Zaloguj się, aby obserwować  
Gram.pl

Konkurs Far Cry 3 - zgarnij szaloną figurkę Vaas Wahine

445 postów w tym temacie

Jedną z szalonych rzeczy jakie zrobiłem, było zniszczenie monitora łukiem domowej roboty. Z szalonych rzeczy, chciałbym wyskoczyć jak felix z bardzo dużej wysokości, mając kamerkę gopro na kasku, fajnie było by skakać, gdzieś nad śniegiem, wtedy mógłbym mieć narty i sobie po skoku pojeździć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

To była typowa sobota, godzina 21, wyjazd z kumplami na dyske. Tańce, balety etc ok godziny 24 niechcący w tańcu znokautowałem dziewczynę z łokcia techniczny K.O...zdziwko.. oczy jak 5-złotówki i tylko sorry dziewczyno :D Postawiłem jej przeprosi-nowe piwko pogadaliśmy bawiliśmy się razem do końca imprezy . Resumując dziewczyna ta okazała się..moja przyszłą drugą połówka na dość długi okres czasu :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej szaloną rzeczą jaką bym zrobił w życiu to skok z kosmosu i pobicie rekordów ustanowionych przez Felixa Baumhartnera. To było by coś ! ! ! ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Karpacz, rok 2004
Na kolonię cieszyłem się już od kilku miesięcy, to miała być moja pierwsza w życiu. Kiedy dojechaliśmy na miejsce warunki okazały się nie takie, jakie bym sobie wybarzył, ale lepszy rydz niż nic. W drugi dzień pobytu skończył się alkohol... zaraz, nie tak było...
W drugi dzień podbytu natrafiliśmy z kolegami z sklep z drewnianymi, średniowiecznymi brońmi. Były tam niewielkie toporki, miecze, łuki i wiele innych "zabawek", które wcale groźnie nie wyglądały. Co robią 11-latkowie w takim miesjcu? Ano, kupują co się da, ile się da, tyle ile się udźwignie lub tyle na ile portfel w tej chwili pozwala. Opiekunki nie były zadowolone, gdy zobaczyły jak wędrujemy przez miasto dźwigając stertę drewnianych atrap, którymi moglibyśmy palić w piecach przez pół roku.
Po prowrocie do pensjonatu trenowaliśmy flinty z mieczami, machaliśmo toporami i sprawdzaliśmy swoją celność strzelając z łuku.
Na przeciwko w pokoju mieszkały urocze koleżanki z klasy... zaraz, znów nie tak ja trzeba.
Na przeciwko w pokoju mieszkały brzydkie pasztety, kujonki, baby których niekt w kalsie nie lubił. Przeszkadzały nam w naszych "treningach samoobrony" więc coś trzeba było z nim i zrobić.
Wiecie, tak na marginesie, to tego rodzaju "zabawki" powinny być sprzedawane od 16 roku życia, kiedy dzieciaki zaczynają nabierać rozumu i rozsądku.
No więc wracamy do historii: ja i koledzy wybiegamy z pokoju z maczugami, toporkami i łukami. Dziewczyny panikują i uciekają do siebie. My więc czatujemy przy drzwiach i czekamy kiedy je otworzą. W końcu jedna z nich uchyliła je i jak to dziewczyny mają w zwyczaju gadać:"bla bla bla bla bla, wy głupki, bla bla bla bla, debile, bla bla bla bla komuś jakaś krzywda, bla bla bla bla bla bla ". Nie mogłem już dłużej słuchać jej narzekania, a że w moich rękach spoczywał łuk(żeby nie było- strzały to drewniane patyki, które były niezaostrzone, ale latać potrafiły) wystrzeliłem ostrzegawczego. Nawet nie myślałem, że trafię, nawet w to nie wierzyłem. Tak, zgadza się, trafiłem. Prosto w jej zęby, między 2 siekacze. Drzwi otworzyły się na ościerz, wpadają moi koledzy i chcą tłuc reszte dziewczyn. Ja stałem jeszcze w lekkim szoku, po chwili podbiegłem do dziewczyny i sprawdziłem czy wszystko z nią w porządku. Na szczęście zęby były całe. Rozejrzałem się po pokoju, w którym chłopacy mało nie dopuścili się obicia miski reszty dzieczyn. Na szczęście rozsądzek wziął nade mną górę i opanowałem kolegów pozakując na dzieczynę, która wciąż leżała przy drzwiach trzymając się za szczękę i płacząc. "Dostały już za swoje, wracajmy". Wróciliśmy.
Dziś dziewczyna, która wtedy dostała ode mnie z łuku wypiękniała, zmądrzała i jesteśmy razem od 1,5 roku... Gó*no prawda! Dalej jest brzydka i tępa i nigdy ze sobą nie byliśmy, ale nauczyła się, żeby nie prowokować chłopców z łukiem w rękach. Ja za to nauczyłem się, żeby pomyśleć kilka razy zanim zrobię cokolwiek.
peace!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Na mazurach, jazda po zmroku rozpadającą się syrenką w wersji track z niedziałającym jednym reflektorem(drugi przygasał na wybojach).Prędkość była oszamiałająca, prowadzili "lokalni" a my trzymaliśmy się z tyłu,na "pace" rury za kabiną kierowcy.Dodam jeszcze że w moich żyłach krążyła woda ognista a w płucach czułem jeszcze gryzący dym lokalnego zioła.
Zdarzenie miało miejsce 15 lat temu i było na tyle szalone że zostawiło trwały ślad w psychice ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej szaloną rzeczą, jaką bym zrobił, to porwanie mojej dziewczyny i wyjechanie w szaloną podróż przed siebie, gdzie nas nie zaniesie... Skosztować trochę beztroskiego życia i olać to wszystko, co nas utrzymuje uwięzionych w tym jednym miejscu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wszedłem dzisiaj do sklepu o nazwie jak-planeta. Miałem 190 złotych na koncie, na których musiałem przetrwać jeszcze dwa tygodnie. Zapytałem kolegi:
- Pożyczysz mi 20 złotych?
- Spoko - odpowiedział
Wyciągnął z portfela banknot i podał go mi. Schowałem go do tylnej kieszeni spodni.
Chwyciłem z półki Far Cry 3 i poszedłem do kasy. Wydałem 189.99 i powiedziałem
- No to teraz czas na zakupy w sklepie-o-nazwie-jak-owad.

Bo jak się gra, to nie trzeba jeść i pić :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej szaloną rzeczą jaką chciał bym zrobić w swoim życiu i obecnie przychodzi mi do głowy jest przechadzka pieszo do kraju świętego Mikołaja czyli
Laponii, a gdybym był już na miejscu to odwiedził bym świętego Mikołaja i osobiście włożył bym mu mój list do jego tłustej pupy, list który pisze co
roku ten sam i już od kilku lat Mikołaj mi tego prezentu nie dostarczył a gdybym mu już włożył ten list w to miejsce to następnie zabrał bym mu wszystkie
prezenty i zapakował na jego czarodziejskie sanie a następnie reniferami wrócił bym do domu z tymi jego śmierdzącymi skarpetami w których by były
cukierki a na następny dzień bym się obudził i bym czuł się jak w dobrym śnie uważam, że było by to najbardziej szalone przeżycie w moim życiu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej szalona rzecz? Hmm, było tego trochę, trzeba głęboko się zastanowić. O, już wiem.

Pewnego słonecznego dnia postanowiłem wyciągnąć z garażu starego, zabytkowego popularnego ,,Malucha" który kiedyś był oczkiem w głowie mojego dziadka.
Wypucowałem go, zalałem paliwa i można było wyruszać w miasto.
Jako, że mam znajomego który lubi stare auta zaproponowałem by przejechał się ze mną.
Co w tym szalonego?
Nie przyszło mi do głowy, że jego słuszny jak na koszykarza przystało wzrost grubo ponad 2 metrów może stanowić problem.
I tak jechałem przez centrum miasta starym, żółtym Maluchem z kolegą który musiał trzymać głowę za oknem bo inaczej się nie mieścił.
Miny kierowców bezcenne.
Ba, zrobiono nam nawet kilka fotek;P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej szalona rzecz jaką chciałbym zrobić.
Na początku chciałbym zaznaczyć, że biorę udział w konkursie. Myślałem nad tym cóż takiego chciałbym najbardziej zrobić. Sądzę, że wybrałem najbardziej szalony z moich pomysłów. Uzasadnie go w rzetelnie napisanym krótkim... (tak sądzę) opowiadaniu. Zapraszam do czytania.

Praca Konkursowa: Tydzień SURVIVALU

Dzień 1: Stało się, po miesiącach przygotowań nadszedł czas. Stałem na krawędzi śmigłowca nie wierząc w to co zaraz zrobię. Jeszcze tylko chwila... nie nie mogą... nagle słyszę głos mojego przyjaciela.
- Drake sam tego chciałeś - przypomniał Adam.
Niestety nie mogłem zaprzeczyć. To ja chciałem się w to wpakować... być jak Bear Grylls... przeżyć tydzień na dzikiej wyspie. Teraz stojąc na krawędzi śmigłowca nie było odwrotu. Policzyłem do pięciu i... skoczyłem!
Strach sprawiał, że sekundy robiły się dłuższe, gdy nagle... PLUSK... rozbijając dłońmi powierzchnię wody zanurzyłem się w odchłani. Myśli o tym, że w pobliżu czają się rekiny nie pomagały. Zebrałem w sobie siły i udało mi się wypłynąć na powierzchnię. Zostałem sam... na środku bezludnej wyspy... i co ja teraz zrobię...
Dzień 2: Trzeba jakoś przetrwać, czasem trzeba nauczyć się sztuki survivalu. Zwykle w taki dzień jak dziś zostałbym w domu, siedząc okryty kocem z ciepłą herbatą obok, grając w przygodowe gry komputerowe. To właśnie one zainspirowały mnie do tego bym wybrał się w podróż. Trzeba coś zrobić... udałem się zatem w poszukiwaniu wody, trochę to zabawne w końcu obok mnie był cały ocean, ale nie dajmy się oszukać, woda była niezdatna do picia. Nagle zauważyłem dużą ilość kokosów, to mogło mi uratować życia. Tylko dobre pytanie... jak ja mam je zdobyć. Wspinanie na drzewa nie było moją specjalnością po czwartym upadku zdecydowałem się na zwykłe rzuty kamieniami. Dało to wspaniały rezultat, choć niektóre kokosy były popękane. Wypiłem z nich co się dało a miąższ zostawiłem na kolację. Robiło się już ciemno, a ja zapomniałem o najważniejszym... schronieniu.
Dzień 3: Całą noc było mi zimno, spałem na plaży przykryty piaskiem oraz liśćmi. Jednak przeżyłem... heh... też mi pocieszenie. Moje ubrania już wyschły założyłem je i zabrałem się za budowanie domku. Mimo, że widziałem to wiele razy nie było to takie proste jak można było sądzić. Cały dzień próbowałem coś wymyślić. Pod koniec jednak zdecydowałem się na zwykły hamak.
Dzień 4: Tym razem było mi dużo wygodniej. Wciąż jednak było mi zimno, musiałem coś wymyślić. Dodatkowo wciąż musiałem pamiętać, że kokosy się już skończyły i trzeba poszukać nowego pożywienia. Zatem udałem się by zerwać korę z drzew, trochę ususzonej trawy, wyjąłem swój nóż i krzesiwo, które zabarałem ze sobą i zaczęła się zabawa... po godzinie próbowania udało mi się! OGIEŃ! OGIEŃ! Nigdy tak się nie cieszyłem z ognia... Teraz pozostało mi znaleźć coś do jedzenia. Mimo, że przez ostatnie dni nie widziałem innych zwierząt nie byłem na wyspie sam. Znalazłem doskonałe miejsce do polowania, wiele ryb przepływało tam i można było wbijać w nie zaostrzony kij z góry, bez pływania w wodzie. Cały dzień łowienia przyniósł dobre skutki, połowę ryb ugotowałem, a połowę zostawiłem, by zjeść następnego dnia. Zmęczony poszedłem spać...
Dzień 5: Obudziłem się w nocy... a może był to już ranek. Obudził mnie głośny ryk, pierwsza myśl "TYGRYS!", spojrzałem na miejsce gdzie zostawiłem ryby. Sprawdziłem wszędzie, ryb nie było! Serce podeszło mi do gardła i biło coraz mocniej. Nagle jakiś cień przebiegł przede mną. Były to trzy małe niegroźne małpki, które jednak wydawały dźwięk bardzo podobny (przynajmniej tak mi się zdawało, ale może to dlatego, że byłem śpiący i przestraszony) do ryku tygrysa. Mimo tego wydarzenia z uśmiechem na ustach patrzyłem jak bawią się moimi rybami... jednak co ja teraz zjem...
Dzień 6: Poprzedni dzień był dosyć nudny, mało złowiłem ryb i mało ich zjadłem w sumie nic ciekawego. W nocy jednak wciąż budziły mnie tajemnicze odgłosy, powoli doprowadzało mnie to do szaleństwa... Spróbowałem jednak to pominąć. Złowiłem sporo ryb. Znalazłem nowe kokosy. Co prawda na wyspie było wiele innych zdatnych do zjedzenia roślin itd. , ale wolałem nie ryzykować. Tym razem jednak chciałem zrobić to o czym zawsze marzyłem. Zbudować własną tratwę z bambusa i wypłynąć po pięknych gładkich wodach oceanu. Był to dość szalony pomysł biorąc pod uwagę niebezpieczeństwa, ale żyje się raz! Zebrałem materiały, z ususzonej trawy zrobiłem liny, którymi obwiązałem bambus. Konstrukcję wiele razy wzmacniałem. Przygotowałem wszystko co było ważne w tym jedzenie, upiekłem kilka ryb. Zjadłem je i poszedłem spać...
Dzień 7: Szaleństwo objawia się na wiele sposobów, ale czasem trzeba podjąć ryzyko. Zdawałem sobie sprawę, że to już siódmy dzień i dziś przyleci po mnie śmigłowiec. Dlatego wczesnym rankiem wybrałem się, by prztestować tratwę. Ocean był spokojny...za spokojny... sądziłem, że zaskoczy mnie jakiś sztorm, ale jednak wypłynąłem dalej niż wcześniej zamierzałem. Zjadłem to co mogłem, wypiłem to co mogłem (ciesze się, że przez te dni nie musiałem pić moczu) wszystko było... ŁUP! ŁUP! moje myśli przerwały wielokrotne uderzenia w tratwę. Zdziwiłem, się zwróciłem uwagę na wodę... heee.... zaraz czemu to jest takie duże! Nie możliweee! To REKIN!!! Był dużo większy niż się spodziewałem. Bez trudu wiele razy przechylał moją łódkę. Nie było odwrotu... rzucałem w niego tym co miałem pod ręką... z marnym skutkiem. To koniec pomyślałem, nie utrzymam się dłużej na tratwie. Moja PRZYGODA doprowadziła mnie do SZALEŃSTWA, a teraz miałem zmierzyć się ze śmiercią. Nagle zobaczyłem nad sobą błysk... byłem uratowany... śmigło... nie nie nie. To nie był śmigłowiec to była błyskawica, która uderzyła w wodę! Bez żartów mam zginąć od błyskawicy, zatopiony, czy zjedzony przez rekina!?! Jedyny plus był taki, że rekin odpłynął. Strach mnie ogarniał coraz bardziej... już nie wytrzymam jeszcze chwila i... koniec, ciemność. Światło zobaczyłem dopiero po jakimś czasie, rozejrzałem się dookoła... hej chwileczkę... byłem wewnątrz helikoptera! Nagle podszedł do mnie jakiś człowiek. Był to Adam!
- Adam... co się stało? - zapytałem zdziwiony.
- Szukaliśmy cię przez kilka godzin na wyspie, bo robiło się niebezpiecznie - odpowiedział Adam.
- Ja chciałem tylko wypłynąć na tratwie - wydusiłem z siebie, choć domyślałem się reakcji przyjaciela.
- Rozumiem, fale wyrzuciły cię na brzeg razem z ową tratwą, a ty spałeś - oznajmił Adam.
- Spałem? - spytałem zdziwiony
- Tak, dziwie się, że ta twoja konstrukcja tak wiele wytrzymała, a i mam coś dla ciebie
- Ten ząb to najwyraźniej ząb rekina, utkwił w twojej tratwie, zabrałem go jako pamiątkę - powiedział Adam.
- Niesamowite... ja żyje... ŻYJE... HAHAHA! - śmiałem się bez powodu i wziąłem ząb rekina do swojej dłoni.
- Dobrze, że do reszty nie zwariowałeś heh, mam nadzieję, że opowiesz mi co przeżyłeś - powiedział Adam.
- Oj opowiem, opowiem i to dużo, ale mogę, też powiedzieć, że to był pierwszy i ostatni raz kiedy się na coś takiego zdecydowałem, resztę przygód wolę przeżywać w Far Cry 3. - odpowiedziałem, po czym oboje się śmialiśmy przez długi czas... to była piękna i niebezpieczna przygoda, ale każdemu raz na jakiś czas przyda się odorobina szaleństwa...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przyjechałbym ciężarówką pełną ketchupu do Central Parku,całą jej zawartość wlał do fontanny,a później wykompał się w niej przebrany w strój Mikołaja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaloguj się, aby obserwować