Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

si amigos, ciepły ogień przyda się, noce ciemne mamy i zimne. Jesteśmy na pograniczu krajów po rozbitym samolocie, miejmy nadzieje że jacyś compadres nasz szukają. W końcu nie co dzień samoloty spadają - powiedział kindziuk, po czym przysiadł do ognia i zaczął ogrzewać z resztą ocalałych

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Witam jestem Kalenos - powiedział student wyciągając dłoń.
Następnie wytłumaczył Andrzejowi krok po kroku jak zrobić szałas i obaj wzięli się do pracy.
- Mamy jeszcze jedno miejsce w szałasie! - rzekł student.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Siedział przy ognisku i zacierał ręce. Zastanawiał się, co tu robi i kiedy zobaczy swoją żonę, Karolinę. Myślał też, jak potoczy się sprawa jego przyjaciela, Adriana, którego był adwokatem. Myślał, ile jego życie jest tak naprawdę warte. Wiedział, że ono wisi na włosku, ale wierzył..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ognisko paliło się dając sporą łunę światła a co ważniejsze wiele ciepła, którego wszyscy potrzebowali nawet bardziej od żywności. Rozbitkowie całkiem sprawnie wzięli sobie do serca uwagi Uru i szałasy stały jeden obok drugiego wokół ogniska. Nie była to może profesjonalna baza, ale nie powsytydziłby się nią nie jeden zwolennik przetrwania.
Wiatr jakby lekko zelżał, a na niebie dało się widzieć gwiazdy, które w tej dziczy świecąc tworzyły niezapomnianą aurę.

Wszyscy zebrali się wokół ogniska okrywając się kocami, kurtkami i co tam każdy miał. Pierwszy posiłek od opuszczenia wraku, i tak naprawdę pierwsze odetchnięcie i pogodzenie się z losem.
Wielu siedziało w zadumie spoglądając na tańczące płomienie, które strzelały wysoko do nieba.

- Czy jesteśmy wszyscy? Spytał nagle zaniepokojony Uru i zaczął pośpieszne podliczanie grupy.
13.14 ze mną 15 a było nas 16-cioro.
Każdy odruchowo rozejrzał się wokół siebie i po szałasach. Nie znali się jeszcze na tyle, aby wiedzieć czy kogoś brakuje ale fakt był taki, że rzeczywiście ich było 15 a z Uru 16 a teraz jednego brakowało.

- Nie możemy zostawić kompana w potrzebie. Możliwe, że szukając drewna lub polując zgubił się w dziczy. Natychmiast musimy znaleźć zaginionego lub zaginioną.

Wszyscy wstali i za przykładem Uru zrobili z gałęzi i owiniętych szmat prymitywne pochodnie. Niektórzy mieli latarki, każdy zaangażował się w poszukiwania. Nikt nie marudził.
Za radą Uru szli grupach 4-ro osobowych, każda w inną stronę.

Wiele ujść nie musieli gdy Uru usłyszał wołanie. Grupa północ coś znalazła. Wszyscy ruszyli w ich stronę by po chwili ujrzeć coś co nie do końca było jasne.

Niedaleko urwiska spore plamy krwi zrosiły śnieg i skały. Ktoś starał się to ukryć posypując świeżą warstwą, jednak silny wiatr go zwiał obnażając gołe skały splamione we krwi.
Szybkie przeczesanie terenu dało oczekiwaną odpowiedź. Rozgwieżdżone niebo dawało na tyle dużo światła aby ponżej urwiska zobaczyć na wystającej półce skalnej coś sporego. Coś co przypominało zwłoki ludzkie.

Półka na szczęście była na tyle blisko, że można było podjąć próbę zejścia.
Prowizoryczna składanina powiązanych ze sobą materiałów posłużyła za linę, którą Uru zsunął się podtrzymywany przez towarzyszy. Wrócił po chwili z przywiązanymi do siebie zwłokami mężczyzny.

- Lewkoń. Uru posepnie oświadczył zebranym ponownie przy ognisku. Tyle potrafię odczytać z jego dokumentów.
Zwłoki Lewkonia leżały przy ognisku. Głowa była zmasakrowana. Pewnie dostał czymś ciężkim po czym zrzucono go z urwiska próbując zatuszować ślady krwi śniegiem i gałęziami.
- Co gorsza - Ukbe zawiesił wzrok spoglądając na każdego zosobna. Ich twarze również wpatrywały się w niego - to nie był wypadek. Może zabójcy chcieli aby tak to wyglądało ale, kiedy spadał na tą półke już najprawdopodobniej nie żył. Zabójcy pewnie jej nie zauważyli licząc, że spadnie w przepaść. W ciągu dnia widoczność była bardzo kiepska. Biedak najprawdopodobniej poszedł jak każdy szukać drewna i nie wrócił.

Chciałbym rozwiać wasze wątpliwości co do mojej osoby. Nie wychodziłem ani na moment z obozu. Wyrównywałem teren i zajmowałem się logistyką tu na miejscu. Nikt nie mógł mnie widzieć wychodzącego z tego miejsca nawet na sekundę. Morderca lub mordercy - znowu zawiesił wzrok spoglądając na grupę - SĄ WŚRÓD WAS!
Uru był wyraźnie poruszony. Wyglądał na bardzo zawiedzionego i przygnebionego. Odszedł od ogniska powoli nic więcej nie mówiąc zostawiając grupę samym sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zakonnica wpatrywała się w leżące przy ognisku zmasakrowane zwłoki. Nie pamiętała nawet jak wyglądał ów mężczyzna. Pogrążona w modlitwie podczas marszu nie przywiązywała zbytniej uwagi do wyglądu pozostałych rozbitków. Teraz rozejrzała się po pozostałych. To niemożliwe, aby ktoś z nich był zabójcą... Nie bardzo rozumiała dlaczego ktoś, kto przeżył katastrofę miałby zabijać pozostałych ocalałych współtowarzyszy... Jaki miał w tym cel? A może Uru się pomylił? Może to nie było zabójstwo, tylko nieszczęśliwy wypadek? Jako zakonnica chciała wierzyć w dobre serca ludzi, z trudem przychodziła jej myśl, że człowiek, istota boża, potrafiłby odebrać życie innemu. I dlaczego Bóg do tego dopuścił? Po co uratował to ludzkie życie, aby za chwilę dać mu zginąć z rąk zabójcy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Magi była załamana. Nie dość, że ich sytuacja była dramatycznie zła, to jeszcze w grupie były osoby, które miały inne cele, niż utrzymanie wszystkich przy życiu.
-Biedny Lewkoń. Nie znałam go nawet. Tak mi przykro - to mówiąc, rozwijała kolejnego cukierka, by pomóc sobie walczyć ze smutkiem i ogarniającym ją poczuciem beznadziei. - Słuchajcie ludzie, musimy się zorganizować! To niemożliwe, byście wszyscy byli wrednymi zdrajcami, musimy więc działać wspólnie, a na pewno zdemaskujemy tych drani. Jakieś pomysły?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

-Myślałem, że bezpieczny powrót do domu to kwestia walki z naturą. Okazuje się, że mamy dodatkową trudność. I to nieznaną. Spodziewałem się, że jakoś mi się uda, brałem to niemal za pewnik. Ale teraz...- Sowa zaczął się powoli załamywać. -Myślałem, że uda mi się wyprawić godny pogrzeb żonie i przyjaciołom. Jednak nie znam dnia ani godziny. Wyryję ich imiona na jakimś kamieniu, który znajdę po drodze. Chociaż tyle na pewno mogę zrobić.
Zenon wziął głębszy oddech. - Ale jakie były motywy? Jedyne co nasuwa mi się teraz na myśl to ograniczenie liczby ocalonych do minimum, by zwiększyć własne szanse na przeżycie. W końcu w tym terenie wody i jedzenia nie ma zbyt wiele.
-Kto jednak mógł być aż tak zdesperowany? Uru Ukbe ma sensowne alibi, z siostrą i Buscettą spędziłem wiele czasu tego dnia. Nie mogę się jedynie opędzić od myśli o przerośniętym ego piłkarza. -Kontynuował swoje rozmyślania. - Bo przecież wszyscy piłkarze wielkiego formatu to bardziej gwiazdy niż sportowcy, prawda? Bokser też jako mięśniak mógłby chcieć użyć swojego jedynego atutu - siły - by zwiększyć swoje szanse przeżycia.
-Ah co to będzie, co to będzie. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie - powiedział już na głos próbując dodać rodakom z otaczającej go grupy otuchy cytując wieszcza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Buscetta nie mogła uwierzyć. Po prostu nie mieściło jej się to w głowie.

Zabójca? Morderstwo?
Jeszcze dobrą chwilę temu zaczynała się w niej rozpalać nadzieja. A teraz znikła jak mydlana bańka. Wierzyła, że najgorsze mają już za sobą, że nie może już być gorzej. A jednak....
Uru Ukbe powiedział, że ktoś tego mężczyznę zabił. Ale kto? Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że to mógłby być ktoś z nich. Przecież wszystkim im zależało na zejściu i odnalezieniu pomocy. Wszyscy pracowali nad stworzeniem bezpiecznego obozowiska, zaczęli rozumieć, że w siła jest w grupie.

Nie, to niemożliwe. Po co zabijac współtowarzyszy? Przecież im ich mniej, tym też mniejsze szanse na przeżycie. Ich cel był odwrotny!

Zresztą skąd ta pewność, że to zabójstwo? A może rzeczywiście nieszczęśliwy wypadek? Człowiek szukał materiałów do budowy obozowiska i nie zauwazył... Dumać to ona sobie może. Nigdy nie była dobra w domysłach, nie umiała rozpoznawać śladów. Kryminalistyka była jej obca. Ale fakt faktem - na skałach pozostały slady krwi, a to oznaczało, że zmarły krwawił już u góry, zanim spadł. Moze zaatakowało go jakieś zwierzę? Szkoda, że medycyną też nie miała nic wspólnego, więc nie potrafiła ocenić co oznaczają obrażenia tego mężczyzny, co można wyczytać z jego zwłok. Przyszło jej do głowy, że widziała młodego chłopaka z ksiązką do anatomii. Może był lekarzem i potrafiłby dokonać oceny?

Buscetta nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Czy można ufać tym ludziom? Czy jest wśród nich morderca? Tylko po co miałby to robić, jaki w tym cel... Cieszyło ją teraz tylko jedno - że tej nocy nie będzie sama. Miała współtowarzyszy w szałasie, w których wierzyła. Sowa był załamany - nawet nie próbowała wczuć sie w jego sytuację, bo to było niemożliwe. Stracił przecież najbliższą mu osobę. Zakonnica modliła się za duszę zmarłego. Niech spoczywa w spokoju.

Buscetta przysiadła przy niej i grupce innych głęboko zamyślonych osób. To będzie ciężka noc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Noc upłynęła zbyt szybko. Siedzieli do późna grzejąc się ciepłem ogniska, w większości milczący, zatopieni we własnych myślach .Każdy z nich zastanawiał się czy to możliwe, aby wśród nich był morderca i jaki był cel tego zabójstwa. Jedni spoglądali podejrzliwie, drudzy szukali wsparcia w oczach innych. Zakonnica nie wiedziała jak ich pocieszyć, sama miała wątpliwość czy ta śmierć była wolą Boga, czy też dziełem kata siedzącego wśród nich.

Kiedy w końcu rozeszli się do swych szałasów, siostra Kale jeszcze długo nie mogła zasnąć. W modlitwie prosiła Boga, aby dał jej jakąś wskazówkę, aby pomógł rozwiązać zagadkę tej niewinnie przelanej krwi. Całe jej ciało dygotało, z zimna i z przerażenia. Szałas nie był zbyt duży, więc leżeli blisko siebie. Obecność mężczyzny w ich szałasie onieśmielała ją, ale na szczęście między nimi leżała Buscetta. Insynktownie przysunęła się bliżej kobiety, aby grzać się wspólnym ciepłem.

Ciało Lewkona postanowili pochować rano. Jako, że nie mogli wykopać w ziemi dołu, postanowili przykryć je stertą mchu i gałęzi pozostałych po rozebraniu szałasów. Zebrali się wszyscy wokół tak usypanego grobu, a zakonnica odmówiła modlitwę za duszę zmarłego. Niektórzy modlili się razem z nią, inni poruszali tylko ustami odmawiając modlitwę w myślach.

Wyruszli w dalszą drogę. Zakonnica, osoba o pogodnym i przyjaznym usposobieniu, teraz pogrążona była w smutku. Postanowiła obserować współtowarzyszy. Bóg przecież daje nam znaki, trzeba je tylko umieć odczytywać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Ah co to będzie, co to będzie. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. - powiedział Zenon.
- Faktycznie, pocieszające. - mruknął Andrzej siedząc już z powrotem przy ognisku skupiając wzrok na tańczących płomieniach, w jego głowie galopowały myśli.

"Ukbe wydawał się już zaniepokojny, gdy sprawdzał czy są wszyscy. Jeszcze zanim zorientował się, że kogokolwiek brakuje. Czy to była tylko zwyczajna troska samozwańczego lidera? Tuż po katastrofie wspominał o próbie przejęcia samolotu, ale po kiego... Bredził wtedy coś o braku zaufania i własnej śmierci. Z zachowania można wnioskować, że Ukbe to NIE jest zwykły rozbitek, cholernik wie coś jeszcze, ale nam nie powie... Czemu zginął Lewkoń? Zobaczył coś czego nie powinien? Nie morduje się ludzi ot tak, bo można... Morderca-psychopata?", rozejrzał się uważnie po towarzyszach. "Ta cicha kobieta, w ogóle się nie odzywa... I Duckling... Cholera by to wzięła. Może ktoś z tych co pozostał przy wraku wcale nie był tak bardzo ranny. Tu się dzieje coś dziwnego, tylko co..."

Andrzej wstał i rozejrzał się, nie był jeszcze pewien co dokładnie chce zrobić, ale miał pewien zamiar do kogo się udać.
- Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. - powiedział jeszcze ironicznie do Zenona i ruszył szukać Kalenosa.

Nie mógł mieć pełnego zaufania do studenta, nigdy nie wiadomo czy przypadkiem ktoś nie należy do jakiejś organizacji typu: masoneria, mormoni czy greenpeace. Ale Kalenos był jedyną osobą z którą jak dotąd rozmawiał, przy tym nie wyglądał na psychopatycznego mordercę. Znalazłszy go zagaił:
- Nie wiem jak Ty, ale ja sądzę, że wokół nas dzieje się coś dziwnego, jakaś niezrozumiała sprawa. A Ukbe jest w to wtajemniczony... - popatrzył mu w oczy oczekując na reakcję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Noc minęła w ciszy i zadumie. Pogrzeb Lewkonia przebiegł spokojnie, ale gdy ostatnie gałązki i kamienie przykryły jego ciało towarzysze doli i niedoli zaczęli spoglądać na siebie podejrzliwie. Ktoś spośród nich nie miał uczciwych zamiarów. Atmosfera zaczeła się zagęszczać. Kto był zdolny zabić i dlaczego?

------------------------------------------------------------------------------------- -------------------------------------------------
Offtop
W postaci takiego offtopa podajecie swój typ do linczu. Na górze możecie pisać domysły lub cokolwiek kogo podejrzewacie, a cel na który się zdecydowaliście oddzielacie w ten sposób i podajcie Nick.
Tych postów NIE EDYTUJEMY.
Mozna głos mienić RAZ w oddzielnym nieedytowalnym poście. o 21:30 podliczam głosy (głosowanie na priv do mnie jest opcjonalne tu obowiązkowe)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Noc minęła, lecz nie dała snu. Cały czas myślał o tym, jak kruche jest jego życie. Płomyk nadziei gasł. Tęsknił za Karoliną. Najbardziej jednak dręczyła go śmierć Lewkonia. Był on jedyną osobą którą znał wcześniej, a na jego pogrzebie prawie pociekły mu łzy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Buscetta tej nocy nie spała dobrze. Co chwila budziła się ze strachem, że ktoś ją zamorduje. Jednak ciepło współtowarzyszy, między którymi leżała w szałasie i ogromne zmęczenie pozwalały jej choć na trochę zapaść w sen.

Rano odbył się pogrzeb. Pierwszy raz od kilku lat modliła się aż tak szczerze. Modliła się nie tylko za zmarłego, ale i za siebie samą i współtowarzyszy, aby Bóg pozwolił im przeżyć, co w obliczu wydarzeń zeszłego wieczoru wydawało się być największym szczęściem. Modliła się, bo co innego jej pozostało?

Od raza czuć było napięcie. Każdy obserwował pozostałych wnikliwie analizując, czy rzeczywiście wśród nich był morderca. A może to ktoś spoza ich grupy? Może ktoś, kto pozostał przy wraku z rannych. A może nie zauważyli, będąc w szoku po rozbiciu samolotu, że był ktoś jeszcze, kto szybko oddalił się od nich niezauważony?

Wszystko było możliwe. Musiała pogodzić się z myślą, że wśród nich może być osoba o złych zamiarach. A myślała, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach albo książkach....

Buscetta postanowiła mieć oczy szeroko otwarte. Bała się gdziekolwiek zostać sama, dlatego też zdecydowała trzymać się blisko pozostałych, a głównie siostry zakonnej i Sowy - mężczyzny, który im pomógł. Trzymając się w grupie istnieje mniejsze prawdopodobieństwo poniesienia śmierci, a tych ludzi zdążyła poznać najbardziej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- Spisek!!! - zakrzyknął Rob. Wbrew pozorom dziś czuł już się dużo lepiej, może z powodu odrobiny snu, a może głód go otrzeźwił.
Duckling całkiem nieźle radził sobie w obecnych warunkach atmosferycznych. Był niski i krępy, dzięki czemu nie marzł tak szybko. Pomocna była również całkiem pokaźna warstwa tłuszczu, którą Rob gromadził już od dzieciństwa. "Ha, ciekawe co powiedzieliby teraz te dupki, którzy nabijali się ze mnie w dzieciństwie" - pomyślał. Jego dzieciństwo nie było jednak zbyt przyjemne, więc starał się o tym nie myśleć, w końcu obecnie zmartwień mu nie brakowało, po co więc dokładać kolejne. Duckling postanowił skupić się na aktualnej sytuacji, a więc na tym, kto chce go zabić. Już od dawna podejrzewał że ktoś czyha na jego życie. I w końcu, po 30 latach chodzenia do psychoanalityka i wmawianiu mu że to tylko nerwica i wszystko mu się wydaje, jego podejrzenia się potwierdziły. "Dobrze że nie wziąłem leków" - pomyślał z satysfakcją Rob - "Na pewno mój psychoanalityk miał z tym coś wspólnego". Ale psychoanalityka tutaj nie było, a przecież pojawiła się pierwsza ofiara. Wniosek z tego prosty - psychoanalityk miał wspólnika, który był wśród nich. Co prawda Roba zdziwiło że nie zginął jako pierwszy, ale szybko wytłumaczył to sobie faktem, że pewnie zabójca nie wie jak wygląda. Postanowił więc się nie wychylać, licząc że uda mu się zdemaskować zabójcę przed własną śmiercią.
- Czy są tu jacyś Rosjanie? - spytał głośno Rob. Od czegoś trzeba było w końcu zacząć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Co to ma być ??!!! Coś mi tu śmierdzi i to bynajmniej nie moje nieprane gatki!!!

Chociaż z drugiej strony mniej gęb do wykarmienia (a kogoś postury średniego niedźwiadka nie satysfakcjonowały te iście ,,katastroficzne" racje).

Tylko żeby komuś z was do łba nie wskoczyło coby mnie zabijać!! Bo to chyba by niedobrze było.!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Buscetta szła w milczeniu i dalej myślała. Widziała też, że i inni dokonują analizy zastanawiając się, czy i kto spośród nich mógłby być mordercą. Nikt jednak nie miał odwagi odezwać się głośno i powiedzieć, co o tym myśli. Ona też nie.

Choć były osoby, którym ufała z góry, a były i takie, które swym dotychczasowym zachowaniem wzbudzały jakieś podejrzenia - i pewnie każdy taki podział zauważył - Buscetta nie potrafiła tak zwyczajnie powiedzieć, że to właśnie ten osobnik dokonał mordu. Czy była tchórzem? Chyba nie. Zresztą jak można kogoś oskarżyć nie posiadając żadnych konkretnych dowodów, jedynie jakieś domysły. Nie przyłapała nikogo na gorącym uczynku, nie widziała u nikogo niczego, co ewidentnie wskazywałoby na jego złe zamiary, a detektywem była żadnym. Ech.... i co teraz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 22.04.2012 o 17:16, Buscetta napisał:

Choć były osoby, którym ufała z góry, a były i takie, które swym dotychczasowym zachowaniem
wzbudzały jakieś podejrzenia. /.../

Magi postanowiła działać. Zauważyła, że Buscetty wszędzie jest pełno. Teraz siedziała i rozmyślała.
- Cześć! Słuchaj, wzbudzasz zaufanie, może masz jakiś pomysł? Ktoś wydaje ci się podejrzany? A może uważasz, że są tacy, którzy na pewno nie mieli z tym okropnym czynem nic wspólnego? Porównajmy nasze myśli, może coś wymyślimy! Cukierka?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 22.04.2012 o 17:29, Magwisienka napisał:

- Cześć! Słuchaj, wzbudzasz zaufanie, może masz jakiś pomysł? Ktoś wydaje ci się podejrzany?
A może uważasz, że są tacy, którzy na pewno nie mieli z tym okropnym czynem nic wspólnego?
Porównajmy nasze myśli, może coś wymyślimy! Cukierka?


Buscettę z zamyślenia wyrwała dziewczyna z cukierkami. Tak jakoś jej się przynajmniej kojarzyła.
- Dzięki za cukierka. Ale z tym pytaniem to nie owijasz w bawełnę.

I na chwilę zamilkła. Dlaczego ta dziewczyna pyta akurat ją? Czy ma w tym jakiś interes?

- Wiesz, dla mnie to wszystko jest trudne. Gdyby się tak dokładnie przyjrzeć - każdemu można coś przypisać, u każdego można odnaleźć momenty, kiedy zachowywał się dziwnie. Nawet ja zapewne wzbudziłam wasze podejrzenia. Ale po takich epizodycznych zachowaniach trudno kogoś ocenić. Jedynym naprawdę dziwnym, choć nie wiem czy to dobre określenie, człowiekiem jest tu Uru, ale on przecież prowadzi nas, żeby znaleźć pomoc, ratunek, więc nie widzę sensu oskarżania go. Czy komuś ufam? Trudno mówic o zaufaniu znając się od wczoraj i to w takich okolicznościach! Zblizyłam się do zakonnicy i Sowy, bo z nimi spędziłam najwięcej czasu, oni mi pomogli. A skoro pomogli, to chyba nie są tymi złymi. Nie mam żadnego konkretnego typu. A Ty? wyglagasz mi na konkretną kobietę, które wie co robić. Masz jakąś koncepcję?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

oj nie coś się dzieje i to na pewno nie są żarty!, , ktoś zginał , ktoś ma krew na rękach, tylko kto?, komu może zależeć na naszej śmierci? komu to może być na rękę? od samego początku było coś nie tak z lotem, coś tu jest nie tak i należy zacząć się pilnować - rzekł kindziuk trochę do siebie trochę do ludzi przestając ufać komukolwiek - teraz nie tylko bez jedzenia , dachu nad głową to jeszcze mamy mordercę!

*********************
MG - wolałbym aby jednak jak bóg przykazał głosowania odbywały się tylko w formie offtopu, a głosowanie na priv pominąć bo to tylko może dać więcej pola do manipulacji dla mafii

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zakonnica próbowała się skupić na modlitwie - za tych, którzy zostali przy wraku samolotu, za tragicznie zmarłego (nadal trudno jej było nawet myśleć o słowie "zabitego") Lewkonia i za swoich współtowarzyszy. Próbowała modlić się o to, aby bezpiecznie dotarli do miejsca, w którym będzie jakaś cywilizacja i aby zabójca, jeśli faktycznie był wśród nich, się nawrócił. Jednak nie mogła za bardzo się skupić. W zakonie nigdy jej się to nie zdarzało. Jednak okoliczności w jakich się znaleźli nie pozwalały na spokojną modlitwę. Rozjerzała się po współtowarzyszach. Wiedziała, że lubie potrafią być różni, wiedziała, że nie wszyscy noszą w sercu dobro. W końcu nie zawsze była zakonnica, niejedno widziała i słyszała, gdy była dzieckiem. Jej matka zostawiła ją gdy miała dwa lata i wyjechała z kochankiem za granicę, a ojciec powiesił się ze zgryzoty. Ona sama dorastała u dziadków, a gdy dorosła postanowiła zostać zakonnicą i głosić słowo boże, aby chronić przez zgubą zbłąkane owieczki.

Gdyby tylko udało jej się odgadnąć kto im zagraża...

Buscetta, młoda fotografka, raczej nie, to miła dziewczyna o dobrym sercu, lgnęła do ludzi, szukała przyjaciela, kogoś komu mogłaby zaufać. Nie, to nie mogła być Ona. I nie mógł to być Zenon Sowa. Dopiero co stracił żonę i siostra widziała jak bardzo się stara, aby być silny...

Magi, tak bardzo przypominała jej siostrę przełożoną. Podobnie jak siostra Marta, Magi lubiła cukierki. Zakonnica uśmiechnęła się na myśl o siostrze przełożonej, która dla pozostałych sióstr była jak matka, dobrze znała ludzkie serca i miała dar obserwacji, potrafiła odgadnąć co dzieje się we wnętrzu sióstr zakonnych po ich gestach, po glosie, po sposobie opisywania swoich problemów... Gdyby tylko siostra Marta tu była... z pewnością pomogłaby im rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci Lewkonia.

Rob? Raczej zbyt szalony, żeby dokonać morderstwa. Jeśli faktycznie wśród nich był zabójca to miał jakiś dobrze opracowany plan i potrafił świetnie się maskować...

A ta młoda kobieta, która do nikogo się nie odzywa? Dziwna, niemal tak samo dziwna jak Uru, ale nie, to raczej nie ona.

Zakonnica pogrążona była w myślach. "Boże daj mi jakiś znak..."- prosiła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się