Zaloguj się, aby obserwować  
Immortal_1

NeuroShima - forumowa gra w konwencji Sience-Fiction

88 postów w tym temacie

Anthony rozmawiał właśnie z Laurą na tematy muzyczne. Wspomilali stare dobre zespoły i nażekali na teraźniejsze.
- Taaaak, teraz nie znajdzie się takich klasyków jak Red Chot Chili Peppers, czy U2- powiedział mechanik
- Niczego się teraz nie znajdzie. Prawie nikt już nie tworzy muzyki. Wszyscy skupili się na walce.
- Zawsze pozostaje nam hymn narodowy, teraz to praktycznie wszędzie to grają hehe. Zaśmiali się cicho. A wtedy napatoczył się ten informatyk od siedmiu poleści. Wyglądał jakby ktoś go dopiero co odciągnął od mamuśki. Zaczął się pysznić jaki to on boski.
-Hej,jak się czujesz- zapytał Lauerę, Koltman
-Cześć ,dobrze a czemu pytasz?
-Tak z ciekawości.- nastała chwila ciszy, a atmosfera stała się dość napięta. Sheming patrzył się z nieukrywanym poirytowaniem w Koltmana, zaś Koltman spoglądał chyba zalotnie w stronę zwiadowczyni. W końcu dla rozładowania atmosfery Laura zagadnęla
-Jak tu trafiłeś?
-Trafiłem tu ponieważ włamałem się do komputera bazy wojskowej,namierzyli mnie i złapali.Dowódca oddziału specjalnego zaproponował mi więzienie lub walczenie w imieniu prawa w misji NeuroShima. Bez wachania odpowiedziałem ,że wybieram misje.Dowódca ucieszył się , i powiedział że będę świetnym hakerem.
To wszystko.
-Wow, niezła historia.- powiedziała Laura chyba z udawanym podziwem. Koltman uśmiechnął się z zadowoleniem, piodobnie jak dziecko ktore otrzymuje wymarzoną zabawkę.
- No ja bym si,.ę tam nie zgodził z twoim dowódcą.- rzekł Anthony, a dwie pary oczu spojrzały na niego ze zdziwnieniem.- no bo skoro jesteś takim "świetnym" hakerem, to w jaki sposób dałeś się złapać?- komputerowiec chyba nie wiedział co powiedzieć, kiedy przyszedł Madox...swoją drogą to troche dziwene imię...pewnie miał szurniętych rodziców. Z resztą on też był trochę niewyżyty.
-Słyszałem ze twoja matka była ćpunka i przez to zgineła?-zapytał sie Maddox
- Powiedzmy- odpowiedziała z nechęcią Laura. bardzo nie lubiła tematu swoich rodziców.
- To pewnie wyciągneła kopyta dzięki moim dragom- powiedział szyderczo Maddox. Anthony wiedział już po czym ten granadier jest taki popier***ony...
-Odwal się od niej Madox- powiedział Koltman.
-Bo co mi zrobisz- zapytał Madox
-Dużo ci zrobie.- co za żałosna odzywka.... Jednak to co się stało potem nie było wcale takie żźałosne. Haker rzucił się z wściekłością na granadiera. Sheming i ktoś jeszce szybko rozdzielił mężczyzn.
- Co wy sobie wyobrażacie?! Nie macie już co robić tylko wszczynać bijatyki?! Jak się wam tak nudzi to możecie iść na pierwszy ogień przeciw tym żółtkom!
-Co tu się dzieje- zapytał Kain.
-Ten gnojek za dużo sobie pozwala.
-Koltman będziesz szedł przodem- ty zaś Madox tyłem.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł- odezwał się Anthony- co może zdziałać haker w pierwszej linii?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ale bym strzelił Koltmana po pysku. Albo go po prostu zastrzelił. Taak, to jest dobry pomysł, jak dostanie pociskiem większym od siebie to inaczej będzie śpiewał. He he!- pomyślał Maddox. Znając życie i realia to haker na pierwszej linii nie przeżyje zbyt długo- dodał pod nosem. Przyśpieszył kroku doganiając Laure.
-Sorki, za moje zachowanie- próbował załagodzić sytuacje.
-Po prostu chcem wiedzieć na co kogo stać z oddziału, to wszystko, nie chciałem cie obrazic, zbytnio-dodał.
-Nie potrzebnie gadałeś takie bzdury-w koncu odezwała się Laura-chociaż miałeś racje-kontynuowała.
-To co będzie spoko??-zapytał Maddox
-Będzie, będzie tylko nie odpieprzaj więcej takich potupaji.
-Spoko skarbie- odparł Maddox po czym znowu wrócił na koniec formacji. Jeszcze będzie moja- pomyślał.
Głód narkotykowy dawał mu coraz bardziej do myslenia. Jedyne co go uspakajało to świadomość że za kilka godzin pigólka ze wspaniałym dodatkiem będzie absorbowana przez jego organizm.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie mieszałem się w te ich konflikty i kłótnie. Wolałem stać z boku i przyglądać się. Ja nigdy nie rozwiązuję sporów używając siły. Po to uczyłem się całe 24 lata, aby do czegoś dojść. Można powiedzieć, że doszedłem - jestem w elitarnej grupie amerykańskich żołnierzy.
- Widzę, że podoba ci się Laura, nie? Maddox? - zapytałem.
- Jak widać... - odparł krótko.
- Nie pozwalaj sobie tylko za dużo.
- Co to ma znaczyć?! - zdenerwował się.
- Chodzi mi tylko o to, że naszym priorytetem jest atak na Japonię a nie podrywanie kobiet z drużyny.
Maddox machnął ręką i przyspieszył kroku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Duskhill zbliżył sie do Kaina.
- Dowódco?
- Słucham.
- Chodzi o Maddoxa.
Kain westchnął.
- Jeśli chodzi ci o to, że jest psychopatą na głodzie to tak jest. Jesteś lekarzem, więc już to pewnie zauważyłeś.
- Specjalnie sie nie sili, by to ukryć nie oszukujmy się.
- Taa...
- Zastanawia mnie co innego.
Podchodzili pod górę. Zachodni brzeg Korei jeszcze przyzwoity kawałek od nich.
- Co mamy wysadzić w powietrze? - jeśli to pytanie poruszyło Kaina, to bardzo dobrze to ukrywał.
- Nie rozumiem szeregowy. - Aaa... szeregowy. Czyli coś jest na rzeczy.
- Targamy ze sobą faceta, którego powinniśmy tu i teraz zastrzelić. Naraża misję na co najmniej kilka sposobów. Jedyne wytłumaczenie dla jego obecności tutaj... to nakręcenie go na wysadzenie czegoś ważnego. Powiem tak, facet i tak jest trupem. Albo żółtki go skasują, albo my będziemy musieli to zrobić, albo panowie w garniturach po powrocie. Według mnie ci ostatni znaleźli czwarte rozwiązanie: wysłali tu nas z misją i dali nam tego psychola, sie go pozbyć w przydatny sposób. A zatem co takiego ma wysadzić, z czego lub skąd nie będzie miał szans uciec? I jak zamierza go pan do tego nakłonić?
Przez dłuższą chwilę szli w milczeniu. Na szczycie wzniesienia Kain odwrócił się do Duskhilla. Wyglądamy jak z XX wiecznego filmu o wojnach światowych... Jezu... co za chała...
- Dlaczego nie wzięliście broni, szeregowy?
- Jestem lekarzem. Inni bardziej skorzystają z broni.
- Tak, ale mimo podejrzeń co do Maddoxa nie wziąłeś broni, by on nie miał do niej wolnego dostępu.
- Maddox tez zrezygnował z broni.
- Taa, wiem, liczy na to, ze następnym razem dostanie działo elektronowe.
- Sir, to czy ja brałem gnata, czy nie, nie ma znaczenia.
- Ma Duskhill, ma. Mniej myślcie szeregowy, więcej pracujcie nogami.
Kain ruszył w dół zbocza. Duskhill przez chwilę jeszcze stał sam. No nieźle. Zakręcił mnie jak wek na zimę. Nie dość, ze nie odpowiedział na pytanie, to jeszcze wzbudził poczucie winy. Mniej empatii, więcej wódy. Dołaczył do reszty oddziału.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Anthony wybrał sobie podręcznego blastera. Za wiele to on nim nie zdziała, ale liczył na to, że Kain i Tajemnic wybiją większość żółtków ze snajperek i nie będzie musiał za bardzo używać swej broni. Wtedy do drużyny dołączył Duskhill. Nie mając jak narazie nic więcej do roboty Sheming zagadnął do lekarza.
- Mark, tak się zastanawiam, w końcu jesteś lekarzem, powinieneś chyba pracować w jakimś polowym szpitalu, a nie tutaj włczyć się z nami po tej cholernej Koreii. Co cie skłonilo do wzięcia udziału w projekcie NeuroShima?? A i jeszcze jedno, nie masz przypadkiem specjalizacji z psychiatrii?? Może chociaż ty byś coś poradził na Madoxa heh.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Medycyna chyli czoła przed szaleństwem Maddoxa. Mógłbym pracę doktorską napisać na jego temat.
- Hehe. Mam tylko nadzieję, że opanuje sie w razie czego. Nie chciałbym mieć prawdziwego szaleńca za plecami.
- No to musisz chodzić za Maddoxem, bo on mój drogi jaet jak najbardziej prawdziwym szaleńcem.
Anthony patrzył przez chwilę z rozbawieniem w oczach na lekarza, nim zdał sobie sprawę, ze mówi on poważnie. Wręcz śmiertelnie poważnie.
- A skąd sie tu wziąłeś?
- Prosto ze szpitala frontowego. Potrzebowali kogoś kto was w razie czego połata. a ze zbliżam sie do wieku emerytalnego to Wujek Sam uznał, że czas mnie wysłać na "misję niemożliwą." Wprost nie mogę sie nadziwić i nacieszyć jak moja nieunikniona śmierć w czasie tej roboty wesprze amerykańską ekonomię i wysiłek wojenny w chwalebnej misji uczynienia świata lepszym. Aktualnie mamy drobne problemy z dziura ozonową i śmiercionośnym promieniowaniem, ale niewypłacenie mi mojej emeryturki z pewnością zbliży naszych wspaniałych naukowców do zbudowania nowego Edenu. Czy jakoś tak to szło.
- Oook. Widzę, że nie jesteś militarnym i politycznym idealistą. Hipis na wojnie?
- Och nie, wojna to niezły ubaw. Ale wykrzywia psychikę po trzydziestce.
- No tak. A jak to jest, że nadal jesteś szeregowym.
- Nigdy nie miałem zapędów do robienia kariery.
Anthony zwrócił uwagę, że Mark wypowiadając te słowa od niechcenia jakby dotknął potylicy. Gdy sie zorientował co zrobił, momentalnie cofnął rękę. Niebieskie oczy lekarza zwróciły sie do Anthonego:
- A jak to było z tobą?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wzrok Kaina przemknął pomiędzy ogromne skały, piętrzące się przed ich trudną ścieżką. Była ona posypana piachem i drobnymi kamieniami, a i warunki zbytnio nie sprzyjały szeregowcom - było gorąco i sucho, szczęście, że w kombinezonach były wewnętrzne mini-klimatyzatory, które chroniły żołnierzy przed tego typu klimatem. Kain spojrzał na drużynę. Głos Scheminga i Duskhilla można była naprzemiennie usłyszeć. Rozmawiali o różnych sprawach - o przeszłości, teraźniejszości, przyszłości. O powodzie wstępu do Xan-Tech''u, ale Kain nie zamierzał się wtrącać do ich rozmowy - uznał to za niestosowne. Myślał o domu. O jego rodzinnych okolicach, o rodzinie. Nie byłby tutaj, gdyby jego ojciec nie był wysoką rangą żołnierzem, który zdziałał wiele dla USA i został odznaczony mnóstwem orderów i medali... Gdyby nie to, to Kaina nigdy by tu nie było. Łatwo tu było przypłacić życie - żółtki były wszędzie, najczęściej w okopach lub kryjówkach, gdzie spokojnie wybijali pomniejsze oddziały żołnierzy amerykańskich. Kain miał ochotę wrócić do Ameryki, do rodzinnego Chicago - ale to było niemożliwe, przynajmniej nie w tej chwili. Barwa nieba zaczęła się ściemniać.
Niedługo trzeba będzie rozbić obóz lub gdzieś się zatrzymać... Na szczęście już niedaleko, za godzinę powinniśmy być na platformie energetycznej, mam nadzieję, że nie będzie przepełniona koreańskimi oddziałami, bo jestem wycieńczony, ta wędrówka wyssała ze mnie resztki błąkającej się po ciele energii... Czas odpocząć.
Marsz stał się coraz cięższy. Zmęczenie dopadało nawet najsilniejszych i najwytrzymalszych szeregowców. Po kilkudziesięciu minutach męczarni, w oddali ujrzeli jakąś platformę i sporej wielkości budynek.
-Na reszcie dotarliśmy do celu.- mruknął Kain.
-Uważajcie, tam mogą być hordy nieprzyjaznych, wrednych japońców. Bądźcie w gotowości.- rozkazał.
-I jeszcze jedno. Duskhill - jeżeli zginę, obejmiesz wtedy dowodzenie nad Xan-Tech''em. Póki żyję, jesteś moim zastępcą.- rzekł Kain.
Po tych słowach umilkł i wszyscy ruszyli w stronę wybawienia, będąc przygotowanym na najgorsze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dopiero teraz, w obliczu realnego zagrożenia zdałem sobie sprawę z tego, że to dopiero początek. Początek wędrówki, a mi już ciarki przechodzą po plecach. W boju jestem słaby, podkładam jedynie bomby, ciągle coś wysadzam i myślę, jak rozwiązać jakąś zagadkę.Wszyscy skupili się na, oddalonym kilkaset metrów od nas, budynku. Przestali rozmawiać...
- Jak myślisz, siedzą tam Japońcy? - zapytałem.
- Zaraz się dowiemy. - odpowiedział Kain - Myślę, że jest to prawdopodobne, gdyż to dobre miejsce na obserwację terenu. Dobrze. Drużyna, miejcie oczy szeroko otwarte!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kolejny dzień, kolejny zaszczyt. Zastępca dowódcy oddziału samobójców. I nawet brzmi nieźle. Marne widoki na emeryturę jednak, a niby stanowisko kierownicze.
Wszyscy leżeli teraz na szczycie wzniesienia z którego roztaczał sie piękny widok na pogrążoną we śnie dolinkę z biurowcem na jej środku. Jedynie Maddox siedział niżej, na południowym stoku. Spocony i wykończony, coraz bardziej czujący ból ostrego detoxu.
- No to co? Kto idzie z białą flaga, spytać czy może mają szklankę cukru? - Mark wyciągnął z sakwy gogle NV i lornetkę, przez chwilę przyglądał się zabawkom - Suuuper! Zawsze takie chciałem. - Założył gogle i zaczął obserwować budynek. - Któryś z was miał ambicję zostać kiedyś szturmowcem ku chwale Wujka Sama i Gwiaździstego Sztandaru?
Cztery światła, dwa na parterze, jedno na trzecim piętrze, jedno na dachu. Szacunkowo jakiś 20-25 strażników rozproszonych po budynku i wokół niego. Zero lamp i reflektorów. Dobrze.
- Osada, 700m metrów od budynku, transporter opancerzony i około 30 ludzi. Są wśród nich cywile. - raportowała na bieżąca Laura.
- C-cudnie! - prawie wrzasnął Maddox. Faceta idealnie można było podsumować zdaniem - przemoc potrafi fascynować i urzekać.
- Laura, doprowadzisz Neila i Pranoza do punktu między nami i wioską. Założycie jakieś miny lub ładunki na drodze. To samo w połowie drogi od biurowca do wioski. Potem tu wracacie. Po cichu.
- Jakieś specjalne ładunki? - zagadnął Pranoz.
- Coś na transporter matole - rzucił nerwowo Maddox.
- Wyluzuj - Mark nie odrywał oczu od lornetki. - Jak wrócicie proponuję, mnie, Anthonego i Koltmana i Maddoxa odesłać w okolice biurowca razem z Laurą, poprowadzi nas bezpiecznie. Zrobimy im tam małe piekiełko, co Szajbus?
- Wal się dupku! Jak się nie zamkniesz to... - Maddox przeradzał sie w uosobienie furii głodu narkotykowego
- Spokój obaj. - Kain zachowywał niczym niezmącony spokój - Co dalej?
- A w tym czasie my zaczniemy czyścić górę i wioskę - mruknął zapatrzony w lunetę karabinu Tajemnic
- A gdyby się ruszyli ci z wioski to czeka ich bombowa niespodzianka. - Pranoz wyszczerzył zęby w złowrogim uśmiechu.
- Nie inaczej. Jakieś sugestie, czy wszyscy wiedza co mają robić? - Kain po kolei spoglądał na skupione twarze.
Ja bym może miał. - pomyślał Mark - Plan zakłada, że ja szturmuję budynek, a Kain siedzi tu bezpiecznie. Dziś nie awansuję. Heh, jeszcze sam to wymyśliłem. Niech to szlag.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kain przyglądał się uważnie szeregowcom. Czyli jednak czegoś nie zrozumieli, skoro nic nie mówią...
-Ehh, no więc zacznijmy jeszcze raz. Podzielę was na 2 czteroosobowe drużyny, żeby nie było sprzeczek.
-Duskhill!- z Tobą pójdzie Neil, Koltman i Tajemnic. Ze mną zaś pójdzie Anthony, Laura i Pranoz. Drużyna pod twoim dowodzeniem ruszy od przodu, najlepiej kryjcie się za sporym głazem, tuż przed budynkiem. Moja drużyna podąży od tyłu - weźmiemy ich z zaskoczenia. Jeszcze jedno, Maddox - nie strzelaj, póki nie upewnisz się, że to żółtki. To samo tyczy się reszty - nie mamy pewności kto tam przebywa, być może znajdziemy jakiegoś zagubionego Ameryka-
nina bądź kogokolwiek innego, negatywnie nastawionego do żółtków.- rzekł Kain.
Tym razem wszyscy zrozumieli, co i jak. Podzieleni szeregowcy ruszyli własnymi drogami, ku owemu budynkowi na platformie energetycznej. Kain poprowadził swoją drużynę przez górzysty szlak, który wydawał się jedną z najbezpieczniejszych dróg - ważne było, by zostać nieprzyuważonym. Drużyna pod dowództwem Mark''a popędziła przez niewielkie wzgórze, skąd był dobry widok na okolice. Kain spojrzał na współtowarzyszy - na ich twarzy było uczucie i radości i strachu - nikt do końca nie wiedział czy przeżyją. Misja z pozoru wydawała się prosta, lecz Obwarowanie budynku było dość pokaźne i przedostanie się do wnętrza bez jakichkolwiek mniejszych czy większych obrażeń zdawało się niemożliwe. Kain cały czas prowadził żołnierzy przez górski szlak, lecz po chwili zatrzymał się, reszcie też to nakazał gestem ręki.
-Laura!- powiedział półszeptem.
-Tak kapitanie?- zapytała.
-Sprawdź ilu mniej więcej Koreańskich żołnierzy możemy się spodziewać, bądź czy są tam jacyś nasi Amerykańscy pobratymcy.- rozkazał.
Laura natychmiast pobiegła lub raczej zsuwała się po spadku niewielkiej góry. Drużyna z niecierpliwością oczekiwała Jej powrotu - im szybciej wróci, tym szybciej będą mogli przeprowadzić akcję. Po kilku minutach Laura wróciła zdyszana.
-Tam jest około 40 żołnierzy Koreańskich. Żadnych Amerykanów niestety nie widziałam...- wykrztusiła.
Kain ruchem ręki dał znać reszcie, żeby podążali za nim. Żołnierze trzymali w gotowości bronie. Zbiegli po spadku i
byli w odległości 30-40 metrów od budynku, gdzie znajdowali się Koreańczycy. Kain nakazał trzymać się blisko ściany i szedł dalej, choć bardziej pasowałoby tutaj określenie "skradał się". Doprowadził szeregowców tuż pod wejście - mieli dość dobry widok, a za razem mogli od razu zestrzelić kilku nieprzyjaciół. Pranoz wyjął małą, poręczną lornetkę.
-Dowódco, druga grupa jest już na miejscu.- poinformował.
-Dobrze więc, zaczekajcie chwilę.- powiedział Kain i włączył interkom.
>>Przygotujcie się, my już jesteśmy w stanie gotowości. Zbliżcie się na jak najbliższą, możliwą odległość tak, aby pozostawać pod osłoną. A więc ruszajcie, my tu chwilę zaczekamy, zanim zrobimy dywersję.<< - powiedział Kain do Duskhilla, przez cenny gadżet, pozwalający komunikować się.
Kain ujrzał kilkadziesiąt metrów dalej zbliżających się żołnierzy. Podbiegli do niewielkiej pompy, obok której był jakiś mały, kamienny bruk.
>>Jesteśmy gotowi, czas rozpocząć tą masakrę...<< - mruknął Mark przez interkom do dowódcy.
-Laura, Pranoz - zostańcie tutaj, będziecie mieli dobre miejsce do wybijania tych żółtków.- rzekł Kain.
-Zaś ja wraz z Anthony''m skryjemy się za tamtą niewielką obudową ze złączami elektrycznymi.- dodał i udał się do celu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zostałem sam z Laurą... Hmm, miła chwila, gdyby nie japońcy za ścianą. Jak umrę to przynajmniej z Laurą u boku.
-Cholera. Zostawili nas. Oby żaden z żółtków nie wyszedł sikać lub palić na zewnątrz. - szepnąłem do Laury.
-Spokojnie. Mam karabin w gotowości. - odparła Laura.
-Więc gdzie mam podłożyć ładunki?
-Cicho. Czekaj na Kaina.
-Najlepiej byłoby podłożyć ze 4 ładunki na około budynku. Jeżeli oczywiście nie ma tam jakichś cennych dokumentów lub zakładników.
-Co chcesz zrobić? - spytała zaciekawiona z lekkim uśmiechem.
-Po odpaleniu ładunków ta słaba konstrukcja zawali im się na głowy. Znam się na tym. To stary rodzaj budulca. Ściany nie posiadają mocnych, stalowych elementów. - stwerdził Pranoz dłubając nożem w ścianie.
-OK. Poczekamy na Kaina i powiemy mu o tym. Może uda się ich zaskoczyć i ujść cało...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rozmowa z Markiem

- A jak to było z tobą?
- Szczerze? Nigdy mi się nie chciało walczyć na wojnie. Można przecież zginąć, a po co mi to? Życie jest zbyt piękne żeby ginąć za kraj.
- Życze szczęścia na tej misji. Troche mało prawdopodobne, że wyjdziemy z tego cali.
- Ja tam i tak wierze że wszyscy przeżyją... no może poza Maddoxem. Pewnie granat mu w łapie wystrzeli
- Albo sam się zabije nie mogąc wytrzymać bez narkotyków.
- Taa? Tak właśnie mi troche przypominał ćpunka takiego... Moi rodzice czasem popalali, ale nigdy nic mocnego. Żadnej amfy, ani cracku...chociaż ja też lubiłem sobie w szkole zapalić. Oczywiście starzy o niczym nie wiedzieli. Jakby ta wiadomość dotarła do ich uszu, nieźle bym po dupie dostał... Ale wracając do głównego wątku zawsze bardziej od wojaczki kręciła mnie mechanika. Troche to dziwne bo ojciec był muzykiem, a matka nauczycielką matematyki (niezły przykład dawała dzieciakom z tą trawką hehe). Staruszek chciał ze mnie zrobić takiego grajka jakim on był. Umiem nawet parę chwytów na gitarze ale jakoś nigdy...- wypowiedź Anthonego przerwal Kain.
-Na reszcie dotarliśmy do celu.- mruknąłdowódca.- Uważajcie, tam mogą być hordy nieprzyjaznych, wrednych japońców. Bądźcie w gotowości.- rozkazał.- I jeszcze jedno. Duskhill - jeżeli zginę, obejmiesz wtedy dowodzenie nad Xan-Tech''em. Póki żyję, jesteś moim zastępcą.- rzekł Kain.
Po tych słowach umilkł i wszyscy ruszyli w stronę wybawienia, będąc w pogotowiu.
- No prosze- mruknął Sheming- cóż za szybki awans heh. Dokończymy naszą rozmowę później...

Teraz

Anthony i Kain podbiegli po cichu do jakiejś skrzynki z kablami za którą mieli się schować. Szczerze powiedziawszy była treochę zbyt mała, żeby dwóch meżczyzn skryło się za nią w całości. Żołnierzom pozostało więc tylko wierzyć, że koreańce nie zauważą ramienia któregoś z nich wystajuącego zza obudowy.
- To co robimy?- szepnął mechanik- atakujemy wszyscy naraz, czy któraś z grup zwraca na siebie uwagę, a gdy żółtki będą zajęci naszymi towarzyszami, bierzemy ich z zaskoczenia? Jaki masz plan?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kain wymienił swoją ampułkę w kombinezonie.
-Wy też tak zróbcie, jeśli życie wam miłe.- powiedział dowódca, spoglądając na towarzyszy.
-Jeszcze jedno - rozczaruję Was. Żadnych ładunków wybuchowych, niczego tym podobnego. Instynkt mi podpowiada, że Koreańcy obrali taktykę "przesłuchać jeńca". To aż nazbyt oczywiste, powinniście o tym wiedzieć. Żółtki będą chciały za wszelką cenę wydobyć z każdego napotkanego Amerykana wszystkiego, co się da.- powiedział Kain.
Szeregowcy słuchali go uważnie. Po tych słowach zajęli pozycję bojowe. Pierwszy wystrzelił Tajemnic. Rzucił pod drzwi granat, na znak, że czas rozpocząć masakrę. Drzwi automatycznie wyleciały w powietrze, przy czym wybuch rozwalił jednego żółtka. Chwila ciszy. Kompani słyszeli dźwięk dochodzący z budynku - kilkunastu koreańskich żołnierzy zbiegało szybko po schodach. Porozumiewali się ze sobą szeptem, zaś ci na dole nie wiedzieli o co chodzi. Ostrożnie przygotowali się do nadchodzącej batalii, robiąc to najciszej, jak tylko potrafi koreański żołnierz, a uwinęli się szybko. Po chwili wszyscy byli już na przydzielonych przez ich dowódcę pozycjach bojowych z wyciągniętą bronią - jedni mieli karabin maszynowy AK-322, a reszta standardową broń przeciętnego Koreańczyka - jakiś słaby pistolet energetyczny i coś w rodzaju elektrycznego noża. Laura podeszła obok okna. Kain ustawił się przy skałach, ustawił snajperkę i do boju. Pranoz poszedł za Laurą, ustawiając się z drugiej strony okna. Wszyscy byli w gotowości do boju. Zaś do odwracania uwagi przysłużyła się druga drużyna - z dogodnej pozycji ostrzeliwali wroga jak szło, kilku Koreańczyków już padło. Drużyna pod dowództwem Kaina zaczęła zestrzeliwać raz po raz nieporadnych żółtków, którzy pogrążeni w chaosie biegali w jedną i drugą stronę. Lecz ich dowódca zachował zimną krew. Doprowadził żołnierzy do ładu i ci zaczęli się bronić. Strzałów padało dziesiątki na minutę. Xan-Tech dobrze się bronił, ledwo Koltmana drasnęło i Maddox oberwał w nogę, lecz Duskhill już się tym zajął. Kain strzelał z wygodnej pozycji, celując w dowódcę żółtków, zaś ten w obawie o własne życie ukrył się w rogu budynku, robiąc z siebie trudny cel. Koreańcy padali jak muchy, ale nieustannie motywowani przez dowódcę bronili się przed atakiem jak się dało. Po kilkunastu minutach nie było znaku życia ani jednego żółtka. Kain był z siebie dumny - dopadł w końcu dowódcę, kiedy ten odsłonił się nieznacznie - wystrzelił i krzyknął radośnie "headshot!". Peter [Tajemnic] wszedł pierwszy do budynku, aby się rozejrzeć i to był jego podstawowy błąd. Nie przeczuwając zagrożenia wszedł swobodnie do pomieszczenia i zamarł. Kula wystrzelona przez jedynego Koreańczyka, który przeżył kryjąc się za szafą trafiła Petera prosto w czoło. Nie było już dla niego ratunku. Laura krzyknęła coś z przerażenia i rzuciła się do walki, pozbawiając życia mordercy jednego z członków drużyny jednym celnym strzałem. Duskhill dowiadując się o tym przybiegł czym prędzej - miał nadzieję uratować życie Peterowi. Lecz to okazało się niemożliwe. Kula dotarła do mózgu i było po nim. Mark z żalem na niego patrzył - nie mógł Mu pomóc. Drugi medyk też był bezradny. Po rozstaniu z ciałem szeregowca, pogrzebanego nieopodal budynku, ruszyli eksplorować budynek. Nic nie znaleźli oprócz śmieciowatych broni żółtków. Udali się do podziemi. Ujrzeli zakneblowanego Amerykana. Szybko go uwolnili, zaś ten dziękował im po stukroć za pomoc.
-Jestem Adam. Adam Flesh.- mruknął człowiek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Laura spokojnie wymieniła ampułkę. Było już parę godzin od śmierci Peter''a, lecz nie przejęła się nią zbytno. Zapaliła Marihuanę na uspokojenie, przeszło jej szybko. Nie mogła sobie pozwolić, by ktoś z ją zobaczył palącą(mimo iż Marihuana nie jest narkotykiem, bo nie uzależnia). Już kończyła, gdy podszedł do niej Maddox.
- Hehe, dobre co nie, ćpunko? - zapytał - To matka ci w spadku zostawiła, hehe.
- Odpieprz się, bo cię w pysk strzelę!
- Och, ale się boje, naprawde, zesrałem się w gacie...
Nie dokończył. Uderzyła łokciem z zaskoczenia, idealnie uderzając w nos.. Leżał na ziemi zwijając się z bólu. Ze złamanego nosa, kapała krew...
- Ostrzegałam - powiedziała Laura i odeszła rozmyślając - Miałam cholerne szczęście, że się nie spodziewał ataku. Uff...
- Dorwę cię dziwko, zobaczysz...
Znów nie udało mu się dokończyć. Przerwał widząc nadbiegającego Kain''a.
- Co się stało? Dlaczego jesteś cały w krwi?
Maddox był doskonałym aktorem, więc wykorzystał sytuację.
- Uderzyła mnie z zaskoczenia, nic jej nie zrobiłem, dz...
- Kto?
- Laura, ta szmata...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Konflikt między Laurą a Maddoxem narastał. Czego on od niej chce?! Nie mieli jakiegoś mniej nerwowego żołnierza w tym Xan-Techu?! Szkoda mi Petera. Kilkadziesiąt godzin i już po nim. Tyle trenowaliśmy, a on był zbyt pewny siebie... Zapłacił najwyższą cenę.
-Gdybym wiedział, że nie będzie w podziemiach żadnego jeńca, wysadziłbym to w cholerę! A tak? Jeden nie żyje. - powiedział saper.
-Drużyna. Weźcie się w garść! To dopiero pierwsze starcie! - krzyknął Kain - Laura i Maddox, na moich oczach macie się pogodzić! Mamy być drużyną! Kłótnie zostawcie do czasu, gdy wrócimy do Ameryki.
Maddox i Laura niechętnie podali sobie dłonie na zgodę. Laura z szyderczym uśmiechem odeszła na bok. Maddox tego nie widział. Patrzył na swoją zakrwawioną rękę i draśniętą nogę.
Na szczęście ja, nie musiałem się za bardzo mieszać w walkę z koreańcami. Ja tu jestem od myślenia i negocjacji, no i przede wszystkim od wysadzania w powietrze wszelkich przeszkód. Dobra robota, jak dla mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Buahahaha!- śmiał się Anthony widząc jak Laura uderza Maddoxsa w nos. Przypomniały mu się walki których był świadkiem w szkole, jednak to było chyba na o wielke większym poziomie. Widać że zwiadowczyni, nie była jedną z tych dziewczyn, co tylko głupio się uśmiechają i wszystko chce załatwiać...swoimi walorami. Jednak Skywalker miała pewnie dużo szczęścia nokałtując granadiera jednym uderzeniem. Nie zmieniało to jednak faktu, że cała ta akcja przypominała scenę z jakiejś komedii.
- Widzę, że podobasz się Lauri Maddox. Rób tak dalej, a może kiedyś przez przypadek Skywalker cię zastrzeli hehe.
- Ty cholerny...- Mruczał pod nosem granadier którego opatrywał już Mark. Choć zginął Peter, Anthonemu dopisywał dziwnie dobry chumor. A jednak Duskhill miał rację, nie wszyscy przeżyjemy tę ''''przygodę".
Mając chwilę odpoczynku mechanik postanowił pogadać z uwolnionym. Usiadł więc na ziemi obok mężczyzny:
- Jestem Anthony, mechanik- rzekł Sheming wyciągając rękę w stronę nieznajomego.
- Adam Flesh
- Jak właściwie to w jaki sposób zlapali cię ci koreańce? Pewnie miasz jakąś ważną wiadomość skoro jeszcze cię nie zabili. Pewnie cię torturowali żebiś im to wyjawił? Słyszałem kiedyś, że te cholerne żołtki przypalają czasem stopy, albo obcinają uszy hehe- zaśmiał się Anthony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Minęło kilkadziesiąt minut. Trwał zasłużony odpoczynek. Mark stał za drzwiami, gdzie Neil i Anthony siedzieli z Adamem, wygrzebał z kamizelki nie wielkie radyjko. Nacisnął niepozorny przycisk.
- Tu Echo9. Mamy jednego żywego, powtarzam jeden żywy. Dalsze polecenia?
- Standardowa procedura Echo9. Jeśli nie znajdziesz przeciwwskazań możesz rekomendować rehabilitację. W innym wypadku natychmiastowa terminacja.
- Zrozumiałem, Echo9 bez odbioru.
Schował radio, wyciągnął pistolet.
- Muszę go zbadać. Wszyscy wyjść.
- Czuje się dobrze, tylko zresztą sam jestem...
- Nie do ciebie mówiłem. Wyjdźcie, chyba, że chcecie podziwiać, jego zadek.
- Dobra, facet dość przeszedł, niech Mark się nim zajmie. - mruknął Anthony.
- Nie jestem pewien...
- Wyjdź i wezwij tu Kaina.
Obaj opuścili pomieszczenie. Mark zastawił drzwi biurkiem. Wygrzebał z plecaka niewielkie pudełko. Otworzył je i rzucił przed Adama niewielki pierścień. Po sekundzie wynurzył sie z niego hologram faceta w garniturze.
- Witaj. Nazywam się George Tagger. Pracuje dla Departamentu Obrony. Człowiek, który z tobą jest w pomieszczeniu to Mark Duskhill, przeprowadzi twój debriefing. Musisz zrozumieć, ze otrzymał carte blanche na wszelkie środki, które pozwolą mu na wydobycie z ciebie wszelkich informacji o tym co wiedziałeś, jak zostałeś schwytany i jak wyglądała twoja niewola. Nasz pracownik ma wysokie standardy moralne i nie użyje na tobie przemocy lub dron jeśli nie będzie musiał. To zależy jednak od ciebie.
Adam podniósł przerażone oczy tam, gdzie znajdował sie przed chwila Duskhill, jednak przesłuchujący już był za nim i zakładał na jego klatkę piersiową obręcz kontrolną - duży stalowy pierścień krępujący ruchy.
- Ja nic nie powiedziałem... naprawdę... przysięgam...
- Uspokój się. - Mark usiadł na krześle. Obok nie go stała drewniana skrzynia, na którą wyłożył zawartość skrzynki. Oprócz nagrania i obręczy, znajdowały się w niej igły do wkłuć, mnóstwo ampułek, elegancko ułożonych w rozwijanym skórzanym etui, złącza do PDA, elektrody i kilka innych niezbędnych drobiazgów. Mark ustawił PDA na niewielkim statywie, skierował na podejrzanego. Osobnym kablem podłączył niewielki handheld do nadajnika holograficznego. Po zakończeniu przesłuchania posłuży do wysłania informacji dalej, na potężny latający gunship wywiadu, który nieustannie monitorował ich akcję. Kolejny zestaw przewodów zaczął powoli podłączać do Adama.
- Czyś ty zwawriował!? JESTEM PO TWOJEJ STRONIE!!!
- Spokojnie, i Niel i Anthony szukają teraz Kaina. Wiec raczej nikt cię nie usłyszy.
- Ale...
Duskhill chwycił więźnia za podbródek - Nie rób z tego czegoś trudniejszego niż już jest! Współpracuj! Te elektrody monitorują twoje funkcje życiowe, by stwierdzić, czy kłamiesz. Mów prawdę, a wszystko będzie ok. Adam przełknął ślinę, bał sie, było to widać, ale chyba zrozumiał. Mark podniósł ze skrzyni igłę.
- Podam ci zwykłego Ringera, musisz być wykończony po tym jak tu cię trzymali. - z apteczki wydobył zwykły przezroczysty worek z takimże płynem. Pokazał Adamowi oznaczenie na naklejce, wszystko sie zgadzało. Założył siedzącemu wkłucie w stawie łokciowym i puścił Ringer w tempie około 40 kropel na minutę. Z etui wydobył ampułkę. Ze zdziwieniem zauważył, że miała wbudowany plastikowy "klucz" do wenflonu, wystarczyło przystawić i przekręcić, reszta działa sie sama. Przydatne gdy pacjent się rzuca. Sztuka torturowania nie pozostaje dlaeko za medycyną, może nawet ją wyprzedza. Pokazał niewielki przedmiot Adamowi - Jeśli jednak będziesz kłamał podam ci pentothal hiacyny. To są dwie jednostki. Powodują uczucie palenia receptorów w twoich naczyniach, o czym jako lekarz wiesz. Przy czterech zaczynasz wariować z bólu, przy sześciu dochodzisz do 9 na skali bólu. Przy ośmiu jednostkach występuje poważne ryzyko zawału serca, przy dziesięciu zawału mózgu. nie chcesz bym tego użył, więc jest nas dwóch. - Usiadł na krześle. Spojrzał na Adama i zachciało mu sie rzygać. Nie przez to jak przerażony był Adam, jak blady i wykończony psychicznie, nie przez to jak wielka w jego oczach była beznadzieja, spowodowana tym, ze myślał, ze teraz, gdy nie jest w rękach japońców już będzie dobrze. - Słuchaj, nie mogę sobie nawet zacząć wyobrażać jak sie czujesz. Mamy jednak robotę do zrobienia i nie wiemy czy można ci ufać. Postaraj się to zrozumieć, współpracuj, a zaraz będziemy to mieli za sobą, ok?
Adam nieśmiało pokiwał głową.
Jezu Chryste co ja robię? Panie, wybacz mi to zło na moim bracie już popełnione.
- Zaczniemy od kalibracji tego elektronicznego shaisu. Imię i nazwisko?
- A-adam Flesh
- Stopień i funkcja?
- Szeregowy, lekarz.
- Narodowość?
- Amerykanin.
- Ok, wygląda na to, że działa. No to zaczynamy. Opowiedz mi wszystko co sie wiąże z twoim pobytem w tym miejscu. Jak tu trafiłeś, co z twoją jednostką, o co sie pytali, co powiedziałeś i tak dalej.

* * *

Neil i Anthony wyszli przed budynek. Po chwili znaleźli dowódce, idącego od strony prowizorycznego obozu
- Szefie, Duskhill prosił by cię wezwać.
- No, niezupełnie prosił. - mruknął Koltman.
- Po co?
- Bada tego nowego.
- Co robi? Co ja lekarz jestem?
- Nie wiem, sir.
- Dobra. Prowadźcie do niego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

KOREKTA - kilka rzeczy o których nie wspomniałem, mam gorączkę, a do tego nikt nie kwapi sie z odpisywaniem to poprawiam ;P

Dnia 26.02.2007 o 23:27, Graffis napisał:

Minęło kilkadziesiąt minut. Trwał zasłużony odpoczynek. Mark stał za drzwiami, gdzie Neil i
Anthony siedzieli z Adamem, wygrzebał z kamizelki niewielkie radyjko. Nacisnął niepozorny
przycisk.

Pomieszczenie w piwnicy.

Dnia 26.02.2007 o 23:27, Graffis napisał:

Mark ustawił PDA na niewielkim statywie, skierował na podejrzanego i uruchomił kamerę.

Dnia 26.02.2007 o 23:27, Graffis napisał:

Duskhill chwycił więźnia za podbródek - Nie rób z tego czegoś trudniejszego niż już jest! Współpracuj!
Te elektrody monitorują twoje funkcje życiowe, by stwierdzić, czy kłamiesz. Mów prawdę, a wszystko
będzie ok.- Adam przełknął ślinę, bał sie, było to widać, ale chyba zrozumiał. Mark podniósł
ze skrzyni igłę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kain patrzył na martwego kompana... Żal mu Go było - w końcu zginął jeden z szeregowców pod jego dowództwem i w zasadzie do końca nie wiadomo było czy zginął przez jego rozkaz czy przez swoją głupotę, wpadając do budynku bez uprzedniego sprawdzenia sytuacji z jakiegoś bezpiecznego miejsca. Z drugiej strony - to Kain wydał mu rozkaz uczestniczenia w walce, lecz w sumie...
To nie mogła być wina rozkazu.. To było nieuniknione.
Zamyślony żołnierz spoglądał przez okno na miejsce, gdzie zakopano Petera. Takie rzeczy zdarzały się niby na co dzień i to w setkach, lecz... To było coś innego. To była śmierć jednego z jego kompanów, przyjaciół, do tego ten człowiek należał do Xan-Tech''u i wykonywał bardzo ważną misję, kto wie, może i dla świata. Rozżalony Kain myślał o wielu rzeczach. Czy sens było ruszać na wojnę, zaciągać się do wojska, gdzie codziennie giną setki jak nie tysiące ludzi, w obronie ojczyzny lub innego szczytnego celu... Wszystko przez ojca, gdyby nie był ważnym wojskowym, to pewnie by ominęła go ta "przyjemność".
-Cóż, może przynajmniej inni przeżyją... Mam taką nadzieję.- mruknął kapitan. Wyszedł przed budynek, by zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza - nie miał ochoty dłużej stać w smrodzie - pozostałości po żółtkach nadal tutaj tkwiły.W tej chwili Neil i Anthony wyszli przed budynek. Po chwili znaleźli dowódce, idącego od strony prowizorycznego obozu
- Szefie, Duskhill prosił by cię wezwać.
- No, niezupełnie prosił. - mruknął Koltman.
- Po co?
- Bada tego nowego.
- Co robi? Co ja lekarz jestem?
- Nie wiem, sir.
- Dobra. Prowadźcie do niego.
Przerąbane, ciągle jakieś problemy, ach te życie kapitana...
Kapitan podążył za żołnierzami, prowadzącymi go do pomieszczenia w podziemiach, gdzie przebywał odnaleziony Amerykanin - Adam Flesh, więziony i przesłuchiwany uprzednio przez Koreańczyków. Teraz przesłuchiwał Go Duskhill - wiedział, co robić w przypadku kapusia, wiedział także jak takich indywiduum przesłuchiwać. Neil wcisnął przycisk i stalowe wrota, oddzielające Marka i Adama od reszty zespołu otworzył się z niewielkim hałasem.
-Co tu się dzieje? Czy Amerykanin sprawia problemy? Wygadał się Koreańcom?- dopytywał się Kain.
-Bez obaw - był torturowany, patrząc na ślady jego blizn i jeszcze nie zaschłych ran, ale nic wartościowego nie powiedział - bełkotał coś o projekcie "Zielona Kula" z 2043 roku i wpuścił tych żółtków w maliny... Dobrze się spisał, powinniśmy mieć Go w drużynie.- powiedział Duskhill zachwalając żołnierza.
-Świetna robota Flesh! Oby tak dalej, a awansujesz równie szybko jak Mark!- powiedział Mark wyraźnie ucieszony lojalnością człowieka wobec narodu.
-A więc można Go już wcielić do drużyny?- zapytał Mark.
-Taak, przygotuj go, za kilkanaście godzin lub za jeden - może dwa dni ruszamy w dalszą podróż, więc bądźcie ciągle gotowi.- rzekł dowódca.
-Jeszcze jedno - zróbcie coś z sobą, zrelaksujcie się, naładujcie bronie - wojskowa dola nie powinna polegać na nieustannym siekaniu wrogów, bo co nam po oddziale, jeżeli każdy będzie zmęczony i spięty, a do tego będzie chory - taki człowiek to wrak żołnierza. Tak więc postarajcie się być jak najbardziej wypoczęci i zrelaksowani - to wszystko wpływa na morale drużyny. Gwoli ścisłości - mówię do wszystkich.- powiedział Kain i oddalił się do wybranego pokoju na górze, gdzie był jego "pokój dowódcy".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Dziękuję!-powiedział Adam.-Mam co do was dług wdzięczności.A teraz,czas wskazać gdzie jest amunicja.-dodał.
Poszedł na dół,wąskim korytarzem.Otworzył proste drzwi i wziął jedną,dużą skrzynkę z malunkiem pioruna.Cudem zaniósł ją na górę.
-Uff,ludzie pomóźcie,bo nie bardzo mam siłę to dźwigać.-powiedział.
-Ok ,już Ci pomagam-przybiegł Anthony i razem zanieśli na powierzchnię amunicję.Otworzyli skrzynię.Były w niej dziesiątki ogniw energetycznych.
-Bierzcie,ile zdołacie,bo może potem brakować tej amunicji.-Powiedział Adam,po czym zameldował się u dowódcy.

-Sir Kain!Czy mogę skorzystać z zapasów medycznych drużyny?-zapytał.
-Tak szeregowy.Zwróc się do Dushkilla.
-Dziękuje,Sir.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować