Zaloguj się, aby obserwować  
Shadowtear

Tropieni przez zło - forumowa gra RPG

98 postów w tym temacie

[Ty! Ty sobie jaja robisz?! Przecież NouSia nie policzyłeś ;p. Co do startu: nie mogę ostatnio złapać MG''a na gg, ani nie widziałem go na gram.pl zalogowanego, jednak wydaje mi się że gra zacznie się lada chwila, gdy już będzie na gramie. Co do selekcji: MG''owie zdecydują ;)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 11.02.2009 o 20:03, dominikańczyk napisał:

[Ty! Ty sobie jaja robisz?! Przecież NouSia nie policzyłeś ;p.


Według mnie on sobie robi jaja. Poza tym troch nie dopracowana ta postać jego jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 11.02.2009 o 18:38, Gvynbleidd napisał:

> [Proponuję wprowadzenie jakiejkolwiek selekcji. Z wiadomych i dobrze widocznych
powodów.]
[Jestem za. Karty, które nie są robione ot tak, a są chociaż trochę przemyślane to chyba
(lecę od kolejności dodania)
-GM-a (no chyba oczywiste)
-moja (pomysł kotołaka nie był dla żartu jakby co)
-dominikańczyka (ale by miał przerypane gdybyśmy byli na pustyni :D)
-Asconta (taka dość typowa karta ale się do gry nada)
-Petera44 (choć ten wcześniejszy wygłup był żenujący)
-Mediva (mocne ale zrównoważone w pewien sposób przez ślepotę i znamię niewolnika)

Czyli w drużynie mielibyśmy dwóch magów (MG i dominikańczyka) jednego pseudo maga (mnie
bo nie nazwę siebie magiem w pełni bo magią nie za bardzo mam jak walczyć) i dwóch wojowników
(Ascont i Mediv) i jednego takiego pół na pół (Peter44)


Więc chyba można zaczynać]


[Zgadza się - można zaczynać. Zgadzam się opinią Gvynbleidda co do osób. Zobaczymy jeszcze co nakreśli rob006, Tajemnic jak w drugim poscie tematu. Sami siebie wprowadzamy. Co scenerii początkowej:
Cały przewóz jest zniszczony przez "coś" silnego, poza tym zwierzęta poczęstowały się padliną. Został sprzęt po strażnikach, jednak do użytku się nadają tylko ich przeciętne bronie. Minęł dzień lub dwa od walki, krwi już mało, a to co zostało z ciał ma już nieprzyjemny zapach. Jesteśmy na nie uczęszczanej drodze w środku lasu. Wszyscy w jednej klatce - w końcu nie powinni być w stanie zrobić czegokolwiek pod wpływem tego, co dostali przed samym transportem.
Jeśli ktoś chce się skontaktować bezpośrednio ze mną, można pisać na gg, nawet gdy mnie nie ma. Tam też można zadawać pytania.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Gra Tropieni Przez Zło to już się zaczęła. Jak każdy wprowadzi swoją postać, to drużyna ruszy z miejsca. W końcu nie może być tak, że ledwie jedna postać odzyskała przytomność, a już wszyscy są całkiem gdzie indziej.
Proszę o wpisywanie postów wprowadzających postaci z kart.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gharekha obudził jakiś dziwny pajęczy stwór. Był bardzo słaby, ale się oswobodził spod sterty ciał i od razu poczuł odrażający odór padliny. Spostrzegł dziwne stworzenia: jakiegoś kotołaka, morfera, mrocznego elfa, jaszura i wiele innych. Byli jeszcze nieprzytomni. Drzwi były wywalone, więc bohater mógł wyjść i się rozejrzeć. Zobaczył jak wielkie zaszły zniszczenia. Broń strażników była kiepska, Gharekh podniół tylko jakiś topór. Postanowił wrócić do klatki i obódzić innych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[I pytanie na przyszłość. Możemy opisywać odpowiedzi innych graczy i zachowania czy możemy tylko o sobie. (oczywiście żeby pasowało do ich charakteru).
I żeby nie było napisze znaki jakich używam przy RPG-ach:
*-minął jakiś czas
tekst kursywą-myśl Gabriela ]

-Gabriel. GABRIEL! O TAK RÓB MI! TAK!
-Jasne mała.
Gabriel miał naprawdę piękny sen. Piękna kobieta. Piękne miejsca. Piękne wydarzenia. Niestety każdy sen się kiedyś kończy, w miły lub nie miły sposób. Jego miał się wkrótce skończyć w ten drugi.
-Moment mała zaraz trafisz do krainy rozkoszy.
Nagle kobieta zniknęła. Łąka zmieniła się w obóz niewolników. A stosunek w pośpieszne rzucanie iluzji siebie śpiącego na siebie budzącego się. Na szczęście zdążył. Jeszcze lekko był zaspany a jego widok był jak zasnuty mgłą, ale zdołał zobaczyć jakieś takie dziwne coś jak by centaur tyle, że zamiast konia pająk, a zamiast człowieka chyba drow wychodzi rozwala drzwi jakimś zaklęciem, a po chwili wraca i budzi jakiegoś takiego pół orka chyba, który wyszedł po minutce.
No cóż pora wstawać- stwierdził Gabriel, zauważył też, że jego obecne wyposażenie na nic mu się nie przyda. Więc zmienił się w kota, zdjął iluzję i jak najciszej mógł wyszedł na dwór.
O JASNA CHOLERA.[To też nazwa choroby więc nie wiem czy to też gwiazdkować?] Co za rzeź. Ci strażnicy nie mieli szans.
W tej chwili Gabriel zauważył wcześniejszego orka podnoszącego jakiś topór z ciała jakiegoś strażnika, więc szybko schował się za jakiś wóz.
Na szczęście mnie nie zauważył. Nie potrzebuje by ktoś wiedział, że wyszedłem. Choć się domyślą jak zobaczą same ubrania. Lecz jeszcze nie zauważyli więc na razie nie muszę się tym martwić. No dobra. Teraz trza się zastanowić co zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

To co Han pamiętał z ostatnich kilku dni to chwila, kiedy to dwoje osiłków sprawiło mu lanie i związało grubym sznurem. Później już nic. Kiedy nagle usłyszał nad sobą szmer i otworzył lekko jedno oko pomyślał że to sen i wcale nie widzi gramolącego się obok niego dziwnego pająkowatego stwora. Po chwili oczy półdrowa przyzwyczaiły się do ciemności i otworzył oczy szerzej. To nie był sen. Pająkowaty stał przy dopiero co zniszczonych drzwiach, a obok niego leżało kilka innych ciał. Co tam się stało? spytał sam siebie. Kiedy doszło do niego że gapi się w zniszczone drzwi szybko zamknął oczy. Nie wiedział czy dobrze by było teraz zwracać na siebie uwagę. Chwilę później usłyszał kroki i ponownie spojrzał w tamtym kierunku. Zobaczył dziwnie wyglądającego szaroskórego orka, który powoli zbliżał się w jego stronę, w rękach niósł topór. Han otworzył szeroko oczy i chciał krzyczeć, ale dziwny ork uspokoił go ruchem ręki. Wojownik usiadł i bez słów odgadł co ów dziwny przybysz robi. Chciał obudzić inne znajdujące się w pomieszczeniu istoty. Han mimo bólu podniósł się i wyszedł przez zniszczone drzwi. Skinął niepewnie głową pająkowatemu i postawił stopę na piaszczystej ziemi, w okół było mnóstwo zniszczeń i śladów walki. Skoro miał jakoś teraz sobie poradzić to musiał coś zrobić. Złapał leżący przy sąsiednim budynku stary miecz noszący ślady rdzy. Lepsze to niż nic. Zaśmiał się na tę myśl. Nie dostrzegł nic innego co mógłby uznać za przydatne, przynajmniej nie w miejscu gdzie stał, ruszył więc ku zniszczonym drzwiom. Co tu się do stu piorunów wydarzyło? Trzeba będzie zamienić z kimś kilka słów, może coś widzieli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 12.02.2009 o 21:10, Gvynbleidd napisał:

[No to jeszcze musi napisać swój post Dominikańczyk i Mediv i się rozkręcamy :D]


[1) Prosiłbym, żebyś nie pisał postów które nie dotyczą gry. Owszem, przeciwko komentarzom nie jestem, ale po co zaśmiecać wątek?
2) Tak, ogólnie przyjętą praktyką jest, że dyktujesz co mają powiedzieć inni, najpierw sprawdzając ich charakter i zastanawiając się czy mogliby coś takiego powiedzieć. Oczywiście konsultacje na GG - mile widziane.
3) Nie radziłbym liczyć, że każdy z graczy napisze posta po Mistrzu. Niezbyt to wykonalne - po prostu z Szadołem będziemy decydowali (dobra - on będzie decydował a ja pomagał) kiedy pchnąć dalej fabułę.
4) Przekleństw gwiazdkować nie musisz, tak długo jak są to myśli albo słowa jakiejś postaci.
I to chyba wszystko. Ja posta postaram się machnąć jutro, jak czasu starczy. A powinno. Potraktujcie ten post jako takie porady dla "nowych" :)]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Vilran się obudził. Nie wiedział czy obudził się teraz czy wcześniej. nie czuł swojego ciała. Był zmęczony jak nigdy. Otworzył oczy i spojrzał na swoją rękę. Była białą jak płótno. Zauważył też że leży w własnych wymiocinach. Świerzych na dodatek. Bez wahania obrócił się i zaczął je wylizywać. Nie pił wody od dawna. Czół że jak tak dalej pójdzie to umrze. Zauważył parę osób. Spojrzał na dziwnego pająkowatego stwora, jaszczuroczłeka i w końcu ujrzał człowieka. Vilran podniósł się powoli i zaczął skupiać się, wpatrując się w mrocznego elfa. Ten to zauważył i prawdopodobnie chciał podejść lecz nie zdążył, bo Vil ostatkiem sił zaczął go odwadniać, by samemu w końcu się nawodnić. Elf miotał się konwulsyjnie a Vilran upajał się wodą. Trwało to niestety sekundę, po potem został powalony na ziemię. Zaczął coś do Vilrana mówić, jednak on nie słyszał, bo był w szoku. Potem wstał i wyszedł przez zniszczone drzwi. Zobaczył konającego mężczyznę. To był chyba strażnik. Zaczął z niego wysysać wodę. Jeszcze po kilku trupach był już wystarczająco nawodniony. Nie wiedział co się dzieje dookoła, zobaczył jednak że wszyscy zbierają broń. Zrobił to samo. Zabrał długi miecz spod jednego "dystrybutorów wody". Nie widział niczego cennego poza tym. Nie wiedział co ma robić. Było zimno. Zdjął więc z kilku trupów ubrania i zrobił z nich prowizoryczne posłanie. Źle się czuł. W głowie miał mętlik. Usnął w swoim "łóżku", jak dziecko.
***
Po tym jak wstał czuł się o wiele gorzej. Głowa go bolała a pod drzwiami leżał trup, którego wcześniej nie było. Podszedł do niego i człowiek zagadał:
-Ej, ty! Kim ty niby jesteś że chciałeś ze mnie życie wyssać i że zabiłeś tego faceta?!
-Co?- spytał niemrawo. Był rozespany.
-Pytam: kim jesteś że chciałeś mnie zabić i że zabiłeś tego faceta!
-A- nie miał chęci na konwersację, jednak rozmówca, chyba nadzwyczajniej w świecie pomyślał że Vil jest idiotą i odszedł machnąwszy ręką.- Czekaj- Powiedział Vilran. Wybacz, jestem rozespany i do tego strasznie mnie głowa boli...
-Boli? I dobrze! Jakiś facet walnął cię w głowę obuchem broni, bo byś więcej osób zabił.
-Słuchaj: przepraszam cię że chciałem cię zabić i że zabiłem tego faceta. Niestety taka jest moja natura. Natura morfera...
-Co?! Myślałem że one wyginęły. W takim razie chyba to ja powinienem cię przeprosić. Wiem że nad tym nie panujesz.
-Dzięki. A tak na marginesie: jestem Vilran.
-A ja Han. Miło mi.- Vilran jednak do końca życia miał wątpliwości czy on mówił szczerze.- I wbrew pozorom, nie jestem człowiekiem tylko półdrowem.
-Dzięki za ostrzeżenie. Co się tu dzieje?
-Nie wiem. Chyba jakaś ucieczka. Wszyscy zbierają broń i cenne rzeczy łudząc się że dzięki temu stąd uciekną. A propos zbrojenia: czy to nie twój miecz tam jest.
Vilran obrócił się o zobaczył orka machającego z dumą mieczem morfera. Ten wnerwiony podszedł do niego i walną z pięści w twarz, wywalił zszokowanego oponenta, po czym zabrał miecz. opluł go mówiąc: "tylko to należy się złodziejom." Potem podszedł do półdrowa mówiąc:
-Wybacz, ale jestem wykończony i chcę się położyć. Mógłbyś popilnować mojego miecz?
-No dobra...- powiedział jakimś dziwnym głosem.
-No i jeszcze jedną prośbę: gdybym chciał z kogoś wyssać wodę: zabij mnie tym mieczem a potem zrób z nim co chcesz.
Kiwnął powoli głową i twarz mu spoważniała. potem zabrał miecz a Vilran położył się spać i śnił o wielkim wypełnionym wodą oceanie pełnym morferów i o pełnej, nieskrępowanej wolności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Przypominam - moja postać jest bardziej tak "poza" i będzie służyła nieco jako wsparcie, a nieco jako pomoc. Ujawnienia się na razie nie przewiduję. Poza tym, i tak mógłbym pisać zbyt rzadko aby sobie na to pozwolić ;P]
Promienie słońca delikatnie grzały go po zmęczonych, nagich plecach, kiedy powoli obniżał pułap, celując w niewielką wysepkę powietrzną. Był szczęśliwy. Co jakiś czas ostrożnie sprawdzał rozłożenie linii magnetycznych, poruszywszy którymś skrzydłem korygował kurs.
Cieszył się. Dowodzony przez niego oddział zdołał w końcu zakończyć potyczki na wysepce Silus, odnosząc jednocześnie minimalne straty, zarówno wśród "swoich" jak i ludności cywilnej. Jak zwykle sprawdziła się stara dobra maksyma, że nie liczy się ile pocisków wystrzelisz, a w kogo. Wszystkie ceremonie odbyły się jakiś tydzień temu na Stołecznej, a potem do boju ruszyli dyplomaci. A to już nie była jego sprawa - jemu wystarczyło to, że niemalże żaden z dracosów nie zginął, a pokój znów zapanował. Hura.
Leciał na swoją wyspę. Mógł sobie pozwolić na coś takiego - niechcący, co prawda, stał się w przeszłości jedną z najbardziej wpływowych jednostek w całej, wspaniałej Dominacji, a takim zazwyczaj funduszy nie brakuje. A teraz był w dodatku bohaterem. Kilkanaście osób proponowało mu szybką podróż do domu ich skuterami - ale Dowódca Sto Dziewięćdziesiąty Ósmy chciał być sam. No i w dodatku była to rocznica jego Pierwszego Lotu - chciał to uczcić.
Znów skorygował kurs na wysepkę.
Lubił być sławny. Być wielki. Być ważny. Czy nie tego pragnie, podświadomie chociażby, każda istota? A on to wszystko teraz miał. I w dodatku mógł teraz robić co chciał.
A chciał wrócić do siebie. Był niemalże pewien, że Karmazynozłota, jak ją nazywał - nie wszedł jeszcze w okres życia w którym dracosi łączą się w pary - zorganizuje przyjęcie. Zarówno z okazji jego powrotu, jak i rocznicy Pierwszego Lotu. I to ją właśnie chyba widział, jak mocno machając skrzydłami wzbija się z niewielkiej wysepki lecąc prosto w jego stronę...
Wszedł w korkociąg, zaczynając jednocześnie nucić pogodną piosenkę.
I wtedy cały wszechświat oszalał. Bardziej, znaczy się.
Trafił do Kuli.
---
Statyka reenergetyzacyjna - zakończona.
Uszkodzenia - zero procent.
Naprawiono - zero procent uszkodzeń.
Pobrano z gleby 2134 standardowych jednostek energetycznych.
Obecny status baterii - naładowana w dwudziestu ośmiu procentach.

Zanim jeszcze tak naprawdę się ocknął, jego umysł już przeliczał. Dwadzieścia osiem procent baterii. Wystarczy na półtora miesiąca standardowego działania całej elektroniki. Cztery tysiące osiemnaście pchnięć łukiem plazmowym, trzy tysiące trzysta piętnaście cięć, dwa tysiące siedemset siedem szerokich wycinek, tysiąc trzysta jedenaście perymeterów zabójczej, przecinającej wszystko plazmy. Albo pięćset szesnaście godzin działania ostrza statycznego, jeśli ktoś woli.
Nie było dobrze. W miejscu w którym zagrzebał się w polu statycznym, warstwa próchnicy była niezwykle cienka, żadne wysokoenergetyczne minerały nie występowały. Rezultat był taki, że stracił swoje jedyne pole statyczne, na zregenerowaniu paru procent baterii. Cóż, przynajmniej odtwarzacz wspomnień odpowiednio zadziałał...
Już stał, z gałązkami i igiełkami trzeszczącymi lekko pod jego stopami, już zaczynał rozgrzewkę i inicjację wszystkich potrzebnych wszczepów. Ale mimo to jego umysł wciąż nadlatywał z wielkiej odległości - taki drobny efekt uboczny spędzania czasu w zeroczasówce.
Misja miała być piekielnie prosta. Wizyta w kolejnym świecie, do którego portal znaleziono w jednym z pomieszczeń Kuli, szybkie rozpoznanie i albo opuszczenie, albo - jeśli zagnieździły się tutaj niebezpieczne formy białkowe, rozbieżne ze standardowymi, albo mieszkańcy tego świata mogli być nieświadomie groźni - uruchomienie reakcji łańcuchowej, wypalającej całą planetę - aż do jądra - i zmieniające ją w potwornie radioaktywne świństwo.
Nastąpiło parę błędów w przygotowaniach do podróży, wspomaganie przejścia otrzymało nieco fałszywe koordynaty. Rezultat był taki, że przybył tutaj bez możliwości poruszenia nogą czy ręką - co rzecz jasna wykorzystali bandyci w których obozie się pojawił. Życie ocaliło mu tylko to, że pierwszy który spróbował otworzyć pakunek na jego plecach, został przemieszczony w paru kierunkach jednocześnie - rezultat przypominał nieco eksplodującą na drzewie wiśnię. Ale nie oddali mu rzecz jasna tego co już zabrali - coś co im wydawało się "ładne. Błyszczy.", a dla Dowódcy było miotaczem mikrofalowym, generatorem tarczy siłowej, minielektrownią słoneczną, sygnalizatorem, Biczem mk8, oraz - w końcu - dezintegratorem.
Jego misja zmieniła się drastycznie.
Rzecz jasna sam nie miałby szans - Kuli niech będą więc dzięki, że paru bystrych naukowców postanowiło wysłać tam wcześniej dwie satelity. Teraz obydwie zmierzały nad Dowódcę, pędząc z całą im dostępną - niewielką - prędkością.
Na szczęście ten zwierzęcy instynkt z jego pierwszego świata, wciąż pozwalał mu się poruszać - teraz pewnie zmierzał w stronę geograficznej północy, jednocześnie testując wszystko co udało mu się zachować.
Kiedy satelity znajdą się w odpowiednich miejscach, wszystko stanie się dużo prostsze. Raz, że neodymowe lasery naładują mu akumulatory do pełna, dwa, że w razie czego pierdyknięcie z orbity laserem czy głowicą jądrową "Bryndza" rozwiąże wszystkie problemy. Oczywiście, wtedy będzie musiał się jeszcze martwić o bilans mocy "u góry"... ale nie powinno to sprawiać większych problemów.
Pojawił się przed nim wywołany hologram - zwiad był kompletny.
Oczywiście, pozbawili go też mnemogramu. Cudownie. Trzeba będzie wrócić do pokazywania palcem i odchrząkiwania. Oczywiście, gdyby kiedyś doszło do tego, że potrzebne byłoby bezpośrednie wsparcie. A ujawniać się zamiaru nie miał, na pewno nie na razie.
Co miał? Parę istot. Przybliżone struktury oraz prawdopodobne nazwy wyskoczyły mu na okienku gdzieś w rogu ekranu. Świat dał się poznać już jako taki, w którym magia więcej jest warta od sensownej genetyki, albo czegoś w tym stylu - chłopcy z Oddziału Magicznego znów będą mieli satysfakcję, Oddział Techniczny nieco się popluje, a Równoważnicy będą musieli uspokajać zamieszki. Chociaż w drugą stronę działoby się zapewne to samo.
Ale... dobra, są istoty. W oczekiwaniu na satelity, może równie dobrze za nimi podążać. Badać. Testować. Sprawdzać. Przynajmniej będzie można szybciej wrócić na kulę - to miejsce nie było zbyt przyjemne. A grawitacja większa.
Ruszył w kierunku kilku migających kropeczek na radarze.
Meldunek numer 00001 posłany do bazy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bohater postrzegł drowa, powoli budzącego się. Przecież jednak półork niósł topór, a przestrszony drow miał zaraz krzyknąć. Został jednak uspokojony kojącym ruchem ręki bohatera. Gharekh postnowił jeszcze raz przyjżeć się spustoszeniu.
-Ghokersh! co tu się stało!? co mogło wywołać tak wielkie spustoszenie?-wykrzyknął półork gdy oglądał te spustoszenie.
Gharekh niewiele pamiętał.Co to było....więzienie...atak....krzyki....nic nie pamiętam Bohater spostrzegł jednak lezący na ziemi dziwmy miecz, taki z dziwnymi symbolami i znakami. Zaczoł go oglądać, nie miał pojęcia w po jakim to było napisane-jakby ta rasa dawno wyginęła. Orki prawie nigdy nie walczą mieczami, posługują się toporami, maczugami ale nigdy mieczami. zawsze myślałem o tym jak ludzie walczą tymi mieczami, ale czy ja bym umiał?. Gharekh pomyślawszy to zaczoł dumnie wywijać mieczem jak jakiś ludzki rycerz. Jednak po chwili w twarz walnoł go ten obślizgły morfer, był razem z nim w transporcie.

***

O co mu chodziło?-pomyślał półork kiedy odzyskał przytomność, czyżby ten dziwny miecz należał do niego?

Gharekh postanowił go przeprosić za to co zrobił, kiedy jednak wszedł zobaczył rzygowiny i rozpaćkane zwłoki mężczyzny. Zniesmaczony zaraz jednak zwrócił się do morfera:
-Słuchaj przepraszam cię za to co zrobiłem, nie wiedziałem, że to twój miecz a ja pierwszy raz taki zobaczyłem.
Wiem, że nie pownienem go ruszać ale jakoś tak wyszło. Wybacz mi.
Morfer milczał jednak był trochę spokojniejszy
-Jestem Gharekh Unarukher, niegdyś dumny mag runiczny hordy Khanabarkh-rzekł półork ocierając łzy.
-Vilrlan Caness, morfer-odburknął
-Aha
Gharekh podszedł do jaszczuroczłeka, chciał go obódzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Już wstali wszyscy poza jaszczurem. Negith zaczął się powoli przyzwyczajać do silnego światła, jednak wciąż był ślepy. Przynajmniej słyszał, że inni mówią. Trzeba zacząć rozmowę:
- Czy wszyscy są na siłach by iść?
- Jaszczur jest jeszcze nie przytomny - powiedział jakiś głos zza pleców
- To zabierz go i się zwijamy stąd.
- Dowódca się znalazł - odezwał się ktoś inny - Czemu mamy się słuchać akurat Ciebie?
- W tym rzecz, że nie możemy tu zostać. Myślisz, że nikt się nie zainteresuje brakiem dostawy niewolników? MUSIMY IŚĆ!
- Dokąd, "szefie"? - z wyraźnie wyczuwalnym sarkazmym w głosie
- Do miasta. Trzeba się dowiedzieć gdzie można zniknąć. A może wolisz niewolę?
- To prowadź.
Tu pojawiła się chwila ciszy.
-Ja... nie mogę. Światło mnie oślepia.
- W takim razie ja to zrobię.
Grupa zabrała się i zaczęła iść w jakąś stronę.
- HEJ! GDZIE IDZIECIE? - krzyknął Negith
- Tak jak mówiłeś - do miasta.
- Guzik widzę, więc ktoś mnie musi prowadzić.
Po chwili począł jak ktoś go ciągnie za rękę. W końcu ruszyli.

***

Zaczęło się ściemniać. Drużyna szła drogą, na której byli sami. Negith już widział prawie normalnie. Postanowił poznać tych, z którymi idzie.
- Troche źle zaczęła się nasza znajomość. Jestem Negith Revio, drider. Pochodzę z podmroku. A wy?
- Han, półdrow - odpowiedział ten na przodzie, niosąc przy okazji jaszczura
- Vilran Caness, morfer.
- Dar Gharekh Unarukher, Runiczny Mag Hordy... zdegradowany
- Ciekawa gromada. Nikt nie pomyślał, że możemy się wydawać podejrzani?
- I tak droga jest pusta. - odpowiedział Dar Gharekh
- Zobaczymy jak to będzie w mieście... choć bedzię ciężko. Na razie chodźmy dalej.
- Niedługo. Już się ściemnia, trzeba będzie przerwać, bo się całkiem zgubimy.
- Po pierwsze - i tak nie mamy zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy. Po drugie - ja widzę w ciemności lepiej niż w dzień, więc przez noc mogę was poprowadzić.
- Nie mamy też sił, by długo iść. Musimy się zatrzymać. - dodał Han
- No dobra. To wy odpocznijcie, a ja poszukam wody i jedzenia.
- Idę z Tobą - powiedział Vilran - nie przeniesiesz tyle wody, ile potrzebuje
- Ok.
Han i Dar Gharekh położyli na ziemi jaszczura. Zaczęli szykować pseudo-obóz na jedną noc.
- Jak masz zamiar tu wrócić?
- Mam jeszcze troche ubrań z tamtych trupów. Wystarczy sznurek przywiązać do drzewa. - powiedział morfer
- Zachowaj to dla siebie. Mogę zostawić 2 magiczne markery. Jeden tu, a drugi nad wodą. Chodźmy.
Han, Dar Gharekh i jaszczur zostali przy drodze. Negith z Vilranem poszli szukać wody.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Doceniam aluzję Peter44. Kiedy mogę to napiszę. Shadow wie jak u mnie jest z czasem - jak zresztą widać po powyższym poście.]

Kiedy wszyscy kolejno wychodzili z wozu ciemna sylwetka siedząca przez cały czas w kącie nawet nie drgnęła. Nie dała znaków życia, kiedy ostatni dziwoląg z transportu niewolników podniósł się z kałuży swoich rzygowin i wyszedł z wozu-klatki. Xathis jak przez całą drogę, tak i teraz siedział i wpatrywał się pusto w przestrzeń. Nikt nie potrafi wpatrywać w pustkę w ten szczególny sposób. Nikt oprócz istot, którym odebrano wzrok. Wypalono oczy.
Należy tu zauważyć, że wzrok dla istoty gadobopodbnej (szczególnie humanoida) jest niemal tak ważny jak dla ludzi. Na szczęście tylko "niemal". Tracąc wzrok Xathis musiał nauczyć się za pomocą pozostałych zmysłów tworzyć w przestrzenne otoczenie. Słyszał głośne sapanie i ciche oddechy reszty niewolników. Ich zapachy tworzyły skomplikowaną układankę, z której jednak dało się wyodrębnić jej poszczególne fragmenty. Czuł ich ciepło. Wreszcie posługiwał się językiem jako doskonałym narzędziem do odczuwania niemal niezauważalnych drgań powietrza (upodabnia go to nieco do węża). Wszystko to tworzyło w jego umyśle jedną spójną całość. Brakuje jednak klucza, który to wszystko umiejscowi, pozwoli zobaczyć i... uwierzyć w to. Walka Xathisa z owymi dziwnymi wątpliwościami trwała jednak krótko. Jaszczuroludzi cechuje prostota myślenia - jeśli nie wierzyłby swoim pozostałym zmysłom, to czemu innemu miałby wierzyć? Cudzym? Brednie.
Ostatnia z wolnych już istot nawet na niego nie spojrzała. Wolnych - pomyślał i syknął z irytacji - Żeby wszystko było takie proste... Patrzył przez dłuższą chwilę na krzątającą się gromadę zbierającą pozostałą broń po strażnikach. Po co im te głupie i ciężkie kawałki żelaza? - zasyczał ponownie, tym razem z odrobiną rozbawienia - Żeby tylko wiedzieli co można zrobić z człowieka gołymi rękami. I nie tylko z człowieka. Nawet sztylety są niedoskonałe.
Po chwili zapadł znów wgłąb siebie, zatopiony w myślach. Analizował sytuację. Nie mógł pójść z nimi. Chwileczkę... A co za różnica? Nic im nie zawdzięcza, równie dobrze mogą ich złapać. A w grupie będzie o wiele bezpieczniej. Zadowolony z tego rozmyślania posunął się dalej - przypomniał sobie co z nim zrobili. Gdyby nie idealne opanowanie emocji zaryczałby ze złości. Przeklęci magowie...
Odszukał w sobie miejsce, w którym tkwiło bolesne Znamię Niewolnika. Potrafił. Kiedyś (nie pamiętał już nawet jak dawno) znał magię. Ale jaką? Dlaczego już jej nie zna? Tego się nie dowiemy. W każdym razie odszukał ten urok. Był dziwny. Nie wpływał bezpośrednio na umysł - przeplatał granice umysłu niczym złota nić wpleciona w gobelin. Po chwili namysłu delikatnie skupił wolę i skierował ją na Znamię. Kiedy skupiona wola dotknęła owiej "nici" zaklęcia... nic się nie stało. Napierał dalej i nagle poczuł potworny, paraliżujący ból w całym ciele. Niestety nie mogę napisać, że pociemniało mu w oczach, bo był ślepy. Po prostu stracił przytomność.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gabriel nadal szedł i z ulgą się zatrzymał gdy stwierdził, że robią postój. W końcu dla kota tak odległość to wieeeeeelkie wyzwanie... przynajmniej tak mawia Gabriel.
Mogłem im się ujawnić jako zwykły kot. Może by mnie wzięli z litości, alee niee ja musiałem jak durny się chować po wozach i krzakach. Nawet to mi utrudnia to moje blond futro. No normalnie.Przynajmniej nie zauważyli ubrań, które po sobie zostawiłem, lecz nie wiem jak teraz zareagują jak zobaczą kota. Penie nerwowo bo koty na takich pustkowiach nie żyją i mogą stwierdzić, że to uciekł pupil jakiegoś patrolu. Na wszelki wypadek trzeba przygotować iluzję. Co by tu wymyślić. Stworzenie wielu siebie w formie kotów i ucieczka w krzaki, potem przekazanie głębokiego tubalnego głosu przez usta tych kotów i zamiana każdej iluzji w człowieka. To może być dobre. O rozdzielają się. Będzie łatwiej. Hi hi. Lecz może wystarczy miauknąć i zrobić minę na "Puszka Okruszka" i dadzą mi posiedzieć ze sobą. Lecz plan B trzeba zawsze mieć.
Gabriel wziął wdechy i wyszedł z krzaczków.
-Miaaauuuuu
Dwóch się odwróciło.
-Ty patrz! Kot!
-O rzesz w mordę.
Potwierdził przypuszczenia Hana, Gharekh.
-Miaaauuu!
-Ej, a może by go tak zjeść. Może pół-drowowi to nie przystoi, ale ja jestem głodny
No dobra teraz już przegięli
Nagle kot się rozdzielił na 12 (tak na prawdę na 13 ale Gabriel szybko uciekł w krzaczki). Wtedy koty powiedziały jak jeden mąż donośnym tubalnym głosem.
-Ani mi się waż.
Miny podróżników były nie tęgie, ale wtedy iluzyjne koty zmieniły się w iluzję Gabriela.
Niestety Gabriel zapomniał o jednym szczególe. Po odmianie jest nagi.Podróżników na początku zatkało, ale potem ryknęli śmiechem.
Szybko muszę coś wymyślić. MYYYŚL! Wiem niech an nich z cienia się pojawią zbroje, a w rękach wielkie miecze. Będzie ciężko, ale może się uda.
Ledwo co, lecz Gabrielowi się udało. Pół Drowa i Pół Orka zatkało. Wyglądali na trochę przerażonych i zdezorientowanych. Lecz wtedy Gabrielowi skończyła się moc i iluzje znikły jak bańki mydlane.
SZLAG!
Było to ostatnie słowo jakie Gabriel zdążył powiedzieć bo zapadł w stan pół świadomości, a przybysze... Przybysze wyglądali na dość mocno zdezorientowanych.


[Sorry Mediv nie zauważyłem twojego posta, ale na szczęście nie jest zbieżny z moim.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Teraz to już chy ba we wszystko uwieże....Han czy mi się wydaje czy ja nadal jestem nie przytomny-wydukał Gharekh
-Wiesz teraz to....już nie wiem czy to sen?-z trudem wypowiedział Han
Wszyscy wpatrywali się w tego "kota" na w pół się bojąc i śmiejąc.
Potem jednak troche się opanowali, a koci stwór zrobił sobie przepaskę z gałęzi.
-Dobra....jestem Han, pół Drow, to Gharekh ...jak ci było?
-Grrr....Unarukher. a ty to kto?-burknął półork
-Xathis- cicho powiedział jaszczuroczłek
-jaaa.....
***
-Gabriel .... Manus tak, tak Gabriel Manaus, i...przepraszam za to... wszystko, nie wiedziałem jak zareagować więc użyłem magii iluzji i moich umiejętności. Jeszcze raz przepraszam, bardzo jestem zszokowany tym... wszystkim. Gdzie reszta?-z trudem mówił Gzabriel
-Poszli po wode, ten pajok i rybiol...heh, kiedy wrócom no, no nie wiem-żartował Gharekh
-Gabriel a czemu cię nie widzieliśmy wcześniej ciebie, jak to możliwe?-zpytał się Han
-No zmieniłem się w kota i się ukrywałem, nie byłem w stanie się przełamać i się pokazać. Taka moja natura.
Co ci się stało że oślepłeś?-mówił kotołak, i spytał się jaszczuroczłeka.
-wydzarzenia z przeszłości, wolę nie wspominać grrr-burknął troche szeptem Xathis
Bohaterowie powoli się poznawali, tymczasem u Negitha i Vilrana:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Przepraszam ale ja nie chciałem jeszcze dołączać do reszty drużyny, chciałem tak iść z boku.]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Vilran i Negith byli na jakiejś polance. Przed nimi był tylko las. Nagle drider zatrzymał się.
-Tu się rozdzielimy. Ja pójdę do lasu szukać jedzenia a ty poszukaj wody... gdziekolwiek...
- Dobra, ale w co mamy wziąć tą wodę?!
Negith zamyślił się potem zaczął chodzić w te i wewte . Potem przemówił.
-Dobra, plan jest taki rozdzielimy się tak jak planowałem. Ty szukaj wody. Jak ją znajdziesz: zrób co chcesz, wykąp się czy coś. Ale może nie pójść tak łatwo. Dlatego jak znajdziesz, albo jak nie znajdziesz wody masz tu wrócić gdy słońce wieczorem będzie na dwie dłonie nad widnokręgiem. Mamy dużo czasu. Ja przez ten czas na pewno sporo upoluję. Ze skór tych zwierząt zrobię bukłaki, ty zaprowadzisz do wody, wlejemy ją do bukłaków. Nic lepszego mi nie przychodzi do głowy.
-Kto wie, może się uda.Idźmy już. Co prawda jest ranek, ale kto wie ile nam to zajmie.
-Dobra. To na razie.
Pajęczak wszedł do lasu. Vilran poszedł na wschód. Czuł z stamtąd zapach wody. Zawsze mówiono mu że woda nie ma zapachu. On jednak ją czuł. Możliwe było że jego ciało czuje źródło magicznej energii. Jemu jednak magia akurat nie była potrzebna, ale woda: owszem. Otoczenie było dziwne: sporo drzew, jednak to nie był las. Było też sporo głazów. Nic więcej. szedł wiec przez to pustkowie szukając jakiejś wody. Czuł ją jednak tak samo jak wcześniej. Nie bardziej, ani nie mniej. Wszedł na wysokie drzewo. Rozejrzał się: to samo. Skupił się. Poczuł mocną woń życiodajnego napoju. Zszedł z drzewa i zaczął biec. Tak szybko jak mógł. Potem nie czuł już takiej mocy. Zmysły do zawiodły. Krzyknął by wyładować gniew. Brnął dalej. Otoczenie się jednak zmieniło. Pod nogami miał piasek i tylko piasek widział przed sobą. Szedł dalej. Był wykończony. Było już prawie południe a on tkwił w morzu piasku. Po jakiejś godzinie nie wiedział już czy idzie przed siebie czy może wraca, a może poszedł w zupełnie inną stronę. Powietrze było suche, co zaczęło się i jemu udzielać. Szedł kolejną godzinę. Udało mu się przebrnąć. Jednak na pierwszy rzut oka mało się zmieniło. Wszędzie były kamienie. Zero wody. Jednak to były tylko pozory. Czuł ją. Szedł przed siebie. Resztką sił, bo był już na granicy omdlenia. Lecz odnalazł to czego szukał: wielką równinę porośniętą trawą i mnóstwem drzew: na środku było duże jezioro. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Bardziej wierzył w to że zginie w poszukiwaniu wody, niż ją znajdzie. Po jakiejś minucie był już pod wodą. Był szczęśliwy i naładowany energią. Zjadł parę ryb a potem zaczął rzucać zaklęcia. Chciał jakoś okazać szczęście. W górę trysnął strumień wody a parę okolicznych drzew zostało zamrożone. Potem nastał czas na zmartwienia. Nie wiedział gdzie iść. Idąc na wprost mógł dojść w zupełnie inne miejsce a poza tym, nawet jakby chciał iść prosto to straci orientacje. Miał dużo czasu. Postanowił obejść piaski . Wyruszył. Szedł pewien obaw lecz udało mu się. Szedł jeszcze trochę czasu i zbliżał się wieczór i zostało mało czasu do spotkania z drider''em. Zaczął biec. Znalazł się na tej samej polance. Pająka nie było. Zaczęło się robić ciemno. Vilran przestraszył się nie na żarty. Było już ciemno. Morfer postanowił wejść do lasu i odszukać kompana.

[Shadowtear- ty dokończysz tą historię, bo wolę żebyś sam opisał co robi twoja postać. Opisz polowanie i tą resztę ;P]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Trochę się namieszało... jednak chyba da się wyprostować.]

Pajęczak wszedł do lasu. Vilran poszedł na wschód. Znaleźć żarcie - proste. W ojczyźnie przeważnie panują większe ciemności, więc widział bardzo dobrze. Gdy zaczął wypatrywać śladów, usłyszał jakiś ryk. Negith pobiegł w tamtą stronę i po chwili zobaczył jakąś pochodnie na ziemi, a wraz nią ślady krwi. Ryk się powtórzył. Okazało się, że niedźwiedź zaatakował kogoś. Przed śmiercią ofiara zwierzęcia zraniła napastnika.
- To jest moja szansa - pomyślał drider - ale nie mogę go podpalić, bo się rozpęta tu piekło.
W czasie, gdy się zastanawiał, niedźwiedź wyczuł go i rozjuszony zaczął biec na niego. Bez dalszego zastanawiania Negith wystrzlił na niego strugę kwasu. Wszystko poleciało na gęste futro i zwierzak tylko wściekł się jeszcze bardziej. Negith rzucił się do ucieczki. Rzucił następny czar, który przyszedł mu do głowy - promień energii negatywnej. Okazało się to dużo skuteczniejsze. Zatrzymało na chwilę niedźwiedzia, a w tym czasie kwas przeżarł się do skóry. Bestia się miotała, więc drider powtórzył czar. Niedźwiedź w końcu padł. Pajęczak wrócił do miejsca w którym spotkał niedźwiedzia. Znajdowały się tam resztki jakiegoś człowieka - przy nich pusty plecak, bukłak z wodą, nóż i łuk... bez strzał. Negith wrzucił bukłak do plecaka i założył go. Wziął też nóż i poszedł do ciała niedźwiedzia. Za pomocą noża przeciął jego skórę i począł odcinać kolejne części, które wydawały się jadalne, bądź w jakiś inny sposób użyteczne. Wrócił na miejsce spotkania z Vilranem, ale jego tam nie było. Zaczął się zastanawiać, czemu go nie ma. W końcu pomyślał:
- Powiedziałem mu, że widzimy sie rano, czy wieczorem?... rano, czy wieczorem... VITH! Pokręciłem pory dnia! Zostawię mu niedźwiedzie jelita, żeby trafił spowrotem do drogi i obozu.
Negith zostawił jelita i wrócił do obozu.

***

W obozie.
- Mam coś dla was. - Negith rzucił na ziemię plecak - Coś sie działo?
Cisza. Spali. Pakęczak podszedł do Hana i go obudził lekko podpiekając mu ręke. Ten zerwał się jak poparzony.
- Co jest? - rzucił pół-drow
- Przyniosłem żarcie. Coś się działo?
- Był tu jakiś dziwny kot, później się przemienił w człowieka, wtedy się obudził jaszczur...
- Nie za dobrze ci się spało? Widzisz, by ten jaszczur się gdzieś ruszył? I gdzie ten "kot"? Nie odpowiadaj! Następnym razem lepiej pilnuj, lub lepiej kłam.
- A gdzie Vilran?
- Na spacerze. Będzie tu jutro.
- Więc dalej czekamy?
- Tego nie mówiłem.
W tym momencie Han zauważył, że 3 osoby wyglądające na jakiś strażników. Niestety oni dostrzegli i szybciej.
- Negith - obróć się.
- Po co?
- Brać ich! - padł rozkaz z krzaków.
Han rzucił się jednego z nich. Tymczasem Negith rzucił strugę kwasu drugiego ze strażników i zaatakował trzeciego. Pół-drow z finezją podciął niedoświadczonego strażnika, a następnie odciął mu głowę. Drider rzucił pirokinezę na ostatniego z napastników. Błyskawicznie zapaliło się wszystko, co miał na sobie, wliczając jego skórzaną zboję. Potraktowany kwasem osobnik przestał się drzeć, jednak był jeszcze ledwo żywy.
- Gadaj co wiesz! - zaczął przesłuchanie Negith
- Nie macie...khe... szans. Jak nie...khe.. straż, to milicja...khe...khe... was ukarze.
Umarł.
- To co teraz? - spytał sie Han
- Musimy się dowiedzieć, jaka jest sytuacja w mieście. Przynajmniej wiemy, że jest niedaleko. Zostajemy tutaj. Trzeba będzie dostać się tam w nocy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

[Część, w której Vilran zdobywa coś do picia jest autorstwa dominikańczyka, resztę pisałem ja.]

Morfer kręcił się po lesie szukając towarzysza znalazł trupa i pozostałości po niedźwiedziu. Przestraszył się. Zaczął się skradać. Przeszedł kilkanaście metrów i usłyszał szmer w krzakach. Schował się za drzewem i
zamarł w bezruchu. Nagle zza krzaków wyskoczyły dwa lisy, widocznie skuszone zapachem niedźwiedzia. Nie wiedział co ma robić. Najpierw wyjął miecz, a następnie wyskoczył zza drzewa z rykiem. Lisy podkuliły łby i wystraszone uciekły warcząc wściekle. Rozradowany ze skutków jego przedstawienia Vilran poszedł dalej. Zobaczył małą chatę. Była spalona. Podszedł do niej i ją przeszukał. Przy stole siedziały dwa kościotrupy, pewnie byli rodziną. Nie znalazł w tym domu nic ciekawego, oprócz kilku dzbanów- mogły się przydać do przenoszenia wody. Z trudem zabrał wszystkie dzbany i ruszył dalej. Trafił do tego samego miejsca co wcześniej- był tam ten niedźwiedź i trup. Coś jednak przyciągnęło jego uwagę. To były jelita na ziemi, rozciągające się w jakimś kierunku. Poszedł tam gdzie one prowadziły. Po kilku minutach wyszedł z lasu. Zrozumiał że te flaki prowadzą do "obozu" w którym mieszkał. Postanowił pójść po wodę z dzbanami, a potem wrócić do obozu. Dotarcie do jezioro zajęło mu tym razem mniej czasu, bo wiedział gdzie iść i szedł pewnie przed siebie. Gdy dotarł nad jezioro, najpierw zaspokoił swoje potrzeby a potem zapełnił dzbany. Zaczął wracać do miejsca zaznaczonego przez jelita. Wracanie z zapełnionymi dzbanami było trudniejsze. Usiadł na chwilę by odpocząć.
******
Han nigdy nie mógł przywyknąć do zarostu. Z jego twarzy zaczęły wystawać krótkie włosy, drażniło go to i szczypało. Cóż, to też była część jego inności, jego ludzkiej części. Z jednej strony lubił tę stronę samego siebie, a jednak często mu to wadziło. Półdrowy nie miały zwykle łatwego życia. Gardziły nim zarówno ludzie, gdyż był podobny do mrocznego elfa, jak również drowy, bo za bardzo przypominał człowieka. Kiedy nad tym rozmyślał to uzmysławiał sobie jak ważny dla niego jest punkt widzenia jego nowych towarzyszy. Niektórzy z nich mogą mieć o nim takie same mniemanie jak rasy, których po części jest przedstawicielem. Z zamyślenia wyrwały go słowa Gharekha.
- Zbliża się już zmrok. Morfer musi zaraz wrócić.
Musi, pomyślał Han, inaczej zmarnujemy kolejny dzień czekając tu.
- Dałem mu wskazówki - rzucił Negith - Jeśli je znajdzie to trafi do obozu.
Z tego co wiedział Han drider to rzadko spotykana istota, ale nie niespotykana. Negith mógłby uchodzić za po części jego pobratymca, obaj nosili część drowiej natury. W tym momencie z lasu dobiegł ich szmer. Han zerwał się na równe nogi i przyjrzał się bliżej drzewom. Po chwili ujrzeli wychodzący z pomiędzy kilku krzewów stos dzbanów. Han zrobił na ten widok zaskoczoną minę, ale kiedy zobaczył kroczące nogi i ręce uśmiechnął się. Przybył Vilran, i wyglądało na to że ma to po co poszedł.
- Wziąłem pięć - oznajmił morfer - Dla każdego będzie po jednym.
- Dobra robota - mruknął Gharekh.
- Jeśli mamy z nimi iść to proponuje je jakoś umieścić, ręce mogą się przydać. - rzucił Han.
- Racja - odrzekł podork - możemy je zawiesić u pasa. Nie są takie ogromne.
- Użyjemy ubrań strażników - dorzucił Negith.
Vilran postawił dzbany na ziemi. Najpierw postanowili się z nich napić, żeby ugasić pragnienie. Następnie Gharekh obwiązał wszystkie dzbany pasmem szat. Widocznie bardzo chciał się przydać. Han nie dziwił mu się, sam też powinien jakoś pomagać.
- Gotowi? - spytał Negith - W takim razie, Han weźmie jaszczuroczłeka i idziemy.
Półdrow nie zamierzał protestować. Jeżeli miał coś zrobić to może i ponosić trochę tego gada. Miasto jest niedaleko, przypomniał sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować