Zaloguj się, aby obserwować  
Gram.pl

Konkurs Risen 2: Mroczne Wody - dokończ opowiadanie i zgarnij wspaniałe nagrody

187 postów w tym temacie

Roland szedł powoli. Szczury uciekały na widok światła, które od dawna tu nie docierało. Smród był nie do wytrzymania, ale nie różnił się znacząco od zapachu piratów. Labirynt korytarzy ciągnął się bez końca. Nagle zobaczyli światło na końcu tunelu.
- Co to jest? – spytał Strup.
- Zagłada – odparł Baobab.
- Zamknijcie się do cholery – warknął Roland, czując dziwny niepokój - sprawdzimy to.
Szli jeszcze wolniej. Roland, choć od początku prowadził, to teraz był zdecydowanie przed resztą, bynajmniej nie dlatego, że przyspieszył. Doszli w końcu do źródła dziwnego światła. Blask raził oczy. Gdy w końcu przywykli, zobaczyli rozświetloną lewitującymi kulami salę, na środku której umieszczony był piedestał, a na nim złota urna.
- Nie wygląda groźnie – stwierdził Willow, po czym zaczął iść w stronę urny.
- Nie dotykaj tego! – krzyknął Dragon - To na pewno jakaś cholerna pułapka!
Ale pirat za nic miał jego ostrzeżenia. Chwycił naczynie i je otworzył. Wbrew oczekiwaniom jego towarzyszy, nic się nie stało.
- I o co tyle szumu Dragon? – zakpił Willow – W tych tunelach nie ma nic paskudniejszego, niż twoja gęba.
Nie wiedział, jak bardzo się mylił. W jednej chwili ogłuszyo ich przeraźliwie głośne i drażniące wycie, a następnie oślepił wybuch kul oświetlających salę. Nastało kompletna ciemność. Pochodnia Rolanda zgasła i wypadła mu z ręki.
- Zagłada – zawył Baobab.
- Do wyjścia – rzucił Dragon, nie zdając sobie sprawy z tego, że połowa piratów już tam biegła.
Uciekali, nie odwracając się za siebie. Zatrzymali się dopiero w korytarzu, który jak im się wydawało prowadził do wyjścia. Ale tak nie było.
- Zgubiliśmy się – stwierdził Strup.
- Lepsze to, niż śmierć – odparł Slash.
- Ktoś wie co to było? – spytał Roland.
Odpowiedzi nie otrzymał. Usłyszał za to kolejny ryk. W niewyjaśniony sposób, Willow, który zgubił się podczas ucieczki, stanął pomiędzy dwoma ludźmi i ciął ich szablą. W jego oczach malował się obłęd. Strup próbował go obezwładić, ale sam oberwał ostrzem między żebra. Następnie, szalony pirat ruszył ku Rolandowi. Powstrzymał go Dragon strzalem ze swojej rusznicy. Huk wstrząsnął tunelami i oberwał kawałek sufitu na głowę jednego z piratów.
- Odłóż to zanim nas pozabijasz! – wrzeszczał Roland.
- Zagła… - zaczął Baobab, ale urwał, bo poczuł przeszywający ból w klatce piersiowej.
W mgnieniu oka obrócił się przeciw swoim towarzyszom, rzucając w nich potężnymi zaklęciami. Dragon znów wypalił z rusznicy. Pocisk przebił na wylot maga, ale ponownie oderwała się część stropu, tym razem zabijając samego Dragona.
- Uciekać! – krzyknął Roland, bojąc się tajemniczej siły, która zabiła jego towarzyszy.
Nie wiedział, że tylko on był w stanie chodzić. Reszta piratów albo nie żyła, albo już umierała. Biegł przed siebie, nie zwracając uwagi na to, gdzie zmierza. Caly czas czuł strach i słyszał szepty dobiegające zza pleców. Nie odwrócił się jednak. Ku swej radości ujrzał korytarz, którym weszli. Wybiegł na zewnątrz i padł na ziemię ze zmęczenia. Gdy podniósł głowę, zobaczył kilka pistoletów wycelowanych w jego twarz. Miasto, a raczej jego resztki było całkowicie wymarłe. Wtedy wysunął się jeden z ludzi, trzymających broń. Nosił kapitański kapelusz i miał długą, szarą brodę.
- Chciałeś się ukryć w tych lochach? – zaczął kapitan – jesteś albo bardzo odważny, albo bardzo głupi, ale to i tak bez znaczenia. Związać go i na okręt.
Jego ludzie z zapałem wykonali zadanie i zaczęli wlec Rolanda na przystań. Pirat myślał że to już koniec, ale to był dopiero początek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie szli za długo, gdy ich oczom ukazała się potężna jaskinia, pełna dziwnej, tajemniczej aury. Wszystko potęgowała wilgoć i gwiżdżący przeciąg.

- Cholera! – syknął, jakby porażony Baobab. – A jednak

- Co jest? – spytał Roland.

Jednak zamiast odpowiedzi, z tunelu po przeciwnej stronie jaskini wyłoniła się chmara obślizgłych ożywieńców pędzących na piratów. Pierwszy wystrzelił Strupa, za nim Dragon, jednak ich broń była nieskuteczna. Baobab cały czas energicznie mamrotał coś pod nosem.

- Do szabli! – ryknął Roland.

Po czym sieknął pierwszego ożywieńca, który zamienił się w popiół.

- Chowańce?! – krzyknął zdziwiony Strup. – Czyje kurwa?!

Grupa sprawnie rozprawiła się z potworami. Roland odwrócił się do swoich kompanów, jednak ci stali bez ruchu, nawet pochodnia którą trzymał Cloudy.

- Co do?! – wycedził, przerażony Roland. Jednak nie skończył, nim w jaskini rozległ się demoniczny głos.

- Dobrze, dobrze! Może ci się udać Rolandzie. Nie ważne kim jestem, ważne co mam do zaproponowania. Posiadasz czystą pradawną krew, dzięki czemu dostaniesz się do ołtarza krwi. Weź amulet leżący na ziemi i udaj się tunelem przed tobą, zanurz go i wróć, dziecinnie łatwe.

- I czemu niby miałbym to zrobić? – zapytał zdezorientowany Roland.

- Zuchwały piracik! Daruję wam życie i powiem jak opuścić te przeklęte miasto. Twoi przyjaciele „poczekają” tu na twój powrót. Idź już i nie zawiedź ich.

Pirat pomimo, iż wiedział że coś tu nie gra, nie miał większego wyboru. Podniósł metalowy amulet w kształcie czaszki z kościami dookoła, niezwykle ciężki oraz demonicznie zimny, i ruszył w głąb ciemnego tunelu. Różnił się on od poprzedniego, był bez zapachu, bez jakikolwiek odgłosów, niepokojąco pusty i ciemny. Na końcu stała oparta tablica, cała zapisana w nieznanym Rolandowi języku. Obok niej stała kamienna misa wypełniona czerwoną cieczą, która skapywała z góry, nie wydając żadnych dźwięków.

- Cholerny piątek. – pomyślał pirat i zanurzył amulet w misie. Nagle amulet stał się niewyobrażalnie lekki.

Gdy Roland wrócił do jaskini, powitał go przeżywający demoniczny śmiech.

- Nawet sobie nie wyobrażasz co właśnie zrobiłeś, sprowadziłeś zagładę na ten świat. Teraz idź odwlecz na chwilę swoją śmierć. – W tym momencie skały przed piratem się rozpadły się ukazując wejście do nowego tunelu, a kompani ożyli. Roland wpatrywał się w nich, zastanawiając się czy wyjawić to co się stało.

- No co? – spytał zdziwiony Dragon.

- Gówno. Za mną. – zimno odparł Roland, domyślając się że kompani nic nie wiedzą o zajściu.

Tunel wyprowadził piratów na powierzchnię do małej zatoki, gdzie czekał na nich opustoszony statek „Cichy”.

- Na brodę mojej matki, jaki mamy fart! – krzyknął ze szczęścia Strupa. – to chyba statek przemytników!

- Taa, fart. – burknął cicho Roland. Czekał on na okazję porozmawiania na osobności z Baobabem, który cały czas wydawał się jeszcze bardziej przerażony niż wcześniej. Ta nadarzyła się, gdy piraci pobiegli do statku. Roland chciał już wyjawić wszystko, lecz Baobab spojrzał mu prosto w oczy i półgłosem powiedział.

- Uwolniłeś tytana.

20120409173451

20120409173519

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

A co, jeśli mam zamiar wystartować w konkursie, ale nie jestem pełnoletni? Jak mam udowodnić to, że moi opiekunowie nie mają nic przeciwko temu, abym napisał pracę konkursową i poddał ją ocenie jury? Dajcie spokój, to jest konieczne? ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Najpierw wyślij pracę, jak wygrasz, to będziesz się o to martwił i gram Ci powie, co masz robić :-) Pozdrawiam i miłego wieczoru w ostatni dzień świąt Wielkiej Nocy :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Poprawiona wersja mojego poprzedniego dokończenia.

Co dziewczynki-Rzekł Roland.-Wy się boicie.
Ale kapitanie my się wcale, nie boimy-Rzekł Dragon.
Po dojściu do bram zauważją potwora z mackami,
o zębach oraz mordą jak Baobab, macki miał jak karczma
a dorównywał wielkościom 15 ośmiornicom.
Bracia to legendarny Kraken-Rzekł Roland.
Kraken-Rzekł Dragon.-,myślałem że to legenda.
Ja też,myślałem że to legenda-Rzekła załoga.
Lecz wiedzieli że steruje nim błędny rycerz nie poddali się,
chcieli zabić legende za wszelką cene, lecz załoga oprócz kapitana się po prostu bała, prawie posikała się ze strachu.Roland wiedział co robić żeby go zabić, i motywowł załoge że zabiją legende, że mają się nie bać, lecz wtedy jeden się posrał, bo go zauważył, i zobaczył jaki jest wielki.
Przynieście rum-Rzekł Roland-Najlepiej pietnaście beczek.
Dobrze już się robi-Rzekł Dragon-to ja już pójde.
Wtedy nagle Kraken zabił czarnego maga, wpychając go macką w otchłań,
lecz wtedy przybiegł dragon, który miał te beczki, a dalsze wskazówki powiedział mu Roland.
Już masz kapitanie, pietnaście beczek rumu-Rzekł Dragon.-Co ochlejemy Krakena tym rumem- znowu rzekł Dragon.
Nie-Rzekł Roland.-Przywiąż wszystkie beczki, migiem strachliwo dziewczynko.
Pomysł Rolanda był sprytny, najpierw oszołomi go wybuchem potem będą odcinali macki.
A na końcu zadzą mu ostateczny cios, wtedy roland rzekł.
Dobrze załogo rzucać przywiązane beczki, migiem-Rzekł Roland.
Gdy podrzucili Roland strzelił oraz rzucił w niego piaskiem.
Wilki morskie odcinać mu macki-Rzekł Roland.-Nie opierdzielać się.
Tak jest kapitanie-Powiedział Dragon.
Po odcięciu wszystkich macek, Roland i jego załoga chciała uciekać,
lecz Roland zauważył że potwór nadal żyje ale bez macek nie jest grożny.
Wtedy Roland rzucił się na nie go z mieczem i przebi łgłowe.
Zabiliśmy go-Rzekł Roland.-Nie ma na nas mocnych.
Tak, racja kapitanie-Rzekła załoga.
Uczcijmy to rumem, żarciem oraz dziwkami-Rzekł Roland-Uciekamy.
Ale jak Kapitanie nie mamy statku-Rzekł Dragon.
Ukradniemy ich-Rzekl Roland-Przecież ta wioska jest sfajczona.
Gdy odpłynenli statkiem, popłyneli do innego miasta gdzie uczcili wygraną z Krakenem, stawiając wszystkim rum i grog, tak balowali że prawie cała karczma się zawaliła.Lecz po przespaniu wyruszyli dalej ponieważ nie było już piątku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Szli już dobre dwadzieścia minut, gdy dotarli do skrzyżowania.

- Powinniśmy pójść w prawo - stwierdził Roland.

- Zagłada - powiedział Baobab.

Wkrótce mieli przekonać się, co czarnoskóry mag miał na myśli. Zaledwie po kilku metrach drogi, ich oczom ukazała się wielka złota brama, pełna przeróżnych znaków i run. Na samym środku wymalowana była wielka ośmiornica, składająca jaja.

- Aneglio aquarulo! - wykrzyczał nagle Strup.

Brama otworzyła się, natomiast piraci spojrzeli na niego pytająco.

- Ta brama to prastara pozostałość po goblińskiej cywilizacji, która zamieszkiwała to miejsce na długo przed powstaniem Necroville. Słowa które przed chwilą wypowiedziałem, w wolnym tłumaczeniu znaczą "wpuść nas wodny stworze", i odnoszą się do legendarnej ośmiornicy kualiro, najbardziej drapieżnego stworzenia jakie kiedykolwiek widziano. Nie mam pojęcia, co oznacza inskrypcja wokół bramy, jednak historie opowiadane mi przez ojca głoszą, że na świecie uśpionych zostało kilka stworzeń, które mogą zostać przebudzone tylko przez paniczny krzyk umierającej królowej kualiro - wyjaśnił Strup.

- Kurwa. Mam nadzieję, że nie spotkamy tego skurwysyna na naszej drodze. - skomentował Roland.

Gdy przeszli przez bramę, oślepił ich bardzo ostry słup światła wydobywający się z głębi kanału. Kilkuminutowa wędrówka zaprowadziła ich do ubłaganego wyjścia z kanałów. Wychodząc przez wybite okno, ich oczom ukazał się dziesięciometrowy potwór, przypominający kształtem ośmiornicę. Wyglądał na śpiącego.

- To chyba jest królowa kualiro - stwierdził Strup.

- Zagłada - dodał Baobab.

- Powinniśmy poszukać innej drogi. Zabijanie tego stwora może doprowadzić do końca korsarstwa, co oznacza także koniec chlania, dziwek oraz bijatyk. Poza tym ten skurwysyn pewnie wyssałby z nas resztki życia. - głośno myślał Roland.

Wtem potwór przebudził się. Spojrzał na grupkę piratów, podniósł jedną z macek i wycelował w nich. Ogromna kula ognia rozproszyła całą grupę, jakimś cudem nie dekompletując jej. Rozpaczliwe krzyki korsarzy ściągnęły uwagę statku Błędnego Rycerza, który powoli zaczął zbliżać się ku potworowi. Królowa kualiro jednak nie spostrzegła zbliżającego się z drugiej strony niebezpieczeństwa i dalej próbowała pozbyć się natrętów przerywających jej drzemkę. Niestety, przy drugiej kuli Uhu nie miał tyle szczęścia, a jego ciało zostało całkowicie zwęglone. Walkę przerwał nagły błysk na niebie, kilkusekundowy krzyk umierającego potwora, oraz głośny krzyk dobiegający ze statku agresorów.

- Ładujcie potwora, tylko ostrożnie, potrzebny jest mi w całości! - kilkakrotnie krzyknął ktoś z okrętu.

- Kto to do cholery jest? - zapytał Roland.

- Zagłada - po raz kolejny powiedział Baobab.

- Baobab ma rację - wtrącił się Strup - królowa kualiro została zabita, co oznacza, że reszta potworów ukryta w głębiach oceanu została przebudzona.

W tym momencie statek błędnego rycerza został w błyskawicznym tempie wciągnięty pod taflę wody. Zaledwie po kilkunastu sekundach oczom piratów ukazał się makabryczny widok. We wszystkie strony świata leciały deski pochodzące z czegoś, co było kiedyś potężnym okrętem. Jedna z takich desek niemalże uderzyła Rolanda, jednak wrodzony refleks pozwolił mu złapać ją w locie. Kapitan piratów spojrzał na nią, po czym zemdlał. Drewno było całe we krwi, tak jakby ktoś specjalnie malował je na taki kolor.

- Co robimy? - spytał Roland.

- Powinniśmy wrócić do miasta, tam jest bezpiecznie. Znajdziemy jakieś zapasy i być może uda nam się doczekać ratunku z kontynentu. - odparł Moonshine.

Grupa oszołomionych piratów podzieliła pomysł Moonshine''a, jednak przez całą drogę powrotną nikt nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Po wyjściu z lochu, ich oczom ukazało się kompletnie zniszczone i opustoszałe miasto. Jedynym nieruszonym budynkiem okazała się stara farma Rodrigueza, poczciwego starca, który opuścił Necroville kilka lat wcześniej. Korsarze zaopatrzeni w żywność i napoje z piwnic zniszczonych kamienic udali się właśnie w tamtym kierunku.

Po pięciu latach oczekiwania, piratom skończyły się zapasy, a oni sami pomarli z głodu. Co prawda kilka statków próbowało zacumować w zniszczonym porcie Necroville, jednak każda taka próba kończyła się niepowodzeniem oraz zniszczeniem statku wraz z załogą przez krwiożerczą ośmiornicę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Szli już dobre dwadzieścia minut, gdy dotarli do skrzyżowania.

- Powinniśmy pójść w prawo - stwierdził Roland.

- Zagłada - powiedział Baobab.

Wkrótce mieli przekonać się, co czarnoskóry mag miał na myśli. Zaledwie po kilku metrach drogi, ich oczom ukazała się wielka złota brama, pełna przeróżnych znaków i run. Na samym środku wymalowana była wielka ośmiornica, składająca jaja.

- Aneglio aquarulo! - wykrzyczał nagle Strup.

Brama otworzyła się, natomiast piraci spojrzeli na niego pytająco.

- Ta brama to prastara pozostałość po goblińskiej cywilizacji, która zamieszkiwała to miejsce na długo przed powstaniem Necroville. Słowa które przed chwilą wypowiedziałem, w wolnym tłumaczeniu znaczą "wpuść nas wodny stworze", i odnoszą się do legendarnej ośmiornicy kualiro, najbardziej drapieżnego stworzenia jakie kiedykolwiek widziano. Nie mam pojęcia, co oznacza inskrypcja wokół bramy, jednak historie opowiadane mi przez ojca głoszą, że na świecie uśpionych zostało kilka stworzeń, które mogą zostać przebudzone tylko przez paniczny krzyk umierającej królowej kualiro - wyjaśnił Strup.

- Kurwa. Mam nadzieję, że nie spotkamy tego skurwysyna na naszej drodze. - skomentował Roland.

Gdy przeszli przez bramę, oślepił ich bardzo ostry słup światła wydobywający się z głębi kanału. Kilkuminutowa wędrówka zaprowadziła ich do ubłaganego wyjścia z kanałów. Wychodząc przez wybite okno, ich oczom ukazał się dziesięciometrowy potwór, przypominający kształtem ośmiornicę. Wyglądał na śpiącego.

- To chyba jest królowa kualiro - stwierdził Strup.

- Zagłada - dodał Baobab.

- Powinniśmy poszukać innej drogi. Zabijanie tego stwora może doprowadzić do końca korsarstwa, co oznacza także koniec chlania, dziwek oraz bijatyk. Poza tym ten skurwysyn pewnie wyssałby z nas resztki życia. - głośno myślał Roland.

Wtem potwór przebudził się. Spojrzał na grupkę piratów, podniósł jedną z macek i wycelował w nich. Ogromna kula ognia rozproszyła całą grupę, jakimś cudem nie dekompletując jej. Rozpaczliwe krzyki korsarzy ściągnęły uwagę statku Błędnego Rycerza, który powoli zaczął zbliżać się ku potworowi. Królowa kualiro jednak nie spostrzegła zbliżającego się z drugiej strony niebezpieczeństwa i dalej próbowała pozbyć się natrętów przerywających jej drzemkę. Niestety, przy drugiej kuli Uhu nie miał tyle szczęścia, a jego ciało zostało całkowicie zwęglone. Walkę przerwał nagły błysk na niebie, kilkusekundowy krzyk umierającego potwora, oraz głośny krzyk dobiegający ze statku agresorów.

- Ładujcie potwora, tylko ostrożnie, potrzebny jest mi w całości! - kilkakrotnie krzyknął ktoś z okrętu.

- Kto to do cholery jest? - zapytał Roland.

- Zagłada - po raz kolejny powiedział Baobab.

- Baobab ma rację - wtrącił się Strup - królowa kualiro została zabita, co oznacza, że reszta potworów ukryta w głębiach oceanu została przebudzona.

W tym momencie statek błędnego rycerza został w błyskawicznym tempie wciągnięty pod taflę wody. Zaledwie po kilkunastu sekundach oczom piratów ukazał się makabryczny widok. We wszystkie strony świata leciały deski pochodzące z czegoś, co było kiedyś potężnym okrętem. Jedna z takich desek niemalże uderzyła Rolanda, jednak wrodzony refleks pozwolił mu złapać ją w locie. Kapitan piratów spojrzał na nią, po czym zemdlał. Drewno było całe we krwi, tak jakby ktoś specjalnie malował je na taki kolor.

- Co robimy? - spytał Roland.

- Powinniśmy wrócić do miasta, tam jest bezpiecznie. Znajdziemy jakieś zapasy i być może uda nam się doczekać ratunku z kontynentu. - odparł Moonshine.

Grupa oszołomionych piratów podzieliła pomysł Moonshine''a, jednak przez całą drogę powrotną nikt nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Po wyjściu z lochu, ich oczom ukazało się kompletnie zniszczone i opustoszałe miasto. Jedynym nieruszonym budynkiem okazała się stara farma Rodrigueza, poczciwego starca, który opuścił Necroville kilka lat wcześniej. Korsarze zaopatrzeni w żywność i napoje z piwnic zniszczonych kamienic udali się właśnie w tamtym kierunku.

Po pięciu latach oczekiwania, piratom skończyły się zapasy, a oni sami pomarli z głodu. Co prawda kilka statków próbowało zacumować w zniszczonym porcie Necroville, jednak każda taka próba kończyła się niepowodzeniem oraz zniszczeniem statku wraz z załogą przez krwiożerczą ośmiornicę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Witam Oto moje wersja zakończenia opowiadania. Miłej lektury.

Maszerowali dobre piętnaście minut, cisza i spokój uśpiły ich czujność. Dragon opuścił rusznicę, a Moonshine przestał obgryzać dłoń. Im głębiej wchodzili, tym mniej czuć było gówno i inne ludzkie zapachy.

- To-to-to wszystko wasza wina! – Strup nagle wrzasnął. Wyglądał jakby oszalał, zapewne tak było. Wybuchnął śmiechem – złym, demonicznym – po czym wycelował kuszę w Dragona. – Ale ja się nawróciłem! Możecie mnie zabić, wtedy opuszczę ten świat, a wy będziecie się błąkać wiecznie! - mówiąc to wystrzelił, Dragon zrobił unik, jednak bełt trafił go w ramię.
Strup zaczął przeładowywać, gdy Roland wbił mu kordelas w szyję. Ciało z głuchym łoskotem upadło na posadzkę, wszyscy byli zdruzgotani tym co się wydarzyło, ale mimo to ruszyli dalej. W tunelu panowała wysoka temperatura, na dodatek coraz ciężej im się oddychało, a pochodnia przygasła.

- Tlen nam się kończy. – Baobab był jedyną osobą, która posiadała jakiekolwiek wykształcenie i zrozumiała o co tu chodzi. Moonshine natomiast zrozumiał, że im więcej osób jest w pomieszczeniu, tym mniej tlenu będzie dla niego. Przez długą chwilę walczył z samym sobą, ostatecznie jednak nieznany głos w jego głowie powiedział – musisz zrobić wszystko, żeby przeżyć , nawet jeśli to oznacza zabójstwo twojego brata – po tych słowach zamachnął się, lecz Cloudy był szybszy, wbił mu pochodnię w splot słoneczny, pozbawiając tchu i łamiąc kości. Moonshine wylądował na podłodze i jęknął z bólu, otrzeźwiał.

-Ja prze-prze-prze-przepraszam - wybełkotał – Sły-sły-sły-słyszałem czyjś głos w głowie. Mó-mó-mó-mówił żebym to zrobił. Proszę nie zos-zos-zos-zostawiajcie mnie żywego, to boli.
Dragon nie czekał, wycelował broń i wypalił, nie pomyślał jednak i duża siła odrzutu wywołała kolejną falę bólu w niesprawnej ręce.
- Dragon Ty idioto! Wszyscy jesteśmy teraz ubabrani we krwi! – Roland z niesmakiem otarł twarz. Stał najbliżej konającego Moonshine-a, którego mózg pokrywał teraz całą ścianę.
- Jedno Ci trzeba przyznać, masz świetnego cela. - Willow przywołał uśmiech, który spełzł z jego twarzy po pierwszych piętnastu minutach wędrówki.
- Najgorszy piątek w moim życiu! To jakaś paranoja! – Roland był zdenerwowany – Tu faktycznie się coś cholera dzieje!
- Spadła na nas zagłada! Za nasze czyny!
- Baobab czyś ty też do końca zgłupiał? Musimy się trzymać razem i jakoś stąd wyjdziemy!
- Ej, chodźcie zobaczyć, tu jest coś napisane! – Dragon opierający się o ścianę, starł swoim cielskiem kawałek mułu pokrywającego boki korytarza.

I kto zapuści się tu raz –nie będzie już taki sam
Kto ma na sumieniu życie – wejdzie do wnętrza bram
Kto zapuści się tu w akcie odwagi – umrze
Kto w akcie ucieczki – zostanie poddany próbie
Kto w pogoni za złotem – upadnie
Kto w pogoni za życiem – dostanie.

- Co tu jest napisane? – Willow umiał tylko walczyć, więc Roland musiał powtórzyć treść ściennego zapisu.
- Teraz nie możemy się zatrzy… - Roland zobaczył co się dzieje z Baobabem i zamarł. Mag miotał się od krawędzi do krawędzi tunelu i przeraźliwie wrzeszczał. Zmieniał się, jego skóra najpierw zrobiła się szara, a potem lekko zzieleniała. Zaczęła się marszczyć, jakby Baobab w minutę postarzał się o pięćdziesiąt lat. Oczy wyszły mu z orbit, potem eksplodowały, jednak w ich miejsce szybko pojawiły się nowe, całkiem czarne.
- Witam. – przemówił ochrypłym głosem, który wywołał gęsią skórkę – Witam was w Bramach. Niewielu osób uszło stąd życiem, jednak próbujcie – będę na was czekał . – Nastąpiła chwila ciszy – Powodzenia. – gdy skończył, z ciała byłego maga uleciało całe powietrze, a razem z nim życie

- Zostało nas czterech. – jak na kapitana przystało, Roland zachował zimną krew. – Od teraz zero zabijania, mimo naszej pirackiej natury.
- I to ma się udać? – Dragon chciał postawić na swoim – Kapitanie, nie wiem czy zauważyłeś, ale dosłownie tkwimy po uszy w gównie! - WIllow z tym samym uśmieszkiem na twarzy chwycił go za ramię.
– Co Ty robisz przygłupie?
- Trzymam stronę kapitana, ma rację. – Willow nie zamierzał zmienić zdania. Cloudy, który się temu przyglądał, podetknął swój kordelas osiłkowi pod brodę
- Puść go, albo poderżnę Ci gardło śmieciu. – on również był pewny swojego zdania. Rolandowi się to nie podobało.
- Tak chcecie? Mam propozycje… - nie zdążył dokończyć, ponieważ Willow odtrącił broń Cloudy-ego i wyrżnął pięścią w twarz Dragona, połamał mu nos.
- Osz ty – jęknął mocno ranny pirat, wycelował broń w osiłka. Na tego jednak rzucił się Cloudy. Gdy Dragon wystrzelił, dwóch jego kamratów trwało w bójce. Akurat gdy kula doleciała do celu, Cloudy był na linii ognia. Pocisk przebił jego brzuch, trafił w biodro Willowa, miażdżąc je siłą uderzenia.

Wrzask niósł się po tunelach przez setki, jeśli nie tysiące metrów. Czarna postać powiedziała „Idź się z nimi przywitać”, po czym znikła, zostawiając po sobie swąd spalenizny i zapach ludzi, których miał wytropić”

- Dobra, dobra, skończmy to! – Roland starał się uspokoić pozostałych przy życiu piratów.
- Ja dam radę iść, nie takie rzeczy już przeżyłem – Na twarzy Willowa malowało się zdeterminowanie, zaciskał zęby, ale nie wspominał nic o bólu.
- Dobra, wygraliście, pójdziemy razem, a jak wyjdziemy stąd żywi, zapomnimy o wszystkim – Dragon również przystał na zawieszenie broni.
Ruszyli powoli, znów nastała cisza, jednak nie była to cisza zwiastujące spokój, a cisza zwiastująca burzę. Powietrze od dłuższego czasu było normalne, tylko strasznie śmierdziało, a temperatura rosła. Schodzili coraz głębiej, brodząc po łydki w odchodach. Roland niósł pochodnie, jego towarzysze ledwo poruszali nogami.

Zapach. Ich zapach robił się coraz mocniejszy. Wzmagał w nim rządze krwi, szał, który jego rasa miała w żyłach. Oblizał wargi, ostatni zakręt i będą jego. Szczęśliwy nastał dzień.

- Słyszeliście coś? – głos Dragona był słaby, przerażony. Roland pierwszy widział kompana w takim stanie, a podróżowali razem już długo.
- Nie – Willow był już spokojny, choć krwawił i strasznie utykał.
- Coś Ci się przewidziało – Roland chciał uspokoić towarzyszy, potem jednak też to usłyszał. Coś biegło po korytarzu, rozchlapywało ściek na wszystkie strony, zbliżało się bardzo szybko.

Tak! Już są moi! Padlina może poczekać!

- Uwaga! – Roland krzyknął, gdy zobaczył czarny cień wyłaniający się z tunelu, przywarł do ściany , starając się nie oddychać, odrzucił pochodnię. Nie chowaj się, twój zapach cię zdradzi. Ułyszał głos w swojej głowie i nagle zrozumiał, jak może wyjść z tego żywy.
- Hej potworze! Pomiocie szatańskiej dziwki! – zawołał, jednak nieznany stwór zatopił kły w szyi Willowa odgryzając głowę i nie zamierzał przestać. Dragon już celował. Roland podbiegł do niego i popchnął na ziemię, wydzierając z rąk rusznicę i tym razem głośno pomyślał, zamiast wrzeszczeć.
Pomiocie szatańskiej dziwki! Chcesz go? To sobie weź, tylko mnie kurwa przepuść! Nagle nawet jego myśli zamarły, miał wrażenie, jakby jego umysł wypełniła czarna maź. Nie mógł się skupić, a potem odezwało się stworzenie.
Znalazłeś sposób! Teraz musze oddać Ci szacunek. Mimo wszystko odejdź.
Roland nie zamierzał jednak tego zrobić, gdy „pomiot szatańskiej dziwki” podszedł do niego i ryknął z szacunkiem, wycelował broń w jego gardło i wystrzelił. Cielsko upadło na podłogę, potwór wydał z siebie ostatni, gardłowy pomruk. Następnie Roland podszedł do Dragona, ten wyciągał rękę, by prosić o pomoc, jednak kapitan ją odtrącił i wyciągnął kordelas z pochwy.
- Tak nie można, przecież zawieszenie broni, jakieś zasady obo… - Dragon starał się jak mógł, by przeciągnąć swoje życie.
- Tu nie ma zasad – kordelas zanurzył się w sercu pirata i już tam został, Roland ruszył dalej.

Baobab, a raczej jego głowa wisiała na ścianie, wśród innych głów. Teraz nosiła miano trofeum. Czarny Pan lubił patrzeć na swoje trofea, których poprzedni właściciele często umierali przepełnieni lękiem, a odchodząc napełniali strachem serca zebranych wkoło. Pokój ze szklaną gablotą, wypełnioną po brzegi swego rodzaju pamiątkami po ludziach, którzy odważyli się wejść do Bram, był schludny. Nie pasował do reszty podziemnych Instalacji. Teraz Czarny Pan czekał, by przekazać swoją propozycję człowiekowi, który swym zepsuciem zasłużył na swoje życie .

Roland szedł pogrążony w rozmyśleniu. Pieprzony piątek. Cała załoga, cała załoga stracona. Statek zatopiony. Pieprzone całe to miasto. Necroville, nazwa pasuje do tego co tu się kurwa dzieje. Powoli smród zaczął się zmniejszać, a na ścianie pojawiły się pochodnie. Boki tunelu zaczęły się robić coraz czystsze.
- Nie do wiary. – mruknął do siebie. – Jeszcze nigdy nie tkwiłem tak głęboko w gównie. -
Nie zatrzymywał się, chciał już zakończyć ten dzień, znaleźć się w bezpiecznym miejscu, wlać w siebie butelkę rumu i pójść spać.

Czarny Pan chciał go puścić, dać mu odejść, jednak nie zamierzał do końca pozbawić go problemów. Tam na górze, na ulicach wciąż było piekło. Kule latały i niszczyły budynki. Żołnierze, albo piraci, nie wiedział kto to był, nie obchodziło go to, dobijali ludzi, gwałcili kobiety, plądrowali domy. Robili to w poszukiwaniu tej jednej osoby, tej, która teraz zmierzała do pokoju Czarnego Pana. Ludzka krzywda wprawiała go w dobry nastrój i dodawała sił, dziś czuł, jakby mógł przenosić góry.

Nad drzwiami ktoś wygrawerował napis – Jesteś pewny, że chcesz tam wejść? Roland nie zastanawiał się, nie pukając pchnął drzwi i wszedł, celując rusznicą przed siebie.

Usłyszał kroki, potem skrzypniecie drzwi, a potem zobaczył wściekłego człowieka, z wycelowanym na niego pistoletem. To go uspokoiło.

- Odłóż to, porozmawiajmy. – Czarny Pan przemówił swoim ochrypłym głosem, takim samym, jakim wcześniej przemówił Baobab. Ciało Rolanda przeszyła gęsia skórka.
- Nie ma o czym rozmawiać. – głos kapitana był stanowczy – Otwórz drzwi, żebym mógł wyjść.
- Nie będziesz się kłócić o śmierć swoich przyjaciół?
- Zwariowałeś jak ten świr Baobab? Trzeba się było ich wszystkich pozbyć, byli jak wrzody na dupie.
- No proszę. Dobrze, wyjdziesz. Ale najpierw odpowiedz mi na jedno pytanie.
Roland dopiero teraz ściągnął dłoń ze spustu. Nie miał wyboru, musiał odpowiedzieć.
- Wiesz po co przyszli twoi przyjaciele, którzy przerwali Ci wizytę w burdelu?
- Nie.
- Po ciebie i chcą Cię żywego. – Czarny Pan powiedział to i nie dając Rolandowi czasu na odpowiedź, przeniósł go na powierzchnię.

Roland krzyknął, w porę jednak się zorientował, że jest z powrotem w Necroville i musi uciekać. Widok był przerażający. Wszystko płonęło. Wkoło rozbrzmiewały odgłosy bitwy i krzyki ludzi, do których los się nie uśmiechnął
- Skurwysyny, tylko nie moje dziecko! Oddajcie mi dziecko! – zawodziła jakaś kobieta. Roland nie mógł się skupić. Postanowił ruszyć do portu i znaleźć jakąś starą łajbę, na niej odpłynąć z tego zgniłego, umarłego miasta. Już miał postawić pierwszy krok, gdy poczuł stal przy skroni i usłyszał:
- Mam cię. Ani kroku.
Entuzjazm z niego uleciał, wiedział, że to koniec.
- Kurwa. Wiedziałem, że Piątki przynoszą pecha.

Koniec.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Piraci nie uszli daleko gdy korytarz zaczął się zwężać, Roland zastanawiał się co Złego może tu na nich czekać. Na razie nic nie wskazywało na to że może im się coś stać. Niezmąconą cisze przerwał paniczny okrzyk Willowa.
- Co do kurwy – warknął Kapitan.
- Szefie, tu coś migało, widziałem zielone i to było światło!
- Gdzie?! – Roland, spojrzał na miejsce w które zwróciły się spojrzenia wszystkich piratów.
- Przecież tu nic niema – powiedział Uhu drapiąc się w głowę. – Willow przywidziało ci się.
- Ja, ja naprawdę widziałem.
- Spierdalaj! Nie tracę na ciebie czasu tępaku – powiedział rozdrażniony Roland. – Brakuje mi tu jeszcze panikującej baby która widzi światła.
Cloudy spojrzał na pochodnię.
- Tracimy światło kapitanie – stwierdził
- To chuchnij ogniem z pyska i się zajara – rozkazał kapitan
Pirat strzelił ogniem z mordy parząc Dragona.
- Kurwa! Co ty robisz? – łysol złożył się do strzału
- Stój! – krzyknął kapitan, łapiąc podwładnego za rękę. – Nie zabijamy swoich.
- Prędzej swoi zabiją jego niż on swoich – powiedział Cloudy.
- Odstrzeliłbym ci kutasa gdybyś go miał żulu.
- Nie trafiłbyś w stodołę i to piętrową – bezceremonialnie poinformował mężczyznę Strup. – Ostatnio za dużo pijesz.
- Gówno cię to obchodzi ile ja piję! Stul pysk bo cię zajebię i pochowam w swoim gównie.
- Dragonie ostatnio jak srałeś po pijaku to nie trafiłeś w dołek i owaliłeś se całe kolana – ciągnął wyraźnie rozbawiony Strup.
- Nie, nie wytrzymam chodź tu kur…

- Zagłada, zginiemy! – jęknął Baobab.

Wszyscy zwrócili swój wzrok tam gdzie patrzył murzyn. Zielone światło wynurzyło się z ciemności i parło wprost na grupkę piratów.
- Co to jest? – pisnął Uhu. – Baobab co to kurwa jest ?!
Ale nie otrzymał odpowiedzi mag stał wpatrzony w zielone zjawisko które znajdowały się już kilka metrów od piratów, jeszcze chwila i światła obejmą grupkę tajemniczą magią z którą nawet Baobab nie potrafił się uporać.
- Kurna, nie zdechnę tu. Czy już nigdy nie napiję się grogu? – pytał przestraszony Slash
- Może dla Dragona to lepiej, że zginiemy. Już nigdy nie ojebie se kolan swoim śmierdzącym gównem – Strup sprawiał wrażenie rozbawionego.
- Strup jebnę ci zaraz i Roland cię nie uratuje – powiedział pirat łapiąc kompana za kołnierz.
- Ale dlaczego dzisiaj? – lamentował Cloudy.
- No cóż, przecież jest piątek – przypomniał kamratom Kapitan. Żegnajcie chłopaki miło było …
Nagle światła znikły, tunel znów rozświetlało światło pochodni. Do oszołomionego Rolanda podszedł Willow wyraźnie uradowany tym, że zielone coś nie było wymysłem jego wyobraźni, ale jawą.
- A mówiłem żem widział światło, a jak Uhu mówił że nic się nie świeci ty mu uwierzyłeś. I co? I to ja miałem rację.
- Tak, tak, tylko co to było za światło? Dość cudaczne zjawisko. Hej! Baobab co o tym myślisz?
- Zagłada Roland, zagłada! Lepiej zdechnąć teraz niż potem, a koniec jest już bliski i nic się przed nim nie obroni – murzyn wlepił w Dowódcę spojrzenie swych demonicznych ślepiów. – Nie przeżyjemy do jutra. Zagłada!
- Tak, tak wiem – zapewnił podwładnego pirat. – Ale co to były za światła ?
- Pradawna magia, straszliwa magia, niezgłębiona magia. Już po nas, najpierw postradamy zmysły, tak och tak postradamy. Wysramy własne mózgi, tak wysramy. Później po nas przyjdą, tak przyjdą, koniec jest blisko i nic przed nim nie umknie – Baobab zachowywał się dziwniej niż zwykle.
- Moonshine pozwól – wezwał medyka kapitan. - Co mu jest?
- Nie wiem panie kapitanie, nie wiem. To chyba przez te światła wpatrywał się w nie jak zahipnotyzowany.
- Ale według ciebie, dolega mu coś poważnego?
- Myślę, że nic mu nie grozi.
- Kurwa, nic mi nie jest! – parsknął Baobab.
- Taaaaa z pewnością, nie licząc że zawsze zachowujesz się jak pojeb – stwierdził kanibal.
Roland nie zwracał na nich uwagi, postanowił niezwłoczne wyruszyć w dalszą drogę.
- Świetnie, zabawiliśmy tu zbyt długo. Naprzód ziomkowie! Dorwiemy zielone gówno, wpierdolimy i wyszczamy, a na razie naprzód.
Piraci podążali na przód zwartą grupą. Rolanda irytował Willow który gwizdał pod nosem i skakał jak idiota. Kapitan zastanawiał się co się stanie jeśli dojdą do rozwidlenia tunelu którą drogę wybrać. Szli tak jakieś piętnaście minut gdy po prawej stronie korytarza natrafili na drzwi.
- Otwieramy? – spytał kompanów dowódca.
- Tak, tak otwórzmy – prosił Willow. – Mam dość tych lochów, a za tymi drzwiami wydaje się tak bezpiecznie.

- Dobra gorylu, rozpierdol te gówniane drzwi i wchodzimy. Strup, Dragon idziecie pierwsi, na końcu idzie Cloudy i Slash. Moonshine i Baobab środkiem, Uhu ty pójdziesz obok mnie. Dryblasie rozjeb to.
Willow kopniakiem wyważył drzwi, piraci wpadli do środka jak burza. Znaleźli się w dość małej piwnicy z winem. Na półkach stały hektolitry tego zacnego trunku, kapitan zastanawiał się ile może mieć ta piwniczka. Była dość stara, dowódca umocnił się w teorii, że w lochach nic im nie grozi. Jak na razie całkowity brak truposzy, nie śmierdzi siarką ani innym gównem. Korytarz przystępny, winko i w ogóle. Coraz bardziej mu się to podobało. Jego niepokój budziły tylko tajemnicze światła. Mężczyźni podeszli do półek i opróżnili je z kilku butelek.
- Dobry rocznik – przyznał Dragon. – To winko ma ponad sto lat. Hej! Uhu wychlamy ze dwie ?
- A jak kamracie. Baobab przyłączysz się ?
- Oczywiście. Proponuje abyśmy wypili za zdrowie Rolanda.
Piraci wznieśli toast, następnie w krótkim czasie wyżłopali sześć butelek wina. Kapitan dziwił się jak pozytywnie wpływa alkohol na piratów. Jeszcze nie dawno byli zgrają dzikusów gotowych się powyrzynać za wszystko. Dowódcę ucieszyła ta zmiana, ale wiedział że lepiej nie zostawać tu zbyt długo, jego chłopcy upiją się do umarłego to posiedzi tu kilka godzin zanim będą chociażby w połowie zdolni do marszu.
- Idziemy chłopaki, ta piwniczka świadczy o tym, że dawniej te lochy nie były takie niebezpieczne. Nie mam pojęcia co tu jeszcze na nas się czai, ale mam przeczucie że nic nam nie grozi. Weźcie po flaszce i ruszamy, im szybciej stąd spierdolimy tym lepiej.
- A światła, one też coś znaczą. Lepiej mieć się na baczności – ostrzegł kapitana Dragon
- Dobrze, będziemy uważać, a teraz na przód – i kapitan ruszył z dobytym cutlasem jednak miał wrażenie że na nic on mu się nie zda.
Piraci uszli kilka kroków gdy ciszę przerwał okrzyk Baobaba.
- Zagłada, zagłada. Tam na górze – pokazał ziomkom. – Światła, zginiemy!
- Opanuj się – uspokoił murzyna dowódca. – Nic nam nie grozi te światłą znikną tak jak ostatnim razem.
- Ale budzą we mnie taką dziwną grozę – powiedział mag.
- We mnie również – przyznał Dragon
Okazało się, że światła budzą grozę we wszystkich poza Willowem. Jednak zjawisko po czasie zniknęło, a piraci ruszyli w dalszą drogę. Po godzinie marszu w tunelu zaczął unosić się zapach siarki i dymu, a po następnych dziesięciu minutach dotarli do rozwidlenia. Tunel rozłączał się na pięć mniejszych korytarzy.
- Dragon, co o tym myślisz? – zasięgnął rady podwładnego Roland.
- Dziwne, a może pójdziemy piątym.
- A to z jakiej racji.
- No bo dzisiaj jest piątek.
- O nie, nie, nie – wystrzegał się Roland. – wiesz że w piątek nic się nie udaje.
- Dlaczego nie? Przeprowadźmy głosowanie – zaproponował pirat. – Ej chłopcy! Co o tym myślicie?
Piraci uznali, że piąty tunel będzie najodpowiedniejszy. Roland wiedział, że robią to ze względu na niego, aby mu dokuczyć. Jednak musiał się na to zgodzić ponieważ tak zdecydowała załoga. Ruszyli więc piątym tunelem aż doszli do ściany.
- Ślepy zaułek kutasy – Roland powiedział z uśmiechem na ustach. – I co mówiłem, że w piątek to zawsze się nic nie udaje, a szczególnie jeśli idzie się piątym korytarzem.

- Haha, nic się nie udaje – śmiał się Dragon. – Willow rozjeb ścianę.
- Co kurwa?! Rozjebać ścianę? Nie, nie zgodzę się na to – krzyczał kapitan.
- Co ci szkodzi, warto spróbować.
- No dobra, ale Dragon idzie pierwszy.
- Zgoda, nasz kapitan sra w pory bo boi się rozpiepszyć ścianę i wleźć do jakiejś komnaty gdzie siedzi ofajdany szkielet, który jest tak stary, że nawet się ruszyć nie może. Willow rób swoje!
Osiłek bez trudu zniszczył ścianę, a Dragon zgodnie z obietnicą wszedł jako pierwszy. Jednak kiedy znalazł się w pomieszczeniu Baobab wydał z siebie demoniczny ryk, a strop załamał się grzebiąc mężczyznę pod gruzami. Piraci rzucili się do ucieczki jednak mag stał ciągle w tym samym miejscu i wpatrywał się w mrok.
- Postradał zmysły – rzucił Moonshine.
- Z pewnością, zawsze był trochę niedojebany, ale ostatnio zachowywał się nadzwyczaj dziwnie – myślał głośno Roland. – Ale dlaczego Dragon?
- Heh może dlatego, że poszedł piątym tunelem musimy uważać, aby wystrzegać się tej liczby oraz piątku – dołączył się do rozmowy Strup. – Może go jeszcze uratujemy. Biegiem do czwartego korytarza!
Piraci dotarli do czwartego tunelu, była tam taka sama ściana jak w piątym Willow rozjebał ją, a piraci wparowali do środka. Od razu runęła na nich cała horda orzywieńców.
- O chuj! Co to jest?! – krzyknął Slash i w tym samym momencie dostał dwuręcznym młotem w twarz. Umierając wykrzyczał słowa Baobaba.
- ZAGŁADA !!! – zaniósł się diabolicznym śmiechem i skonał.
Piraci rzucili się jak zgraja diabłów na truposzy. Siekli cutlasami, Strup siał zamęt swą kuszą. Willow wpadł w szał i rąbał pięściami miażdżąc kości truposzy. Jednak przewaga była po stronie umarlaków piraci cofali się nieustannie. Padł Uhu raniony włócznią, Willow jak lew bronił swego kapitana jednak osunął się na ziemię pod ciosami szkieletów.
- No goblin tylko ty, ja i kanibal żyjemy. Nie przypuszczałem że zginiemy w takich okolicznościach.
- Jeszcze nie wszystko stracone kapitanie – stwierdził mężnie Strup.
- Nie Strup to koniec.
- Kapitanie proszę spojrzeć – krzyknął Moonshine. – Tam, tam jest Baobab…
I padł raniony mieczem, Roland spojrzał na Strupa i w tej chwili Baobab zawył, a truposze rozpadły się w proch. Mag wpatrywał się w kapitan.
Prze... Przepraszam – wykrztusił i padł nieżywy.
Strup i Roland stali oszołomieni, byli sami bez pochodni w ciemnym niebezpiecznym lochu. Ich przyjaciele nie żyli, poświęcili się dla nich, a oni nie potrafili tego wykorzystać.
- Musimy ruszać Strup – kapitan starał się udawać, że nic się nie stało.
- Tak jest, przyrzekam, że wyjdziemy stąd żywi.
- O tak, a teraz ruszamy – rozkazał Roland. – Zaraz gdzie jest Cloudy?
- Tutaj kapitanie, tutaj – wołał skądś biedak.
Strup i Roland pobiegli do miejsca gdzie słyszeli wołanie.
- O kurwa – kapitan nie wierzył w to co zobaczył.

Na ziemi pod stertą gruzu leżał pirat, jego ciało było strasznie zmasakrowane, straciło swoje ludzkie kształty. Jego czaszka była powyginana, a nos stał się bezkształtnym czymś.
- Kapitanie, ja, ja umieram – i zaniósł się atakiem kaszlu. – Aa ... Ale... – i buchnął ogniem z ust oświetlając komnatę.
Strup i Roland ujrzeli małe drzwi, a za nimi schody. Spojrzeli na kamrata, ale ten już nie żył.
- Masz wino z piwniczki Strup? – pytał Roland.
- Tak, masz łyknij se – i podarował dowódcy pokaźną flasz encję.
Roland opróżnij ją w całości i wraz z podwładnym ruszył ku wyjściu, wspięli się na schody bez żadnych przeszkód. Znaleźli się w korytarzu, ale nie unosił się tam już zapach siarki i dymu. Na końcu tunelu ujrzeli nikłe światełko.
- Kurwa, Strup nigdy się tak nie cieszyłem z tego, że widzę światło – Roland niemal skakał z radości.
- O tak kapitanie, o tak – I w tym momencie znaleźli się przy wyjściu.
Twarz kapitan poczuła delikatny podmuch wiatru.
- Ach, to jest to – mówił sam do siebie. – Ale gdzie my teraz pójdziemy?
- Proponuję do najbliższego portu Roland – oznajmił Strup.
- Tak, chyba tak , ale może, tak idziemy skopać dupę „Błędnemu Rycerzowi” – mówił rozradowany pirat.
Jego podwładnemu szczęka opadła do ziemi.
- Co kurwa?! Na „Błędnego”? Nie to nie wchodzi w grę.
Dlaczego, pomścimy swoich zgarniemy trochę kasy, zajebiemy cudaków w hełmach. Perspektywa bardzo dobra Strup, prześpimy się i z rana wyruszamy.
O wschodzie słońca dwóch piratów podążyło w kierunku zrujnowanego Necroville, czuli strach ale i radość że pomszczą swych kamratów.


Oto moja praca, oceniajcie, komentujcie. Mam nadzieję że się spodoba :)


Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No i poszli w głąb ciemnego - niczym starannie skrywane pokłady umysłowe Willowa - korytarza.
A mieli jakiś wybór? W sumie to żaden… Niech to czort porwie łupieżców, którzy sami serc nie posiadając, innych o palpitacje przyprawić mogą… Jak poetycko, psia mać… Ale po kiego diabła rozpierdalać tak zbutwiałą norę, jak Necroville? Owszem, nazwa ślicznie rymuje się ze słowem „nekrofil”, ale nie posądzał najeźdźców o taką dbałość o szczegóły. Wręcz przeciwnie – za wszystkim z pewnością stał plugawy, stary i tłusty(koniecznie stary i tłusty!), łysy na czubku głowy i zarośnięty jak dzika świnia (z barwnych opowieści Baobaba) w pozostałych miejscach, wykluczając może twarz… Taaak… Roland już widział te kaprawe, świńskie oczka i zgrzybiałe palce, które zaciskają się na pulchnych pośladkach Margaret.
Ohyda. Splunął z odrazą przez ramię.
- Te, kapitanie, chyba wyjście widać! – z rozmyślań wybił go Dragon.
Rzeczywiście, z korytarza, kilka kroków przed nimi, wyłoniła się jakaś odnoga, w której to przez ciemność nieśmiało przebijało się wątłe światło.
- No to w drogę! – krzyknął wyraźnie rozweselony Slash.
Roland popatrzył na długi, ciemny tunel przed nimi. Po tym spojrzał w prawo i wpatrywał się przez dłuższą chwilę w odnogę emanującą karmazynowym światłem. Podłoże usiane było płatkami róż, a na ścianie wisiała tabliczka z napisem <<Burdel „U matuli” w tamtą stronę>>.
Mroczny, ponury, nieskończony zdałoby się tunel… albo migoczący w oddali dom uciech cielesnych. Tylko kto, do kroćset boskich lubieżności, stawia burdel w takim miejscu? Tutaj mogą zadowolić co najwyżej kilka szczurów, albo jeszcze gorszego świństwa. Albo to nielegalny dom spokojnej starości, pod przykrywką burdelu? Iście diabelski plan, trzeba przyznać… Wypada zapisać na liście rzeczy do zrobienia po przejściu na emeryturę, ale… Nie, po prostu nie… Może to ekskluzywny lokal?
- Dobra Slash! Skoro tak się wyrywasz, idziesz przodem. A jak wpakujesz nas w jakieś gówno, to tak cię oklepię po pysku, że nie poznasz, czy to jeszcze twarz, czy już kawał zgniłej dechy z resztek naszego szacownego Necroville.
I poszedł biedak przodem. Trochę utyskiwał pod nosem, ba - może i mu nawet smutno się zrobiło… No, ale kapitan kazał, a kapitana się słucha… a przynajmniej zwykle nie opłaca się nie słuchać.
Szli jeszcze do kupy z pięćset kroków, nie więcej. I każdy kolejny wiązał się z rosnącym podnieceniem… natury psychicznej, oczywiście. Może i niewiele wskazywało no to, że znajdą tam wyjście na powierzchnie, ale przecież trzeba z siebie zmyć te okropne wydarzenia i zastąpić nowymi, przyjemnymi.
- Niech mnie kule biją! – krzyknął Strup.
- O, wszeteczna pani! –zawtórował mu Moonshine.
Oczom załogi ukazał się ogromny budynek, skryty w znacznej jaskini, który emanował odcieniami karmazynu, purpury i różu. Za oknami widniały atłasowe poduszki, jedwabiste posłania i co najważniejsze zgrabne postacie zalotnych kurtyzan, jedna piękniejsza od drugiej. Ognistowłosa wychyliła się, machając przy tym swoim znacznym, wypływającym wręcz z dekoltu darem natury.
- Nie chcielibyście przypadkiem spędzić za mną kilku niezapomnianych chwil?
- Tak dawno nie gościli u nas żadni mężczyźni – skarżyła się z drugiego okna czarnowłosa, śniada piękność.
- Chodźcie najpierw do mnie – rozległ się zmysłowy głos z parteru – znam parę sztuczek, które onieśmielą nawet największego zabijakę…
Piraci popatrzyli sobie po gębach, na kilku twarzach zagościły krzywe uśmieszki i nie czekając na nic, niby kula armatnia, wystrzelili do drzwi.
Tam powitała ich upudrowana burdelmama, o której można było powiedzieć wiele, ale oszczędzając słowa wystarczy nadmienić, że miała na czym siedzieć, a tym bardziej czym oddychać.
Dragon, Willow, Uhu, Cloudy, Moonshine, Strup, Slash i nawet Baobab – wszyscy równym krokiem przekroczyli progi siódmego nieba, mijając uśmiechniętą właścicielkę.
Roland nie ociągał się zbyt długo i zdumiony ruszył za nimi. U samych drzwi zwróciła się do niego burdelmama, wykrzesując z siebie resztki dawnego, ponętnego tonu:
- Kochaneczku, niestety skończył nam się już limit. Dziś w życie weszła nowa ustawa - tutaj zaczęła machać mu świstkiem przed oczami – która każde bezwzględnie zamknąć wszystkie burdele pod wieloma straszliwymi groźbami. My jesteśmy bardzo praworządne i nie chcemy mieć więcej kłopotów, więc zgodnie z zaleceniami przejęłyśmy ostatnich ośmiu gości i zamykamy interes. Z resztą nie tylko my. W tej samej chwili zamykają się wszystkie burdele na świecie, a nasze podopieczne zajmą się teraz haftem i robótkami ręcznymi. Miłego dnia życzę.
Zamknęła w trzaskiem drzwi, wywiesiwszy wcześniej na nich tabliczkę „nieczynne”.
- Nienawidzę piątków, och jak ja ich nienawidzę! – ryknął Roland w niebogłosy.
- Ludobójstwo, zagłada miasta, a nawet zatopienie statku… Wszystko rozumiem, ale… Zamknięcie burdelu?! To nie może być prawda! Do wszystkich ludzkich bezeceństw, to najgorsze co mogło przytrafić się ludzkości! Niechże skończy się już ten koszmar!

I wtedy miotany gorączką zbudził się ze straszliwego snu, mokry od potu i roztrzęsiony od maligny.
- Jaki mamy dzisiaj dzień? – pospiesznie wybełkotał.
- Piątek, kapitanie – odpowiedział mu jakieś głos.

Do północy nie wstawał z łóżka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Warto spróbować, coś tam się napisało :)
Po kilkudziesięciu minutach wędrówki odgłosy walk wyraźnie przestały być słyszalne, ekipa Rolanda przemierzała ciemny tunel bacznie nasłuchując najmniejszych ruchów.
-Nie taki diabeł straszny jak go malują – powiedział Strup – Idziemy już jakiś czas może rzeczywiście nic tu nie ma?
Cała grupa ustała w miejscu i wymieniła między sobą ironiczne spojrzenia, Roland już miał coś powiedzieć, lecz machnął ręką i ruszył do przodu. Z każdym krokiem zaczął nasilać się silny odór zgnilizny.
-Czujecie to? Jakby ktoś wędził gówno – odparł Baobab.
-Rzeczywiście, z każdą chwilą jest coraz bardziej wyczuwalne, miejcie się na baczności – ostrzegł Roland i ścisnął mocniej swojego cutlasa.
Ściany zaczęły się rozszerzać, weszli do okrągłego pomieszczenia, czegoś w rodzaju ołtarza, z uchwytami przybitymi do ścian.
-Co to do cholery jest? - myślał Roland bacznie obserwując ściany ozdobione dziwnymi symbolami. Nie zauważył jednak tego co miał pod nogami, wdepnął bowiem w bliżej nieznaną cuchnącą breję.
-Jasna cholera! - krzyknął- jego krzyk zruszył stado nietoperzy które spod sufitu leciały w kierunku kompanów Rolanda.
-Głowy nisko! - krzyknął Dragon.
Gdy nietoperze odleciały Roland przystawił pochodnię do źródła smrodu i zaczął się dokładnie przyglądać – Krokodyl w stanie rozkładu, ale żeby aż tak śmierdział? - zapytał sam siebie.
-Spójrz na te ślady obok niego – pokazał Dragon, przecież to odcisk buta.
-Ktoś tu był przed nami, no panowie idziemy dalej, musimy się stąd wydostać – zachęcał Roland.
Szli dalej przed siebie, oby jak najprędzej opuścić te tunele. Nie wiedzieli czy mogą czuć się tu bezpiecznie, czy te wszystkie hordy umarłych i monstrualnych krokodyli żyjących w czeluściach tunelu to fikcja.
Baobab zaczął nucić dość przyjemną dla ucha melodyjkę, nie spodobało się tu reszcie grupy, która podobne zachowania postanowiła przemilczeć.
-Ile już idziemy? – zapytał Cloudy.
-Nie mam pojęcia, wiem tylko tyle że zaraz coś się stanie, to nie możliwe że idziemy tyle czasu i jeszcze nic nam tu nie wyskoczyło – odparł nerwowo Roland – Mam pomysł, przysiądźmy na chwilę – zaproponował po chwili.
Cała grupa postanowiła usiąść na przegniłej wilgocią ziemi aby dać odpocząć swoim kościom.
-Pieprzony piątek, że też właśnie nas to musiało spotkać, nie kurwa, nikogo innego nie tylko nas! - wrzeszczał opętanie Roland.
-Uspokój się, trzeba podejść do tego z innej strony, ledwo uszliśmy z życiem, ten tunel to być może nasza ucieczka od śmierci – odpowiedział Slash.
Wtem błogi odpoczynek przerwał niewyobrażalnie głośny warkot połączony z piskiem.
-Cóż to takiego? - zapytali chóralnie Roland z Dragonem.
Odgłos wydawał się coraz bardziej głośniejszy i wyraźniejszy, grupa piratów błyskawicznie podniosła się na nogi.
-Cloudy, dmuchaj tym swoim ogniem ! - rozkazał Roland. - Cloudy wytaczał potężne kule ognia w stronę bliżej nieznanej istoty, lecz było to zbyt mało aby zatrzymać monstrum. Chwilę potem bezzwłocznie poszły strzały z rusznicy Dragona, one również nie dały rady.
-Uciekamy! Szybciej! - poganiał swoich towarzyszy Roland, po czym trzymając w gotowości cutlasa został na końcu co jakiś czas oglądając się za siebie. Po chwili biegu zobaczyli w oddali błysk pochodni i brzdęk zbroi ścigających ich żołnierzy, czym prędzej skręcili w najbliższy boczny korytarz ściekowy i w pełnym napięciu czekali na dalszy zwrot wydarzeń. Monstrum które ich goniło nie skręciło w korytarz, biegło wprost na ścigających piratów żołnierzy. Piraci stali w kupce w milczeniu, wygasili pochodnię i czekali aż to wszystko się skończy.
-Zagłada – mamrotał Baobab.
-Zamknij się idioto! - wrzasnął przez zęby Roland wymachując przy tym ręką, przypadkowo uderzając w drąg wystający ze ściany, otworzyl się właz i wszyscy szybko spłynęli w dół aby znaleźć się na wybrzeżu, daleko od Necroville.
-Niech to wszystko szlag! - wrzeszczał opętanie Roland, wypluwając ze swoich ust ściekową breję.
-Nie jest tak źle, jesteśmy na plaży – odparł Moonshine.
Wylądowali na plaży, przy skalistym klifie, w oddali piętrzyło się kilkadziesiąt szałasów z płonącym na środku ogniskiem.
-Przejdziemy się w kierunku ogniska, może ktoś tam jest – zaproponował Roland i ruszył ku osadzie ludzkiej.
Przy ognisku siedział wpatrzony w ziemię starszy łysy mężczyzna, trzymając butelkę w ręku odwrócił się ku grupie piratów i uśmiechnął się. Roland w pierwszej chwili zwrócił uwagę na jego charakterystyczne buty. Przecież taki sam odcisk był w tunelu – pomyślał.
-To jakiś dziwak – zaszeptał Dragon
-Cicho – uspokoił go Roland, po czym podszedł do siedzącego mężczyzny i zapytał – Byłeś przed nami w tunelu? Doprowadziłeś nas tutaj? Mężczyzna nie odpowiedział, podniósł z piasku butelkę „Błędnego rycerza” i wręczył ją dla Rolanda.
-Błędny rycerz – przeczytał dostojnie, po czym zwrócił głowę ku piratom i odparł – Nie wiem czy mi uwierzycie ale właśnie padliśmy ofiarą klątwy błękitnego rycerza – odparł dumnie i zaśmiał się na głos. Śmiali się wszyscy oprócz Dragona, jego noc z Margaret również była jedynie halucynacją.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy konkurs nie powiem, sama bym coś nabazgrała, ale niestety gra nie w moich klimatach (tak wiem, Panowie mnie zjadą :) ). Przeczytałam trochę prac z nudów i powiem no,no... niektóre naprawdę interesujące, ale inne trochę zbyt przesadzone. Im dalsze tym miałam wrażenie, że co nie co się powtarza, więc moja ulubiona praca to taka jedna z pierwszych. Ciekawa, fajny język- taki bogaty- nie wiem jak ten gość to robi :P , śmiałam się jak dziecko, no i zwięźle bo to miało być w sumie dokończenie opowiadania i co najważniejsze nie połapałabym się, gdyby zespolono to w całość, że od pewnego momentu zmienia się autor, ale nicku nie podam, żeb nikt nie sugerował się moją opinią :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 10.04.2012 o 18:46, Teo21 napisał:

Ciekawy konkurs nie powiem, sama bym coś nabazgrała, ale niestety gra nie w moich klimatach
(tak wiem, Panowie mnie zjadą :) )


Dawaj, Teo, z chęcią bym poczytał o pirackich przygodach z perspektywy kobiety :P Zawsze jakaś odskocznia, od przepełnionych bluzgami, męskich wypocin :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 10.04.2012 o 18:46, Teo21 napisał:

moja ulubiona praca to taka jedna z pierwszych.
Ciekawa, fajny język- taki bogaty- nie wiem jak ten gość to robi :P , śmiałam się jak

piopal & dywany? :D Jak narazie, to motyw z dywanami właśnie, jest bezkonkurencyjny.
Idzie mi o jednostkowy akcent humorystyczny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 10.04.2012 o 20:32, I3ig napisał:

> Ciekawy konkurs nie powiem, sama bym coś nabazgrała, ale niestety gra nie w moich
klimatach
> (tak wiem, Panowie mnie zjadą :) )

Dawaj, Teo, z chęcią bym poczytał o pirackich przygodach z perspektywy kobiety :P Zawsze
jakaś odskocznia, od przepełnionych bluzgami, męskich wypocin :P

O ile się nie mylę to nikt jeszcze nie napisał że Roland to Pani Roland więc Teo mogłaby się utożsamić z bohaterką i powiedzieć o swoim punkcie widzenia niesfornej zgrai i były by szanse na podium z względu na kreatywność XD

Co do mojej pracy liczę że jakieś miejsce uda się wyskrobać, lecz niektóre prace są też ciekawe obawiam się też o te niektóre z nowszych zakończeń, które wyprzedzają moje pod względem profesjonalizmu ale niech wygra najlepszy xD.

Edit : A no tak zapomniałem o scenie z burdelu na początku XD ale można to różnie tłumaczyć XD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 10.04.2012 o 21:10, piopal napisał:

Co do mojej pracy liczę że jakieś miejsce uda się wyskrobać, lecz niektóre prace są też
ciekawe obawiam się też o te niektóre z nowszych zakończeń, które wyprzedzają moje pod
względem profesjonalizmu ale niech wygra najlepszy xD.

Każdy po trosze na to liczy. Myślę jednak, że głownie chodzi o fun. Nie codzień ma się okazję brać udział w takim ciekawym konkursie. :]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Niczego jeszcze nie przeczytałem, bo moja praca ukończona jest jedynie w 50%. Mam nadzieję, że nie zaniżę poziomu. A pomyśleć, że powinienem uczyć się do matury^^

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Owszem, liczy się fun, ale wyobraźcie sobie, jaki byłby odzew, gdyby napisali: "dokończcie to opowiadanie, potem wybierzemy te najlepsze, ale nikogo nie nagrodzimy-liczy się tylko zabawa i satysfakcja :)". Napisalibyście :D ? Nie sądzę. A tak każdy (w sumie to nie każdy, jedna praca to skandaliczne zerżnięcie z Terry''ego Goodkinda), pisząc, wytężył swój móżdżek, postarał się, dał coś od siebie i ma nadzieję na wygraną. I generalnie ta nadzieja jest bardzo fajna, bo do wyników są jeszcze 2 tygodnie, a już każdy, kurczę, w głębi serca wyobraża sobie, że jego praca przypadła do gustu jurorom i Risen zostanie wysłany właśnie do niego. Naturalna kolej rzeczy :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaloguj się, aby obserwować