Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

Win0 spostrzegł, że niektórzy za nic mają bazpieczeństwo. Podpełznął do kindziuka, przystawił mu swojego desert eagla (jeden z ostatnich modeli na świecie) i wyszeptał:

- Jeżeli masz w dupie swoje życie - proszę bardzo. Jednak póki jesteś w grupie i nasze dupy zależą także od Twojej przestań chrzanić i bierz się do roboty, zrozumiano?

Po otrzymaniu odpowiedzi spokojnie odczołgał się na miejsce obesrwacji i kontynuuował wartę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.08.2010 o 22:07, Piotrbov napisał:

- Przeczysz samemu sobie. Nie spodziewasz się nieproszonych gości, lecz jednak chcesz
ustawić warty. Litości! Jutro czeka nas ciężki dzień a ty chcesz jeszcze nas męczyć.
Ja tam jestem przeciw wartom.

- Następny debil - skwitował bezmyślność innego najemnika win0. - To że czegoś się nie spodziewam, nie znaczy, że to nie nadejdzie. To się nazywa odpowiedzialność. Nie podoba się, to won z obozu na zieloną trawkę. Tylko nie przychodź potem z płaczem, że spać nie możesz, bo są tu potwory.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wybudzony, i zdenerwowany kindizuk ruszył się aby sprawdzić czy aby na pewno wszystkie czujniki są odpowiednio podłączone, w końcu na czymś się znał po pozytywnym przejściu i sprawdzeniu wszelakich alarmów spokojnie odszedł w miejsce spoczynku które niestety już zrobiło się chłodne. Położył się tym razem będąc pewnym bezpieczeństwa przynajmniej w stopniu podstawowym pogrążył się we śnie mając nadzieję że już nic nie przerwie mu snu. Nie zapomniał oczywiście zapisać w swoim skrytym notesie krótkiej notki na temat Win0,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Baby po ciężkim marszu w dość osobliwym terenie postanowił " cupnąć" pod drzewem, odłożył swoje u ubłocone M11 obok, wyjął z torby pudełko cygaretek i zawołał dość głośnym szeptem:
- który z waćpanów ma ochotę przykurzyć ?
Nikt nie zwrócił uwagi na rzuconą propozycje, więc jak to baby ma w zwyczaju zapalił swój kolumbijski tytoń.
Usłyszał w dali ciche pomruki kłótni swoich kompanów, ale postanowił nie przyłączać się do rozmowy, zważając na fakt,że jutro czeka go ciężki dzień,nie tracąc czasu nie zgrabnie usunął głowę na plecak i zapadł w płytki dość czujny sen.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja mogę stanąć na pierwszej warcie. Przynajmniej później nikt mnie budził niepotrzebnie nie będzie. Jak się ktoś nawinie, to będzie miał problem, jednak my o tym musimy wiedzieć więc warty są potrzebne. Efekt zaskoczenia, wyszkolenie jak i determinacja musi być po naszej stronie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wygrzebawszy spod swego drzewa jakiś korzonek, Deng właśnie kończył zaparzać swoją herbatkę. Kij śnieg czy słota, czy przychodziło spać pod drzewem czy i bez drzewa - herbatka musi być. Najlepiej nawet dwie.

...nie było to jego pierwsze zlecenie. Był za to po raz pierwszy w tej drużynie, niektórych znał tylko ze słyszenia, innych wcale; i odczuwał dziwne mrowienie w serdecznym palcu lewej ręki, które po jakimś czasie zdefiniował jako...niepokój. Owszem, podróż, wytropienie i zdobycie celu poszło równie gładko jak syberyjski lód. Ale trzeba było jeszcze do Nowego Władywostoku wrócić. A w obozie dało się wyczuć lekki zapaszek nieprofesjonalizmu: część najemników się wypięła na resztę i uderzyła w kimono, jeden nawet nie zjawił się jeszcze w punkcie zbiórki. "Heh, najwyraźniej takie są uroki pracy w grupie zebranej na szybcika" pomyślał dopijając herbatkę. Zrobiwszy to, wstał i podszedł do nachmurzonego win0.

- W porządku, zmienię Cię o 1.00. Tylko nie strzelaj od razu z tego swego srebnego cacuszka, dui? Powodzenia.

Może był milczkiem, ale wolał jednak zachować swoje milczenie przy życiu. A do tego najlepiej przydaje się zgrana drużyna... postanowił zaparzyć jeszcze jedną herbatkę.

EDIT: Mały błąd

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 13.08.2010 o 22:51, Dexter_McAaron napisał:

Może był milczkiem, ale wolał jednak zachować swoje milczenie przy życiu. A do tego najlepiej
przydaje się zgrana drużyna... postanowił zaparzyć jeszcze jedną herbatkę.

EDIT: Mały błąd


A dla mnie herbatka się znajdzie ?:D Zmarzłem trochę .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 13.08.2010 o 23:09, Rincewind napisał:

A dla mnie herbatka się znajdzie ?:D Zmarzłem trochę .


Deng spojrzał zaskoczony, jak zresztą zawsze gdy ktoś zagadywał do niego przyjaźnie. Ale wspominając to, co sam przed chwilą pomyślał o zbudowaniu jakiejś drużynowej więzi, powstrzymał odruchy obronne. Pogmerał w sakiewce i zaprezentował liściane zawiniątko, pełne ...no, generalnie pełne.

- Z tym że... wiesz, jest trochę ziemista... - ostrzegł, a usta zadrgały mu w delikatnym uśmieszku. Może on przyzwyczaił się do ruskich bimbrów post-apo. Ale oni przyzwyczają się do chińskiej herbatki popromiennej? ;>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Oki, dziś miał być post fabularny, ale jestem w trzy pupy pijany, więc jeśli w ogóle, to napiszę rano.

A dzisiaj w mordzie ginie:

Asthariel.

Był bogu ducha winnym najemnikiem.

Nie możesz się już komunikować w sprawach związanych z tą edycją FM, aż do jej końca. I takie tam pozostałe.

Jeszcze raz - przyjemnej gry.

EDIT: Cholera, ale enterów nawaliłem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 13.08.2010 o 23:28, Dexter_McAaron napisał:

- Z tym że... wiesz, jest trochę ziemista... - ostrzegł, a usta zadrgały mu w delikatnym
uśmieszku. Może on przyzwyczaił się do ruskich bimbrów post-apo. Ale oni przyzwyczają
się do chińskiej herbatki popromiennej? ;>


Wszystko dobre , byle by nie była z kory bo mam dość tych drzew . Ciągle drzewa , drzewa , no czasem jakiś krzaczek jest. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wszystko układało się cudownie. No poza tym, że zginął Asthariel. To nie było cudowne. Ciężko powiedzieć jak zginął, bo grupa ledwo co znalazła jego zwłoki.

Keroth niewątpliwie lubił zabijać. Zresztą jak każdy, kto przeżył w tym post-nuklearnym świecie. Jednakże ta prawda nie tyczyła się zabijania swoich. To Kerothowi się nie podobało. Tak bardzo nie podobało.

------

1. Przykro mi,że tak opóźno się odzywam, ale cały dzień out poza domem. Jutro niestety czeka mnie to samo, więc pewno zagłosuję rano. Dalej już powinno być normalnie :).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Warto by powiedzieć kilka słów o naszym bohaterze. Keroth był rosłym facetem po 30. Jego pochodzenie pozostało nieznane nawet jemu samemu. Ciężko było wyciągnąć z kartotek (a przynajmniej z tego, co z nich zostało) cokolwiek na temat Kerotha.

Wiadomo tyle, że urodził się prawdopodobnie gdzieś na wschodzie. Mniej lub bardziej dalekim. Tam bity przez ojca i nieszanowany przez resztę rodziny Keroth zdecydowanie nie mógł się odnaleźć. Nie było mu więc smutno jak usłyszał o tym, że jego rodzice zginęli w wybuchu atomowym. Sam przeżył dlatego, że zaciągnął się do armii.

Niestety i w niej nie zagrzał miejsca zbyt długo. Można powiedzieć, że to nie do końca wina Kerotha. W armii po wybuchu wojny atomowej też nie było łatwo. Ze względu na braki żywności, zaopatrzenia, transportu oraz... miejsca rekruci byli masowo zwalniani ze służby. Proces ten był dość ciekawie zorganizowany. Biednemu wojakowi wciskano kit, że jego wioska/rejon/cokolwiek mu bliskie cudownie ocalało, a następnie wciskano plik pieniędzy, broń i kilka magazynków. Po dotarciu na miejsce okazywało się, że dom nie istnieje, pieniądze są nic nie warte, a magazynków jest zdecydowanie za mało.

Ci, którzy mieli dość siły organizowali grupy zwane gangami i rządzili w zgliszczach cywilizacji. Ci, którzy nie mieli umierali. Keroth należał do tych pierwszych. I dlatego przeżył. Nie było to proste życie. Wpływały na to przede wszystkim 3 czynniki.

1. Po pierwsze trzeba było zdobyć żywność;
2. Po drugie nie dać się zabić (promieniowaniu);
3. Po trzecie nie dać się zabić (innym).

Pierwsza i druga zasada nie była taka trudna do zrealizowania. Ze względu na masowe zgony ludności w przeciwatomowych schronach pozostała ogromna ilość zapasów kompletnie nie wykorzystywanych, bowiem nie zdążono ich zasiedlić i lub utrzymać w nich porządku przed i po wybuchu.

Obecnie schrony te były wykorzystywane przez gangi. I tu pojawiał się problem z zasadą trzecią. Ten, który był w stanie utrzymać takie miejsce cieszył się poważaniem i rozdawał "karty" w najbliższej okolicy. Niestety zarazem stawał się celem ataków wszystkich gangów w okolicy w wyniku czego schrony często przechodziły z rąk do rąk. Dlaczego Keroth porzucił swój gang i wyruszył na tą misję?

Tej historii wolał raczej nie opowiadać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Win0 wrócił z warty i rzucił do Dextera:

- Twoja kolej.

Zdziwiło go poruszenie w obozie mimmo tak późnej pory. Chwilę później poznał jego przyczynę.

- No panowie, baliśmy się, że mogą nas wziąć od przodu, a tu bezpardonowo wzięli nas od tyłu. Nie podoba mi się, że ktoś chcę mnie pozbawić mojej zapłaty. Bo że chodzi tu o kasę nie mam najmniejszych wątpliwości.

/Z tymi tajemniczymi paczkami zawsze jest ten sam problem - pomyślał win0. Musi znaleźć się co najmniej jeden idiota, który chce wiedzieć co jest w środku i co najmniej jeden, którego świerzbią ręce. Asthariel miał dobre przeczucie, żeby wyruszać jak najwcześniej. Ale nic dobrego z tego przeczucia nie przyszło./

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cael po całodziennym obserwowaniu pozostałych i milczeniu, zabrał głos w mętnej rozmowie:
- Moim zdaniem należałoby upatrywać pozytywnych aspektów śmierci jednego z "naszych". Spieszę z wyjaśnieniami:
Primo: przemieszczanie się w tak licznej grupie to strzał w stopę - niełatwo o wpadnięcie na patrol policji leśnej.
Secundo: odnoszę wrażenie, że w zespole jest kilka osób, które dotychczas pozwoliły mi zasugerować jedno - że są idiotami. Pragnę zwrócić uwagę na to, że takich osobników nie potrzebujemy.
Tertio: moim celem nadrzędnym jest przeżycie i zgarnięcie szmalu, którego potrzebuję. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to "wypad z baru". Nie musimy dotrzeć do Władywostoku w komplecie, ba - jest to wysoce niewskazane.

Jestem rozżalony nieco faktem, że z początku postanowiłem wam zaufać. Przydzielono mnie o tego zadania nieprzypadkowo; sam przez długi czas polowałem na zlecenie, za które mógłbym dostać wystarczająco pieniędzy, by usunąć się "ze sceny". Mam dosyć zabijania, już wystarczająco przerzedziła ludzkość "era odnowienia", jak to się zwykło nazywać niemal całościową zagładę gatunku homo sapiens. Wychodzi na jaw fakt, że któryś z rzekomych "braci w boju" postanowił zasygnalizować nam, że jego chciwość wyklucza możliwość dotarcia do celu w większym gronie. Równie dobrze mógłbym to być ja, ale jak wcześnie już wspomniałem - pokładałem w was zaufanie, nie widziałem też na tyle istotnych powodów, by mordować kogokolwiek. Nie sądzę, by można było wykonać tą misję w pojedynkę. Prawdopodobnie namierzyły już nas wrogie satelity, więc nie widzę sensu zatrzymywani się w jednym miejscu przez dłuższy czas.

Doszedłem również do wniosku, że dzisiaj musimy wziąć się za wytropienie zdradzieckiego elementu. Możliwe, że nie działa on w pojedynkę, a grupowo - to jednak byłoby bardzo ciężkie do ukrycia przed resztą. Nie jesteście bandą przypadkowych najemników, choć powoli zaczynam przychylać się myślą ku tej tezie, więc wespół ze mną skutecznie wyeliminujmy:
- osoby, które nie są w stanie przyczynić się do postępu w osiągnięciu celu;
- osoby, które nie są w stanie pomóc nam w wytropieniu zabójcy lub zabójców Alzar... Nieważne jego imię - chodzi mi o trupa;
- osobę lub osoby, które zabiły naszego szeregowca.

Kolejną ważnym czynnikiem jest bezpieczeństwo. Niektórzy z was zapewne upadli na łeb myśląc, że będziemy bezpieczni w niedalekiej odległości od miejsca zbrodni archeologa - opuszczonej leśniczówki. Tym bardziej nie spodobał mi się pomysł olania warty. Postawa aspołeczna nie pomoże nam rozwiązać dotychczasowych problemów.

Jeszcze kwestia wyżywienia. Mam nadzieję, że drogą szybkiego głosowania wyznaczymy osoby do zmian, które zajmą się zdobywaniem pożywienia i pilnowaniem obozu lub naszej "karawany" w drodze do mroźnego Władywostoku.

Sam za sprawą wrodzonej intuicji, omylnej czy nie, zamierzam wytypować dziś pewną osobę do śmierci, której zachowanie mogę określić jako skrajnie podejrzane. Tymczasem dziękuję za uwagę, dobranoc. Jestem wyczerpany, aczkolwiek jeśli nie ma nikogo chętnego do tej niewdzięcznej roboty, to mogę zmienić Duga Xe... No, w każdym bądź razie o czwartej jestem to ewentualnej dyspozycji. Póki co zieeeew...

_____________________________
EDIT: Podkreślony brakujący wyraz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zostawiwszy za sobą krztuszącego się herbacianym naparem Rincewinda, Deng Xe przejął pałeczkę od Win0 i od dobrych trzech kwadransów szukał balansu: swego, wewnętrznego, gdy rozmyślał nad tym co się właśnie stało w obozie oraz swego, zewnętrznego, gdy siedział na suchym konarze owego spróchniałego drzewa. Pniak, owszem, wbijał się nieznośnie w krzyż, ale dawał mu niezgorszy widok na okolicę.

"Jest gorzej niż sądziłem" powiedział do siebie. Nie tylko stracili człowieka: morderca był między nimi. Asthariel nie dałby się złapać nieprzygotowany, czyli to musiał być ktoś, komu zaufał. Co zabawniejsze, część obozowiczów spała tak smacznie, że nawet nie zauważyli "ubytku" ich kompana. Trasa do Władywostoku wydała się nagle baaardzo długa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


Budo otworzył oczy i zerwał się z miejsca. 6:45... eh nie najgorzej.
- Dobra dziewczyny ruszać się. Zniszczyć szałasy, zakryć ślady, zabrać śmieci, za 15 minut musimy ruszać. Śniadanie zjemy w drodze, mam nadzieję, że Deng przeżyje bez tego co nazywa herbatką. Nie możemy tu już dłużej marudzić.

Trup Asthariela spoczywał już w ziemi w płytkim grobie przykrytym liśćmi. Jednak nie dane im było, aby misja była prosta. Coś lub ktoś wyraźnie dybał na powodzenie wyprawy, ale teraz nie było czasu o tym myśleć. Teraz to trzeba było się zabierać z miejsca zbrodni. Kilku zbrodni.

***
Asthariel---> ehh masz pecha chłopie, nie dają Ci się rozegrać. Ale spoko, nie zrażaj się :P
***

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Klychsonevski obrzucił jeszcze krótkim spojrzeniem grób w którym ekipa pochowała Asthariela i odwrócił się do reszty grupy i rozejrzał się po kompanach.
- Baba z wozu, koniom lżej możnaby rzec. Z jednej strony mniejszej grupie łatwiej się przemieszczać, z drugiej ktoś czyha na nasze życia, więc nie wiem jak wy, ale ja bym wolał się znaleźć we Władywostoku jak najszybciej. Wieczorami cała grupa musi trzymać się razem i wystawiać warty trza. Szybkość, zorganizowanie i dyscyplina, to teraz jest najważniejsze, bo na co martwemu pieniądze? Ano, na nic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Od razu widać na co się przydały te wielce potrzebne "warty", hi hi hi. Fakt, nie zaatakował nas w nocy żaden tygrys ani inne stworzenie z dżungli, ale to chyba nie do końca jest zasługa naszych dzielnych wartowników, ha ha! No cóż, kolego Astharielu, niestety nie przyjdzie Ci dzielić z nami zielonej zgnilizny, więc, jak to mawiały grubasy ze Stanów w XX wieku, "Rest In Pieces".

No dobra, rozumiem że jeden mniej - więcej dla nas do podziału, ale lepiej niech się ten tchórzliwy dowcipniś przyzna sam, to dostanie serią z gattlinga od razu w głowę. Bo jeżeli się nie przyzna, to też dostanie serią z gattlinga, ale zacznę od dołu, hi hi hi.

Ciekawe czemu koledzy Keroth i Caelethi się tak mało odzywają - jakby kłótnie w zespole były im na rękę? Chyba wylosuję spośród Was kandydata do posmakowania mojego działka (bez zboczonych skojarzeń proszę, ha ha!). Ene due rabe, połknął bocian Mastabę - Caelethi, jesteś moim głównym podejrzanym w tej chwili. Jestem niesamowicie ciekawy czy da się umierać i milczeć jednocześnie - poza tym, przeczucie mi podpowiada, że Twoja przeszłość skrywa niejedną "rzeź niewiniątek". Nie to, żebym miał coś przeciwko rzeziom.

***
Lincz -> Caelethi, najmniej aktywny ze wszystkich graczy + sweet revenge
***

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Baby aka Bieber :> wstał dosyć niemrawo, a to dla tego, że w naszej grupie najemników znalazło się najprawdopodobniej kilku zwyrodnialców, którzy zmasakrowali bebechy Asthariel-a, pomyślał "cóż ciężko będzie wykonać to zlecenie, wiedząc, że każdy z kompanów może być potencjalnym mordercą".Rozejrzał się dookoła,ujrzał przebudzający się obóz,niektórzy towarzysze polowali na nienapromieniowane wiewiórki( idealne źródło białka), więc nie chcąc być gorszym również upolował sobie co nieco, upolowane zdobycze schował do plecaka, a na śniadanie zaparzył sobie ziółka z kminkiem i kurkumą.Po zakończonym rytuale śniadaniowym , dostosował się do rad doświadczonego wyjadacza(Budo) i zatarł po sobie ślady.
- Dobra kokietki, za 15 minut ruszamy dupska do Władywostoku.
I z tym entuzjastycznym oświadczeniem założył plecak na grzbiet i czekał, aż wszyscy doprowadzą się do jako takiego stanu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się