Zaloguj się, aby obserwować  
Maka1992

Ogień demonów - forumowa gra RPG

1131 postów w tym temacie

Piski, krzyki, hałasy... Wszystko to słyszałem równocześnie. Co się w ogóle stało? Z tego co mówił ten głos, jestem w umyśle Nadii? To jest moja kara...kara...ale za co? Za egoizm? Źle mu, że nie poinformowałem ludzi o demonach? Tysiące myśli kłębiły mi się w głowie. Siedziałem w całkowitej ciemności. A co się dzieje z Nadią? Jeśli jeszcze w ogóle żyje...Nie, musi żyć, jeśli jestem w jej umyśle. Ciekawe co ona teraz sobie myśli - tak nagle zniknąłem... Zaraz? Czy ja aby czasem nie uciekałem? Ale nogi same mnie prowadziły, nie mogłem nic zrobić. Wstałem. Nagle sceneria się zmieniła i pojawiłem się na jakiejś dziwnej...łące? Dziwnej bo wszystko tu było niebieskawe. Rośliny, niebo, drzewa, wszystko. Z krzaków wyskoczył jakiś facet w masce skrywającej twarz. Wyciągnął miecz i przebił mi brzuch. Jegomość zniknął, ale miecz został. To było straszne. Ból nagle minął, ostrze wciąż było wbite. Ostrożnie się wyprostowałem, wciąż nic nie czułem. Ciężko mi było oddychać. Zrobiłem kolejny krok z zamiarem zbadania okolicy. Znowu wszystko uciekło, a ja pojawiłem się na jakimś moście, wszystko dookoła było czarne. Popatrzyłem w dół. Wielkie nic. Nagle przede mną pojawiła się jakaś kobieta. Wyciągnęła sztylet i rzuciła we mnie nim. Wbił mi się w klatkę piersiową. Syknąłem. Wzięła kolejny i znów rzuciła. Powtórzyła czynność kilka razy i zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Popatrzyłem w dół. Miałem wbity w brzuch miecz i kilka sztyletów. Wszystko nagle mnie zaczęło boleć i znów przestało. Sceneria się zmieniła. Byłem w jakimś mieście, które wyglądało jak Stervis. Z ciemnej uliczki wybiegł wilkołak i rzucił się na mnie gryząc mnie w ramię. Upadłem razem z nim na ziemię. Próbowałem go odepchnąć, ale ten robił się coraz cięższy i cięższy. Wszystko zniknęło znów pojawiłem się w jakieś kompletnej pustce. Wszędzie było ciemno. Popatrzyłem na siebie ciężko dysząc. Wszystko mocno krwawiło, miecz i sztylety wciąż były wbite w moje ciało. I nagle wielki ból, wszystkie rany zaczęły mnie coraz bardziej boleć i boleć. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem takiego bólu i jeszcze nigdy w życiu tak nie pragnąłem umrzeć. Przede mną pojawiła się Nadia.
- Nadia! - wykrztusiłem plując przy tym krwią. Dziwne, że tej krwi strasznie dużo ze mnie leciało. Byłem już praktycznie cały zalany w swojej krwi.
- Altairze... Zostawiłeś mnie! Musisz ponieść karę! - krzyknęła. W jej rękach pojawiły się dwa miecze, Nadia podeszła do mnie i przebiła mnie obydwoma.
- Arghh!
- Cierp! Musisz cierpieć tak jak ja teraz! Muahahah! - Roześmiała się sadystycznie i zniknęła. Czułem się jak jakaś poduszka, na którą nabija się szpilki. Byłem poprzebijany i pogryziony przez wilkołaka. Ból, ból i tylko ból. Nie miałem nawet siły myśleć. Nagle znów wszystko zniknęło. Stałem na skraju przepaści z listem od Nadii w dłoni. Chciałem go otworzyć, ale nagle ktoś lub coś, zepchnęło mnie w przepaść. Spadam i spadam, już miałem uderzyć w ziemię...Ból. Znów wszystko uciekło. Stoję na taborecie, czuję na szyi gruby sznur. Przede mną jest tłum ludzi śmieją się, szydzą ze mnie. Obok mnie stoi kat. Po chwili kopnął w taboret, a ja zawisnąłem na szubienicy... Ból. Wiszę w jakimś pokoju przybity do ściany za dłonie jakimiś gwoździami, czuję jak krew spływa mi po rękach. Nagle do pokoju wpada grupka nieumarłych, którzy od razu rzucają się na mnie. Zaczęli mnie gryźć, odgryzać mięso z ciała... Ból. Znów wszystko uciekło. Leżę na...podłodze? Rozglądnąłem się. Ręce mi wystawały z jakiegoś kawałka drewna. Chyba wiem, co się za chwilę stanie. Nad głową usłyszałem jakiś świst i straszny ból w szyi. Znowu pojawiłem się w ciemnym pomieszczeniu wszystko mnie bolało, piekło i Bóg jeden wie co jeszcze. Nagle przed sobą zobaczyłem śpiącą Nadię. Zniknęła tak szybko jak się pojawiła, a ja zobaczyłem, że stoję na środku ciemnego lasu. Ostrożnie zrobiłem krok do przodu. Nic się nie stało. Odetchnąłem z ulgą. Czy to już po wszystkim? Poczułem jakiś ruch za mną. Odwróciłem się błyskawicznie. Przede mną stał Robert! Jego ręka zamieniła się w ramię jakiegoś demona z długimi szponami.
- Witaj Altairze, ty głupi szczeniaku. - powiedział. Pomiędzy nami pojawiła się Nadia.
- Robert, Altair! Co wy tu robicie! - Jednak to nie koniec. Robert zignorował ją i zaczął biec w moją stronę. W biegu zaczął się cały przemieniać w demona. Urósł mu ogon, skrzydła, skóra zaczęła czerwienieć. Chciałem wyjąć miecz, ale coś mi blokowało ruch. Nadia krzyknęła, a Robert rzucił się na mnie i wbił mi głęboko pazury w brzuch. Upadłem na ziemię, a demon nagle zniknął. Brzuch mi mocno krwawił. Nadia podbiegła do mnie z łzami w oczach.
- Altairze... - Poczułem jak ziemia drży. Obok nas wybiegła grupa wyjątkowo wielkich orków z olbrzymimi toporami.
- To ten zabójca wilkołak! To jego mamy zabić! - krzyknął jeden z nich. - Ja się nim zajmę! Odsuń się dziwko! - podszedł do mnie ork z czerwonymi oczami, odepchnął Nadię, która krzyknęła zamachnął się i...odciął mi rękę! Krew zaczęła się lać i tryskać na wszystkie strony. Ork wytarł krew z twarzy, roześmiał się i przeciął mnie w pół! Poczułem tak wielki ból, że dziwiłem się, że nie umarłem z samego bólu. Zobaczyłem uśmiech na twarzy orka i ostrze topora z bardzo bliska. Odciął mi głowę, ale tego już nie byłem świadom. Znów pojawiłem się w ciemnym pomieszczeniu, słyszałem jakiś pisk jakby wydzielał mi się z samej głowy. Wszystko mnie bolało, najbardziej w okolicach pasa, prawej ręki i szyi. Czyli tam gdzie zaatakował mnie ork. Zamknąłem oczy i padłem na ziemię. Ja chcę umrzeć...

[Hehe, ale to śmiesznie wyszło :D]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jechałem już konno przez las w kierunku Silvertown. Dostałem konia od jednego gościa w Stervis - i to za darmo! Miły gość... Jechałem dalej w głąb puszczy, starając się unikać promieni słonecznych. Zadanie to nie było zbyt łatwe, ale dawałem sobie nieźle radę. W końcu jednak zdecydowałem dać mojemu rumakowi chwilę wytchnienie, więc zrobiliśmy postój w jednej z jaskiń. Ja położyłem się na ziemi, myśląc nad planem działania, a mój wierzchowiec pasł sie przed grotą.
- Ładnie się tu urządziłeś - powiedział miły, ale pełen sadyzmu żeński głos. Odwróciłem sie i ujrzałem moją starą, dobrą znajomą - Ayishę.
- Co tam u ciebie, moja droga? - zapytałem tak od niechcenia.
- Nudy... Fakt, miałam trochę wolnego, więc powyrzynałam w pień całą wioskę z moimi siostrami... ale to nie było żadnym wyzwaniem.
- Wyzwania? Ty szukasz wyzwania?! Spodziewałem się po tobie czegoś w rodzaju niekontrolowanej chęci zniszczenia i terroru. A ty tu chcesz wyzwania?
- No co? Jeśli kobieta lubi wyrywać facetowi jaja, a potem kazać jemu je zjeść, to nie może być już ambitna? Lubię porządne walki, a porządne oznaczają takie, że facet [lub baba] może kilka razy mnie nieźle ciachnąć mieczykiem czy jakimś innym gównem. Zamiast tego ci chłopi krzyczą tylko: "O la Boga! Toż to ogr! Geniek, idź po widły!" i wieją.
- Przecież nie jesteś ogrem?!
- I to jest najbardziej irytujące... Ludzie przestali rozpoznawać normalnego demona od prostackiego ogra... Mam przez nich doła.
- Mógłbym ci poprawić humor... Ale obawiam się, że i tak ci nie pomogę.
- Prawdopodobnie... Ale ja tu nie jestem po to, aby ci sie wyżalać, tylko jestem w konkretnym celu.
- Słucham cię uważnie, moja droga.
- Dentar chce cię ostrzec, że jeśli nie spełnisz tego, co sobie zażyczył spodka ciebie coś nie miłego i bla bla bla...
- Coś nie miłego? Na przykład ty?
- Możliwe... Chociaż to równie dobrze on moze cosci zrobić i to nie tylko fizycznie. Na przykład ten cały Altair - gość chciał, by ostrzegł krainy ludzi przed demonem, a on stchórzył. Gość stwierdził, że jest komplentym egoistą, ale ja wiem swoje. A więc, w nagrodę za swoją niesubordynację cierpi psychicznie tak jak nikt dotąd.
- Że co?! Gdzie on jest? Gdzie jest Altair?! Muszę mu pomóc.
- Za bardzo mu nie możesz pomóc, bo nie powiem, gdzie jest.
- Trudno. Pojadę do Stervis i tam go poszukam. Z tobą lub bez ciebie - to nie ma znaczenia.
- Nie radzę. Gość cię cały czas obserwuje. Wątpię, by sprawił na tobie jakieś wrażenie, ale z wielką chęcią powiększy z dziesięciokrotnie cierpienie Altaira. Uwierz mi - nikt, nawet demon mojego pokroju nie chciałby tego widzieć, a co dopiero przeżywać.
- Więc mam go zostawić? Mam pozwolić mu tam cierpieć?!
- Nie masz innego wyboru. Możesz mu wyłącznie pomóc, wykonując jego zadanie.
- A co cię to w ogóle obchodzi?
- Mam swoje powody. I pamiętaj: jeśli nawalisz, ja pierwsza się tobą zajmę. - po tych słowach demonica rozpłynęła się.

Po chwili odpoczynku zebrałem sie z moim konikiem [nazwałem go Wacuś ;] ] i pojechaliśmy w dalszą podróż. Pod koniec dnia wjechaliśmy na jakieś wzgórze. Z niego było widać piękny krajobraz... a także majestatyczne miasto Silvertown wybudowane w pobliskiej górze.
Nie bez powodu nazwano to miasto Silvertown... Srebro, wbudowane w domy, oślepia aż tutaj. powiedział Wiedza
Yh... Srebro mnie trochę odstrasza. Nie jestem fanem błyskotek z tego kruszcu... A zwłaszcza ostrzy powiedział Głód
Ja też. Koniec końców jestem wampirem, ale musimy tam iść odpowiedziałem

[PS. Gdybyśmy to wszystko złożyli do kupy (a zwłaszcza to ostatnie Deediego :P) wyszłoby nam Piła V, VI i początek VII ;> ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Layla! Layla! - poczułam szturchnięcie przez sen.
- Jeszcze sekundkę.. - mruknęłam w odpowiedzi. Niestety, wspaniała sześciostrzałówka wykończona rzadkim czarnym drewnem, ze złotymi hakami na cięciwy i potrójnym celownikiem Wernevera rozpłynęła się w powietrzu. Nie otwierając tak szybko oczu na słońce, mlasnęłam kilka razy by odegnać pragnienie.
- Pić. Pić.
Nie ma tu nawet wody?
Nagle poczułam jak ktoś wpycha mi ''dziobek'' bukłaka w usta i przechyla gwałtownie. Ej, co do?! Rozpryskałam w koło sporo wody i spojrzałam na niedoszłego truciciela. Nie wierzę, że na tym świecie jest ktoś kto marnuje wodę dla kalekiej wiejskiej dziwki.
- Layla, słonko, obudź się. - rzekła jakaś kobieta. Z niechęcią spojrzałam na nią. Przypomina mi kogoś....
- Matko! Co ty.. tu... ojciec? Jak... - wykrzyknęłam i spróbowałam się podnieść. Próba nie udana, zakończona bliskim spotkaniem z gałęzią.
- Ćśś! Ojciec nie może się dowiedzieć, że tu jestem. - wyszeptała pospiesznie moja matka. Ja skorzystałam z okazji i zaczęłam wysuszać bukłak. - Nie mam wiele czasu, złe rzeczy się dzieją. Heinrich... on oszalał całkowicie. Pół roku temu na farmę przybył czarnoksiężnik szukający schronienia. Twój tata zamordował go pewnej nocy, bo potrzebował krwi... W jego licznych księgach znalazł zaklęcia które pozwalają przywołać umarłych do świata życia by ci służyli temu kto ich przywołał.
- Siedzicie jeszcze w poprzednim stuleciu. - przerwałam jej. Coś tu jest nie tak, że po prawie stu latach znaleźli mnie w takiej sytuacji i jeszcze okazują jakieś ludzkie uczucia. Dziwne. - Teraz dziewięciu na dwudziestu ludzi parających się magią to przywoływacze.
Spojrzała się na mnie dziwacznie i uśmiechnęła się.
- Wiem, co sobie myślisz... Jesteś już dorosła...
- Dorosła? Bez jaj. Mów co tam u moich rodzicieli słychać i wracaj ze swoim mężem zabijać moich przyjaciół.
- No i kończąc - kontynuowała dalej, nie zwracając uwagi na mój komentarz - Heinrich wskrzesił Que...
Czarne ostrze przeszło na wylot. Razem z fragmentami mózgu mojej mamy.
- Boże. - wyszeptałam. Trup padł mi na kolana. W cieniu sąsiedniego drzewa wpatrywał się we mnie ON. Jego oczy jarzyły się z dziką satysfakcją.
- Już mi nie uciekniesz! Już nigdy! - wykrzyknął i zarechotał maniakalnie. Ze łzami w oczach zaczęłam odpełzać, jak najdalej. Zmierzch prawie już zapadł, cień ''mego'' drzewa od drugiego cienia buku pod którym ON stał oddzielała niewielka kreseczka promieni słońca. Zmniejszająca się kreseczka. Muszę dotrzeć do konia nim ON mnie dopadnie. ON wskrzesił Quentina, mojego brata, którego sam zamordował? Tylko po co?
- Nie uciekniesz! Zginiesz jak twoja matka! Co ci naopowiadała,hm? Że Haggierruss przypadkiem wpadł między stępy w młynie? Nie... To ja go zabiłem! Będę taki jak byłem dawniej! Potężny! A nie jakimś farmerem! Biedakiem!
Czas uciekał, zdążę, muszę zdążyć. Sekundy mijały w mej głowie z głośnym hukiem.
****
3. Bam. 2. Bam. 1. Bam. Bam. Bam.

****
- Zabiłeś ich wszystkich! Będziesz.. Potępiony! - krzyknęłam przez łzy.
Magiczny sztylet wystrzelił z korony drzewa i śmignął koło mojej twarzy. Skuliłam się ze strachu. Moja matka...Mój brat... Teraz czas na mnie? Z akompaniamentem maniakalnego śmiechu mego ojca, moich rozpaczliwych krzyków, powietrze świstało, jakby ze śmiechu z mojego cierpienia. Walcz, Tinnyer, walcz! Jesteś Layla Tinnyer i żaden imbecyl tego nie zmieni! Dasz ciała? Wkrótce styknie ci setka, a ty chcesz tu skonać niczym skatowany pies?! Nie jesteś już człowiekiem! Nie jesteś już kobietą! Jesteś kimś więcej. Jesteś silniejsza! Walcz! Tak, walczyć. Masz rację głód! Przypomniałam sobie okropieństwa dzieciństwa, śmiejącego się brata... Domek na drzewie zbudowany przez niego, i ten język-kod którym mogliśmy się porozumiewać bez przeszkód przy obcych. Jego przyjazdy, prezenty i opowieści jak się żyje drwalom w Stonewood... Porzucić te wszystkie wspomnienia? Pierwsze pieniądze, pierwsza noc spędzona samotnie, pierwsza ofiara, ostatni sen. Nie, nie umrę po raz drugi. Nawet na to nie licz, ojcze.
- NIE PODDAM SIĘ! - wrzasnęłam podnosząc się. Nie zważając na cięcia przeklętej broni, ani nawet na ból w nogach. Dobiegłam do konia i uderzyłam go butem. Zwierzak ruszył ze skrzekiem. Ku mojej uciesze, byłam tak wycieńczona, że wodze ześlizgnęły się z gałęzi do której wcześniej je przywiązałam.
- Wiej! Wiej! A ja cię zabiję gdy będziesz spać! Nie, jeszcze lepiej! Przyślę twojego Quentinka by cię udusił! Dokładnie tak! Czyż nie jestem geniuszem?! Uciekaj, mam lepsze plany na później!
- Nie, kurna, nie!
- A teraz pamiąteczka! - wystrzelił za mną drugi sztylet. Zagapiłam się... Nie zrobiłam uniku... Poczułam tylko ukłucie na prawym policzku i drugie - tuż przy lewym oku. Czarna maź zaczęła spływać mi potwarzy. Adrenalina robi swoje. A może i nie? Coś... słabo... mi... Tinnyer! Nie mdlej mi tu! Layla! Koń pędzi! Jak myślisz, gdzie się obudzisz? W jamie smoka znając me szczęście. Słonecznego smoka. Nocturne dobrze, że są tu jeszcze cienie...

[Kurcze, wyszło krótko i ''epicko''. Mogę liczyć na jakiś exp, reputację czy zadanko? Bo wymyślanie przygody bez jako takiego naginania zasad... Już nie mam pomysłów xP]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Smoczy wilq:
Na razie nie mam pomysłów, może Rusty ci coś skombinuje, jak się okaże, że będzie miał dostęp do neta. A jak nie, to ja po powrocie na pewno coś skombinuję, jak nikt inny tego nie zrobi
Deif:
Ostrzeżenie nr2 za nieobecność - tak jak mówiłem (coś czuję, że będzie wypad)
GRA NA RAZIE ZOSTAJE ZAWIESZONA, JEŚLI RUSTY BĘDZIE MÓGŁ, TO MOŻE JUŻ OD JUTRA JĄ POPROWADZI, JEŚLI NIE, TO POCZEKACIE, MNIEJ WIĘCEJ DO 19 sierpnia (chyba, że wcześniej wróci hunter i sam, bez żadnych instrukcji ją odwiesi;P)
Pisać podczas tej przerwy można, ale bez ingerencji w fabułę i nie liczcie na exp ani na reputację

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nawiązując do postu powyżej, wracam, ale:
a) na bardzo krótko (2-3 dni)
b) z ww. powodów gry nie odwieszę :/

Kontynuując, strasznie wszystkich przepraszam za moją dłuuugą nieobecność. Nie chcąc popełnić wcześniejszego błędu, z przykrością zawiadamiam, że prawdopodobnie(o ile mi coś nie "wypadnie" - czego mi nie życzcie :) wrócę dopiero w ostatnim tygodniu sierpnia (lub jak ktoś woli wakacji :).

Na koniec pozwolę sobie wyrazić swoją nadzieję na to, że kiedyś mi wybaczycie :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Uaktualnienie postaci

Ekwipunek:
1. Szabla
2. Zbroja skórzana
3. Żelazny sztylet
4. 91 sztuk złotych monet
5. Maska Pradawnych
6. Skórzana czapka
7. Gwizdek Bractwa Pazura
8. złoto Layli (10 sztuk) [cały czas :P]

Reputacja: -2

Obecne XP: 2650/3000

Moce specjalne i zdolności:
- przemienianie ludzi w wampiry [zdolność rasowa]
- przemienianie ludzi w Arachnity [zdolność nabyta przez Maskę]
- klasa wojownik - posługiwanie się każdym rodzajem broni [klasowa zdolność]
- picie ludzkiej krwi - regeneracja życia [zdolność rasowa]
- zwiększona odporność na magię [zdolność rasowa]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[wybacz. że tak długo nie pisałem. Kiedyś w połowie skończyłem pisać post, ale nie wysłałem go i mam go skopiowany na dysku]


-Ja... ja widziałem tę chmurę... -drżącym głosem odpowiedział młody Paladyn.
-Ach, nie bój się. Był to tylko upiór. Pewnie on ciebie również otumanił zagadką szkieletów i iluzją? Nasi dwaj bracia również tam byli i również spali tak długo. Byli wycieńczeni i obolali. Nie musisz się jednak niczego obawiać. Upiór pojawia się tylko raz na rok i straszy podróżników. Był niegdyś bogatym magnatem, złym zresztą. Jacyś bandyci na czele z ich hersztem zabili go, okradli, a jego głowę zmiażdżyli młotem. Smutna historia...
-A te szkielety... co one... miały do czynienia z nim?
-Te istoty? Cóż, to jego wspólnik i jego żona. Ją uprowadzili i chcieli wydać w zamian za okup, a kiedy on przyszedł jej na ratunek z pieniędzmi, zabili ich obydwoje jednym cięciem. Pieniądze zabrali niestety...
-Smutny los... ale ja jestem taki zmęczony...
-Wypij to, z pewnością pomoże.
Mnich podał Xaarowi miksturę, którą paladyn wypił. Od razu poczuł się silniejszy.

-Mnichu, czy możesz mnie powiedzieć, gdzie jest ewentualny obóz tych bandytów? Chciałbym się zemścić i zwrócić pokój im duszą oraz...
-Ich nie ma. Są tylko błąkające się kości, a ich herszt stał się... demonem? Nie tylko za takie zbrodnie, typu zabicie bogatego człowieka. Raz zabił króla pewnego małego państewka...
-A to drań!
-I tak nie miałbyś szans. Kiedyś wyruszył tam pewien wojownik, może nie paladyn, ale zabili go. Zostawił tam swoją zbroję zmieszaną z krwią smoków. Tak, łowca smoków chciał oprócz trofeów jeszcze więcej pieniędzy. Wracając do jego zbroi to pewno uczyli cię, dziecko, co robi krew smoka? Ten pancerz był niezniszczalny, ale wiadomo tylko, gdzie jest. Pozostała część jest gdzieś... nie wiem gdzie.
-Zatem pójdę poszukać tych części! -powiedział ochoczo Xaar i natychmiast próbował wyjść z klasztoru.
-Uważaj! Święty wojownik chce posiąść moc upadłego? -powiedział mnich blokując drzwi.
-Co masz na myśli?
-Mam na myśli fakt, którym jest samo życie tego łowcy smoków. Dla sławy i bogactwa przestał być paladynem, zabił nawet swego mistrza i jego trzech uczniów. Zainteresował się nekromancją, głównie przedłużeniem życia. Żył prawie dwa razy dłużej niż normalny człowiek. Nie wiadomo, gdzie jest reszta jego pancerza - tak jak powiedziałem - ale pewne jest, że jego oręż posiada smok, daleko stąd. Nie masz z nim szans, dziecko, więc lepiej zostań tu, z nami...

[wymyśl jakiś quest ;P ]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Altair - człowiek wilkołak, zabójca,
Poziom: 1
Mój EXP: 1600/3000
Moja reputacja: -1
Ekwipunek:
Zbroja skórzana
21 szt. złota
Nóż
Mieszek z topazami
Brązowy miecz
Mikstura Niewidzialności
Runa teleportacyjna do klasztoru
Mapa Mglistych Szczytów
Towarzysz: Nadia
Specjalne zdolności:
-szybsza nauka nowych zdolności[rasowa zdolność],
-cichy chód,
-przemiana w wilkołaka(do 3 razy na dzień W GRZE),
-przemiana ludzi w wilkołaków,
-zwiększa się jego siła i szybkość,
-jego wycie sprowadza wilki (jeśli są gdzieś w pobliżu),
-żądza krwi (ludzkiej, elfiej itp.),

[Kalej, musisz poczekać na questa, bo na razie MG powyjeżdżali, wiem tylko, że Rusty Mike będzie chyba 18 sierpnia :P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Idźcie w wszystkie piekła. Jestem wcześniej. ;]
No to tak, po pierwsze:
Morze
Dociera do Ciebie, że przekonanie króla do uczestnictwa w wojnie nie będzie ani trochę łatwe... w końcu to król, wiele widział i jeszcze więcej doświadczył. Będzie potrzebował jakiegoś namacalnego dowodu, a nie tylko wiadomości niewiadomego pochodzenia. Zaraz.. zaraz... sukub to przecież należy do rodziny demonów. Może "ona" będzie mogła jakoś "pomóc"...
Kalej
Powoli ruszając w dalszą drogę, do Xaara podbiegł mnich, ale nie ten, z którym wcześniej rozmawiał.
- Uff.. uff.. tu jesteś. Jeśli jesteś zainteresowany jakąś robótką, dość opłacalną, to miałbym do Ciebie prośbę.... nasz zakon oprócz mnichów ma także w swoich szeregach specjalnie przygotowanych paladynów. Niestety, ostatnio jeden z nich zniknął w dość dziwnych okolicznościach... obawiamy się, że demony wykorzystały jego słabą wolę do swoich spraw. Ostatnio widziano go w małej kniei, na południe stąd. Czeka Cię nagroda, jeśli go odnajdziesz... i w najgorszym wypadku spróbujesz zabić. Chociaż, że bardziej wolelibyśmy widzieć, jak wraca tutaj prosząc o wybaczenie... po wykonaniu zadania, zgłoś się po nagrodę do mnie. Znajdziesz mnie w tamtym małym klasztorze. Do widzenia.
[Resztę spraw załatwię albo później, albo wcale (jeśli nie są istotne).. jak na razie głosy w mojej głowie za bardzo mi przeszkadzają.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po dłuższej chwili, po próbach odczytania zamazanych kartek pamiętnika, poddałem się. Nic więcej już się tutaj nie dowiem.. najlepszym dowodem na to jest zamarznięte truchło Georga. Pora stąd ruszyć, już nie mam czego tu szukać.. pora powrócić, ale gdzie? Wyszedłem z pokrytej lodem, małej chatki... przede mną stała znajoma już osoba. Skąpo ubrana - mimo chłodu - z zakrytymi oczyma zdzira.
- Mówiłam, żebyśśś tu nie przychodził! - jej głos rozbrzmiał mi echem w głowie... to ona zabiła mojego starego kumpla - Teraz zginiesz... na początek. Ahahahaaaa! - zaniosła się śmiechem. Kiedy to robiła, ja spokojnie przeszedłem koło niej... nie zauważyła tego, tak była zajęta. Jednak... w porę się zorientowała i zablokowała mi jedyne przejście jakąś niewidzialną siłą.
- Kobieto! Nie mam zamiaru się z tobą użerać, daj mi przejść! - powiedziałem gniewnie.
- Zgniiiiinieszzzzz! - wrzasnęło i rzuciła się na mnie z.. pazurami? Tak, pazurami... rozpoczęła się walka.
Zdzira wykonywała serię ciosów, dość szybkich, ale mało skutecznych. Żadne mnie nie drasnęło. To ją zdenerwowało i zaczęła walić jeszcze szybciej i jeszcze mniej skutecznie... co było do przewidzenia. Kiedy wykonała jeden niebezpieczny ruch, zrobiłem unik i uderzyłem ją kijem w plecy. Ku mojemu zdziwieniu, nie zareagowała na moją akcję i przejechała mi pazurami po klatce piersiowej... grrr, to już bolało - skończyły się żarty. Wykorzystując chwilę nieuwagi, zadałem jej kolejny cios. I znów - jakby ignorowała ból, na szczęście tym razem udało mi się uniknąć drapieżnego ciosu... zmęczyłem ją, to dobrze. Cofnąłem się na kilka kroków. Skoro mój kij do niej nie przemawia... hm, mam tylko dwa strzały, nie mogą się zmarnować. Wyciągnąłem łuk, jeden ze strzał.. naprężyłem cięciwę i strzeliłem. Idealnie w brzuch zdziry! Ta krzyknęła i padła na ziemię... teraz pora ją dobić. Podszedłem do niej, naprężyłem drugą strzałę... już miałem strzelić, kiedy...
- Vic! Nie proszę... nie! - krzyknęła innym głosem... głosem znajomym. Odłożyłem łuk i kucnąłem.
- Kim ty do cholery jesteś? - zapytałem gniewnie.
- Nie poznajesz m-mnie...? - mówiła dalej, z jej brzucha lała się krew, barwiąc śnieg na kolor dość wyrazisty - To ja..! Uhhhh.. Ivy.
Zamarłem... ona, ona?! Ale, dlaczego, jak, czemu, kiedy, przecież....! Wszystko po kolei.. wszystko po kolei...
- Ivy? Ale jak?! Czemu mnie atakowałaś? - zapytałem zaskoczony.
- Uhhmm... to.. to nie byłam ja... to był gniewny duch... duch węża, yuan-ti. Opętał mnie podczas jednej nocy... och.. to długa opowieść. - snuła ciężko dysząc.
- Mów. Wysłucham wszystkiego.
- P-pamiętasz jak dawno temu, oswobodziłeś mnie od Króla Kupców, mojego ojca? Zostawiłeś mnie wtedy tutaj... pod opieką Georga, miły człowiek.. porządny. Od dawna miałam talent do jasnowidzenia, jak myślisz, kto mi w tym pomagał? Duchy. Duchy tej krainy... w tej okolicy jest ich bardzo dużo, znacznie więcej niż w Stervis. Słuchałam ich... pomagałam im, lecz pewnego razu, przyszła do mnie z prośbą okrutna yuan-ti, a raczej jej duch. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, opętała mnie.. zmuszała do okropnych rzeczy! Między innymi do wydłubania sobie oczu... to przez to mam tą opaskę. - wskazała na opaskę zasłaniającą jej oczy, zawiązaną wokół krótkich, powiewających na zimnym wietrze czerwonych włosów - Oraz... oraz do zabicia Georga. Teraz.. teraz jej nie ma, dzięki tobie... uhh.
- Proszę, nie umieraj mi tu. - powiedziałem chwytając ją za dłoń.
- Oh.. Vic... tyle dla mnie zrobiłeś... ale teraz nie możesz mi pomóc. Odejdź.. duchy tego miejsca mnie uleczą.. tak jak ja kiedyś uleczyłam je... - powiedziała. Z kącika jej ust zaczęła płynąć strużka krwi.
- Ivy, dam radę jakimiś ziołami cię uleczyć, mam jeszcze trochę mikstury uzdrawiającej...
- Nie, to mi nie pomoże. Proszę Vic... po prostu mnie zostaw...
Już nie było nic do dodania. Puściłem jej rękę, zostawiłem krwawiącą na śniegu i ruszyłem w drogę powrotną. Czułem się okropnie... Ivy zawsze była uparta, nie zawsze jej to wychodziło na dobre... Bogowie, oby teraz się nie myliła..! Oby się nie myliła... proszę.. proszę!
- Vic. - rozbrzmiał jej głos... tak jakby w mojej głowie. Muszę zacząć się leczyć... głos cały czas się powtarzał.
- Co? Świetnie.. teraz rozmawiam sam ze sobą. - mruknąłem.
- Wcale nie z sobą. - powiedział głos - To ja, Ivy... zostanę w moim gaju, tylko tutaj mogę przeżyć.. ale tak dużo dla mnie zrobiłeś! Będę ci pomagała... mentalnie.
- Mentalnie?
- Poprzez duchy, prosto do ciebie... dzięki nim posiadam rozległą wiedzę na temat tego świata. Z chęcią ci pomogę. Chociaż to mogę zrobić...
- Brzmi dobrze. Ale będziesz się musiała pogodzić z moim ego.
- Postaram się nie stawać na drodze twojemu ego. Z tego co wiem.. planowałeś ruszyć do Stervis? Nie-nie-nie! Nic nie mów! I tak wiem, że się zgodzisz.. znam najkrótszą drogę. Kieruj się za moim głosem...
Jak to miło mieć nareszcie głos w głowie, którego będę z przyjemnością słuchać... poza tym muszę ogarnąć całą jej opowieść. Oraz przywołać pewne moje... wspomnienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Siedziałem w czarnej pustce, dłońmi zakrywając twarz. Miałem już wszystkiego dość. Chyba nie zliczę ile razy już zginąłem i na ile sposobów. Nie wiem czemu, ale teraz nic się nie działo. Siedziałem tak już od dobrych kilku minut. A może to tylko cisza przed burzą? Ciemność robiła się dziwnie coraz gęstsza. Rozglądnąłem się nieprzytomnym wzrokiem...zaraz, czy tam ktoś jest? Pośród mroku zobaczyłem czyjąś jasną sylwetkę...to na pewno Nadia! Wyglądała dziwnie...Realniej. Inaczej niż te wytwory wyobraźni. Może ona teraz śni i teraz jej wizerunek "wałęsa" się w wyobraźni, w której utknąłem?
- Nadia? - zapytałem chrapliwym głosem, aż mnie zapiekło w gardle. Od dobrych kilku dni nic nie mówiłem. Bo co i do kogo? Nie licząc jęków bólu od czasu do czasu. Ale to się nie liczy.
- Altair... ja śnię, na pewno.. ty uciekłeś, ciebie nie ma przy mnie. - odpowiedziała. Jak dobrze znów usłyszeć jej głos. To na pewno nie jeden z tych potworów umysłowych, oni zwykle nie mają wiele do gadania, oprócz "Giń", "Cierp!" i tak dalej.
- Czyli jednak śni... Nadio, jeśli to ty...To nie jest zwykły sen.
- To ja... ale czy to ty? Ja tylko śnię... jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni. Czyli... mogę zrobić z tobą co zechce. - Co? Nie! Zrobiło mi się gorąco ze strachu.
- Co!? Nie! Nie! Czekaj! Nie jestem wytworem wyobraźni! To ja Altair, to ja prawdziwy Altair. I tak już dość tutaj wycierpiałem nie dobijaj mnie! - krzyknąłem przerażony.
- Co ty nie powiesz? - złapała mnie za buzię - To powiedz mi prawdziwy Altairze, gdzie jesteś teraz, co?
- W twoim umyśle, teraz śnisz!
- Właśnie... śnię... - Jej obraz rozmył się, po czym zniknął mi z oczu, by zaraz pojawić mi się za plecami trzymając mnie za szyję - A w śnie mogę zrobić wszystko...
- T-ty nie rozumiesz! J-jeśli chcesz mogę ci, na dowód, że to ja, opowiedzieć wszystkie twoje sny, z-z najdrobniejszymi szczegółami! Nie w-wspominając o pomysłach, co ze mną chcesz zrobić! - powiedziałem krztusząc się. Nie miałem siły się bronić, a zresztą i tak by to nic nie dało, w końcu jestem w JEJ wyobraźni, nie na odwrót.
- Uuu... sprawiłeś, że źle się poczułam... - Zbliżyła swoją twarz do mojej, przejechała mi językiem po policzku po czym zniknęła. Pojawiła się przede mną po dłużej chwili i porządnie kopnęła mnie w twarz. - To sen.. nie będę tego żałowała...
- Ar...A nie c-chcesz się...dowiedzieć dlaczego zniknąłem..? - zapytałem nie dając za wygraną.
- Mów. - powiedziała groźnym głosem. Niech no ja sobie z nią pogadam jak już wrócę...O ile wrócę.
- Z tego co wiem...To jest coś w rodzaju kary. Zostałem ukarany za...hm, sam nie wiem za co, za nieposłuszeństwo? Siedzę tutaj w twoim umyśle odkąd zniknąłem i te wszystkie twoje pomysły na zabicie mnie, koszmary i inne, przeżywam na własnej skórze.
- Nie wiedziałam... że mam taką ciekawą wyobraźnię. Szkoda, że nie uwierzę ani jednemu słowu. Widziałam cię uciekającego! Wykorzystałeś mnie, a potem uciekłeś! Wiesz co cię czeka, mój wytworze wyobraźni...?
- TAK WIEM CO MNIE CZEKA! Nie rozumiesz!? Nie jestem żadnym wytworem wyobraźni! I to nie ja uciekałem, ktoś mną kontrolował! Co mam zrobić żebyś mi w końcu UWIERZYŁA!? - zdenerwowałem się. Zmiana otoczenia, wylądowałem w jakiś lochach unieruchomiony przez łańcuchy, przede mną znów pojawiła się Nadia.
- Nic nie możesz zrobić, bym ci uwierzyła. Gdyby to zrobiła, oznaczałoby to, że mam rozdwojenie jaźni i pozwalam postaci ze snu decydować o moich losach. Niestety... nigdy nie umiałam dobrze słuchać. - Łańcuchy coraz bardziej wpijają mi się w skórę...
- W takim razie wiedz przynajmniej, że niedługo wrócę..chyba. - powiedziałem i zacząłem czekać na coś, co już dawno mi się znudziło. Nadia nic nie powiedziała, tylko przyglądała mi się. Łańcuchy coraz bardziej zaczęły się zaciskać, aż do krwi... Ból był nie do opisania, nie wyobrażalny. Aż w końcu pod naporem łańcuchów, zmiażdżyło mi dłonie i stopy. Otoczenie zmieniło się - znowu ciemności..nie, nie. Wielka ciemna skarpa. Za koszulę trzymała mnie Nadia. Pomyślałem, że zaraz mnie puści i spadnę w przepaść. Ale chociaż znów mam kończyny. Nadia spoglądała na mnie ze łzami w oczach, wciąż nic nie mówiąc, dalej trzymała mnie mocno. Popatrzyłem na Nadię ponurym spojrzeniem. Zaczęła powoli mówić.
- Kochałam.. cię Altair... to nie była przyjaźń, cały czas wiedziałam, że to coś więcej! A twoje zachowanie... powiedz coś! No powiedz wytworze wyobraźni! - Wolałbym, żeby takie wyznania doświadczać w milszych okolicznościach.
- Nadio... - zacząłem, ale urwałem. Nie wiedziałem co dalej mówić. Nie powiem, że ją kocham, bo przecież jestem wytworem wyobraźni, nie wytłumaczę co się stało bo i tak mi nie uwierzy... Nadia się zawachała, aż wreszcie przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła, czułem jak jej łzy spływają mi po ramieniu.
- Przytul mnie... ten ostatni.. ostatni raz. - Przytuliłem ją.
- Proszę, zrozum... To naprawdę ja... - mruknąłem cicho.
- Żegnaj. - szepnęła mi do ucha i zniknęła w moich objęciach...
Znów pozostało mi bezczynne siedzenie i czekanie na kolejne porcje "tortur" w wielkim NIC. Mam już tego wszystkiego powyżej uszu, mam DOŚĆ! Padłem na kolana. Oddałbym wszystko, żeby teraz umrzeć.
- WYPUŚĆ MNIE STĄD ALBO ZABIJ, IDIOTO!! - krzyknąłem z całych sił.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Te słowa... Wirujące kamienie... Grad,deszcz,krew, strach, mrok. Jak miło znów być walniętą. Co to za miejsce? Ten wodospad, miejsce z mych snów! Stałam na polance, stałam na obydwu stopach! Obok mnie stał równie zaskoczony głód. Przybrał postać niskiego mężczyzny w podeszłym wieku. Jego rude włosy przewijały się przez pasemka siwizny, błękitna toga zwisała z drobnych ramion. Na policzkach wyryte miał jakąś czarną mazią (Nie wygląda mi to na tatuaż.) litery ''T'', a obok jakieś dziwne,malutkie znaki.
- Layla, ja również wiem, że to sen i, że jesteś nieprzytomna, ale jakby ktoś się nas pytał to twoja wina... - szepnął, świdrując mnie swymi jasnymi oczyma. Widziałam w nich odbicie, swoje odbicie. Kruka. Bogini...
Nagle zza strumienia wodospadu wypadł ogromny srebrno-czarny ptak ciągnący za sobą czarne pasmo mocy.
- Feniks nocy. Uważaj, ona leci w naszą stronę. Coś przeskrobałaś? - zaśmiał się głód.
- Spieprzaj. - burknęłam, i spojrzałam w stronę słońca. To ciepło... Nie gryzie, lecz ogrzewa... Jak miło!
Ogromne ptaszysko wylądowało z gracją przed nami, i zaczęło się zwijać na kształt kobiety.
Kobiety z moich snów. Cholera, naprawdę jeste stuknięta.
- No, proszę, proszę, proszę, kogo my tu mamy! - śmiejąc się, podeszła do głoda i chwyciła go za brodę. - Jak się masz, Maestro?
- Świetnie, Horam Vivere, wyśmienicie! - odpowiedział zażenowany głód i delikatnie wyszarpnął bródkę z rąk Nocturne. Maestro? Zaraz się posikam... Cicho! Później ci wyjaśnię! Co za wstyyyd. Mimowolnie prychnęłam. Nie mam czasu na jakieś wymysły. Muszę zabić tego gnoja.
- Dobra, to wy sobie tu flirtujcie,a ja już sobie pójdę. Ach, dzięki za stopę, ale mus to mus. - położyłam dłoń na ramieniu Nocturne, poklepałam ją i ruszyłam w swoją stronę.
- Ona tak zawsze? - usłyszałam jej głos za sobą. Właśnie zabito mi ostatnią osobę z rodziny, czy jeszcze muszę cierpieć w tym towarzystwie?
- Wszystko, kurna, słyszałam! - rzuciłam. Odpowiedział mi ich śmiech.
- Masz się nie śmiać tylko do roboty! - rozkazujący krzyk Matki trochę mnie zaskoczył, a potem te odgłosy łamanych kości. Obróciłam się tylko by zobaczyć jak Maestro rozpływa się na kawałki przed ciosami.
- No, bez żartów mi tu! Jeszcze żebyś mi tu MOJEGO faceta (Co jak co, ale głód jest jedynym mężczyzną który spędził ze mną ponad tydzień bez ucieczki. Po części z własnej woli. Faceci to świnie, tak czy siak.) tą piąstką obrabiała! I to beze mnie! Co za czasy! - cofnęłam się i pomogłam Nocturne.

*************
- Więc czego chcesz? - powiedziałam.
- Przypomnieć ci o obowiązkach.
Przez chwilę myślałam, że się naćpałam. Ja i obowiązki? Wiodę takie życie by być wolną! Po za tym ostatnio ciężko o trawkę. Szkoda.
- Słucham?
- A, idźcie wy do Śmierci! Czemu jesteście tacy niekompetentni? Tyle znaków, tyle roboty, a wy się tylko byczycie i nic nie robicie! Czasami trzeba zapracować na swoje.
- Czasami. - zaznaczyłam, przeciągając się po trawie. Słoneczko.... Zaśmiałyśmy się obie. Matka Noc mruknęła:
- Ciesz się, że masz ulgowe. Zarżnęłabym cię za takie zachowanie w moim towarzystwie. No, ale miałaś 98 lat do wykorzystania, jeszcze dwa i będziesz prawdziwym trybikiem w machinie Mroku.
Boże, co za tekst....
- No to co mam zrobić? Mam wieele do roboty wbrew pozorom.
- Przypomnij sobie...
Zamyśliłam się.
*****
Hm......
*****
Hm......
*****
Hm.......
*****
Ehkem! Hm...
*****
Mam! Coś mi świta!

''Przebudzisz się, gdy zabijesz. Zaśniesz, gdy się ukryjesz. Zginiesz, gdy zaprzestaniesz. Módl się, walcz,pij, zabijaj,płacz, krzycz, atakuj, miłuj, nienawidź, kochaj. Zaufaj, Layla. Twój los jest w twoich rękach. I rękach twych przyjaciół. Idź i wypełnij wolę króli. Zrób to w imię Śmierci.''
O to chodziło! Bogini, kurka twoja mać,o co ci chodzi? Hej! No, tak, zaczynam wracać do rzeczywistości. Z celem. Ukryć się przed słońcem i ojcem. Przygotować się, zebrać siły, mięso armatnie, broń, doświadczenie. Zemścić się. A potem następny cel... Świat jest jednak taki prosty....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Będąc w Silvertown najpierw zawitałem do targowiska, mając nadzieję na zakup jakiegoś nowego, lepszego sprzętu.

Sprzedaż w Silvertown:
1. Szabla: +3 szt. złota

Zakupy w Silvertown:
1. Miecz półtoraręczny: -35 szt. złota
2. Zbroja łuskowa: -45 szt. złota

Obecny stan konta: 14 szt. złota
-------------------------------------------------------------
Po małych zakupach zdecydowałem wyruszyć do króla Wezyra - Władcy Silvertown i Zachodniego Imperium Ludzi. Przed bramą twierdzy jednak zatrzymało mnie dwóch strażników.
- Wędrowcze! - powiedział jeden z nich - Co cię sprowadza do zamku Silvertown?
- Król. Proszę o audiencję. - odpowiedziałem spokojnie.
- Audiencję? A niby jaki masz powód, by zawracać królowi mości ważną rzyć? - zapytał drugi
- A taki, że od tego moga zależeć losy tego i innych światów.
- Hehe... Kolejny bohater, który chce ratować świat. Właź, ale zapamietaj - jesli królowi sie nie spodobasz, my piersi dokopiemy ci do klejnotów rodowych.
- Dzięki za ostrzeżenie...
-------------------------------------------------------------
W sali tronowej trwała już wrzawa. Do króla nie tylko ja zawitałem. Wokól niego kręciło się przynajmniej z piętnaście osób, w tym było kilka krasnoludów, elfów i gnomów.
- Dosyć! Chcecie mi wmówić jakieś bzdury?! To nie jest pora na takie rzeczy!
- Ale panie! - odezwał się wielki mężczyzna w lśniącej zbroi - Już kilkanaście wiosek na północy padło! Świadkowie mówią, że to jakieś kreatury z piekła rodem!
- Nie mylą się! - rzekł stary krasnolud, wyglądający na maga [zgadywałem po spiczastym kapeluszu] - Kilka naszych punktów granicznych, a takze waszych zostało również zniszczonych. Rada Magów z Go''Blakanu zbadało miejsca ataków i wyczuwają stamtąd woń demonów!
- Panowie! - rzekła elfka w czarnym płaszczu - Elfy z Midoru też są tym zaniepokojone! Już kilka naszych wioske też zostało spaloncych. W końcu Midor to największy las na kontynencie, a atak, a co dopiero zniszczenie jakieś wioski jest niemalże niemożliwe! Przecież nasze Drzewce i Enty chronią nas przed jakimikolwiek aktami agresji!
- Wystarczy! - wrzasnął król Wezyr - Mam dość waszych spekulacji! Moje królestwo [a także wasze królestwa] dopiero co pozbierało się po Wojnie Oszalałych Gnomów...
- Nadal nam to wypominają... - powiedział markotnie mały gnom - Czy to nasza wina, że te radioaktywne skały tak działały mutująco?!
- ... i nie życzę sobie żadnych demonów ani teraz ani nigdy!
- Wybacz królu - odrzekłem w końcu do króla - Ale jest czym się martwić.
- A któż ty?! - odpowiedział gniewnie król - Kolejny obłąkany wierzcz, który twierdzi, że nadchodzi koniec świata?!
- Nie wierzczę, że nadchodzi koniec świata, ale wierzczę, że nadchodzi wojna. Wojna i to z demonami. Musisz królu wysłuchać i mnie i tych tutaj reprezentantów, by uzgodnic wspólny plan działania!
- Straż! Wyprowadzić tego szaleńca! Wyprowadzić takze resztę tych szaleńców!
Po chwili do sali wbiegło kilkunastu strażników, m.in. ci sprzed bramy.
- No w końcu! - wrzasnął jeden z nich - Bob, ty bierz gnoma, a ja tego w masce!
- Hehe... W końcu komuś dokopię w jajca!
Strażnicy zaczęli chwytać za ramiona każdego, kto brał udział w audiencji. Jednak ja i reszta nie chciała po dobroci wyjść [najlepszy był gnom - gryzł i kopał, co się dało].
Oh... Widzę, że nie uwierzyli ci usłyszałem słodki głos Ayishy
Moze mi pomozesz?! wrzasnąłem w myślach
Hm... Nie. Ale poczekaj chwilę.
Na co i ile?
Dowiesz się za 5... 4... 3... 2... i 1.

Nagle usłyszałem za sobą wielki wybuch. Ja i cała reszta w sali obróciła się w stronę witraża, gdzie już była jedna wielka dziura, w której widniała postać mężczyzny, w czarnej zbroi, z wielką czarną laską [Boze, jak to debilnie brzmi] i ujeżdżał na wielkim, kolczastym zwierzu. Czuć było od niego i zwierza demoniczą aurę. Po chwili demon uniósł laskę i na posadce zaczęły widnieć trzy symbole, z których zaczęły unosić się płomienie. Nagle z płomieni zaczęły wychodzić trzy wielkie demony z wielkimi toporami.
- Diabły! - krzyknął jeździec - Zabić! Zabić wszystkich! A przede wszystkim zabić króla! - po tych słowach jeździec zniknął w chmurze dymu i płomieni, a demony ruszyły do ataku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Od ponad trzech godzin jechałam ku północy. Tak mi się zdawało. Było pieruńsko zimno, nie czułam twarzy, krajobraz się nie zmieniał. Wsiórska droga. Wreszcie na horyzoncie ukazała mi się jakaś stodoła. Podjechałam bliżej, i nagle drzwi budynku wypadły z łoskotem z zawiasów. Do mych uszu doleciały krzyki, a ze stodoły wytoczył się jakiś mężczyzna (Ba, gigant!) niosący na barkach dwie kopiące, gryzące, płaczące dziewczyny. Wszedł do cienia, odwrócił się do mnie plecami, i ściągnął dzieci przed siebie. Krzyki ucichły, ale za to płacz... Ej, Maestro, jak myślisz ściągnę go stąd? Strzał w plecy, z odległości około... 115 kroków? Pheh, oczywiście, że dasz radę. Tylko czy twoja staruszka go dosięgnie? Co ci ta biedna kusza zrobiła? Zlazłam z konia i położyłam się tuż przy drzewie rzucającym kojący cień. Rumak zaniepokojony podczłapał do mnie, ale żeby uniemożliwić wykrycie strzeliłam go kijaszkiem w zad. Prychnął nieszczęśliwy i pognał w kierunku olbrzyma. Ten tylko burknął coś, uniósł pięść i opuścił ją z łoskotem. Nagle jego spodnie opadły. No to sobie przesrałeś, koleś. Uhuhu, chyba nie zamierzasz zrobić ''tego'' teraz? Oczywiście, że nie. To mój ostatni bełt, Maestro. Wycelowałam, wstrzymałam oddech. Tam, tam, hen daleko, leci kruk. Szybuje na niebie... Trzy.... Opada, wznosi się.... Dwa.... Jest wolny, leci dokąd chce, bo zna cały świat.... Jeden... Kruk. Kruk. Nacisnęłam spust. Zamknęłam oczy, podniósł się dziewczyński wrzask. Coś mnie uszczypnęło w nodze. Podniosłam się z trudem niejakim. Czemu ten kikut nie chce się zregenerować, cholera? Teraz jest moja chwila prawdy. Otworzyłam oczy i rzuciłam się do tyłu. Jeśli ofiara by przeżyła, jakimś cudem, oczywiście to chyba chciałaby trochę zmienić moją strukturę. A ja tego nie lubię. Na szczęście nikt nie nadchodził więc jeszcze raz podjęłam mozolną wspinaczkę do pionu. Zwłoki leżały na drugim ciele. Ups... Zdarza się. Tymczasem jedna dziewczyna wystrzeliła z powrotem do stodoły. Pokuśtykalam w tamtą stronę. W środku panowała cudowna ciemność. Nie chciało mi się skupiać by przyzwyczaić oczy do mroku. Nagle coś przybiegło w moją stronę i wtuliło mi się w spodnie. Zrobiło mi się jakoś dziwnie wewnątrz.
- Hej, skąd wiesz, że nie chcę cię zabić? - mruknęłam. Dziecko uniosło głowę i spojrzało mi w oczy.
- Ja po prostu wiem. - wysmarkała. Ile ona mogła mieć lat? Jedenaście? Odepchnęłam ją, otrzepałam portki, i schowałam kuszę.
- Jak się nazywasz? - spytałam chłodno. Layla, starzejesz się. Wal się. Czemu jej po prostu nie zjesz? Ja nie jadam ludzi. Z resztą, ona nie jest człowiekiem... Nie ma tej aury bezbronności. Coś tu śmierdzi. Nagle lunął deszcz.
- Yerieninny. - burknęła dziewczyna. Miała krótkie rude włosy i piegowatą twarz. Niestety koloru oczu nie zobaczyłam.
- Że jak? - spytałam. Podeszłam i objęłam ją. - Nie ma się co bać, nie jestem tu by cię załatwić.
- Wystarczy Yerie. Co tu robisz?
Hej, Tinnyer, czy to ci się nie marzyło? Dom, dzieci, psa i faceta jeszcze się skombinuje, co to za problem dla ciebie... Uderzyłeś w czuły punkt. Zobaczę w nocy. Muszę to wszystko poukładać.
- Nie mogę ci powiedzieć. Macie gdzieś tu łóżko?
Yerie machnęła ręką gdzieś tam w ścianę. Wzięłam ją na ręce, i ruszyłam w danym kierunku. Potknęłam się o ramę łóżka i położyłam ją na nim. Chcąc nie chcąc, widziałam już wszystko dokładnie. Na ziemi leżała słoma, przy drzwiach stał stół i piecyk. Dalej były krzesła, półki, jakieś stare ubrania. Pod największą ścianą stało owe łóżko, a nad nim było okno tak brudne, że nie przepuszczało światła. Nie obchodziło mnie czemu ten gość chciał je zgwałcić, ani czy ma kumpli. Wyszłam na zewnątrz.
- Mokro. - stwierdziłam szeptem. Podczłapałam do trupów. Sprawdziłam obydwu szyję, i jakby mnie grom znowu trafił, dziewczyna już była ''wkuta''! A to ci gagatek... Ciekawe czy tamta także. No, skorzystałam z okazji i łyknęłam trochę jegochnej krwi. Obrzydlistwo! Gdy zaczęłam go przeszukiwać, usłyszałam kroki, a raczej pluski w kałuży.
- Powinnaś zostać w łóżku! - rzuciłam, nie odwracając się.
- Ty... Ty.... Ty także? - usłyszałam.
- Co?
- On już tu był. Ugryzł mnie, i wrócił po Alisson. - zamarłam.
- Kiedy? - odwróciłam się do niej.
- Wczoraj. Kim my jesteśmy?
Coś tu jest nie tak.... Szlag by to! Nie ma cienia! Z początku nikt nie ma cienia, ale ma za to odbicie. Po kilku dniach się zamienia.
- Wracaj do środka, potem porozmawiamy.
- Ale... - zaczęła.
- Już!
Nie mogłam się już skupić na przeszukiwaniu. Zostawię to na później, oby tylko żadne wilki czy inne zwierzaki nie zjadły mi tu trupa. Wróciłam do środka. Yiere siedziała przy stole, wpatrując się we mnie. Przysiadłam się.
- Co chcesz wiedzieć? - spytałam cicho.
- Kim... - ciężko jej było mówić przez łzy, widać. - Czym...
- Jesteśmy? Nie wiadomo. Ale dla mnie jesteśmy kimś potężniejszym od ludzi. Ale nie potworami. Żywimy się krwią by przeżyć, nie musimy jeść. W dzień śpimy, bo słońce nas zabija, a w nocy działamy. Na razie to wszystko.
- Dlaczego?
- Ile masz lat? Nieważne, za mała jesteś byś wiedziała niektóre rzeczy. Ty tu mieszkasz?
- Mhm. - Yiere przestała płakać.
- To rozpal w piecyku i przebierz się w coś suchego. A potem spać. Najbliższe godziny będą pełne strachu...

******

Gdy dziewczyna zasnęła,ja ułożyłam się przy starym piecyku, zaczęło już się ściemniać, deszcz przestał padać, ale Głód koniecznie chciał się pokłócić.
To nie trzeba było strzelać mu przez dupsko, Tinnyer! Cicho, Maestro, sam byś nie trafił! Oczywiście, że nie! Rozpłatałbym go korbaczem, he, he! Bogini... To co zrobisz teraz? Zostaniesz tu? Chyba tak... Przynajmniej do czasu, aż mi stopa nie odrośnie. Albo zacznie odrastać. A, zobacz już ci kość wyłazi. To dopiero jest obrzydliwe! Błe, weź, no... Idę spać, za dużo emocji dzisiaj. Niech się dzieje co się chce, przyjacielu. I jakoś oczy same mi się zamknęły.

[morze: Niezłych strażników ma ten król... Piersiastych :D ("Właź, ale zapamietaj - jesli królowi sie nie spodobasz, my piersi dokopiemy ci do klejnotów rodowych.")]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.08.2008 o 06:49, Rusty Mike napisał:

Kalej
Powoli ruszając w dalszą drogę, do Xaara podbiegł mnich, ale nie ten, z którym wcześniej
rozmawiał.
- Uff.. uff.. tu jesteś. Jeśli jesteś zainteresowany jakąś robótką, dość opłacalną, to
miałbym do Ciebie prośbę.... nasz zakon oprócz mnichów ma także w swoich szeregach specjalnie
przygotowanych paladynów. Niestety, ostatnio jeden z nich zniknął w dość dziwnych okolicznościach...
obawiamy się, że demony wykorzystały jego słabą wolę do swoich spraw. Ostatnio widziano
go w małej kniei, na południe stąd. Czeka Cię nagroda, jeśli go odnajdziesz... i w najgorszym
wypadku spróbujesz zabić. Chociaż, że bardziej wolelibyśmy widzieć, jak wraca tutaj prosząc
o wybaczenie... po wykonaniu zadania, zgłoś się po nagrodę do mnie. Znajdziesz mnie w
tamtym małym klasztorze. Do widzenia.

"Upadły paladyn... hmm, coś dużo ludzi idzie na ciemną stronę..." -pomyślałem i ruszyłem w kierunku... sam nie wiedziałem jakim, ale raczej do jakiegoś dużego miasta. Po drodze spotkałem wojownika, który zmierzał do miasta Tivvarag. Zgodził się, abym mu towarzyszył. Jeżeli chcę pokonać kogokolwiek, a szczególnie tego upadłego paladyna to muszę zdobyć jakiś lepszy oręż i zbroję.
-Pan to nie stąd? -zapytał.
-Nie. -odburknąłem.
-Zbytnio nie rozmowny? A jak masz na imię?
-Xaar zwany Gerithem.
-Ładnie, a z przydomku mogę wywnioskować, że jesteś paladynem. Kilku moich przyjaciół zostało w twierdzy niedaleko stąd, są paladynami i mają przydomki. Mam nadzieję, że przeżyją oblężenie...
-Twierdza, oblężenie!? Wiesz więcej na ten temat?! -stanąłem mu na drodze i zacząłem wypytywać.
-Tak. Napadła na nią horda minotaurów, a cyklopi olbrzymy rzucają ogromnymi głazami. Nie widzę tego zbyt dobrze, ale mówili, że będą walczyć do śmierci. Jeden nie jest paladynem, nie mówiłem prawdy, że wszyscy są, wybacz. Jest ich czterech: trzech paladynów i jeden posłaniec. Najbardziej obawiam się o tego ostatniego. Wyposażyli go w magiczne przedmioty zwiększające wytrzymałość i szybkość, ale ochronnych zwojów nie ma za dużo.
-A jak się trzyma ta twierdza?!
-Byłem na tamtym wzgórzu, widzisz? -wskazał na wzgórze. -Tydzień temu raczej było wszystko dobrze, ale bez wsparcia z zewnątrz raczej przegrają. Słyszałem pogłoski, że nad armią agresorów stoją potężni magowie, brr... ciarki mnie przechodzą jak myślę, że mógłbym tam być... a czemu chcesz to wszystko wiedzieć? Masz coś wspólnego z tą twierdzą...
-Tak jakby... -odpowiedziałem ponuro. Zamiast myśleć nad karierą powinienem im pomóc, ale z takim ekwipunkiem i doświadczeniem?
"Hmm, ciekawy ma ten klejnot na zbroi..." -pomyślałem.
-A jak ty masz na imię? I co to za klejnot na twej zbroi? -zapytałem.
-Hah, na imię mi Calversir, a ten klejnot to pamiątka po moim pradziadzie. On z kolei zdobył go podczas polowania na smoki, był łowcą smoków, szkoda, że tak skończył...
"Czy to możliwe?! Jego pancerz wygląda obiecująco, ale..."
-Czy to jest ten pancerz, o którym mówią mnisi z klasztoru?
-Tak, słyszałem jak coś tam mówią. Mój przodek upadł, ale jego pancerz był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Szukam elementów jego pancerza, chciałbym być taki jak on. Oczyszczę je w Świątyni w Tivvarag. Woda święcona chronić będzie mnie przez parę dni, później będzie tylko szaleństwo...

* * *

Zbliżała się noc, postanowiliśmy odpocząć. Długi czas myślałem nad potęgą, którą posiada pancerz...

Dnia 13.08.2008 o 06:49, Rusty Mike napisał:

[Resztę spraw załatwię albo później, albo wcale (jeśli nie są istotne).. jak na razie
głosy w mojej głowie za bardzo mi przeszkadzają.]

Ok..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po długiej wędrówce... nareszcie.. kilka dni błądzenia po lesie, wyżynach, cholernych moczarach.. w końcu przede mną rozpościera się Stervis. Mogłem przysiąść na chwilę spokojnie.. powoli prowiant mi się kończył. Będę musiał zrobić dodatkowe zakupy za te... 32 sztuki złota jakie znalazłem w chatce w Knei Androtta. Niewiele to.. ale na prowiant powinien wystarczyć.
Stervis... trochę tęskniłam za tym miastem. Za miastem, nie osobami. - powiedział słodki głos w mojej głowie.
- Pewnie masz na myśli twojego ojca... tak Ivy? - zapytałem, nie wiem dlaczego na głos.
A kogo innego mam mieć na myśli? Nawet nie chcę wspominać jak mnie traktował.
- Pewnie obsypywał cię różami. To musiał być szok.
Nie żartuj sobie Vic.
- Już tego nie robię, słodka. Przy okazji, jak się czujesz?
Duchy tego miejsca trochę mnie podleczyły.. jak tylko poczuję się na siłach, odbuduję jakoś tą chałupę. W końcu muszę jakoś żyć tutaj.
- Niby jak? Przecież jesteś ślepa.
Ślepa.. może dla ciebie. Dzięki duchom postrzegam świat inaczej, bardziej wyraziście...
- Dobrze, nie truj mi tu o takich rzeczach.
Palant.
- Idiotka igrająca z duchami.
Cholerny, podlizujący się pantoflarz!
- Już nie kochana.. na całe szczęście... - przerwałem.
Zauważyłem jakiegoś człowieka, który przygląda mi się dziwnie, z wytrzeszczonymi oczami.. chyba jest tu dłużej niż sądziłem.
- A ty tu czego? Nie można już się z sobą pokłócić? Zjeżdżaj stąd! - krzyknąłem.. biegł bardzo szybko.
Oto kara za kłócenie się ze mną... nie wiem co jeszcze robię w twojej głowie.
- Irytujesz mnie.
Nie przeginam.. sama nie wiem czemu siedzę ciągle i ci pomagam
- Ponieważ uważasz mnie za przystojnego i uratowałem cię od bycia opętaną.
Ach.. skoro tak stawiasz sprawę. Niech ci będzie.
- No nareszcie.. a teraz ruszmy do Stervis.. nie mogę się doczekać powitania ze strony Króla Kupców...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Diabły ruszyły do natarcia, a straże zamiast reagować w jakiś sensowny sposób, stały w ozłupieniu i nadal trzymały mnie i innych emisariuszy. W końcu jednak zaczęli interweniować, gdy jednego z nich demon zgniótł swoim kopytem. Jednak mimo mocnych zbroi, ostrych mieczy i wielu przekleństw w stylu "Wy wielkie skur**syny!", to i tak strażnicy ginęli rozerwani przez szpony diabłów lub rozcięci na pół przez ich topory. Szanse na zwyciestwo zmnieszały się z każdą chwilą, więc zdecydowałem ruszyć z odsieczą... I nie tylko ja. Emisariusze także ruszyli walczyć. Rzuciłem się z moim nowym mieczem w kierunku największego demona... i po chwili czułem tylko jego pięść na całym moim ciele. Odleciałem na kilka metrów w tył i wyrżnąłem w posadzkę. Demon zdecydował chyba mnie dobić, gdyż zaczął biec w moją stronę. W akcie desperacji podniosłem swój miecz i tnąłem diabła w miejsce, gdzie powinna być szyja. Ostrze nie wbiło się zbyt głęboko, ale zatrzymał demona i kazało mu głośno zawyć. Jednak nadal stał. Zaczął unosić swój topór, by mnie ubić... I wtedy upadł. A raczej został powalony przez coś, co wyglądało na nieudaną transplantację ludzkiego ciałą z pająkiem-gigantem. Stwór zwrócił się w moim kierunku i powiedział:
- Chronić Twórcę! - i Arachnit rzucił się z kłami na demona. Rozejrzałem się zobaczyć jak się ma sprawa z pozostałymi diabłami - nie wyglądało zbyt dobrze. Pozostał tylko jeden strażnik, który chronił krwawiącego strażnika Boba przed mocno zranionym demonem.
- Trzymaj się Bob! Tylko za żadne skarby nie idź w stronę światła!
Drugi demon machał swoim toporem, by trafić któregoś z walczących emisariuszy [najlepszy był gnom - kopał i gryzł demona w kopyto]. A król... Zaraz, a gdzie siepodział król? Nie mogłem jednak sie nad tym debatować, gdyż Arachnit zaczynał mocno obrywać od diabła. Zdecydowałem mu pomóc i... Zostałem przygnieciony przez nieprzytomnego lykatropa. Cieżko dyszący demon zaczął iść w naszym kierunku. Gdy był już z metr przed nami, zaczął nacelowywać toporem, by przeciać nas oboje za jednym razem. Mój żywot chyba się kończył... Zaraz! Ja przecież nadal miałem swój gwizdek! Wyciągnąłem go i zacząłem w niego dmuchać. Było tylko słychać świst powietrza.
- Życzę...panom... miłych... snów! - wrzasnął chrapliwe demon. Zamachnał się i... Został powalony przez dwa kotołaki, które drapały go pazurami i gryzły. Demon zawył, powstał i zaczął biegać w kólko, krzycząc z bólu, aż wypadł przez dziurę po witrażu. Po chwili słychać było tylko głośny huk. W dziurze znów się pojawiły kotołaki i ściągnęly ze mnie Arachnita.
- Wezwałeś nas, więc przybyliśmy o Czwarty. - powiedział jeden z lykantropów.
- Wielkie dzięki... Jakby co, daw wam dobre referencje.
Po krótkiej wymianie zdań powstałem, podniosłem swój miecz i rozejrzałem się. Jeden demon został już zabity przez emisariuszy... A drugi właśnie ginął cięciem w szyję z królewskiego ostrza.
- Wybaczcie za spóźnienie - powiedział król - ale nie mogłem walczyć bez swojego miecza. A więc, kto był pierwszy do skarg?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Rezygnuje z gry .
Nie mam czasu , praca pochłania mi go całkowicie zaś nadchodządzy koniec wakacji i początek roku szkolnego nie zapowiada by zdobył go więcej .
Naprawde chciałbym grać , z wami pisać tą historie , mam tyle pomysłów tyle planów chciałem wprowadzić - a tu nic kicha .


PS . Omijajcie z dala remonty u swoich bliskich - szczególnie kiedy macie do czynienie ze starymi domami .

Pozdrawiam i życzę miłej ,ciekawej gry .]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Lista graczy:
1. Rusty Mike - jako Vic- http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=597
2. Deedi - jako Altair - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=33
3. Smoczy Wilq - jako Layla - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=32
4. morze jako Tichondrius - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=66
5. dominikańczyk jako Dormget Furdz - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=376
6. cedricek jako Raziel - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=280
7. Arianne jako Arianne [bardzo oryginalne;P] - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=488
8. Madoxx jako Tur''garil - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=664
9. Kalejdoskop86 jako Xaar - http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=37398&pid=664

Pozwólcie, że jeszcze dziś nic nie będę pisał nic specjalno-fabularnego.
Jak ktoś się wstrzymywał z pisaniem, bo czekał na powrót głównego MG - już jestem,
Jeśli dlatego, że czeka na jakiegoś szybkiego questa, niech skontaktuje się ze mną przez maila lub gg
Teraz 2 sprawy mniej przyjemne:
deif: - wypad za brak aktywności w grze
dominikańczyk: - dobrze by było jak byś coś napisał, przecież wiesz, jaki jest dla ciebie plan fabularny, w środku tygodnia może wpaść ci niespodziewanie warnik, jeśli nie rozwiniesz swojej historii

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Poczułem że mi lepiej. Wstałem zabrałem rzeczy i poszedłem do kuchni w której siedział mój wybawiciel paląc fajkę przy piecu.
-Ja już powoli się oddalę, dziękuję za gościnę.
-Nie ma sprawy, lubię ratować życia, odpowiedział z uśmiechem.
-Do widzenia- powiedziałem wychodząc.
-Żegnam.
Czułem się wyjątkowo dobrze. Zajrzałem do plecaka. Było wszystko: noże, zwoje, nawet dał mi trochę jedzenia. Przy oszczędzaniu na jakieś 4 dni. Tylko ciągle miałem wrażenie że czegoś zapomniałem... Miecz, powiedziałem do siebie i stuknąłem się w głowę.
Nałożyłem plecak i wróciłem do domu.
-Przepraszam, zapomniałem miecza.
-Weź go sobie. Leży w szafie obok łóżka.
Zabrałem miecz, pożegnałem się i wyszedłem. Szedłem przed siebie, nie wiedząc gdzie.
Ano tak! Muszę znaleźć Giacoma.
Nagle zatrzymał mnie stary człowiek.
-Nie idź dalej.
-E? A to czemu?
-Zabijają!
-Gdzie?
-O tam za rogiem.
Odepchnąłem starca, wyjąłem miecz i przygotowałem energie by móc w każdej chwili użyć ognistej strzały. Bałem się że ktoś zauważy jasną energię świecącą z mej dłoni, ale szedłem dalej.
Byłem już prawie "za rogiem". Ciemna wąska uliczka idealnie nadaje się dla zabójcy. Wejście w uliczkę częściowo blokowały stare cegły. ukryłem się za nimi. Wychyliłem się troszkę.
To Giacomo! Zabijają Giacoma! Tylko... kto?
Nie mogłem zobaczyć kto to jest. Walka wrzała. Oboje skakali i kręcili się w piruetach co utrudniało rozpoznanie zabójcy. Chciałem pomóc ziomkowi lecz zdałem sobie sprawę że przeciwnik tylko bawi się z Giacomem. Był doskonałym wojownikiem. Usłyszałem cichy głos. Rozmawiali w walce:
-Zawiniłeś przyjacielu. Błędem było godzić się na wyprawę w góry.
-Potrzebowałem pieniędzy.
-My księżycowe elfy znamy ważniejsze wartości niż ludzkie pieniądze.
A więc to księżycowy elf...
-Znamy. Każde elfie dziecko zna. Ale poza lasami i wioskami w których żyjemy nie mają one znaczenia. Bo ludzie żądzą światem! Przez ich cholerną płodność.
-Mimo to zginiesz przez to że chciałeś wybrać się w Zakazane Góry. Powody znasz...
Giacomo wyglądał na zdenerwowanego. Ciął mocno w brzuch. Elf sparował i zripostował takim samym ciosem. Zranił Giacoma. Zawył z bólu i złapał się za brzuch. Nieznajomy Podciął nogi. Giacomo upadł. Próbował się przeczołgać, jednak zatrzymał się zdając sobie sprawę że nie da rady uciec.
-Żegnaj mój przyjacielu...
-NIEEEEE!- krzyknął Giacomo po czym dostał cios w serce.
Zabójca uciekł.
Mój ziomek umarł... ale może są jakieś plusy... Jeju co ja mówię.
Zmówiłem nad nim prostą elficką modlitwę.
Teraz cię okradnę kolego...
...Zabrałem się za okradanie nieboszczyka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować