Zaloguj się, aby obserwować  
Gram.pl

Summer of Arcade w pełni - wygraj Insanely Twisted Shadow Planet!

19 postów w tym temacie

Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce mieszkał Luke Junior. Jego dziadek był
potężnym tyranem o którym nakręcono masę filmów, napisano miliard książek i
sprzedano niezliczoną ilość zabawek naiwnym dzieciakom. Hitem był zestaw dla
małej księżniczki z astmą, ale to opowieść na inny wieczór.
Samemu Juniorowi nigdy nie wiodło się dobrze. Raz zagrał pewnego stwora z
syndromem "głupi ma szczęście" w filmie o młodości jego dziadka, ale przez to
kosmos znienawidził go jeszcze bardziej. Raz prawie udało mu się dostać do
załogi "Enterprise" ale niestety do komory teleportacji dostał się owad i
musiał sam zapłacić za operację rozszczepienia i psychologa... dla muchy.
Wszystko co mu po tym zostało starczyło wyłącznie na małe czarne UFO. Sam
wcześniej zdobył paliwo - radioaktywny pluton. Był to też jednak powód dla
którego kupił owe UFO. Na jego tropie byli już Libijscy terroryści, którzy
chcieli go odzyskać. Uznali, że najlepszą zemstą będzie zniszczenie Słońca.
Wykorzystali Gwiazdę Czarnej Śmierci (dla przyjaciół Dżuma) i przez to zabili 99.9% ludności.
W tym samych siebie.

Na szczęście Luke był już na orbicie, a jako, że cywilizacja została zmieciona z powierzchni planety uznał, że dobrym pomysłem byłaby jej odbudowa. Najpierw musiał jednak uratować Słońce.

Udało mu się to, ale w międzyczasie spowodował parę paradoksów czasoprzestrzennych więc uznał, że najlepszym wyjściem będzie wymazanie wspomnień o odtworzeniu gwiazdy. Alternatywą była kulka w łeb, ale wolał pozostać przy życiu - taki z niego ekscentryk.

Oznacza to, że ty też nie możesz o tym wiedzieć, czytelniku. Proszę więc się nie ruszać i spojrzeć na ten długopis. Nie obawiaj się błysku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wcale nie tak dawno temu, tylko w zupełnie innej czasoprzestrzeni i wszechświecie, na pewnej owłosionej czarnymi roślinami planecie, daleko od miastecza Ulos, przelatywał niezidentyfikowany obiekt latający (NOL). Przelieciał przez pokryte tajemniczym śluzem doliny, skute lodem lodowce, mrożące przewody w maszynach, podziemną, opuszczoną fabrykę wojenną i kolczastą krainę czarno-czerwonych, przeogromnych roślin.

Ten statek otóż nazywał się Spodkoboros (od spodka, i Uroboros''a, czyli węża wgryzającego się w siebie, tworzącego "leżącą" ósemkę, symbol nieskończoności). Załoga składała się z sześciu... Kreatur.

Maszynistą/kierowcą był Velmon, mały różowaty stworek z paskami i szczypcami zamiast palców i głowe w kształcie półksiężyca.

Mózgiem jest Skropun, który miał na sobie fioletową koronę ze skorupy pewnie ubitego potwora. Nosi na sobie dość szykowny uniform z paskami.
"Panią lekarz" była Żassa, która posiadała większość ilość członków w dłoniach niż reszta, a ramiona ma długie lecz cieńkie. Jest żółto-czerwona i pasiasta, ma króciótkie nóżki i grzywkę, coś na styl Punka.
Tym wiecznie narzekającym był Skwadolf. Czteronożna, jednooczna szara irytacja. Nigdy nie golił pach, a o fryzure również nie dbał....

JaX, czyli ten od szpiegowania nie posiada oczu. Wszyscy mu mówią, że jest podobny do Velmona, więc, aby się wyróżnic zamontował sobie na głowie implanty z piórami. Czy nie wystarczy mu, że jest urozmaicony filoetowym kolorem i na dodatek jakby na wzór panterki?

Zdecydowanie najmilszym z nich był Kogon, przyjazny zielony, który miał ręce i nogi. Dosłownie. Nawet kciuk. Zawsze odpowiadał mu jego zielony kolor, dlatego nosił ubrania tego samego koloru. Miał dużą głowe, raczej coś na kształt spodka.

I ten najwredniejszy, czyli Zkzaag. Nie lubił swojego imienia, może dlatego był wredny, ale dzięki swojej posturze świetnie się adaptował. Ma małe, ale wściekle czerwone oczy, i odrost na łbie w kształcie spiczatego hełmu. Cale ciało ma pokryte frędzlami, i nierównej długości palcami. Jednak miał bardzo krótkie nożki, pasujące do całego, czerwonawego koloru.

Gdzieś dużo dalej, uruchomił się sensor ruchu i fal gamma. Znaczyło to, że jest intruz. W mig coś zakołowało się w maszynie i wiadomość posłała do wszystkich stacji obronnych. Z gorącego wnętrza planety parowało, bo nigdy nie pojawił się intruz. Niestety systemy te były nawet w lodowcach. Velnom bez rozkazu skręcił do najbliższego żródła wody, które...... żyło! Całkowicie! Pod takim lodowcem nikt by się nie spodziewał dość prymitywnych zwierząt w kształcie komety z ogonem, czy szczypcowatych rośliń. Ba, zauważyli nawet coś na wzór żródła przepływu substancji potrzebnych do życia, a było to pokryte jakimiś bąblami.

Szczęśliwie uciekli na powierzchnię, zaraz obok Wrzynacza Kopalnianego. Maszyna ta kopała do wewnątrz ziemi, w celu wydrążenia otworu dla maszyn kopalnianych.
Velmon skręcił do jaskini. Ogromnej jaskini, pokrytej fluorescyncyjnymi pęcherzami. Znajdujące się kryształy Azmazytu wskazywały na to, że to opuszczona kopalnia.

We wnętrzu mechanicznej bazy wrzało. Znali już plany budowy NOL''a, co świadczyło że był to stary model ZPZKZ-42. Czy to może być prawdą?....
Statek dalej błąkał się po planecie.

Sygnał z Okloskopa, został wysłany w przestrzeń..... Właśnie do tego starego modelu statku, który zidentyfikowano, a za jednym zamachem, potworne maszyny rozleciały się, lecz sensory pozostały czujne.

Załoga zabłądziła. Znów fabryka która..... Niedawno działała. Velnom nie miał pojęcia gdzie można dalej polecieć. Wydostali się z tego martwego miejsca i przedzierali się przez (o dziwo) zielone chaszcze dżungli. Maszynista robił co mógł, ale nawet i jego umiejętności nie pomagały na lepiące się rośliny.
Po pewnym czasie, dostali się... no tak gdzie rosną dżungle? Gdzie jest woda. A tam był wodospad. Pod gruntem.

W międzyczasie kolejne fabryki stawały, aby zwiększyć moc sensorów. Nawet one, niby niezawodne, nie mogły znaleść tego statku. Straciły go z radarów. Był tylko jeden, tak wyposażony w aparature przeciwradarową...
Załoga dostała się do centrum. Znali plany. Znali tą planetę. Pragnęli zemsty. I byli na tyle mądrzy, że dobrze wiedzieli, że w centrum nie ma sensorów. Zbiliżali się do reaktora mikrocząsteczek. Ba! Walnęli w niego i to porządnie!... ale statkiem. Iskry poleciały w każdym zasilaniu. Statek to już ruina, lecz.... Byli sprytni. zostawili auto teleport z narpawą w opuszczonej fabryce. Jeden klik, jedno porządne zwarcie w statku i.... I światło. Ogromne światło. Metalowa planeta rozsypywała się na kawałki. Tak oni przez własne maszyny zostali stamtąd wygnani, odbierają to co ich. Mieli przeczucie że opuszczona fabryka nie będzie podłączona pod generatory. Dobrze zgadli. A teraz.... A teraz przed nimi czas wielkiego myślenia. Napraw. Może uda się naprawić fabrykę, ale nigdy nie popełnią tego błędu. Nie zainstalują już ponownie tego oprogramowania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Idąc rano z foliową reklamówką na zakupy Stasiek mijał kolejne przejścia dla pieszych na ruchliwych ulicach. Gdy po dość długiej i wyczerpującej drodze dotarł przed swój ulubiony supermarket, jego uwagę przykuł dziwny obiekt w kształcie dysku unoszący się tuż nad dachem sklepu.
Stasiek zamarł ze zdziwienia, w jego zaspanym jeszcze umyśle rozpoczęły się analizy tego, co przekazuje mu jego wzrok. Dwa razy przecierał oczy ze zdziwienia, dwa razy szeptał do siebie zdziwiony „niezła reklama, niezła reklama” zanim zorientował się, że to nie wymysł speców od marketingu, tylko prawdziwy unoszący się w powietrzu obiekt latający.
Kierowany ogromną ciekawością, ale też i lekką obawą ostrożnie wszedł do supermarketu zapobiegawczo rozglądając się na boki i za siebie. W środku panowała dziwna jasność, która nie pozwalała normalnie rozejrzeć się po całym obiekcie, jakieś 3 metry dalej tuż przy pustej kasie Stasiek mrużąc oczy zauważył stoisko z okularami przeciwsłonecznymi z kolorowym napisem „summer of arcade”, szybko podbiegając chwycił pierwsze lepsze fikuśnie wyglądające i nałożył na nos.
Teraz wreszcie mógł dokładnie zanalizować całą sytuację i po chwili przerażony zorientował się, że nad jego głową brakuje zadaszenia, a dziwna jasność ogarniająca całą ogromna halę sklepu wydobywa się z obiektu wiszącego w powietrzu. Zwariowałem pomyślał, niech mnie ktoś uszczypnie szeptał do siebie powoli kierował się do centrum supermarketu do jego ulubionego działu z płatkami śniadaniowymi. Wszędzie były pustki, brak klientów i obsługi sklepu wywoływał lekkie przerażenie, ale Stasiek sam nie wiedząc czemu wolnym ostrożnym krokiem szedł do przodu widząc już w oddali zielono brązowy napis „Płatki śniadaniowe promocja”. Nie wiadomo ile dokładnie czasu minęło, bo Stasiek był jakby w lekkim amoku i w jego głowie kłębiły się różne pytania wywołane dziwną sytuacją, w jakiej się znalazł, ale nagle stanął przed główną półką zastawioną ogromną ilością różnych kolorowych opakowań produktów zbożowych zwanych płatkami. Sporych rozmiarów paczki z napisem „Insanely Twisted Shadow Planet” – najlepsze płatki śniadaniowe dla ciebie PROMOCJA, pokrywały większa ilość półek. Stasiek szybko zerknął na cenę, 25 groszy wyszeptał z niedowierzaniem, po czym szybko zaczął pakować do koszyka ta niebywała okazję.
Nagle jakaś dziwna siła szarpnęła nim i wywróciła na podłogę a opakowania płatków, które już miał w koszyku zaczęły unosić się w słupach światła do góry w kierunku dziwnego obiektu, który wciąż wisiał w powietrzu. Psia krew zaklął Stasiek, przez tą promocję zupełnie zapomniałem o tym dziwactwie wiszącym nad moja głową. Nie myśląc długo instynktownie podskoczył chwytając najbliżej odlatująca paczkę płatków i uczepił się jej kurczowo, nie oddam wykrzyczał, nie oddam odczepcie się od moich płatków powtórzył.
Światła, które ogarniały cały supermarket nagle przygasły i na całej sali rozległ się głos „a to przepraszamy, myśleliśmy, że to też możemy wziąć”, po czym rozległy się dwa dziwne świsty i obiekt, który unosił się w powietrzu znikł. Paczki płatków z hukiem pospadały na ziemię. Wszystko wróciło do normy, nawet oświetlenie było już na tyle znośne, że Stasiek zdjął okulary, pozbierał paczki płatków z powrotem do koszyka i udał się do kasy.
Po drodze mijając różne inne stoiska zauważył wyłaniających się z pomiędzy półek przerażonych klientów sklepu, którzy z niedowierzaniem spoglądali do niego. Podszedł do kasy, chrząknął dość głośno, a spod lady wynurzyła się wystraszona pani kasjerka. Stasiek wyjął z koszyka dwa opakowania płatków, pani przeciągnęła to przez czytnik kodów i wyszeptała 1 zł, jak to 1 zł zapytał zdezorientowany Stasiek, przecież tam wyraźnie napisane było promocja 25 groszy za paczkę, poproszę z kierownikiem działu powiedział stanowczo. Pani kasjerka prze mikrofon wykrzyczała cieniutkim głosem „kierownik działu płatków i promocji proszony do kasy nr 4”. A co się działo dalej?, hmm to już całkiem inna historia…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą, to ta promocja jest IMO bez sensu... Bo po co niby ktoś, kto nie ma Kinecta ma kupować grę przeznaczoną na niego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 04.08.2011 o 18:06, PJ_MW napisał:

Swoją drogą, to ta promocja jest IMO bez sensu... Bo po co niby ktoś, kto nie ma Kinecta
ma kupować grę przeznaczoną na niego?

Ja np. mam kinecta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 04.08.2011 o 18:06, PJ_MW napisał:

Swoją drogą, to ta promocja jest IMO bez sensu... Bo po co niby ktoś, kto nie ma Kinecta
ma kupować grę przeznaczoną na niego?

Dlatego musi kupić kinecta i interes się kręci. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Niedawno mieszkanka stolicy poinformowała mnie o dziwnym zdarzeniu, jakie miało miejsce w pobliżu opuszczonego domu, znajdującego się przy Pałacu Szustra na Mokotowie.
Autorką relacji była młoda mieszkanka Warszawy, Matylda. Dom o którym mowa znajduje się
przy Pałacyku Szustra, niedaleko ul. Puławskiej. Nic szczególnego, zabita deskami ruina, jednak to właśnie tutaj, według Matyldy, mają miejsce niezwykłe zdarzenia.
Moja koleżanka, która jest niezwykłe czuła na niezwykłe zjawiska (wprost je przyciąga) odczuwa przy nim dziwne rzeczy. Raz o mało nie zemdlała - mówi. Niedawno jednak wydarzyło się coś o wiele bardziej niesamowitego. Jak opowiada rozmawiała akurat z trzyosobową grupą znajomych siedząc na ławce w pobliżu "nawiedzonego" domu. - Nagle zrobiło się ciemno, wokół nikogo nie było, dotarło do nas, że jedynym schronieniem przed nadciągającą nawałnicą będzie mieszkanie pewnej koleżanki, z którą nie mamy dobrych relacji. By dojść do jej klatki musieliśmy przejść koło nawiedzonego domu. Zapomniałam o tym, że moja koleżanka tamtędy nie przejdzie i ruszyłam, a za mną dwie inne osoby - relacjonuje dziewczyna.

"Duch" na tarasie?

Po minięciu domu zobaczyli, że nie ma z nimi Pauli, dziewczyny wyczuwającej rózne "dziwne" rzeczy w jego okolicy. - Obejrzeliśmy się, a na tarasie domu była zwiewna postać, a obok stała nasza koleżanka. Zjawisko trwało kilka sekund, a po zdarzeniu znaleźliśmy się pod domem koleżanki. Czy to skutek zjawy, czy szoku, to nie wiem. Niewytłumaczalne dla mnie jest to, że stojąc w miejscu i obserwując tą dziwną scenę nie ruszyliśmy się z miejsca, a po zakończeniu spektaklu byliśmy pod domem koleżanki? Czy to szok, odrętwienie, że po tym wszystkim szliśmy przed siebie i nie byliśmy świadomi drogi? - dodaj Matylda.

Niesamowita historia, prawda? Jedna z wielu, jakie każdego tygodnia trafią na moją pocztę mailową. Czy możemy dać w ogóle wiarę takim relacjom? A może po prostu dziewczynom coś się przewidziało? Oczywiście, bardzo łatwo można odrzucić tą historię uważając ją za mało wiarygodną. Problem tylko w tym, że autorki relacji twardo obstają przy prawdziwości całego zdarzenia. O zbadanie sprawy poprosiłem, więc Alicję Ziętek, z którą od lat ściśle współpracuję. Alicja jest nie tylko znaną badaczką niewyjaśnionych zjawisk, ale również bardzo dobrym medium i jako osoba sensytywna potrafi wyczuć to, czego inni nie są w stanie. Jeżeli zajmuję się taką sprawą jak ta dotycząca opuszczonego domu z Warszawy zawsze niezwykle istotna jest dla mnie opinia Alicji.

Tam jest coś dziwnego...

- Obchodząc ten domek zauważyłam bardzo dużo istotnych rzeczy. Już na zewnątrz wyraźnie widać, że to miejsce jest dość szczególne. Przemawia za tym kształt drzewa stojącego blisko domu. Przemawiają za tym silniejsze powiewy, a nawet porywy wiatru, gdy w innych miejscach jest spokojnie – mówi Alicja Ziętek, która jakiś czas temu przeprowadziła oględziny w miejscu zdarzenia. - Od samego początku nade mną krążyły dwie kawki. Jedna z tych kawek pognała za mną aż na dół parku i non stop wydawała modulowane krzyki. Koło drzewa, na którym z góry mnie obserwowały ptaki, w czasie nagrywania na video doszło do dziwnego zachowania się aparatu – dodaje Alicja.

Zdaniem Alicji jest to bardzo dziwne miejsce. - Dość szczególnym dla mnie zaskoczeniem były zachowania się psów, których tu nie brakuje. To miejsce jest bardzo dobre dla nich na spacery. Jeden pies opierał się właścicielce, gdy ta chciała go przyprowadzić w pobliże domu. Drugi przypadek z psem, też był niezwykły. Na posesji byłam już dłuższy czas, wsłuchiwałam się w odgłosy budynku, robiłam zdjęcia i filmowałam. Weszłam już w alejkę i w tym momencie inny pies zostawił swojego pana i gnał przed siebie, wprost na mnie, ale nie zachowywał się przyjaźnie; osaczał mnie i oszczekiwał, a zarazem bał się mnie. Jego krótkowłosa sierść była mocno najeżona. W chwilę po tym zerwał się silny podmuch wiatru. Dom jest zabezpieczony i nie mogłam wejść do jego wnętrza. Szkoda.

Alicja Ziętek mówi, że nie można bagatelizować relacji o nawiedzonym domu. Trudno powiedzieć, co widziały uczestniczki zdarzenia, jestem daleki od jednoznacznego stwierdzenia, iż był to "duch". Jedno jest natomiast pewne, dom i jego okolice to bardzo tajemnicze miejsca - przynajmniej w ocenie Alicji Ziętek.


Dom na Szeligowskiej 32 i Dom na Batalionów Chłopskich Warszawa
ten dom ciągle jest jest i to nie chodzi o wolny teren przy
Lazurowej, a na Batalionów Chłopskich jakieś 500m od Lazurowej.
Kilka lat temu w tym domu wydazyła sie straszna tragedia, ojciec
zabił w tym domu dwoje swoich dzieci, żonę a potem siebie. Od tamtej
pory rzeczywiście coś sie tam dziej


"Nawiążę do domu przy Szeligowskiej, bo widzę, że was zaintrygował, a
niebardzo wiadomo co i jak. Więc dom ten znajduje się bliżej Bemowa.
Jeżeli idziecie od Bemowa na Szeligowskiej będzie zakręt i zaraz za
tym zakrętem stoi ten dom. Wydarzenie miało miejsce z 25-30 lat
temu. Wcale w tym domu nie było żadnej imprezy, tylko domownicy byli
na imprezie. Wrócili nad ranem i wtedy stała się ta tragedia.
Uważano,że to ojciec zabił żonę i dzieci, a na końcu popełnił
samobójstwo,ponieważ znaleziono go z przestrzelonym gardłem. Jednak
nikt tego nie widział i nikt tak naprawdę nic nie wie. Rozmawiałam
trochę na ten temat i możliwa jest też opcja, że kiedy wrócili
zastali włamywaczy i to oni ich załatwili, a samobójstwo tego faceta
upozorowali. Tym bardziej jest to możliwe, że w budynku przy domu,
mieszkały dwie kobiety (pełni chyba rolę w rodzaju służby) i kiedy
usłyszały strzały ich drzwi były zamknięte od zewnątrz. Po tragedii
wyprowadziły się stamtąd mówiąc, że nie chcą by je spotkał taki sam
los. Niestety prawdę znają tylko Ci, którzy zginęli. Najsmutniejszy
dla mnie jest fakt, że ciała dzieci znalezione ukryte za fotelem."

w tej okolicy (gdzies na mscislawskiej rog malogoskiej) na jednej z dzialek była kiedys piekarnia, w ktorej nagminnie latały rozne przedmioty. znajomy rodzicow,ktory budowal tam wowczas dom, informowal nas o postepach wydarzen; ) bo oczywiscie nikt nie odwazyl sie tam wejsc. po wielokrotnych wizytach egzorcystow i specjalistow (w tym jakiejs kobiety z instytutu fizyki) stwierdzono,ze to nie zadne duchy, ale energia jednego z piekarzy, ktory mial wyrzuty sumienia po doniesieniu szefowi na jednego z kolegow z pracy, ktory wkrotce po zwolnieniu zmarl.

Ten nawiedzony dom mieści się przy pl. Henkla. Trafisz na niego idąc w strone pl wilsona. To jest taki ciąg domków 1 rodzinnych zlepionych z sobą, jest ich z 4. Jeden z nich jest opuszczony od jakichś 20 lat i samo to jest dziwne, taka lokalizacja przecież... Słyszałem historyjkę, że dwóch robotników robiło coś kiedyś w tym domu i jeden z nich znalazł w ścianie złotą figurkę. Pokłócili się o nią i w końcu jeden z nich zabił drugiego uderzeniem tą figurką w głowę. Wylądował potem rzekomo w psychiatryku. Podszedłem kiedyś do drzwi tego budynku (o dziwo całkiem dobrze zachowane). Ciągle jest na nich tabliczka z wygrawerowanym napisem "inż. Grabowski" (co do nazwiska nie jestem pewien). Ciekawa
sprawa.

Wilcza 2/4 - róg Alej Ujazdowskich - to adres najczęściej wymienianego w pamiętnikach i wspomnieniach nawiedzonego domu Warszawy sprzed roku 1945. Podobno w latach międzywojennych istniały nawet zakłady o poważne sumy czy... kilka skrzynek szampana, które mieli otrzymać śmiałkowie, jeśli spędzą noc w odwiedzanym przez zjawy mieszkaniu - zawsze wygrana przypadała nie tym, którzy chcieli uchodzić za nieustraszonych. Nikt podobno nie doczekał w mieszkaniu północy, płoszony przez jęki i szczęki łańcuchów, stłumiony płacz, kroki, trzaski, szelesty, przesuwanie się mebli. Niesamowite zjawiska łączono z morderstwem, jakie na początku tego stulecia wydarzyło się tam: bogata starsza pani Aleksandra Grobicka została zamordowana przez swojego lokaja, który zrabował jej kosztowności.
Według innej wersji, w domu tym jeszcze w minionym stuleciu popełnił samobójstwo student uniwersytetu. Jego widmo widywano czasem w dużym salonie na pierwszym piętrze - stał pod lampą i czytał jakieś papiery, niekiedy towarzyszył mu biały pies. Ciekawe, że wszystkie opowieści o strachach na Wilczej pochodzą sprzed 1939 roku. Ci, którzy mieszkali już po wojnie, czy nawet podczas okupacji nie skarżyli się na niewytłumaczalne hałasy, nie widywali też żadnych zjaw."
Dodam od siebie, że ponoć na Wilczej to już miało ustać

Ciekawe tematy....Lubie takie...dlatego chetnie bym pogral ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Na dziwnej planecie jest statkomotywa,
mała, niewielka i pot z niej spływa -
kosmiczna materia obrzydliwa.
Leci i sapie, dyszy i dmucha,
Żar z rozgrzanego jest silnika bucha:
Buch - jak tu gorąco!
Uch - niebezpiecznie!
Puff - wojna wiecznie!
Uff - do domu wreszczie!
Już ledwo sapie, już ledwo zipie,
a jeszcze planeta w nią złośćią sypie.
Łapy do niej podoczepiali
Małe i zwinne, z kosmicznej są stali.
Lecz choćby przyleciało tysiąc kosmitów
I kazdy potężny jak słońca energia
to nie dadzą rady tej planecie - taki to cięzar!
Nagle - gwizd!
Nagle - świst!
Para - buch!
Silnik - w ruch!

Najpierw powoli
jak żółw ociężale
Ruszyła statkomotywa,
szarpneła swe macki i ciągnie się z mozołem,
i kręci się, kręci się miejsce za miejscem,
I nagle przyspiesza i gna corazej prędzej,
I dudni , i stuka, łomoce i pędzi!
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po świecie tym dziwnym i cięzkim
ratując swe życie o włos!
I spieszy się spieszy, by zdązyć na czas!
Przez góry , przez tunel, przez pola , przez macek las!
Kosmiczna maszyna - malutka , zdyszana,
Lecz jednak igraszka to fraszka - zabawka blaszana.

A skądże to, jakże to, czemu tak gna?
Że pędzi, że wali , że bucha do cna!
To planeta ta dziwna wprawiła ją w ruch!
co na jej końcu dowiemy sie tu?...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Pozdro dla ekipy gram.pl za waszą pracę, angażowanie strony w liczne konkursy i nawet za tworzenie ciekawych i zadbanych blogów, które wydaje się nie powinny być na stronie sklepu :) Fajnie że taka firma istnieje i oby istniała jak najdłużej....

( przepraszam że spamuję, mimo wszystko )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Na skromnie małej planecie, o równie skromnej nazwie Los Zadupios, żyły miniaturowe istoty. Jak wiadomo w każdym szanującym sie plemieniu musi być przywódca. Tak samo było i tutaj. Był nim ogromny Pan Zadupia, którego miłością była fasola. Zapewne nachapał się on jej tony w dzieciństwie i urósł do ogromnych rozmiarów. Krążą plotki, że to ufo zatruło wtedy fasole. Pewnie sam rozmiar wzbudzał respect i tak został wodzem.
Przyszła piękna wieloksiężycowa noc. Balanga trwała w najlepsze. Fasola znikała w ekstremalnym tempie. Wszyscy puszczali bąki... tylko nie on - wódz. Coś było nie tak. Można powiedzieć, ze od ilości skonsumowanej fasoli, aż gotował się w środku.
Trzeba go ratować! Jeden z odważnych wskoczył do mini sondy i wyruszył w wyprawę od "Dupy strony". Już na początku były problemy, bo wódz był bardzo spięty. No ale po ciężkich bojach wreszcie udało się dostać do środka. Widok nie był tym najprzyjemniejszyM jakie widział nasz bohater. Ciemno, ponuro, śmierdząco. Wiadomo, strasznie gówniana sprawa. Do odważnych świat należy i trzeba było wyruszyć w głąb problemu. Przemierzając kolejne metry wnętrzności szefa, trzeba było walczyć z przeciwnościami jego układu pokarmowego, który za wszelką cenę chciał wydalić pasożyta. Walka ze skurczami, kwasami żołądkowymi nie stwarzały problemu. Po chwili pojawiła się inna przeciwność. Widać Pan Zadupia niezbyt miał wszelkie zasady zachowania zdrowej żywności. Odkładająca się fasola przez te wszystkie lata ewoluowała. W żołądku rozwinęła się obca cywilizacja. Wiadomo wrogo nastawiona. Ich gazowe działka atakowały naszego śmiałka. Fasolowe potwory rzucały dzidami. Umiejętności nie brakowało bohaterowi i omijał przeszkody! Po chwili ukazał się główny problem. Fasolowa cywilizacja stworzyła tamę która, miała zapewnić dobry byt fasolowiakom. Trzeba było zniszczyć ustrojstwo, bo inaczej Pan Zadupia eksploduje. Sonda na szczęście było wyposażone w ostrze które bez problemu pociachało tamę i kilku fasolowych wrogów. Jak myślicie jaki był efekt? Pan Zadupia puścił mega pierda który wydalił naszego bohatera, a także całą fasolową cywilizację. Widok nie był imponujący.

Wiadomo. Nie mogło być inaczej i trzeba było uczcić polepszenie się stanu wodza. Fasola znów przelewała się kilogramami!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Raport Inżyniera Obserwatora Grampla.
Dzień Służby numer: DS 8128
Dzień Służby po przeniesieniu numer: DSpp 1

Wszystko rozpoczęło się od momentu przeniesienia mnie na zaciemnioną stronę Planety. Jako Inżynier Obserwator odpowiadam za bezpieczeństwo i poprawne funkcjonowanie Planety, która jak wiadomo posiada liczne skomplikowane cykle funkcjonalne zarówno mechaniczne jak i biologiczne, ot choćby: odsysacze naporowo-hydro-naciskowe - mechaniczne zawory utrzymujące odpowiednie ciśnienie na Planecie; czy też Cthuluhangi - które chronią organy Planety przed Niepożądanymi Organizmami.

Trafiłem do Naocznego Obserwatorium w Strefie Cienia numer: NOwSC 1, w porównaniu z moją macierzystą jednostką wszystko wydawało się nowe, zakręcone i nienormalne. Bardzo szybko przekonałem się, że tak właśnie jest.

Mój UGO m.2 o numerze bocznym: UGO m.2-1, został zastąpiony starszą wersją UGO m.1 o numerze bocznym: UGO m.1-1. Dla czytelników niezapoznanych z tematem wyjaśnię, że UGO – Usamodzielniony Grawitacyjny Obserwator, jest podstawowym narzędziem pracy na powierzchni i we wnętrzu Planety. Inżynier Obserwator steruje nim za pomocą wielu ilości dźwigni z platformy kontrolnej, znajdującej się w Naocznych Obserwatoriach. Modele zaś różnią się od siebie rodzajem kadłuba, szybkością i przede wszystkim rodzajem i ilością manipulatornych chwytaków, które są potrzebne do codziennej pracy Obserwatora, jak również uzbrojeniem, które służy UGO’wi do obrony przed Niepożądanymi Organizmami.

Moim nowym Magistrem Obserwatorem został Czwórnag Lazur. To właśnie na jego polecenie odebrano mi UGO m.2 o numerze bocznym: UGO m.2-1, wyznaczył mi zadanie patrolowania Purpurowego Mechononiktronu, mechanicznej części Planety w Strefie Cienia.

Po dokładnych oględzinach UGO m.1 o numerze bocznym: UGO m.1-1 i usunięciu z niego zielonej, galaretkowatej mazi nieznanego pochodzenia, naprawdę nie chciałem wiedzieć, do kogo lub, czego ona należała, odkryłem, że ma on niesprawny system repursorów grawitacyjno-molekułowych, które odpowiadają za manipulowanie obiektami bez użycia manipulatornych chwytaków. Co więcej sam manipulatorny chwytak, też wymagał naprawy.

Po usunięciu usterki manipulatornego chwytaka, niestety repursorów grawitacyjno-molekułowych nie udało mi się naprawić, o godzinie 127:69 czasu Planety, UGO m.1 o numerze bocznym: UGO m.1-1 wyruszył na patrol w kierunku Purpurowego Mechononiktronu.

Po dotarciu na miejsce zauważyłem dwa Niepożądane Organizmy, które prowadziły intensywną pracę sabotażowo-destrukcyjną przy Skalnej Drylownicy Głębinowej numer: SDG 1. Rozpocząłem działania prewencyjne, mające na celu powstrzymanie sabotażystów, którzy w reakcji na moją reakcję, spowodowaną ich akcją, odpowiedzieli przeciwdziałaniem, mającym na celu zapobiegnięcie mojej prewencji.

Posłałem w ich kierunku dwa pociski Samo-Uchwytujące Niepożądane Organizmy, które zostały zmylone dzięki mylącym wabikom na pociski S-UNO. Efektem, czego była destrukcja wysłanych pocisków i moja wielka frustracja.

Zgodnie z instrukcją: „Niepożądane Organizmy ich sabotaż, nasza prewencja”, ustawiłem UGO m.1 o numerze bocznym: UGO m1.-1 w pozycji frontalnej do przeciwnika i ponowiłem ostrzał. Tym razem użyłem sześciu pocisków typu S-UNO w skutek, czego dwa Niepożądane Organizmy zostały unicestwione, nie stwarzając już zagrożenia dla Skalnej Drylownicy Głębinowej o numerze: SDG 1.

Niestety pozostałe cztery pociski, nie mając celu, w który mogłyby uderzyć, rozbiły się o głowicę Skalnej Drylownicy Głębinowej numer: SDG 1, w skutek, czego Skalna Drylownica Głębinowa numer: SDG 1 runęła w dół w kierunku Ośrodka Badawczego Purpurowego Mechononiktronu Strefy Cienia Planety numer: OBPMSCP 1.

Bez sprawnych repursorów grawitacyjno-molekułowych, nie byłem w stanie zatrzymać, czy też zmienić kierunku opadania Skalnej Drylownicy Głębinowej o numerze: SDG 1. Manualne oddziaływanie manipulatornym chwytakiem, spowodowało zablokowanie manipulatornego chwytaka na uszkodzonej głowicy Skalnej Drylownicy Głębinowej numer: SDG 1, w następstwie, czego UGO m.1 o numerze bocznym: UGO m.1-1 został pociągnięty w dół przez Skalną Drylownicę Głębinową o numerze: SDG 1, która spadła na Ośrodek Badawczy Purpurowego Mechononiktronu Strefy Cienia Planety numer: OBPMSCP 1.

Tuż przed upadkiem na Ośrodek Badawczy Purpurowego Mechononiktornu Strefy Cienia Planety o numerze: OBPMSCP 1, UGO m.1 o numerze bocznym: UGO m.1-1 odczepił się od zerwanej Skalnej Drylownicy Głębinowej numer: SDG 1.

Eksplozja jaka nastąpiła w skutek zderzenia Skalnej Drylownicy Głębinowej numer: SDG 1 z Ośrodekiem Badawczym Purpurowego Mechononiktornu Strefy Cienia Planety o numerze: OBPMSCP 1, spowodowała odrzucenie UGO m.1 o numerze bocznym: UGO m.1-1, w skutek czego repursory grawitacyjno-molekułowe zostały odblokowane, co umożliwia ich sprawne użycie.

Wnioski płynące z Raportu Inżyniera Obserwatora Grampla, Komisja Technologiczno-Techniczna uznaje za słuszne i prawidłowe.
W przypadku niesprawności systemu repursorów grawitacyjno-molekułowych, zaleca się zainicjowanie silnego wstrząsu niesprawnego UGO m.1.
Komisja Technologiczno-Techniczna zaleca rozpoczęcie Programu Badawczego dotyczącego niesprawności repursorów grawitacyjno-molekułowych w UGO pozostałych typów. Kierownikiem badań Programu Badawczego dotyczącego niesprawności repursorów grawitacyjno-molekułowych, Komisja Technologiczno-Techniczna mianuje Inżyniera Obserwatora Grampla.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Literówki mogą być ale drobne. Udało się prawie 3000 znaczków.


Na planecie której nazwa jest dość niesamowita a zarazem której nazwa jest zakazana działy się strasznie niesamowite wydarzenia które zmieniły ową planetę nie do poznania.
A było to tak w pewien zwykły dzień jak zawsze życie mieszkańców na planecie przenikało szybko i spokojnie aż na niebie pojawiły się bardzo dziwne różowo żółte rozbłyski, dziwnie wyglądający mieszkańcy planety za bardzo się tym nie przejmowali ponieważ wiedzieli, że nic im zupełnie nie grozi, jednak byli oni w błędzie nawet nie wiedzieli, że rasa która dominuje całą galaktykę upatrzyła sobie ich planetę a owa obca rasa zwie się Blatochlanie (Byli to straszliwi kosmici którzy podbijali każda planetę którą tylko napotykali na swojej drodze, z każdej planety po kolei wysysali jej całą energie z wnętrza zmieni i opuszczali planety i wyruszali w dalsze podróże aby zaspokoić swój głód planetarny).
Gdy obca rasa wylądowała już na planecie której nazwy nie wolno wymawiać od razy zabrali się do pracy i zaczęli podkopywać się do wnętrza planety swoimi statkami i wysysać z tej planety całą jej energię.
Jednak mieszkańcy już zdawali sobie powagę sytuacji i postanowili zebrać wszystkie swoje siły i stawić czoło strasznej obcej rasie która była dotąd niepokonana.
Obywatele planety zabrali się za budowę silnych umocnień zebrali całą armię wyposażeni w turbolasery i wyszli na przeciw wrogiej rasie.
Tak o to stoczyła się największa bitwa w całej galaktyce a stawką tej bitwy był ratunek dla planety i całej galaktyki, jednak pewni wygranej mieszkańcy planety nie zdawali sobie sprawy z tym, że Blatochlanie posiadają niezwykłą technologię bojową i, że dotąd nikt ich nie pokonał. I tak o to planeta z nazwy zakazana stała się jednym wielkim polem bitwy pomiędzy obcą rasą a jej mieszkańcami, z początku wydawało się, że tutejsi mieszkańcy są zdecydowanie skazani na porażkę jednak kosmici nie docenili postawy mieszkańców planety i ich waleczności oraz nie spodziewali się co ich czeka.
Mianowicie mieszkańcy planety posiadali w jądrze ziemi wielkiego wojownika który był tylko budzony w chwilach gdy planecie groziło niebezpieczeństwo a było tak właśnie teraz kiedy Blatochlanie postanowili napaść na tą planetę. Gdy legendarny wojownik się obudził natychmiast postanowił wygnać obcych z planety i pokazać, że jest on naprawdę wielkim wojownikiem.
I tak o to się stało największa walka w galaktyce pomiędzy niesamowitym obrońcą planety który nazywa się Oktopus a obcymi z innego wymiaru. Obcy byli bez silni w walce z potężnym strażnikiem planety i była to i pierwsza bolesna porażka. Nastała w końcu najlepsza chwila w życiu mieszkańców obcy przybysze zostali wygnani z planety której nazwa jest zakazana i wszyscy już nie musieli się martwić czy ich cudowna planeta przestanie istnieć czy nie. A potężny strażnik planety co się z nim stało? Otóż znów spoczął w jądrze planety i czeka na dalsze okazje aby móc czynić dobro.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dawno Dawno Dawno Dawno temu w roku 3243 żył sobie mały różowy Wyszomir. Żył on w dziwnej krainie, którą sam sobie wyobraził. Ponieważ Wyszomir zbyt nagrał się w kosmiczne horrory na swoim Xboksie, kraina ta wyglądała okropnie. Wszędzie chodzili dziwni kosmici, stało tam pełno dziwnych maszyn które nie robiły nic a nic (Stały dla pokazówki). Pewnego dnia Wyszomir wyszedł ze swojego plastikowego domku w którym mieszkał, żeby pośmiać się z dziwnie wyglądających kosmitów. Kiedy zaczął się naśmiewać z jednego z kosmitów, okazało się że kosmita z którego Wyszomir się naśmiewał to Eustachy - król tej krainy. Eustachy kazał swoim ludziom zjeść Wyszomira ale Wyszomir się wkurzył i urosną do rozmiarów 40 metrów, po czym zjadł całą krainę razem z królem Eustachym. Chwile później mama go obudziła i kazała iść do szkoły.

KONIEC!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaloguj się, aby obserwować