniejszą grupą przeciwnika zwłaszcza że działa się z zaskoczenia wcale nie jest czymś bardzo trudnym. Fantasy to nie jest bo nie jest tak MG tak nie napisał gdy zakładał grę. Polskę faktycznie można by nazwać fantasy, choć ja bym wolał określenie science-fiction =P. Nie traktuję gry zbyt poważnie, ale jeżeli widzę jednozdaniowy post opisujący walkę z przeciwnikiem to naprawdę źle się z tym czuje. Jak to nie było kogoś takiego jak Andrij??!! A ja to co? =P Nie burzę się tylko staram się by gra miała klimat.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[xP]
Mości panowie! Ja sir Stutley z Flandrii postanowiłem wyruszyć na przodzie, do Derb droga daleka, hmm a dokładniej tak na oko przy sprzyjających warunkach z półtora dnia, do dwóch. Pozwolę sobie również zarekwirować konia, którego to zdobyliśmy podczas wczorajczej "zabawy" powiedział pakując do woreczka średniej wielkości kawałek wędzonej dziczyzny gdyby co zawcze mam broń przy sobie wyciągnął szybkim ruchem zza pasa bogato zdobiony mieczyk, mały choć dużo za duży żeby go sztyletem nazwać liczę że nie będziecie mieli nic przeciwko, jeśli się okaże że żołnierze szeryfa zastawili zasadzkę - wrócę się i Was o tym powiadomię podszedł do konia i przyłączył do siodła bukłak z wodą Żegnajcie moi mili ! rzekł, wskoczył na konia i odjechał tak szybko że wzbił kurz, zanim kurz opadł Stutleya już nie było widać . . .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[wymyśliłem poniższy tekst żeby niebyło że Naimb znika.]
Dostałem list - rzekł Naimb - wzywają mnie na krucjate.Musze ruszać, ale kiedyś wróce.
Ide do miasta gdzie wyrusze wraz z innymi.
Żegnajcie!

Naimb pożegnał się z towarzyszami i ruszył w strone miasta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[postrajcie się zrobić tak, aby na turnieju, działo się wiele rzeczy, przede wszystkim, żeby porwano Robina (jak w grze) i aby to był bardzo długi wątek a nie coś w stylu" poszli na turniej, Robin wygrał i podzielili się łupem :/ (wiem, że przesadzam ale to tylko przykład) popieram Andrija bo ważny jest klimat] Tymczasem Will poszedł zdobyć porządną broń na turniej. Wiadomo im było, że może w nim wziąć udział niewielu śmiałków, a Will chociaż bynajmniej do nich należał, jednak nie miał zamiaru pozostać w obozie.Wyruszył natyhcmiast, biegiem. Dotarł po chwili na skraj lasu, potem w parę chwil dotarł do owej "zbrojowni". Will trafił do magazynu od razu, jednak czekał. Zobaczył jednego strażnika, kilku z nich piło piwsko w kanciapie, tyle przynajmniej widział. Jeszcze był jeden wartownik przy wejściu do magazynu, oraz kilku w samym magazynie. Od razu pospiesznie wymyślił plan. W magazynie było ciemno, wiec pośpiesznie zakradł się w głąb i zebrał : korbacz oraz tarczę (od razu sie wyposażył). Nie omieszkał również wejść do skarbca, jednak był on strzeżony przez dwóch drabów. Will postanowił zawołać po cichu jednego i kiedy podszedł, otrzymał silny cios w głowę. Drugi zauważył zaistniałą sytuację, jednak zanim zdążył zareagować otrzymał śmiertelny cios w serce, ze sztyletu, który Will używał podczas szpiegowania. Pośpiesznie zebrał kilka sporych rozmiarów mieszków i złotych puhcarów, jednak to było jedynie małą część wszystkich bogactw. [Tu proszę o napisanie ile zebrał itp] Tą samą drogą wrócił wymknął się z magazynu i wrócił, długo jednak to trwało, gdyż był objuczony nowym nabytkiem. Jeden z mieszków oddał zaś pobliskiemu rolnikowi, który z trudem zarabiał na uprawie roli. Wrócił, i ku zadowoleniu przyjaciół oddał wszystkie skarby, sam zachował sobie groszę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Słońce zachodziło. Stutley gnał ile sił w kopytach, a raczej ile sił w kopytach Kasztanki, bo tak nazwał swojego konia, a raczej panią koniową. Jechał, jechał, słyszał tylko koński tupot. Stutleyowi zaczęło się nudzić. Nagle daleko na przodzie przyuważył samotnego piechura, zapewne na patrolu. Stutley zwolnił na tyle żeby na piaszczystej drodze nie można było usłyszeć kroków/końskiego tupotu. Gdy był jakieś 10m od żołnierza nagle przyspieszył. Galop był na tyle szybki, że piechur ledwie zdążył odwrócić głowę, a Stutley szybkim ruchem miecza pozbawił jej go.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po długich przygotowaniach Andrij ruszył wraz z Willem. Wędrowali do Derby na jakiś turniej, dla Andrija same zawody były drugorzędne, przygotowywał się do spotkania z rodziną, z matką, ojcem i żoną. Nie widzieli się już kupę czasu. Jakieś pół roku odkąd Andrij pobił strażnika który zabierał jego rodzinie bydło, od tamtej pory ukrywał się w lasach, wiódł samotne życie, niestety po jakimś czasie wpadł w ręce ludzi szeryfa. Stamtąd uratował go Robin z Locksley, teraz zwany Robin Hoodem.
Kompani wędrowali dobre kilka godzin, Andrij trochę spowalniał ich marsz. Wszystko przez tą przeklętą strzałę. Przeklinał tamten dzień w którym dał się postrzelić. Co prawda już nie krwawił, ale rana dopiero co się zagoiła. Lepiej dmuchać na zimne.
-Jesteś głodny? -zapytał Will
-Zjadł bym coś, zaraz sprawdzę co mam w torbie. A przy okazji zróbmy sobie małą przerwę, czuję się zmęczony podróżą w tym słońcu.
Przyjaciele oparli się o drzewa. Słońce świeciło wysoko nad koronami drzew, słychać było śpiew ptaków. Jakiś czas zachwycali się pięknem przyrody, w końcu obaj wyciągnęli trochę jedzenia ze swoich toreb. Szybko zjedli, Andrij obejrzał ranę która powoli się bliźniła.
-Dobra Will, już czas. -Powoli podnieśli się i ruszyli w drogę, słońce zaczęło powoli schodzić w dół. Przynajmniej nie będzie tak prażyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wilk choć jeszcze trochę kuśtykał udał się na turniej. Poszedł pieszo, niosąc ze sobą swój ulubiony dwuręczny topór. Odziany był w kolczugę nałożoną na zwykłe ubranie. Narzucony na zbroję czarny płaszcz był nieznośny w słoneczny dzień.
-Mam nadzieję, że trochę zarobimy-pomyślał- i, że nas nie złapią.
Jednak nic nie wskazywało na jakieś większe zainteresowanie turniejem szeryfa. Tylko gdzieniegdzie napotykali pojedynczych żołnierzy wysłanych na patrol w sprawie konwoju. Droga była długa, szeroka i spokojna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Will z Andrijem dochodzili do Derby, za chwilę miał się zacząć turniej.
-Andrij, słuchaj większość strażników jest na turnieju i tam pilnują porządku, jeśli się postarasz, do swojej rodziny dostaniesz się niezauważony.
-Dobra, zrozumiałem, dzięki Will. Do miasta wejdźmy osobno, mogą nas poznać gdy będziemy w większej grupie.
Dwóch kompanów rozstało się, Andrij wszedł do miasta jako drugi. Przedtem znalazł w lesie drąg, co jak co ale w końcu był ranny, a podróż nie była krótka. Kuśtykając wszedł do miasta, oczywiście strażnicy przy brami zaczepili go. Mówili że nie wpuszczą do Derby kolejnego żebraka, on odpowiedział że idzie oglądać turniej na którym ma zjawić się sam Szeryf, przekonał ich że chce go zobaczyć i jest dla niego pełen uznania za to co robi z Anglią.
Nie wiedziałem że strażnicy są aż tacy tępi, no ale cóż, bywa. Wiatr zaczął wiać coraz mocniej, na niebie pojawiały się szare chmury. Andrij nie tracąc czasy poszedł szukać swojej rodziny która niedawno się tu przeprowadziła, nie wiedział gdzie ma ich szukać, liczył raczej na szczęście że się spotkają. Po kilku godzinach zobaczył swojego starszego brata.
-Rowan! Hej! Tutaj, to ja Andrij! - jego źrenice się poszerzyły, po kilku latach zobaczył starszego brata.
-Andrij, bracie co ty tu robisz? Wszędzie są listy gończe za tobą i twoimi kumplami.
-Musiałem się z wami spotkać, zrozum, zbyt długo was nie widziałem. Mów co u was, z ojcem wszystko dobrze? A jak mama? No mów, opowiadaj. -popędzał brata
-Ojciec jak ojciec, mówi że jest w pełni sił, jednak coraz częściej skarży się na kręgosłup, ledwo wstaje z łóżka. A matka w porządku, jednak co będziemy tu stali, chodź spotkaj się z nimi.
Obaj poszli do domu rodziny Andrija, widok jaki mu się ukazał nie był zbyt radosny, widać było biedę, wszystko trzymało się kupy dzięki ciężkiej pracy rodzeństwa.
-Andrij synku, dobrze że wróciłeś, będziesz nam potrzebny.
-Mamo to nie tak, ja jestem tu tylko na jeden dzień, muszę wracać do Sherwood, do Robina, wrócę jak król Ryszard znów będzie na tronie.
-Synu, wszędzie są porozwieszane listy gończe za tobą, wróć do nas!
-Mamo to nie tak, walczymy ze złem Szeryfa, mogę zapłacić ceną banicji za sprawiedliwość. Z resztą Robin uratował mi życie, jestem mu coś winien.
-Rób jak chcesz, ale pamiętaj zawsze będziesz mógł tu wrócić.
Andrij pożegnał się z rodziną, długo rozmawiał z ojcem. On w przeciwieństwie do matki popierał syna i to co robi. Odchodząc Andrij zostawił sakiewkę na stole i poszedł oglądać turniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bomer niezwracając uwagi na reszte i kiedując się tropem will''a poszedł do "zbrojowni".
Na ziemi leżało dwóch żołnierzy, a dwóch pozostałych stało nad nimi przyglądając się tempym wzrokiem i sprawdzając, czy towarzysze niemają nic cennego.
Tymczasem Bomer skoczył na nich od tyłu.
Odcioł jednemu głowe, drugi niezdążył wyciągnąć broni i już miał miecz w piersi.
Musze się streszczać - murknoł (Bomer)- ci już pewnie zaalarmowali reszte o tych dwóch którch zabił Will.
Wzioł tarcze, miecz i topór.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Turniej łucznicki już się zaczął i Robin szykował się do strzału.Po chwili przygotowania się wymierzył i strzelił.Strzała zniszczyła inną strzałę najdującą się idealnie w środku i strzała Robina zajęła jej miejsce.
Robin po ocenach sędziów zajął pierwsze miejsce,ale jeden z zawodników był tak oburzony,że przegrał prawie zastrzelił Robina,ale na szczęście tylko go zranił.Po piętnastu minutach rozpoczął się turniej rycerski.Robin uzyskał nagrodę:wielką beczkę październikowego piwa sakwę z 200 sztukami złota i trochę żywności.
-Za chwilę zaczyna się turniej rycerski idzćcie już.-powiedział Robin

[za wygrany turniej otrzymujemy 400pkt doświadczenia,drugie miejsce:300pkt doświadczenia,trzecie miejsce:200pkt doświadczenia]
---------------------------------
Zebrane złoto:700

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Andrij spokojnie szedł na turniej by pooglądać swoich kolegów w akcji. Szkoda że sam nie mogę wziąć udziału.
-Ej to nie jest jeden z tych których uratował niedawno ten banita Robin Hood?
-Niech no mu się przyjrzę. - strażnik zmarszczył brwi, a jego twarz przybrała nieco głupkowaty wygląd. -O żesz ty, to on, brać go.
Andrij obrócił się w stronę biegnących ku niemu osiłków, wyjął miecz, jednak rana dała o sobie znać. Gdy wziął zamach na jednego ze strażników wywrócił się, a oręż wypadł mu z dłoni. Przeszły go teraz myśli że to koniec, że oto nastał koniec Andrija, banity walczącego o sprawiedliwość w Anglii, myślał też o słowach matki która namawiała go by został w domu. By już więcej nie rabował i wiódł normalne życie. Naszły go chwile zwątpienia że źle zrobił dołączając do Robina, jednak zrozumiał że to wcale nie musi być koniec, że dobrze zrobił stając po stronie Robina, a jeśli teraz umrze, to za ideę. Za wolność, sprawiedliwość, za to że bronił chłopów przed uciskiem Szeryfa i księcia Jana.
Strażnicy skopali leżącego Andrija, po jakimś czasie zaprowadzili go do lochów.
-Dostaniemy nagrodę za złapanie tego kmiota, a jeśli dowiemy się od niego gdzie jest ich kryjówka? Kto wie może dostaniemy awans.
Na szczęście wszystko widział starszy brat Andrija, Rowan. Nie czekając na nic pobiegł na turniej, był mocno zdenerwowany. Chciał znaleźć Robina, albo przynajmniej kogoś z Sherwood. Na szczęście stało się tak że to Robin go znalazł.
-Coś taki przestraszony człowiecze?
-Porwali mojego brata. - ledwo dysząc powiedział Rowan.
-A kim jest twój brat i kto go porwał?
-Wybacz panie ale nie wiem kim jesteś by ci to mówić.
-Zwą mnie Robin, Robin z Locksley.
-Ach panie, sam Bóg i Najświętsza Panienka mi ciebie zsyłają. Mój brat walczył razem z tobą, zwie się Andrij, porwali go strażnicy, zaprowadzili go do zamkowych lochów.
-Więc nie ma na co czekać, idę po niego.

-Mów jak się nazywasz łotrze. -wykrzyczał jeden ze strażników bijąc Andrij potwarzy
-Nic wam nie powiem, choćbyście mnie batem przymuszali.
-Każdy tak mówi. Zmienisz zdanie gdy spalimy ci bok.
-Zresztą ja nic nie wiem, choćbym chciał nic wam bym nie powiedział.
-Hach, idź podgrzej jakiś pręt, a ja tymczasem porozmawiam z naszym więźniem.
-Tak jest! - zasalutował strażnik
-Więc drogi przyjacielu, zaufajmy sobie, ty mi powiesz gdzie się ukrywacie i ilu was jest, a ja cię wypuszczę na wolność.
Andrij chwilę milczał, po czym spojrzał na Hacka i splunął na niego.
-Dałem ci wybór. - powiedział strażnik po czym zaczął okładać Andrij pięściami aż ten utracił przytomność.


[Mam nadzieję że mnie uratujcie =P. Po za tym przyda się jakieś ożywienie akcji.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Robin nie czekając na nic pobiegł do lochów.Hood dobrze znał Derby bo często w dzieciństwie tam chodził wraz z rodzicami.Robin kucnął zdjął łuk,naciągnął strzałę na cięciwę i zastrzelił strażnika ogrzewającego pręt,potem tego co stał przy Andriju.
-Całe szczęście,że nie było więcej strażników.-powiedział Robin
-Faktycznie racja.-powiedział Andrij powoli wstając z krzesła w lochu.
-Możesz biec??-zapytał Robin Andrija
-Tak.-odpowiedział Andrij chociaż nie za bardzo dobrze się czuł
-Biegnijmy szybko na turniej,aby zobaczyć kto wygrał,a tam powiemy chłopakom,żeby się pospieszyli.
I to mówiąc Robin zaczął biec za Andrijem po schodach,a potem przy drzwiach wyjściowych puścili się pędem w miejsce odbycia się turnieju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Walka wręcz(od dziś nazywam WW i wam też radzę):15
Odporność(O):5
Strzelanie z łuku(SŁ):0
Szpiegowanie(S):0
punkty rozdane]

Wilk odwrócił się i zobaczył jak strażnicy ciągnął jego przyjaciela/ Próbował przedrzeć się przez tłum jednak było zbyt wielu gapiów. Gdy w końcu przedarł się przez tłu zobaczył tylko Robina rozmawiającego z jakimś człowiekiem.
-Robinie-krzyknął-porwali Andrija, porwali go, zabrali go tam, porwali...
-Uspokój się Wilku-rzekł Robin- uratowałem go jest tutaj-wskazał na Andrija
-Acha -uspokoił się Wilk-w takim razem ja wracam na turniej bo teraz moja kolej, a wy się schowajcie.
Po chwili dodał jeszcze:
-Bez Andrija mam spore szanse na wygraną-Rzekł i odszedł w swoją stronę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Walka: 7
Szpiegowanie: 7
Obrona: 6
Rozpoczął się turniej rycerski. Zasady są proste : nikt nie może zginąć, pojedynek kończy się nokautem przeciwnika lub jego poddaniem się.
Komentator (niestety jąkał się)
P-p-p-p-ierwszy wysąpi, z-z-znaczycię wystąpią S-t-t-t-tutley z Flandrii oraz W-w-wilhelm z Oxford !
Dobrze uzbrojony szlachcic który przyjechał na turniej dla sławy vs. rzezimieszek ubrany w szmaty. Lecz jedna rzecz nie pasowała, skąd Stutley miał pięknie zdobiony mieczyk? Każdy się zastanawiał choć nikt nie śmiał się spytać.
pierwszy zaatakował Wilhelm - wolny atak wyprowadzony z ogromnego dwuręcznego miecza,
Stutley bez trudu zrobił unik i wyprowadził szybki, ale mocny cios w podudzie
cios ten zmusił przeciwnika do uklęknięcia i może nie po rycersku (ale skutecznie) Stutley "wyprowadził" kopniaka w głowę na tyle mocnego żeby zerwać chełm z głowy przeciwnika
Stutley dał czas na ogarnięcie się przeciwnikowi
rycerz ledwie się trzymał na nogach
podbiegł i wyprowadził ślamazarny cios mieczem
Stutley zaśmiał się, póścił rękojeść miecza, zacisnął pięść i wykonał perfekcyjny lewy sierpowy
choć tak nie było to wyglądało jakby Wilhelm przeleciał z metr

Zęby Wilhelma porozrzucane były na piasku, przeciwnik się nie ruszał. Stutley podniósł swój miecz i wsunął za pas. Wilhelm się nie ruszał - Stutley wygrał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[WW - 7pkt
Obrona: 6pkt
szpiegowanie: 7pkt
łuk: 0pkt pukciory rozdane]

Will, w czasie kiedy inni byli na turnieju, wracał mozliwie najkrótszą drogą do Sherwood. Będać już praktycznie w obozie, usłyszał rozmowę strażników:
-Hahaha *hęc* Znaleźliśmy ich durną kryjówkę *hęc*- powiedział pijany strażnik.
-Taaaak. Nie będzie już Robina. Kiedy wróci zaczaimy się we trójkę i zabijemy ich wszystkich. Zobaczycie Książe Jan będzie nam wdzieczny! Prawda Framirze?
-O ta. I da nam tyle skarbów, że hoho- odpoweidział owy Framir.
Tymczasem Will usiadł sobie i spokojnie obserwował strażnikó, śmiejąc się w duchu. Co to za wojownicy, takich to zjadam na śniadanie. Poczekał spokojnie, aż pijny padnie, a reszta się zaczai. Kiedy tak się stało, Will podbiegł do jednego z nich. *ŁUP*. Jeden dostał w czaszkę nawet nie zdążył się odwrócić. Drugi podbiegł w jego stronę. Jednak w pewnym momencie zatrzymał się i postanowił obejść Willa z drugiej strony. Will był taki pyszny, że nawet nie przyjął do wiadomości, że można go obejść. Tymczasem strażnik zaszedł go od tyłu i zamachnął się. Will usłyszał świst powietrza nad sobą i przyjął cios na zbroję. Na szczęście tylko się pogruchotała, nie czyniąc nic właścicielowi. *Łup* kolejny cios przyjął już Will na tarczę. *pac, łup, pac* - błyskawiczna kontra, zabiła napastnika. Will przeszukał trupy i znalazł jedynie parę monet. Zauważył również, że zapomniał o jednym z nich- pijanym. Postanowił związać go i zrobić z niego tymczasowego jeńca. Będzie użyteczny dopóki nie wyśpiewa wszystkiego i można będzie również zabrać jego zbroję, aby szpiegować. Jedyna zbroja która nie jest poplamiona krwią. hmm- pomyślał WIll Można spokojnie wchodzić do zbrojowni, nie wzbudzając niczyich podejrzeń- na ustach Szkarłatnego Willa widniał dziwny uśmieszek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Dzięki Robin, po raz kolejny ratujesz mi życie. Nie wiem jak ja ci się odwdzięczę przyjacielu.
-Nie musisz, wiem że ty też byś poszedł za mną.
Andrij już nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko i oparł o mur.
-Robinie, nie wrócę o własnych siłach, wiesz o tym. Może lepiej będzie jeśli zostanę na kilka dni u rodziców. Wyzdrowieję i wrócę do Sherwood.
-Żeby znowu cię złapali, nie ma mowy. Wrócisz razem z nami, trzeba ci tylko znaleźć konia.
-Skoro tak twierdzisz.
Andrij wyszedł z miasta, udał się do lasu, chciał pobyć trochę sam, ale i też odpocząć. Spacerował pośród wysokich drzew, słońce ledwo przebijało się przez ich korony. Czuć było przyjemny lekki wiatr, po drzewach skakały wiewiórki, na runie słychać było ganiające się zające. Po kilku godzinach poszedł pod bramę Derby i czekał na swoich kumpli aż skończą turniej by się z nimi zabrać do Sherwood.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować