Domek

Forumowa Mafia

60875 postów w tym temacie

- Psia jego mac... - zaklal LifaR - Banda matolow, jeden lepszy od drugiego. A juz ten debil, co chce zabic naszego "ojca".. Kazdy by kuwa chcial, ale moze kuwa troche dyskrecji ! Ja piernicze, co za debile... Pewnie wszyscy po ojcu, ja tylko rozum po matce dostalem. Albo ich matki za inteligentne tez nie byly... Ale co sie dziwic, krol idiota, to ciagnie swoj do swego, tylko co w takim razie robil z moja matka ? Ehh... banda debili...

skyler
> - To mnie siem podoba, w rzyć chędorzeni - zarechotał głośno.
-> Cos mowiles psi synu ? Nie wszyscy bawia sie tak jak Ty, wiec uwazaj na slowa, bo ktos Ci moze ten jezyk uciac... - mowiac to, LifaR usmiechnal sie zlosliwie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Uczta trwała w najlepsze. Wino i miód znacznie rozluźniły atmosferę i gardła. Yebran zerkał co i raz na króla. Odnosił wrażenie, że monarcha jest zmęczony całym widowiskiem.
- Ekhm... królu?
- Słucham cię, Chobberay.
Radgast nachylił ucho ku krasnoludowi.
- Mógłby mi król coś wytłumaczyć?
- Pytaj.
- Jak wasza wysokość ma zamiar wybrać z tej hołoty godnego następcę tronu?
- Dobrze, że o to pytasz. Obmyśliłem kilka konkurencji, które pomogą mi w osiągnięciu celu. Oczywiście wszystkim zajmiesz się ty...
- Oczywiście – burknął z wyrzutem krasnolud, jednak tak, by władca niczego nie usłyszał.
Yebran zerkał co i raz na przyszłych władców Anterii. Jego uwagę przykuł pewien pokraczny osobnik ze zwichrowaną brodą i mocno wymieszanymi rysami krasnoluda i człowieka.
- Wasza wysokość mogła się powstrzymać przed chędożeniem krasnoludzkich bab.
- Wiesz, Yerban... Po pijaku różne rzeczy się robiło.
- Widzę tedy... Półelf takież się jaki znalazł. Oj, obroty król, był obrotny...
- Coś czuję, że ta obrotność przysporzy mi więcej problemów, Yebran.
- Mnie też łamie coś w kościach, obaj mamy złe przeczucia...
Krasnolud łyknął zdrowo z kielicha. Spostrzegł też, że szklanica króla jest już pusta.
- Ej, ty! – zawołał, machając ręką w stronę pachołka. – Wina dla króla! Ino chyżo!
Służący podbiegł z dzbanicą i napełnił kielich króla Radgasta.
- Nie musiałeś Yebran, nie będę już pić.
- Waszej wysokości trochę wina nie zaszkodzi. Na pukawkę dobry napój przecież jest...
- Ech, Chobberay. Kiedyś przejadę się na moim łakomstwie...
- Już ci. Zdrowie!
Król łyknął wina, po czym zamarł bez ruchu. Kielich wyślizgnął się ze zdrętwiałej dłoni, uderzając z łoskotem o kamienną posadzkę. W jednej chwili wszystkie rozmowy, tańce i hulanki ucichły.
- Wasza... Wasza wysokość? Wporząsiu wszystko?
Yebran nachylił się nieco nad królem. Ten jednak osunął się z tronu i opadł ciężko na posadzkę.
- O rzesz ku*waż mać... Medyka! Dawać mi tu medyka!
Cała sala wlepiła wzrok w krasnoluda próbującego docucić monarchę. Pachołkowie rozbiegli się na wszystkie strony, pośpiesznie wykonując dany im rozkaz.
- Ruszać zady, bo wam te kikuty z nich pourywam! Gdzie ten medyk, do cholery?!
Na salę wbiegł zdyszany mężczyzna z wielkimi okularami na nosie. W biegu pośpiesznie zapinał rozporek, starając się nie zdradzić charakteru właśnie co przerwanego zajęcia.
Medyk uniósł lekko głowę króla i przystawił doń ucho.
- Nie dycha...
Yebran splunął soczyście.
- Na co się gapicie?! Do komnat swoich, pędem! Koniec hulanki, król został otruty!
Rozległy się szepty.
- Łajno wam do tego, wynocha do komnat!
Piętnastu synów udało się do zachodniego skrzydła zamku na spoczynek. Reszta zaproszonych gości czym prędzej opuściła zamek. Yebran zajął się ułożeniem ciała w królewskich sypialniach.
- Poleży tu czas jakiś, nim go cyrulik nie obada – powiedział krasnolud, wpatrując się w martwe oczy króla Radgasta.
- Osiągnął pan swój cel, panie Chobberay.
- Stul gębę, bo ci ją przemodeluję, gówniarzu! Patrzta, jaki mądry się znalazł! Hoho! Ładnie to tak przed martwym królem kłamstwa opowiadać?
- Kłamstwa? – Errdil nadął się nieładnie. – Jakie kłamstwa? Toż pan sam mówił...
- Zawrzyj gębę, mówię! Nie ja króla otrułem!
- Ale... jak to?
- Srak to. Mówię, że nie ja. Wśród tych obwiesiów i bękartów ktoś truciznę przemycił. Niech ja dorwę sku***syna...

***

- Pojmujesz, Aelan?
- Pojmuję. Zdrajcę znaleźć, za... przyrodzenie powiesić, wpierw o wspólników wypytać. Tylko wśród te piętnastki szukać?
- Tylko – krasnolud beknął potężnie, nawet nie starając się zakryć ust. – Tylko. Mam ja nosa i myślę, że to któryś z bękartów postanowił ojczulka wykończyć.
- A może by tak... przekupić jednego z nich?
- Co masz na myśli?
Elf zamilkł na chwilę. W stajni było ciemno i wilgotno, ciszę przerywało tylko rżenie koni.
- Normalnie. Kasa w łapę i niech dla nas szpieguje.
- Myślisz, że któryś będzie taki głupi?
- A kto dzisiaj na pieniądz nie jest łasy? Każdy weźmie, jak mu dają!
- Miarkuję, że ciężką będzie miał przeprawę... Ale niech będzie, to twoja działka. Ja tu tylko rozkazy wydaję, Aelan.
- Wszak teraz czcigodny Yebran Chobberay całym królestwem włada!
- Nie tym tonem, bo zaraz ty władzę stracisz, ale w członkach swoich.
Elf zatrzymał wzrok za toporkiem zatkniętym za pas krasnoluda. Krasnoludzkie topory miały brzydki zwyczaj wyskakiwania w najmniej odpowiednim momencie.
- Żartowałem przecież!
- Ja myślę.
- No, to takem uzgodnili... Jednego przekupię, żeby zdrajców dla nas szukał.
- Czuję, że na królu się nie skończy.
- Hę?
- Więcej trupów będzie. Ktoś pohamować się nie może przed zdobyciem władzy.
- Pieprzysz, Yebran.
- Może. Ale moje przeczucie zwykle mnie nie myli.
- Pieprzysz, mówię ci to.

***

Pogrzeb króla zaplanowano na dzień jutrzejszy. Yebran ogłosił godzinę policyjną na całym zamku. Ot tak, w razie czego. Strażom rozkazał nikogo na dwór nie wpuszczać, a i wychodzić mogli tylko nieliczni. Nadto żałoba narodowa zabraniała hucznie biesiadować przez najbliższy tydzień.
- Panie Chobberay?
- Czego znów, Erdill?
- Czy ja dobrze zrozumiałem? Chce ich pan wszystkich zabić?
- Gównoś zrozumiał. Sami się pozabijają.
- Jak to? Pan na to pozwoli?
Młody skryba nie doczekał się odpowiedzi, choć jego uwadze nie umknął błysk w oku krasnoluda.

***

Jutro głównym wydarzeniem dnia będzie pogrzeb króla. Proszę się do niego jako tako przygotować i wytrzeźwieć. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 21.08.2007 o 00:04, LifaR napisał:

-> Cos mowiles psi synu ? Nie wszyscy bawia sie tak jak Ty, wiec uwazaj na slowa, bo ktos
Ci moze ten jezyk uciac... - mowiac to, LifaR usmiechnal sie zlosliwie...

Szpetniakowi wydawało się że jakiś kundel ujadał w pobliżu. Zajrzał pod stół jednak nie dostrzegł żadnego zwierza.
- Dobra, już nie piję - mruknął do siebie.
W tej chwili jednak muzyka przestała grać i wokół królewskiego miejsca zrobiło się zamieszanie.
- Król nie żyje! Król otruty! - słychać było paniczne krzyki.
- Co? Tatusiek? Nawet się z nim nie napiłem - stwierdził Szpetniak wielce niepocieszony.
Został pod strażą odprowadzony do swojej komnaty. Tam miał spocząć - jutro dzień pogrzebu "tatuśka".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ależ panowie, daleko nie trzeba szukać. To ja otrułem króla! Za wszystkie zniewagi, które mi uczynił, za zhańbienie mnie i mojej matki, należało mu się to. Bynajmniej swojego czynu nie mam zamiaru żałować. Radgast teraz jest martwy, a ja odzyskałem honor. Możecie mnie panowie teraz zabić, ale nie zalecałbym wam tego. Śmierć jednego z predendentów do tronu, może jedynie zaoowocować otworzeniem worke z kolejnymi morderstwami. A wtedy kogoś z was zabraknie. Zapewne tych najlepszych( a każdy z was uważa się pewno z najlepszego), więc ciężej będzie objąć wam tron będąc nieżywym. Proponowałbym poczekać na konkurencje i sprawdziany, które miały z nas wyłonić tego jedynego, tego, który będzie władcą. To najlepsza droga, "bracia". Nasz śp. ojczulek wiedział, jak to wykonać. Postąpmy zgodnie z jego wolą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Początkowo Rytyn nie zwracał większej uwagi na krzyki współbiesiadników o tym, że ktoś nie żyje. Odkąd pamiętał, na każdej imprezie, na jakiej był, ktoś tracił życie. Jeden zachlał się na śmierć, inny udusił się skrzydełkiem kurczaka, jeszcze inny został naszpikowany wszelkiej maści truciznami... "Eee, zdarza się", pomyślał Rytyn, kiedy jednak wsłuchał się w słowa stojącego w odległości kilkunastu metrów od niego krasnoluda, usłyszał:
- Medyka! Dawać mi tu medyka!
- Ooo, skoro medyka, to pewni ktoś ważny się przekręcił - stwierdził Rytyn i postanowił podejść bliżej miejsca, w którym z sekundy na sekundę robiło się coraz tłoczniej. Gdy tam dotarł, usłyszał już bardzo wyraźnie, że w całym tym zamieszaniu chodzi o króla i że prawdopodobnie został otruty.
- Coo? Ojca ubili? - Rytyn zmieszał się nieco, ale dosyć szybko otrzeźwiał (oczywiście, tylko w przenośni). Wiedział, co powinien zrobić. Wzniósł więc w powietrze stojący nieopodal dzban wina i wrzasnął - Zdrowie... Tfu, znaczy się, za wieczny odpoczynek króla!
Przechylił naczynie i już, już chciał wznieść kolejny "toast", kiedy na salę wkroczyła straż.
- No tak, mogłem się tego spodziewać... - wymamrotał Rytyn - Typowa impreza. Kiedy tylko zaczyna dziać się coś ciekawego, pojawiają się służby porządkowe...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Niestety Spider zanotował spóźnienie .Nie przyjechał jak większość na wieczerzę gdyż szalejące burze mu to skutecznie uniemożliwiły .Na pogrzeb ojca jednak zdążył .
Widział jak cały dwór się szykował do tej uroczystości .Musiał jednak się pozbierać i nadrobić wszelkie zaległości , więc na przywitanie rzucił tylko krótkie - Witajcie - .

Zaraz po śniadaniu zaczął się przysłuchiwać , co się działo wczoraj .Wieczerza była syta ale czy ciekawa ??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

- A więc to Ty zabiłeś króla? W sumie mi tam też na jego życiu tak bardzo nie zależało, przybyłem tu tylko i wyłącznie by walczyć o tron, bo dojenie zwierząt nie jest tym co bym chciał przez całe życie robić... Skoro się przyznajesz to powiedz nam jeszcze kto Ci pomógł... Nie wierzę, że sam uknułeś i wykonałeś to otrucie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Pół-krasnoludowi film sie uciął już w połowie imprezy, nie widział zatem śmierci ojczulka. Strasznie tego żałował, gydż na widok trupów zawsze robiło mu się niedobrze, a gdyby oddał całe skonsumowane wino dzisiaj nie bolałby go tak łeb. W chwili, gdy był na etapie masowego pochłaniania wody gdy usłyszał słowa:

Dnia 21.08.2007 o 09:18, Kukowsky napisał:

- A więc to Ty zabiłeś króla? W sumie mi tam też na jego życiu tak bardzo nie zależało, przybyłem
tu tylko i wyłącznie by walczyć o tron, bo dojenie zwierząt nie jest tym co bym chciał przez
całe życie robić... Skoro się przyznajesz to powiedz nam jeszcze kto Ci pomógł... Nie wierzę,
że sam uknułeś i wykonałeś to otrucie...


-To nie ja! - krzyknął Iron - owszem, jak przez mgłę pamiętam że wczorańszego wieczoru podczas uczty dostałem jakąś niemoralną propozycję ale jak wszyscy dobrze słyszeliście, nie zgodziłem się na to!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Co do kur ... - Asif przekręcił się w swoim gigantycznym, wymoszczonym puchowymi kołdrami łóżku za baldachimem. I natychmiast uderzył go ból głowy. - No tak, co mi wpadło do łba, że pić cztery grubaśne kielichy wina nie zagryzając niczym do jedzenia, choćby i ogryzkiem chleba, a potem tańczyć do skocznej muzyki. ARGH! - Powoli zaczynały wracać obrazy z poprzedniego dnia, najpierw wejście do sali, początek uczty, którzyś z jego braci drący się o zabiciu króla, banda kurdupli w jego towarzystwie, odejście stołu - Psia mać! już miałem tę pokojóweczkę, kiedy ten stary pierdoła kopnął w kalendarz. Oczywiście wybuchła panika, dziewczęta rozbiegły się z piskiem, a moje miłe plany odnośnie nocy poszły się je... - Ból nasilił się ze złości, drążył łeb Asifa.

Po chwili przez plamy w oczach do głowy Asifa przedarł się obraz szafki nocnej, a obok niej srebrnego dzowneczka na sznurku - Mógł być złoty. Aż tak nędzne mniemanie miał o mnie tatuś, oby zdychał w piekle. Pies go chędożył - dźwięk dzwoneczka przebił na wylot czaszkę Asifa, ale ku jego uldzie szybko pojawiła się jego służąca, podała mu świeże ubrania i poczęła szprzątać pokój, w którym po wczorajszym (dzisiejszym?) powrocie Asifa panował niezły bajzel.

Po krótkiej walce z ubraniami Asif wytoczył się z pokoju, przeszedł korytarzem opierając się o śniany i wreszcie dotarł do jadalni. Śniadanie zbliżało się do końca, ale w sali panowała niemalże pustka, opróćz krzątających się dziewek były tam tylko trzy osoby. Jedną widział pierwszy raz w życiu, przedstawiła się jako Spider. Asif spojarzał na dwie pozostałe - całego obsypanego żarciem, poplamionego winem, nieogolonego i na domiar złego łapiącego rękoma wszystko co ''jadalne i w zasięgu wzroku'' jegomościa - a następnie na krasnoluda, którego widział już wczoraj. Decyzja nie trwała długo, Asif usiadł koło Spidera i zabrał się do nakładania jedzenia na półmisek. Jednak kiedy służąca przyniosła mu kielich napełniony winem złapał go i rzucił o ścianę, na której rozbił się w drodny mak.

Herbatę poproszę, z jedną czubatą łyżeczką cukru - wyjęczał następca ... no w każdym razie jeden z następców trony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Spider zauważył że wszyscy są wczorajsi .Musiała więc być niezła bibka , co gorsza zakończyła się zejściem króla .
Spider lubił mocniejsze trunki , choć ponad nie stawiał obsługę nałożnic .Już nie mógł się więc doczekać wieczerzy .Śniadanie zjadł w spokoju , jako że większość i tak odsypiała to co miała we krwi .Miodek jak widać lał się dość obficie .Jedzenie było wspaniałe , istne królewskie śniadanie .
Chciał się zaraz wybrać na spacer , jednak drzwi były obstawione strażą .Dowódca rzucił
-Takie są rozkazy , przejścia nie ma .Wprowadzona godzina policyjna .
No to się wpakowałem - pomyślał Spider
Przyjechałem na zaproszenie a tu takie hocki-klocki .
No nic , nie pozostaje mi nic innego jak poczekać aż pozostałe okazy się przebudzą .Może wtedy dowiem się czegoś więcej .Tymczasem muszę posłać któregoś ze służących aby przygotowali mi strój na pogrzeb .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Galanel otworzył oczy. Przez chwilę leżał bez ruchu i bezmyślnie wpatrywał się w krwistoczerwony baldachim. Po chwili odwrócił głowę w lewo. Linriel, bo tak nazywała się obficie wyposażona przez naturę elfka, z którą miał niewątpliwą przyjemność spędzić wieczór i noc, już nie było. Zerknął w prawo. Susanna, blondwłosa kobieta, druga z dziewek, też już zniknęła. Pewnie mają inne zajęcia, pomyślał półelf, wpatrując przez ogromne okno komnaty w oślepiające słońce, znajdujące się mniej więcej w zenicie. Przeciągnął się i sięgnął ręką na stojącą obok łoża szafkę. Przezorny zawsze ubezpieczony, skonstatował z satysfakcją, napotykając na w połowie pełny dzban wina. Napełnił kielich i wychylił go jednym haustem.
- Tego mi było trzeba... - Mruknął do siebie.
Był zadowolony, bo śmierć ojca tylko w niewielkim stopniu zaburzyła jego wczorajsze plany. Co prawda, musiał zwinąć się z imprezy, szybciej, niż to zakładał, ale z łatwością udało mu się przekonać uraczone już lekko trunkiem dziewczyny, że jego komnata jest naprawdę najlepszym miejscem na spędzenie nocy. Uśmiechnął się na wspomnienie cudownie wykrojonych, migdałowych oczu Linriel i jej figlarnego uśmieszku. Na humor nie mógł narzekać, a ten jeszcze mu się poprawił, gdy przypomniał sobie swoją wczorajszą radość z, niech spoczywa w pokoju, króla. Na myśl, ilu spośród jego synów miało niewątpliwe krasnoludzkie korzenie, Galanel czuł zarazem dziką wesołość i obrzydzenie. Cóż, nie wszyscy są doskonali.
Po obmyciu się w miednicy, pół elf ubrał mocne spodnie, sięgające do kolan buty, luźną koszulę i kamizelę z mnóstwem kieszeni, bardzo przydatną w jego fachu. Wyposażył się także w dwa nie mniej istotne sztylety - jeden umieścił w cholewie buta, drugi przy pasie. Tak wyszykowany dopił wino i ruszył w stronę sali jadalnej, gdzie zebrali się wszyscy jego zacni konkurenci do tronu, których miał wątpliwą przyjemność poznać. I którzy raczej zbyt wymagającymi i niebezpiecznymi konkurentami nie byli, z tego, co widział wczoraj. Ot, większość to jakaś wioskowa hołota, jakieś butne i dumne krasnoludy, szaleniec, który myśli, że to on zamordował ojca (czy wczoraj podawali coś mocniejszego, niż alkohol?). Generalnie rzecz biorąc, Galanel czuł się dosyć pewnie i nie widział w nich realnego zagrożenia. Ale nie mógł tracić czujności, nawet w obliczu tak słabego przeciwnika, był na to zbyt doświadczony. Poza tym lubił mieć wszystko pod kontrolą. Dlatego usiadł przy długim stole, wziął trochę zimnego mięsa, nalał sobie wina i ze spokojem postanowił przysłuchiwać się wszelkim rozmowom.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Furrest "Rudy" Guth leżał na miękkim łożu. Po wczorajszej imprezie pozostały mu dwa wspomnienia - śmierć "ojca" i całkiem niezły w smaku drink, jaki zaserwowała mu jedna ze służek. Szczerze powiedziawszy nie pił nigdy nic tak dobrego. W zasadzie nigdy wcześniej nie pił nic innego niż bimber własnej roboty. No i oczywiście bimber leśniczego. Ach, wpadał też czasem do nich stolarz. Więc pił też bimber stolarza. I to wszystko. Nigdy nie pił innych alkoholi, nie miał za co...
Jego matka była służącą w karczmie znajdującej się w najbliższej domu mieścinie. Pewnego dnia wróciła z pracy wzbogacona o "dar królewski", aczkolwiek wówczas jeszcze sama o tym pojęcia nie miała. Gdy prawda wyszła na jaw, to znaczy fakt, że kobieta jest w stanie błogosławionym, cała rodzina była bardzo szczęśliwa. Przestała taka być po samym akcie narodzin Furresta.
Nadmienić tu trzeba, że Furrest jest rudy. Ruda broda, rude włosy na głowie (i nie tylko, o zgrozo! Nawet na nogach!), i co więcej - ma pełno piegów.
Warto też nadmienić, że zarówno matka, jak i domniemany ojciec nie mieli żadnych z tych atrybutów.
Tak się więc nieszczęśliwie złożyło, że pewnego dnia znaleziono ciało matki Furresta i po krótkich oględzinach stwierdzono, że popełniła samobójstwo z nieznanych przyczyn obrzucając się kamieniami. W raporcie straż miejska zapomniała wspomnieć o związanych rękach i nogach, ale wydawało się strażnikom, że to nie jest do końca warte uwagi.
Jako że leśniczy był człowiekiem honorowym, a w zasadzie dlatego, że brakowało mu rąk do pracy, wychowywał dalej Furresta, który to pracował wycinając razem ze stryjem na czarno drzewa z lasów królewskich i zaciągając je do znajomego stolarza. Niezła fucha, prawda?
Żyło mu się całkiem przyjemnie, gdy do chatki leśnika zajechali posłannicy króla. Od tego momentu już nie żyje mu się całkiem przyjemnie, za to strasznie go boli głowa...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.08.2007 o 00:25, DonCarleone napisał:

To ja otrułem króla!

- Cóż, muszę przyznać, że mnie to nie dziwi. Ale postąpiłeś naprawdę głupio. A co, jeśli dojdziesz do władzy (w co jednak wątpię)? Też będziesz zabijać ludzi, którzy nie przypadną ci do gustu? Jeśli tak, to ja ci szczerze współczuję, bo przy takim postępowaniu daleko nie zajdziesz. Zresztą nie będzie mi to zbytnio przeszkadzać.
- A jeśli chodzi o śmierć ojca, to zdecydowanie można było to przewidzieć. Nie powiem, żeby było mi go żal, choć nie powinien ginąć od trucizny. Na pewno nie pozostało mu zbyt wiele życia i nie przeszkodziłby mi w szybkim dojściu do władzy. Głupio się stało. Ale nie ma już co do tego wracać i trzeba przyjąć zaistniałą sytuację do wiadomości.

Następnie matiz poszedł się przebrać w strój odpowiedni na pogrzeb. Z trzeźwieniem nie miał problemu, bo nie pił zbyt dużo zeszłej nocy. "Ale płakać na pogrzebie nie będę" - pomyślał i wszedł do swojej komnaty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Alwin Gast słyszał dzisiejszej nocy wiele odgłosów, dzięki którym łatwo stwierdził, jak przebiegła wczorajsza uczta. Dzisiaj pozostał tylko niesmak.
- Pijaczyny.
I tak na dobrą sprawę nic więcej.

***

Gast powoli zszedł na dół. Jego głowa nieskalana była kroplą alkoholu już od kilku dobrych lat, kiedy to dowiedział się, czyim jest synem. Swe dziedzictwo dusił w sobie jak tylko mógł, lecz teraz wiadome było, czyim przeklętym synem jest. Zachował jednak pewien szacunek do siebie. Jestem synem króla - mówił sobie. Pal licho, jakiego. Liczy się, że króla i takim też będę go pamiętał.
I tak na dobrą sprawę, nie liczyła się przeszłość. Był szlachetnie urodzonym i basta.

Dowódca Straży zastąpił mu drogę, gdy Alwin schodził na dół. Gast zmierzył go czujnym spojrzeniem, zwracając uwagę na każdy ruch zakutego w pancerz mężczyzny.
- Twój Ojciec, Panie Gast, wczoraj został otruty.
- Czy ostał się przy tchu?
- Niestety, zemżał natychmiastowo prawie.
- Mój ojciec martwy... - Alwin wyszeptał cicho.
- Tak... podobnież Twój jeden brat w spisku palce maczał i do mordu się przyznał.
- Psi syn! Wydra wychędożona! - zaklął mężczyzna, po czym porwał z pochwy mizerykordię.
- Stój Panie! - krzyknął strażnik, łapiąc stalową prawicą za przegub Alwina Gasta. - Nie można to tak, nie po cywilizowanemu, brata zabijać!
- A co można?! - parsknął Alwin, po czym pokręcił głową zdenerwowany.
- Nic zrobić nie możesz. Na tym poprzestań, dobrze?

Alwin Gast nie był osobą, która łatwo wybaczała. Don Carleone popełnił haniebny czyn, nikomu tak na dobrą sprawę nie potrzebny. Egoistyczny i głupi - król i tak zbierał się do mżenia, i tak chciał przekazać tron najlepszemu spośród synów. Teraz, po jego śmierci, znowu pojawiły się propozycje przeprowadzania zawodów. Więc...po co komu była jego śmierć?

Mężczyzna jednak schował broń, a kilka godzin później dołączył do reszty i wziął udział w ceremonii pogrzebowej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.08.2007 o 09:18, Kukowsky napisał:

- A więc to Ty zabiłeś króla? W sumie mi tam też na jego życiu tak bardzo nie zależało, przybyłem
tu tylko i wyłącznie by walczyć o tron, bo dojenie zwierząt nie jest tym co bym chciał przez
całe życie robić... Skoro się przyznajesz to powiedz nam jeszcze kto Ci pomógł... Nie wierzę,
że sam uknułeś i wykonałeś to otrucie...

Musisz uwierzyć drogi braciszku. Sam widziałeś i słyszałeś, że próbowałem namawiać do pomocy w zabójstwie króla rożnych osobników spośród naszego rodzeństwa. Żaden nie chciał mi pomóc. Niektórzy odcinali się od mojego pomysłu, a kilku odkładało decyzję na termin późniejszy, co było mi nie na rękę, bo wtedy morderstwo na naszej nieświętej pamięci ojczulku byłoby wykonać o wiele trudniej. Musiałem wziąć sprawy w swoje dłonie, dodałem trucizny do menu króla i jak widać, ta okazała się skuteczna. Radgast nie żyje, a ja odzyskałem honor i wypełniłem daną sobie przysięgę.

matiz123
>Cóż, muszę przyznać, że mnie to nie dziwi. Ale postąpiłeś naprawdę głupio.
Nie postąpiłem głupio. Ten człowiek pozbawił mnie honoru. Zmuszony byłem go odzyskać.

Dnia 21.08.2007 o 09:18, Kukowsky napisał:

A co, jeśli dojdziesz do władzy (w co jednak wątpię)? Też będziesz zabijać ludzi, którzy nie przypadną ci do >gustu?

Król mnie zhańbił, a nie "nie przypadł mi do gustu". Rozmawiajmy o faktach, a nie ich błędnej interpretacji. Za to co zrobił, spotkała go sprawiedliwa kara z mych rąk.

Dnia 21.08.2007 o 09:18, Kukowsky napisał:

Jeśli tak, to ja ci szczerze współczuję, bo przy takim postępowaniu daleko nie zajdziesz. Zresztą nie będzie >mi to zbytnio przeszkadzać.

Dla mnie honor jest sprawą pierwszorzędną. Nie płaszczenie się w kolejce do tronu. Jeżeli mi przypadnie, będę się cieszył, jeżeli jednak nie, wcale nie będę płakał po ogłoszeniu takiej decyzji.


Lampek
>Alwin Gast nie był osobą, która łatwo wybaczała.
Ja też taką osobą nie jestem. Dlatego były król wącha kwiatki od spodu.

Dnia 21.08.2007 o 09:18, Kukowsky napisał:

Don Carleone popełnił haniebny czyn, nikomu tak na dobrą sprawę nie potrzebny.

Haniebnym czynem wykazał się nasz ojciec, hańbiąc cały ród. Jego zabójstwo zmyło tę plamę.

Dnia 21.08.2007 o 09:18, Kukowsky napisał:

Egoistyczny i głupi - król i tak zbierał się do mżenia, i tak chciał przekazać tron najlepszemu spośród synów.

Tron nie był dla mnie celem życia. Celem było zamordowanie króla, póki ten był jeszcze żyw, aby odpłacić mu za krzywdy spotykające mnie w życiu. Śmierć naturalna Radgasta nie pozwoliłaby mi odzyskać godności. Musiałem go zamordować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.08.2007 o 15:32, DonCarleone napisał:

Tron nie był dla mnie celem życia. Celem było zamordowanie króla, póki ten był jeszcze żyw,
aby odpłacić mu za krzywdy spotykające mnie w życiu. Śmierć naturalna Radgasta nie pozwoliłaby
mi odzyskać godności. Musiałem go zamordować.

Pytanie tylko , czy było to jedyne wyjście ??
Godność można odzyskać na różne sposoby a morderstwo raczej temu nie służy .Odwiedzając kiedyś odległe krainy , gdzie wiśnie pięknie kwitną pobierałem nauki o honorze .Mistrz mój uczył mnie że jest to wyjście najgorsze z możliwych .Zemsta tylko pogłębia problem a nie rozwiązuje go .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cóż, przyjęcie, kielich za dużo, kopnięcie w kalendarz. Standard na takich balach podobno. Z jednym wyjątkiem. Generalnie nigdy kopiącym nie był wystawiający, a tym bardziej król. Co gorsza, "ukochany ojczulek". Dnia następnego, ogłoszono jego pogrzeb.

Wilk wstał wcześnie rano, przyzwyczajony do wczesnego zrywania się z łóżka. Nie czuł wcale skutków wczorajszego picia, gdyż zbyt wiele mu się wypić nie udało. Może łącznie ze dwa kufle piwa, nic więcej. Śmierć ojca nie dotknęła go bardzo. W końcu go nie znał. Jednakże nie pasowało mu to, w jaki sposób zakończył swoje życie. Co jak co, ale trucizna?
"Jedne sączą się w żyłach przez lata, inne zabijają w przeciągu paru sekund... Niektóre mają niemalże nieodczuwalne skutki, cała reszta zaś to niekończące się męczarnie... Okrutne."
Od samego rana łowca chodził w czarnych szatach. Zbyt dużych na niego, ale cóż. W końcu nie jego własne, tylko będące na wyposażeniu komnat.
- Paskudne rozmiary... - mruknął ponuro do siebie.
Wilk nie miał ochoty na śniadanie. Rzadko je jadał, wolał syty obiad. Jednak poszedł do sali, gdzie siedzieli inni. Być może uda mu się czegoś dowiedzieć ciekawego o swoich "braciach". Być może któregoś zna skądinąd...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.08.2007 o 15:38, spider88 napisał:

Pytanie tylko , czy było to jedyne wyjście ??

Tak, jego śmierć była jedynym rozwiązaniem/

Dnia 21.08.2007 o 15:38, spider88 napisał:

Godność można odzyskać na różne sposoby a morderstwo raczej temu nie służy.

W tym wypadku nie było innego sposobu. Król musiał ponieść karę.

Dnia 21.08.2007 o 15:38, spider88 napisał:

Odwiedzając kiedyś
odległe krainy , gdzie wiśnie pięknie kwitną pobierałem nauki o honorze.

Jeżeli żaden z nas nie zostanie następca Radgasta z chęcią również się tam wybiorę.

Dnia 21.08.2007 o 15:38, spider88 napisał:

Mistrz mój uczył mnie
że jest to wyjście najgorsze z możliwych .Zemsta tylko pogłębia problem a nie rozwiązuje go.

Twój mistrz mądrze prawił. Tylko, że Ty źle interpretujesz mój czyn. To nie była zemsta, a sprawiedliwa kara, która spłynęła na barki króla poprzez działania mojej osoby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 21.08.2007 o 15:44, DonCarleone napisał:

Tak, jego śmierć była jedynym rozwiązaniem/

No cóż , los chyba to osądzi najlepiej .

Dnia 21.08.2007 o 15:44, DonCarleone napisał:

Jeżeli żaden z nas nie zostanie następca Radgasta z chęcią również się tam wybiorę.
> Mistrz mój uczył mnie

Polecam . Usługa nad gośćmi jest wspaniała .Gejsze są urocze i klimat wspaniały ;))

Dnia 21.08.2007 o 15:44, DonCarleone napisał:

Twój mistrz mądrze prawił. Tylko, że Ty źle interpretujesz mój czyn. To nie była zemsta, a
sprawiedliwa kara, która spłynęła na barki króla poprzez działania mojej osoby.

Nie przeczę , ich język trudny i zawiły .Jednak swoje osiągnięcia mają wspaniałe .Takie mają specjalne karteczki z jedwabiu lub innego materiału aby nie trzeba było się liśćmi w ubikacji obsługiwać ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Sajmon przebudził się w swojej komnacie dość późno. Przyzwyczajony wstawać o wschodzie słońca jak to na wsiach ale zwykle trzeźwy tak więc teraz zegar biologiczny nieco mu się opóźnił. Pamiętał mimo wszystko wydarzenia minionej nocy i dobrze to na jego humor nie wpłynęło. Fakt faktem, że króla nie znał i właściwie obojętna była mu jego śmierć. Szlochać po nim nie będzie aczkolwiek bardziej niepokojąca jest obecność kogoś, kto był w stanie otruć króla. Sajmon zszedł na dół gdzie jeszcze poprzedniej nocy odbywała się uczta. Część z jego braci już tam było.

>Nie postąpiłem głupio. Ten człowiek pozbawił mnie honoru. Zmuszony byłem go odzyskać.
-Możem ja i wieśniak zwykły od pługa oderwany ale z myślenia mnie to wcale nie zwalnia, a i instynktu też żem nie stracił przy oraniu ziemi. Zmuszony... a co Cię chłostali każdego dnia póki Radgast jeszcze żył ? Wołami Cię ciągali po rynku w Anterii ? Rozum masz swój i sumienie też! A jak bez wahnięcia okiem zabijasz drugiego człowieka to Ty dla mnie zwykły zbój i morderca jesteś!
Dobrze, że straży tu pełno i ludzi się kręci to choć trochę bezpieczniej się czuję. Kto wie kiedy skoczysz do gardła jednemu z nas jak wypijesz kolejne kielichy wina, bo Cię wyzwie od dupy wołowej.

>Tron nie był dla mnie celem życia. Celem było zamordowanie króla, póki ten był jeszcze żyw, aby odpłacić mu za >krzywdy spotykające mnie w życiu.
-To w takim razie dziękujemy już panu, misja wykonana, możesz wracać do domu. Jeśli Tron Cię nie interesował ani dobro tego królestwa, to z pewnością dobrym kandydatem na króla nie jesteś. A i bezpieczniej się wszyscy poczują...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się