Zaloguj się, aby obserwować  
Gram.pl

Konkurs na premierę: wygraj egzemplarz książki "Przebudzenie Lewiatana"

61 postów w tym temacie

Ja będę taki dosyć standardowy... ale może i też niekoniecznie. Pierwszym filmem s-f, który jakoś tam obejrzałem i też zapadł mi najbardziej w pamięci to Star Wars: Mroczne Widmo. Tak naprawdę z samym uniwersum Gwiezdnych Wojen zetknąłem się dosyć przypadkowo, bo zagrałem w grę opartą właśnie na tej części sagi. Spodobało mi się tak naprawdę z bardzo prostego powodu - zielony miecz świetlny Qui Gona. Co tam niebieski czy czerwony... podobnie miałem z fioletowym mieczem Mace Windu. Do tego no dobra... podwójny miecz świetlny Maula był taki, że chciało się nim też kiedyś pomachać. Ale Qui Gon był dla mnie takim wzorem mistrza... kompletnego? Może to była też zasługa dobrze zagranej roli przez Liama Neesona, który po prostu takiego mi przedstawił jak byłem jeszcze dosyć nieogarniętym dzieciakiem w różnych sprawach. Tak czy inaczej świat pierwszej części Star Wars z wyścigami, ostatecznym starciem na Naboo czy postacią Jar Jar Binksa (jednej z najlepszych jakie kiedykolwiek widziałem i zawsze mnie rozśmieszają) po prostu jest tym, który najbardziej zapamiętałem i zrobił na mnie największe wrażenie. Też zaskoczeniem może nie być to, że całą sagę mogę oglądać tak naprawdę cały czas, za każdym razem kiedy po prostu nie ma niczego ciekawego do robienia i znowu wrócić w ten piękny świat, choć nie do końca uporządkowany.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Pierwszą książką sci-fi z jaką miałem styczność było Metro 2033. Słyszałem o niej kiedyś w telewizji, i będąc w Media Markcie zauważyłem ją na dziale z książkami. Przeczytałem jedną stronę i uznałem, że kupię bo wygląda na dobrą. Świat stworzony przez Glukhovskiego mnie oczarował, świetny klimat i genialny opis ludzkości po katastrofie.
Po 2033 kupiłem 2034 i resztę książek z uniwersum metro, ale czas spróbować jakiegoś innego science fiction ;p

Jeśli chodzi o film, który zapadł mi w pamięć, to Kontakt. Zachwyciła mnie wizja kosmitów badających inne rasy, używając do tego tuneli w kosmosie zbudowanych przez kogoś, o kim nawet oni nie wiedzieli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Najmocniej w pamięci utknęła mi powieść science - fiction autorstwa Orsona Scotta Carda pt. " Gra Endera ". Utknęła mi w pamięci ponieważ do tamtej pory niespotkałem się jeszcze z książką w której jedynym tematem jest wielka wojna kosmiczna i wszysto co jest z nią związane. Książkę tę zapamiętałem też dlatego, że głównym bohaterem jest niespełna dziesięcioletni chłopak wyjątkowo inteligentny co jest ewenementem we współczesnej literaturze science - fiction. Nawet po przeczytaniu książki człowiek ciągle zastanawia się nad wieloma sprawami takimi którymi albo autor nie specjalnie się zajmował albo takimi które są niedoprecyzowane i dwuznaczne jak np. pochodzenie ojca Endera który mimo, iż jest Polakiem jest również postacią dość tajemniczą. Jest to również kontrowersyjna powieść ze względu na niektóre fragmenty takie jak np. fragmenty o walkach dzieci które były szkolone przez dorosłych do własnych celów. Lecz nawet człowiek przyzwyczajony do science - fiction zakocha i zainteresuje się tą książką ze względu na wprost idealny dla niej klimat . Klimat który fascynuje zarówno dzieci jak i dorosłuch.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

To było tak: Jakieś tam filmy oglądałam, jakieś tak książki fantastyczne czytałam. Z nudów. Któregoś dnia rano pojechałam do najbliższego miasta wojewódzkiego, do lekarza, bo tam lekarze lepsi niż w powiecie. Zarejestrowałam się w przychodni, ale lekarz przyjmował dopiero za kilka godzin... Co wybrać: kino czy knajpę (pubów, klubów itp. jeszcze nie było, bo to chyba czas tuż przed potopem :) ).... Wybrałam kino. "Pokój" się nazywało. Jako że poszłam do kina, a nie na film, nie miałam bladego pojęcia, co obejrzę. Po dwóch godzinach wyszłam i zaczęłam się zastanawiać czy w ogóle iść do tego lekarza. Ciśnienie maksymalne, wypieki na twarzy, gorączka w głowie, drżące powieki.... nic tylko wypisze skierowanie do pobliskiego wariatkowa... A ja po prostu obejrzałam "Obcego - ósmego pasażera Nostromo"....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bardzo fajny konkus! Miałem powód do powspominania. Pierwszą książką s-f jaką przeczytałem, miała tytuł "Hiszpańscy Żebracy" Nancy Kress. Główna bohaterka jest jedną z pierszych ludzi genetycznie uniezależnionych od snu. Początkowo są tylko ciekawostką, szybko jednak stają się obiektem politycznych represji i ataków, które mają doprowadzić do zepchnięcia tych tzw. Bezsennych na margines społeczeństwa, a ostatecznie i poza samą Ziemię. Książka mnie pochłoneła bez reszty. Przeczytałem w jedną noc :D Nigdy tego nie zapomnę i zawsze będę dobrze wspominał :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

"Solaris" Lema. Genialny pisarz, bo oprócz tego że sama historia jest świetna i porusza ciekawe tematy jak na przykład granica ludzkiego poznania, to styl i język jakim jest napisana pozwala świetnie sobie wyobrazić świat książki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 09.02.2013 o 23:07, kiepek napisał:

Po 2033 kupiłem 2034 i resztę książek z uniwersum metro, ale czas spróbować jakiegoś
innego science fiction ;p


A to są jakieś inne prócz tych dwóch?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 10.02.2013 o 16:39, TTC07 napisał:

Bardzo fajny konkus! Miałem powód do powspominania. Pierwszą książką s-f jaką przeczytałem,
miała tytuł "Hiszpańscy Żebracy" Nancy Kress. Główna bohaterka jest jedną z pierszych
ludzi genetycznie uniezależnionych od snu. Początkowo są tylko ciekawostką, szybko jednak
stają się obiektem politycznych represji i ataków, które mają doprowadzić do zepchnięcia
tych tzw. Bezsennych na margines społeczeństwa, a ostatecznie i poza samą Ziemię. Książka
mnie pochłoneła bez reszty. Przeczytałem w jedną noc :D Nigdy tego nie zapomnę i zawsze
będę dobrze wspominał :)

Wiesz, regulaminu konkursu, co prawda, nie ma, ale mógłbyś się wysilić i napisać coś od siebie, a nie przeredagować kilka zdań z internetu. Dla porównania:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/56804/hiszpanscy-zebracy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

W mojej pamięci zapadło COŚ, czyli film "The Thing", który w dużym stopniu sprawił, że filmy science-fiction nabrały dla mnie nowego wyrazu i wymiaru. Choć nie ma w nim niesamowitych efektów, jest za to coś innego, a mianowicie narastająca akcja i napięcie.
I ten kosmiczny stwór, który nabiera mocy i sprawia, że człowiek wydaje się być tylko namiastką tego, co on sam potrafi. Naprawdę niesamowity film do którego wracałam wielokrotnie i który zrobił na mnie wielkie wrażenie, oraz zapoczątkował moje uwielbienie dla gatunku sci-fi:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

„Autostopem przez Galaktykę” Douglasa Adamsa wyrwał mnie normalnie ze skarpetek. Czytałem dużo fantastyki, szczególnie polskiej autorów takich jak Oramus, Zajdel, Lem i wielu innych.
W latach przed 90 :) fantastyka dawała możliwość poruszania tematów, które normalnie nie mogły by się ukazać w Polsce. Dotyczących zachowań społecznych, jednostki w społeczeństwie etc.
„Autostopem...” poruszał sprawy, które to są drażliwe zawsze i wszędzie. Chodzi o głupotę ludzką.
Pod płaszczem ironii, żartu ukazywał mechanizmy, które rządzą religią, polityką jak i życiem osobistym ludzi. Wszystko to podane w przezabawny sposób, tak że czytanie przerywało się salwami śmiechu, a jak wiadomo śmiech to zdrowie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 08.02.2013 o 16:54, Gaukievich napisał:

"Opowieści o pilocie Pirxie"!

Kosmos... Kosmos jest pusty. Pusty i cichy. Nieskończona samotność pilota Pirxa. W kosmosie
nie ma obcych ras. Nie ma laserowych strzałów. Jest tylko cisza. I świadomość, że każdy
błąd może być śmiertelny w skutkach.

Kosmos jest nieokiełznany, a piloci to szaleńcy.

Przygody Pirxa towarzyszą mi od lat, kiedy myślę o prawdziwym s-f. Pozbawionym efektów,
milczącym wszechświecie, gdzie kondycja człowieka staje się nagle taka śmiesznie nieznacząca.



Dopiero dziś (brak czasu) zebrałem się aby puścić posta konkursowego, a tu ktoś mnie ubiegł.

Bo TAK, dla mnie pierwszą pozyscją książkową SF i do tego najbardziej zapadającą w pamięć były "Opowieści o pilocie Pirxie" S.Lema. Szczególnie rozdziały-opowieści Patrol i Odróch Warunkowy. Po książkę sięgnąłem, dokładnie nie pamiętam, 5 czy 6 klasa podstawówki, bo to lektura była, która prawie nikomu się nie podobała... A ja uległem totalnej imersji w przedstawiony świat/realia!

Opowieści o przeciętnym pilocie, który podchodzi do stawianych przed nim zadań "zdroworozsądkowo" i dzięki temu udaje mu się przeżyć w kosmicznej pustce i rozwiązać zagadkę (walcząc z samotnością) - oto cały Pirx!
Uwielbiam ten klimat, budowanie napięcia, mimo braku wielkich EPICKICH momentów (a może właśnie dzięki temu, element zaszczucia jak w Alien -> mój the beściak w kategorii film) wspominam do dziś! Potem była reszta z półki ojca pisana ptrzez Lema (ktoś też wspominał Solaris i Bajki robotów :) Trafiłem jeszcze na "Gateway - Brama do gwiazd" Frederika Pohla, o samotnych podróżach w kapsułach zaginionej cywilizacji, gdzie uczucie kosmicznego osamotnienia, w trakcie kilkudziesięcio/kilkuset dniowej podróży, pozwalało się zatopić w tym gęstym klimacie SF, jakbym sam tam był i zmagał sie ze swoją psychiką w trakcie misji!
Przeżycia dosłownie jak w Robinsonie Cruzoe! (który nie podpada jenak pod tę kategorię gatunkową :) choć też był lekturą obowiązkową :P

I kończąc moje uzewnętrznianie się, przyznam, że zweryfikowałem teorię, czy aby to nie dlatego, że za młodziaka czytałem Pirxa, tak dobrze go wspominam. Kilka razy to uczyniłem i zawsze tak samo bardzo mi się podobało i efekt imersji był tak samo intensywny. Zresztą, ba - przecież to Lem! Człowiek się na takiej klasyce wychował...

Obecnie odszedłem w klimaty dark fantasy i postapokaliptyczne, ale takie "Przebudzenie Lewiatana" mogłoby przywrócić mnie do "korzeni" :)

Pozdro

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie książki SF która szczególnie wpadły mi w pamięć, autorstw Rafała Kosika była seria "Felix, Net i Nika".
Szczególnie miło wspominam tom 2 pt. " Teoretycznie Możliwa Katastrofa" ,dzięki której byłem w stanie wyobrazić sobie podróże w czasie głównych bohaterów, a zarazem przeżywać te same emocje co oni. Niesamowicie podobała mi się wizja Pana Kosika dotycząca możliwości człowieka i skutków które jego działania mogą przynieść. Z czasem tak się wczułem bohatera książki, że bardziej mrocznych monetach bałem się ją czytać. Niestety przeczytałem połowę cyklu (5 z 10 książek) mam nadzieje że kiedyś je nadrobię. Polecam bardzo gorąco i pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

„O dwóch takich co ukradli księżyc” – to pierwszy film z cyklu science-fiction, który utkwił mi w pamieci. Dalej moja pamięć nie siega, no jeszcze bajka He-Man hipnotyzowała mnie przed TV :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Są takie dzieła, które po prostu trzeba znać. Jednym z nich jest kultowy Hobbit, czyli tam i z powrotem Johna Ronalda Reuela Tolkiena – książka wydana po raz pierwszy w 1937 roku i przez wielu uznawana za prequel trylogii Władcy Pierścieni. Obecnie powieść znajduje się na liście lektur szkolnych, a do kin niedawno weszła jej ekranizacja. Mimo to nie wątpię, iż wielu z Was będzie się zastanawiało, co takiego jest w Hobbicie, że znalazł się wśród klasyki literatury współczesnej?

Bilbo Baggins z Bag End to szanowany w społeczności hobbit, a także typowy przedstawiciel swojego gatunku – ma ładną, przytulną norę, lubi jeść (a jada bardzo dużo i bardzo często), palić fajkę i mieć po prostu święty spokój. Kiedy więc pewnego słonecznego dnia na progu jego pięknego domu pojawia się czarodziej Gandalf, Bilbo ma bardzo złe przeczucia. Okazuje się, że czarodziej chce mu zaproponować udział w wielkiej wyprawie i najwyraźniej nie zamierza przyjmować odmowy. A gdy następnego dnia do drzwi domu małego hobbita zapukają niezwykli goście, będzie to zapowiedź wielkiej, szalonej przygody, o jakiej naszemu bohaterowi nigdy się nie śniło...

„Kto szuka, ten najczęściej coś znajduje, niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba.”

Czasami mam wrażenie, że z twórczością Tolkiena zapoznałam się w złej kolejności – najpierw miałam okazję przeczytać Władcę Pierścieni, później Silmarillion, a dopiero teraz Hobbita. I muszę zauważyć, że każda z tych książek, choć opowiadająca o wydarzeniach rozgrywających się w tym samym świecie, rożni się od siebie diametralnie stylem i charakterem. Tak, jak Silmarillion jest lekturą niezwykle ciężką i zmuszającą czytelnika do maksymalnej koncentracji, tak Hobbit szalenie lekką i odpowiednią dla każdego odbiorcy. Gawędziarski, swobodny styl, w jakim opowieść o Bilbie została poprowadzona sprawia, że czytelnik ma wrażenie, jakby Tolkien snuł tę historię siedząc nieopodal nas. Częste zwroty do widza dodatkowo przyciągają uwagę i przekonują, byśmy uważniej śledzili wydarzenia rozgrywające się na kartach powieści.

A tych obfitujących w dynamiczną akcję z pewnością nie brakuje, bowiem od chwili, gdy Bilbo wyrusza na niezapodziewaną wyprawę, ciągle coś się dzieje. Bohaterowie wpadają w kolejne tarapaty, muszą stawić czoła zarówno niebezpieczeństwom czyhającym w mrocznych lasach Śródziemia, jak i własnym słabościom, niepewnościom oraz wzajemnym uprzedzeniom. Tolkien za pomocą prostego języka ubiera w słowa kilka ważnych myśli, które niosą ze sobą istotne prawdy, jakimi winniśmy kierować się w życiu: Nigdy się nie poddawaj. Nigdy nie trać wiary w przyjaciela. Miej otwarte serce i umiej wybaczać. A przede wszystkim zaryzykuj i wybierz się na wielką wyprawę, bowiem lepiej spróbować, niż żałować, że nigdy się nie spróbowało. Wszak to może być niezwykła przygoda, która całkowicie nas odmieni...

„Przygody! To znaczy: nieprzyjemności, zburzony spokój, brak wygód. Przez takie rzeczy można się spóźnić na obiad.”

Początkowo miałam wrażenie, że autor stworzył opowiastkę ni to dla dzieci, ni dla dorosłych, chcąc tym samym w powieść fantasy tchnąć lekki, baśniowy klimat. Im jednak dalej w las, jak to mówią, tym silniej historia zaczęła na mnie oddziaływać i poczęłam dostrzegać w opowieści Bilba coś więcej, niż tylko przygodę hobbita i grupy krasnoludów, których pragnienia mogą wydawać się wygórowane i niewarte zachodu. Tolkien po raz kolejny mnie zaskoczył pokazując, że czasem całkowicie niepozorna istota może odmienić bieg wydarzeń, że każda historia może nieść z sobą bardzo ważne przesłanie, zaś każda decyzja bohaterów pociąga za sobą szereg konsekwencji, z którymi należy się zmierzyć. To była bardzo udana lekcja!

Hobbit, czyli tam i z powrotem to doskonałe „wprowadzenie” w świat tolkienowski i jednocześnie historia odpowiednia dla każdego, bez względu na wiek. Wyśmienity humor, dynamiczna akcja, niebezpieczeństwo i wielka przygoda to cechy, które wyróżniają Hobbita na tle innych dzieł z gatunku fantastyki i stale udowadniają, że powieść Tolkiena (wydana w latach trzydziestych ubiegłego wieku) po tylu dziesięcioleciach od swojej premiery nadal zachwyca i rozkochuje w sobie czytelników. Czy to nie wystarczający dowód na to, że dzieło Johna jest po prostu oszałamiające? Mnie dwa razy nie trzeba przekonywać i jestem pewna, że po tę lekturę sięgnę jeszcze nie raz! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Miałam wielkie szczęście zacząć swoją przygodę z SF/F od klasyki - tym bardziej kwestia szczęścia, że zaczęłam czytać SF w geście buntu, przypadkowo. I trafiłam na "Diunę" Herberta...Połknęłam całą serię (wtedy znacznie krótszą, i znacznie lepszą) w tydzień. Od tej pory bakcyl SF trzyma mocno. A jeśli tylko ktoś mi mówi, że SF/F to rozrywka nieinteligentna, pukam się w czoło - nie po Herbercie do mnie takie teksty. A już z perspektywy lat lektury, to czytając SF/F w końcu przynajmniej raz przeczyta się o każdej sytuacji - o tym, jak rozpoznać, że kosmita jest mięsożerny; jakiej broni użyć przeciw istotom obdarzonym super-wzrokiem; i jak chodzić po pustyni nie ściągając czerwi. Po prostu wiedza praktyczna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy Matrix. Pamiętam że Mama zabrała mnie do kina parę dni po premierze. Po pierwsze nie mogłem oderwać wzroku od ekranu, po drugie wychodziłem ze łzami w oczach z kina. Miałem wtedy 8 lat a film wstrząsną moim światem doszczętnie. Efekty, bohaterowie, fabuła, muzyka. Wszystko to do dzisiejszego dnia mam w sobie. A każdy nowy film porównuję właśnie do Matrix-a. Ten film wyznaczył moje obecne standardy. Zaraz po obejrzeniu go zainteresowałem się książkami o tematyce SF.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Najlepsza opowieść Sci-fi jaką do tej pory czytałem to saga "Zmierzch Świtu" P. Hamiltona.
Innowacyjne połączenie różnych technologi/wierzeń/sposobów życia i wizji życia po śmierci porusza do głębi fantazję. Niejednokrotnie zarywałem noce by jak najdłużej pozostać w świecie ogromnych habitantów oraz żywych statków kosmicznych.
Od czasu przeczytania "Zmierzchu Świtu" stałem się ogromnym fanem twórczości Petera Hamiltona, każda jego opowieść to przesycona myślą techniczną fantastyka najwyższych lotów, polecam każdemu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Tolkien Hobbita napisał w sumie dla swoich dzieciaków (w której biografi czytałem o tym), a że historia zawarta w książce wykracza sama poza swoje pierwotne założenia ... :) Potem kontynuacja badań nad tworzeniem języka i rozwinięcie świata śródziemia w Trylogii...


Ogólnie super - tylko, że do konkursu trzeba było napisać o książce/filmie s-f :)

Ale warto podzielić się swoimi fascynacjami tak czy inaczej - Pozdro

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Jedyną wartościową książką sci-fi, do tego w znaczeniu dosyć ogólnikowym, są Lemowskie "Bajki robotów", jako idealny przykład alternatywnej rzeczywistości pełnej ciężkiego klimatu robociej egzystencji, a uchwyconego w formie przypowieści, pełnych wszelakich tropes czy obowiązkowych moresów.

Nic nie było w stanie i nie będzie w stanie w ten sposób oddziaływać na czytelnika gatunku, tym większy kunszt i geniusz Lema. Plwać na komitet noblowski, że nie uhonorował wzmiankowanego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaloguj się, aby obserwować