Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

Dnia 11.08.2008 o 11:13, Liqid napisał:

Gracza Mattafixx prosi się o kontakt via gg :P

Z 11 to raczej nie zaczniemy. Ale 2 osoby wciąż nie mogą się zdecydować, trwają pertraktacje
:P

Jest 12, jedna się zdecydowała, chociaż nie wie, czy wybrała dobrze :P

Dnia 11.08.2008 o 11:13, Liqid napisał:

Pytanie tylko do graczy - jak wolą - pierwszy mord dziś czy jutro?

Wolałbym jutro.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

MG - Liqid

1. Wayzin
2. VBone
3. BogSumerow
4. Phelela
5. wdowiakm
6. Mattafixx
7. Morze
8. mtobi
9. Bumber
10. Scorp2005
11. Kalkulator12
12. Sam
13. Lampek

Echh... to będzie samobójstwo czasowe, no ale okej. Spróbuję połączyć koniec z końcem, nie spać, starać się nie jeść i nie odpoczywać... soł, witam ponownie Mafijną Brać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Lista :
MG - Liqid


1. Wayzin
2. VBone
3. BogSumerow
4. Phelela
5. wdowiakm
6. Mattafixx
7. Morze
8. mtobi
9. Bumber
10. Scorp2005
11. Kalkulator12
12. Sam
13. Lampek


MAFIJNE FAQ

1. „Ilu jest graczy jaki jest podział ról”
- Graczy jest 13 osiemnastu, w tym dwóch mafiozów i jeden katani.
2.”Kto i kiedy wkracza do akcji?”
- Mafia zabija po raz pierwszy już w dniu rozpoczęcia tj 11.08.2008. Pierwszy lincz odbywa się dnia drugiego tj 12.08.2008. Katani po raz pierwszy ma szansę sprawdzić kogoś drugiego dnia rozgrywki tj 12.08.2008.
3. „W jakich godzinach głosujemy i kiedy spodziewać się wyników?”
- Na głosy czekam go godziny 22:00
Wyniki podaję jak napiszę posta ale postaram się tuż po 22:15
Mafia ma czas na wskazanie ofiary do godziny 22:25.
Katani ma czas na sprawdzenie kogoś do godziny 22:25.
Wyniki zabójstwa mafii tuż po godzinie 22:30.
4. „Co się dzieje w przypadku gdy w głosowaniu będzie remis?”
- W takim przypadku nikt nie ginie.
5. „Czy brak głosowania będzie karany?”
Tak, za opuszczenie linczu po raz drugi następuje opuszczenie edycji przez winowajcę .
6. „Jak głosujemy?”
- Głosowanie odbywa się jawnie, czyli na forum. Każdy gracz pisze na forum na kogo głosuje wraz z krótkim uzasadnieniem. Lincze od godziny 22:01 nie są naturalnie liczone.
7. „Jak skontaktować się z Mistrzem Gry?”
-Gg: 8712430
8. „Czy mogę pogadać z innymi graczami o Mafii inaczej niż przez forum?”
- Nie, takie rozmowy powszechnie uważane są za kodziarstwo (cheeting :P), a kodziarze smażą się w piekle… i są usuwani z listy graczy. Na temat gry piszemy na forum tylko i wyłącznie.
9. „Czy po śmierci mogę komentować grę ‘z zaświatów’?”
- Nie. Każdy kto nie bierze już czynnego udziału w grze proszony jest o niepisanie absolutnie nic. Każdy kto się nie zastosuje najprawdopodobniej spotka się z wielkim gniewem z nieba ;)
10. „Nie gram w tej edycji, ale chciałbym zapytać o coś na forum.”
- Nie rób tego! Przeczytaj ptk 9. FAQ!
11. „Czy edycja postów jest zabroniona?”
- Nie jest. Z wyjątkiem godzin okołolinczowych czyli od 21:45 do posta z mordem.
FAQ by BloodyGuy, zmodyfikowany na potrzeby edycji przez Liqida.
Rolę roześlę wkrótce po rozpoczęciu edycji, by nie kolidowały one z kreacją postaci :P

Proszę o przypięcie posta na czas edycji

Edit by Paladynka :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Lol, back to the future ? :P

"Mafia zabija po raz pierwszy już w dniu rozpoczęcia tj 10.10.2005"

a graczy jest 13 osiemnastu. Może dwójka podwójna ? :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Coś mi tu nie pasuje... Już dzisiaj będzie pierwszy lincz? Zwykle pierwszego dnia mafia zabijała i dopiero drugiego dnia gracze się angażowali w *prace społeczne*, chyba, że coś się zmieniło, gdy tu nie zaglądałem :P.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Patrz wyżej. Pierwszy lincz jest równo z pierwszym sprawdzeniem. Czyli jutro, czyli 12. Dzisiaj jest pierwszy mord. Jak już wspominałem - wysłane do poprawki i przypięcia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

O której mniej więcej chcesz rozpocząć grę?

Ps. Mi trochę komputer szwankuje i mam małe problemy więc mogę spóźniać się ze swoimi kwestiami ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ahoj przygodo! Jo-ho-ho i butelka rumu…

Kapitan Liqo de MorGan, znany też jako Lubiący Procenty Rozbójnik wychylił się przez burtę, zdejmując papugę ze swego oka i podając ją stojącemu za nim bosmanowi:
- Weź ode mnie to draństwo, Martin. Strasznie głupi ten zwierz, powiedziałem po prostu, by miał na mnie oko -ostatnio gdy zaczęliśmy płynąć baksztagiem postanowił sobie polecieć na Jamajkę i musieliśmy wyrzucać 3 ładunki Laxigenu, by go dogonić- a ona, bękarcica Sępa z pudełkiem kredek, wzięła to oczywiście dosłownie.
Bosman odebrał posłusznie Polly i wsadzając jej krakersa do dzioba, zrobił głupią minę, stając się wyrwać palce z paszczy kapitańskiego pupilka. Polly łaskawie otwarła dziób, ale tylko na tyle, by wypluć ciastko, wypiszczeć „Piłeś morską, to teraz jesteś pragnienie” i zamknąć go ponownie.
Kapitan ignorował ten incydent, oglądając przez swoją półtorametrową lunetę z najnowszym ultrazoomem i stabilizacją „zrumowanego” (a kto nie wypi-ije) obrazu odległy cel – walczące na brzegu najbliższej plaży – kraby? A może one wcale nie walczyły i to nie był chwyt podsuszający? Hm…
Płynęli w tej chwili na pełnych żaglach, pełnych prochu działach, pełnych pęcherzach i pustych portfelach. Wiatr dawał w szmaty co mógł, a jego ludzie także dawali. Znać o sobie.
Gdy nad jego głową przeleciał mały toporek, pusta butelka rumu i czaszka poprzedniego właściciela statku, odwrócił się. Mimochodem przywalił w nos bosmanowi i wykrył u niego lekkie zapalenie migdałków. Schował lunetę, odebrał papugę (do twarzy jej z krwią na dziobie, prawdziwy bloody bastard!) i poprawiając kapelusz, spytał co się dzieje, do cholery.
- Bunt, panie kapitanie. Znaleźliśmy w ładowni ukryty składzik z rumem, w dodatku naruszony.
- Chciałem Was ochronić przed nim. Podobno pochodził od jakiegoś STARKERA i błagał mnie, by go zostawić w spokoju.
- W dodatku od dawna niczego nie złupiliśmy. Może oprócz kilku kokosów cudem zerwanych z tamtego drzewa, nim zbiegła się armia Mrocznego Cthulhu w słomianych spódniczkach. Jakby ktoś nam nie obiecywał – palić, gwałcić, mordować i nie płacić podatków od tego.
- Nie moja wina, że tamta pinka bez żagli i wioseł nam uciekła. Wiatr nam nie sprzyjał.
- A teraz jeszcze łazi pan po pokładzie z tą lunetą i szpanuje, że długość ma znaczenie.
- To była promocja, grzech nie skorzystać – „kupujesz 1, dostajesz 1”. Zazdrościcie.
Wokół niego zbierał się coraz gęstszy tłum. Kapitan spojrzał na bocianie gniazdo – jego piękna, czarna bandera z pijącymi społem piratem i kościotrupem nie spoczywała już na maszcie. Zamiast niej, łopotała na wietrze piękna, różowa flaga.
- Ale… To Wy teraz tak nagle się ujanić postanowiliście? Przecież przysięgaliście mi, że to świństwo, to dla przyjemności, nie światopoglądowo…
- Przykro nam, panie kapitanie. A właściwie już nie kapitanie…
- Jak śmiecie? Rozejść się. I refować bukszpryt! Może pozwolę Wam na kolację wypić odrobinę rumu.
Nastał gwar. Gdy zaczęto się zastanawiać nad uszeregowaniem „przyjemności”, jakimi są przeciąganie pod kilem, smoła i pierze, powieszenie na rei i wybatożenie – Polly odfrunęła, brudząc wcześniej mu kapelusz.
- No, dobra, przyznaję się, byłem tajniakiem, kaprem i podpisałem parę papierków. Dajcie mi z dwa antałki i pozwólcie odpłynąć szalupą.
- Jestem z panem, kapitanie – mruknął Martin.
- Dobra, trzy…
Na czele tłumku wystąpił młody chłopak, Jurij, jego ulubiony lizus i majtek. A właściwie już nie majtek, sądząc po części ubrania, spoczywającego na głowie pierwszego oficera.
- Ruszamy w wielką podróż, Liqo. Curacao, Port Royale, San Juan, Trynidad – wszystkie będą nasze. A pan już nic nie będzie mógł zrobić. Niech żyje wolność grabieży!
- I wolna miłość – dodał ktoś
Łeb potoczył się po pokładzie, zatrzymał na chwilę na skraju deski i po chwili spadł z wesołym chlupnięciem. W wodzie zamajaczyła trójkątna płetwa.
Chwilę później, przywiązany do działa, kapitan nie był już tak zadowolony ze swej metody antybuntowej. W sumie ryzyko miało być niewielkie, ale nie doczytał, że owszem, ale przeżycia.
- Może będziemy… pertraktować?
- Okej
Lont został podpalony i gdy iskra zagłębiła się wewnątrz działa Liqo wraz z Martinem wyruszyli w bardzo długą podróż.
- Pozdrówcie od nas Neptuna! I wszystkich innych bogów, gdy już się z nimi spotkacie. - zamachali im na pożegnanie. – A teraz panowie, kiedy mamy w końcu spokój – zróbmy bakburtę z tyłu, a nie z lewej, bo to strasznie niewygodne jest.

***
- Gdzie ja jestem? – spytał siebie kapitan, gdy już odzyskał przytomność – Tak tu pięknie, czy to niebo?
- Zapomniał pan o starożytnej klątwie? – bosman postawił przed nim kufel piwa. Znajdowali się w typowej portowej tawernie.
- No tak, a więc jesteśmy w piekle. – opróżnił szklankę jednym haustem, zamyślił się i nagle westchnął, waląc pięścią w stół – Na tysiąc dwieście Latających Holendrów kursujących pomiędzy Singapurem, a wygódką w dni robocze i święta imienne – zostawiłem go na statku.
- Co? Pański kapelusz? Po tym jak Polly..?
- Nie, mniejsza z nim – gorzej.
- Busolę wskazującą gdzie w tej chwili akurat byś być nie chciał, czyli skierowaną ku środkowi?
- Też nie, choć w tej chwili przydałby mi się. Chodzi mi o niego, no… jak mu było?
- Przetykacz do Kingstone’a?
- Nie, już pamiętam – Edwarda.
- Chodzi panu o posążek Edwarda Tacha, czyli Czarnobrodego +5 do kartaczy?
- Nie. Edward był jednym z tych alkoholi, zaprzyjaźniłem się z nim. Bo wiesz, rum przyjacielem każdego pirata jest. Ale on był naprawdę miły. I taki czuły… Muszę go ochronić przed tymi exhibicjonistami.
Bosman milczał, szukając jakiegoś godnego uwagi punktu, którym okazał się ostatecznie szkaradny pysk Liqa.
- Cóż, zaufam panu, kapitanie. Statek już skombinowałem, nazywa się „Konstantynopolitańczyk” i to najwspanialszy szkuner, jaki w życiu widziałem.
- Najpiękniejszy był „HMS Kanikuły”.
- No tak, brakuje nam tylko załogi.
- Załogi? A gdzie znajdziemy taką?
Martin odwrócił się ku typowemu portowemu tłumkowi, złożonemu z najnormalniejszych w świecie opilusów i dewiantów, oddających się najnormalniejszym tawernianym rozrywkom – opijactwu i dewiacji.
- Gratulacje ludzie, to nasza 1369207 wizyta tutaj, dlatego wystarczy, że się tu zbliżycie, a otrzymacie darmowy rum – zawołał.
W jednej chwili załoga się znalazła. Edward czekał.

[Jesteście oczywiście przyszłymi marynarzami i znajdujecie się w tawernie. Skuszeni rock&rollem (!?!) postanowiliście służyć pod nieślubnym siostrzeńcem Morgana. Co dalej robić, wiecie ;)
Pierwszy mord, przypominam, dziś. Zaraz pójdą role.
Edycja rozpoczęta, miłej gry. Flagi użyczył Bartholomew Roberts].

20080811174819

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Po środku grupy stał rosły mężczyzna miał 181 cm wzrostu i miał ciemne włosy. Zbliżył się do kapitana i nisko ukłonił mówiąc:
- Kapitanie nazywam się Marrcin pochodzę z dalekiego południa.
Jednak nie usłyszał odpowiedzi, w sali było zbyt głośno i kapitan pewnie go nie słyszał. Mężczyzna podszedł bliżej, ale nie zdążył nic powiedzieć jak dostał w tył głowy. Uderzenie nie było zbyt mocne i mężczyzna obrócił się, ale nie znalazł winowajcy. Rozejrzał się po pomieszczeniu i odwrócił znów się do kapitana powtarzając to, co mówił wcześniej:
- Panie kapitanie nazywam się Marrcin i pochodzę z dalekiego południa chciałbym dołączyć do pańskiej załogi.
Lecz i tym razem kapitan nie odpowiedział, słychać było jedynie głosy osób, które stały za mężczyznom. Marrcin miał już się odwrócić kapitan rzekł:
- Dobrze chłopcze wezmę ciebie do swojej załogi, ale pokaż mi, co umiesz!
Marrcin wyciągną swój miecz i pokazał swoje umiejętności. Widać było, że kapitanowi ten pokaz się spodobał i skinął mężczyźnie, że go przyjmuje. Marrcin usiadł przy stoliku, który znajdował się bardzo blisko stolika kapitana...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kolejny był starszy,niski, gruby jak beka zarośnięty pijaczyna z butelką rumu w łapie. Podszedł do kapitana i niskim ochrypłym głosem powiedział:
- Bry, panie kapitanie! Bog dos Sumerr się kłania.
Ukłonił się o mało nie przewracając się na deski ( procenty we krwi robią swoje)
- Witam panie Sumerr... opowiedz coś o sobie. Masz jakieś doświadczenie związane z żeglowaniem pijaczyno?
Odrzekł kapitan
-O..o..oczywiście!
Jąka się Bog
-Za młodych lat zajmowałem się połowem ryb.
-Taak?
Z niedowierzaniem mówi kapitan
- A dodatkowo potrafię robić znakomite węzły!
Dodał z dumą Bog dos Sumerr
- Nie wierzę ci za bardzo, ale zgoda. Przyjmuję cię do załogi.
Odpowiedział kapitan, który sam nie wierzył w to co powiedział.

Bog dos Sumerr chwiejnym krokiem usiadł obok Marrcin''a.
-Witam pana! Napijemy się rumu?
Zapytał z uśmiechem na twarzy Marrcin''a

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rum. Darmowy rum. Tak miało być.
Ventor Bone czuł się oszukany. Rumu nie było. Był za to chciwy i nie do końca sprawny umysłowo kapitan oraz jego przydupas. Oni, oczywiście, mieli rum. Trzymali go w swoich tłustych, kapitalistycznych łapskach.
Ktoś powinien im pokazać, gdzie Kotoryby zimują.
Ale rum...
Ventor miał pewne problemy w kontaktach z ludźmi. Pewnie dlatego, że był niemową.
Jego prawdziwymi przyjaciółmi były zawsze gęsie pióro i papier. A także dwa sztylety, które nosił u pasa.
Bone pomachał do kapitana, by zwrócić na siebie uwagę. Wskazał na swoje przybory pisarskie, dając do zrozumienia, że chce się zatrudnić jako pisarz okrętowy.
Kapitan przez kilka sekund wpatrywał się tępo w Ventora.
Bone znał to spojrzenie - zwykle poprzedzało słowa takie jak "Nie, nie potrzebujemy cię", "Spieprzaj dziadu", czy też "He he he, niemowa, he, he, he". Kapitanowie nie doceniali umiejętności literackich.
By nie dopuścić do kolejnego upokorzenia, Bone postanowił zaprezentować inne zdolności.
Wyjął jeden ze sztyletów i z uśmiechem na twarzy wbił go w bok sąsiada.
Zanim ogromny marynarz zrozumiał, co się właśnie stało, paraliżująca trucizna dotarła do jego układu nerwowego. Zwalił się na podłogę jak ścięte drzewo.
Kapitan wydawał się zadowolony.
Bone szybciutko podpisał cyrograf i mógł się cieszyć szklanicą rumu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Do tawerny wszedł Jack Rackham.
Szmer rozległ się w tłumie.
Swego czasu Jack był sławnym piratem. Do historii przeszła jego flaga i opowieść z nim związana.

Teraz Rackham był Rycerzem Fortuny. Bez pieniędzy, za to nadal z umiejętnościami. I z bronią.

Ktoś tu organizował wyprawę.
"Ten kapitan nie wygląda na rozgarniętego", pomyślał Calico Jack, "Może po wyjściu na pełne morze da się go wysłać do Neptuna na piwo i samemu przejąc statek? Ostatnio się nie udało, co szkodzi spróbować jeszcze raz?"
Rackham zarąbał jednego z piratów, żeby zrobić sobie przejście. Usiadł przy Liqu.

- Chcę się zaciągnąć.
- Z Twoimi umiejętnościami, zrobię cię... hm... oficerem!
- Zgoda - przypieczętował układ Jack, uśmiechając się do swoich myśli.
Miał przy sobie swoją starą banderę. Być może znowu uda się zaistnieć na morzach?

20080811185505

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mat Tafixx i Karaiby to można powiedzieć jedno. Zaznał już żeglugi pod niejedną banderą ale najlepiej pływało mu się z oczywistych chyba względów pod banderami piarackimi. Siedząc w tawernie uslyszał coś o darmowym rumie a dwa razy nie trzba mu było tego powtarzać. Zakręcił się obok gościa wypowiadającego te słowa i dowiedział się co i jak.
- Spoko, może być. Możesz mnie pisać na to - rzekł.
Kiedy mówił jeszcze te słowa podszedł do kapitana jakiś maminsynek, przedstawiając się jako Marrcin. Mat korzystając z okazji gdy ów się odwrócił pacnął go w głowę. Tamten był na tyle nierozgarnięty że nawet nie zorientował się kto go walnął.
- Bedzie wesoło z tym fujarą - zamruczał pod nosem kiedy to przed kapitana zatoczył się jakiś pijaczyna - no to jeszcze lepiej. Ale przynajmniej będzie się z kim napić, bo z tamtą cioteczką się raczej nie napiję.
- Najlepszego! - krzyknął Mat do Boga unosząc butle z rumem w górę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

W tawernie siedział i czekał na swoją kolej 23-letni Melvin "Morze-Szkwał" Johnson. Popijał lekko rozwodniony rum i zastanawiał się nad swoimi szansami do załogi. Zawsze chciałem być piratem - tak sobie mówił - Palić, rabować, gwałcić, mordować i nie płacić podatków... Niekoniecznie w tej kolejności. Młodzieniec tak dumał nad swą przyszłością, gdy został wezwany:
- Chłopcze! Teraz ty! Co możesz mi o sobie powiedzieć?
- Nazywam sie Melvin Johnson... Dla przyjciół, wrogów i kur...tyzan Melvin "Morze-Szkwał" Johnson. Trochę sie znam na żeglarstwie - 30% od ojca, 70% z genów.
- Genów?
- Tak. W końcu mój ojciec był piratem. Dziadek też. Kilka pokoleni wstecz - caly czas piraci. Jedynie wuj Clark przystąpił do Kompani Wchodnio-Indyjskiej, ale to była zakała całej rodziny. Piractwo i żeglugę mam we krwi.
- Niezły rodowód chłopcze... Ale jak na razie będziesz zwykłym majtkiem, potem się zobaczy. No? Na co czekasz? Bierz swe rzeczy i biegiem na pokład!
- Tak jest, sir!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Ha, szelmy! - ozwał się gruby i donośny głos. - A nie mówiłem wam, psiajuchy, że znajdzie się jakiś frajer, co będzie załogi szukał? Mówiłem?
- Nie mówiłeś, jeno od rzeczy coś paplałeś...
- Stul pysk, matole, bo ci kości porachuję!
- Phi...
Potężna postać, ubrana w czerwony, staroświecki kontusz przepasany pozłacaną szarfą zerwała się zza stołu i szerokim zamachem rąbnęła swojego rozmówcę w twarz. Plasnęło, mlasnęło i huknęło, bo mężczyzna zatrzymał się dopiero na ścianie.
- Noooo!... Który taki odważny, co ze starym Bumpem Szpetnikiem chce się zmierzyć, a? Bywajcie, szelmy, bywajcie!
Jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Przeorana bruzdami po ospie twarz zmarszczyła się tak, że blizna zaczynająca się przy lewym uchu a kończąca się na ustach wydawała się jeszcze większą i paskudniejszą niż zwykle.
Bump podrapał się po resztkach swoich siwych włosów i nałożył czarną opaskę na całe pokryte bielmem oko.
- Barman! - ryknął, aż zatrzęsły się szyby w oknach. - Baaarman!
- Czego?!
- RUMU!
- Nie ma!
- Głupiś?
- Nie ma rumu, bo i forsy nie ma!
- Który taki mądry, a? - żachnął się Szpetnik. - Który? Zaraz go rozumu nauczę!
- Ty, skurczysynu! Za dwie butelki jeszcze nie zapłaciłeś! Wyskakuj z kasy!
- O żesz... Ekhm, jak śmiesz taki tonem!...
- Ano śmię! Zara obaczysz, co śmię, jak tylko z karczmy nosa wychylisz...
Bump uznał, że dalsza rozmowa jest bezcelowa, oddalił się więc na bezpieczną odległość od barmana. Wtem usłyszał, jak ktoś wspomina o darmowym rumie...
- Z drogi, psubraty, z drogi! Szpetnik zgłasza się na ochotnika! Z drogi, rzekłem!...
Bump palnął z łokcia najbliższego chłopa. Ten osunął się tylko na kolana i zniknął w tłumie koszulek w biało-niebieskie paski.
- Mości kapitanie! - ryknął stary marynarz. - Szpetnik na twe usługi! Choć jużem stary, to suponuję, żem się do załogi nadam! Doświadczenie jest przecie na wagę złota! A co najmniej na wagę rumu...
Chwilę po tych słowach Bump mógł cieszyć się szklanicą mocnego alkoholu. Rozległy się odgłosy głośnego żłopania... Bump pił, pił... aż wreszcie beknął potężnie. Na chwilę zrobiło się w gospodzie cicho.
- Co, już nawet nikt zdrowia mi nie życzy, a? Ja wam!...
Ostatnie słowa zagłuszył tawerniany gwar.
- No, pierwsze koty za płoty! Dawać więcej tego rumu, bo z pragnienia zdechnę!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Zdrowie panie Mat!
krzyknął Bog dos Sumerr
-nieźleś pan go trzepnął. Prawie mu zembiska powylatywały! Chłopak mało rozgarnięty, ale nauczy się od nas wielu rzeczy na statku...

Sumerr siedział przy stoliku. Pod nogami leżały już 3 opróżnione butelki rumu. Zabierał się za następną. Z Boga był twardy zawodnik. Potrafił opróżnić jednego dnia 10 butelek rumu i jeszcze się trzymać na nogach.

-Ale to chyba je...je...je...jeszcze nie są wszyscy co nie panie Mat?
Jąkał się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Marrcin podniósł kufel rumu i wypił go błyskawicznie po czym spojrzał za siebie gdzie zobaczył dwie młode dziewczyny, chciał już krzyknąć gdy nagle wybiegły z budynku. Marrcin długi czas się nie odzywał, milczał i obserwował co się dzieje, czujnie spoglądał na swoich nowych towarzyszy, którzy wydali mu się w porządku ale coś mu mówiło, że niektórym nie można do końca ufać. Nagle wstał i powiedział:
- Ja wychodzę na zewnątrz robi się tu duszno a zanim wypłyniemy muszę odebrać swój dług.
Po czym wyszedł i poszedł załatwić swoją sprawę. Gdy powrócił do swojego stolika Bog dos Sumerr nalał mu do kufla rumu i dał kawał mięsa do jedzenia. Marrcin zjadł i popił po czym znów zaczął przyglądać się dziwnym typkom...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się