Zaloguj się, aby obserwować  
Ifym

The Last of Us - Temat Ogólny

166 postów w tym temacie

Dnia 17.06.2015 o 11:30, GanD napisał:

Jeśli nie pasuje Ci system walki, polecam podejście skradankowe


Właśnie próbowałem skradankowo, to był dla mnie jeden z istotniejszych argumentów za wypróbowaniem tej gry. I naprawdę się z tym męczyłem. Ok, możliwe, że wina leży po mojej stronie, może po prostu jestem za tępy do tej gry, ale np. nie jestem w stanie ogarnąć niektórych mechanizmów rozgrywki, na przykład:

1) kryję się przed clickersami. W jednym przypadku siedzę cicho i gostek przechodzi obok mnie obojętnie, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi; idę dalej, ginę, reload, siadam cicho w tym samym miejscu, licząc na to, że skoro nie widział mnie za pierwszym razem, nie zobaczy i za drugim... Przeliczam się, clickers rzuca się na mnie, ginę.

2) cichutko zdejmuję kolejnych bandytów, zostaje mi dwóch, podchodzę do jednego, łapię go od tyłu, wybieram opcję podduszenia i co robi moja postać? Rozbija gostkowi buzię kolanem, zamiast cicho położyć go spać. Oczywiście drugi to natychmiast słyszy i leci do mnie z mordą. W okolicy spawnuje się kilku kolejnych (serio, zdarzało mi się, że na wyczyszczonym piętrze spawnowali się przeciwnicy, którzy zachodzili mnie od tyłu) i mogę tylko reload zrobić.

Po kilku takich sytuacjach w mieście, uznałem, że ja się do tego nie nadaję. Jeśli to ma być skradanka, to powinienem mieć możliwość zdejmowania gościa po cichu zawsze i wszędzie, a nie wtedy, kiedy grze się to podoba. Jeśli w losowych przypadkach duszenie zmienia się w mordobicie bo gra ma akurat taki kaprys, to ja wysiadam.

Wiąże się to także z polem widzenia przeciwników - w jednym przypadku nie zobaczy mnie z 5 metrów, w drugim - wyhaczy mnie z drugiego końca mapy. I nigdy nie wiadomo, która wersja będzie miała miejsce podczas danej próby.

Dnia 17.06.2015 o 11:30, GanD napisał:

przez własną nieuwagę bądź brak cierpliwości równie często można wpakować się z deszczu pod rynnę.


Właśnie o czymś takim mówiłem - jeśli w Bloodborne ginę, to właśnie dlatego, że byłem pazerny i zamiast się wycofać po 2 ciosach, próbowałem zadać trzeci cios i boss mnie zdejmował. Albo podobne rzeczy. Ale wiedziałem, że pretensję mogę mieć do siebie. Tu nie jest to już takie oczywiste i właśnie to mnie najbardziej zniechęca do gry.

Dnia 17.06.2015 o 11:30, GanD napisał:

Mam nadzieję, że do gry jeszcze wrócisz.


Nie wiem, może kiedyś? W tej chwili naprawdę skutecznie mnie do siebie zniechęciła, a o to w moim przypadku jest naprawdę trudno. Nie przypominam sobie w ostatnich latach żadnej gry, o której mógłbym coś takiego powiedzieć.

Dnia 17.06.2015 o 11:30, GanD napisał:

Bo tutaj walka ma mimo wszystko drugorzędne znaczenie.


Wiesz, gdyby było jak w Falloutach, że rzeczywiście można się obyć bez walki, to chętnie bym dał jej kolejną szansę. Ale tu jest to po prostu konieczne, bardzo rzadko jest możliwość całkowitego ominięcia przeciwników bez wdawania się w szamotaninę, a ta z kolei rzadko idzie po naszej myśli. I nie zawsze dzieje się tak z naszej winy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 17.06.2015 o 12:05, Ring5 napisał:

1) kryję się przed clickersami. W jednym przypadku siedzę cicho i gostek przechodzi obok
mnie obojętnie, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi; idę dalej, ginę, reload, siadam
cicho w tym samym miejscu, licząc na to, że skoro nie widział mnie za pierwszym razem,
nie zobaczy i za drugim... Przeliczam się, clickers rzuca się na mnie, ginę.

Przeciwnicy w grze mają ustalone ścieżki "patrolowania" w dosyć luźny sposób, tzn. nie podążają ciągle po wyznaczonej linii, tylko mają "tunel" w ramach którego zbaczają lekko w prawo lub w lewo. Klikery (i bloatery też) są o tyle specyficzne, że zaczynają atakować po usłyszeniu lub gdy "dotkną" gracza.

Dnia 17.06.2015 o 12:05, Ring5 napisał:

2) cichutko zdejmuję kolejnych bandytów, zostaje mi dwóch, podchodzę do jednego, łapię
go od tyłu, wybieram opcję podduszenia i co robi moja postać? Rozbija gostkowi buzię
kolanem, zamiast cicho położyć go spać. Oczywiście drugi to natychmiast słyszy i leci
do mnie z mordą.

Widocznie przeciwnik usłyszał Twoje kroki tuż przed złapaniem. Albo jesteś w polu widzenia innego gościa. W każdym razie, stealth kille wyłączają się z automatu, gdy ktoś Cię wykrył. Najlepiej atakuj zza osłony/rogu, jak już próbujesz kogoś zajść na otwartej przestrzeni kucnij i lekko wychyl gałkę. Przy całym wychyleniu analoga, nawet gdy kucasz, przeciwnicy słyszą twoje kroki. I zwracaj uwagę na podłoże po którym idziesz - rozbite szkło i podobne śmieci potrafią łatwo zdradzić twoją obecność.
Ewentualnie jak już przeciwnicy Cię wykryją łap cegłę w dłoń i do boju! ;) Melee w tej grze jest OP, nawet na najwyższym poziomie trudności.

>W okolicy spawnuje się kilku kolejnych (serio, zdarzało mi się, że na

Dnia 17.06.2015 o 12:05, Ring5 napisał:

wyczyszczonym piętrze spawnowali się przeciwnicy, którzy zachodzili mnie od tyłu) i mogę
tylko reload zrobić.

Poza rozdziałami w

Spoiler

Pittsburghu i miasteczkiem Davida pod koniec gry

nie zauważyłem takiego problemu.

Dnia 17.06.2015 o 12:05, Ring5 napisał:

Wiąże się to także z polem widzenia przeciwników - w jednym przypadku nie zobaczy mnie
z 5 metrów, w drugim - wyhaczy mnie z drugiego końca mapy. I nigdy nie wiadomo, która
wersja będzie miała miejsce podczas danej próby.

Znowu, może zauważył Cię przeciwnik o którego wcześniej nie zauważyłeś? Korzystasz z trybu nasłuchiwania?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie będę się rozpisywał o mechanice walki, kolega wyżej właściwie dobrze wszystko wypunktował. Zwykle wszystko sprowadza się do tego, że jednak a) ktoś Cię usłyszał, b) zauważył Cię ktoś, kogo się nie spodziwałeś (bo np. szedł troszkę inną trasą niż poprzednio). Ja tam w razie w polecam... wiać, gdzie pieprz rośnie. Oczywiście, jak clikers skacze Ci do gardła, to już nic nie pomoże, ale w pozostałych sytuacjach zwykle wycofanie się i ponowne ukrycie to najlepsze wyjście z sytuacji. Jeśli zostaniesz odkryty, liczba przeciwników rzeczywiście zwykle się zwiększy (a raczej zbiegną się z pozostałej części mapy), ale w chyba wszystkich (?) sytuacjach jest ich ograniczona ilość i o ile nie zabraknie Ci amunicji i determinacji, to zawsze da się "wyczyścić" całą mapę.

Dnia 17.06.2015 o 12:05, Ring5 napisał:

Nie wiem, może kiedyś? W tej chwili naprawdę skutecznie mnie do siebie zniechęciła, a
o to w moim przypadku jest naprawdę trudno. Nie przypominam sobie w ostatnich latach
żadnej gry, o której mógłbym coś takiego powiedzieć.


Byłem kiedyś w takim miejscu. Do FF XII podchodziłem 3 razy zanim grę przeszedłem. Za pierwszym podejściem odpadłem po jakichś 15-20h, nie mogłem zdzierżyć "głównego" bohatera, za drugim mniej więcej po 40h przez roztargnienie skasowałem wszystkie savy z karty pamięci do PS2. Udało się dopiero za 3 razem i jestem bardzo zadowolony, bo gra naprawdę rozwija skrzydła w drugiej połowie. Inna sprawa, że to i tak nie jest najlepszy FF, ale na bezrybiu... A FF XIII... Odpadłem po prawie 30 h i już chyba nie wrócę (jako wielki fan całej serii grałem chyba z poczucia obowiązku). Żal dupę ściska, jak można było świetną serię tak dokumentnie spieprzyć.

Dnia 17.06.2015 o 12:05, Ring5 napisał:

Wiesz, gdyby było jak w Falloutach, że rzeczywiście można się obyć bez walki, to chętnie
bym dał jej kolejną szansę. Ale tu jest to po prostu konieczne, bardzo rzadko jest możliwość
całkowitego ominięcia przeciwników bez wdawania się w szamotaninę, a ta z kolei rzadko
idzie po naszej myśli. I nie zawsze dzieje się tak z naszej winy.


Może coś w tym jest, ale dla mnie pewna nieprzewidywalność przeciwników tylko dodawała uroku tej grze. Usłyszeć krzyk clikersa za plecami to naprawdę paskudne doświadczenie ;)

Żeby nie było. Bardzo lubię wyzwania, ale ja też nie lubię być oszukiwany przez gry. Są pozycje, które po prostu rzucałem lub zmniejszałem poziom trudności, bo uznawałem, że męczenie się nie ma najmniejszego sensu np. granie na najwyższym poziomie trudności w DA:I na konsoli to istna droga przez mękę - konieczność ciągłego mikro zarządzania całą drużyną za pomocą pada bez dobrej kamery taktycznej... Takiemu wariactwu mówię stanowcze nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 17.06.2015 o 13:45, Lex napisał:

Przeciwnicy w grze mają ustalone ścieżki "patrolowania" w dosyć luźny sposób


Zauważyłem. Ale miałem już do czynienia z sytuacją, w której Clickers wyhaczył mnie, gdy kucałem jakieś 10 metrów od niego. Bez ruchu. To prawdopodobnie bug, bo raczej takie rzeczy się nie zdarzają, ale to właśnie takie bugi mnie zniechęcają do tej gry :(

Dnia 17.06.2015 o 13:45, Lex napisał:

Widocznie przeciwnik usłyszał Twoje kroki tuż przed złapaniem.


I o ile jestem w stanie zrozumieć fakt, że nie mogę po cichu zdjąć gościa, jeśli zobaczył mnie któryś z jego kolegów, o tyle w sytuacji, gdy to ostatni przeciwnik w rejonie (a przynajmniej w najbliższej okolicy), nawet jeśli usłyszy moje kroki, powinienem móc go zdjąć po cichu, szczególnie, jeśli kawałeczek go "podprowadzę".

Dnia 17.06.2015 o 13:45, Lex napisał:

Poza rozdziałami w

Spoiler

Pittsburghu i miasteczkiem Davida pod koniec gry

nie zauważyłem
takiego problemu.


No ja właśnie miałem tak w tym pierwszym miejscu i trochę mnie to do szału doprowadzało... Poświęcam czas na ciche i skryte oczyszczenie pięterka, idę wyżej, skradam się do gościa i dostaję kulkę w plecy :/

Dnia 17.06.2015 o 13:45, Lex napisał:

Korzystasz z trybu nasłuchiwania?


Cały czas :)

Dnia 17.06.2015 o 13:45, Lex napisał:

Byłem kiedyś w takim miejscu.


No właśnie. Miałem podobnie z pierwszym KotORem. Trochę mnie zniechęcił fakt, że gra dość powoli się rozkręcała, więc na jakiś czas sobie odpuściłem. Ale tu już zaczynałem dwukrotnie, wprawdzie za drugim razem doszedłem dalej (

Spoiler

Pittsburgh

), ale nadal nie mogę się jakoś w to wkręcić.

No cóż, nie ma chyba co narzekać, trzeba się po prostu pogodzić z tym, że pewne gry nie są dla wszystkich. W przypadku TLoU nie mogę powiedzieć, że to zła gra, wprost przeciwnie, wygląda całkiem ciekawie, ale zawsze uważałem, że gry powinny przede wszystkim oferować dobrą zabawę, a nie być źródłem frustracji (a przynajmniej nie takiej frustracji, jak Bloodborne ;) ). Niestety, dla mnie TLoU takim źródłem frustracji właśnie jest :( Może kiedyś do niego wrócę, na razie lepiej się bawię oglądając po raz n-ty gameplay z nowego Battlefronta, niż grając w The Last of Us. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj ukończyłem The Last of Us i postanowiłem podzielić się moją opinią.
Nie ukrywam, że bardzo obawiałem się momentu, kiedy siądę do tej gry, głównie ze względu na fakt, że recenzenci i gracze niemal jednogłośnie ochrzcili ją arcydziełem. Powiem więcej, byłem niemal pewny, że od tego domniemanego arcydzieła odbiję się łukiem. Często mam tak, że siadam do gry, która zbiera bardzo wysokie noty, a grając w nią zastanawiam się, za co w ogóle je zebrała.
TloU widniało na mojej liście exów na PS3 do zaliczenia, dla których kupiłem tę konsolę w kwietniu tego roku.
Historię Joela i Ellie puściłem sobie na normalu. Wiedziałem, że w dużej mierze jest to skradanka, a ja - choć lubię ten rodzaj rozgrywki - słabo radzę sobie z takim podejściem i zwykle powtarzam skradankowe lokacje w grach po 10x. Nie zamierzałem się więc katować, bo przy moim poziomie growego lamerstwa spodziewałem się, że i na normalu będę ginął na potęgę. Wcale się zbytnio nie pomyliłem i to nie ze względu na poziom trudności ale fakt, że dokładałem wszelkich starań by gra jak najrzadziej zmieniała się w strzelankę. Dlatego gdy tylko wiedziałem, iż za chwilę zostanę wykryty, od razu wczytywałem autozapis. Po prostu styl gry oparty o strzelanie totalnie nie pasował mi do klimatu tej produkcji. Z czasem nauczyłem się przechodzić niektóre plansze bez konieczności powtarzania, a czasem wczytywałem jedną wiele razy. Niestety TloU ma sporą podatność na zmienianie się w typowego TPSa. OK, pomijam momenty, gdy trzeba strzelać, bo gra tego wymaga, ale czasem mam wrażenie, że dzieje się to zbyt często. Tak czy inaczej, od początku do końca wolałem unikać otwartej wymiany ognia, chyba, że już totalnie się zirytowałem i postanowiłem wszystkich wystrzelać. To połączone z eksploracją i częstym wczytywaniem sprawiło, że ukończenie gry zajęło mi 18h.
Co więcej, gdy przechodziłem ostatnie minuty lata, byłem już tym skradankowo-strzelankowym gameplayem nieco zmęczony. Dobrze, że potem gra zaserwowała mi spory segment eksploracyjno-narracyjny. Niemniej, to uczucie znużenia gameplayem powróciło pod koniec rozgrywki, gdy już szczerze nie chciało mi się ani skradać ani strzelać, a po prostu......pochodzić.
Dokładnie. Rzekłbym nawet, że TloU jest najlepsze wtedy, gdy nie trzeba ani się skradać ani strzelać, a gra przybiera kształt spokojnego symulatora chodzenia. Choć tutaj również jest pewien zgrzyt, bo szukanie składników do craftingu stało się dla mnie w pewnym momencie taką normą, że zaczęło nużyć. Niemniej, spacerowy aspekt The Last of Us to ogromny plus, ale o tym wspominali już wszyscy.
Powrócę jeszcze na chwilę do mojej tezy, że gra lubi zmieniać się w strzelankę. Były nawet momenty gdy robiła to dość perfidnie. Przykład? Moment gdy gramy Joelem i idziemy ratować Ellie, która zemdlała po próbie zabrania klucza oprychowi. Przede mną otwarty kontener, którym dostanę się dalej a nad nim stoi koleś, który zauważy mnie przy próbie podejścia. Rzucam więc cegłę, obserwator odwraca się w jej stronę, ja schylony wchodzę do konteneru, a w tym momencie wprost na mnie idzie dwóch kolesi. I tak za każdym razem, tak jakby wejście do kontenera aktywowało ich skrypt. Nie walczyłem, po prostu pobiegłem na chama.
O zaletach tej gry powiedziano wiele, więc nie będę nad tym się rozwodził. Klimat, bohaterowie, dialogi, oprawa a/v, fabuła. Choć ta ostatnia, mimo iż idealna, bardzo dojrzała i opowiedziana świetnie, operuje już pewnymi obecnymi w popkulturze od jakiegoś czasu kliszami, które nie będą obce np. dla fanów The Walking Dead.
Gdybym miał wystawić The Last of Us ocenę byłaby to solidna 9,5/10. Pomijam moje irytacje i frustracje, które na pewno rzutowały na przyjemność płynącą z rozgrywki, ale też wiem, że w większości przypadków była to po prostu moja skradankowa nieudolność.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

/ciach/
Zapomniałem opisać jeszcze jeden dziwny skradankowy defekt The Last of Us.
Poziom w sklepie,

Spoiler

zaraz po uderzeniu w niego naszego samochodu

. Szybko zrobiłem sekwencję QTE by załatwić atakujących mnie oprychów, w tym tego, który próbował nabić mnie na szybę. Momentalnie rozpętała się strzelanina, a w moją stronę zmierzało wielu przeciwników. Zginąłem, jednak po wczytaniu zapisu siedziałem sobie za osłoną, a wrogowie mnie szukali. Strzelanina, która wcześniej była elementem obowiązkowym, po załadowaniu zapisu zmieniła się w sekwencję skradankową....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować