Zaloguj się, aby obserwować  
Gram.pl

Konkurs książkowy - wygraj "Czas silnych istot" Marcina Przybyłka

33 postów w tym temacie

Moją ulubioną grą science-fiction jest ''''Mass effect''''. Gra posiada bardzo dobrą, zróżnicowaną fabułę, możliwość eksploracji niektórych planet (część 1) oraz ciekawy system walki. Bardzo ciekawym elementem jest wybieranie stron po których chcemy walczyć (np. w 3 części można zawrzeć pakt z wrogom nam wcześniej stroną) oraz dosyć duże zróżnicowanie broni. Ciekawym pomysłem jest również wybieranie kogo mamy z ''''przyjaciół'''' przy sobie w trakcie misji. Koniec trylogii ''''Mass effect'''' jest wielką stratą i bardzo chciałbym doczekać się kontynuacji tego tytułu w przyszłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie Space Rangers 2! To najlepsza mieszanka gatunków gier, jaką w życiu widziałem. Arcade w czarnych dziurach, taktyczna w kosmosie, strategiczna podczas walk mechów i w końcu... tekstowa podczas misji planetarnych. A to wszystko wspaniale ze sobą współgra. Sprzęt się zużywa, każda wystrzelona rakieta kosztuje, galaktyka żyje własnym życiem, a my ganiamy za statkiem z silnikiem "made in china" czy przewozimy wirusa "Łindows"... Po prostu cudo. No i w żadnej innej grze nie można zostać najlepszym rockmanem w galaktyce! :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wybór na początku wydawał mi się trudny, w śród tylu świetnych gier o tej tematyce wybrać tą jedną najlepszą. Lecz wystarczyła tylko krótka chwila aby uświadomić sobie, że jedna gra zawsze była, jest, chociaż mam nadzieje, że nie będzie wiecznie, poza konkurencją. FREELANCER. Pierwszy był oczywiście Frontier. To on zaraził mnie miłością do pięknego otwartego i wolnego kosmosu. Jednak cała galaktyka na jednej dyskietce? Gdzie jest haczyk? A no jest w pustce, monotonii i" jednakowatośc" (uwaga nowe słowo :) ) . Kosmiczną pustkę wypełnił właśnie on, Freelancer. Na początku było zdziwienie, jak to 40-50 systemów ? Co to za nędza. Jednak grając chwile zorientujesz się, że każdy jeden jest tak unikatowy i oryginalny, że nie znajdziesz drugiego takiego nigdzie w żadnej innej grze. Cała mechanika i tzw lore świata jest dopięte na ostatni guzik. Wszystko ma swoje miejsce, wszystko ma sens. Każda jedna z dziesiątek frakcji ma swoje miejsce i jest tam gdzie być powinna: policja w pobliżu cywilizacji , wojsko na granicach zapalnych systemów, korporacje tam gdzie coś można wydobyć, wyprodukować lub przehandlować, a różne grupki wyrzutków czy korsarzy tam gdzie nie ma policji i wojska ale na pewno tam gdzie korporacje mają swoje interesy. Złomiarze tam gdzie złom można pozyskać (nawet jeżeli jest to jeszcze sprawny statek, jeśli wiecie o co chodzi :). W systemie który dopiero jest kolonizowany działa sprawnie korporacja od terraformacji planet. Żeby ją odwiedzić musimy trochę przelecieć standardowo, gdyż widzimy że połączenie szybkimi tunelami pod(lub nad, naukowcy jeszcze się spierają)przestrzennymi też nie jest jeszcze skończone. Po co tam lecieć? A można się wynająć do oczyszczenia terenu z Gajan, dla których pierwotny wygląd planet to świętość i dlatego rozbijają kolejne statki z dostawami dla korporacji, niczym gobliny w mrocznym lesie fantasy polują na śmiałków, aby zatrzymać proces postępu cywilizacjnego w tym rejonie galaktyki. Albo odnaleźć ukrytą bazę Gajan i samemu zająć się korporacyjną zarazą. W imię dziewiczego, nieskalanego ludzką ręka łona planety, no i paru kredytów oczywiście. W końcu na czymś trzeba latać, za coś kupić rakiety, nanoboty do napraw, lub w końcu zainwestować w pozytronowe tarcze które świtanie radzą sobie z bronią laserową... chociaż gorzej z cząsteczkową i plazmową...hmm przemyśle ten zakup jeszcze. To tylko wycinek tego co nas czeka.Tak na szybkiego: bary, przemyt, handel, piractwo, likwidacja piratów za pieniądze, knajpy, planety, stacje, kopalnie, speluny, starzy znajomi, nowi znajomi, i kluby nocne i dzienne . Możemy nawet poczytać sobie normalną prasę a w niej np, że dziś na Planecie Stuttgart odbywa się coroczny dzień głupka, gdzie każdy powinien zrobić coś bezdennie głupiego. Jest to nawiązanie do ogromnego projektu włodarzy planety który przez głupie i amatorskie błędy doprowadził do śmierci kilkunastu tysięcy mieszkańców. I tak dla każdej stacji, planety.Gra tak naprawdę jest ...zwyczajna, jakaś tam fabuła, jakieś tam misje. Jednak świat , dla którego gramy w gry s-f jest tak wspaniale skonstruowany i bogaty, że IMO do tej pory nikomu nie udało się tego powtórzyć w żadnej podobnej (czy innej grze s-f) A na końcu czeka nas jeszcze WOW w postaci ostatniego systemu. Bez spoilerów, ale cholera, zostało mi to w pamięci aż do teraz. Ach no i jeszcze zdobędziemy nową dziewczynę :p To też ważne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jakbym miał opisać swoją ulubioną grę S-F to najprawdopodobniej byłby do Aliens vs. Predator 2. Na pewno w 90% z powodu filmów o obcym czy też filmów o Predatorze, ale też z innego powodu. Praktycznie przez cały czas człowiek w głowie ma jedno zdanie- w kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku. Weźmy na przykład kampanię Marine- tak naprawdę krąży ona wokół samotnego (a jak się znajdzie ktoś do pomocy to Bogu dzięki) pokonywania korytarzy, które mimo że nie są wypełnione stworami to w każdym zakamarku może się pojawić albo Drone albo Facehugger. Czyli cały czas musimy mieć głowę na karku mimo, że mamy przeróżny sprzęt do eksterminacji. Pojawiają się androidy, które wyglądają tak jak ludzie ale nimi nie są- tak naprawdę też im ufać raczej nie możemy, bo mogą być z góry zaprogramowane przez innych. I do tego charakterystyczne pukanie sonaru gdy przemierzamy korytarze i strzelamy w byle kosmicznego żuczka, bo myślimy że to obcy. No i tak naprawdę walka obcego i Predatora, czyli dwóch kosmicznych "myśliwych". Obcy może jest w pewnym sensie mięsem armatnim, ale ich matula kochana może tworzyć tysiące. Predator jest sam, ze swoją bronią, niewidzialnością i zdolnością widzenia w kilku trybach. Tak naprawdę to każdy walczy z każdym- to że Predator walczy z Obcymi nie oznacza, że jest przyjacielem Marine''a, bo tego też chętnie by chciał do swojej kolekcji trofeów. I tak tworzy to trójkąt, gdzie nie musi oznaczać, że Marine jest właśnie tym na straconej z góry pozycji. Dlatego to AVP2 jest tą moją ulubioną grą S-F- tak naprawdę jest to jeden wielki FFA, gdzie zwycięzca może być tylko jeden. Batalia na śmierć i życie, gdzie nie ma sojuszy i liczy się ten, kto jest najpotężniejszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

. STAR WARS
. JEDI KNIGHT II
. JEDI OUTCAST
.
. Najlepsza gra z uniwersum Gwiezdnych Wojen.
. Najlepsza walka mieczem świetlnym w historii, która
. pozostaje niedoścignionym wzorem dla innych
. gier z serii Star Wars do dziś.
. Ciekawa, wymagająca i długa kampania.
. GENIALNY MULTIPLAYER
. Niezapomniane starcia z innymi graczami,
. klanówki, turnieje, liga.
. Żadna inna gra nie dała mi tyle satysfakcji
. co Jedi Knight II: Jedi Outcast.
.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

W czasach nieustannej walki o przeżycie, w czasach ciągłego wyczerpania, gdzie dla wielu praca stawała się ważniejsza niż ich własne dzieci, przeniosłem się do innego świata. Siwiejący już włos na mojej głowie stał się na nowo kruczo-czarny, a pomarszczona miejscami twarz promieniała na nowo młodzieńczym blaskiem. Z bronią przy ramieniu, uwikłany w intrygi nowego świata walczyłem na śmierć i życie. Przemierzając galaktyki, dowodziłem, podejmowałem decyzje mające wpływ na cały nowy świat, w którym teraz żyłem. Czułem przytłaczający ciężar odpowiedzialności... Czułem, że jestem potrzebny by zbawić świat. Świat kontrastów, pełen barw i mroku, miejsc przepięknych i miejsc zniszczonych ciężarem bitew. Byłem tam i nie chciałem wracać do tego świata, gdzie honor, odwaga i zasady już dawno przestały być w cenie...
Nikt jednak nie mówił, że będzie łatwo. Po długiej walce o losy świata zostałem zmuszony do powrotu. Dalej prowadzę swoją walkę, ale już z przeciwnikiem innego rodzaju. Jednak Mass Effect pozostanie na zawsze w mojej pamięci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wiele gier science-fiction zapadło mi w pamięć, ale jeśli mam być naprawdę szczery, to najlepiej ze wszystkich innych wspominam „StarCrafta II – Skrzydła Chwały”. Właściwie, jak tak się teraz zastanawiam, to może dlatego najlepiej go wspominam, bo momentami naprawdę łapał za serce. Wiem, że teraz Ty czytelniku możesz się śmiać ze mnie, że jestem jakiś zbyt melancholijny, ale tak właśnie było, a ja tu opisuję tylko to co czułem. Zaczęło się zwyczajnie, od odpalenia gry (zastanawiające, ale nie miałem żadnych błędów). Moim oczom ukazał się słynny (jak się później dowiedziałem) Tycus Findlay. Intro które zacząłem oglądać było od samego początku dające do zrozumienia tylko jedno „TY, właśnie TY, mógłbyś być takim skazańcem jak Findlay, skazańcem który wie, że wolność wymaga poświęceń”. Jednak w momencie gdy sobie o tym pomyślałeś, Twoim oczom ukazywał ktoś całkiem inny, renegat Jim Raynor – człowiek pozbawiony tego, co najbardziej kochał, kobiety, która zmieniła się w coś, z czym prędzej czy później będzie się musiał zmierzyć. I tutaj zatrzymajmy się na moment. Wyobrażacie sobie to? Kobieta, którą codziennie widzicie, najpierw rzucacie na siebie tylko niewinne spojrzenia, każde kolejne spotkanie z nią, daje Ci siłę na cały dzień. W końcu los sprowadza Twoją ścieżkę na jej, ale nie ma tak łatwo… Któregoś pięknego dnia Twoja ukochana znajduje się w sytuacji bez wyjścia – zmienia się w czyste ZŁO, ale nie z własnej winy. Ty zawiniłeś? Pewnie będziesz sobie to powtarzać do końca życia. Na razie jednak musisz sobie poradzić z pierwszą misją, którą stawia przed Tobą StarCraft II. Ok, jest miło zaczynasz poznawać rozgrywkę i o dziwo, zaczyna Ci się to podobać, wszak dowodzenie własnymi wojskami jest nadzwyczaj ekscytujące. Parę misji później, patrzysz na zegarek: „O kurczę, toż to noc już nastała, a miałem jeszcze krowy wydoić…”. Po kilku wdechach i wydechach powietrza, dochodzi do Ciebie myśl, że przecież uratowanie całej galaktyki jest ważniejsze, a krowy mogą poczekać do jutra – grasz dalej. To, co cieszy Cię najbardziej, to możliwość ulepszania swoich jednostek w zbrojowni i eksperymentowania z nimi w laboratorium Twojego własnego statku, ale ileż można ulepszać i ulepszać, czas wybrać się do kantyny i sprawdzić co tam mówią w TV, o Twoim odwiecznym wrogu Mengsku, ale właściwie, to co on Cię obchodzi, odpręż się i zagraj na automatach w „Zaginionego Wikinga”… Tymczasem budzisz się rano z obolałą głową… Tak, za dużo wypiłeś, tego międzygalaktycznego piwska. Cooo? To już ostatnia misja? Niestety, to prawda, ale nie smuć się, bo odnalazłeś kogoś na kim Ci najbardziej zależało…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Moją ulubioną grą Mass Effect. Pierwsza część jest najlepszą ze wszystkich cześci. Jest tam wielki i otwarty świat. Prawie na każdej planecie można robić misje. Można przy niej spędzić dużo godzin zabawy. Dużym plusem tej gry jest fabuła, która wciąga i wybieranie scenariuszy tekstu, które decydują czy jesteśmy źli, dobrzy lub neutralni.
Mass Effect to podstawa gracza który lubi grać w gry science - fiction

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bo ja wiem. Ulubiona gra science-fiction. Hmmm. Stawiałbym na The Chronicles of Riddick: Assault on Dark Athena. Żadna inna gra nie pozwala mi stać się jednym z najgroźniejszych gości wszechświata, o głosie tak niskim, że całe powietrze w pomieszczeniu aż drży gdy się odezwie. Riddick czai się w mroku niczym kot (zwłaszcza z tym swoim wzrokiem) by szybko i brutalnie zakończyć życie kogoś, kto stoi mu na drodze. Bo każdy wie, że do Riddicka się nie fika. Towarzyszący mu klimat bycia jednocześnie zaszczutym i łowcą, nie da się porównać z niczym innym. Opórcz tego jest mistrzem ciętej (czaicie tą dwuznaczność) riposty. A jego wygląd (a także i wcześniej wspomnainy głos) wzorowany na Vin Dieselu dopełnia całości. To jest po prostu gra, która pokazuje jak być największym twardzielem w galaktyce. A na zakończenie mała rada - nie bójcie się ciemności. Razem z nią bójcie się Riddicka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

W pierwszej chwili chciałem napisać o grach z uniwersum Unreal ze wskazaniem na odjazdowe UT, ale koniec końców wybrałem grę diametralnie inną. Wspaniałą, nietuzinkową, która do dziś nie znalazła następcy. Wciąż jest ceniona wśród zatwardziałych multiplayerowców.
Mówię o grze, której oryginalność zaczyna się już od tytułu. Mówię o ORIGINAL WAR. Powiadają, że wojna nigdy się nie zmienia - ale tym razem poprowadzono ją z pomysłem. Choć screeny z pierwszych misji mogą wzbudzać wątpliwość - gdzie tu SF? - to już wszystko inne ją rozwiewa. Original War realizuje wszelkie możliwe założenia SF oprócz podróży w kosmos, a i te nie są do końca wykluczone. Wyobraźcie sobie mieszaninę RTSów/Tacticali, RPGów z... przygodówkami. Original War powstało w czasach, kiedy takie hybrydy nie były czymś oczywistym. Jesień 2001, pamiętam jak dziś.
Gra zaczyna się w niedalekiej przyszłości i opowiada o konflikcie USA i Rosji, który przenosi się do odległej... Nie, nie galaktyki. Do odległej przeszłości. Dwa miliony lat przed naszą erą. I tu zaczyna się SF pełną gębą. Bo już sam wehikuł czasu - EON - pochodzi z kosmosu, a wojna toczy się o paliwo do maszyny - syberyt. Po każdej ze stron musimy przejść piętnaście zróżnicowanych misji. Część z nich można określić jako klasyczne RTSowe, inne taktyczne, a jeszcze inne przygodowe, w żadnej nie chodzi o to samo. Czasem trzeba po prostu się utrzymać i zdobyć minerał, czasem chodzi o przeprowadzenie badań... Ale każda stawia przed nami wyzwanie.
Rozbudowa bazy, opracowywanie nowych technologii i produkcja wozów bojowych sprawia niesamowitą frajdę. Prawie tak dużą, jak perfekcyjny i bezstratny atak na bazę wroga. O ile pojazdy można wyprodukować od nowa, o tyle z ludźmi już tak dobrze nie jest. Każdy człowiek, żołnierz, sanitariusz czy inżynier, to unikalna jednostka, obdarzona imieniem, nazwiskiem, głosem, portretem i statystykami. Dwóch żołnierzy na tym samym poziomie doświadczenia może różnić się np. współczynnikiem pancerza. Ale to akurat szczegół techniczny. Najważniejsze, że większość z nich ma swoją unikalną osobowość. Słowo daję, ze znaczną częścią ekipy, zarówno rosyjskiej jak i amerykańskiej, można się zżyć. I kiedy przychodzi czas wyboru - za niektórymi będziemy tęsknić. Masz wrażenie, że walczysz ramię w ramię z prawdziwymi ludźmi. Wygłaszają kąśliwe komentarze nt. dowódców, sytuacji, rozmowy skrzą się koszarowym, choć dosyć łagodnym, żartem. Rekordy bije pewien zwiadowca o złośliwym podejściu do pracy. W dodatku są potrzebni do wszystkiego - toczenia walki (jeśli myślisz, że pojazdy wystarczą, to się mylisz), leczenia, budowania, prowadzenia badań czy produkcji czołgów.
Bo to ludzie i historia skupiona wokół nich jest dla mnie motorem napędowym i motywacją do przechodzenia kolejnych misji. To oni tworzą klimat historii. To oni tworzą klimat... wojny, krwawej, pełnej strat, gorzkiej jak proch. Widać to zwłaszcza w przerywnikach filmowych kampanii amerykańskiej. W formie rysowanego dziennika żołnierz opowiada nam o swoich przemyśleniach, utraconych przyjaciołach i ogólnej sytuacji. Kameralne, a przy tym szalenie klimatyczne.
Potem zaczyna się wyścig zbrojeń, odkrywanie nowych technologii, jak lasery, radary, spowalnianie czasu, sztuczna inteligencja. SF zaczyna się w momencie odkrycia kolejnych artefaktów obcych.
Liczyłem, że ten wątek zostanie rozwinięty w kontynuacji lub dodatku, ale niestety, nie doczekałem się. Twórcy - Altar Interactive, wzięli się za inne projekty, ale po cichu liczę, że jeszcze, może kiedyś...

PS. Z ciekawostek: Zwróćcie uwagę na nazwiska żołnierzy: McMillan, Forsyth, Brown... nie kojarzą Wam się z niczym? ; )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jako dzieciak, pragnący za wszelką cenę zdobyć uznanie swojego prywatnego bohatera - własnego ojca, ze zniecierpliweniem oczekiwałem jego powrotu z pracy i możliwości spędzenia razem czasu. Pewnego razu pokazał mi, jeszcze wtedy na kasetach VHS film Gwiezdne Wojny, a żeby uściślić to 3 filmy, składające się na sagę, która do dziś, kilkanaście lat później znajduje się piedestale filmów "na sobotę".

Nietrudno zgadnąć, że opisywaną przeze mnie grą będzie jedna z uniwersum SW, a mianowicie Star Wars: Knights of The Old Republic 2 - The Sith Lords. Gra z gatunki cRPG, kontynuacja pierwszej części, pozwalała na wcielenie się w rycerza Jedi, bądź Sitha i zapoznanie się z funkcjonowaniem Starej Republiki. Dopracowany system rozwoju postaci, wielkobiegunowość i mnogość zakończeń, bogaty świat i niebagatelna jak dla fana SW możliwość konstruowania własnego miecza świetlnego (nawet z podwójnym ostrzem [jak u Darth Maula]) pozwalały na długie godziny zabawy, której powtarzanie nie nużyło i za każdym razem dawało tyle samo, a nawet więcej frajdy. KOTOR 2 pomimo swojego wieku (premiera w 2005) to pozycja godna polecenia nie tylko dla zagorzałych fanów Gwiezdnych Wojen, ale dla każdego gracza który potrafi docenić dobre RPG.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rynek gier jest o tyle wygodny, że prawie każda pozycja ma w sobie trochę science, a już na pewno dużo fikcji. Jednak trzymając się ściślej kanonów gatunku, wybieram Nexus: Jupiter incident. Jedyna słuszna gra:
- w komsosie
- klimaciarska
- wymagająca trochę główkowania
- świat.
Przy okazji, mogliby spróbować znowu zebrać fundusze na sequel na kickstarterze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ulubiona gra sct-fi? To banalne pomyślałem, przecież wiadomo, że najlepszą grą sci-fi był Starcraft. O tym zamierzałem pisać, jednak po chwili namysłu przypomniały mi się wszystkie wspaniałe chwile spędzone z inną grą. Pierwszą zakupioną przeze mnie oryginalną grą. Do teraz pamiętam zapach dużego, kartonowego pudełka podczas rozpakowywania, napięcia podczas instalacji, nerwów podczas gry w kampanię... Wspaniałe chwile!

Rok 2141, ludzkość po ponad 60 latach spędzonych pod ziemią, wychodzi na powierzchnię planety i zastaje ją zamieszkaną przez innych. Mutantów.

Tak rozpoczyna się gra, która zdefiniowała mój smak dotyczący gier strategicznych, która, moim skromnym zdaniem, była grą zdecydowanie niedocenioną i która została przez lata niechlubnie zapomniana. Krush, Kill’n’Destroy, KKnD, bo o niej mowa, była grą strategiczną toczącą się w niedalekiej przyszłości. Ludzkość po wojnie nuklearnej musiała walczyć o panowanie nad światem z mutantami powstałymi w wyniku oddziaływania radioaktywnego na planetę.

KKnD jest grą strategiczną, wyprodukowaną w 1997 roku przez Beam Software. Jej mechanika opiera się o dobrze wszystkim znane działania, takie jak wydobywanie surowców (ropy), budowa armii, anihilacja przeciwnika. W tej kwestii, gra nie była w żaden sposób odkrywcza. Jej główną zaletą były wspaniałe jak na tamte czasy przerywniki, w których grali prawdziwi aktorzy, oraz filmiki, których w tamtych czasach nie powstydziłby się nawet Blizzard! Drugą najwspanialszą rzeczą były jednostki. O ile ludzie dysponowali normalnym arsenałem takim jak: czołgi, piechota, o tyle mutanci z swymi chorymi odzywkami i niesamowitym wyposażeniem byli chyba najlepsza rasą jaka kiedykolwiek powstała w grach strategicznych. Kto nie chciałby poprowadzić do ataku armii słoni wyposażonych w minigun’y? Wspomóc ich krabami wielkości domu, na których zamontowano wyrzutnię rakiet? Do tego wszystkiego dochodziła piechota, m. in. rzucająca koktajlami Mołotowa. To wszystko uzupełnione było niesamowitą jak na tamte czasy grafiką i otoczką fabularną, która może nie wznosiła się na wyżyny, ale tak niesamowicie wciągała (kolejny ukłon w stronę przerywników z aktorami), że w zasadzie czekało się na każdą następną misję.

KKnD to zdecydowanie moja ulubiona gra science-fiction jaka kiedykolwiek powstała. Z wielką chęcią poleciłbym ją każdemu graczowi, jednak wiem też, że większość poczułaby się odrzucona przez jej już 15-sto letnią grafikę. Mogę jedynie powiedzieć, że każda kto nie grał, a nie potrzebuje wspaniałej grafiki, powinien po tę grę sięgnąć. Mogę również pokusić się o stwierdzenie, że to właśnie ta gra ukształtowała mnie jako gracza, jestem z tego dumny i zawsze będę o tym pamiętał!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Gatunek sf i gry... Niewiele rzeczy lubię bardziej :)
Co do tego jednego tytułu, to ciężko mi się zdecydować, bo podoba mi się kilka różnych. Fallout 1 i 2 - wspaniały post-apokaliptyczny świat okraszony czarnym humorem i mnogością wyborów; Deus Ex - teorie spiskowe, trochę cyberpunku; The Chronicles of Riddick: Escape From Butcher Bay i Assault on Dark Athena - główny (anty)bohater będący masowym mordercą i notorycznym zbiegłym więźniem, po prostu miód; StarCraft 1 i 2 - nie wymaga opisu, ale nadmienię, że chyba jedna z najlepiej zbalansowanych gier RTS z naprawdę dobrą fabułą na dodatek; Mass Effect 1, 2 i 3 - epicka walka z nieuchronną zagładą, świetne połączenie cRPG i strzelanki; Command & Conquer: Red Alert 2 - genialny RTS ze wspaniałą muzyką, różnorodnymi jednostkami, dobrymi przerywnikami; dla fanów klimatów Star Wars poleciłbym Knights of the Old Republic 1 i 2, cudowne cRPGi w "starożytnym" świecie Gwiezdnych Wojen, ze wspaniałą fabułą i klimatem, oraz niezwykle niedocenianą grę o tytule Jedi Knight: Mysteries of the Sith - niby zwykły shooter (machanie mieczem świetlnym nie stało na najwyższym poziomie), ale każdy poziom wymagał główkowania, by go przejść, miał niezłą fabułę i klimat identyczny jak w starej trylogii, lepszy od jakiejkolwiek innej gry z uniwersum SW w jaką grałem.

Uff. Na koniec zostawiłem tą jedyną grę. System Shock 2. Wysoko oceniana, choć teraz już pewnie niewielu ją jeszcze kojarzy, tym bardziej, że często sprawia problemy przy odpalaniu na nowych systemach. Razem z jej fanami czekam na "reaktywację" na GoGu. System Shock 2 stanowi połączenie kilku typów gier i oferuje różne możliwości rozwoju postaci, dzięki czemu różni gracze mogą w niej znaleźć coś dla siebie. Podczas rozgrywki wszechobecne jest silne poczucie zagrożenia, co więcej, amunicji jest jak na lekarstwo, trzeba więc uważnie celować bądź korzystać z innych sposobów eliminacji wrogów niż broń konwencjonalna. Świetnie dobrana muzyka idealnie podkreśla mroczny, cyberpunkowy klimat. Istnieje ponadto wiele modów poprawiających m. in. grafikę co oczywiście przekłada się na jakość rozgrywki.
Jeśli chodzi o sf w grach, to System Shock 2 polecę każdemu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Mając 20 lat grania na karku, wybór ulubionej gry sci-fi jest czymś niemożliwym. Patrząc jednak na okładkę książki, przypomniał mi się tytuł Warhammer 40.000 : Chaos Gate. Nie tylko jedną z najlepszych gier w uniwersum Warhammera stworzoną w komputery PC, czy też konsole, ale także jedną z najlepszych gier taktycznych w historii elektronicznej rozrywki. Co najbardziej zapadło mi w pamięć. Muzyka. Epicka. Śpiewana łaciną. Wydaje mi się, że nazwa epickiej muzyki w grach wywodzi się właśnie od tego tytułu. :) Na Youtube''ie można się z tym OST zapoznać. Piękny, ciężki, gotycki klimat. I to też ta muza miała przełożenie na całą grę. Bitwy rozgrywane przy takiej muzyce dają poczuć moc Ultramarines.
Co do samej gry...
Daje na ona kontrole nad kilkoma oddziałami Space Marines (w tym jeden oddział Assault oraz jeden Dewastatorów) oraz trochę później nad oddziałem Terminatorów. Utrata jakiegokolwiek członka drużyny nie wchodzi w grę, gdyż ten nigdy już nie zostanie zastąpiony. Ponadto, każda z drużyn biorąca udział w misji zdobywa EXP. Pod koniec gry, najbardziej doświadczone składy, mogą wiec strzelać prawie z zamkniętymi oczami :) Każdy skład ma także swoje uzbrojenie. Najlepszym orężem dysponują oczywiście Terminatorzy. W szczególności 2 zestawy "Młota i tarczy" powodują do dzisiaj uśmiech na mojej twarzy. Żaden przeciwnik nie wychodził z tego cało.
Gdy już jesteśmy przy przeciwnikach. Jest to generalnie całe spektrum żołnierzy i stworów Chaosu. Od kultystów zawsze nacierających z okrzykiem "Join us" do Chaos Terminatorów. W grze przewijają się też pojazdy, ale one nie odgrywają praktycznie żadnej roli.
Gra nie jest do tego liniowa. Ok, jest w niej coś 15 głównych misji. Jednak wcale nie musimy iść po nich jak po sznurku. Obok każdej głównej misji mamy zawsze kilka pobocznych, które nie tylko służą do zdobywania EXP, czy tez sprzętu, ale też "pomagają" w misji głównej.

Pisać można bez końca. Czy to o grafice, która mimo 14 lat trzyma fason, czy też o trudnej i wymagającej duuuuuuużo taktycznego myślenia rozgrywce itp. Jednak po co ... każdy, który nie boi się wyzwania, lubi sci-fi i warhammera dawno tą grę ukończył. Kto tego nie zrobił, niech dzisiaj to nadrobi :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Moją ulubioną grą w klimatach sci-fi jest niewątpliwie Mass Effect. Tytuł BioWare pchnął mnie w stronę tego gatunku, ponieważ nigdy nie interesowałem się pozaziemskimi cywilizacjami, galaktycznymi porachunkami etc. Jednakże, uniwersum przedstawione w wymienionej przeze mnie grze pochłania gracza do reszty. Człowiek chce być jego częścią, chce nieustannie wiedzieć o nim coraz więcej i więcej. Historia ukazana w tym tytule jest zaskakująca, interesująca - nie da się jej nie lubić. Ponadto, wydane zostały też dwie kolejne części, 2 i 3, które dają kolejne odpowiedzi i zajmują jeszcze więcej godzin.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaloguj się, aby obserwować