Zaloguj się, aby obserwować  
Gram.pl

Konkurs Ghost Recon: Future Soldier - zgarnij kozacką figurkę!

166 postów w tym temacie

Ja osobiście uważam, że najciekawszym wynalazkiem jest wyświetlacz rozszerzonej rzeczywistości. Zastosowania militarne są oczywiste, co zresztą Duchy doskonale udowadniają, ale pomyślcie tylko jakie możliwości taki gadżet dawałby w cywilu! Dajmy na to: idziemy ulicą, w okularach mamy zamontowany ów wyświetlacz. Nagle słyszymy za sobą wykrzyczane z entuzjazmem nasze imię, odwracamy się i nie mamy pojęcia kto to...ale zaraz! Zaczyna działać wyświetlacz i już sekundę później mamy dokładne dane o osbie, skąd ją znamy, co lubi czy różne inne ciekawostki... Albo jeszcze lepiej! Kobiety straciłyby koronny argument wszystkich awantur mówiący o tym, że mężczyźni ich nie słuchają! Idziemy na zakupy i nie chcemy kolejny raz gubić w kieszenie pomiętej listy zakupów? Nie ma problemu! Jest wyświetlacz! I jakże proste i bezstresowe mogłoby stać się życie... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Eksplozja pocisku Hellfire była silniejsza, niż mogłem się tego spodziewać. Na filmach zawsze wyglądało to tak niewinnie... Główny bohater zwykle zachwiał się lekko lub upadłszy delikatnie wstawał, otrzepywał się i rzucał tani, chwytliwy tekst. Ja natomiast leżałem zbroczony własną krwią w stercie powyginanych koszy na śmieci, około trzydzieści metrów od miejsca, w którym znajdowałem się dwie sekundy wcześniej. Zachowałem przytomność i pomimo przeszywającego bólu mój oszołomiony umysł rozszyfrowywał otaczający krajobraz. Z poziomu lekko uniesionej głowy ujrzałem dwa przewrócone samochody osobowe, zniszczoną ciężarówkę, fontannę wody dryzgającą z miejsca, gdzie przed chwilą stał hydrant oraz płonące drzewo stojące trzy metry od ogromnej wyrwy w północnej ścianie biurowca po drugiej stronie ulicy. Bliżej, dzięsięć, możę piętnaście metrów ode mnie leżał dymiący, nienaturalnie przewrócony Jamniczek, z którego trzewi tryskały iskry i drażniące piski alarmów ostrzegawczych wszystkich możliwych systemów pokładowych. Imię „Jamniczek” mogłem łatwiej przyswoić – gdy się poznaliśmy, oznaczenie z lewej strony pancerza XF-88C Warhound wydawało mi się równie kosmiczne i trudne do zrozumienia, co geneza naszego spotkania.
„Czerwone guzikii są groźne. I tutaj, i na filmach. Zapamiętać. Nie naciskać.” Czy to ja zrobiłem? Umysł zdołał jeszcze wygenerować kiepski żart, gdy moje oczy zaszły mgłą i świat począł wydawać się bardzo odległy. Z oddali dochodziły syreny wozów ratowniczych. Ostatkiem sił ujrzałem karoserię czarnego, lśniącego wozu na dziwnych numerach, zatrzymującego się z piskiem opon obok mnie. Straciłem przytomność.
3 DNI WCZEŚNiEJ
Nienawidzę poniedziałków ale to miał być ten ostatni. Moja zmiana zaczynała się o siódmej rano i było to mój ostatni tydzień pracy. Była szósta czterdzieści a ja, wpół przytomny, po raz niewiadomo-który przeklinałem siebie za zignorowanie budzika i niebotyczny korek, który rozciągał się na długości całej ulicy Puławskiej, aż po horyzont. Do terminalu cargo, gdzie pracowałem, prowadziła jedyna słuszna droga przez najbardziej zakorkowaną ulicę Warszawy, a ja zawsze wyjeżdżałem zbyt późno. Jednak pomimo wszechobecnej frustracji i poczucia beznadziei tliła się we mnie iskra radości, która przypominała, jak ekscytujący może być nadciągający dzień pracy. Dzisiaj przyjmowaliśmy, zgłoszone dosłownie w ostatniej chwili poprzedniego dnia, dwa NATOwskie transportowce, które miały usiąć dokładnie 0730 i 0736 GMT +1 na pasie 33 Okęcia. Jeszcze bardziej ekscytującym był fakt, że po raz pierwszy, z niewyjaśnionych przyczyn, mieliśmy przyjąć je na cywilnym Cargo, bez udziału polskich wojskowych z drugiej strony lotniska, a przewożone kontenery oznaczone było jako ‘classified’ oraz ‘secure and transport to destination’. Oznaczało to ni mniej ni więcej najciekawszy transport w mojej karierze (być może w historii całego terminalu) i do tego to my mieliśmy na mojej zmianie o niego zadbać. Rewelacja!
Korek troszkę zelżał, podniecenie zajmowało miejsce frustracji a dzień stawał się słoneczny i piękny.
„Co może się stać, gdy dowiem się o zawartości tych kontenerów? To mój ostatni tydzień a potem fajrant” – pełen pytań i zafascynowany tajemniczością całej sprawy skręciłem ku bramom terminala.
Pierwszy C-5 Galaxy siadł punktualnie. Cóż to był za widok! Majestatyczna sylwetka szarego kolosa ledwo musnęła podwoziem wysłużony pas startowy. Tłum spotterów po drugiej stronie ogrodzenia cykał niczym stado bocianów na łowach. Słyszałem migawki aparatów z oddali. „To musi być wasze święto, chłopaki!” – pomachałem stałym bywalcom serdecznie. Drugi C-5 miał minutę opóźnienia, co zgłosiła nam Wieża i zgodnie z poprzednikiem ustawił się przy terminalu Cargo-A. Kontenery były cholernie ciężkie ale Amerykanie (co poznałem bo akcencie techników pokładowych krzyczących do siebie te zajebiście brzmiące komendy) szybko uporali się z zestawieniem ich na płytę lotniska z pokładów tych pięknych bestii. Było sporo uzbrojonych po zęby gości w nowoczesnym sprzęcie, którym z ciekawością się przyglądałem. Interesowałem się trochę tymi sprawami, ale za nic nie mogłem rozpoznać wzoru kamuflażu, który mięli na sobie. To musiało być jakieś oczko w głowie jakiegoś ważniaka – kontenery były czarne, pozbawione oznaczeń czy emblematów. Wyglądały jednak na standardowe, co było dla mnie kluczowe. Nie dostaliśmy żadnych papierów a przy wprowadzeniu brył do hangaru obecni byli wyłącznie dokładnie sprawdzeni kierowcy ciężkich ciągników, których bardzo rzadko musieliśmy używać. Cała scena przeładunku kipiała od atmosfery tajemniczości, tajności i całego tego „maximum security”. „Co wyście tu przywieźli, chcecie nas rozpirzyć w drobny mak?”- myśli nie dawały mi spokoju ale plan miałem ułożony i zamierzałem się go trzymać.
Nowocześni twardziele z giwerami zniknęli wraz z jedną z C-piątek późnym popołudniem, zostało kilku w zwykłych mundurach i jeden w garniturze, który zmył się czarnym Escaladem. Samochód pojawił się wieczorem niewiadomo skąd i bez słowa zabrał gościa. Nasz szef zmiany wyznaczył mnie (zawsze miałem wieczór w poniedziałek) i jednego nowego gościa do obsługi hangaru i dwóch lotów TNT, które miały siadać lada chwila. Wieża zgłosiła już nam dwa Bae 146-200 na markerze Warszawy, więc wszystko szło zgodnie z harmonogramem. Dostałem też coś, na co czekałem cały dzień – przepustkę do hangaru z czarnymi kontenerami, której wymagali wojskowi. Najdziwniejsze jednak było to, że w hangarze nie było absolutnie nikogo, żadnego żandarma ani amerykańskiego szpiega w okularkach, który miałby tą przepustkę sprawdzić. Założyli jedynie elektroniczną blokadę na drzwi z naszego budynku pracowniczego, do których potrzebna mi była ta plakietka. Wszystko wyglądało na najzwyklejszy ‘przerzut’ ciężkiego cargo, aby nikt nie zadawał zbędnych pytań. Takich przerzutów mięliśmy dziesiątki ale to tylko ułatwiało mi realizację mego planu.
Około 2200 GMT +1, gdy uporaliśmy się z rozładunkiem dwóch maszyn TNT i pożegnaliśmy znanych nam pilotów udających się do hotelu, wróciłem dla niepoznaki do siebie, łapiąc po drodze kanapkę z automatu. Nowy gość już kończył zmianę ale wszyscy wiedzieli, że ja zawsze zostaję dłużej, by popatrzeć nocą na starty z płyty lotniska. Byłem największym maniakiem z całej ekipy i nawet strażnik czasami zostawiał mi klucze do bram, bym mógł zamknąć cały interes. Szefa też miałem równego, więc i z nim nie było problemu. Ostatecznie wszyscy się zmyli, a ja, jak zwykle z lornetką i leżakiem, poszedłem w stronę hangaru B, który zawsze otwierałem sobie na oścież i, czasami pod dziobem jakiejś transportowej maszyny, siadałem na leżaku i w ciepłe dni podziwiałem startujące odrzutowce. Tym razem jednak lornetkę i leżak zostawiłem w hangarze B i udało się do, bardziej magicznego nocą niż zwykle, hangaru A.
Drzwi cichym piknięciem otworzyły się po użyciu karty. W ciemnościach rysowały się rzędy różnej wielkości pakunków ale mnie interesowały dwa największe, wyższe od innych, stojące przy południowej ścianie. „Mój zestaw małego ślusarza i tym razem da radę.” – pełen optymizmu ściskałem kompaktową skrzynkę z narzędziami, która otwierała wszystko, co tylko chciałem. Taka mała tajemnica pracownika. Grzechów wszyscy mamy na pęczki. Wszystko związane z tym całym cyrkiem mówiło mi jedno – to ma wyglądać jak normalny transport więc i kontenery będą standardowe. Nie myliłem się – czarne kontenery, chociaż wyglądały groźne, były standardowymi pojemnikami ISO i raz dwa zabrałem się do ich otwierania. Bałem się jakichś kabli, alarmów ale nic takiego na drzwiach nie istniało i po kilku sprawnych ruchach dostałem się do środka pierwszego z nich.
W środku znajdowyały się dwie niepozorne, drewniane skrzynie. Drżącymi rękami obmacałem pierwszą z nich – nic szczególnego. Dużym śrubokrętem delikatnie podważyłem wieko. Wyjąłem z kieszeni małą latarkę i poświeciłem do środka. Światło odbiło się od czegoś dużego, metalicznego, o owalnych, płynnych kształtach. Potem zobaczyłem około pół-metrowe wirniki, łącznie cztery i niewielkie, twarde pudełko leżące na czymś, co wydawało się kadłubem urządzenia. Sięgnąłem po pudełko a raczej walizkę. O dziwo, nie miała szyfru ani zamka. Po otwarciu okazała się być dość solidnym laptopem, być może „pilotem” latającego urządzenia. Całość wyglądała na zdalnie sterowany pojazd latający o czterech śmigłach.
Nie wiem jak to się stało i dlaczego zrobiłem coś tak głupiego, ale 10 minut później ten dziwny rotor śmigał pod sklepieniem hangaru a ja intuicyjnie sterowałem nim z ekranu dotykowego komputera, który włączył się najzwyczajniej w świecie po naciśnięciu guzika. Urządzenie było szalenie łatwe w obsłudze, niczym produkt Apple! Po paru chwilach byłem w stanie już latać nim wokół siebie, robić gwałtowne zwroty. To był istny obłęd! Kamera latajki przełączyła się w tryb nocny – widziałem siebie i cały hangar jak na dłoni. Po naciśnięciu na ekranie ikony „thermal” zobaczyłem siebie jako czerwoną, rozmazaną postać a otoczenie wokól mnie – w odcieniach chłodnego błękitu. „Termowizja – wow!” Były jeszcze tryby podczerwieni, spory zoom i nie minęło wiele czasu, gdy mogłem obserwować bardzo dokładnie obsługę strefy pasażerskiej, zawieszając latadło przy dużym oknie u szczytu hali.
„Ciekawe co jeszcze mogę znaleźć w tej bajkowej krainie!” Nie ryzukując zbytnio uszkodzenia sprzętu odłożyłem sprzęt na swoje miejsce, grzebiąc oczywiście dalej. W głębi skrzyni znalazłem wojskową kamizelkę, która, a jakżeby inaczej, od razu założyłem. Kamizelka w niesamowity sposób dopasowała się do ciała samoistnie ale nie wydawała się być jakimś cudem techniki poza tym, że była wykonana z niesamowicie dziwnego materiału i miała na froncie panel dotykowy wielkości kciuka. Po dotknięciu panelu przyrzekłem sobie, że zemdlałem, gdyż w jednej chwili moja dłoń a właściwie całe moje ciało rozpłynęło się w powietrzu. Nie widziałem, co się właściwie stało, ale po pierwotnym szoku uświadomiłem sobie, że właśnie stałem się... niewidzialny.
Nie wiem jak to się stało, że w ciągu 3 minut stałem już w środku hali odlotów i patrzyłem z czterech metrów na strażników granicznych z oddziału prewencji. Pasażerowie mijali mnie, nie dostrzegając absolutnie niczego. Moje ciało generowało wprawdzie ledwo widzialną mgłę w ruchu ale odrobina ostrożności czyniła mnie prawdziwym duchem. Szturchnąłem kilku przypadkowych ludzi będąc nadal w totalnym szoku możliwości tego cuda i patrzyłem na ich nieogarniając miny, gdy rozglądali się wokól mając pretenesję do innych pieszych. Zabawy mogło być bez liku ale noc stawała się krótka a ja miałem na sobie tajny i pewnie cholernie drogi sprzęt wojskowy skradziony z nieoznaczonego i jeszcze bardziej tajnego transportu. Czas wracać i zamknąć sklep z zabawkami.
Odkładając kamizelkę do skrzyni czułem niedosyt ale i strach przed wykryciem i perspektywą odsiadki gdzieś w Guantanamo do końca moich dni. Jakże głupie były moje poczynania. Pomyślałem to samo po raz drugi stojąc dziesięć minut później u wrót odchłani drugiego z czarnych kontenerów...
Ten pojemnik wypełniała jedna ogroma skrzynia. Wyższa ode mnie, zdawała się skrywać jakiś naprawdę kosmiczny sprzęt. Zdjąwszy przedni panel skrzyni zobaczyłem z przerażeniem wielki, metalowy łeb, przymocowany do czegoś przypominając czołg na nogach. „O ja pier.... Taak, Ty jesteś z tego wszystkiego najlepszy.” Jedyne wyrażenie, które cisnęło mi się wtedy na usta, wydało się być mimo wszystko zbyt mało dramatyczne względem niesamowitości widoku. Białe, dzielone litery na prawym boku pancerza składały się w napis „XF-88C Warhound”. U podnóża prawej przedniej nogi leżało pudełko z komputerem, właściwie identyczne z tym znalezionym przy latającym zwiadowcy. W tym momencie moje neurony, synapsy i inne połączenia mózgowe najpewniej uległy przepaleniu, bo jedyna myśl kołatająca się w postaci wielkiego, czerwonego napisu po głowie mówiła: „Oto Przegubowy Pies Bojowy – Jamniczek. Czas wziąć Jamniczka na przejażdżkę.”
Aby spuentować tą szaloną noc i zabawić się jeszcze przed wyrokiem i śmiercią w wojskowym więzieniu o zaostrzonym rygorze, robiłem najgłupszą i zarazem najlepszą rzecz w moim życiu. Pod osłoną nocy pędziłem około sześćdziesięciu kilometrów na godzinę przez pola oddzielające lotnisko od szosy, siedząc na grzbiecie prototypu robota kroczącego Armii Amerykańskiej z jego sterownikiem w rękach, z nogami pomiędzy dwoma wyrzutniami pocisków AGM-114 Hellfire. Wiatr we włosach i czysta płynna zajebistość. Nic już nie miało znaczenia, czułem się spełniony a konsekwencje tego szaleństwa było albo odległe albo nierealne już dla mnie.
W bok pancerza uderzyła światłość. Ciężarówka zrzuciła mnie z robota a pancerz przewrócił się z hukiem i w kanonadzie iskier uderzył o krawężnik dwupasmowej drogi. Wcześniej szturchnąłem coś nogą, czułem okropny ból. W głowie zakodował się metaliczny krzyk „missile launched”. Ciężarówka płonęła a potem nastąpiła eksplozja, gdzieś dalej. Lecąc kilkadziesiąt metrów widziałem wyrwę w budynku i mnóstwo odłamków szkła. Potem nastała ciemność a ja czułem krew na zębach i całym ubraniu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dnia 28.05.2012 o 00:02, ZeeMike napisał:

3 DNI WCZEŚNiEJ


Naturalnie proszę zignorować wstawkę w tekście, mówiącą "3 DNI WCZEŚNIEJ" i zastąpić ją w swojej mądrej głowie wstawką "16 GODZIN WCZEŚNIEJ". Historia miała być nieco inna i nie zdołałem już tego zmienić, a błąd czasu nie jest czymś fajnym...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja się zastanawiam nad czymś innym... mieliśmy opisać wykorzystanie jednej z zabawek i którą byśmy wybrali, a nie pisali opowiadania. Bo jakbym ja się rozpisał to nie wiem czy czasem moderator nie musiałby pozwolić na publikację tego przez kilometr postu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 28.05.2012 o 08:43, Muradin_07 napisał:

Ja się zastanawiam nad czymś innym... mieliśmy opisać wykorzystanie jednej z zabawek
i którą byśmy wybrali, a nie pisali opowiadania. Bo jakbym ja się rozpisał to nie wiem
czy czasem moderator nie musiałby pozwolić na publikację tego przez kilometr postu...


To czemu się nie rozpisałeś? Ja miałem taki pomysł, ba - cała historia miała zająć sporo więcej miejsca ale wolałem to zagregować, nie obciążając zbytnio Moderatorów ogromem treści. W założeniach konkursu nie było ani limitu znaków ani narzuconej formy pracy. Proszę o uszanowanie innych uczestników konkursu i ewentualne pretensje wyłącznie do siebie. No offence.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie po prostu się tak zastanawiam i głośno myślę. Bo fakt: mogłem się rozpisać, czemu nie... tylko wtedy bym pisał na pewno na temat tego dlaczego to bym wybrał właśnie to coś i tłumaczył. Jakby to był konkurs na opowiadanie to co innego. Tu nawet nie chodzi o format pracy tylko temat jaki jest podjęty.

A swoją drogą tak jak Kaczek powiedział: trochę o dwie minutki za późno...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 28.05.2012 o 10:42, Muradin_07 napisał:

Nie po prostu się tak zastanawiam i głośno myślę. Bo fakt: mogłem się rozpisać, czemu
nie... tylko wtedy bym pisał na pewno na temat tego dlaczego to bym wybrał właśnie to
coś i tłumaczył. Jakby to był konkurs na opowiadanie to co innego. Tu nawet nie chodzi
o format pracy tylko temat jaki jest podjęty.

A swoją drogą tak jak Kaczek powiedział: trochę o dwie minutki za późno...


Zwróć uwagę, że moja praca nie jest jedynym opowiadaniem czy bardziej kreatywną formą pracy wśród zgłoszonych (Jest nawet wiersz!). Pozostawiam ocenę tej kwestii Moderatorom. Temat pracy - ot, moja interpretacja, czyż nie doczytałeś się, co z ''zabawek'' spodobało mi się najbardziej i jak to wykorzystałem? A moment zgłoszenia pracy - fakt, serwer zapisał ją o 00:02. 23:59 strona przez chwilę nie działała, a post dodawał się ponad minutę. Było to albo wina serwera albo mojego łącza. Tą kwestię techniczną pozostawiam również gestii Moderatorów, ponieważ nie jestem w stanie tego ani udowodnić ani nie dysponuję logami jednak liczę tutaj na zwykłą, ludzką wyrozumiałość.

Proponuję zakończyć offtop i uszanować Moderatorów, którzy mają nieco prac do sprawdzenia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Spoko, też miałem tak kiedyś jak pisałem na coś, dodawało mi się jakieś 30-40 sekund. Jak coś to no offence, po prostu takie moje spostrzeżenia i tyle :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 28.05.2012 o 11:20, ZeeMike napisał:

> Nie po prostu się tak zastanawiam i głośno myślę. Bo fakt: mogłem się rozpisać,
czemu
> nie... tylko wtedy bym pisał na pewno na temat tego dlaczego to bym wybrał właśnie
to
> coś i tłumaczył. Jakby to był konkurs na opowiadanie to co innego. Tu nawet nie
chodzi
> o format pracy tylko temat jaki jest podjęty.
>
> A swoją drogą tak jak Kaczek powiedział: trochę o dwie minutki za późno...

Zwróć uwagę, że moja praca nie jest jedynym opowiadaniem czy bardziej kreatywną formą
pracy wśród zgłoszonych (Jest nawet wiersz!). Pozostawiam ocenę tej kwestii Moderatorom.
Temat pracy - ot, moja interpretacja, czyż nie doczytałeś się, co z ''zabawek'' spodobało
mi się najbardziej i jak to wykorzystałem? A moment zgłoszenia pracy - fakt, serwer zapisał
ją o 00:02. 23:59 strona przez chwilę nie działała, a post dodawał się ponad minutę.
Było to albo wina serwera albo mojego łącza. Tą kwestię techniczną pozostawiam również
gestii Moderatorów, ponieważ nie jestem w stanie tego ani udowodnić ani nie dysponuję
logami jednak liczę tutaj na zwykłą, ludzką wyrozumiałość.

Proponuję zakończyć offtop i uszanować Moderatorów, którzy mają nieco prac do sprawdzenia...



Co nie zmienia faktu, ze napisales opowiadanie, a nie bezposredni opis i zastosowanie tego przez Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 29.05.2012 o 15:35, Papa_Razzi napisał:

Czy ktoś jest w stanie powiedzieć kiedy będzie rozstrzygnięcie tego konkursu? Ktoś o
nim jeszcze pamięta?


Spokojnie, pojutrze będą wyniki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dziękujemy za wszystkie zgłoszenia, sporo prac naprawdę wybornych :) Ale liczba zwycięzców jest niestety zawsze ograniczona, a tym razem szczęście usmiecha się do:

Figurka
Matuch515

koszulki
zgrzyt
Blazej_M2
Snake08
Sethlan
wide
BroosLi
DrakeBurn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wow.
Po prostu nie posiadam się ze szczęścia! :D Dziękuję bardzo, jeszcze nic w życiu nie wygrałem :P Niemniej- chylę czoła przed autorem wiersza- to była dopiero przekozacka rzecz ;)
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam gram.pl jak i wszystkich uczestników - zabawa była przednia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 31.05.2012 o 23:09, Matuch515 napisał:

Wow.
Po prostu nie posiadam się ze szczęścia! :D Dziękuję bardzo, jeszcze nic w życiu nie
wygrałem :P Niemniej- chylę czoła przed autorem wiersza- to była dopiero przekozacka
rzecz ;)
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam gram.pl jak i wszystkich uczestników - zabawa była
przednia!


Gratulacje! Opowiadanie świetne i z dużą dozą humoru. Takie lubię :) Nagroda w pełni zasłużona.

Ja natomiast bardzo się cieszę z koszulki, bo właśnie taką chciałem mieć :D Jeżeli jest jakaś możliwość wyboru to koniecznie T-shirt :)

Co do osób które miały jakieś zastrzeżenia: Jak jury ma wybrać spośród 100 wpisów coś oryginalnego, gdy wszyscy piszą o kamuflażu i że podglądali by panienki? Dzisiaj liczy się kreatywność, wyróżnienie się z tłumu. No i Matuch 515 włożył mnóstwo pracy w to opowiadanie, które oczywiście zawiera odpowiedź na konkursowe pytanie. I dla mnie by było niesprawiedliwe nagrodzić figurką kogoś kto pracował nad wpisem 3 minuty a nie 1,5 godziny lub więcej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Hah, wielkie dzieki za koszulke ! Bede nosil ja z duma, w koncu jestem fanem serii "Ghost Recon" - ogromne DZIEKUJE !

P.S - Gratuluje dla pozostalych zwyciezcow...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaloguj się, aby obserwować