Zaloguj się, aby obserwować  
Gram.pl

Konkurs: wygraj egzemplarz Tropico 4!

75 postów w tym temacie

Wyspa? Poland Island. Jak rozruszyć gospodarkę? Poganiaczami bydła zapędzić wszystkie osły z Wiejskiej daleeeeko na odległą wyspę Syberia Island. Wtedy równowaga i porządek w kraju murowany. Każdy mieszkaniec zadowolony, "zielona wyspa" (inna nazwa Poland Island) jeszcze bardziej zielona, a gospodarka idealnie wyważona - każdy ma to, czego mu potrzeba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Postanowiłem opisać wyspę taką wyspę, podobną do kuby.
Przede wszystkim postawił bym na produkcje marychy, plantacje dałbym na najmniej zamieszkanym terenie. Tuż za koką, najefektywniej bym zarabiał na turystyce. Ładne plaże i widoki = amerykańscy turyści = kasa. Jednak żeby to wszystko ładnie szło, potrzebne jest lotnisko. Wybudował bym je na przedmieściu, ale na ulicy wiodącej do centrum. Rewolucje bym tłumił normalnie, jednak obstawił bym budynki rządowe dużą liczbą policjantów i drutem kolczastym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

A więc...
Moja wyspa znajdowała by się w pobliżu Japonii, gdyż bardzo interesuje mnie ten kraj. Nie wiem do końca jak by się nazywała, ale teraz czas odpowiedzieć na pytanie.
Na początku zacząłbym od połowu ryb. Gdy miałbym ich dostatecznie dużo zacząłbym je sprzedawać, zbudowałbym kolejne porty. W końcu gdy interes zacząłby się rozkręcać rozpoczął bym wycinkę lasu pod budowę nowego miasta. Zlecił bym budowę sklepów(na początku małych sklepików) i budynków mieszkalnych. Gdy dochody osiągnęły by wysoki poziom rozpoczął bym budowę nowoczesnego osiedla, oraz kontrastującego z nim osiedla w starej, tradycyjnej zabudowie. Dbałbym o ekologię, gdyż jest to dla mnie bardzo ważne. Budowałbym elektrownie wodne i rozwijał agroturystykę(dużo hoteli aby ludzie z całego świata mogli podziwiać piękno wyspy). Moja wyspa-państwo była by w pełni demokratycznym krajem. Wszystkie decyzje podejmowane by były z udziałem obywateli. By zapobiec rewoltom wprowadziłbym wiele dni wolnego w roku, oraz dopłacałbym do pensji gorzej zarabiających ludzi. Wszyscy traktowani byli by jak wielka rodzina, prowadziłbym akcje przeciwko dyskryminacji ludzi, aby każdy na mojej wyspie czułby się bezpiecznie. Gdy miasto osiągnęło by pełnie rozkwitu dbałbym o jego czystość i dofinansowywał prowadzone w nim akcje. Pomagałbym również zwierzętom, żeby każde miało swojego właściciela(na nich tez mi bardzo zależy).
I to chyba tyle. Starałbym się po prostu być jak najlepszym El Presidente :).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gdzieś w pobliżu Bahamów na jednej z wysp Kubu stanowisko gubernatora sprawuje Don Aleksandro. Wykorzystując zamieszanie w Zatoce Swiń dopisuje do nazwiska człon Presidente oraz ogłasza niepodległość małego kraiku "Aleksandrii". Opentany samouwielbieniem nakazuje budować swoje podobizny, popiersia i posągi to tu to tam. Przypominając sobie że wydał już wszystko musi zorganizować gospodarkę i nie zwracając zupełnie uwagi na trójkąt bermudzki z małej wyspy organizuje krok po kroku tropikalny raj w którym tylko i wyłącznie on jest władcą a każdy jego mieszkaniec ma dostęp do darmowych cygar i alkoholu. żyć nie umierać!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Na mojej wyspie, przede wszystkim byłaby wolność gospodarcza :) Nie byłoby tysiąca głupkowatych przepisów ograniczających ludzką pomysłowość na biznes i rozwój. (tak jak w PL np, na każdą konfigurację komputera który chcemy sprzedawać musimy mieć certyfikat, czyli dokładając 1GB RAMu do istniejącego komputera musimy się ubiegać o nowy certyfikat). Ale wracając do opisu. Świadczenia socjalne jak renty, świadczenia dla bezrobotnych, byłyby na poziomie minimum, aby ludzie czuli potrzebę dążenia do lepszego życia poprzez pracę i samodoskonalenie. A nie jak obecnie "mam rentę 600zł to po co mi praca". Nie byłoby to państwo opiekuńcze, z przymusowymi składkami emerytalnymi itd. Państwo pełniłoby rolę nadzorcy, ale nie w sensie kontrolowania obywateli, tylko nadzór w sensie Sanepid, inspekcja pracy, rzecznik praw obywatelskich itp. Ogólnie wierzę iż jeśli nie blokuje się nawałem głupkowatych przepisów obywateli, ich energię i pomysłowość można wykorzystać do stworzenia bogatego kraju. :)
A jak mawiał Milton Friedman, "niewidzialna ręka rynku" sama najlepiej pokieruje wolnym rynkiem, a nie przepisy :)
Myślę iż jeśli ludzie czuliby wolność w dążeniu do szczęścia i dobrobytu, nie myśleliby o rewoltach :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Niezależnie od tego gdzie by była moja wyspa, wprowadziłbym absolutną wolność gospodarczą. Każdy obywatel, bez względu na wiek, płeć czy jakiekolwiek inne parametry płaciłby mi, powiedzmy, 1zł (czy jaką bym sobie tam walutę wprowadził) na dzień za prawo do mieszkania na wyspie, dla ułatwienia płatne z góry na rok. Za to postawiłbym sobie wielką wypasioną willę z basenem i wielką melanżownią (no co, ja też coś za ten ciężki wysiłek muszę mieć :P) i zapewnił ludziom wolność osobistą ograniczoną tylko wolnością osobistą innej osoby, oraz ochronę terytorialną w postaci armii adekwatnej do zagrożenia zewnętrznego (może moja wyspa byłaby w jakimś ważnym geopolitycznie terenie i ktoś chciałby kupić grunt pod supertajną strefę 52? tak czy siak, u mnie na wyspie każdy mógłby tak zrobić, bo każdy byłby królem we własnym domu). Zapewniłbym również praworządność w postaci sprawnego wymiaru sprawiedliwości.

Wszystkie inne swoje potrzeby moi podwładni znają lepiej ode mnie, więc na pewno lepiej wiedzą jak je zrealizować. Nie przeszkadzałbym im w tym vatem, zusem ani innymi pierdołami. Nie wtrącałbym się do ich życia, nie mówił z kim mogą a z kim nie mogą spać, co mogą a czego nie powinni jeść ani czy mogą palić fajki na przystanku. Jeśli właściciel wyraziłby zgodę to czemu nie? A ja nie posiadałbym przystanków bo co to ja jestem, firma transportowa? Jam jest El Presidente!

A jak już bym był obrzydliwie bogaty to zorganizowałbym własne mistrzostwa w piłkę nożną, w których nie obowiązywałaby ta durna zasada "spalonego". Bo tak. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cóż, osobiście znalazłbym jakąś tropikalną wyspę w połowie drogi między Europą, a Ameryką. Ze względu na jej korzystne położenie mógłbym uczynić ją rajem turystycznym zarówno dla Europejczyków, jak i Amerykanów. Następnie zacząłbym produkcje znaczków pocztowych, by zrobić konkurencję San Marino, które się z tego utrzymuje. W ten sposób miałbym satysfakcję ze zniszczenia gospodarki innego kraju. Kolejnym moim krokiem byłoby wykupienie najlepszych piłkarzy świata i zrobienie w ten sposób wspaniałej drużyny. Ludność dumna z tego osiągnięcia, nie zauważyłaby że wprowadzam totalitaryzm i podnoszę podatki. Ukoronowaniem tego wszystkiego byłaby napaść na inne wyspy w celu poszerzenia terytorium kraju i narzuceniu podbitej ludności moich ideologi. Na sam koniec wybudowałbym sobie pałac wielkości miasta, samowystarczalny i z haremem. Piękne jest życie władcy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Moja wyspa znajduje się na niewielkim archipelagu w pobliżu Grecji. Ludność tam żyjąca posiadała by równe prawa, bez względu na stan majątku, czy pochodzenie. Oświata przeznaczyłaby pieniądze na jak najlepszy rozwój szkolnictwa, m. in. Wiele hal sportowych, baseny, boiska i odpowiednie wyposażenie w szkołach. Wyspa jest tak mała, że zrezygnowałbym z budowy dróg, a wprowadziłbym kolej trans-państwową i tramwaje miejskiee, które miałby dostęp do wszystkich obszarów kraju i danego miasta - takie rozwiązanie, byłoby dość kosztowne, ale licząc straty jakie ponosi się po wypadkach samochodowych, jest jak najbardziej opłacalne. Fundusze łatwo można zainwestować w dość spory port, aby była możliwość łatwego dowozu żywności, itp. Kraj, byłby niezależny i nie brał udziały w jakiś związkach, co powodowałoby łatwe narzucanie swej władzy przez inne, większe kraje. Dzięki takiemu przedsięwzięciu - kraj będzie rozwijał się wyjątkowo, nie patrząc na pozostałe państwa. Rząd zapewniłby dogodne miejsca pracy w wielu miejscach, a w przypadku większego bezrobocia, sworzyłby miejsca łatwego "dorabiania", aż do znalezienia odpowiedniej pracy, a koszty pokrywałoby państwo. Taka "praca" działałaby przez rok dla jednej osoby, a w każdym mieście dostępny by był zakład pracy, w którym pracownicy stwarzali by kolejne miejsca pracy, bez potrzeby informowania państwa, od rządu branoby tylko odpowiednie fundusze. Emerytura wystarczyłaby do dostatniego życia, a czas przepracowania nie byłby taki długi. Każde miasto byłoby niezależnym "państwem" - oznaczałoby to, że przedsięwzięcia jakie podejmuje burmistrz i rada danego miasta, nie musiałyby być podejmowane z krajem. Przepisy stałyby się tylko wskazówkami, bez ustalania twardych zasad, dzięki temu każdy człowiek miałby wolną rękę, ale tylko w gwoli rozsądku. Każde popełnione przestępstwo nie byłoby informacją i większą sensacją dla inncyh ludzi, dzięki temu zachowa się anonimowość i pokazanie, że takie rzeczy nie dają absolutnie nic, ani szczęścia, ani rozgłosu. Myślę, że taki kraj stałby się spokojny i wyjątkowo przyjazny dla wszystkich obywateli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Moja wyspa nazywała by się eden island gdzie każdy by miał jakieś prawa ale i obowiązki gospodarka opierała by się na eksporcie jabłek i innych rajskich owoców oczywiście zajoł bym się szerzeniem mej ideologii na np: Rosje
gdzie wreszcie przestrzegało by się praw człowieka a kary były by równoważne do złego czynu czyli ząb za ząb
oko za ... itp dziekuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cóż, własna wyspa była by co najmniej interesująca. Zakładając, że dysponował bym niewielką wyspą w pobliżu Ameryki Południowej, mój plan był by następujący:

Na początkowym etapie, w celu zdobycia finansów na dalszy rozwój stworzył bym mini kurort nad morzem. Większość wymaganych elementów kurortu, typu wspomniany zbiornik wodny czy plaża nad nim miał bym w zestawie. Pozostawało by tylko zbudować kilka hoteli, pól kempingowych (chętnie otworzył bym się na mniej majętnych turystów) i stereotypowych knajpek nadbrzeżnych z ubranymi w skąpe spódniczki z trawy kelnerkami. W celu zminimalizowania kosztów, sprowadził bym specjalistów z Polski, którzy zajęli by się produkcją niedrogiej i zróżnicowanej gamy produktów alkoholowych dla moich knajp. Według pewnych popularnych książek, bimber i z daktyli da się pędzić.

Drugim etapem była by specjalizacja wyspy. Postawił bym zdecydowanie na turystykę, korzystając z odpowiedniej do tego okolicy:

Pierwszą gałęzią rozrywki były by tzw. wycieczki przygodowe. Goście w niedużych grupach udawali by się na wycieczki z przewodnikiem, które po drodze zmieniały by się w historie rodem z Indiany Jonesa, Flight of the Amazon Queen czy Mumii. Zabawa obejmowała by zwiedzanie ruin azteckich lub inkaskich (które pewnie musiał bym pobudować, bo wyspa z własnymi ruinami to był by już zbyt duży fart), uciekanie ludożercom, poskramianie dzikich zwierząt czy nurkowanie w poszukiwaniu skarbów. Pisane dla każdej przygody z osobna scenariusze, jak również rozmaite trofea i pamiątki zagwarantowały by odwiedzającym niezapomniane wrażenia.

Rozwinięciem tego były by trasy samobójców. Wycieczki te wymagały by podpisania stosownej umowy, zwalniającej organizatorów od odpowiedzialności za wszelkie paskudne rzeczy, mogące przytrafić się klientowi. Potem twardziel który wyraził by zgodę, wysyłany był by na jakąś wyjątkowo ryzykowną wyprawę, podczas której nie był by ubezpieczany przez naszych pracowników. Obejmowało by to wszelkiej maści spływy rwącymi potokami, wspinanie na skałki, przebywanie w dżungli w towarzystwie rozmaitych paskudztw i tak dalej. Oczywiście nasi pracownicy z odpowiedniej odległości obserwowali by perypetie turysty, żeby w razie czego móc interweniować. On sam jednak trwał by w nieświadomości. Nie chcieli byśmy psuć mu zabawy, ale trupy na koncie kurortu to kiepska reklama.

Na turystów czekały by też inne atrakcje, kasyna w których mogli by zostawiać pieniądze, indiańscy kapłani, u których można by było przepowiadać przyszłość i rzucać klątwy na sąsiadów, możliwość wynajęcia na okres wizyty tubylczego "niewolnika" lub "niewolnicy" i wszelkiej maści imprezy okolicznościowe. W celu zapewnienia odpowiedniej atmosfery, miasto w którym mieszkańcy mieszkali by na co dzień ulokowane było by tak, aby turyści nawet z samolotów czy w trakcie wycieczek nie mogli go zobaczyć. Oczywiście zapewnił bym mieszkańcom możliwość życia bez udawania dzikusów.

Jeżeli chodzi o kwestię utrzymania władzy, zastosował bym metodę pozornej łagodności. Przepisy prawne były by przyjazne obywatelom, nie starał bym się również utrzymywać silnego wojska. Stworzył bym natomiast służby wywiadowcze złożone z doświadczonych pracowników i dobrze finansowane. Podzielił bym je na kilka komórek niezależnych od siebie i odpowiadających wyłącznie przede mną. Każda z nich pilnowała by nie tylko obywateli, ale również swoich kolegów po fachu. Dzięki temu wszelkiej maści spiski, pucze i inne imprezy charakteryzujące się mordowaniem szefa i ustanawianiem nowego miał bym szansę przewidzieć z góry.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wyspa na której sprawuje rządy są w okolicach Zielonego Przylądka. Oczywiście wszystkich zapraszam do odwiedzin wizy i paszporty nie są potrzebne z każdego rejony świata jesteście mile widziani. Bezrobocie sięga praktycznie 0% więc jeżeli masz problemy przyjedź a nie pożałujesz. Piękne miejsca na wyspie to cudo natury,a odrobina relaksu nigdy nie zaszkodzi. Historia wyspy była bardzo niebezpieczna.
Wybuchło powstanie na wyspie jeszcze jak było bardzo źle. W 1985 prezydentem został Gramowicz, przewodniczący Partii Demokratycznej nie zdołał jednak doprowadzić do przełomu w konflikcie pomiędzy społecznościami wyspy. Parlament wyspy 21 grudnia 2000 podjął decyzję o proklamowaniu niezależnego państwa o nazwie Republika wyspy Grimos. Jako zwolennika ścisłej współpracy ja NeMo wybrano mnie na prezydenta 15 lutego 2008,a W listopadzie 2009 Komisja Europejska podjęła uchwałę w sprawie negocjacji dotyczących przystąpienia mojej wyspy do Unii Europejskiej. Mimo wcześniejszego wybuchu powstania moja wyspa odbudowała sie na przełomie paru lat. Gospodarka, a głównie turystyka to największy plus wyspy na którą zapraszam was drodzy gramowicze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Załóżmy iż moja wyspa znajduje się w pewnej rozsądnej odległości od wybrzeży Stanów Zjednoczonych, jednak na tyle rozsądnej, by był możliwy swobodny przemyt kontrabandy i towarów objętych drakońską akcyzą, której oczywiście nie mam najmniejszego zamiaru przestrzegać.

Załóżmy iż do władzy doszedłem na drodze konsensusu społecznego, albowiem poprzedni dyktator zbytecznie uciskał, toteż moja naprędce sklecona partyzantka, złożona z Josego Moralesa, jego brata, ich kolegi oraz własnego szwagra, zdołała obalić go w pewne słoneczne przedpołudnie, gdy wychodził z nabożeństwa niedzielnego. Ponieważ w niedzielę praca jest zakazana, odłożył był swą legendarną czapkę Jefe, którą niecne zasobiesiłem. W ten cwany sposób lud okrzyknął mnie Che, bo na chrzcie matka (oczywiście Latynoska 50 lat dźwigająca pod pachą owce) dała mi na imię Che. Nazwiska nie dała, bo bym pewnie wstydu przyniósł, więc mogę stylowo nazywać się Che i mam tak napisane w dowodzie (który skradłem z Ameryki).

Jako że pierwszym krokiem ku pomyślnej dyktaturze jest sympatyczne zaplecze, załóżmy iż dogadałem się z, powiedzmy, USA, Rosją, Izraelem oraz Madagaskarem, iż na mojej wyspie mogą swobodnie odbywać się próby nuklearne, ale w zamian żądam ślicznie pełnego konta w Szwajcarii, drugiego podobnego w Niemczech i jeszcze rezerw złota. Jeżeli nie spełnią żadnego z powyższych, moje zaplecze to przemyt bananów do Kolumbii razem ze szwagrem i Julio Moralesem.

Drugim krokiem ku rozważnej dyktaturze jest niezwykle sprytny plan ucieczkowy, gdyby jednak. W ten sposób huncwot jakim jest Jose sporządził z wojskowego szwedzkiego pontonu oraz skrzynek po bananach okręt klasy slup z systemem stealth (Jose rzuca na slup niebieską płachtę i szumi przez zęby). Napędzany paliwem ekologicznym jakim jest śniadanie pani Constanzy Morales, pany Estery Che oraz oczywiście comedor w który stołuje się szwagier, gdyż baby sobie nie znalazł. Na slupie rezerwa cygar (prawdziwe podróbki), skrzynka bananów oraz miesięcznik Młodego Stolarza. Starczy.

Trzecim krokiem ku rozsądnej dyktaturze jest wizerunek i alibi. Kreowałbym się na ojca narodu, zatroskanego i brodatego (mój latynoski zarost przypomina nieco kozi, ale mniejsza z tym), jednak zawsze z uśmiechem i lenonkami na ślepiach. Lenonki zakupię na Ebayu jak już przybędą pieniądze za pierwszy miesiąc przemytu bananów. Nazwałbym się spadkobiercą Ortegi, Castro, Guevary i Stroessnera też. Moje poglądy musiałyby być komunistyczno-libertyńskie, taka centro lewica-prawica. I socjaldemokracja też. Alibi dzięki któremu nikt nie wpadłby na to, że można mnie obalić, byłoby następujące - teoretycznie rzecz biorąc obala się tyrana uciskającego, a jeżeli nie będę przesadnie uciskał, nie ma sensu go obalać, prawda?

Po umocnieniu i zabezpieczeniu swej władzy muszę zająć się gospodarką. Wspomniany przemyt bananów i zdobycznych karabinów produkcji francuskiej (jedyna nacja, którą moja armia sztuk 4 chłopa zdołała pokonać) powinien pokryć większość wydatków. Nie mam gdzie składować setek tysięcy karabinów Francuzów, którzy uciekli przez Juliem, gdy ten tupnął. Naturalnie musi się rozwijać także turystyka, wraz z ustawowym drenażem portfeli turystów, którym zajmuje się szwagier fachowiec.

Większe inwestycje i budownictwo mojej wyspy mają szansę i sens bytu jedynie, gdy wszystkie będą sygnowane moim nazwiskiem. Nikt nie zniszczy szkoły państwowej (dla dziesięciorga dzieci) imienia Che, prawda? A jeżeli zniszczy, to odkupi, moim prawnikiem korespondencyjnie będzie Bobby Kotick, który zawsze chciał mieć wyspę na własność.

Samo szkolnictwo i edukacja muszą istnieć ku chwale mego imienia w sensie Che. Tradycyjne nauki, takie jak Podstawy Przemytu, czy Ogólna Teoria Niesprawiedliwości Społecznej, będą wykładane przeze mnie. Reszty uczyła będzie dalej Sofia Alvarez, która ma nawet magistra nauk przyrodniczych. Ekologii, znaczy.

Co do ekologii, nie mam nic przeciwko. Byle moje mahoniowe stołki i spodnie ze skóry dziobaka były bezpieczne.

Muszę opisać specyfikę swoich rządów, rzecz jasna. Nie mam zamiaru uciskać, bo się obywatele będą biesić, i nawet moje 13% zbrojnego społeczeństwa (czterech chłopa, dzieci i kobiety się nie liczą) mnie nie obroni. Dlatego moi poddani, TFU! Moi podopieczni muszą co czwartek mówić przy obiedzie VIVA CHE!, natomiast wieczorem salutować do mojego portretu. Tego przybitego nad przepaścią, wraz z profilaktycznie stojącym obok Juliem z kijaszkiem. Mają obowiązek oddawać mi tyle pieniędzy, ile im nie jest potrzebne. Czyli wszystko, bo i tak nie ma na wyspie sklepów, poza moją budą z kontrabandą.

Zalegalizuję na wyspie wszystko poza tym, co mnie obraża samym swoim istnieniem, jak samochody elektryczne czy monogamia.

Raz na tydzień Manuel Perero będzie pedałował nam na rowerku z dynamem, żeby wyspiany akumulator się podładował. Prąd wydzielał będę na kartki, internet zaś jest dostępny u plemienia indian Kahere mieszkających na drugiej stronie wyspy. Jak się zgodzą, to można sobie posiedzieć.

Z Kahere umowa - oni użyczają mi cywilizacji, ja mówię ONZ że są tępi i dzicy i nie opłaca się ich nawet ewangelizować. Zwłaszcza że gnoje mają własną diecezję.

Jeżeli przeżyję na stanowisku pierwszy rok, mam zamiar piastować je, aż mi się znudzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No więc tak, :P.
Wyspa...hmmm....ok - biorę pod władanie Kubę.
Aby ludziom żyło się lepiej - namawiam ich do rewolucji takiej jak w Libii i obalenie Fidela Castro.
Po obaleniu ja jestem władcą w pozytywnym i dobrym dla mieszkańców znaczeniu. Zaczynam gospodarkę i handel między-narodowy. Organizuję misje dyplomatyczne. Nawiązuje pakty, które by poprawiły gospodarkę. Zacząłbym też zmieniać prawo - aby ludzie mieli więcej prywatności i wolności, a także wolności słowa. Rozwinął bym turystykę na tej wyspie - przez co zwiększyły by się dochody kraju i zwiększyła by się jakość życia wśród ludzi. Ludzie by chcieli - jestem "dyktatorem" w pozytywnym tego słowa znaczeniu - ludzie nie chcą - wprowadzam demokrację na tereny Kuby. Tak to by się rozkręcało, aż Kuba stała by się jednym z "najlepszym" - pod prawie każdym względem, np. majątek, turystyka, zainteresowanie państwem...
"...BY ŻYŁO SIĘ LEPIEJ..." :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Moja wyspa znajdowała by się w pobliżu Indonezji przez wzgląd na przyjemny klimat sprzyjający turystyce oraz uprawom egzotycznych i rzadkich roślin.

Rozwój gospodarki rozpocząłbym od założenia upraw ryżu który nie był by eksportowany tylko miałby wystarczyć mieszkańcom. Jako towary eksportowe rozkazałbym hodowanie takich roślin jak kakao, herbata (próbowałbym stworzyć nowe marki tych produktów, które zasłynęłyby na całym świecie) oraz egzotyczne przyprawy i owoce. Zapraszałbym grupy osób z innych krajów na prace sezonowe, ale tylko w przypadku gdyby był niski poziom lub całkowity brak bezrobocia.

W przypadku odnalezienia na wyspie złóż ropy naftowej starałbym się nie importować go do innych państw, jednak gdyby złoże byłoby wystarczająco bogate importowałbym tylko tyle, aby w zupełności wystarczyło na pokrycie potrzeb państwa i ludności.

Gdy gospodarka zaczęłaby się rozwijać zainwestowałbym w rozwój turystyki. Początkowo były by to małe hotele i kurorty, jednak z czasem postarałbym się o stworzenie niesamowitych budowli, które zasłynęłyby na całym świecie i ściągałyby tłumy turystów.

Prawo na wyspie było by dość surowe, ale sprawiedliwe. Wprowadzona zostałaby kara śmierci dla najgorszych kryminalistów. Wysokie kary były by także dla łapówkarzy. Przeznaczałbym wysokie fundusze na służbę zdrowia, aby jak najlepiej i najszybciej pomagała potrzebującym oraz na oświatę i starałbym się wyeliminować alfabetyzm. System ubezpieczeń nie ściągałby od obywateli kosmicznych sum, a w przyszłości pozwoliłby im na życie w odpowiednich warunkach.

Mocny nacisk kładłbym na ekologię. Starałbym się stworzyć jak najwięcej elektrowni wodnych, wietrznych i słonecznych i jak najbardziej ograniczyć wydzielanie szkodliwych substancji. Wycinanie drzew odbywałoby się wyłącznie na specjanie wyznaczonych terenach, które natychmiastowo po wycięciu byłyby z powrotem zalesiane. Tworzyłbym rezerwaty oraz parki narodowe aby chronić rzadkie i zagrożone gatunki zwierząt które były by szczególnie wspierane przez państwo. Mimo wszystko wycinanie drzew na prywatnych posesjach nie było by zakazane oraz nie wymagałoby żadnych specjalnych zezwoleń.

W przypadku sił zbrojnych szczególny nacisk położyłbym na siły powietrzne. Wybudowałbym specjalne bazy i laboratoria aby jak najbardziej udoskonalić swoją armię. Pobór do wojska byłby dobrowolny, jednak w przypadku małego zainteresowania wprowadziłbym wysokie wynagrodzenia. Mimo to starałbym się nie wdawać w wojny innych państw aby jak najdłużej zachować neutralność.

Myślę, że ludzie na mojej wyspie żyliby w wystarczającym dostatku, gdyby jednak wśród ludzi zaczęłoby się szerzyć niezadowolenie, starałbym się odnaleźć przyczynę oraz ją zlikwidować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Tropico 4 zwócił moją uwagę zwarzywszy że lubie tego gatunku gry. Nigdy wcześniej nie miałem styczności z tą grą ale wygląda obiecująco. Nie będę się tak rozpisywać jak inni ale spróbuje. na początek wstęp. Gra ta wygląda na dość skomplikowaną co ja czynie plusem. Załorzenie gospodarki nie jest taką prostą sprawą gdyrz każda decyzja ma swoje plusy ale niestety tęż minusy. Trzeba poradzić sobie z wieloma problemami które mogą kogoś przerosnąć. Zatem teraz odpowiem na te trzy pytania:
Jak rozrószałbym gospodarkę?
Jest wiele sposobów ale najbardziej oczywistym jest rozwój handlu. Czerpałbym z tego wiele kożyści dzięki którym bym rozwijał swoją gospodarkę. Handel daje sojuszników, swoją pozycję w świecie, rozmaite surowce ruznego rodzaju oraz oczywiście pieniądze.
Jaką władzę bym sprawował?
Napewno nie tyranem rządającym wszystkiego? Chce być rozsądnym oraz uczciwym władcą który dba o swoją ludność oraz miasto. Nawet nie jestem skłonny do wojen chce spokojnie rozwijać swoją wysepkę.
Jak zniechęce ludzi so przeprowadzenia rewolty?
Mam nadzieje że do tego nie dojdzie ale jak by doszło sprubowałbym udowodnić mieszkańcom że jestem rozsądnym władcą który chce najlepiej dla swoich mieszkańców. Zrobie wszystko aby ludność była szczęśliwa oczywiście wszystko też w granicach rozsądku.
A jednak trochę się rozpisałem:).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No więc, bierzemy się do roboty:

Gospodarka: Nie można zapomnieć o handlu i gospodarce :) . Gospodarka hybrydowa brzmi nieźle. (tak wiem, miałem mało do powiedzenia na temat gospodarki, bo po prostu nie mam dużo do powiedzenia :D )

Władza: Wielki władca tej wyspy, wszelkiego zła, i terenów pobliskich jest dobre. Jednak robiło by to złe przeczucie w turystach, więc muszę się poświęcić, i usunąć parę zwrotów. "wszelkiego zła" na pewno idzie do kosza. "i terenów pobliskich" też przydało by się usunąć. "Wielki" spada, a władca zamieniamy na powiedzmy prezydent. Prezydent tej wyspy, od razu lepiej. To jednak tylko nazwa. Będę bardzo dobrze władał. Każdy będzie miał swoje prawa. PWWtWWZiTP, to znaczy... PPtW (Partia Prezydenta tej Wyspy) o wszystko zadba.

Rewolty: Ach te rewolty, nadają "piękna" każdej wyspie. No cóż, im więcej ich będzie, to niestety mam coraz mniejszą reputację. Jedziemy z tym koksem. 20% zniżki dla kobiet na ciuchy, biżuterię, i perfumy... I (a zwłaszcza dla graczy, i ekipy gram.pl) 30% zniżki na gry komputerowe, i sprzęt. Ok, dam jeszcze te 10% zniżki na ciuchy. Powinno być the best. Jeżeli nie, dorzucę darmowe lizaki, cukierki, i oczywiście gumy do żucia dla każdego!!!

Wywiad ze mną

R - Reporter
WWtWWZiTP to znaczy... PtW - Ja :D

R - Dzień Dobry!
PtW - Elo ziom!!!
R - Czy odzywa się pan tak do każdego na tej wyspie?
PtW - Pewnie ziom!!!
R - Dobrze. Ma pan jakieś plany na przyszłość?
PtW - Daleką przyszłość ziom, czy bliską?
R - Daleką.
PtW - Oooo!!! To zamieram kupić se trumnę, jeżeli jeszcze do żyję 80 ziom!!!
R - Nie tak daleką...
PtW - Aha!!! Było tak od razu ziom!!! Chcę żeby moja wyspa była najczęściej odwiedzana!!!
R - Czy sądzi pan, że to możliwe?
PtW - Jeżeli wprowadzę, darmowy alkohol ziom!!! To będzie spora szansa!!!
R - Czy zamierza pan wygrać ten konkurs, w którym wziął pan udział, na gram.pl?
PtW - Pewnie ziom!!! Ale będę miał sporą konkurencję.
R - Dziękuję za udzielenie wywiadu.
PtW - Spoko, ziom!!!

A teraz najważniejsze, nie robię sobie jaj z tego konkursu, chcę po prostu, żeby moje zgłoszenie było oryginalne. Dziękuję!!!
Jeżeli zrobiłem jakieś błędy, to przypominam, że jestem dyslektykiem, chociaż tego nigdy nie mówiłem :D .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No więc, bierzemy się do roboty:

Gospodarka: Nie można zapomnieć o handlu i gospodarce . Gospodarka hybrydowa brzmi nieźle. (tak wiem, miałem mało do powiedzenia na temat gospodarki, bo po prostu nie mam dużo do powiedzenia )

Władza: Wielki władca tej wyspy, wszelkiego zła, i terenów pobliskich jest dobre. Jednak robiło by to złe przeczucie w turystach, więc muszę się poświęcić, i usunąć parę zwrotów. "wszelkiego zła" na pewno idzie do kosza. "i terenów pobliskich" też przydało by się usunąć. "Wielki" spada, a władca zamieniamy na powiedzmy prezydent. Prezydent tej wyspy, od razu lepiej. To jednak tylko nazwa. Będę bardzo dobrze władał. Każdy będzie miał swoje prawa. PWWtWWZiTP, to znaczy... PPtW (Partia Prezydenta tej Wyspy) o wszystko zadba.

Rewolty: Ach te rewolty, nadają "piękna" każdej wyspie. No cóż, im więcej ich będzie, to niestety mam coraz mniejszą reputację. Jedziemy z tym koksem. 20% zniżki dla kobiet na ciuchy, biżuterię, i perfumy... I (a zwłaszcza dla graczy, i ekipy gram.pl) 30% zniżki na gry komputerowe, i sprzęt. Ok, dam jeszcze te 10% zniżki na ciuchy. Powinno być the best. Jeżeli nie, dorzucę darmowe lizaki, cukierki, i oczywiście gumy do żucia dla każdego

Wywiad ze mną

R - Reporter
WWtWWZiTP to znaczy... PPtW - Ja

R - Dzień Dobry!
PPtW - Elo ziom
R - Czy odzywa się pan tak do każdego na tej wyspie?
PPtW - Pewnie ziom
R - Dobrze. Ma pan jakieś plany na przyszłość?
PPtW - Daleką przyszłość ziom, czy bliską?
R - Daleką.
PPtW - Oooo To zamieram kupić se trumnę, jeżeli jeszcze do żyję 80 ziom
R - Nie tak daleką...
PPtW - Aha Było tak od razu ziom Chcę żeby moja wyspa była najczęściej odwiedzana
R - Czy sądzi pan, że to możliwe?
PPtW - Jeżeli wprowadzę, darmowy alkohol ziom To będzie spora szansa
R - Czy zamierza pan wygrać ten konkurs, w którym wziął pan udział, na gram.pl?
PPtW - Pewni ziom Ale będę miał sporą konkurencję.
R - Dziękuję za udzielenie wywiadu.
PPtW - Spoko, ziom

A teraz najważniejsze, nie robię sobie jaj z tego konkursu, chcę po prostu, żeby moje zgłoszenie było oryginalne. Dziękuję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Moja wyspa znajduje się na morzu karaibskim niedaleko USA. Miała się nazywać "Wyspa Naszego Najukochańszego El Prezidente" ale uznałem że trochę za długie i trudno zapamiętać więc ostatecznie zdecydowałem się na "Pina Colada Island"
Gospodarka opiera się na dojeniu amerykańskich (i nie tylko) turystów z cudownie szeleszczących zielonych papierków. Niewielkie hotele stoją przy plaży pomiędzy palmami. W każdy weekend organizowane są całonocne imprezy (pod patronatem i z udziałem jedynego ukochanego El Prezidente!). Wzdłuż szerokiej plaży płonną ogniska, grają najróżniejsze rodzaje muzyki, a w drewnianych barach krytych liśćmi palmowymi przepiękne dziewczęta serwują drinki. Pina colada leje się całymi strumieniami (brak akcyzy na alkohol!). Turyści mogą także wejść na pokład "prawdziwego pirackiego okrętu" i wziąć udział w "prawdziwej wyprawie korsarskiej" uwieńczonej "prawdziwą bitwą morską"
Jeśli chodzi o rebeliantów... Zaraz zaraz... To jest ktoś kto NIE kocha swojego El Prezidente?!? No dobra załóżmy że jednak ktoś się znalazł, w takim wypadku zaprośmy go na imprezę!!! Jeśli jednak mimo wszystko znajdzie się jakiś nieprzystosowany społecznie osobnik zawsze można będzie go poszczuć "prawdziwym pirackim okrętem" Jeśli wyspa zostanie zaatakowana przez inne państwo to sam El Prezidente mężnie stanie na polu bitwy... I wyzwie wrogiego dowódce na pojedynek w piciu! Po zwycięstwie zostanie oczywiście zorganizowana impreza z duuuużą ilością pina colady aby El Prezidente mógł wyleczyć kac... eee znaczy się aby uczcić wspaniałe zwycięstwo ma się rozumieć!
Żadnych wyborów oczywiście nie ma nie będzie bo przecież wszyscy uwielbiają swojego El Prezidente, więc szkoda czasu na takie głupoty. Z resztą wszyscy i tak są na plaży, zajęci konsumpcją napojów z palemkami, więc kto miałby w nich głosować?
Tymczasem kończę wywód na temat mojej wyspy. El Prezidente musi wracać do swoich ludzi, trwa zabawa, a ten cały alkohol w końcu sam się nie wypije!
Z pozdrowieniami
Wasz najukochańszy El Prezidente

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaloguj się, aby obserwować