Zaloguj się, aby obserwować  
Maka1992

Ogień demonów - forumowa gra RPG

1131 postów w tym temacie

Imię: Oxinus Gravier

Rasa: Demon

Klasa: Mag

Historia:
Gravier od urodzenia pochodził z jednego z demonicznych wymiarów - Uyryus, co z języka demonów znaczy "Leże Bestii". Nazwa ta nie jest przypadkowa, gdyż z tegoż wymiaru pochodził sam Władca Demonów. O rodzicach Oxinusa niewiele wiadomo, poza faktem, że porzucili go, licząc, że zginie rozszarpany przez dzikie bestie. Jakimś cudem, a raczej dzięki piekielnemu szczęściu [demonom zabrania się używać "boskich" sformułowań] przeżył na własną rękę i kilkanaście lat później w wieku 24 lat zaciągnął się do 11. Batalionu "Azazel". Nikt nie zna powodów jego wyboru, co nie zmienia faktu, że szybko zaczął awansować, aż został jednym z najlepszych agentów Władcy Demonów.

Charakter:
Gravier należy do tej grupy demonów, co ''zabijają wtedy i tylko wtedy, gdy nie będzie innego wyjścia bądź dostaną wytyczne z góry bądź dany osobnik wyjątkowo ich @#%&!(*& de facto zdenerwuje''. Sam Oxinus stara się zawsze zachować spokój niezależnie od okoliczności, wierząc, że trzeźwy umysł przechyli szalę zwycięstwa na jego stronę [nota bene wielokrotnie się to sprawiło]

Wygląd:
Jest obrazek do niego.

Ekwipunek:
1. Kij [2 pkt.]
2. Szata Maga [3 pkt.]

Czary:
1. Płomień [2 pkt.]
2. Magiczny pocisk [2 pkt.]
3. Przesunięcie przedmiotu [1 pkt.]

Exp:
0/xxxx

[Mam nadzieję, że reszta zrobi wkrótce swoje Herosy, byśmy mogli szybko zacząć grę oraz, że Maka wymyśli jakieś fajne początki.]

20090615203144

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ Juhu. ]

Imię - Layla Tinnyer
Rasa - Wampir
Klasa - zabójca

Historia postaci - Layla, córka dwóch rolników-wampirów od których uciekła żądna przygody i krwi, to młoda i zgrabna kusicielka naiwnych kupców krążących po wioskach i głupich mieszczan. Jej cięty język nie raz, nie dwa przysporzył jej kłopotów, przez które Tinnyer zmuszona była do częstych podróży po świecie. Kusznictwa nauczyła się w wolnym czasie, by pozbyć się natrętnych i zbyt ''chętnych''.
Po przygodach, które zaprowadziły Laylę w dzikie(/dziwne) tereny Gór Mglistych (Blablabala, kto ma znac, ten zna.) Jednakże z powodu przedawkowania srebra, światła słonecznego i częściowo alkoholu oraz braku krwi, straciła rozum i podjęła długą wędrówkę na cywilizowane tereny. W poszukiwaniu tajemniczego elfa o imieniu Yggdrasilon, ruszyła jego śladem (Rzecz jasna, żadnego elfa nie ma. Chociaż, kto wie?) i trafiła do odległej o kilka dni piechotą od Andaven wólki.

Charakter: Pyskata, często wybuchowa, nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu za długo, woli szybko wykonać zadanie i mieć je już z głowy, aniżeli dopracowywać każdy szczegół

Ekwipunek: Nóż (1); Lekka kusza (2); Lniane odzienie (1); 20 bełtów (2); 20 szt. złota (1)


Lokalizacja: Stóg siana, w jednej z wioskowych stodół.
Cel bieżący: schrupać jakiegoś młodego wieśniaka na śniadanie, wziąć tyłek w troki i ruszyć za Yggdrasilonem. Za wszelką cenę.

Umiejętności:
1. Rasowe
Wampir
- pijąc czyjąś krew, leczy swoje rany (um. początkowa w stopniu 1, stopień 2 – poziom 5)
- boi się światła słonecznego
- odporność na magię (um. początkowa w stopniu 2)
2. Klasowe
Złodziej
Podstawowe
- otwieranie zamków
- kradzież kieszonkowa
3. Dla wszystkich
wyostrzone zmysły

20090616013035

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Imię: Mordrag

Rasa: Człowiek czystej krwi

Klasa: Wojownik

Historia postaci:
Mordrag od młodości ćwiczył i kochał władać mieczem. Uwielbiał udawać, że wyrusza w bitwy i wojny na których zawsze zwyciężał dzięki swej sile i umiejętnością. Był wesołym chłopcem. Jednak w wieku 17 lat na majątek ziemski jego rodziców najechali barbarzyńcy. Wybili wszystkich farmerów i całą służbę. Brutalnie zabili jego ojca, a matkę zgwałcili i pobili na śmierć. Młody Mordrag widział to wszystko w ukrytej komorze w kominku. Gdy najeźcy odeszli dobył zbroi ojca oraz jego miecz i wyruszył w podróż. Na zawsze stracił swoją radość z życia, już nigdy nie był taki jak dawniej. Po kilku tygodniach wstąpił do grupy najemników. Nauczył się tam mistrzowsko władać mieczem, i wyrobił sobie potężną muskulaturę. Po kilku latach w wieku 25 lat opuścił najemników. Wiedział, że należy do rodu ludzi czystej krwi i jego przeznaczeniem jest być wielkim wojownikiem. Postanowił wyruszyć w długą podróż bez celu, podróż utorowaną krwią i mieczem.

Charakter, wygląd:
Potężny wojownik, wysokiego wzrostu, posiadający potężne mięśnie. Długie czarne włosy. Jest niezwykle groźny i waleczny. Ma poczucie humoru(ale tylko ironiczne i po kufelku). W głębi duszy jest osobą czuła i współczującą, ale ciągle stara się ukryć to pod maską groźnego, nie złamanego wojownika.

Ekwipunek: Długi Miecz, Zbroja skórzana ćwiekowana, Trzydniowa porcja żywności

20090616115203

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Ihaha!]

Imię: Rohael "Tassu" ("Piękny". Tak też na niego mówią)

Rasa: Elf leśny

Klasa: Bard

Historia:
Rohael mieszkał w mieście zwanym "Leśnym Portem". Z pewnością miasto to miało niegdyś inną nazwę, lecz zostało zapomniane, gdyż ongiś przybyli do tego miasta ludzie, uważając owo elfickie miasto za świetne miasto na port dla ich statków. Zmienili miasto w port, zaludnili się tam i zmienili nazwę miasta, bo nie mogli wymówić elfickiej wersji. Podobno miasto miało dostać od tego jakieś zyski, lecz dzisiaj już nikt w to nie wierzy. Potem już się do tego przyzwyczajono.
Rohael miał wspaniałe dzieciństwo. Kochającą, bogatą rodzinę, wielu przyjaciół. Gdy był wystarczająco duży, rodzice zapisali go do prywatnej szkoły sztuk wojennych. Nauczali go tam ludzie i elfy. Rodzice chcieli by w przyszłości był wspaniałym wojownikiem z którego mogliby być dumni. Był tylko jeden problem: Rohael był słabym wojownikiem. W walce wręcz był dość słaby, w strzelaniu z łuku był lepszy, lecz to nie wystarczyło, by został słynnym wojownikiem. Magiem nie chciał być. Nie chciał ani on, ani jego rodzina. Było ich pełno w mieście, ale przeważał fakt, z przeszłości jego rodziców: Ojciec jego matki był magiem i pewnego dnia, gdy chciał rzucić jakieś zaklęcie, pomylił się i zabił prawie całą rodzinę. Przeżyła tylko matka Rohaela, która w tym czasie wyszła na dwór. Zamieszkała z ojcem Rohaela. Dlatego nie chcieli by elf został czarownikiem. Bali się o niego i jego rodzinę w przyszłości. Pewnego dnia, do miasta przybył pewien bard. Podziwiał ich. Zawsze wierzył w to, że są oni wspaniałymi wojownikami i wszystkie ich opowieści, które opowiadają, wydarzyły się w ich życiu. Gdy dowiedział się, że opowieści bardów są albo zmyślone, albo posłyszane od ludzi, którzy dokonali owego czynu, zaczął się jakby nowy etap w jego życiu. Zapragnął być bardem. Nie musiał być doskonałym wojownikiem. Jeździłby tylko z miasta do miasta i opowiadał niestworzone historie i to by wystarczyło, by zdobyć pieniądze i by być sławnym w całym świecie. Tak przynajmniej wtedy myślał. Gdy opowiedział o tym rodzicom spotkał się z pierwszymi przeciwnościami. Kłócił się z nimi kilka dni. Był już wtedy dorosły. Postanowił uciec. Napisał im kartkę: "Kochani rodzice. Wybaczcie, że odchodzę, ale nie mogę pozwolić, byście zniszczyli moje marzenie. Wrócę do was. Wrócę, lecz pierwej posłyszycie o mnie od obcych. Posłyszycie o bardzie Rohaelu. Kocham was." Potem odszedł. Podróżował trochę, lecz mało zarobił, a co zarobił to wydał na jedzenie. Słyszał trochę o wydarzeniach w Andaven. Postanowił wyruszyć tam, by trochę zarobić i znaleźć natchnienie dla nowych opowieści.

Charakter:
Dobry, choć trochę cyniczny, pewny siebie, kocha opowiadać o sobie jak o wielkim bohaterze, choć sam za walką nie przepada. Mimo że jest dorosły, zachowuje się często dosyć dziecinnie. Potrafi myśleć mądrze i dorośle. Lubi być w centrum uwagi, jest towarzyski, przyjacielski, pełen humoru. Kocha przyrodę. Oczywiście nie bezgranicznie.

Wygląd:
Obrazek tam na dole

Ekwipunek:
Krótki łuk
Krótki miecz
Zbroja skórzana
20 strzał
Trzydniowa porcja żywności

20090616134715

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Imię: Valerik the Tiger
Rasa: Zmiennokształtny – Kotołak
Klasa: Wojownik

Historia postaci: Mniej więcej dwadzieścia lat temu grupa wędrownych kupców właśnie wracała z dalekich południowych krain. Przechodzili przez wielkie góry Askadii, gdy na drodze spotkali zdewastowany powóz otoczony przez trzy tygrysy. Z początku lekko przestraszeni kupcy sięgnęli jednak po kusze i ranili zwierzęta. Przez przełęcz rozległ się ryk po czym tygrysy rozbiegły się znikając z oczu kupcom. W zgliszczach powozu mężczyźni znaleźli rozczłonkowane ciała kobiety i mężczyzny oraz małego, żywego chłopczyka. Miał on może rok, góra dwa. Zmarli nie mieli ze sobą nic specjalnie cennego. Jedyne co się rzucało w oczy to biżuteria zabitych. Mężczyzna miał na obu bicepsach bransolety, zaś kobieta naszyjnik i a’la pasek na biodrach. Nie było to jednak nic wartościowego. Kawałki stali z niebieskim szkłem. Kupcy zabrali ze sobą chłopca i jedyną pamiątkę po jego rodzicach – biżuterię. Nadali mu też imię i wybrali dzień, w którym go znaleźli jego drugimi urodzinami. Jednak ich wędrowne życie nie stwarzało większych warunków dla takiego dziecka, więc w pierwszym mieście, w którym się zatrzymali zostawili chłopca w dobrych rękach.
Rozwijał się on dobrze. Był wesoły i bardzo otwarty. Zdawało się jakby nie rozumiał co się stało, bądź w ogóle tego nie pamiętał. Jego przybrani rodzice się trochę martwili bo w przeciwieństwie do innych chłopców młody Valerik był bardzo wątły i słaby. Często był z tego powodu obiektem kpin rówieśników. Jednak nie sprawiało mu to kłopotów, gdyż nadrabiał szybkością i zręcznością. Nie było osoby w mieście, która mogła by go prześcignąć.
Kiedy chłopak skończył osiemnaście lat, jego przybrani rodzice postanowili mu o wszystkim powiedzieć. Oddali biżuterię rodziców, którą Valerik postanowił nosić dumnie. Chłopcy jak to chłopcy, zaczęli naśmiewać się ozdób jakie nosi Valerik. On jednak próbował bronić imienia swych rodziców i jedynej rzeczy jaka po nich została. Zdenerwowany rzucił się na „kolegów”. Było jednak ich za dużo. Próbowali Valerikowi zerwać biżuterię mówiąc, że może ktoś da chociaż złamaną monetę za nią. Wtedy też pierwszy raz chłopak obudził się nagi w lesie. Mając na sobie jedynie biżuterię rodziców. Z krwią na rękach i ranie na boku, przestraszony chłopak już nigdy nie wrócił do tego miasta.

Tak też minął rok. Dziewiętnastolatek odnalazł rzekome miejsce, w którym tygrysy zaatakowały jego i rodziców. Naprzeciw chłopaka wyszło troje mężczyzn i kobieta. Zapytali go skąd ma biżuterię, którą nosi. Valerik trochę przestraszony odpowiedział. Ludzie Ci… A właściwie zmiennokształtni rozpoznali w chłopcu pobratymca i opowiedzieli mu historię z przed siedemnastu lat. Jego rodzice, rzecz jasna też byli zmiennokształtnymi. Żyli w tych górach w raz z resztą społeczności kotołaków. Cicha umowa między przedstawicielami społeczności polegała na tym, że nie atakują oni wiosek górskich i trzymają się wyznaczonych terenów. Porządku zaś pilnował opowiadający historię przewodnik Attor Eldergold. Każdy kto łamał te zasady miał być wypędzany z gór. Wszyscy żyli sobie spokojnie, bez większych sporów, aż do pewnego dnia, gdy grupa dwóch mężczyzn i kobieta, wędrujących w powozie zaczęła sprawiać kłopoty dla miejscowych mieszkańców. Ujawniali się i straszyli, zabijali ludzi z górskich wiosek, a nawet atakowali pobratymców. Prości ludzi z wiosek wynajmowali najemników by coś zrobili. Ci zaś atakowali wszystkich podejrzanych i jednym z celów takiego ataku byli rodzice Valerika. Jego ojciec został ranny, więc postanowili przenieść się w pobliże wodospadu, gdzie mogli znaleźć rośliny lecznicze. Niestety przechodząc przez przełęcz napotkali ów grupkę. Ranny ojciec padł pierwszy, a matka choć walczyła dzielnie, nie miała szans sama stawić im czoło. Zdołała jedynie pokiereszować ich powóz. Wtedy znaleźli go kupcy.
Jednak prawda… Prawda była bardziej skomplikowana. Jeszcze tego samego wieczora, próbowano okraść chłopaka. Przeżył tylko i wyłącznie dzięki pomocy jednego z ludzi przewodnika. Został on śmiertelnie ranny w walce z samym Attorem. W całym zamieszaniu, tuż przed śmiercią wyjawił Valerikowi, że to właśnie ludzie przewodnik w tym sam umierający zabili rodziców chłopca.
Okłamany, przepełniony nienawiścią chłopak przemienił się i wydał z siebie ryk, który niósł się przez góry docierając do obu krańców pasma. Niemalże z ogniem w oczach ruszył i nieprzyjemną aurą wokół siebie ruszył na stojącego nad nim i śmiejącego się Attora. Przewodnik spokojnie wyszedł z namiotu, a zaraz zanim wybiegł rozjuszony chłopak. Na zewnątrz już czekała przemieniona kobieta. Pewna siebie stawiła czoło rozwścieczonemu Valerikowi. Nie ustała nawet sekundy, kiedy ten skoczył na nią i powalił jednym uderzeniem łapy następnie chwytając w żeby jej gardło i jednym ruchem wyrywając je. Na ten widok drugi z ludzi przewodnika - a przy tym kochanek poległej - zaczął krzyczeć, tracąc kontrolę nad przemianą. Zaczął biec w stronę chłopaka rycząc. Jednak jego chęć zemsty nie dorównywała tej, którą dusił w sobie Valerik, który rycząc przyćmiewał swym głosem wszystko. Słysząc to, zbir Eldergolda, ze strachu zmienił się z powrotem w człowieka, jednak było już a późno na odwrót. Chłopak już na niego biegł. Pazurami zdrapał z niego całą skórę i mięśnie z pleców łamiąc przy tym kości przeciwnika.
Przyszła kolej na przewodnika. Ten jednak dysponował znacznie większym doświadczeniem i w przeciwieństwie do poprzedników nie miał zamiaru popełniać błędu niedoceniania chłopaka. Nie bez trudu, ale w końcu pokonał chłopaka, który wciąż żywy, ale wycieńczony wpadł do rzeki. Nur porwał go do położonego nieopodal wodospadu, zaś lekko ranny Attor Eldergold oddalił się na północ.
Nasz młody chłopak jednak nie zginął. Z nowymi ranami na ciele obudził się na brzegu. Od tamtej pory, przez trzy lata uczył się wojowniczego fachu, jednocześnie ścigając obiekt swojej zemsty. Nabrał tężyzny, a jego twarz z niewinnej stała się ponura. On sam zamknął się w sobie. Kiedy ludzie pytali go o imię odpowiadał, że nie ma. Gdy zaś pytali jak się do niego odnosić odpowiadał, że jeśli muszą to niech mówią do niego; Tygrys.

Charakter: Dawniej miły, sympatyczny chłopak, który na życie patrzy zawsze optymistycznie. Pocieszając ludzi na około i starając się ich rozbawić. Jednak teraz jedynym jego celem jest znaleźć i zabić mordercę swej rodziny. Pogrążony nienawiścią stał się ponury i małomówny. Choć wciąż, gdzieś głęboko ukryty jest ten miły chłopak, próbując się przedostać. W takich sytuacjach Valerik pogrąża się w melancholii, zapominając na chwilę o zemście potrafi wrócić do bycia starym sobą. Jednak zdarza się to coraz rzadziej. Stara się te uczucia tłamsić w sobie jakoby były one źródłem jego słabości.

Wygląd: Około metr osiemdziesiąt wzrostu, dobrze zbudowany mężczyzna, z długimi do ramion jasnymi włosami. Taki pospolity wygląd. Zawsze nosi na sobie dość charakterystyczną biżuterię (zdjęcie w kociej formie).
A jak już o kociej formie wspomniałem to zapraszam do obrazka ;)

Ekwipunek:
- Biżuteria za zezwoleniem mistrza prowadzącego za 8 pkt
- Lniane odzienie za 1 pkt
- Trzydniowa porcja żywności za 1 pkt

Umiejętności:
- Przemiana w kotołaka (um. początkowa na 1 stopniu – Kotołak)
- Walka każdym rodzajem broni (um. początkowa na 1 stopniu - Wojownik)
- Wyostrzone zmysły (1 stopień)

Wprowadzenie do gry: Wreszcie, po tylu latach znalazł dobry trop, który doprowadził go do okolic Andaven. Raz jeszcze stanął oko w oko z zabójcą swoich rodziców. Była to noc, a niesamowicie głośny ryk obudził mieszkańców umieszczonej nieopodal wioski. Jednak tym razem walkę przerwał im przechodzący właśnie patrol. Attor z rozsądku postanowił się wycofać zaś oszalały chłopak rzucił się na ludzi.
Valerik odzyskawszy zmysły obudził się jak zwykle odziany jedynie w rodzinną biżuterię i z nowymi ranami na ciele. Tym razem miał kilka rozcięć mieczem i strzałę, która przebiła płuco, i nie skończyło by się to dobrze, gdyby nie kobieta z ów wioski, która ciekawa co się dzieje wyszła do lasu i znalazła chłopaka…

20090616144523

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zanim przejdę do historii...
UWAGA W TEJ EDYCJI RÓWNIEŻ ISTNIEJE OPÓŹNIENIE POZIOMU NIEKTÓRYCH RAS !!!
(czyli 2-gi poziom zdobywamy przy expie wymaganym dla 3-ci, 3-ci przy expie dla 4-go itd.)

A mianowicie "opóźnione" są:
- wampiry
- demony
- jaszczuroludzie
- dentarowie
- minotaury

UWAGA 2 !!!
Wszyscy sklerotycy, którzy zapomnieli o skillach, napiszą je potem, w uaktualnieniach postaci, myślę, że wszyscy pamiętają, jak to się robi ;) Wprowadzeń nie trzeba poprawiać, jak ktoś ma to dobrze, a jak nie, niech liczy się z tym, że historię podrasuję i zakończę w momencie, który sam wybiorę ;>

UWAGA 3

Pory dnia obowiązują (1 dzień w rzeczywistości - dzień w grze, 2-gi - noc), ale jak ktoś się nie załapał na dzień/noc, to może napisać spóźnioną historię z poprzedniej części dnia, jednak musi się ona kończyć w momencie odpowiadającym aktualnemu czasowi w grze

Przypominam, że cały czas można zgłaszać swój udział za pomocą kart postaci, gdyż jak na razie zgłosiło się 5 z 9 (+1 później) zadeklarowanych graczy (wiem, że niektórzy się spóźnią, ale lubię przypominać ;P)

Z ogłoszeń parafialnych to by było na tyle. Zaczynamy:

Dziś jest dzień.

morze:
Dreylan przechadzał się nerwowo po swojej komnacie. Mimo, że był jednym z czterech członków Rady Magów Srebrzystego Ostrza w Eodemie, niewiele wiedział o runach. Nie lubił tego typu magii, choć bardzo pragnął posiąść ją dla siebie, zamiast udostępniać i odkrywać przed całą Askadią. Wolał zmieniać rzeczywistość za pomocą swoich własnych czynów, ewentualnie przywołanych przez niego istot... Właśnie! Przecież istnieją demony! Tak, to jest bardzo dobre rozwiązanie, nawet tu, poza otchłanią istnieje wiele pomniejszych sfer dostępnych tylko i wyłącznie dla tych piekielnych istot. Bies z nałożonym przezeń urokiem prześlizgnie się przez mury Thaigen''Ers. Musi być tylko odpowiednio potężny... Księga Otchłani powinna pomóc mu w wyborze. Już po przeczytaniu kilku stron znalazł odpowiedniego kandydata. Oxinus Gravier... Tak, ten cwaniak powinien sobie poradzić. Jeden z siedmiu Władców Demonów Tunthael wybrał go sobie jako przybocznego. Nie tyle ze względu na siłę, moc magiczną, czy też postrach, których prawie wcale nie posiadał, ile za jego spryt i talent do odnajdowania się w różnych sytuacjach. Trzeba go tylko odpowiednio mocno osłabić i wpoić do umysłu odpowiednie instrukcje. Ze względu na wspomniany brak mocy nie powinno to być trudne.
I faktycznie nie było. Bezbronny niczym jagnię, osłabiony Oxinus czekał na jego rozkazy, uwięziony za pomocą kilku sprytnych uroków nawet nie próbował się sprzeciwić.
- Witaj, sługo Tunthaela. Wiedz, że znam trochę faktów z twojego życia i wiem, co byś najchętniej zrobił. Wiedz jednak, że znalazłeś pokrewną duszę i zabezpieczyłem się przed WSZELKIMI ewentualnymi próbami zdrady lub ucieczki. Wiem, że lubicie szaleć w tym wymiarze, wolni od krępującej magii przywoływaczy takich jak ja. To byłaby nagroda. Nagroda za parę kamyków wykradzionych z dość odległej stąd twierdzy... Ale zanim to nastąpi, poddam cię pewnym próbom. Wiedz bowiem, że nie jestem głupi i odebrałem ci moce, jakimi dysponowałeś w otchłani, czyli muszę sprawdzić, czy bez potęgi lecz z naturalnym sprytem, w ogóle nadasz się do tej misji. Udaj się do miasta na czas 3 dni [czyli 6 dni rzeczywistych] i przetrwaj. Niby nic takiego, ale wiedz, że tutejsi ludzie nie lubią demonów, a w twoim obecnym stanie nawet potyczka ze zwykłym strażnikiem nie będzie należeć do łatwych, poza tym nie wolno ci nikogo zabijać ani opuszczać miasta... Jeśli jesteś prawdziwym agentem Tunthaela, dasz sobie radę. Liczę na ciebie.

smocza:
Coś chrapało w stogu siana, mimowolnie prezentując swoje uzębienie...

- Tato, a tam w sianie coś się rusza! - krzyknęło małe dziecko w jej śnie. Już po chwili do stodoły wbiegł około czterdziestoletni, uśmiechnięty mężczyzna. Zdrowy. Musi więc mieć w sobie sporo świeżej, nieskażonej krwi. Mniam! Lekko otworzyła usta i poczuła, jak potężna fala śliny wylewa się z jej warg. To było obrzydliwe!
W tym samym momencie się obudziła. Była cała mokra. Nad nią stał ten sam mężczyzna, jednak na jego twarzy nie było uśmiechu, a w dłoni trzymał gruby kij.
- W imię Elmansa, pana wszelkiego ducha, ta bestia jest odporna na działanie wody święconej! Leć synku po sąsiadów, toć to wampirzyca, dziecię nocy, trza ją wywlec na słońce i ukatrupić! Ja postaram się ją tu zatrzymać...

Mordrag:

Pogłoski zaprowadziły go do Eodemu, miasta elfów, które jako pierwsze porwało się ku wojnie z właścicielami runów. Jako żądny sławy poszukiwacz przygód był pewien, że znajdzie tu coś obiecującego. Dlatego skierował swe kroki do tablicy ogłoszeń:
"Osiłka do ochrony domu przed złodziejami przyjmę, kontakt - gospoda "Złoty Łuk", czas zatrudnienia - 2 dni"
"W związku z aferą runów, towarzystwo najemników "Płatny wojak" szuka chętnych do współpracy ludzi, oferujemy pracę w zgranym zespole, wyżywienie i nocleg bez względu na istnienie pracy lub jej brak, reszta szczegółów w umowie. Kontakt - siedziba naszej organizacji mieszcząca się przy głównej drodze, obok gildii kupieckiej"
"Miłą, ładną panią do towarzystwa w wieku 19-30 lat przyjmę w tygodniu od 4-go do 11-go dnia Tevelianu na wieczór, nocleg i kolacja gwarantowane. Zapraszam, Lord Tyramor, błękitna willa przy ulicy Łabędziej"
"Opiekunkę do dziecka zatrudnię. Elthuriel, kontakt - tawerna "Psie Szczyny", pytać o zielonkę"
"Królewska armia szuka bezinteresownych poszukiwaczy przygód, chętnych do walki o bezpieczeństwo krain. Zapewniamy wiele wygód, a oferujemy sławę, zaszczytne miejsce w galerii wielkich wojowników, oraz szacunek. Oczekujemy za to walki w imię Eodemu. Chętnych proszę o zgłoszenie się do królewskich koszar, do jednego z kapitanów organizujących wyprawę."

Tokkarian i Madoxx:
[Tokkarian - nie zdziw się, jak kiedyś zapomnę i wpiszę dominikańczyk ;P ]

Przybycie barda nie zostało przyjęte z radością w okolicy Andaven. Aby znaleźć materiał dla pierwszego rozdziału sagi, Rohael udał się do pobliskiej, wioskowej tawerny. Czuć w niej było dziwny, nieprzyjemny zapach, odchodzący zza okna. Elf nie spotkał się jeszcze z czymś takim. Po chwili jednak powietrze było już względnie czyste i mógł powrócić do swoich zajęć. Chciał poznać emocje ludzi, będących przy zagrożeniu, ich uczucia... No cóż, nie okazało się to trudne. Ale też nie okazało się przyjemne. Już po kwadransie jeden z bardziej podpitych mężczyzn wezwał kompanów i podszedł do barda.
- Tiaa... Grajek! Patrzciiiie, do szkieletu Tyrrolisa... toć mamy tu skubanego tysiąckroć grajka, bajarza, chędożonego przez satdo smoczyc poetę... Co, przyszedłeś tu nas pocieszać pieśniami o cudach niewidach, a kiedy będzie po wszystkim, opisać wygraną i opiewać czyny zwycięzców za grubą kasę... Natomiast podczas tego całego burdelu nie kiwniesz nawet palcem, komercyjna świnio! - podchmieleni towarzysze mężczyzny szybko przytaknęli, dodając swoje, dość niezrozumiałe opinie, nie dając bardowi dojść do słowa. Nim się obejrzał, w jego stronę poleciało krzesło, a jeden z krzyczących wyjął kij... Nie widział już niemal nic więcej...

Valerik obudził się mocno poobijany. Leżał na twardym, lecz wygodnym łóżku, otulony ciepłą kołdrą. Obok niego, na sąsiednim posłaniu leżał równie mocno poobijany leśny elf. On również dopiero co się obudził. Żaden z nich nie wiedział, kim jest współtowarzysz niedoli, ani gdzie się teraz znajdują... Nie trwało długo, jak na te pytania odpowiedziała im czarnowłosa kobieta o pogodnej twarzy, przynosząca im w tej chwili wodę.
- Biedaczyska... Atmosfera tutaj nigdy nie była tutaj tak napięta. Tutejsi ludzie nie lubią zmian, szczególnie tych gwałtownych i w dodatku na gorsze... Ty, młody, eee... człowieku omal nie zginąłeś z wykrwawienia i ran wewnętrznych. - zwróciła się tymi słowami do Valerika, po czym skierowała uwagę na Rohaela - Natomiast ty, nieznajomy elfi bardzie tylko moim dwóm przybranym braciom zawdzięczasz to, że cię nie zlinczowano. Nie powinieneś już się obawiać, przypuszczam, że tamci wytrzeźwieli i zrozumieli swój błąd... Wiem, że nie powinnam was o to prosić, ale chciałabym, abyście w zamian za pomoc spróbowali rozwiązać zagadkę tutejszych tajemniczych morderstw. Szczególnie sądzę, że ty... - ponownie skupiła wzrok w Valeriku - Wykorzystasz swój bystry wzrok. Nie bierzcie tego jako rozkaz, czy zapłatę. To jest prośba. Prośba do was, bo wydaje mi się, że jesteście bardzo odpowiednimi osobami, a jeden z was złapał już nawet trop. To by było na tyle z mojej strony. Jakby co, nazywam się Yluithena i jak nie czujecie się na siłach, możecie tu zostać jeszcze dzień dwa, starałam się was wyleczyć, jak mogłam najlepiej. Aha i bardzo mi zależy na waszej współpracy. Mam nadzieję, że wniesiecie promień światła do mroku ogarniającego nasz świat. No cóż, do zobaczenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mag spojrzał jeszcze chwilkę na demona i pociągnął za dźwignię obok niego, a pod Oxinusem otworzyła się zapadania. Gravier leciał w dół długiego szybu... a chwilę później znalazł się po uszy zanurzony w śmieciach.
Elfy, a wysypiska mają... pomyślał Oxinus
Powstał, to znaczy powstał na tyle, ile można wstać spod ciężaru kilkuset niedojedzonych frytek z rybami. Odrzucił z siebie resztki jedzenia i podniósł kij, który wyleciał tuż po nim.
Dobra... Jestem w mieście pełnym świętoszkowatych elfów, których jedynym celem w życiu jest modlenie się do drzew, dbanie o ich super długie włosy oraz kopulacja przy grze orkiestry w tle - i w tym całym bagnie znajduję się ja. JA! Demon, którego celem w życiu jest odprawianie satanistycznych obrządków, baraszkowanie z ponętnymi sukkubami oraz zabijanie elfów, ludzi i innych przy grze heavymetalowych bardów w tle [niekoniecznie w tej kolejności]!!! Cholera, co pomyśli mój szef, skoro dałem tak łatwo się urobić zwykłemu elfickiemu magowi, który chce mnie wykorzystać do czegoś tam. Hm... to nawet dziwne, że elf posługuje się demonem do jakiś celów. Musi być największym leniem ze swojej rasy, jeśli nie zależy mu na czymś, czego nie może sam osiągnąć. Dobra, a ja tu pitu pitu, a muszę przeżyć w tym wariatkowie. Ciekawe jak daleko jestem od tamtego goś... jednak demona skupił nadchodzący głos zza najbliższe sterty.
- Cholera! Ci magowie ciągle zrzucają jakieś badziewia. Gdyby nie straż, to ostatnim razem zjadłaby mnie ta gigantyczna manta. Zobaczmy, co tym razem tu przysła... - jednak śmieciarz nie dokończył zdania, gdyż Gravier skoczył na niego z pazurami i pociął mu twarz. Mężczyzna padł na ziemię, a raczej na stos kefirów i mydelniczek i ściskał gorączkowo twarz. Demon odbiegł kawałek od niego, ale zatrzymał się i obejrzał się na skuloną i wrzeszczącą postać.
Przeżyje pomyślał demon i pobiegł dalej Poza tym to trochę dziwne, że elf pracuje jako śmieciarz i gada do siebie... Ale jak ma się takie śmietnisko.

************************************************************

Gravier biegł wśród uliczek śmieci, aż znalazł wyjście i wybiegł na ulicę. Pora była dosyć późno więc większość mieszkańców porozchodziła się do domów... a raczej do domo-podobnych tegesów, bo inaczej tego Oxinus nie mógł nazwać patrzeć na slumsy tego wielkiego miasta.
Ciekawe w ogóle, gdzie mnie przyzwał pomyślał
Niedaleko niego wisiała stara tablica informacyjna. Demon podszedł do niej i przeczytał starą informację sprzed ponad pół roku:
EODEM, NAJWSPANIALSZE MIASTO W ASKADII OBCHODZI DZISIAJ 100.000 LAT ISTNIENIA! PRZYBYWAJCIE NA FESTYN NA PÓŁNOCNYCH OBRZEŻACH MIASTA!
Tuż koło notki była podniszczona mapa miasta ze zaznaczonymi dzielnicami.
A więc to Eodem... Największe skupisko lizusowatych elfów w całym uniwersum. pomyślał Oxinus No bądźmy optymistami - zawsze mogłem trafić gorzej. Jak na razie muszę obmyślić jakąś strategię, by przetrwać tutaj. Najpierw wezmę tą mapę - może okazać się przydatna. A teraz znajdę jakąś kryjówkę zanim ktoś usłyszy łkanie tamtego gościa.
Mag rozejrzał się po okolicy, aż zauważył dużą studzienkę i płynącą kilkanaście metrów niżej wodę i kilka innych rzeczy będące w niej, o których Gravier nie chciał myśleć.
No cóż - będzie przynajmniej czyściej niż w domu odsunął pokrywę od studzienki i powoli się zsunął na dół

***********************************************

[Pewne uaktualnienie związku z wytycznymi MG]

Reputacja: 0

Exp:
0/3000

Umiejętności:
1. Dla wszystkich:
a) wiedza [stopień 1]
b) wyostrzone zmysły [stopień 1]
c) orientacja w terenie [stopień 1]
2. Klasowe:
a) rzucanie zaklęć
b) Szkoła Magii -> Czarna Magia [stopień 1]
3. Rasowe:
a) atakowany przez ludzi w miastach
b) może na starcie rozwinąć 4 umiejętności
c) jego domem jest otchłań

Ekwipunek:
1. Kij
2. Szata Maga
3. Podniszczona mapa Eodemu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Jupikajej, czy coś]

Imię
Vic Marks

Rasa:
Człowiek czystej krwi

Klasa
Bard

Historia
Przeszłość, dla wielu ludzi ważna, podczas gdy dla Victora (nie cierpi pełnej wersji swojego imienia) znaczenie ma ono niewielkie. Sam nie pamięta, lub nie chce pamiętać, swoich początków. Innym mówi tylko, że się urodził w wiosce na północ od Andaven. Odkąd został bardem prowadzi koczowniczy tryb życia. Od miasta do miasta, od tawerny do tawerny - nie ma miejsca w którym nie sprawiłby sobie kłopotów.

Charakter
Ma talent do ciętej gadk, może dlatego został bardem. Ale nie tylko... wszystkie inne profesje - od wojownika do maga - sprawiały mu nie tyle trudność, ile były niemożliwe do osiągnięcia... za duży ciężar oręża, za dużo słów do zapamiętania, więc może dlatego profesja barda wydała mu się rozsądnym rozwiązaniem. Nie lubi walk, ale nie jest pacyfistą, zwyczajnie nie chce mu się walczyć. Ostry ma język, ale nie potrafi nadrobić to czynami. Zwykle gdy stanie mu na drodze zagrożenie, "wycofuje się na z góry upatrzoną pozycję". Przez swój charakter narobił sobie mnóstwo kłopotów, ale nie jest zły, lub pomagać innym. Złoto, to tylko taka troszkę większa motywacja.

Wygląd
Obrazek.

Ekwipunek
Sztylet [2pkt]
80 szt zł [4pkt]
Lniane odzienie [1pkt]
9-dniowa porcja żywności [3pkt]

Umiejętności
- śpiewanie (st. 2)
- gra na instrumentach muzycznych (st. 1)
- aktorstwo (st. 1)
- szybka nauka (st. 1)
- wyostrzone zmysły (st. 1)

20090616210028

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Hmmm... wojsko, sława, szacunek...? Jakoś mi to nie pasuję. Nie wierzę, żeby każdemu nowemu rekrutowi to zagwarantowali, chociaż... przecież nie pójdę na niańkę i nie mam zamiaru zabawiać tego starego Lorda Tyramora. Najemnicy... to nie głupie jednak wiem jak wygląda takie życie... Ha, najemnicy- zgrany zespół... prawdziwego najemnika obchodzi tylko to ile ma w sakiewce... Nie, zaryzykuję i udam się do królewskich koszar. Przynajmniej będę miał zapewniony dach nad głową, a jeżeli coś by mi nie odpowiadało przy pierwszej bitwie zwieje i ruszę dalej do innego miasta, po inne zadania.
Mordrag wstał z ławki, schował ogłoszenie do sakwy i ruszył w stronę koszar.
Łabędzia, ulica Łabędzia, cholera gdzie to jest. Swoją drogą ciekawe jak bardzo naćpany był elf który wymyślał te nazwy.
Zatrzymał się.
Tak, odgłosy miecza, głośne i wyraźne. Na pewno dochodzą z koszar, gdzie młodzi rekruci pokazują na co ich stać. To na pewno tam, a więc w drogę.
Koszary nie były jednak tak blisko jak mu się zdawało. Od małego chłopca dowiedział się, że to parenaście domów stąd. Idąc wzdłuż alejki nagle poczuł odrzucający odór.
Cholera, ale wali, co to takiego!?
Nie musiał się długo zastanawiać gdyż po prawej stronie zobaczył furtkę z napisem " W Y S Y P I S K O ", przez którą własnie wchodzi dziwny, przygarbiony i mruczący pod nosem elf.
Współczuję mu, w samym środku smród jest pewnie nie do zniesienia... Ha ha elfy.. niby takie mądre, takie szykowne, poważne i wyniosłe, uważające się za rasę doskonałą, a grzebią się w śmieciach jak wszyscy.
Z ironicznym uśmiechem na twarzy Mordrag ruszył dalej. Odgłosy trenujących stały się bardzo wyraźne, wiedział, że jest już blisko. Za rogiem ostatniego domu alejki ujrzał wielki plac na którym wielu młodych mężczyzn waliło mieczami w kukły, strzelało z łuków i kusz, oraz uczyło się parowania tarczą. Na czele placu stał stół przy którym siedział mężczyzna w średnim wieku, w pięknej różniącej się od innych zbroi.
To na pewno kapitan, tak to do niego muszę się zgłosić... Ahh i rozpoczynam nową przygodę.

************************************************************************************* *****

(Uaktualniona karta postaci)

Imię: Mordrag

Rasa: Człowiek czystej krwi

Klasa: Wojownik

Historia postaci:
Mordrag od młodości ćwiczył i kochał władać mieczem. Uwielbiał udawać, że wyrusza w bitwy i wojny na których zawsze zwyciężał dzięki swej sile i umiejętnością. Był wesołym chłopcem. Jednak w wieku 17 lat na majątek ziemski jego rodziców najechali barbarzyńcy. Wybili wszystkich farmerów i całą służbę. Brutalnie zabili jego ojca, a matkę zgwałcili i pobili na śmierć. Młody Mordrag widział to wszystko w ukrytej komorze w kominku. Gdy najeźcy odeszli dobył zbroi ojca oraz jego miecz i wyruszył w podróż. Na zawsze stracił swoją radość z życia, już nigdy nie był taki jak dawniej. Po kilku tygodniach wstąpił do grupy najemników. Nauczył się tam mistrzowsko władać mieczem, i wyrobił sobie potężną muskulaturę. Po kilku latach w wieku 25 lat opuścił najemników. Wiedział, że należy do rodu ludzi czystej krwi i jego przeznaczeniem jest być wielkim wojownikiem. Postanowił wyruszyć w długą podróż bez celu, podróż utorowaną krwią i mieczem.

Charakter, wygląd:
Potężny wojownik, wysokiego wzrostu, posiadający potężne mięśnie. Długie czarne włosy. Jest niezwykle groźny i waleczny. Ma poczucie humoru(ale tylko ironiczne i po kufelku). W głębi duszy jest osobą czuła i współczującą, ale ciągle stara się ukryć to pod maską groźnego, nie złamanego wojownika.

Ekwipunek: Długi Miecz, Zbroja skórzana ćwiekowana, Trzydniowa porcja żywności
Reputacja: 0

Exp:
0/3000

Umiejętności:
1. Dla wszystkich:
- orientacja w terenie
- jeździectwo
- ukrywanie się
2. Dla poszczególnych klas:
- powalenie
- kowalstwo
- walka każdym rodzajem broni
3. Dla poszczególnych ras:
- szybka nauka:

20090616215704

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[No nareszcie wziąłem się za siebie, chociaż jak znając życie coś pomieszałem xD]
Imię: Lucien Ritari
Rasa: Wampir
Klasa: Złodziej
Historia:
Już dawno zapomniał o swoim życiu przed przemianą w wampira.
Chociaż jeszcze jak przez mgłę pamięta jak to się stało. Podczas jednego z "wypadów"(czyli po prostu podczas wykonywania jego pracy - złodziejstwa), wpadł przypadkiem na wampira, który też okradał ową posiadłość i widocznie nie chciał współpracować. Ugryzł go, zabrał wszystko i uciekł. Sam Lucien na szczęście resztkami sił wydostał się z domu, dlatego straż go nie złapała.
Nie interesuje go przeszłość, żyje tym co jest teraz i będzie.

Charakter:
Kłamliwy, ironiczny, zimny jak lód, nie do złamania, nigdy nie okazuje litości. Egoista - mało kiedy interesują go losy innych. Po prostu bez serca. Poza tym jest bardzo cierpliwy, na dobrą okazję potrafi czekać nawet kilka godzin. Spokojny i opanowany, rzadko wybucha gniewem. Lubi sobie wszystko dobrze zaplanować. Neutralny, pieniądze często decydują po której stronie się opowiada.
Lubi zabijać. Za odpowiednią opłatą oczywiście.

Wygląd:
Obrazek :)

Ekwipunek:
Sztylet[2], Długi łuk[4], 10 strzał[1], Lniane odzienie[1], Trzydniowa porcja żywności[1], 20
sztuk złota[1],

Umiejętności:
- pijąc czyjąś krew, leczy swoje rany(st. 1)
- boi się światła słonecznego(st. 1? - żarcik xD)
- odporność na magię (st. 2)
- kradzież kieszonkowa(st. 1)
- otwieranie zamków(st. 1)
- skradanie się(st. 1)

Wprowadzenie do gry: Obecnie Lucien wędruje przez las, szukając miasta, w którym można by okraść jakiegoś bogacza.

20090617121107

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Ach, to moje roztargnienie ;P]


Imię - Layla Tinnyer
Rasa - Wampir
Klasa - złodziej

Historia postaci - Layla, córka dwóch rolników-wampirów od których uciekła żądna przygody i krwi, to młoda i zgrabna kusicielka naiwnych kupców krążących po wioskach i głupich mieszczan. Jej cięty język nie raz, nie dwa przysporzył jej kłopotów, przez które Tinnyer zmuszona była do częstych podróży po świecie. Kusznictwa nauczyła się w wolnym czasie, by pozbyć się natrętnych i zbyt ''chętnych''.
Po przygodach, które zaprowadziły Laylę w dzikie(/dziwne) tereny Gór Mglistych (Blablabala, kto ma znac, ten zna.) Jednakże z powodu przedawkowania srebra, światła słonecznego i częściowo alkoholu oraz braku krwi, straciła rozum i podjęła długą wędrówkę na cywilizowane tereny. W poszukiwaniu tajemniczego elfa o imieniu Yggdrasilon, ruszyła jego śladem (Rzecz jasna, żadnego elfa nie ma. Chociaż, kto wie?) i trafiła do odległej o kilka dni piechotą od Andaven wólki.

Charakter: Pyskata, często wybuchowa, nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu za długo, woli szybko wykonać zadanie i mieć je już z głowy, aniżeli dopracowywać każdy szczegół

Ekwipunek: Nóż (1); Lekka kusza (2); Lniane odzienie (1); 20 bełtów (2); 20 szt. złota (1)


Lokalizacja: Stóg siana, w jednej z wioskowych stodół.
Cel bieżący: schrupać jakiegoś młodego wieśniaka na śniadanie, wziąć tyłek w troki i ruszyć za Yggdrasilonem. Za wszelką cenę.

Umiejętności:
1. Rasowe
Wampir
- pijąc czyjąś krew, leczy swoje rany (um. początkowa w stopniu 1, stopień 2 – poziom 5)
- boi się światła słonecznego
- odporność na magię (um. początkowa w stopniu 2)
2. Klasowe
Złodziej
Podstawowe
- otwieranie zamków
- kradzież kieszonkowa
3. Dla wszystkich
wyostrzone zmysły

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[ No, to ja też wchodzę do gry. Bójcie się ^^ Skorzystam z tego, że mamy noc ^^]

Imię: Raziel

Rasa: Wampir

Klasa: Wojownik

Historia postaci:
Raziel jest jednym z nielicznych, którym dane było urodzić się jako Wampir. Przyszedł na świat pewnej księżycowej nocy, na wrzosowisku, ponad dwieście lat temu. Jego matka - Vonaya zmarła parę godzin później przygwożdżona do ziemi przez łowcę wampirów, Abadona, ukrywając wcześniej swego syna w ziemnej jaskini. Małego Raziela znaleźli bracia matki, wysłani na poszukiwania w celu jej odnalezienia po tym, jak zbiegła z zamku swego ojca, Venera.
Już jako mały, zaledwie trzydziestoletni chłopiec Raziel przejawiał umiejętności, o jakie nikt wampirów w jego wieku nie posądzał. Był zwinny, szybki i drapieżny. Jego nocne wypady do okolicznych ludzkich wiosek sprawiały, że nawet najstarsi spośród istot jego gatunku otwierali szeroko oczy ze zdumienia.
Podczas, gdy jego rówieśnicy szkolili się w prawidłowym trzymaniu miecza i podchodzeniu do ofiary Raziel udawał się w długie wędrówki tropiąc uzbrojonych ludzi i napadając na nich. Często toczył z nimi długie walki bawiąc się wyśmienicie, gdy w końcu padali od licznych ran. Jego żądza mordu była niespełniona. Jego moc rosła, a on sam stawał się coraz bardziej mroczny i groźny. W końcu musiało dojść do nieszczęścia.
W sześćdziesiątym roku swego życia Raziel spotkał na swojej drodze pewną młodą wampirzycę, Alerię i zakochał się w niej bez pamięci. Wspólnym polowaniom, miłosnym i krwawym uniesieniom nie było końca. Ta młodzieńcza miłość nie mogła jednak trwać długo.
Na drodze do ich wspólnego szczęścia stanął Varion - Młody, silny wampir, który zapragnął mieć dla siebie ukochaną Raziela. Przez wiele lat obaj konkurowali ze sobą o względy Alerii. A gdy ani jeden, ani drugi nie wyszedł na prowadzenie pozostało tylko jedno rozwiązanie: walka.
Pewnej nocy, przy pełni księżyca spotkali się obaj na tym samym wrzosowisku, na którym niegdyś Raziel się narodził. Wiał zimny wiatr, świerszcze grały w trawie a księżyc świecił oślepiającym, srebrnym światłem. Oczy oby młodych wampirów spotkały się na moment. Obaj unieśli miecze, zapominając, że walcząc ze sobą łamią zasady swego gniazda.
Obaj byli silni. Obaj drapieżni. I obaj pałali do siebie nienawiścią.
Już mieli na siebie ruszyć, gdy wśród nocy rozległ się krzyk Alerii. Chwilę później usłyszeli rżenie konia. Raziel pierwszy zorientował się, co ono oznacza.
Tylko jedna rzez jest zdolna sprawić, że wampir krzyczy o pomoc - Łowca. Łowca na swoim koniu, ze swoim mieczem, kuszą i zaklęciami. Z pogardliwym uśmieszkiem na pooranej bliznami twarzy. W szerokim kapeluszu i skórzanej zbroi. Łowca, którego wieśniacy zatrudnili, by wreszcie rozwiązał problem Raziela. Łowca, który czekał w ukryciu na samotnego, młodego wampira przemierzającego wrzosowiska. Abadon.
Gdy obaj dobiegli na miejsce Aleria już nie żyła. Jej głowa spoczywała zaś w rękach zabójcy. Obaj rzucili się do ataku. Obaj ponieśli klęskę.
Mogli być silni, mogli polować na wieśniaków, czy uzbrojonych drabów, lecz nigdy nie zetknęli się z wielkim światem, w którym byli tylko małymi, słabymi wampirkami. Abadon to wiedział. I dlatego, gdy zobaczył dwóch, młodych wampirów biegnących na niego z obnażonymi mieczami tylko się roześmiał.
Chwilę później było po wszystkim. Raziel leżał w trawie uciskając rozorany brzuch, a jego niedawny wróg spoczywał pod stopami łowcy. W dwóch kawałkach.
Łowca spojrzał na martwego wampira, a potem na ledwo dyszącego Raziela. Uśmiechnął się. Z torby przytroczonej do siodła wyjął małą piłę. Potem, wolnymi ruchami odciął swej ofierze głowę, cały czas patrząc się Razielowi prosto w oczy. Młody Wampir wiedział, że będzie następny.
I tak by się niechybnie stało, gdyby nie pojawienie się dziesięciu dorosłych wampirów idących na pomoc młodzieży. Abadon musiał uciekać. A Raziel musiał zemdleć.
Gdy się obudził, okazało się, że od zdarzeń na wrzosowiskach minęły dwa tygodnie, a on jest już zdrowy. Z początku się ucieszył, że żyje. Ale potem przypomniał sobie Alerie.
Tamtego dnia wszystkie pięć okolicznych wiosek zostało spalonych, a ludzie zginęli okropną śmiercią. Tamtego dnia Raziel dał upust całej swojej żądzy mordu. Tamtego dnia Raziel stał się dojrzały.
Aleria nie żyła. Wioski zostały spalone, a po okolicy włóczył się Łowca. Niedługo dołączyć do niego mieli inni. Wampirom z gniazda nie pozostało nic innego, niż wynieść się z tego miejsca. I tak też uczynili. Przenieśli się w góry, w których wznosiła się wielka, wspólna forteca wszystkich wampirzych klanów. Ich bracia przyjęli ich życzliwie. A Raziel... Raziel nie mógł już pozostać takim, jak był kiedyś.
Jego zapał do mordu gdzieś się ulotnił. Nigdy więcej nie chodził już na polowania dla zabawy. Zamiast tego ćwiczył się w walce mieczem, chodził po górach i przyjaźnił się z wilkami. Rok po roku stawał się coraz chłodniejszy. Stygł. W młodości jak pantera, jak wilkołak mordował, bił i zabijał. Ogień w jego duszy nie gasł ani na chwilę. Teraz zaś zamknął ten ogień w metalowej skrzyni stając się zimnym, wyrachowanym zabójcą z jednym, jedynym celem - dopaść Abadona i sprawić, by popamiętał swoje zbrodnie.
Czy zatem Raziel przygasł? O nie... wręcz przeciwnie. Ale zamiast szalejącego pożaru przemienił się w wielki wulkan gotowy w każdej chwili wybuchnąć i spopielić wszystko i wszystkich, którzy stoją mu na drodze. Zimny drań, zabójca bez serca, gotowy w każdej chwili przemienić się szalejące, ogniste piekło.
Bogowie, miejcie w opiece tych, którzy w przyszłości odważą mu się przeciwstawić!
Dalsze losy Raziela nie są do końca wiadome. Pewne jest tylko to, że przez ponad sto lat nie wystawiał nosa poza zimne góry, gdzie szkolił się i potężniał z każdym dniem. Bez wytchnienia.
Coś w końcu spowodowało, że opuścił swe bezpieczne schronienie. Co? Tego nikt nie wie. Wiadome jest tylko to, że jego droga do potęgi dopiero się rozpoczyna...


Charakter:
Raziel jest z reguły poważny, zimny i mroczny. Nieustannie nad czymś myśli. Ogląda świat ucząc się go, pochłaniając każdy szczegół. Czasami może objawić się u niego coś na kształt humoru, lecz są to bardzo rzadkie zjawiska. Na pierwszy rzut oka może wydać sie pozbawiony wewnętrznego ognia. Jednak nikt, kto spojrzał mu w oczy nigdy więcej tego nie powiedział.


Wygląd:


OBRAZEK

Dodam to, czego nie widać:
Wzrost- 190 cm

Ekwipunek:
Długi miecz (półtoraręczny) [4pkt]
Zbroja skórzana ćwiekowana [5pkt]
20 sztuk złota[1pkt]

Umiejętności:
1. Dla wszystkich:
- Wyostrzone zmysły
2.Klasowe:
- walka każdym rodzajem broni
3. Rasowe:
- pijąc czyjąś krew, leczy swoje rany (1)
- boi się światła słonecznego
- odporność na magię (2)

Reputacja: 0

Exp: 0/xxxx


Wprowadzenie do gry:


Andaven, cmentarz, rok 3458 kalendarza krwi

Zimny wiatr gwizdał pomiędzy grobami. Księżyc w pełni wisiał nisko, nad horyzontem. Długie cienie kładły się na ziemi równo, idealnie pod tym samym kontem.
Raziel uśmiechnął się drapieżnie. Wszystko było tak idealne... kamienie, cienie, chmury na niebie... Nawet trupy pod ziemią. I on sam wewnątrz tego wszystkiego. Odetchnął głęboko. Jego serce biło w idealnym, wolnym rytmie. Jego oddech był spokojny, bez śladu zdenerwowania. Źrenice rozszerzyły się wpuszczając więcej światła.
Oparty o nagrobek czekał cierpliwie na swoją ofiarę.
Za nim rozległ się cichy chrzęst. Drgnął. Przejechał językiem po ostrych zębach i mruknął z zadowolenia, kiedy kły go rozcięły, a usta wypełniły mu się krwią.
Chrzęst był cichy. Żaden człowiek by go nie usłyszał, ale Raziel nie był człowiekiem. Był wampirem. W dodatku wampirem, który polował. Wampirem, przy pełni księżyca...
Cicho skrzypnęła brama. Ofiara zbliżała się... jedna? Nie. Dwie. Słyszał wyraźnie ich kroki. Sądząc po tym, w jaki sposób je stawiali ofiarami była kobieta i mężczyzna. Mężczyzna był gruby. Miał w sobie dużo krwi. A kobieta była pewnie młoda, delikatna...
Przypadł do ziemi. Cicho jak kot podczołgał się do następnego grobu. Uniósł głowę. Zbliżali się. Kobieta niosła pochodnie, mężczyzna jakieś zielska. Byli dwadzieścia metrów od niego, lecz on dokładnie słyszał to, o czym mówili.
- To nie jest dobry pomysł, ile razy mam ci to powtarzać? - rzekł mężczyzna.
- Zero. I tak to zrobię. Wróżka mówiła, że to zdejmie ze mnie klątwę i będę mogła...
- Mieć dzieci. Wiem - Mężczyzna zamilkł na moment. - Ale włóczyć się po cmentarzu przy pełni księżyca z rękami pełnymi pokrzyw? I co ty masz z nimi zrobić?
- Wróżka dokładnie mi powiedziała. Mam się rozebrać i natrzeć nimi całe ciało, a potem będę mogła zajść w ciąże. Tyle, że tylko dzisiaj. I po to ty tu jesteś.
Grubas westchnął.
- Dalej nie jestem co do tego przekonany, kochanie. Ja rozumiem w domu, w łożnicy... ale cmentarz? Ja... - przełknął ślinę. - Nie wiem, czy to odpowiednie.
- Nie bądź głupi! To musi się stać na grobie naszych przodków. I bez gadania. Chciałeś mieć syna, to cierp.
Mężczyzna mruknął coś niezrozumiałego. Wzdrygnął się i rozglądnął po okolicy.
Raziel ukryty w mroku nocy uśmiechnął się szyderczo. No, dzisiaj sobie raczej nie pobaraszkujecie...

Byli dziesięć metrów od niego. Czuł już ich zapach. Naprężył mięśnie. Jego serce nieznacznie przyspieszyło. Osiem metrów. Siedem... dwa... TERAZ!
Skoczył. W locie dobył sztyletu. Jednym cięciem pozbawił mężczyznę ręki. Opadł na ziemię i wbił ostrze w jego plecy. Grubas nie zdążył nawet jęknąć.
Kobieta otworzyła usta do krzyku. Raziel skoczył i wbił kły w jej szyję, czując jak do ust spływa mu ożywczy nektar życia...

***

Obudził się. W mroku krypty nic nie było widać,lecz w chwili, gdy otworzył oczy chwycił za miecz i przycisnął się plecami do ściany.
- Spokojnie, bracie. To tylko ja.
W mroku rozbłysła iskierka i w nikłym świetle świeczki ukazała się blada twarz wampira.
- Arvan - Raziel opuścił miecz. - Przerwałeś mi sen.
- Wiem. Ale musisz iść.
- Co się stało?
- Xarn cię wzywa.
Raziel zmarszczył brwi.
- Xarn... Dobrze, powiedz mu, że zaraz będę.

20090617143754

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gravier siedział już kilka godzin w kanałach. Znalazł sobie nawet dobą miejscówkę koło czegoś, co przypominało kota z pięcioma nosami w jednym z bocznych odłamów, gdzie poziom zanieczyszczeń był niższy. Niedaleko niego znajdowała się na suficie mała studzienka, przez którą przelatywał srebrzysty blask księżyca. Dzięki temu miał mógł bez problemu zbadać mapę miasta.
Eh... Nie mogę tutaj tkwić przez jeszcze 2 dni. Muszę znaleźć dobrą, ale w miarę wygodną kryjówkę. Hm... Według mapy wysypisko znajduje się w południowo-wschodniej części miasta. Jeśli dobrze określiłem mój kierunek, znajduję się teraz gdzieś koło Dzielnicy Rynkowej w Centrum. A więc jeśli jestem w Centrum Eodemu, to oznacza, że hula sobie tutaj najwięcej lalusiowatych elfów. Hm... Paradoksalnie mniejsze szanse, że zostanę przyłapany w tak zatłoczonym miejscu. Dobrze by było jednak znaleźć wygodniejszą kryj... jednak myśli maga skupiły się na dźwięku zbrój nadchodzącego patrolu nad nim.
- Jak sądzisz Mayel - zapytał jeden z elfów dowodzącego - co się stało staremu Xynusowi? Wyglądał naprawdę ciężko, gdy go znaleźli chłopaki z 5. Oddziału ledwo żywego na wysypisku.
- Nie wiem Ferguson - odpowiedział Mayel - Medycy gdy zobaczyli, nie byli pewni od czego zacząć, by go poskładać.
- Ale chyba wyjdzie z tego, co? - zapytała jedyna kobieta w patrolu
- Powinien Faer - pocieszył ją dowódca - Ci goście już mieli gorsze przypadki. Mam nadzieję, że dokonają badań na staruszku, określą mniej więcej, co go zaatakowało.
- Pewnie jeden z eksperymentów magów. Chyba pamiętacie o tamtej mancie, prawda? - rzekł Ferguson
- Nadal mam ją w koszmarach - odpowiedziała Faera - Że tym cholernym magom chce się robić coś takiego
- Nikt ich nie zrozumie. Nawet oni sami trudno się dogadują. - rzekł dowódca - Ale mam szczerą nadzieję, że nie wypuścili czegoś naprawdę paskudnego.
- Zmieńmy temat - poprosiła Faer - Lepiej chodźmy do pubu. Tam zawsze trzeba interweniować.
Ostatnie co demon słyszał, to szczęk metalu, gdy żołnierze oddalali się od jego miejsca pobytu.

**********************************************

Więc znaleźli starucha? Może i dobrze. Gdyby nadal tam był, wykrwawiłby się i tamten mag nie byłby zachwycony. Mniejsza z tym. Muszę się gdzieś przenieść... Gdzieś o świeższym powietrzu.
Oxinus powoli wspiął się po drabince i odsunął delikatnie pokrywę, by się rozejrzeć.
Nikogo. Doskonale.
Wyszedł na pusty plan i rozejrzał się po okolicy. Plac był dosyć duży, a na samym środku wybudowano wielką fontannę, na której znajdowały się pomniki dwóch postaci: mężnego elfa i pięknej elfki.
Dłuższą chwilkę Gravier patrzył na tą majestatyczną fontannę, w końcu jednak otrzeźwiał i poszedł wzdłuż najbliższej ulicy najciszej, jak mógł. Znajdowało się przy niej wiele sklepów i warsztatów, takich jak: "U pani Maghan - ubrania na każdą okazję" czy "Tyle ile możesz zjeść tylko za 2 srebrniki". Kilkanaście metrów dalej na drzwiach jednego z budynków przybito notkę:
WYNAJEM LOKALU OD ZARAZ. PYTAĆ W PUBIE "POD MOTYKĄ" O GOŁOBRODĘ
Może być jak na początek
Rzucił wzrokiem na budynek i uznał, że najłatwiej się wbić przez dach. Mag zaczął się wspinać w górę rynny aż na dach. Znalazł tam półotwarte okno. Wsunął rękę przez otwór i w pełni otworzył okno. Był już w środku jego tymczasowej kryjówki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Imię- Elhan

Rasa - Mroczny Elf

Klasa - zabójca

Historia - Jako niemowlę, znaleziony na przedmieściach dużego miasta. Przygarnięty do jednej rodziny, jednakże cały czas robił za popychadło, służbę, chłopca na posyłki. Uciekł z "domu" i szwendał się po ulicach. By nie umrzeć z głodu kradł. Ciągle ścigany przez straż miejską, lecz udawało mu się unikać złapania. Narobił wiele długów u jednego lichwiarza. Postanowił go zabić podczas snu. Na lichwiarza został wystawiony wyrok śmierci przez światek przestępczy i Elhan dostał swoją pierwszą nagrodę. Odtąd stał się zabójcą.

Charakter - Przez wielu uważany za złego, jednakże kieruje się jedynie pieniędzmi. Gdy zostanie odpowiednio nagrodzony, zabije typa spod ciemnej gwiazdy, jak również rycerza w lśniącej zbroi. Stara się być neutralny, nie wchodzić w dłuższe sojusze. Działa zwykle w pojedynkę.

Rozpoczęcie - karczma o złej reputacji -

Umiejętnośc - cichy chód (2)

Ekwipunek - przeszywnica, krótki łuk, długi miecz, nóż, 10 strzał

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rusty: (i trochę Tokkarian) [Nie obraź się Przedlack, ale stara ksywka lepiej mi pasuje ;P ]

- Patrzcie, kolejny mistrz gitary i świergolenia! - nie dało się nie słyszeć komentarza nadejścia nowego barda
- Już dziś rano jeden oberwał... W sumie za nic, więc lepiej dajcie sobie już dzisiaj spokój.
- A ty, co sądzisz... eee... Thaminie?
- Zostawcie go. Ja muszę iść, czuję się słabo...
- Faktycznie coś od rana jesteś blady. Idź, przyjacielu...
Po łagodzących komentarzach nikt już nie patrzył na barda. Blady mężczyzna szybko opuścił tawernę... Nie minął kwadrans, jak kelnerka niosąca tacę do stolika przy oknie wrzasnęła.
- Tu... tu leży trup! - zdołała wykrzyczeć, po czym zemdlała. Faktycznie, za zasłoną leżało ciało jakiegoś mężczyzny, wyglądało na rozszarpane przez jakąś bestię. Zupełnie jak w poprzednich przypadkach i tak samo nikt nie miał pojęcia, jak do tego doszło...

Deedi: (i trochę morze)

Przemierzając lasy dostrzegł grupkę elfów, przemierzającą lasy. Zapewne jest to patrol z Eodemu. Musi więc być bardzo ostrożny. Noc jest jego sprzymierzeńcem. Skrył się w cieniu drzewa, licząc na szybkie odejście zwiadowców. Miał jednak wielkiego pecha, jakiś ptak tuż nad nim zaczął nucić swoją wieczorną melodię. Nie mogło to przejść obojętnie wobec miłujących naturalne piękno elfów. Wszyscy skierowali spojrzenie na ptaka, a tym samym na drzewo, za którym schował się wampir.
- Intruz, kim jesteś?! - krzyknął jeden z nich. Lucien nie wiedział, czy uciekać, czy też spróbować z nimi jakoś porozmawiać, przecież nie ma wcale złych zamiarów... W każdym razie nie oficjalnie. W każdym razie wizja elfickiej strzały w plecach była mniej kusząca. Stał w miejscu i czekał na patrol.
- Ukrywałeś się, pewnie jesteś szpiegiem! Zaprowadzimy cię przed oblicze sierżanta Rynhesa i zobaczymy, czy cię wypuści...
Lucien uśmiechnął się lekko. Jeszcze nikogo nie okradł, ani dla nikogo nie pracuje. Na pewno go wypuszczą, a potem będąc już w mieście, powinien mieć łatwiejszą drogę do kradzieży, choćby kieszonkowej. Ze spokojem dał się prowadzić zwiadowcom. Przechodząc jedną z ulic dostrzegł jakiegoś potwora, chyba demona, wchodzącego do jednego z domów przez dach. Ciekawe... Siedziba straży nie była daleko. Dziwny dom pozostawał w zasięgu jego wzroku, tylko musiał poczekać do rana, ponieważ sierżant teraz śpi. Ma nadzieję, że szybko się obudzi i nie będzie musiał, nawet przez okno długo doświadczać tego przeklętego słońca...

cedricek:

- Nie wiem, czy wiesz, Razielu, ale przespałeś około dwóch tygodni... - oznajmił chłodno Xarn. To długo, bardzo długo, powiedziałbym nawet, że zbyt długo... Stało się coś dziwnego, fala cienia przemknęła przez to miasto, zmieniając wszystkie żyjące tu istoty, od ludzi, elfów i wszystkich innych w jakieś dziwne istoty, z jednej strony podobne do zwykłych przedstawicieli tych ras, natomiast z drugiej, zupełnie innych...
- Natomiast na nas, żyjących pod ziemią na szczęście to nie działa. - dodał po chwili - Oczywiście, jeśli faktycznie pod nią żyjemy. Tych, co wyszli na powierzchnię i na niej pozostali, ciesząc się ze zniknięcia słońca nie chciałbyś poznać. Jesteśmy pod mroczną barierą, której na razie nie jestem w stanie rozgryźć... I tu pojawiasz się ty, ja muszę zostać tu, wewnątrz, aby dopilnować wszystkiego, co się może stać, bo ten, kto użył tej dziwnej magii, użył ją z miasta i zapewne tu się znajduje, czy w nowej postaci, czy też jest chroniony przed działaniem mrocznej bariery... Nie wiem. A więc ty zbadasz to, co się dzieje w okolicy Andaven. Mam jeden zwój z zaklęciem teleportu na tyle potężnym, aby przebić się przez tą czarną osłonę. Tak więc, czy chcesz, czy nie, przygotuj się na wycieczkę i proszę cię, abyś zadbał o swój klan i postarał się rozbić osłonę od zewnątrz, co może być nawet trudniejsze, niż próba rozproszenia jej od środka...
Raziel pamiętał już tylko błękitny błysk. Został sam, na leśnej polania z wyraźnym celem, jednak nie miał pojęcia, jak go zrealizować...

Redin:
W Eodemie mroczne elfy nie są lubiane, jednak dopóki nie sprawiają większych problemów, wszyscy je tolerują. Tak było i w tym przypadku. Elhan spokojnie siedział w tawernie, przyglądając się innym gościom lokalu... Nie zauważył elfa, który przemówił do niego:
- Wyglądasz na bezrobotnego... - Poczuł tylko, jak w tej samej sekundzie ktoś wciska mu do ręki kartkę papieru z ogłoszeniami. Nie zdążył dostrzec tajemniczego "pracodawcy", ale ogłoszeniom warto się przyjrzeć.

"Osiłka do ochrony domu przed złodziejami przyjmę, kontakt - gospoda "Złoty Łuk", czas zatrudnienia - 2 dni"
"W związku z aferą runów, towarzystwo najemników "Płatny wojak" szuka chętnych do współpracy ludzi, oferujemy pracę w zgranym zespole, wyżywienie i nocleg bez względu na istnienie pracy lub jej brak, reszta szczegółów w umowie. Kontakt - siedziba naszej organizacji mieszcząca się przy głównej drodze, obok gildii kupieckiej"
"Miłą, ładną panią do towarzystwa w wieku 19-30 lat przyjmę w tygodniu od 4-go do 11-go dnia Tevelianu na wieczór, nocleg i kolacja gwarantowane. Zapraszam, Lord Tyramor, błękitna willa przy ulicy Łabędziej"
"Opiekunkę do dziecka zatrudnię. Elthuriel, kontakt - tawerna "Psie Szczyny", pytać o zielonkę"
"Królewska armia szuka bezinteresownych poszukiwaczy przygód, chętnych do walki o bezpieczeństwo krain. Zapewniamy wiele wygód, a oferujemy sławę, zaszczytne miejsce w galerii wielkich wojowników, oraz szacunek. Oczekujemy za to walki w imię Eodemu. Chętnych proszę o zgłoszenie się do królewskich koszar, do jednego z kapitanów organizujących wyprawę."
A na dole, dopisane czarnym atramentem były jeszcze 2 ogłoszenia.
"Odważnego najemnika zatrudnię w sprawie, że się tak wyrażę, cierpiącej z powodu braku zwłoki, a właściwie pewnych zwłok, pytać o Yhutelma w tawernie "Topór drwala", wykazać się cierpliwością"
"Chętnego do klubu pojedynków szukam, miejsce - stara szopa na obrzeżach miasta, w pobliżu nieużywanego młyna. Rozpoczęcie zawodów - czwarty dzień Oddriama [jutro] o północy, czas trwania - dwie kolejne noce po rozpoczęciu"
No cóż, miał w czym wybierać.

Aktualna lista graczy:
1. Morze - jako Oxinus
2. Smocza - jako Layla
3. Madoxx - jako Valerik
4. Tokkarian - jako Rohael
5. Mordrag - jako [UWAGA... xD} Mordrag
6. Przedlack - jako Vic
7. Deedi - jako Lucien
8. Cedricek - jako Raziel
9. Redin - jako Elhan
10. (KooK - mógłbyś jutro lub jeszcze dziś dać kartę...)
11. ...
12. ...

Te miejsca czekają jeszcze na chętnych ;]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Tutaj mamy dialog postaci mojej i Madoxx''a. Gościnnie Miszczu jako Yluithena ;P]

Człowiek odezwał się cicho do barda.
- O jaki trop jej chodziło?
Ten zamyślił się na chwilę i odpowiedział.
- Żebym ja to wiedział... A może jej chodziło o ciebie?
- Wątpię. Sprowadzają mnie tu osobiste sprawy.
- A może jej chodziło o moje piosenki? Może uwierzyła w coś co śpiewałem, czy coś? Chociaż nie... Raczej nic o morderstwach z tej okolicy, by nie wyciągnęła z tradycyjnych elfickich piosenek...
Człowiek podniósł się. Wyglądał na trochę obolałego po świeżych ranach, wstał i mówi:
- W sumie to nie moja sprawa. Nie prosiłem się o ratunek...
kończąc to podchodzi do drzwi i chce je otworzyć.
W tym momencie weszła Yluithena:
- Już idziesz, a myślałam, że jednak mi pomożesz, KOTKU... - powiedziała Yluithena, stając w drzwiach naprzeciw Valerika - Ops, przepraszam, ledwie się znamy, nie powinnam tak mówić. W każdym razie przemyśl to. Nie przeszkadzajcie sobie, wrócę za jakiś czas. - kobieta uśmiechnęła się i pospiesznie odeszła od swoich "pacjentów", wychodząc z domu.
Człowiek usłyszawszy to stanął wryty. Patrzał tylko przed siebie bez większego celu, prawdopodobnie pogrążony w myślach...
- Nie wiem jak Ty, ale ja tutaj chyba jednak tutaj zostanę. Jak rozwikłam tę zagadkę to będę miał materiał na jakieś opowieści, ba, może będą o mnie inni bardowie piosenki śpiewać?- powiedział, po czym się zamyślił.
nagle człowiek wyszedł jakby z transu:
- ta... powodzenia - powiedział złośliwie po czym wyszedł z pokoju w poszukiwaniu kobiety.
Bard pobiegł za kompanem.
jeżeli mam rozwikłać tą zagadkę, to trzeba wypytać tę kobietę. Ten wredny szczur może mi ukraść okazję na sławę- Potem pobiegł w stronę "kotka".

Człowiek dopadł kobietę przed domem:
- czekaj! - chwycił ją pod ramie - skąd wiesz? Skąd wiesz kim jestem?! - zaczyna nią szarpać - no mów!
- Ja wiem kim jesteś? Naprawdę tak sądzisz?
trochę zmieszany puścił ją... ale po chwili przemawia:
- Tak jestem tego pewien. A przynajmniej się domyślasz, co nie odpowiada mi za bardzo.
- Nie mogę na to nic poradzić, nie wiedziałam, że wiedza zwykłej leśnej uzdrowicielki może ci nie odpowiadać... Gdybyś ty o mnie wiedział więcej, nie przeszkadzałoby mi to...

Rohael wyszedł na dwór i spotkał tam kobietę i rozmawiającego z nią człowieka, będącego wcześniej jego towarzyszem. Odepchnął człowieka, prawie wywalając go na ziemie, po czym rzekł:
- Odejdź, to moja szansa na sławę!
Po czym zwrócił się do kobiety:
- Jak z tymi zabójstwami? Kiedy mogę zacząć poszukiwanie winnego? Mogę zacząć choćby zaraz!
- No to zaczynaj. - roześmiała się Yluithena - Wybaczcie, ale naprawdę teraz muszę udać się w głąb lasu i wolałabym tam dojść sama. Znajdę was, kiedy skończycie. Jeśli koniecznie chcecie, mogę odpowiedzieć jeszcze na jedno wasze wspólne pytanie, dotyczące zabójstw, ale tylko jedno.
- Kto jest sprawcą zabójstw?
- Jesteś pewien, że chcesz zadać akurat to pytanie?
- Jak wiesz kto jest sprawcą, to dawaj.
- A ty, młodzieńcze?- Zwróciła się do człowieka- To wy razem mieliście zadać to pytanie.
- Zdałaś już sobie sprawę chyba z tego, że nie interesuje mnie ta intryga... Chce wiedzieć skąd wiesz, bo na pewno mnie nie widziałaś. Kiedy się obudziłem w lesie nikogo nie było, więc skąd?
- Pytanie ma mieć związek z zabójstwami, tak więc nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeśli odpowiem na pytanie elfa?
- W porządku - machnął ręką, odwrócił się i odszedł...
- Uparty z niego człowiek. - uśmiech nie schodził z jej twarzy - Wolałabym, aby zrozumiał swój błąd, ale... No cóż, może jeszcze zmądrzeje. W takim razie wracamy do ciebie. "Kto jest sprawcą zabójstw?" Tak brzmi twe pytanie?
- No nie wiem, powiedziałem, że jak wiesz to powiedz i miałaś odpowiadać, więc przypuszczałem, że możesz wiedzieć...
- Wiem, ale nie znam konkretnej odpowiedzi. Zabójcami są ludzie. Wskazuje na to fakt, jak dobrze ukrywają się w mieście, jak niezauważenie przedostają się do wiosek, sądzę, że nieraz byli widziani przez niedoszłe ofiary, ciężko mi o nich powiedzieć coś więcej... Szukaj, pytaj, posługuj się swoimi zmysłami, a coś znajdziesz.
- Ludzie, nie ludzie. Co to za odpowiedź? To się nie liczy! Mi chodziło o konkretne imiona, czy coś...
- Gdybym to wiedziała, sama bym zadbała o koniec tej cichej rzezi... No cóż, ja idę, nie szukaj mnie już więcej w tej chacie, jak będę chciała, odnajdę was sama. - powiedziała i zniknęła wśród drzew.
- Ej! Zaczekaj! To się nie liczy. Chcę inne pytanie!- pobiegł za nią do lasu. Czuł się tam jak w domu, skakał z drzewa na drzewo, jednak jej nie znalazł. Nie wiedział nawet w którą stronę później poszła. Postanowił zawrócić i odnaleźć tego człowieka. Bez niego nie miał szans rozwiązać tej zagadki. Szukał go długo w całej okolicy, jednak nie mógł znaleźć. Przestraszył się że uciekł z miasta. Postanowił jeszcze podpytać miejscowych...

Uaktualnienie karty postaci:

Imię: Rohael "Tassu" ("Piękny". Tak też na niego mówią)
Rasa: Elf leśny
Klasa: Bard
Historia:
Rohael mieszkał w mieście zwanym "Leśnym Portem". Z pewnością miasto to miało niegdyś inną nazwę, lecz zostało zapomniane, gdyż ongiś przybyli do tego miasta ludzie, uważając owo elfickie miasto za świetne miejsce na port dla ich statków. Zmienili miasto w port, zaludnili się tam i zmienili nazwę miasta, bo nie mogli wymówić elfickiej wersji. Podobno miasto miało dostać od tego jakieś zyski, lecz dzisiaj już nikt w to nie wierzy. Potem już się do tego przyzwyczajono.
Rohael miał wspaniałe dzieciństwo. Kochającą, bogatą rodzinę, wielu przyjaciół. Gdy był wystarczająco duży, rodzice zapisali go do prywatnej szkoły sztuk wojennych. Nauczali go tam ludzie i elfy. Rodzice chcieli by w przyszłości był wspaniałym wojownikiem z którego mogliby być dumni. Był tylko jeden problem: Rohael był słabym wojownikiem. W walce wręcz był dość słaby, w strzelaniu z łuku był lepszy, lecz to nie wystarczyło, by został słynnym wojownikiem. Magiem nie chciał być. Nie chciał ani on, ani jego rodzina. Było ich pełno w mieście, ale przeważał fakt, z przeszłości jego rodziców: Ojciec jego matki był magiem i pewnego dnia, gdy chciał rzucić jakieś zaklęcie, pomylił się i zabił prawie całą rodzinę. Przeżyła tylko matka Rohaela, która w tym czasie wyszła na dwór. Zamieszkała z ojcem Rohaela. Dlatego nie chcieli by elf został czarownikiem. Bali się o niego i jego rodzinę w przyszłości. Pewnego dnia, do miasta przybył pewien bard. Podziwiał ich. Zawsze wierzył w to, że są oni wspaniałymi wojownikami i wszystkie ich opowieści, które opowiadają, wydarzyły się w ich życiu. Gdy dowiedział się, że opowieści bardów są albo zmyślone, albo posłyszane od ludzi, którzy dokonali owego czynu, zaczął się jakby nowy etap w jego życiu. Zapragnął być bardem. Nie musiał być doskonałym wojownikiem. Jeździłby tylko z miasta do miasta i opowiadał niestworzone historie i to by wystarczyło, by zdobyć pieniądze i by być sławnym w całym świecie. Tak przynajmniej wtedy myślał. Gdy opowiedział o tym rodzicom spotkał się z pierwszymi przeciwnościami. Kłócił się z nimi kilka dni. Był już wtedy dorosły. Postanowił uciec. Napisał im kartkę: "Kochani rodzice. Wybaczcie, że odchodzę, ale nie mogę pozwolić, byście zniszczyli moje marzenie. Wrócę do was. Wrócę, lecz pierwej posłyszycie o mnie od obcych. Posłyszycie o bardzie Rohaelu. Kocham was." Potem odszedł. Podróżował trochę, lecz mało zarobił, a co zarobił to wydał na jedzenie. Słyszał trochę o wydarzeniach w Andaven. Postanowił wyruszyć tam, by trochę zarobić i znaleźć natchnienie dla nowych opowieści.

Charakter:
Dobry, choć trochę cyniczny, pewny siebie, kocha opowiadać o sobie jak o wielkim bohaterze, choć sam za walką nie przepada. Mimo że jest dorosły, zachowuje się często dosyć dziecinnie. Potrafi myśleć mądrze i dorośle. Lubi być w centrum uwagi, jest towarzyski, przyjacielski.

Wygląd:
Obrazek tam na dole

Ekwipunek:
Krótki łuk
Krótki miecz
Zbroja skórzana
20 strzał
Trzydniowa porcja żywności

Umiejętności:
Rasowe: skradanie się (st.2)
Klasowe:
śpiewanie (st.2)
gra na instrumentach muzycznych (st.1)
aktorstwo (st.1)
Dla wszystkich:
wyostrzone zmysły (st.2)

Wprowadzenie do gry:
Po ucieczce z domu błąkał się trochę po okolicy, jednak wybierał takie miejsca w których rzadko kontaktują się z Portem. Nie bywał przyjęty zbyt ciepło, jednak posłyszał że niektórych przyjmowano jeszcze chłodniej. Zdobył przydomek "Tassu", co oznacza w języku księżycowych elfów- "Piękny". Jego największą wadą jako barda, było to że nie znał żadnych opowieści. Śpiewał tylko elfickie piosenki. Postanowił wybrać się do Andaven. Jego celem jest dołączenie do jakiejś grupy poszukiwaczy przygód. Wędrowałby z nimi, nie musiałby zbyt często walczyć, gdyż reszta robiłaby to za niego, zarabiałby trochę pieniędzy za zlecenia i miałby tematy na nowe opowieści i pieśni. Po pewnym czasie doszedł w okolice Andaven. Miał wystąpić w sporej karczmie. Miał być to jego pierwszy, większy występ. Był niezwykle podekscytowany.

[Założę się, że znowu coś sknociłem z kartą ;p]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Ps zapomniałem opisać wygląd. A zatem: Długie, ciemne włosy, ubiera się w stroje czarne, z elementami ciemno-niebieskimi. Przeciętny wzrost. Zadrapania na twarzy]

Hmmm, to jakaś kartka... Zobaczmy...Nie jestem ochroniarzem, ani szczylem na posyłki.. Pojedynków nie lubię. "Odważnego najemnika..." To mi się podoba. Ciekawe kogo trzeba zabić i ilu ich jest..
Redin spytał się jednego z gości karczmy o miejsce ulokowania "Topora drwala" i postanowił bez ociągania tam się udać. Po drodze zaszył się w ciemnym zaułku, przejrzał ekwipunek oraz naciągnął kaptur na głowę. Nóż ukrył w rękawie. Przygotowany ruszył dalej.
Kiedy doszedł, popchnął drzwi wejściowe i usiadł przy jednym ze stolików, umiejscowionych pod ścianą. Zawołał barmana. Pokazał mu otrzymaną wcześniej kartkę, pokazał przedostatni wpis i cicho zapytał:
-Kiedy mogę się z nim zobaczyć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[w roli panny z ulicy - pomagająca mi z ubocza Arianne]

Gorzej niż w tej małej wiosce rybackiej na południu... ale tutaj przynajmniej nie kazali mi czołgać się w stroju błazna przez bagno. Ale lepiej nie jest! Była noc kiedy Vic rozmyślał co teraz może począć, chociaż to było oczywiste. Ruszyć do innego miasta i tam znaleźć inną knajpę, gdzie go przywitają wrogo i wyrzucą. Błędne koło.
Na ulicach już nikogo nie było. Nikogo prócz bezdomnych i brudnych zwierząt które przechadzały się z miejsca na miejsce, bard domyślał się, że musiał trafić do swego rodzaju dzielnicy biedoty. Przynajmniej bez trudności wtopie się w tłum... Vic nigdzie się nie spieszył, stąpał wolno, co jakiś czas kopiąc najbliższy kamień w ciemną dal, wiedział, że nie musi się spieszyć. Zrezygnowany spojrzał w niebo... noc była ciemna, ale gwiazd na niebie nie brakowało. Bard chwilkę się zamyślił, zaczął się zastanawiać "co by było gdyby...". Z tego transu otrząsnęła go pewna osoba, która przemówiła do niego.
- Panie... masz jakieś drobne?
Vic zwrócił się ku osobie która to powiedziała. Była to kobieta, dość młoda, zabrudzona, w obdartym ubraniu, o długich ciemnych włosach. Zapatrzył się w jej oczy, które były koloru morskiego. Bard dojrzał w nich coś czego dawno nie widział - nadzieję.
- Panie... czy wszystko w porządku? - do barda dotarło kolejne pytanie z ust kobiety.
- Ach - odpowiedział - wybacz.
Vic zaczął gmerać coś w swoich kieszeniach oraz torbie. Wyciągnął dziesięć sztuk złota i podarował je bez słowa biednej kobiecie. Miał odejść, kiedy ona jeszcze raz się do niego zwróciła.
- Dziękuję panie. - rzekła, lecz bard się nie zatrzymał, więc kobieta ruszyła za nim mówiąc dalej - Nie chce Pan bym się jakoś odwdzięczyła? Mogę... wiele rzeczy, od wskazania kierunku, po.. może jakąś pomoc medyczną, nie wygląda Pan najlepiej.
Vic zatrzymał się. Chwilkę pozostał zamyślony aż odpowiedział pewnym, aczkolwiek trochę obojętnym głosem.
- Chcesz się jakoś odwdzięczyć? Postaraj się nie przepuścić na byle co tych pieniędzy... szkoda mi patrzeć jak tak dobre osoby są w stanie moralnego upadku. Szczególnie jak sami go sobie zgotują. Czy zrozumiałaś?
- Panie, to jest... - kobieta wykazywała zaskoczenie zmieszane ze zdziwieniem - ... kim jesteś?
- Wędrownym bardem. Poszukaj sobie schronienia. Kobieta sama na ulicach w nocy? Nie żartuj... nie marnuj czasu na mnie, jak już powiedziałem, znajdź schronienie.
Po tych słowach Vic znów ruszył naprzód, nie dając kobiecie okazji do kolejnego dialogu. Ona stała jeszcze chwile, jej twarz zdawała się pytać "dlaczego", ale tej odpowiedzi nie uzyska, nie od niego.
Układając sobie w głowie słowa pewnej ballady bard poczuł coś... nienaturalnego. Nie był to zapach żebraków, miasta, czy czegoś innego z czym do tej pory miał do czynienia. Ten zapach dochodził z alejki po jego prawej, niedaleko rynsztoków. Kiedy bard się przybliżył, jego oczom ukazał się niecodzienny widok. Rozszarpane, jakby przez jakieś zwierzę zwłoki. Wzdrygnąć się na ten widok i ruszył czym prędzej dalej. Współczuję paladynom w takich czasach.... jak mogą zachowywać taką czystość pieprzonego serca, kiedy wokół brud, odór ciał i zgnilizny oraz nikczemników gotowych zabić każdego za kilka sztuk złota.
Ruszył dalej, starając się wyjść z miasta, najważniejsze by znalazł się w oddali od tej niemiłej sceny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

(Dzień pierwszy.)

Czując wodę święconą, wampirzyca mimowolnie uśmiechnęła się. Ileż to razy ludzie z imieniem swego boga na ustach usiłowali przepędzić ją za pomocą modlitw czy drewnianych symboli? Widziała więcej stosów przygotowanych dla niej niż mogła policzyć. Zaskakujące było zaś to, że dopiero co się położyła, a późna kolacja sama przyszła. Nie, najlepiej będzie jak po prostu czmychnę gdzieś i się wyśpię! Layla warknęła na mężczyznę, zebrała siły na nadchodzącą szaleńczą, zapewne, ucieczkę...

[Kurcze, miałam nadzieję napisać sensownego posta jak już wszyscy wyślą karty, coby później bałaganu jakowegoś nie było, ale mus to mus. :P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bard sam nie wiedząc czemu nie opuścił miasta. Wkradł się na dach jednego budynku i tam sobie uciął drzemkę. Kiedy wstał był już świt. Trochę czasu zajęło mu rozbudzenie się, przez co schodząc z dachu poślizgnął się i spadł. Upadł na twarde podłoże, na chwilę stracił przytomność... obudziły go słowa znajomej osoby.
- Panie! Wszystko w porządku? - usłyszał kobiecy głos.
- Dmhrh... shm thm phburh. - odburknął bard.
- Słucham? Co Pan powiedział?
Vic wydawało się że westchnął. Chwilkę nic nie mówił, znalazł w sobie siłę, wstał z lekką pomocą kobiety i powiedział wyraźnym, głośnym głosem.
- Powiedziałem: DARUJ sobie to "panie"! - po tych słowach zaczął się otrzepywać z kurzu.
- Przyzwyczajenie. - natychmiast dodała kobieta - Jak się Panu nie podoba to może Pan sobie wsadzić w... ej, ja Pana.. znaczy ciebie znam! To---
- Tak tak, wędrowny bard który dał ci parę sztuk złota, rewelacja. A co TY tu robisz? - zapytał bard.
- To co wczoraj. I przedwczoraj. A jak myślisz Panie Wędrowny Bardzie?
- Raczej podejrzewałem o to samo co robiłam przedwczoraj... ungh! - Vic poczuł mocny ból w żebrach, upadek z takiej wysokości odcisnął swoje piętno.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej. Chodź ze mną, z zawodu byłam uzdrowicielką, mogę ci pomóc.
- Nie! To znaczy... sam sobie poradzę, nie mam zamiaru być u ciebie dłużny.
- Odwdzięczę się za wczoraj, nie przyjmę odmowy, idziesz ze mną. - powiedziała z pewnością siebie i wzięła barda pod ramię.
Vic nie dodał nic od siebie, z drugiej strony - nie miał wyboru, a z trzeciej strony - zawsze nie był dobry w przekonywaniu ludzi do swej racji, szczególnie jeśli w grę wchodzi złoto.... Na ulicach było tłoczno, jednak kobiecie udało się przecisnąć bez większych problemów przez tłum anonimowych twarzy i wprowadziła barda do małej chatki, która widocznie sprawiała rolę tymczasowego schronienia. Kobieta posadziła barda na czymś, co ma służyć za krzesło, a sama zaczęła czegoś szukać w szufladach. Chatka była skromna, jeśli nie powiedzieć biedna. Większość desek trzymająca domek w całości była w opłakanym stanie. Vic spojrzał na zajętą szukaniem kobietę z nutką współczucia w oku. Widział w niej coś co jest mu zbyt znajome.
- Dzięki... - ledwo co udało się bardowi wypowiedzieć te słowa.
- To nic takiego. Dowiem się w końcu jak masz na imię?
- Ech.... tego. Victor "Vic" Marks.
- Victor? Znałam kiedyś jednego Victora, była to osoba... - kobieta chciała się rozgadać, ale bard jej natychmiast przerwał.
- Ale co mnie to obchodzi?
- Wyluzuj, chciałam tylko zabić czas.... o, tu jest. - kobieta wyciągnęła z szuflady jakąś maść, nie wyglądała najlepiej, wzięła jedno krzesło i usiadła koło barda.
- Na co to? Moja mama mnie ostrzegała przez zielonymi maściami. - powiedział z lekkim strachem w głosie Vic.
- Zaufaj mi, nie mam interesu w zabiciu ciebie przy pomocy maści.
- Masz za to interes zabić mnie przy pomocy tego oto tam noża. - odpowiedział żartobliwie bard.
- Humorek mamy co? Bardzo dobrze bo to nie będzie miłe. - powiedziała przykładając trochę maści do żeber.
- Ajjjj! - wrzasnął z bólu bard - kobieto, to parzy! Zabierz to!
- Mam imię, Victorze "Vic" Wędrowny Bardzie. Abigail Inno.
- Tak, tak... AŁŁŁĆ! Ja pier... cholera! Unh.. miło poznać. - z bólem odrzekł bard.
- A teraz poleż trochę. Postaraj się zdrzemną, w tamtym małym pomieszczeniu jest małe łóżko. To mało, ale to wszystko co mam. - powiedziała Abigail po czym ogarnęła swoje włosy.
- Dzięki, doceniam to. Ajjć!
Vic z dużym bólem wypisanym na twarzy ruszył do pokoju który wskazała mu jego uzdrowicielka. Abigail włożyła dziwną maść z powrotem do jednej szuflady, podeszła do innej, coś z niej wyciągnęła i zaczęła się temu uważnie przyglądać. Barda nie interesowało co to może być, zresztą to nie jego interes i położył się na prowizorycznym łóżku. O dziwo mebel okazał się bardzo wygodny. Lub być może Vic zbyt długo nie spał na żadnym łóżku. Ułożył się wygodnie i zamknął oczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować