Zaloguj się, aby obserwować  
Shadowtear

Tropieni przez zło - forumowa gra RPG

98 postów w tym temacie

Droga przez las była długa, a z dzbanami pełnymi wody było jeszcze ciężej. Gharekh się niepokoił, czuł coś niedobrego.Strażnicy co ich sprowadziło, ściga mnie prawo, ale prawo orków. Czy to możliwe by orkowie...
Półork rozmyślał co mogło tu sprowadzić strażników, czyżby on? W końcu przecierz mogli zobaczyć przewóz, pewnie to ich sprowadziło Odkąd Gharekh zaczął prowadzić własne badania nad czarami jego życie przybrało
niespodziewany obrót. Pogoń za wiedzą nietylko sprawiło, że ulepszył niektóre czary, ale też zaczął poznawać ich naturę. Jednak interwencja generała Wermesira sprawiła, że wylądował w więzieniu i wreszcie tutaj.
Lecz ciągle noszę te podartą szatę, po co? Życie pół orka nie było łatwe: krótkie kły, inny nos i cała reszta.
O matce niewiele wiedział, ojciec nic o niej nie mówił. Gharekh nigdy nie przebywał wśród ludzi. Jego przemyślenia przerwał Han:

-Jak myślisz co się stało z Gabrielem?
-Nie wiem, widocznie wolał być sam...
-Pewnie taka jego natura.
Bohaterowie kontynuowali pdróż tymczasem u Gabriela:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[CHOLERA JASNA JA SIĘ NIE PRZEDSTAWIAŁEM! JA NIE CHCIAłEM Z WAMI WCHODZIĆ W DIALOG! Więc twój wcześniejszy post nie ma sensu, tak samo jak druga część tego.
Kolejny znaczek: ^ - powrót do tego co było wcześniej, tylko opisane z innej perspektywy]

^
Kiedy Gabriel odzyskał władze w kończynach i mógł normalnie myśleć. Zauważył, że "Pajęczaka" i "Rybki"jeszcze nie mai.
Nie wyszło mi zdobycie jedzenia i zchrzaniłem iluzję. No po prostu pięknie. Muszę pamiętać o tym by z iluzją nie przesadzić, bo trudnej jest zrobić iluzję czegoś czym się nigdy nie było. I musiałem robić iluzję siebie. Czemu ja jestem taki durny. Hmm.. Na razie muszę zdobyć coś do jedzenia i picia. Oni tak szybko nie odejdą. Skąd wziąć jedzenie? Na pewno jest tu gdzieś strumyk, więc będzie woda i może będę rybki. W tym momencie Gabriel się rozmarzył. Ach. Rybki. Tuńczyki, śledzie, łososie, pstrągi, jesiotry.... Kilkanaście gatunków ryb później. ...karpie. No dobra trzeba się przejść do strumyka.
Po jakimś kwadransie Gabriel odnalazł strumyk. Stwierdził, że nikt go nie zobaczy., więc zamienił się w człowieka, umył się złapał kilka ryb i zamienił się z powrotem w kota, żeby spałaszować rybki, nucąc sobie piosenkę.
Co jest lepszego od rybki. Nie ma chyba nic. Kto nigdy nie spróbował, ten nie ma po co żyć..
Po zjedzeniu ryb udał się z powrotem do miejsca w którym obozował "Pan Jaszczurka", "Orczek" i "Ciemny Elfiak"
*
O pajęczak i rybka już wrócili i mają wodę. Ciekawie skąd wzięli dzbany. O już idą. Trzeba za nimi pójść.
Jak powiedział tak zrobił.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Dosyć sceptycznie patrzę na kilka powyższych postów. Na początku było mówione, żeby nie ingerować w historie innych postaci - ale chyba wszyscy tak robią. To samo dotyczy Xathisa. Ostatnio mam mało czasu na pisanie i przez to używam takiego stylu, który pozwala mi dodawać posty nieco rzadziej. Mam nadzieję, że to jest zrozumiałe...?]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.02.2009 o 23:00, Peter44 napisał:

-Teraz to już chy ba we wszystko uwieże....Han czy mi się wydaje czy ja nadal jestem
nie przytomny-wydukał Gharekh
-Wiesz teraz to....już nie wiem czy to sen?-z trudem wypowiedział Han
Wszyscy wpatrywali się w tego "kota" na w pół się bojąc i śmiejąc.
Potem jednak troche się opanowali, a koci stwór zrobił sobie przepaskę z gałęzi.
-Dobra....jestem Han, pół Drow, to Gharekh ...jak ci było?
-Grrr....Unarukher. a ty to kto?-burknął półork
-Xathis- cicho powiedział jaszczuroczłek
-jaaa.....
***
-Gabriel .... Manus tak, tak Gabriel Manaus, i...przepraszam za to... wszystko, nie
wiedziałem jak zareagować więc użyłem magii iluzji i moich umiejętności. Jeszcze raz
przepraszam, bardzo jestem zszokowany tym... wszystkim. Gdzie reszta?-z trudem mówił
Gzabriel
-Poszli po wode, ten pajok i rybiol...heh, kiedy wrócom no, no nie wiem-żartował Gharekh
-Gabriel a czemu cię nie widzieliśmy wcześniej ciebie, jak to możliwe?-zpytał się Han
-No zmieniłem się w kota i się ukrywałem, nie byłem w stanie się przełamać i się pokazać.
Taka moja natura.
Co ci się stało że oślepłeś?-mówił kotołak, i spytał się jaszczuroczłeka.
-wydzarzenia z przeszłości, wolę nie wspominać grrr-burknął troche szeptem Xathis
Bohaterowie powoli się poznawali, tymczasem u Negitha i Vilrana:


[sprostowanie]

Bohaterowie byli bardzo zdziwieni koci stwór zniknął. Nie miali pojęcia co to było.
Kiedy się opanowli zaczęli ze sobą dyskutować:
-co co co to było?-spytał się Gharekh
-nie mam pojęcia,może to wina tej podróży, coś z nami nie tak.-odpowiedział Han
-Albo to mogłobyć jakieś złudzenie, nie mam pojęcia.
Póki co nie wiemy, ciekawe co z wodą?
Tymczasem u Neigha i Vilrana:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 15.02.2009 o 13:43, Peter44 napisał:

Droga przez las była długa, a z dzbanami pełnymi wody było jeszcze ciężej. Gharekh się
niepokoił, czuł coś niedobrego.Strażnicy co ich sprowadziło, ściga mnie prawo, ale
prawo orków. Czy to możliwe by orkowie...

Półork rozmyślał co mogło tu sprowadzić strażników, czyżby on? W końcu przecierz mogli
zobaczyć przewóz, pewnie to ich sprowadziło
Odkąd Gharekh zaczął prowadzić własne
badania nad czarami jego życie przybrało
niespodziewany obrót. Pogoń za wiedzą nietylko sprawiło, że ulepszył niektóre czary,
ale też zaczął poznawać ich naturę. Jednak interwencja generała Wermesira sprawiła, że
wylądował w więzieniu i wreszcie tutaj.
Lecz ciągle noszę te podartą szatę, po co? Życie pół orka nie było łatwe: krótkie
kły, inny nos i cała reszta.
O matce niewiele wiedział, ojciec nic o niej nie mówił. Gharekh nigdy nie przebywał wśród
ludzi. Jego przemyślenia przerwał Han:

-Jak myślisz co się stało z Gabrielem?
-Nie wiem, widocznie wolał być sam...
-Pewnie taka jego natura.
Bohaterowie kontynuowali pdróż tymczasem u Gabriela:


[sprostowanie]

Droga przez las była długa, a z dzbanami pełnymi wody było jeszcze ciężej. Gharekh się
niepokoił, czuł coś niedobrego.Strażnicy co ich sprowadziło, ściga mnie prawo, ale
prawo orków. Czy to możliwe by orkowie...

Półork rozmyślał co mogło tu sprowadzić strażników, czyżby on? W końcu przecierz mogli
zobaczyć przewóz, pewnie to ich sprowadziło
Odkąd Gharekh zaczął prowadzić własne
badania nad czarami jego życie przybrało
niespodziewany obrót. Pogoń za wiedzą nietylko sprawiło, że ulepszył niektóre czary,
ale też zaczął poznawać ich naturę. Jednak interwencja generała Wermesira sprawiła, że
wylądował w więzieniu i wreszcie tutaj.
Lecz ciągle noszę te podartą szatę, po co? Życie pół orka nie było łatwe: krótkie
kły, inny nos i cała reszta.
O matce niewiele wiedział, ojciec nic o niej nie mówił. Gharekh nigdy nie przebywał wśród
ludzi. Jego przemyślenia przerwał Han:

-Coś nie tak?
-Nie, nie..nieważne.
-Myślisz, że jeszcze daleko
-Nie mam pojęcia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Było jeszcze ciemno, gdy drużyna ruszyła w kierunku miasta. Po kilku minutach drogi usłyszeli, że coś dużego nad nimi przelciało i wylądowało. Nikt nie zauważył co to było, jednak to ich zaniepokoiło. Zdecydowali się iść dalej. Po jakiś pięciu minutach wywaliło się przed nimi drzewo. Grupa zatrzymała się i w tym momencie ktoś ich zaatakował. Silna fala energii powaliła wszystkich. Z krzaków błyskawicznie wyskoczył napastnick. Było zbyt ciemno i zbyt szybko się poruszali, by dostrzec szczegóły. Pobiegł prosto na półorka. Han zaczął wstawać, lecz ktoś dotknął jego pleców. W tym momencie stracił kontrolę na mięśniami i poczuł przerażający ból, od którego mógłby stracić przytomność... gdy to coś zadające mu go, nie podtrzymywało jego świadomości. Gharekh zorientował co się dzieje, lecz nie zdążył zrobić czegokolwiek. Wróg walnął go pięścia w twarz i obrócił na plecy. Ból złamanego nosa spowodał, że półork nie czuł zaciskających się na jego rękach kajdanek. Nastąpił jakiś błysk z krzaków. Wszyscy uciekinierzy poczuli się dziwnie (poza Gabrielem) i nie mieli siły by wstać. W ostatniej chwili, w której byli pewni obecności napastników, jeden z nich zabrał orka. Gdy już na pewno ich nie było wstali, ledwie odzyskawszy siłę. Han już nie czuł tego bólu. Teraz było to już pewne - trzeba się szybko dostać do miasta. Jeszcze tylko ten sam hałas przelatującej istoty, pozbierali to, co sie dało i ruszyli w dalszą drogę.

***

Gdy dotarli do miasta było dziwnie cicho. Jaszczur już odzyskał w pełni świadomość i chodzi samodzielnie. O świcie powinno się pojawić na ulicach parę osób, jednak ulice były puste. Dochądząc bliżej centrum zauważyli jakiś strażników. Chcieli ich ominąć, idąc inną drogą. Po przejściu kilkudziesięciu metrów znów pojawiła się straż miejska. Tym razem nie zdązyli ukryć się w jednej z uliczek. Dowódca krzyknął "To ONI! Brać ich!". Rozbrzmiał dzwięk rogu i biegło na nich 12 z nich. Pozostała szóstka wyciągnęła swoje kusze. To było za dużo na 4 osoby. "W nogi!" krzyknął Negith. Wszyscy się rozbiegli, każdy w swoją stronę.

[Wiadomo - trochę samodzielnych działań. Pamiętać - nie jesteśmy superbohaterami, więc nie możemy pokonać wszystkiego co stanie nam na drodze.
Jeszcze proszę o wysłanie na gg decyzji czy zostawiamy w grze Petera44 i opinię na temat jego pisania.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Han nie oglądał się nawet, żeby zobaczyć, w którą stronę biegną strażnicy. Wiedział że straci tylko czas. Naprzeciw niego stało kilka beczek równej wielkości, za które wpadł w ostatnim momencie, gdyż szybował ku niemu bełt. Pocisk trafił w beczkę i utkwił w niej. Han dziękował teraz swoim rodzicielom za umiejętność widzenia w nocy. Opuścił szybko swoje schronienie, po drugiej stronie ulicy zauważył zaułek, w którym mógł się łatwo ukryć. Skoczył i przeturlał się aż do zabudowań. Przywarł plecami do ściany i zajrzał za pościgiem. W jego kierunku biegło trzech wojowników i jeden kusznik. Paskudna sprawa, pomyślał, można ich wykańczać pojedynczo, ale gdybym zaatakował wszystkich naraz leżałbym sztywny. Zamrugał, jego mózg pracował intensywnie. Kiedy strażnicy się zbliżyli cofnął się do zaułka i pognał na jego drugą stronę. Przeskoczył ceglany murek, który tworzył granicę między zaułkiem a ulicą za nim, i rozejrzał się. Było dosyć ciemno. Ruszył powolnym krokiem osłaniając się cieniem. Ulica była długa, a w okół niej stały wielkie kamienice. Han zaczął szukać miejsca schronienia, gdy nagle dostrzegł ruch naprzeciw niego. Jeden ze strażników wybiegł zza zakrętu i wpadł na ulicę, którą półdrow właśnie szedł. Han przywarł do muru, cień nie dawał mu gwarancji tego że nikt go nie zauważy. Skulił się, kiedy strażnik podszedł w jego stronę. Muszę go zabić, pomyślał półdrow, inaczej mnie znajdzie i zawoła resztę. Nie zastanawiał się długo, wyskoczył z cienia miękkim, szybkim krokiem zbliżając się do strażnika. Ten był bardzo zdziwiony. Już wyciągał ku półdrowowi rękę z mieczem, kiedy Han złapał go w łokciu i nacisnął kciukiem miejsce pomiędzy kośćmi. Strażnik znieruchomiał nagle, a jego przeciwnik kontynuował i uderzył go pięścią w twarz. Miecz upadł na ziemię, więc Han puścił rękę w łokciu i wykręcił nadgarstek. Następnie strażnik dostał pod kolano i upadł. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, przy uderzeniu Han musiał uszkodzić mu szczękę. Mam szczęście, pomyślał półdrow, i dlatego że mi się udało i dlatego żeś niewyćwiczony. Strażnik jęknął na widok miecza, który złapał Han. Ostrze już szło ku jego głowie, ale w tej chwili zza zakrętu wyszła dla niego pomoc. Han zawahał się kiedy powietrze obok niego przebił bełt. Puścił strażnika, byli zbyt blisko, i miał mało czasu. Ruszył pędem byle jak najdalej od pościgu. Kolejny bełt otarł się o jego lewe ramię. Han zacisnął wargi i zmusił się do przyspieszenia. Miał szczęście, że nie rozpłatali mu ręki, bo wtedy daleko by nie dobiegł. Przycisnął ranę do ciała i wskoczył w najbliższy zakręt. Wybiegł ile sił w nogach ku przeciwnej stronie ulicy. Przywarł do muru i odwrócił się, strażnicy byli tuż za nim. Półdrow szybko pobiegł dalej ulicą. Tuż nad jego barkiem przeleciał pocisk, znów miał niesamowite szczęście. Nagle tuż przed nim pojawiła się wyrwa w murze. Han wleciał w nią ostatkiem sił. Tuż za nią znajdował się ciasny zaułek służący za ogródek. Po drugiej jego stronie znajdował się zielony żywopłot. Ruszył ku niemu. Jeżeli było jakieś wyjście z tej sytuacji to jest ono tam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Ten post będzie neutralny (jeszcze się do was nie dołączę), więc zdecyduje następna osoba, która napisze post. Niech na off -topie napisze, że mam się już spotkać z drużyną (rozpocząć dialog) czy nie. W moim następnym poście to opiszę.]

^
O jasna cholera! Co tu się dzieje?! Ej gdzie oni ciągną tego orczka?!
*
No znooowu? Czemu wszyscy muszą nas atakować? Ech... Dobra, trza coś zrobić. Odciągnę jednego. I go załatwię.
Gabriel wzrokiem wyszukał strażnika, który najmniej współpracował z grupą. Pobiegł W zaułek kawałek dalej. Kiedy strażnicy biegli obok. Wyczekał momentu, kiedy tylko jego cel przebiegał obok i stworzył iluzję uciekającego człowieka. Tak jak się spodziewał strażnik wbiegł do zaułku, ale nie zwrócił uwagi na skulonego kotka. Gabriel stworzył na ścianie iluzje zarośniętych bluszczem drzwi. Strażnik do nich podszedł powoli wyciągając miecz. Lecz Gabriel potrafił się skradać. Więc stojąc za strażnikiem, kiedy ten oglądał drzwi., odpiął mu sztylet i poderżnął mu gardło.
Na szczęście, mundury tutejszej straży to tylko specjalne płaszcze i hełmy, a ten strażnik ma akurat mój rozmiar. Krew pobrudziła płaszcz, lecz nie koszulę. Mam fart jak nie wiem.
Gabriel założył ubrania strażnika, a dokładniej część. Białą lnianą koszulę. Skórzane spodnie. Wysokie jeździeckie buty, bieliznę... Przypiął sobie jego pas. odpiął miecz, ale sztylet zostawił, lecz uprzednio wytarł go o płaszcz strażnika.
To maleństwo może się jeszcze przydać.
Zwłoki złożył w cieniu. Tak ubrany wyszedł na ulicę.
O mało, co bym zapomniał o sakiewce.
Gabriel pobiegł po sakiewkę, którą strażnik miał zawieszoną na szyi.
Nie jest to wiele, ale zawsze coś.
Zdjął iluzję drzwi i rzucił na swoją twarz iluzję, dzięki której wyglądał jak normalny człowiek z dwu dniowym zarostem. Tak przygotowany wyszedł na ulicę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Post może i krótki, ale i u mnie ostatnio krótko z czasem. Opisy maksymalnie skrócone, bez korekty etc.
Peter 44 - improwizuj. Masz rozwiązać każdą sytuację. Z Shadowem ocenimy jakość posta i owe rozwiązania. Postaraj się.]
Wsunął do tej nibypochwy swoje ostrze statyczne. To ono pomagało tym "poszkodowanym" przez większość drogi. Jeden czy dwóch strażników karawany którzy zdołali przeżyć zostało nim rozciętych na połówki, tak samo jak niewielkie grupki tych "nibystrażników" napotykanych przez nich po drodze. Nazywał ich tak, tylko na tyle na ile się orientował - brak mnemografu osobistego uniemożliwiał jakiekolwiek bliższe porozumienie.
A bronił ich dlatego, że to była JEGO grupa testowa. A Dowódca nie został podniesiony do swojej rangi dzięki pozwalaniu innym ludziom sobie przeszkadzać.
I dlatego też podążał właśnie za tym oddzielonym od grupy półorkiem, prowadzonym przez strażników. A w końcu ich wyprzedził.
Dowódca był dobry w organizowaniu zasadzek, zwłaszcza gdy przeciwnik się ich nie spodziewał. Tutaj niepotrzebna była finezja - kilka monomolekularnych nici rozwieszonych na wysokości głowy tych strażników załatwiło idących przodem, jeden, niewielki granat igłowy zrobił z tyłów szaszłyki. Ale półork nie odniósł większych obrażeń. I właśnie się budził.
Nie potrwał zbyt długo w takim stanie. Strzykawka ciśnieniowa trafiła go mocno w kark, wprowadzając do krwioobiegu kilka nanourządzeń i chemikaliów...
. . . . . . WIZJA 08 TESTOWA . . . . . . .
Obrazy i sytuacje przemieszczały się w jego umyśle, każda domagająca się rozwiązania, wykonania czegoś...
...Miriady luster obiegały go ze wszelkich stron, zamkniętego w labiryncie własnych odbić. Coś mu mówiło, coś sprawiało, że wiedział, że musi znaleźć prawdziwego siebie...
...stado wilków zbliżało się do niego. Przywódca - na lekko ugiętych nogach - okrążał go powoli, ale nie warczał. Zachowywał ostrożne milczenie...
...kilkanaście wielobarwnych piłeczek wirowało w jego rękach. Żonglerka. Nie upuszczać piłek!...
...spadał z wysokości, a pod nim rysowała się ziemia, coraz bardziej zbliżająca się ziemia...
...było ciemno, nie było ani góry ani dołu, a mrok rysował się dookoła. Ale nie! To nie był tylko mrok. Połowa z niego była światłem! Jak się ustawić? Dlaczego?...
...potężna bestia, bestia, która staje się niewidzialna. Jak ją pokonać? Jak pokonać taką bestię w głębiach morza?...
...dwóch strażników, jeden kłamie, drugi mówi prawdę. Za jednymi drzwiami zguba, za drugimi - ratunek. Jakie pytanie zadać? Tylko jedno? I dlaczego?...
...każda z tych sytuacji zastępowała poprzednią, wszystkie naraz albo jedna po drugiej...
---
A Dowódca ze spokojem przesyłał raport do Bazy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Był wnerwiony. Goniło go kilku strasznych facetów. Musiał biec tak szybko jak tylko mógł. Biegł dziwnie prostą ścieżkę. Wykorzystał to do ucieczki i przeliczenia wroga. Po lewej stronie jest zakręt. Skręcę w prawo a potem wbiegając w tę uliczkę zdobędę wystarczająco czasu na zliczenie tych kutafonów. Tak zrobił. Dobra, czterech: dwóch z kuszami i dwóch z krótkimi mieczami. Kusznicy nie mają hełmów- idą na pierwszy ogień. Usłyszał że wbiegli za nim w alejkę. Szybko się odwrócił i uderzył w nich strumieniem wody (wystarczyło by zrobić małe zamieszanie i żeby zbić ich z tropu) po czym desperacko rzucił się w wolną przestrzeń z ich lewej strony, planując zrobić przewrót i jakoś zaatakować, chociaż sam nie wiedział jak- nie było czasu. Coś jednak nie wyszło. Pośliznął się na czymś i upadł. Nie stracił jednak wyczucia i zaczął się turlać by szybko nabrać prędkości i się wybić. To jednak też nie wyszło: dostał bełtem w ramię- zawył z bólu. Czy to koniec? A zresztą- czego ja się spodziewałem uciekając z niewoli i pchając się w łapy wroga? Chociaż... Kto wie? Może nie wszystko stracone. Leżąc na ziemi szybko zbudował barierę oddzielającą go od nieprzyjaciela, po czym szybko wstał i wyjął miecz przebijając barierę i raniąc wroga po czym w szybkim piruecie cisnął kilkoma soplami lodu we wroga, celując w twarze i licząc że nieosłonięci kusznicy zostaną zranieni. Nie wiedział czy plan się udał, bo nie odwracał się w pędzie: zbyt bardzo bał się porażki. Potem wbiegł w ciasną uliczkę a przed nim było skrzyżowanie dróg. To mogło pomóc Vilranowi pozbyć się towarzystwa. W kilka sekund przed skrzyżowaniem wykorzystał parę wodną jak zasłonę dymną, taką jak widział na występie jakiś skrytobójców czy jakiś ninja, nie wiedział jak się na nich mówi...
W każdym razie zadziało- przez chwilę, która mu dała przewagę niczym cała wieczność, nie miał nikogo na ogonie. Potem miał, ale tylko jednego strażnika. Nie wiedział z czym ale cokolwiek on miał, to nie mógł się ochronić...
Vilran skręcił w cień. W nocy właściwie wszystko było cieniem, ale dla niego to było i lepiej. Schował się szybko i skutecznie, bo przebiegający obok strażnik z kuszą go nie zauważył. Miał w ręku kuszę a na plecach jeszcze miecz, przez co biegł wolno. Morfer to wykorzystał i szybkim i niesamowicie cichym atakiem unieszkodliwił wroga. Upewnił się że nie żyje, po czym widząc na końcu uliczki latarnię wziął strażnika na plecy i cicho, przez co też dość wolno, zaniósł go na koniec alejki. Dobra, może uda mi się też kilku innych zabić. Taki ładny ta latarnia robi cień. Postawię go z prawej strony i w cieniu będzie wyglądał jak przyszykowany do ataku- pomyślą że to ja, a ja tymczasem będę ich wybijał. Tylko jak zmusić trupa żeby stał?- pomyślał, po czym rozejrzał się dookoła po czym wziął jakiegoś drąga, po czym wbił go strażnikowi w brzuch i przebił przy okazji płot. Nie wygląda strasznie naturalnie, ale musi wystraszyć. Teraz się schowam.
Potem przyszli. Caness spodziewał się pojedynczych patroli a tu trzy osoby- reszta "jego grupy". Nabrali się tak jak przewidywał. Dwóch strażników bezmyślnie ruszyło na cień ale jeden został w obawie przed zasadzką. Jego osamotnienie przysporzyło mu tylko kłopotów i chwilę później leżał martwy w cieniu. Potem skupił się na pozostałych: jeden zwymiotował na widok przybitego do płotu trupa a drugi stał jak wryty. Pech chciał że przez przypadek zauważył cień prawdziwego Vilrana. Koło ucha świsnął mu bełt a zraniona ręka dała o sobie znać. Szybko cisnął na oślep soplami do tyłu jednak efektu nie usłyszał- nie spodziewał się go. Na szczęście zrobiło się ciemniej niż wcześniej. Szukał kryjówki a znalazł tylko drugi bełt w ramieniu. Biegł dalej. Prawię się załamał, jednak zauważył budynek wyglądający na opustoszały. Bezszelestnie wdrapał się do okna i wszedł do środka. Udało się. Strażnicy biegli dalej a on był na chwilę bezpieczny. Tylko na chwilę. Wiedział że zaraz będzie musiał uciekać. Postanowił skupić się na szukaniu towarzyszy. Ktoś mógł potrzebować pomocy. On jednak też jej potrzebował. Bełty sprawiały mu wielki ból i sprawiały że musiał sobie na jakiś czas darować wykorzystywanie lewej ręki. Przynajmniej do jakiejś ciężkiej roboty. Odpoczął chwilę po czym szukać reszty "wolnych-niewolników". Cały czas pragnął by ci których znajdzie opatrzyli mu rękę. Boli, czy nie boli- muszę iść. Sam w końcu nie dam sobie długo rady... Potem zniknął za progiem tego dziwnego pomieszczenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Pieć osób za mną! - krzyknął dowódca - Gońmy pajęcze monstrum
Pobiegli w uliczkę za driderem. Jakieś piećdziesiąt metrów dalej było rozdroże, jednak ściganego nie było w ani jednaj, ani drugiej. Ku zaskoczeniu wszystkich "ściana" zamiauczała i wyszedł przez nią kotek.
- Dalej!
W tym momencie dowódca pobiegł prosto na fragment budynku... i przebiegł przez nią. Widać to reszta dołączyła pewnym krokiem. Po drugiej stronie iluzji biegł pewny siebie Negith. Dwaj kusznicy strzelili w jego stronę. Jeden z bełtów trafił w cel. Ból w lewym barku zaalarmował uciekającego. Pajęczak utworzył dwie iluzoryczne kopie siebie. Na skrzyżowaniu dróg każda postać pobiegła w inną stronę. Gdy oddział dotarł do miejsca w którym drider się podzielił, dowódca zatrzymał wszystkich.
- Iluzje nie krwawią - powiedział, wskazując na plamy krwi na ziemi - Kusznicy i jeden z was macie biec drogą. Po drodze strzelać. Reszta za mną.
Dowódca pobiegł prosto i zaraz skręcił w prawo, w drogę równoległą do tej którą Negith ucieka. Biegli oni najszybciej jak mogli, by wyprzedzić ściganego. Usłyszeli wybuch kuli ognia. W jednej z przecinających uliczek zauważyli pajęczaka, który obracał się by biec dalej. Trójka ze straży skręciła i odcięła driderowy drogę. Z obu stron stało po trzech strażników. Ci potraktowani kulą ognia jakoś wyszli bez szwanku. Najwyraźniej światło go zaczęło oślepiać. Z rąk tego wynaturzeńca wyłoniła się nieprzenikniona dla ludzkich oczu ciemność.
- Szybko! Do ściany i biegem z mieczem górze.
Nagle zrobiło się jaśniej niż przedtem. Na środku uliczki kulił się z bólu Negith. Dał się złapać.

[Postacie jeszcze nie zgrupowane, spotkanie innego z drużyny tylko za porozumieniem stron. Jeśli ktoś chce"załatwic sprawy" na mieście, teraz jest odpowiednia pora. Do niedzieli mogę mieć problemy z czasem, więc proszę nie czekać na moje posty w tym czasie.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gharekha otaczały lustra, wszystkie takie same. On czuł jednak, że musi odnaleźć prawdziwego siebie.Tylko jak? Zamknął oczy- musiał zdać się na instykt. Kierowany własnym umysłem, podszedł do przypadkowego lustra.
Wyglądało tak samo, jak pozostałe, ale półork czuł, że coś tu jest nie tak. Czuł się jak w pułapce, w niemocy i bezradności. Wściekły, wyprowadził cios na chybił trafił... Ku jego zaskoczeniu, wszystko runęło. Tysiące szklanych odłamków rozprysło się w nicości, jakby dzięki własnemu przeczuciu odnalazł rozwiązanie. Niespodziewanie ujrzał promyki światła...

Wizja zaczęła się zmieniać. Pojawił się w lesie. Zbliżała się do niego wataha wilków. Przywódca nie atakował go, ale był czujny i ostrożny. Gharekh starał się zachować spokój. Nie patrzył wilkowi w oczy, ale też nie odwracał wzroku. Powoli się wycofywał. Kiedy znalazł się poza ich zasięgiem, uspokoił się...

Kolejna zmiana obrazu. Ku swemu zdziwieniu zobaczył, że żongluje kolorowymi piłeczkami. Nie mógł robić tego w nieskończoność! Co mam zrobić? W spektakularny sposób Gharekh wyrzucił piłki wysoko w powietrze, zakreślił błyskawicznie runę Kharethurd. Piłki momentalnie spłonęły, zanim spadły na ziemię...

Co jest grane? półork opadał ze znacznej wysokości, widząc zarys ziemi. Jeśli czego nie wymyśli, umrze od upadku i zakończy swój marny żywot. Kombinował, jak tu wybrnąć z tego, czując chłodne powietrze smagające go po policzkach. W ostatniej chwili zdążył nakreślić runę Andaard- siła czaru odrzuciła go dwa metry w górę, dzięki czemu siła upadku nie przekraczała 3 metrów...

Nagle znalazł się w nicości. Dosłownie! Jedna połowa była światłem, a druga połowa mrokiem. Wpadł na pomysł: ustawił się na styku ciemności i światła. Po prawej stronie była ciemność, a po lewej jasność. Przeciągnął ręką na prawo, a nicość zmieniła się w świt. Symbolizowało to zmianę pory dnia na ziemi...

Bul, bul, bul. Gharekh znajdował się tym razem pod wodą. Wstrzymywał oddech tak długo jak mógł. Niczego nie widział, lecz niepostrzeżenie wyczuł obecność zbliżającej się do niego bestii. Na pozór nie mógł nic zrobić, jednak każdy ruch stwora wyczuwał jako wibracje wody. Podpłynął do przypadkowej szczeliny i czekał. Coraz więcej wody napływało w jego kierunku. W ostatniej chwili zanurkował głębiej. Bestia uderzyła w szczelinę, po czym przygniotły ją kamienie. Gharekh popłynął w stronę światła, by zaczerpnąć powietrza...

Drogocenny tlen wypełnił jego płuca. Po chwili poczuł również wilgoć zatęchłych kamieni i blask świecy. Ujrzał przed sobą dwóch strazników siedzących na krzesłach. Za każdym z nich znajdowały się drzwi. Półork podszedł do nich. Każdy z nich mówił, że za jego drzwiami znajduje się ratunek, a za drugimi zguba. Którego posłuchać? Jeden musiał mówić prawdę, a drugi kłamać. Ale który?! Gharekh zastanawił się. Pomyślał, że jeden będzie zawsze kłamał, a drugi mówił prawdę. Zadał im pytanie:
-Gdybyście obaj kłamali, to co każdy z was by powiedział?
Strażnik po prawej stronie odparł:
-Jeżeli mam kłamać, to za moimi drzwiami czeka cię zguba.
Drugi odezwał się zaś:
-Za moimi drzwiami... czeka cię... ratunek.
Półork wiedział już, że obaj teraz kłamali. Oznaczało to, że strażnik po prawej na początku stronie mówił prawdę- za jego drzwiami czekał ratunek. Nasz bohater przeszedł przez drzwi, a wizje się skończyły. Miał wrażenie, że był to rodzaj próby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Jeżeli przez dłuższy czas nie będę pisał ot znaczy, że dostałem szlaban na kompa. Więc prośżę nie uśmiercać mojej postaci.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Negith obudził się w celi z jakimś innym więźniem.
- Mam nadzieje, że mnie nie zabijesz. Jutro mają Cię spalić na stosie. Przeważnie wieszają, ale sam wiesz...
- Nie zabije. Czemu miałbym to robić? Co mam wiedzieć?
- Pełno morderstw ostatnio przez odmieńców. Ludzie są przerażeni. A widziałeś pająka powieszonego za morderstwo? Spalić im lepiej.
- Tak wogóle mówią na mnie "Kantor". A jak Ty się nazywasz?
- Jestem Negith. Co to za imię "Kantor"?
- To nie imię. To ksywa. Jestem paserem. Oni mi dają towar, a ja go wymieniam na kasę.
- Masz jakieś kontakty wśród łowców niewolników?
- Szukasz kłopotów, czy wpadłeś w długi? Taki drider jak Ty w takim miejscu przeważnie jest niewolnikiem. Niestety nie znam. Jednak wiem, kto wie. Jeśli nas obu wyciągniesz z Tego, dam Ci jego namiary.
- Jest tu drider? - doszedł głos z sąsiedniej celi
- Jestem driderem. I co z tego?
- To przez Ciebie znowu ganiają nas tropiciele. - odpowiedział ten sam głos
- Zamknij się! Teraz straż szuka wszystkich dziwadeł i na pewno o tym wiedzą łowcy niewolników. Więc nie zwalaj winy na nas!
- Tak, pokrzyczcie sobie, zwróćcie uwagę strażników, to na pewno uciekniecie! - dodał sarkastycznie Kantor
- Nie wiem jak Ty, ale ja wychodzę wieczorem - powiedział Negith.
- Jak niby?
- Nie wszystkie kamienie są kwasoodporne.
W tym momencie pajęczak ostrożnie rzucił strugę kwasu na ścianę z okienkiem, tak by samemu się nie pochlapać.
- Myślisz, że TEGO nie zauważą?
Trochę iluzji i ściana wygląda normalnie.
- Do wieczora dziura powinna być wystaczająca. Idę odpocząć. Jakby było coś widać, to mnie obudź wcześniej, jak nie to wieczorem.

***

Kantor obudził Negitha. Iluzja zanikała, ale promienie światła też. Cela była wysoko - 6 metrów nad ziemią. Pajęczak złapał współwięźnia i z trudem go utrzymując szedł po ścianie na dół.
- Twój kontakt to Łuska. Zawsze jest koło burdelu pomiędzy szóstą a pierwszą wachtą straży.
- Czyli?
- Dom rozkoszy, miejsce ulgi erotycznej, mieszkanko dziwek. Nie wiesz co to burdel?
- Wachty.
- Ach, no tak. Wachta jest co cztery godziny. Numer wachty jest kolejnością przechodzenia licząc od południa. Jakbyś potrzebował pasera, to pytaj się o mnie w "Pękniętym kuflu". Spadam.
Drider był w mieście samemu, ludzie się go bali, straż i łowcy niewolników wszelkiej maści go ścigali, a na dodatek musi znaleźć resztę.

[Napisałem, bo udało mi się znaleźć trochę czasu. Znajduje się ta osoba, która chce się znaleźć. Ale tak czy inaczej radziłbym Gvynbleiddowi wziąść się za to co chciał teraz.
Co do Petera44 - test wyszedł pół na pół. Będzie jeszcze jedna szansa, ale ostatnia. Możesz wrócić "normalnego" grania.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nikt nie idzie, a jeżeli nawet to mnie wezmą za zwykłego mieszkańca. Więc gdzie tu iść. Na dziwki za mało kasy. Wiem! Pójdę się ponabijać ze sklepikarzy. Morze najpierw tamten. "Magiczne książki i legendy" ciekawe jak długo wytrzyma zanim wpadnie w szał.
Na tą myśl Gabriel miał ochotę buchnąć śmiechem, lecz się powstrzymał. Wszedł do sklepu i poczuł się dziwnie jakby jego iluzja prysła. Za ladą stał stary mag, który słysząc dzwoneczek, który miał chyba robić za alarm szybko podniósł głowę.
-O cholera.
Szepnął Gabriel.
-Oooo. Kotołak. Już rozumiem po co ci była ta iluzja. Nie martw się. Nie mam nic przeciwko nieludziom. Wiesz co. Opowiem ci pewną historię. O tym jak powstają kotołaki. Wiesz nie wiele osób wie prawdę. Myślą, że wystarczy, że dziabnie pewnego delikwenta jakiś kotołak i ten od razu się nim staje. Zupełnie jakby było tak łatwo jak z wilkołakami. Ci co wiedzą, że kotołaki są takie od urodzenia sądzą, że po prostu jeden z rodziców był kotołakiem. Wiesz, ze to nie prawda prawda?
Sklepikarz mówił tak szybko, ze Gabriel ledwo co rozumiał, lecz zdołał odpowiedzieć na pytanie.
-Nie wiedziałem. Byłem sierotą. Znaleźli mnie cyrkowcy jedynie z karteczką jak się nazywam.
-Hmmm, a jak się nazywasz. Czekaj nie odpowiadaj, powiesz potem. Ja się nazywam Maximilian Solanius. Wracając do tematu. Nie wiesz jak powstają kotołaki. To ci powiem. Płód jest bardzo podatny na wszelkie zmiany. Nawet magiczne. Więc można na niego wpływać. Jeżeli się rzuci wystarczająco potężne zaklęcie można zmienić płód w inny. Na przykład w kotołaka. Dla tego kotołaki mogą się zmieniać w kota kiedy chcą, a nie jak wilkołaki tylko w pełnie., które swoją drogą są dość nie doskonałe, bo jakby to nazwać. Magia jaką wykorzystują jest tak pierwotna, ze ujawnia się tylko kiedy energia magiczna natury jest najpotężniejsza, czyli w pełnie. Kotołaki są jednak stworzone za pomocą magi przemiany więc mogą się zmieniać kiedy zechcą. No chyba, że zaklęcie było nie dopracowane. Czasami na takiego kotołaka spływają talenty do niektórych dziedzin magi, tego co rzucił to zaklęcie. Patrząc po tobie mag, który cię zmienił był dość dobry w magi iluzji. Bo mój skaner ledwo cię wychwycił. I umiesz mówić ludzkim językiem jako kot?
-Tak...
-A kocim
-Też...
-Więc naprawdę się ktoś napracował. Choć patrząc po twojej twarzy nie wszystko mu wyszło, ale zawsze są jakieś skutki uboczne. Lecz jeszcze mi się nie przedstawiłeś..
-Jestem Gabriel Manaus...
Nagle Gabriel nie zdążył odpowiedzieć bo rzucono nim o ścianę.
-Jak powiedziałeś, że się nazywasz?
-Gabriel Manaus.
Udało sie wyskrzeczeć Gabrielowi bo moc niemiłosiernie wciskała go w ścianę.
-NIE KŁAM!
-Nie kłamie.
Nacisk trochę zelżał, ale i tak Gabriel wisiał na ścianie.
-To nie możliwe...Po tylu latach... Ach Patryku więc jednak zrobiłeś to co zamierzałeś... Już wiem czemu cię spalili na stosie.
-Kto to jest Patryk?
-Twój ojciec. Był potężnym magiem. Kochał iluzję. To on mi założył ten wykrywacz połączony z łamaczem iluzji. Byliśmy przyjaciółmi. Gdy jego żona, a twoja matka, Sara, powiedział mi, że chce żeby jego syn był niezwykły. Po kilku tygodniach doszedł do wniosku, że zrobi z swego pierworodnego kotołaka. Myślałem, że żartuje. Potem wyjechałem w interesach do Lambegurg. Jak wróciłem dowiedziałem się, że Patryka spalono na stosie, a jego żona Sara umarła przy porodzie. Nie chcieli mówić dlaczego spalili Patryka. Mówili, ze dziecko umarło zaraz po porodzie. Jednak zdążyli je oddać cyrkowcom. Kazał mi coś ci przekazać jeżeli mu by sie coś stało. Czytał dużo o kotołakach i dowiedział się, że ubrania z nich spadają jak się przemieniają bo są po prostu za duże. Zrobił więc specjalny pas który się dopasowuje do wielkości posiadacza z pochwą na sztylet i oczywiście sztyletem. Jak będziesz kotem będziesz mógł rzucić na niego iluzję, ze nie będzie go widać.
W tym momencie Max poszedł za ladę i wyciągnął pas ze sztyletem. Na pierwszy rzut oka wyglądały normalnie. Lecz jak si ę przyjrzeć widać było, że są pożądanie wykonane, a sztylet był ładnie ozdobiony. Poza tym było od pasa czuć lekko magię, choć można się było domyśleć, że była całkiem zręcznie zatuszowana.
-Więc jednak nie byłem wyrzuconym dziwadłem.
-Nie, nie byłeś. O mało bym zapomniał.
W tym momencie zaklęcie puściło i Gabriel upadł na podłogę. Max do niego podszedł. Pomógł mu wstać, zapiąć pas. i zabrał stary sztylet.
-Dzięki.
-Tego chciał ode meni twój ojciec. W stosunku do mnie to była jego ostatnia wola.
-Wiesz co. Musze to wszystko jeszcze przemyśleć
-Twoja rzecz. Droga wolna.
-Żegnaj.
-Do zobaczenia.
Gabriel wyszedł. Szybko rzucając na siebie iluzję.
Może na to by mi, któraś zrobiła loda starczy. Przynajmniej się zrelaksuje. Tylko gdzie tu jest burdel do diaska...
Po kilku minutach burdel się znalazł i była nawet chętna dziwka. Gabriel musiał wszystko przemyśleć. Lecz na razie miał chwilę wytchnienia.

[Chyba trochę długo. Dodałem oprócz wątku o kotołakach wątek o rodzinie. I mam nadzieję, ze się nie czepiacie o sztylet i pas. Przynajmniej nie będę bezbronny po odmianie.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdzie by się tu wybrać? - zastanawiał się Negith - Hmm... Narazie najbezpieczniej będzie znaleźć kryjówkę w kanałach, a potem się rozejrzeć. Drider chciał pójść za smrodem, jednak jego węch nie był wystarczająco dobry. Wiem, kto powinien sobie radzić z wodą - Vilran. Pajęczak wszedł spowrotem na strażnice i rozejrzał się za wodą. Okazało się, że miasto jest zbudowane po obu stronach rzeki. To tyle, jeśli chodzi o Vilrana - zostają plotki... Jaszczuroczłek i półdrow mogą być wszędzie, więc też trzymać się plotek. Zostaje udawać człowieka i nasłuchiwać. Negith przybrał za pomocą magii ludzką postać. Muszę uważać, by nikt na mnie nie wpadł. Zorientują, się że mam niedzkiego wymiary. O tej porze njawięcej się gada w tawernach i burdelach, więc wybrał on się na poszukiwanie jakiegoś. Po drodzę mijał jakiś sklep. Tafla przezroczystego materiału dzieliła wystawę od ulicy. To było szkło. Drider rzucił zaklęcie ciemności, by sprawdzić, jak materiał reaguje na czary. Wystawa po drugiej stronie stała się mniej widoczna, jednak nie odcinając całkowicie światła. Pajęczak wziął kamień i rzucił w szybę. Zabrał on dwa największe kawałki potłuczonej tafli i zwiał nim ktoś coś zauważy. Wrócił do szukania tawerny, ale teraz jeszcze trzeba znaleźć kogoś, kto oprawi szkło...

[Trochę się to zastało jak mnie nie było...]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Chcę ogłosić wszem i wobec że od piątku mnie nie będzie i prawdopodobnie nie będę pisał wpisów, choć się postaram. Wracam dopiero za miesiąc, jednak proszę o nie usuwanie mojej postaci z gry.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Biegł przed siebie w całkowitych ciemnościach nie wiedząc nawet po czym. Po długim biegu pośliznął się po mokrym podłożu i zaczął lecieć w dół. Okazało się że biegł po jakimś dachu. Morfer był cały posiniaczony, a do tego obolałe miejsca zostały zranione pod wpływem upadku. Dalej poszedł już wolniej. Skradał się uliczkami bojąc się że zostanie zauważony. Poczuł zmęczenie. Chciał poszukać kryjówki i się przespać. Potem miał poszukać wody. Ta cała ''przygoda'' ze strażnikami sprawiła że poczuł się spragniony. Po krótkim spacerku znalazł odpowiednie miejsce by odpocząć i się napić- rzeka pod miastem. Wspiął się na mur otaczający miasto i skoczył z niego do wody.
***
Obudził się rano. Był wyspany i postanowił wyjść z wody, by poszukać towarzyszy. Chwilę się ociągał, bo nie miał ochoty by wychodzić, ale w końcu zrobił to... I to był błąd. Wynurzył się, dusząc się przez chwilę. Musiał spać naprawdę długo, bo tylko jak morfer przebywa długo pod wodą, to płuca mu się zastają i mija parę sekund zanim wrócą do normalnego działania. Spojrzał na siebie- miał całkowicie mokre ubranie i miecz. Bał się że zardzewieje. Wytarł go trawą i schował do pochwy. Rozejrzał się. Zauważył że oczy tłumu wpatrują się w niego. Spojrzał na siebie- był cały niebieski. To było kolejne potwierdzenie że spał pod wodą bardzo długo. Naturalny kamuflaż uruchamiał się po wielu godzinach. Vilran stał przez chwilę jak wryty. Potem jednak zaczął biec przed siebie.
Co oni, morfera nie widzieli? Biegł chwilę i wbiegł do pobliskiego lasu. Schował się za drzewem. Zauważył że kilku facetów z łukami ruszyło w jego stronę. Najwyraźniej mają wobec mnie jakieś plany i chrapkę na brzęczący metal. Nie chciał ich atakować, bo skończyłoby się na tym że władca tego miasta wysyłałby grupki wojów do unieszkodliwienia "niebezpiecznego stworzenia". Wskoczył na drzewo. Małe było prawdopodobieństwo że będą go tam szukać. Wiedział że na pewno słyszeli różne ''legendy'' o ''człowiekach-rybach'', więc był pewny że najpierw sprawdzą rzeki. Jego przypuszczenia się sprawdziły- nawet nie podnosili głów w stronę koron drzew. Caness długo siedział w kryjówce, czekając aż wyschnie ubranie i zniknie zabarwienie. Gdy to nastąpiło, przekradł się do miasta. Zakrył nadgarstki żeby nie było widać płetw i szedł. Szedł by odnaleźć towarzyszy. Wszedł do karczmy. Nie miał pieniędzy a chciało mu się jeść. Musiał wytrzymać do wieczora. Wtedy prawdopodobnie pójdzie się ukryć do lasu a tam jest pełno zwierzyny. Wyjrzał przez okno karczmy i ujrzał masę różnych istot. Ale ja jestem głupi... Wyszedł z karczmy i zaczęło się u niego coś jakby wpadł w trans. Okradał każdego i w tłoku nikt go nie mógł przyłapać. Kilkanaście minut później, był już obwieszony sakwami. Wyszedł z tłumu. Kupił sobie porządny obiad w karczmie. Zapłacił i wyszedł. Wszedł w tłum rozglądając się. Wyszedł z tłumu. Było mu duszno. Wtedy jego broń odwróciła się przeciwko niemu. Został okradziony. Została mu tylko jedna głębiej ukryta sakwa zawierająca ok 20 sztuk złota. Nie robiło mu to różnicy. Na razie nie miał zamiaru nic kupować. Poszedł dalej podrzucając sakwę. Nagle zza ściany jakiegoś budynku wyszedł dość niski, bardzo ładnie ubrany mężczyzna. Był obwieszony złotem. Zrobił w stronę Vila gest ręką. Podszedł, myśląc że to do niego.
"Co..."- tylko tyle zdążył powiedzieć, bo chwilę później postał czymś twardym po głowie.
***
Zbudził się. Był obolały. Nie miał ostatniej sakwy. Jednak coś mu nie pasowało. Do zranione rąk miał przywieszone jakby opatrunki ze... śmieci. Rozejrzał się. Był na jakimś śmietniku. Chciał wstać, jednak jakieś twarde coś przygwoździło go do podłoża. Spojrzał: to było jakby odnóże pająka. Wielkiego pająka. Podniósł głowę. Drider... Negith. Zemdlał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Srebrne oczy zamrugały gdzieś niedaleko. Na ich tle pojawiło się nie wiadomo skąd nocne niebo i wznoszący się księżyc. Han uśmiechnął się kiedy zauważył że są tam też białe włosy i swoją własną twarz. Zwierciadło było popękane i zakurzone, ale duże, a w dodatku miało ramę. Mógł obejrzeć się w nim całkowicie. Nie wyglądał najlepiej. Był wychudzony i wyczerpany. Drewniany domek, o którego ścianę postawiono lustro, stał w niewielkiej dolince służącej miastu za slumsy. Mieszkańcy tego miejsca nie przepadali za strażnikami, co udało mu się odgadnąć po podsłuchaniu rozmowy pewnych dwóch krawców przy tanim piwie na balkonie starego domu.
- Psy wyniosły mi z mojego zakładu mój zapas skór, teraz będę musiał czekać na nowy! - mówił jeden z nich - Nie wiem kiedy skończę pracę dla tego kupca, ale obawiam się że nie będzie miał tego swojego płaszcza. Eh, mogłem zabrać się za to dzień wcześniej...
- Nie myśl o tych palantach. - odezwał się drugi - Oni potrafią tylko kraść. Na twoim miejscu już dawno bym ich pozabijał.
Roześmiali się sucho.
- Są ich całe roje, a jeden paskudniejszy od drugiego. - dodał ten pierwszy - Ale nie zapominajmy o twoim kuzynie, to pies, ale jest swój chłop.
Rozmowę zakończyło wtargnięcie żony jednego z krawców i Han nie usłyszał nic więcej poza wyzwiskami.
Drewniana chatka była porośnięta grzybem, a dziury w dachu dorównywały chyba kraterom wulkanów. Han zaczął myśleć nad swoją pozycją, mógł zwędzić trochę jedzenia, ale jadł niedawno i nie czuł głodu. Po pościgu zawinął ze straganu bochenek chleba, do tej pory miał jego resztki w zębach. Starał się nie pokazywać, nawet tutaj ktoś musiał pracować dla straży i opowiadać mu o tym co się dzieje. Okrążył domek i zapukał, ale nikt nie otworzył, w środku było cicho. Han chciał zapytać o lustro, ale chyba wybrał złą porę. Teatralnie wzruszył ramionami i przeszedł na drugą stronę ulicy. Powietrze było tu niezbyt pachnące, i zanieczyszczone. Nic dziwnego, slumsy jak w innych miastach. Półdrow spojrzał w prawo, skąd dobiegało go niemrawe światło. Z początku wyglądało jak latarnia, ale jeśliby się przyjrzeć bliżej to można dostrzec światło z okienka na piętrze jakiejś drewnianej chaty. Han zaciekawiony ruszył w tamtym kierunku. Oprócz cichego kwilenia kota nic nie było słychać. Droga w slumsach była zabłocona i dziurawa, ale szeroka i twarda. Można było iść bez obaw że zaraz potrąci cię idący tłum. Półdorw zapukał do drzwi chatki. Na początku nie było niczego słychać. Zapukał kolejny raz. Znów cisza. Światełko na piętrze nadal się paliło, być może nie było tam słychać jego stukania. Sprawdził klamkę od drzwi. Była zrobiona z drewna, nic dziwnego skoro przebywał w slumsach. Pociągnął nią do dołu i stwierdził że drzwi się otwierają. Rozwarł je cicho i wszedł do środka. Jakież było jego zdziwienie, kiedy zobaczył wpatrzone w niego wielkimi, zielonymi oczami kilkuletnie dziecko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować