Zaloguj się, aby obserwować  
Gram.pl

Prawne gierki: wojna o własność intelektualną

13 postów w tym temacie

A już myślałem, że zapomnieliście o rozwijaniu tematu. Bardzo dobrze, że się jednak artykuł pojawił. Miła odskocznia od codzienności.. chociaż nie, zaraz!.. przecież ja się zajmuję prawem na co dzień.. Cholera po co ja to czytałem. ;D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Szkoda,że całość tekstu ma się nijak do pierwszych dwóch zdań, które stanowią wstęp- wcale nie traktuje on o obecnej regulacji dotyczącej własności intelektualnej, bo po przeczytaniu tekstu nie dowiadujemy się niczego nowego, jest to stracone 5 minut. Artykuł będący zlepkiem jakiś nierozwiniętych myśli (Autora i przedstawicieli nauki), powybieranych artykułów z ustawy przypomina pracę referatową licaelisty zrobioną na kolanie między oglądaniem YCD a pisaniem na gadu. Szkoda, że odbiega poziomem od poprzedniego tekstu "prawnych gierek".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 09.02.2012 o 18:09, Essau napisał:

Szkoda,że całość tekstu ma się nijak do pierwszych dwóch zdań, które stanowią wstęp-
wcale nie traktuje on o obecnej regulacji dotyczącej własności intelektualnej, bo po
przeczytaniu tekstu nie dowiadujemy się niczego nowego, jest to stracone 5 minut. Artykuł
będący zlepkiem jakiś nierozwiniętych myśli (Autora i przedstawicieli nauki), powybieranych
artykułów z ustawy przypomina pracę referatową licaelisty zrobioną na kolanie między
oglądaniem YCD a pisaniem na gadu. Szkoda, że odbiega poziomem od poprzedniego tekstu
"prawnych gierek".


Ubiegłotygodniowa publikacja była zamkniętą całością, z kolei ta stanowi pewnego rodzaju wprowadzenie. Spróbuj proszę potraktować ją jako pierwszy odcinek serialu: rozgrzebaliśmy pewne zagadnienia, nakreśliliśmy wątki - w kolejnych artykułach postaram się je doprecyzować i rozwinąć.

Jestem również ciekawy, jakiego typu problematyka powinna Waszym zdaniem zostać poruszona w pierwszej kolejności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

swoją drogą, jakie następstwa ma nieważność eula gdy nie jest ona zgodna z prawem (a pod to zdaje się łapie niemożność skopiowania nośnika w celu otrzymania kopii bezpieczeństwa)? Mogę ściągać cracki by nie musieć trzymać płyty w napędzie i robić z programem co chcę, bo licencja mnie przestała obowiązywać, czy wręcz przeciwnie, informatyczne nośniki danych powinienem zapakować w foliowy worek i przekazać odpowiednim organom, bo licencja jest nieważna, niezgodna z prawem i nie mogę z tego korzystać?
I jak już ruszyłem te cracki, choć to pewno będzie w którymś z następnych odcinków (a jeśli nie było planowane, to jest to sugestia o czym można napisać) - czemu muszę się ukrywać z nimi jak jakiś złodziej, choć to taka sama ingerencja w cudze dzieło jak zmiana tekstur czy modding? Czy dlatego ze noże, podobnie jak cracki, mogą być wykorzystane w celach przestępczych, powinny zosta zdelegalizowane a ich uzytkownicy powinni sie z tym kryc? ._.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 09.02.2012 o 18:27, Spayki napisał:

Jestem również ciekawy, jakiego typu problematyka powinna Waszym zdaniem zostać poruszona
w pierwszej kolejności.


Ja z chęcią przeczytałbym o tym co właściwie znajduje się w EULA. Jak wiadomo, praktycznie nikt tego nie czyta, nierzadko umowy zostają w języku angielskim, co może stanowić barierę w odbiorze. W gruncie rzeczy interesują mnie te wszystkie prawne niejasności, które się tam mnożą. Oczywiście nie jestem prawnikiem i są to jedynie zasłyszane opinie, ale czasem czyta się o tym, że zgadzamy się na warunki nie do końca zgodne z naszym prawem. Mam tu na mysli różne kontrowersyjne pomysły jak np. nie wolno oddać producenta do sądu, jeśli (i tutaj szczegółów sprawy nie pamiętam, ale wiem, ze SONY wyskoczyło z takim pomysłem). Więc jak to jest? Na co się zgadzam, do czego zobowiązuję, czy wszystko co tam się znajduje jest egzekwowane w każdym kraju tak samo?
Dodatkowo (chociaz myślę, ze to raczej krótki tekst by wyszedł) wspomniane już cracki. Czy jeśli zakupię oryginalnego asasyna ale serwery Ubisoftu padną to ściągnięcie cracka będzie złamaniem prawa? A jeśli nie chcę wkładać płyty do napędu w jakiejkolwiek grze singlowej (mam tu na myśli sytuację gry bez podłaczenia do internetu) i ściągnę poprawiony .exe to przestępstwo? No i najciekawsza sprawa (o tyle, że już nie hipotetyczna, lecz faktycznie mnie dotycząca). Czy jesli zgubię płytę z oprogramowaniem (w tym przypadku Windows XP) i paragon, ale nadal mam oryginalny klucz... mam prawo ściągnąć z sieci wersję programu, nawet jeśli nie jestem w stanie potwierdzić zakupu oryginału? Samo posiadanie stałego klucza jest wystarczającym dowodem?

Masa znaków zapytania, ale mam nadzieję, że są to dobre tematy na kolejny tekst. Świetnie się to czyta, tak trzymaj :)

Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 09.02.2012 o 19:49, Gorthak napisał:

Ja z chęcią przeczytałbym o tym co właściwie znajduje się w EULA. Jak wiadomo, praktycznie
nikt tego nie czyta, nierzadko umowy zostają w języku angielskim, co może stanowić barierę
w odbiorze. W gruncie rzeczy interesują mnie te wszystkie prawne niejasności, które się
tam mnożą. Oczywiście nie jestem prawnikiem i są to jedynie zasłyszane opinie, ale czasem
czyta się o tym, że zgadzamy się na warunki nie do końca zgodne z naszym prawem. Mam
tu na mysli różne kontrowersyjne pomysły jak np. nie wolno oddać producenta do sądu,
jeśli (i tutaj szczegółów sprawy nie pamiętam, ale wiem, ze SONY wyskoczyło z takim pomysłem).
Więc jak to jest? Na co się zgadzam, do czego zobowiązuję, czy wszystko co tam się znajduje
jest egzekwowane w każdym kraju tak samo?
Dodatkowo (chociaz myślę, ze to raczej krótki tekst by wyszedł) wspomniane już cracki.
Czy jeśli zakupię oryginalnego asasyna ale serwery Ubisoftu padną to ściągnięcie cracka
będzie złamaniem prawa? A jeśli nie chcę wkładać płyty do napędu w jakiejkolwiek grze
singlowej (mam tu na myśli sytuację gry bez podłaczenia do internetu) i ściągnę poprawiony
.exe to przestępstwo? No i najciekawsza sprawa (o tyle, że już nie hipotetyczna, lecz
faktycznie mnie dotycząca). Czy jesli zgubię płytę z oprogramowaniem (w tym przypadku
Windows XP) i paragon, ale nadal mam oryginalny klucz... mam prawo ściągnąć z sieci wersję
programu, nawet jeśli nie jestem w stanie potwierdzić zakupu oryginału? Samo posiadanie
stałego klucza jest wystarczającym dowodem?

Masa znaków zapytania, ale mam nadzieję, że są to dobre tematy na kolejny tekst. Świetnie
się to czyta, tak trzymaj :)

Pozdrawiam


Ciekawe i warte wyjaśnienia (choć już teraz muszę podkreślić, że nie we wszystkich przypadkach będzie to w pełni możliwe - w takich sytuacjach będę się starał przedstawić ewentualne możliwości w interpretacji). Już teraz mogę zdradzić, że w przyszłym tygodniu skupię się na DRM-ach ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Szkoda, ze nie przeczytałem poprzedniego tematu w odpowiednim czasie, ale wracajac do tego...
Laik, jak laik. Moze kolejne czesci rozwieja moje watpliwosci. Jednak moje aktualne watpliwosci dot prawa i jego stanowienia:

Już XIX-wieczni przedstawiciele europejskiej doktryny prawnoautorskiej podkreślali, iż charakter dzieła ma doniosły wpływ na rozwój ludzkości...

Hmm, przeciwstawiając...
http://www.rp.pl/artykul/9158,797332.html

Prawa autorskie to wymysł cenzorów! W XVI-wiecznej Anglii autorzy nie byli zagrożeni przez pojawienie się prasy drukarskiej (pierwszej na świecie maszyny kopiującej). Wręcz przeciwnie. Była to dla nich wielka szansa na dotarcie ze swoimi dziełami do szerszej grupy odbiorców. To było zagrożenie dla rządu. Nowa technologia ułatwiała rozpowszechnianie dzieł "wywrotowych". Podobnie jak dziś Internet. Utworzono więc cech prywatnych cenzorów Londyńskie Zrzeszenie Sprzedawców Papieru. W zamian za kontrolowanie tego, co było drukowane, zrzeszenie otrzymało przywilej sprzedaży wszystkich druków i konfiskaty wydanych bez pozwolenia. Gdy rząd złagodził cenzurę, członkowie zrzeszenia ukuli teorię, że autorów nie stać na rozpowszechnianie ich dzieł, więc powinni móc sprzedawać swoje prawa tym, którzy będą ich chronić! Pewnie dlatego dziś argumenty obrońców ACTA tak bardzo przypominają mowę... cenzorów.

Doktryner, czy nie. Pytanie jak daleko się posunie. W zasadzie juz samo słowo doktryner jest pejoratywne.

Jego rozmyślania znalazły swoje odzwierciedlenie w ówczesnych ustawach dotyczących przynależnych twórcom praw, a zatem decyzji o miejscu, czasie i sposobie upublicznienia, opracowania oraz przekładu dzieła.

Oświadczenie The Pirate Bay w sprawie SOPA - wiec temat pokrewny... nawet bardzo...
http://4wladza.nowyekran.pl/post/49027,oswiadczenie-the-pirate-bay-w-sprawie-sopa
(nie mowie, aby nie chronić wlasnosci intelektualnej, ale chcialbym aby to mialo rece i nogi).

"Ponad sto lat temu Thomas Edison otrzymał patent na urządzenie, które „zrobi dla oka, to co dla ucha robi fonograf „. Nazwał to Kinetoskopem. Był nie tylko jedną z pierwszych osób, które nagrały film, był także pierwszym właścicielem praw autorskich do filmów.

Ze względu na jego patenty było kręcenie filmów w tamtych czasach było finansowo niemożliwe. Dlatego studia filmowe przeniosły się do Kalifornii i założyły coś co dzisiaj nazywamy Hollywood. Dzięki innym prawom na zachodzie USA studia filmowe nie musiały się martwić o patenty Edisona.
Nie było też innych praw autorskich więc studia filmowe mogły skopiować stare pomysły i nagrać na ich podstawie filmy – przykładem jest Fantasta – jeden z największych hitów Disneya."

Przewidziano jednak szereg wyjątków od tej reguły, czego odzwierciedlenie odnajdujemy w definicji dozwolonego użytku. Mówiąc najogólniej - jest to nieodpłatna eksploatacja utworu w pewnym ograniczonym zakresie, przysługująca osobom nieposiadającym praw autorskich ani wydanych przez odpowiedni organ uprawnień.
Mam to rozumieć jako negatywne, czy pozytywne odstąpienie od reguł?
Prawo mamy stare i złe. To jest fakt.

"Pomimo nasilających się wraz z upowszechnieniem Internetu głosów dezaprobaty dla dozwolonego użytku (wyrażanej głównie przez środowiska artystyczne)"
Trudno sie temu dziwić...

Jednak przekładajac to na ogół (znowu dr. Gwiazdowski)
"Z ekonomicznego punktu widzenia nie można przecież mówić o "stratach dla gospodarki", bo pieniądze niewydane na jeden rodzaj dóbr są przeznaczane na coś innego. Jeśli ktoś nielegalnie skopiuje jakiś program, a wyda więcej na piwo, to gospodarka nie traci, a producenci piwa i budżet (z uwagi na podatek akcyzowy pobierany od piwa, a nie od programów komputerowych) nawet zyskują."

Więc dalej pytanie... jak chronić prawo i jak daleko się posowac, aby chronic ta własnosc.

"nie sposób nie docenić społecznej misji przyświecającej ustawodawcy".
Widząc SOPA, PIPA, ACTA. Czytajac Rothbarda i przytaczajac wpisy dr.Gwiazdowskiego odbieram to po czesci jako grobowy żart.

http://blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=1097
"Daleki jestem od histerii, ale wiem, że jak się prawa – stanowionego przez polityków – używa jako instrumentu szczegółowej regulacji różnych sfer życia, to w konsekwencji mamy inflację prawa i zwiększenie uprawnień urzędników. Pan Bóg potrzebował raptem dwóch tablic do urządzenia świata dla ludzi. I zapewniam Pana Redaktora, że proste przestrzeganie tylko dwóch z jego dziesięciu przykazań wystarczyłoby do „unormowania” sytuacji w Internecie.

Zgadzam się natomiast z twierdzeniem, że „internetowa twórczość (…) będzie poddawana jakiejś regulacji, zapewne przy ożywionych sporach i sprzeciwach. To się będzie rodziło w bólach, których nie umiemy sobie wyobrazić…” Owszem. Odkąd John Locke napisał, ze ludzie rodzą się wolni, pojawili się tacy, których to „uwierało”. I walczą z wolnością pod szyldem równości, sprawiedliwości, własności, albo nawet samej wolności tylko takiej „lepszej”, „prawdziwej”."

"Nawiązując po raz wtóry do XIX-wiecznego piśmiennictwa warto nadmienić, iż utwór - niezależnie czy mówimy tutaj o książce, obrazie bądź produkcji audiowizualnej - jest niejako wspólnym dziełem ludzkości, następstwem osiągnięć cywilizacyjnych kolejnych pokoleń. Za włożony w jego wykonanie trud twórca otrzymuje należną zapłatę, natomiast jego interesy są chronione przez monopol artystyczny."

Jak monopole działają, chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Teraz powstaje pytanie, czy jak mamy muzyka który przez 30lat nic ciekawego nie wydolił. Ma dalej pobierać opłatę za wykorzystanie swoich utworów? Jak długo chronić określone patenty itd. I ile w ogole należy za to bulić?

Generalnie ŁŁ rozpisuje się mniej wiecej o co mi biega...
http://lazacylazarz.nowyekran.pl/post/50034,holdys-gamoniu-od-dzis-plac-tantiemy-internautom
(JKM tez wypowiadał sie na temat dlugosci ochrony patentow)

"Zagwarantowanie obywatelom szerokiego wglądu w dorobek ludzkości leży w ogólnonarodowym interesie, gdyż właśnie w ten sposób kształtuje się jego tożsamość. Trudno wyobrazić sobie przeprowadzenie długofalowych analiz czy stworzenie pracy naukowej lub badawczej bez korzystania z dobrodziejstw tej instytucji."
Teraz powstaje pytanie jak pogodzić te interesy. A to prosta sprawa zdecydowanie nie jest. Nasza ekipa rzadzaca wiedza o ACTA tylko to udowodniła. A nawet mozna powiedzieć, ze sie w pewnym sensie prawo do tego nie nadaje (chyba nawet Rothbard gdzies o tym pisał).

Co warte podkreślenia - dozwolony użytek (szczególnie w formie prywatnej, której wyraz stanowi art. 23 PrAut) w polskim ustawodawstwie przyjął bardzo liberalną, korzystną dla odbiorców formę. Poruszanie się w jego granicach uwarunkowane jest spełnieniem zaledwie trzech przesłanek: wcześniejszego rozpowszechniania utworu przez uprawiony organ, korzystania wyłącznie w gronie osób pozostających w "związku osobistym" oraz nieczerpanie z niego korzyści majątkowych. Proste, a zapewnia naprawdę szerokie możliwości.

DRM? OEM? Jakby przenieśc na polityke wydawcow. sprzedac, nei. Pozyczyc nei. Bo strata finansowa! Ot natura monopolisty. Wszystko złe, bo w excelu sie nie zgadza. Wydawcy i tak swoje.

"Na płaszczyźnie funkcyjnej dozwolony użytek w odniesieniu do oprogramowania został jednak nie tyle wyłączony, co zastąpiony przez wyliczenie przysługujących użytkownikowi uprawnień. Art. 75 ust. 2 PrAut zezwala na wykonanie jednostkowego zwielokrotnienia legalnie nabytego egzemplarza, jeżeli niezbędne jest to do zgodnej z przeznaczeniem eksploatacji (choćby w celu ochrony trwałości oryginału). W odróżnieniu od ogólnej regulacji dotyczącej użytku osobistego, mowa tutaj o pojedynczej kopii, z wyraźnym podkreśleniem jej zapasowego charakteru - stworzonej na wypadek utraty lub uszkodzenia nośnika. W odniesieniu do programów komputerowych rozpowszechnianych drogą dystrybucji elektronicznej, dopuszcza się z kolei zapis pliku na wybranym nośniku (płyta, dysk, pendrive etc.)."
Dziury prawne. Choc czytajac dalej bedzie to rozwiniete, to sie przestane tutaj rozbiajać. Czemu w ogole program ma byc inaczej chroniony od muzyki, filmu, ksiazki - nawet elektroniczne?

"O ile w przypadku wykorzystania prywatnego ujęcie zagadnienia w ten właśnie sposób budzi pewne wątpliwości, o tyle w pełni uzasadnione zdaje się być ono w odniesieniu do komercyjnej eksploatacji."
"Zdaje się" może być tutaj kluczowe.

"Takie rozwiązanie zapobiega korzystaniu z jednostkowej licencji przez - przykładowo - wszystkich pracowników dużego przedsiębiorstwa, co de facto wiązałoby się z osiąganiem korzyści majątkowych (bezpośrednich czy pośrednich - na tym etapie to bez znaczenia) przez niewyposażone do tego podmioty.
W drugą stronę korzysci też są nieprawdaż? ;) Jeżeli mamy chorą licencję i chore normy prawne, to komuś jest to na rękę? Zapis, ze mozna soft mieć na jednym kompie i tylko na nim? Czy jest to mądre i kogo interes to chroni mozna polemizować. Ale to tylko udowania, ze jeżeli ma to regulować prawo to jest duży problem. Licencje idą swoja wlasna droga. Co widać.

"Właśnie w tym celu do życia powołane zostały organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi (m.in. Stowarzyszenie Autorów "ZAiKS") - to one, zgodnie z pierwotnym zamysłem, powinny stać na straży interesów środowisk artystycznych i wykrywać przypadków nieautoryzowanego czerpania korzyści majątkowych z twórczości."
No i swietnie sobie radzą. Teraz pytanie z drugiej strony... kto stoi po stronie szarego usera? :)
Oj, bo chyba cięzko z tym. Takie buble jak ACTA itd tylko to udowadniają. Ludzie musza ostro tupać, zeby byli zauważeni. I nawet cudowny ustawodawca ma to głęboko gdzieś - nawet sie z tym nie kryje.

"Klasycznym przejawem rozróżnienia prywatnej oraz komercyjnej formy użytku jest wprowadzone wiele lat temu przez przemysł filmowy podwójne licencjonowanie. Egzemplarze płyt DVD czy Blu-ray (a wcześniej kaset wideo) przeznaczone do domowego wykorzystania są z reguły tańsze od ich odpowiedników stworzonych (choć raczej należałoby użyć określenia "oznaczonych") z myślą o wypożyczalniach. Podobnie ma się sprawa z systemami operacyjnymi i aplikacjami komputerowymi."
Prawda jest taka, ze i tak ten na koncu za wszystko buli ;) W koncu firma musi miec zysk. Wiec dalej zostaje pogodzenie interesu wszystkich. Czy da się to zrobic prawnie? Rózne cuda wianki się odbywały i jest co całkiem watpliwe.

"W zakresie gier tego typu regulacje na gruncie polskim nie występują. Utartą od lat dziewięćdziesiątych praktyką jest udzielanie przez dystrybutorów pisemnych upoważnień do wykorzystania na wskazanych warunkach określonej liczby kopii poszczególnych tytułów (przykładowo w kafejkach internetowych czy przy okazji organizowania imprez e-sportowych).:
Czyli da się bez prawa?! Ale jak to?!

"To bez wątpienia poważna luka, natomiast doraźnym rozwiązaniem w tej sytuacji są właśnie indywidualnie zawierane umowy i jednostronne czynności prawne w postaci udzielania pozwoleń (nawet nieodpłatnie) przez uprawnione do tego podmioty. Właśnie niedopełnienie tych, na pozór prostych, formalności doprowadziło do zamknięcia padbaru. Cóż, ignorantia iuris nocet."
Jako zwolennik prostych reguł gry. Zapytam się poprostu, czy nie dało by się prościej stanowić prawa. Bo chyba jednak dałoby się. Generalnie jest trochę wiecej stron jak tylko tworzacy "własnośc intelektualną".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Niesamowicie ciekawy tekst. Czekam na kolejne (co do tematów, to akurat przedmówcy już napisali, co by było ciekawe, i mi pozostaje się jedynie przyłączyć).

Natomiast pytanie co do EULA na szybko. Załóżmy, że taka umowa zawiera jeden, jedyny zapis, który nie jest zgodny z obowiązującym prawem (na razie abstrahując od tego, co na jakim terytorium obowiązuje, to inna kwestia). Czy oznacza to, że tylko ten jeden punkt przestaje mnie, jako kupującego, obowiązywać, czy też przestaje obowiązywać cała EULA?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

Hmm, przeciwstawiając...
http://www.rp.pl/artykul/9158,797332.html

Prawa autorskie to wymysł cenzorów! W XVI-wiecznej Anglii autorzy nie byli zagrożeni
przez pojawienie się prasy drukarskiej (pierwszej na świecie maszyny kopiującej). Wręcz
przeciwnie. Była to dla nich wielka szansa na dotarcie ze swoimi dziełami do szerszej
grupy odbiorców. To było zagrożenie dla rządu. Nowa technologia ułatwiała rozpowszechnianie
dzieł "wywrotowych". Podobnie jak dziś Internet. Utworzono więc cech prywatnych cenzorów
Londyńskie Zrzeszenie Sprzedawców Papieru. W zamian za kontrolowanie tego, co było drukowane,
zrzeszenie otrzymało przywilej sprzedaży wszystkich druków i konfiskaty wydanych bez
pozwolenia. Gdy rząd złagodził cenzurę, członkowie zrzeszenia ukuli teorię, że autorów
nie stać na rozpowszechnianie ich dzieł, więc powinni móc sprzedawać swoje prawa tym,
którzy będą ich chronić! Pewnie dlatego dziś argumenty obrońców ACTA tak bardzo przypominają
mowę... cenzorów.



Czekaj, żebyśmy się dobrze zrozumieli: ja nigdzie nie piszę, że prawo autorskie to XIX-wieczny wymysł (spokojnie sięga ono starożytnego Rzymu). Zwracam jedynie uwagę na pewien wyraźny w tamtym okresie nurt.

Co do zacytowanego fragmentu: nie zgadzam się z autorem. Owszem, prawo autorskie choćby w carskiej Rosji "stało na straży" cenzury, ale ogólne sprowadzanie go do tej roli, to moim zdaniem nieporozumienie.
Swego czasu (na potrzeby pracy magisterskiej) analizowałem krok po kroku kolejne etapy rozwoju prawa autorskiego (głównie w kontekście dozwolonego użytku prywatnego): od początku chodziło o to samo - ochronę własności intelektualnej i zapewnienie uczciwego wynagrodzenia za pracę.

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

Jego rozmyślania znalazły swoje odzwierciedlenie w ówczesnych ustawach dotyczących
przynależnych twórcom praw, a zatem decyzji o miejscu, czasie i sposobie upublicznienia,
opracowania oraz przekładu dzieła.


Oświadczenie The Pirate Bay w sprawie SOPA - wiec temat pokrewny... nawet bardzo...
http://4wladza.nowyekran.pl/post/49027,oswiadczenie-the-pirate-bay-w-sprawie-sopa
(nie mowie, aby nie chronić wlasnosci intelektualnej, ale chcialbym aby to mialo rece
i nogi).


Ewentualną dyskusję na temat ACT-y (SOP-y i PIP-y również) proponuję przenieść tutaj: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=73992 bądź tu: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=52910&u=1240. Szkoda byłoby powtarzać to, co już zostalo napisane.

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

Przewidziano jednak szereg wyjątków od tej reguły, czego odzwierciedlenie odnajdujemy
w definicji dozwolonego użytku. Mówiąc najogólniej - jest to nieodpłatna eksploatacja
utworu w pewnym ograniczonym zakresie, przysługująca osobom nieposiadającym praw autorskich
ani wydanych przez odpowiedni organ uprawnień.

Mam to rozumieć jako negatywne, czy pozytywne odstąpienie od reguł?


Jest to wyłom w monopolu twórców, więc z punktu widzenia odbiorcy dozwolony użytek to korzystna instytucja.

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

Prawo mamy stare i złe. To jest fakt.


To prawda, ale akurat dozwolony użytek w naszym kraju - tak jak zresztą pisałem - traktowany jest bardzo liberalnie. Swego czasu prowadziliśmy na forum żarliwą dyskusję dotyczącą tego zagadnienia: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=943&u=9938

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

"Pomimo nasilających się wraz z upowszechnieniem Internetu głosów dezaprobaty dla
dozwolonego użytku (wyrażanej głównie przez środowiska artystyczne)"

Trudno sie temu dziwić...

Jednak przekładajac to na ogół (znowu dr. Gwiazdowski)
"Z ekonomicznego punktu widzenia nie można przecież mówić o "stratach dla gospodarki",
bo pieniądze niewydane na jeden rodzaj dóbr są przeznaczane na coś innego. Jeśli ktoś
nielegalnie skopiuje jakiś program, a wyda więcej na piwo, to gospodarka nie traci, a
producenci piwa i budżet (z uwagi na podatek akcyzowy pobierany od piwa, a nie od programów
komputerowych) nawet zyskują."


Celowo nie rozwijałem tego tematu. Nie chcę wchodzić w polemikę na temat tego, czy następstwem piractwa jest poprawa sprzedaży określonych utworów, czy też nie - to temat rzeka. Kolejny zresztą ;)

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

Więc dalej pytanie... jak chronić prawo i jak daleko się posowac, aby chronic ta własnosc.


Masz na myśli interesy twórców czy odbiorców?

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

"nie sposób nie docenić społecznej misji przyświecającej ustawodawcy".
Widząc SOPA, PIPA, ACTA. Czytajac Rothbarda i przytaczajac wpisy dr.Gwiazdowskiego odbieram
to po czesci jako grobowy żart.


Szczerze. Wyrazem tego jest choćby Konstytucja. To wątek pojawiający się bardzo często w literaturze (nie tylko polskiej, ciekawie na ten temat wypowiadał się m.in. Lawrence Lessig).

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

http://blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=1097
"Daleki jestem od histerii, ale wiem, że jak się prawa – stanowionego przez polityków
– używa jako instrumentu szczegółowej regulacji różnych sfer życia, to w konsekwencji
mamy inflację prawa i zwiększenie uprawnień urzędników. Pan Bóg potrzebował raptem dwóch
tablic do urządzenia świata dla ludzi. I zapewniam Pana Redaktora, że proste przestrzeganie
tylko dwóch z jego dziesięciu przykazań wystarczyłoby do „unormowania” sytuacji
w Internecie.

Zgadzam się natomiast z twierdzeniem, że „internetowa twórczość (…) będzie
poddawana jakiejś regulacji, zapewne przy ożywionych sporach i sprzeciwach. To się będzie
rodziło w bólach, których nie umiemy sobie wyobrazić…” Owszem. Odkąd John
Locke napisał, ze ludzie rodzą się wolni, pojawili się tacy, których to „uwierało”.
I walczą z wolnością pod szyldem równości, sprawiedliwości, własności, albo nawet samej
wolności tylko takiej „lepszej”, „prawdziwej”."

"Nawiązując po raz wtóry do XIX-wiecznego piśmiennictwa warto nadmienić, iż utwór
- niezależnie czy mówimy tutaj o książce, obrazie bądź produkcji audiowizualnej - jest
niejako wspólnym dziełem ludzkości, następstwem osiągnięć cywilizacyjnych kolejnych pokoleń.
Za włożony w jego wykonanie trud twórca otrzymuje należną zapłatę, natomiast jego interesy
są chronione przez monopol artystyczny."


Jak monopole działają, chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. Teraz powstaje pytanie, czy
jak mamy muzyka który przez 30lat nic ciekawego nie wydolił. Ma dalej pobierać opłatę
za wykorzystanie swoich utworów? Jak długo chronić określone patenty itd. I ile w ogole
należy za to bulić?


Kolejna ważna kwestia, której nie da się zamknąć w dwóch zdaniach. Coraz częściej podnosi się, że przysługujące twórcom majątkowe prawa autorskie są rozciągnięte w czasie w sposób zupełnie nieuzasadniony. Tylko jak zatem narzucić sztywne ramy, aby nikt nie był pokrzywdzony? Ciężka sprawa. Osobiście jestem zwolennikiem rozszerzania domeny publicznej i - co nabiera szczególnego znaczenia w obliczu digitalizacji utworów - rozsądnego jej katalogowania.

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

Generalnie ŁŁ rozpisuje się mniej wiecej o co mi biega...
http://lazacylazarz.nowyekran.pl/post/50034,holdys-gamoniu-od-dzis-plac-tantiemy-internautom
(JKM tez wypowiadał sie na temat dlugosci ochrony patentow)

"Zagwarantowanie obywatelom szerokiego wglądu w dorobek ludzkości leży w ogólnonarodowym
interesie, gdyż właśnie w ten sposób kształtuje się jego tożsamość. Trudno wyobrazić
sobie przeprowadzenie długofalowych analiz czy stworzenie pracy naukowej lub badawczej
bez korzystania z dobrodziejstw tej instytucji."

Teraz powstaje pytanie jak pogodzić te interesy. A to prosta sprawa zdecydowanie nie
jest. Nasza ekipa rzadzaca wiedza o ACTA tylko to udowodniła.A nawet mozna powiedzieć,
ze sie w pewnym sensie prawo do tego nie nadaje (chyba nawet Rothbard gdzies o tym pisał).

Co warte podkreślenia - dozwolony użytek (szczególnie w formie prywatnej, której wyraz
stanowi art. 23 PrAut) w polskim ustawodawstwie przyjął bardzo liberalną, korzystną dla
odbiorców formę. Poruszanie się w jego granicach uwarunkowane jest spełnieniem zaledwie
trzech przesłanek: wcześniejszego rozpowszechniania utworu przez uprawiony organ, korzystania
wyłącznie w gronie osób pozostających w "związku osobistym" oraz nieczerpanie z niego
korzyści majątkowych. Proste, a zapewnia naprawdę szerokie możliwości.


DRM? OEM? Jakby przenieśc na polityke wydawcow. sprzedac, nei. Pozyczyc nei. Bo strata
finansowa! Ot natura monopolisty. Wszystko złe, bo w excelu sie nie zgadza. Wydawcy i
tak swoje.


Kolejny temat na długą dyskusję. Przyznam szerze, że - mając oczywiście na względzie kwestie regulacji prawnych - w moim odczuciu kluczowa staje się problematyka moralności poszczególnych podmiotów tworzących rynek, a więc twórców, wydawców (i ich organizacji) oraz odbiorców (klientów). Wszystko sprowadza się do tego, by wypracować płaszczyznę poruzmienia, status quo. Sęk w tym, że nie jest to proste zadanie.

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

"Na płaszczyźnie funkcyjnej dozwolony użytek w odniesieniu do oprogramowania został
jednak nie tyle wyłączony, co zastąpiony przez wyliczenie przysługujących użytkownikowi
uprawnień. Art. 75 ust. 2 PrAut zezwala na wykonanie jednostkowego zwielokrotnienia legalnie
nabytego egzemplarza, jeżeli niezbędne jest to do zgodnej z przeznaczeniem eksploatacji
(choćby w celu ochrony trwałości oryginału). W odróżnieniu od ogólnej regulacji dotyczącej
użytku osobistego, mowa tutaj o pojedynczej kopii, z wyraźnym podkreśleniem jej zapasowego
charakteru - stworzonej na wypadek utraty lub uszkodzenia nośnika. W odniesieniu do programów
komputerowych rozpowszechnianych drogą dystrybucji elektronicznej, dopuszcza się z kolei
zapis pliku na wybranym nośniku (płyta, dysk, pendrive etc.)."

Dziury prawne. Choc czytajac dalej bedzie to rozwiniete, to sie przestane tutaj rozbiajać.
Czemu w ogole program ma byc inaczej chroniony od muzyki, filmu, ksiazki - nawet elektroniczne?


System operacyjny czy aplikacja komputerowa to nie dzieło sztuki, przejaw kultury - dlatego nie łapie się pod "misję" dozwolonego użytku. To tak naprawdę narzędzie pracy. Problemem są gry - ta swoista hybrydowość, o której wspominałem utrudnia (czy wręcz uniemożliwia) ich zakwalifikowanie do jednej albo drugiej grupy.

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

"O ile w przypadku wykorzystania prywatnego ujęcie zagadnienia w ten właśnie sposób
budzi pewne wątpliwości, o tyle w pełni uzasadnione zdaje się być ono w odniesieniu do
komercyjnej eksploatacji."

"Zdaje się" może być tutaj kluczowe.


Użyte nieprzypadkowo ;)

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

"Takie rozwiązanie zapobiega korzystaniu z jednostkowej licencji przez - przykładowo
- wszystkich pracowników dużego przedsiębiorstwa, co de facto wiązałoby się z osiąganiem
korzyści majątkowych (bezpośrednich czy pośrednich - na tym etapie to bez znaczenia)
przez niewyposażone do tego podmioty.

W drugą stronę korzysci też są nieprawdaż? ;) Jeżeli mamy chorą licencję i chore normy
prawne, to komuś jest to na rękę? Zapis, ze mozna soft mieć na jednym kompie i tylko
na nim? Czy jest to mądre i kogo interes to chroni mozna polemizować. Ale to tylko udowania,
ze jeżeli ma to regulować prawo to jest duży problem. Licencje idą swoja wlasna droga.
Co widać.


Oprogramowanie=narzędzie. Tak to jest tłumaczone. W jeden młotek nie wyposażysz dziesięciu robotników.

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

"Właśnie w tym celu do życia powołane zostały organizacje zbiorowego zarządzania prawami
autorskimi (m.in. Stowarzyszenie Autorów "ZAiKS") - to one, zgodnie z pierwotnym zamysłem,
powinny stać na straży interesów środowisk artystycznych i wykrywać przypadków nieautoryzowanego
czerpania korzyści majątkowych z twórczości."

No i swietnie sobie radzą. Teraz pytanie z drugiej strony... kto stoi po stronie szarego
usera? :)


Powinno stać prawo. I uważam, że stoi. Przytoczę jeszcze raz, niczym mantrę: dozwolony użytek. A poza tym UOKiK, RPO, sądy - teortycznie mamy instytucje, do których mozemy się zwrócić. To jednak wymaga pewnego poświęcenia, a wielu ludziom się po prostu nie chce (albo nawet nie wiedzą, że mają takie możliwości).

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

Oj, bo chyba cięzko z tym. Takie buble jak ACTA itd tylko to udowadniają. Ludzie musza
ostro tupać, zeby byli zauważeni. I nawet cudowny ustawodawca ma to głęboko gdzieś -
nawet sie z tym nie kryje.


ACTA powraca jak bumerang. Zachęcam do dyskusji w podlinkowanym wyżej temacie ;)

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

"Klasycznym przejawem rozróżnienia prywatnej oraz komercyjnej formy użytku jest wprowadzone
wiele lat temu przez przemysł filmowy podwójne licencjonowanie. Egzemplarze płyt DVD
czy Blu-ray (a wcześniej kaset wideo) przeznaczone do domowego wykorzystania są z reguły
tańsze od ich odpowiedników stworzonych (choć raczej należałoby użyć określenia "oznaczonych")
z myślą o wypożyczalniach. Podobnie ma się sprawa z systemami operacyjnymi i aplikacjami
komputerowymi."

Prawda jest taka, ze i tak ten na koncu za wszystko buli ;) W koncu firma musi miec zysk.
Wiec dalej zostaje pogodzenie interesu wszystkich. Czy da się to zrobic prawnie? Rózne
cuda wianki się odbywały i jest co całkiem watpliwe.


Buli, to prawda. Ale za co nie bulimy? Wszystkie dobra kultury nie mogą być powszechnie dostępne za darmo. Tak się po prostu nie da. I nie uważam, że wszyscy powinniśmy do niego mieć do nich równy dostęp. Świat i ludzie nie są sobie równi - to prawo dżungli i ktokolwiek twierdzi inaczej jest zwykłym populistą. Nie stać mnie na lexusa, sąsiada stać - też mi równość.
A poza wszystkim nikt nas do sięgania po sztukę nie zmusza - dokonujemy świadomych wyborów.

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

"W zakresie gier tego typu regulacje na gruncie polskim nie występują. Utartą od lat
dziewięćdziesiątych praktyką jest udzielanie przez dystrybutorów pisemnych upoważnień
do wykorzystania na wskazanych warunkach określonej liczby kopii poszczególnych tytułów
(przykładowo w kafejkach internetowych czy przy okazji organizowania imprez e-sportowych).:

Czyli da się bez prawa?! Ale jak to?!


Nie "bez prawa". W ramach obowiązującego prawa, rzecz jasna. Kłania się swoboda umów :)

Dnia 09.02.2012 o 20:17, Zgreed66 napisał:

"To bez wątpienia poważna luka, natomiast doraźnym rozwiązaniem w tej sytuacji są
właśnie indywidualnie zawierane umowy i jednostronne czynności prawne w postaci udzielania
pozwoleń (nawet nieodpłatnie) przez uprawnione do tego podmioty. Właśnie niedopełnienie
tych, na pozór prostych, formalności doprowadziło do zamknięcia padbaru. Cóż, ignorantia
iuris nocet."

Jako zwolennik prostych reguł gry. Zapytam się poprostu, czy nie dało by się prościej
stanowić prawa. Bo chyba jednak dałoby się. Generalnie jest trochę wiecej stron jak tylko
tworzacy "własnośc intelektualną".


Wbrew pozorom ta gałąż prawa nie jest skomplikowana. Owszem, są pewne nieścisłości, luki i pola do nawet sprzecznej interpretacji. Natomiast przyglądając się zagadnieniu szerzej stwierdzam, że nie jest tak źle jak wielu stara się to przedstawić. Owszem, część regulacji jest przestarzała, natomiast spójrz na to, co dzieje się za oceanem - to dopiero wolna amerykanka korporacji wydawniczych ;)

Mam świadomość tego, że na większość z Twoich pytań nie udzieliłem wyczerpujących i satysfakcjonujących odpowiedzi. Prawda jest jednak taka, że niemal każde z nich mogłoby być spokojnie punktem wyjścia do dyskusji na temat poszczególnych aspektów ochrony własności intelektualnej i szerzej - wielopłasczyznowego zderzenia interesów dwóch grup społecznych. Może i na to przyjdzie czas :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Czekaj, żebyśmy się dobrze zrozumieli: ja nigdzie nie piszę, że prawo autorskie to XIX-wieczny
wymysł (spokojnie sięga ono starożytnego Rzymu). Zwracam jedynie uwagę na pewien wyraźny
w tamtym okresie nurt.

Tak samo ja ;) Tylko, że w druga strone, tak aby pokazać ,ze mozna przesadzic ;p

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Co do zacytowanego fragmentu: nie zgadzam się z autorem. Owszem, prawo autorskie choćby
w carskiej Rosji "stało na straży" cenzury, ale ogólne sprowadzanie go do tej
roli, to moim zdaniem nieporozumienie.

Dokładnie. Dlatego jest dalsza czesc posta ;) jednak dalej jest zagrozenie, ze rozwiazania moga zostac uzyte tak, a nie inaczej. Szczegolnie bardzo ostre (do czego innego w ogole ostre prawo?).

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Swego czasu (na potrzeby pracy magisterskiej) analizowałem krok po kroku kolejne etapy
rozwoju prawa autorskiego (głównie w kontekście dozwolonego użytku prywatnego): od początku
chodziło o to samo - ochronę własności intelektualnej i zapewnienie uczciwego wynagrodzenia
za pracę.

Tylko przykładow jest masa, że mozna przesadzić i na to chciałem wzrocic uwage ;)
Prawo ma swoje konsekwencje. Kolejna sprawa to "uczciwosc" wynagrodzenia... ale to inna bajka.

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Ewentualną dyskusję na temat ACT-y (SOP-y i PIP-y również) proponuję przenieść tutaj:
http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=73992 bądź tu: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=52910&u=1240.
Szkoda byłoby powtarzać to, co już zostalo napisane.


Szkoda byłoby, faktycznie. Dlatego proponuje przejsc do fragmentu w ktorym się podaje rozwiazania jak w normalny sposob ten smietnik unormować prawnie ^^.
A z tym to gorzej, po wszystkich stronach barykady. Niezaleznie od koloru i nazwy.
Pytanie, czy w ogole sie da. Osobiscie poddaje w watpliwosc.

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Jest to wyłom w monopolu twórców, więc z punktu widzenia odbiorcy dozwolony użytek to
korzystna instytucja.

Jednak monopol to monopol. Wyłom mozna probować załatać? Ot licencje, zmiany prawne -> Sopa...
i wracamy do pktu wyjscia ^^

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

To prawda, ale akurat dozwolony użytek w naszym kraju - tak jak zresztą pisałem - traktowany
jest bardzo liberalnie. Swego czasu prowadziliśmy na forum żarliwą dyskusję dotyczącą
tego zagadnienia: http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=943&u=9938

Dlatego zawsze mozna zadać pytanie na ile jest to złe rozwiązanie (jak jest, to co jest złe i jak mozna to poprawić). Tego w ogole nie widać. Osobiscie na aktualne narzekać sam, nie moge. Chroni tych co ma. Nie narzuca sie zbytnio. Są głosy odnosnie patentow, ze skomplikowane i przeszkadza to "małym". Na ile to prawda. Nie wiem. Samo pojęcie "własnosc intelekutalna" jest szeroka, bardzo. Mi tylko zaczyna uwierać widzimisie wydawcy.

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Celowo nie rozwijałem tego tematu. Nie chcę wchodzić w polemikę na temat tego, czy następstwem
piractwa jest poprawa sprzedaży określonych utworów, czy też nie - to temat rzeka. Kolejny
zresztą ;)

Co tylko potwierdza, że problem jest bardzo głęboki ;)
Osobiście z własnego zycia. Znam przyklad, ze działa. Koleś z liceum z innymi facetami założył blogspota.
Na poczatku umieszczali tam faktycznie pirackie treści. W pewnym momencie serwis byl tak popularny.
Że małe zespoly garażowe. Zaczeły pisać, do nich z prosbami o umieszczenie ich materiałów (dema, albumy) itd.
Kiedys to mało tego było. Jak ostatnio szukalem tego serwisu (przeniesli na wlasna domene) i cała kupa materiałów ma wpisik "by band request". I to zespoly z calego swiata, a to USA, a to Szkocja, Węgry, Niemcy, Australia. z Polski tez. Az sie przerazilem ;p Wiec jakos musi to działać. (już pomijam to, ze nigdy takich zespolow na oczy nei widzialem - i pewnie nie zobaczylbym :D)
Ale to tak na boku.

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Masz na myśli interesy twórców czy odbiorców?

No własnie cała bajka polega na tym, ze obie. Aaa zagiąlem, co? xD
Coś na wzór Jobsa i jego itunes, steam itd. Wysoka jakosc pogodzona z dobra oferta, ni? ;p

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Szczerze. Wyrazem tego jest choćby Konstytucja. To wątek pojawiający się bardzo często
w literaturze (nie tylko polskiej, ciekawie na ten temat wypowiadał się m.in. Lawrence
Lessig).

Generalnie chodzi o samo podejście do stanowionego prawa.
O ostatnich wyczynach, nie mozna powiedzieć dobrego słowa. Kogos nawiedziło.

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Kolejna ważna kwestia, której nie da się zamknąć w dwóch zdaniach. Coraz częściej podnosi
się, że przysługujące twórcom majątkowe prawa autorskie są rozciągnięte w czasie w sposób
zupełnie nieuzasadniony. Tylko jak zatem narzucić sztywne ramy, aby nikt nie był pokrzywdzony?
Ciężka sprawa. Osobiście jestem zwolennikiem rozszerzania domeny publicznej i - co nabiera
szczególnego znaczenia w obliczu digitalizacji utworów - rozsądnego jej katalogowania.

Dokładnie. Kwestia jak się stanowi prawo i na czym sie je opiera. Można to robić na rózne sposoby.
Teraz kwestia jaki i w ktorą strone (komu sie bedzie bardziej oplacalo).

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Kolejny temat na długą dyskusję. Przyznam szerze, że - mając oczywiście na względzie
kwestie regulacji prawnych - w moim odczuciu kluczowa staje się problematyka moralności
poszczególnych podmiotów tworzących rynek, a więc twórców, wydawców (i ich organizacji)
oraz odbiorców (klientów). Wszystko sprowadza się do tego, by wypracować płaszczyznę
poruzmienia, status quo. Sęk w tym, że nie jest to proste zadanie.

I ten post miał to zaznaczyc ;d

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

System operacyjny czy aplikacja komputerowa to nie dzieło sztuki, przejaw kultury - dlatego
nie łapie się pod "misję" dozwolonego użytku. To tak naprawdę narzędzie pracy.
Problemem są gry - ta swoista hybrydowość, o której wspominałem utrudnia (czy wręcz uniemożliwia)
ich zakwalifikowanie do jednej albo drugiej grupy.

Dobra, ale jak kupie młotek (tez zreszta narzedzie pracy), to moge przeniesc do innego zakladu/stanowisko. Jak licencja oprogramowania mówi, ze mam zmienić oprogramowanie jak zmienie kompa? (nawet jako osoba prywatna) Pffff. Inna sprawa to ochrona patentów. Długosc ich ochrony i sposob (nawet i sam proces patentowania). Kij z tym wiadomo ocb. Chodzi oto aby nie pogarszać sprawy ;p

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Oprogramowanie=narzędzie. Tak to jest tłumaczone. W jeden młotek nie wyposażysz dziesięciu
robotników.

Inaczej. Jednego młotka moze uzywac w danym momencie tylko jeden robotnik
A jak częsc sprzetu pojdzie do wymiany, to młotek jak jest dobry to mozna nim dalej klepac ;P
Z windowsem, czy innym czymś niekoniecznie.

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Powinno stać prawo. I uważam, że stoi. Przytoczę jeszcze raz, niczym mantrę: dozwolony
użytek. A poza tym UOKiK, RPO, sądy - teortycznie mamy instytucje, do których mozemy
się zwrócić. To jednak wymaga pewnego poświęcenia, a wielu ludziom się po prostu nie
chce (albo nawet nie wiedzą, że mają takie możliwości).

Sądy to chyba marne pocieszenie. Rzecznika praw... no nie wiem (odnosnie bumerangu, rzecznik sie nie popisał).
UOKiK... w momencie jak prawo autorskie jest dziurawe. Też marna instytucja.

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

ACTA powraca jak bumerang. Zachęcam do dyskusji w podlinkowanym wyżej temacie ;)

W koncu jest przykladem prawa, ktore chca wprowadzać nasi umilowani rzadzacy prawda? ;)

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Buli, to prawda. Ale za co nie bulimy? Wszystkie dobra kultury nie mogą być powszechnie
dostępne za darmo. Tak się po prostu nie da.

Ale zawsze mozna przedstawić bardziej konkretne pomysły dotarcia do szerszego grona ludzi z lepsza ofertą.
Monopol i ostre prawo jest przy tym niczym. A to lezy w interesie wszystkich, prawda? ;)

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

I nie uważam, że wszyscy powinniśmy do niego
mieć do nich równy dostęp. Świat i ludzie nie są sobie równi - to prawo dżungli i ktokolwiek
twierdzi inaczej jest zwykłym populistą. Nie stać mnie na lexusa, sąsiada stać - też
mi równość.

Jednak dalej prawo można bardziej liberalizować, aby działalo dla wszystkich równo i nikogo nie faworyzowało.
Tak apropo bumerangu... patentów, tantiemów. Małych i dużych włascicieli "własnosci intelektualnych" i sposobow rozszczenia własnosci. No i zgłaszania patentów. W koncu jak wprowadzają sprawe, to jest to "globalne".

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

A poza wszystkim nikt nas do sięgania po sztukę nie zmusza - dokonujemy świadomych wyborów.

Jak zawsze.

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Nie "bez prawa". W ramach obowiązującego prawa, rzecz jasna. Kłania się swoboda umów :)

Bez prawa w znaczeniu przeregulowanym. Regulować wszystkiego się nie da.
A jak ktos probuje, to marnie na tym wyjdzie. Nawet jak prawo czegoś nie reguluje to pewnie
i tak na tym polu dojdzie do consensusu. Co prawda, bez afer by sie nie obeszło, ale to inny temat.
Prawo autorskie to jest kobyła (dziś tylko kobyły sa w modzie z reszta).

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Wbrew pozorom ta gałąż prawa nie jest skomplikowana. Owszem, są pewne nieścisłości, luki
i pola do nawet sprzecznej interpretacji. Natomiast przyglądając się zagadnieniu szerzej
stwierdzam, że nie jest tak źle jak wielu stara się to przedstawić. Owszem, część regulacji
jest przestarzała, natomiast spójrz na to, co dzieje się za oceanem - to dopiero wolna
amerykanka korporacji wydawniczych ;)

Biorąc pod uwage nasze ustawodawstwo, to za lat ileś moze taki problem pojawić. Ale to inny temat.

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Mam świadomość tego, że na większość z Twoich pytań nie udzieliłem wyczerpujących i satysfakcjonujących
odpowiedzi.

Miałem taką swiadomosc. Dlatego wypociłem to i owo ^^

Dnia 09.02.2012 o 22:01, Spayki napisał:

Prawda jest jednak taka, że niemal każde z nich mogłoby być spokojnie punktem
wyjścia do dyskusji na temat poszczególnych aspektów ochrony własności intelektualnej
i szerzej - wielopłasczyznowego zderzenia interesów dwóch grup społecznych. Może i na
to przyjdzie czas :)

Napewno potrzeba go dużo ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Art. 75 ust. 2 PrAut zezwala na wykonanie jednostkowego zwielokrotnienia legalnie nabytego egzemplarza, jeżeli niezbędne jest to do zgodnej z przeznaczeniem eksploatacji (choćby w celu ochrony trwałości oryginału).
Czy w związku z powyższym mogę domagać się jakiejkolwiek rekompensaty od Rocksteady za niemożliwość wykonania kopii płyty w celu zabezpieczenia oryginału przed zużyciem/popsuciem? Niestety nijak nie da się zrobić obrazu tak, aby działał: gra po prostu wymaga przez cały czas oryginalnej płyty w napędzie co wiadomo jest dość upierdliwą praktyką.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 10.02.2012 o 12:21, Pajonk78 napisał:

Czy w związku z powyższym mogę domagać się jakiejkolwiek rekompensaty od Rocksteady za
niemożliwość wykonania kopii płyty w celu zabezpieczenia oryginału przed zużyciem/popsuciem?
Niestety nijak nie da się zrobić obrazu tak, aby działał: gra po prostu wymaga przez
cały czas oryginalnej płyty w napędzie co wiadomo jest dość upierdliwą praktyką.


Nie, z tego tytułu nie przysługuje Ci żadne świadczenie od wydawcy. To że gra wymaga do działania płyty w napędzie zostało najpewniej w takiej czy innej formie uregulowane w licencji, a więc w umowie łączącej Ciebie i wydawcę. Instalując grę - wyraziłeś zgodę na takie rozwiązanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaloguj się, aby obserwować