SiniS

Kwasy by Jasió, James & SiniS

62281 postów w tym temacie

Dnia 23.04.2007 o 20:51, Dawid Taal napisał:

Zagadałem na numer 100997 z tekstem "cze poklikasz?".

I co z tego wynika ;/ Znasz w ogóle "zasady" tego tematu ? ;P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 23.04.2007 o 20:51, Dawid Taal napisał:

Zagadałem na numer 100997 z tekstem "cze poklikasz?".

A co to za numer? Domyślam się, że policji, ale po wpisaniu w szukajkę kontaktów nie znalazło mi nic.
A odpowiedział Ci ktoś? :p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 23.04.2007 o 20:54, szerszeń45 napisał:

> Zagadałem na numer 100997 z tekstem "cze poklikasz?".
A dostałeś odpowiedź ? xD
Takie coś każdy może napisać :-)

PS Już widzę jak namierzają twojego kompa xD


Odpowiedzieli^_^

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 23.04.2007 o 20:55, Dawid Taal napisał:

Odpowiedzieli^_^


To dlaczego nie zamieścisz całej rozmowy ? ;-) Tak w sumie, nie ma się z czego ponabijać prócz tego, że sytuacja jest tylko nieco "humorystyczna" ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Rozmowa:

9916491(Ja):Cze poklikasz?
100997:Dziękujemy za przekazanie informacji. Po zapoznaniu się z jej treścią przekażemy do właściwej merytorycznie lub terytorialnie komórki/jednostki organizacyjnej Policji. Jednocześnie informujemy, że przekazywane do nas wiadomości nie są odbierane online. W przypadkach nie cierpiących zwłoki prosimy kontaktować się telefonicznie z najbliższą jednostką policji lub operatorem pod nr tel. 997 lub 112.

^_^

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach


Dwa dowcipy dnia: wg. jeja.pl;P

Chlopaki z policji chcieli napi się wodki, ale mieli tylko piec tysiecy. Postanowili dodac zero z tylu. Ale to bylo jeszcze malo. Dodali wiec jedynke na poczatku. W ten sposob mieli sto piecdziesiat tysiecy w jednym banknocie. Ale powstal problem - moga nie chciec przyjac takiego banknotu.
Postanowili rozmienic. Ale gdzie? Jeden z nich poszedl do komendanta. Po chwili wraca zadowolony i mowi:
- Komendant rozmienil na polowe!!!


Misio z prosiaczkiem płyną łódką po jeziorze. Misio spogląda co chwile na prosiaczka, prosiaczek zdenerwowany pyta misia:
- O co ci chodzi misiu? Że tak na mnie co chwile patrzysz?
Na to misiu:
- Bo wy świnie zawsze coś kombinujecie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

HeHe

- Halo ?
- Czeć maleńka, tu tatu, daj mi mamusie
- tatusiu, mamusia jest na górze w sypialni z wujkiem Frankiem
po dłuższej chwili milczenia:
- ależ córeczko, nie masz żadnego wujka Franka !
- nieprawda ! mam ! i jest teraz z mamusia w sypialni !
- Ok, no cóż....posłuchaj uważnie, chce żeby cos dla mnie zrobiła. Dobrze?
- dobrze tatusiu
- to idĽ na gore do sypialni, zapukaj do drzwi i powiedz, ze tata włanie parkuje przed domem...
... kilka minut póĽniej :
- już zrobiłam
- i co się stało ?
- mama bardzo się przestraszyła, wyskoczyła z łóżka bez ubrania i zaczęła biegać po pokoju i krzyczeć, a potem potknęła się o dywan i wypadła przez okno i leży nieżywa.
- Boże, a wujek Franek ?
- on tez wyskoczył z łóżka bez ubrania i krzyczał i w końcu wyskoczył przez okno, to z drugiej strony i wskoczył do basenu. Ale tatusiu, tam nie było wody, miałe napełnić go w zeszłym tygodniu i zapomniałe. No i wujek upadł na dno i tez jest nieżywy.
...baaardzo długa chwila ciszy, aż wreszcie :
- hm mmm, basen mówisz ? a czy to numer 555-67-89 ?
:hehe


Dresiarz z bejsbolem wchodzi do pralni. - Czy jest chleb wiejski?
- Przecież to jest pralnia
Drechu wziął i wpier****ł pracownikowi pralni.
Nastepnego dnia drech znów wchodzi do pralni.
- Bagietke poproszę!
- Chłopie zrozum t.o.j.e.s.t.p.r.a.l.n.i.a
- Bagietke poprosze!
- Spierd***j!
Dresiarz znów pobił pracownika pralni.
Trzeciego dnia facet pracujący w pralni kupił 10 gatunków chleba. Znów wchodzi dres.
- Czy macie banany?
- Przecież wczoraj i przedwczoraj chleb chciałe?
- Cóż... chleb teraz nawet w aptece kupić można...
^^,

ave!

Lucas

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Zimowe popołudnie. Piękna dama wychodzi na spacer w futrze i spotyka na ulicy członków ekologicznej organizacji Greenpeace.
- Jak pani nie wstyd nosić futro zdarte z żywych norek?
- To nie norki, to poliestry.
- A czy pani wie, ile poliestrów musiało oddać życie, żeby pani miała futro?!


Wokół samicy pływa wieloryb i narzeka:
- Dziesiątki organizacji ekologicznych, setki aktywistów, tysiące polityków i naukowców, dziesiątki tysięcy ludzi na manifestacjach, rządy w tylu krajach robią wszystko, by zachować nasz gatunek, a ciebie boli głowa...


Pewien facet popadł w kłopoty finansowe. Jego firma popadła w długi, stracił samochód, bank chciał zająć dom. Postanowił zagrać w lotto. Niestety nie wygrał. Modli się więc do Boga:
- Boże, moja firma bankrutuje, mogę stracić dom, spraw, żebym wygrał w lotto!
W następnym losowaniu znowu wygrał ktoś inny. Znowu się modli i błaga:
- Boże, za tydzień stracę dom, gdzie się podzieję z rodziną?!
Znowu wygrywa jakiś inny gość.
- Boże, nie masz litości? Moja rodzina głoduje, jutro bank nas wyrzuci z domu, pozwól mi wygrać w lotto!
Nagle widzi błysk i staje przed obliczem rozgniewanego Boga:
- Mogę Ci pomóc, ale wykrzesaj też coś z siebie - wypełnij wreszcie ten cholerny kupon!


Wielka kumulacja. Stoi dziennikarz pod budką Lotto i robi wywiady.
Podjeżdża
facet trabantem, dziennikarz przyskakuje i pyta:
- Co pan zrobiłby z tą wygraną.
Facet myśli i mówi:
- No to większe mieszkanie, poloneza...
- A reszta?
- Reszta na konto.
Podjeżdża facet polonezem. Dziennikarz pyta:
- A co pan by zrobiłby...
- No, to jakiś dom, mercedes...
- A reszta?
- Reszta na konto.
Podjeżdża facet mercolem 600 SEL. Dziennikarz ponawia pytanie...
- Taaak, no to spłaciłbym skarbowy, potem ZUS...
- A reszta?
- A reszta niech k***a czeka!


Pewnoego dnia żona wraca do domu z pierścionkiem z wielkim diamentem. Mąż pyta zdziwiony:
- Skąd to masz?
- Graliśmy z szefem w lotto i wygraliśmy. Kupiłam z mojej części wygranej.
Tydzień później żona wraca w nowym, lśniącym futrze.
- Skąd to masz?
- Graliśmy z szefem w lotto i wygraliśmy. Kupiłam z mojej części wygranej.
Po kolejnym tygodniu żona parkuje pod domem nowy sportowy samochodzik. Oczywiści powtarza wyjaśnienie z totolotkiem. Przy okazji prosi męża:
- Przygotuj mi, kochanie, kąpiel!
Po chwili wchodzi do łązienki i widzi, że mąż napuścił do wanny tyle wody, że ledwo zebrała się kałuża w okolicy korka.
- Co to ma znaczyć, to ma być kąpiel?!
- Kochanie, chyba nie chcemy, żeby zamoczył sie Twój kupon?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

To patrzcie na to "Z pamiętnika kota"

Dzień 752
Moi więziciele ciągle dokuczają mi jakimiś dziwnymi kołyszącymi się na sznurku przedmiotami. Sami, rozrzutni w jedzeniu świeżego mięsa, każą wcinać jakieś suche płatki. Tylko nadzieja ucieczki trzyma mnie przy życiu, a zniszczenie jakiegoś mebla daje mi troszeczkę satysfakcji. Możliwe, że jutro zjem im jakiegoś kwiatka.

Dzień 761
Dzisiaj biegałem pod nogami moich więzicieli z myślą o ich morderstwie i prawie mi się to udało. Musze spróbować na szczycie schodów. W celu obrzydzenia i zniechęcenia tych bezmoralnych oprawców, zmusiłem się raz do zwymiotowania na ich ulubiony fotel. Musze spróbować to powtórzyć im na łóżko.

Dzień 762
Spałem cały dzień tylko po to aby drażnić tych więzicieli w późnych godzinach nocnych niekończącymi się prośbami o strawę.

Dzień 765
Urwałem myszy głowę i przyniosłem im samo jej ciało w celu wzbudzenia strachu w ich sercach. Niech wiedzą do czego jestem zdolny. Oni szczebiotali tylko radośnie jaki to ze mnie dobry kot HMMM. Plan zawiódł.

Dzień 768
W końcu zdałem sobie sprawę co z nich za sadyści. Bez żadnej podstawy wybrali mnie do wodnych tortur. Tym razem jednakże do tortur został włączony palący i pieniący środek chemiczny zwany ''szamponem''. Jaki chory umysł mógł wynaleźć taki płyn? Moim jedynym sposobem na zapomnienie o żalu jest kawałek kciuka, który dalej siedzi mi między zębami.

Dzień 771
Odbyło się jakieś spotkanie ich wspólników. Zamknęli mnie samego na ten czas. Jednak mogłem słyszeć odgłosy i odory tych szklanych rurek które oni nazywają " PIWO". Usłyszałem także, że moje zamkniecie spowodowane było MOJA siła ''UCZULENIA''. Muszę się dowiedzieć co to takiego i jak to użyć na swoją korzyść.

Dzień 774
Jestem przekonany, że inni uwięzieni są ich oddanymi służącymi a może nawet kapusiami. Pies jest rutynowo wypuszczany na dwór, a jak wraca to wygląda na więcej niż uradowanego. On musi być stuknięty. Natomiast ptak na pewno jest donosicielem. Opanował ich straszny język do perfekcji (podobny do mowy kretów) i gada z nimi nieustannie. Jestem pewny, że zdaje on raport z każdego mojego kroku. Ponieważ jest on umieszczony w metalowym pomieszczeniu, jego bezpieczeństwo jest zapewnione. Poczekamy, zobaczymy - to tylko sprawa czasu.

ave!

Lucas

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.04.2007 o 09:49, pawlo131 napisał:

Pewnoego dnia żona wraca do domu z pierścionkiem z wielkim diamentem. Mąż pyta zdziwiony:
- Skąd to masz?
- Graliśmy z szefem w lotto i wygraliśmy. Kupiłam z mojej części wygranej.
Tydzień później żona wraca w nowym, lśniącym futrze.
- Skąd to masz?
- Graliśmy z szefem w lotto i wygraliśmy. Kupiłam z mojej części wygranej.
Po kolejnym tygodniu żona parkuje pod domem nowy sportowy samochodzik. Oczywiści powtarza wyjaśnienie
z totolotkiem. Przy okazji prosi męża:
- Przygotuj mi, kochanie, kąpiel!
Po chwili wchodzi do łązienki i widzi, że mąż napuścił do wanny tyle wody, że ledwo zebrała
się kałuża w okolicy korka.
- Co to ma znaczyć, to ma być kąpiel?!
- Kochanie, chyba nie chcemy, żeby zamoczył sie Twój kupon?



ROTFL XD

Przedszkole. Jasio zaczyna zwalać na podłogę wszystkie zabawki z półek. Pani go pyta:
- Co robisz Jasiu?
- Bawię się.
- W co?
- W "cholera, gdzie są klucze do samochodu"

- Witek, co sie stało...??
- Wyrzucili mnie z uniwerku...
- Nie płacz, żołnierz nie płacze...

Wraca sobie nad ranem narąbany żołnierz z samowolki. Na bramie trafia na majora. Doprowadził się do pionu i bełkocze:
- Czołem, panom majorom.
- Czołem, kompania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 24.04.2007 o 11:43, stiffyone napisał:

To patrzcie na to "Z pamiętnika kota"
/cute



Znam to :D To jest wprost genialne ^^

Żeby nie było
- też coś dam:

Z pamiętnika wariata

1989.04.22. Sobota, godz. 12.00
Ale dziś jestem zmęczony. Cały ranek myłem zęby. Bardzo wyczerpujące zajęcie. Przyszli po mnie i zabrali mnie do jakiegoś profesora, czy doktora... nie pamiętam. Zaczął zadawać mi dziwne pytania, więc zacząłem mu głupio odpowiadać:
- Czy nie wydaje się panu, że jest pan na przykład... Napoleonem?
- Nie. Napoleon to ten blondyn spod 176, ja zaś jestem Jan Sebastian Bach - kompozytor.
- Acha - powiedział i zapisał coś w notesiku. Coś jak `mania wielkości`. - Czy nie boi się pan klamek, okien, krat, itp.?
- Klamek nie, bo już wszystkie ktoś zabrał. Może to pan?
- Nie, to nie ja.
- Jest pan pewien? Może to właśnie pan się ich bał i kazał je powyciągać?
- Nie, to znaczy niech będzie dla spokoju tak.
Wyciągnąłem notesik i zapisałem: `symptomy klaustrofobii`.
- A może ma pan lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami? - dodałem.
- Tak trochę - odparł. - Szczególnie, gdy jest ciemno.
Skreśliłem `symptomy`, zmieniłem `klaustrofobii` na `ewidentna klaustrofobia` i dwa razy to podkreśliłem. - Tak, to ciekawe. A jak się pan nazywa?
- Ja? Ja jestem nic nie znaczącym, malym, szarym człowieczkiem.
Dopisałem: `kompleks niższości`.
- Tak, no to dziękuje za uwagę.
- Nie ma za co. Eee... To jest... Czy moge pana o coś zapytać?
- Słucham? - odrzekłem wyniośle.
- Kim ja jestem z zawodu?
- Bo ja wiem... Może sprzątaczką. Albo śmieciarzem. Albo świniarzem.
- O! Własnie! Świniarzem! Dziekuje... Chrrra... Chrrra... bardzo.
- To do widzenia!
- Do... Chrra... kliii... kliii...
i wybiegł dziwnie zgarbiony.

1989.04.23. Niedziela, godz. 9.00
Pada. I to śnieg. No cóż, kwiecień plecień, bo jak podkute buty w garncu.
Dziś w telewizji był western. `Siedmiu wspaniałych`. A w gazecie napisali, że `Stawka większa niż życie`. Już sami nie wiedzą co piszą.

1989.04.24. Poniedziałek, godz. 17.00
Po południu był u mnie jeden z nich i zrobił mi zastrzyk. Zapomniał jednak zabrac jakichś ampułek. Chyba specjalnie je zostawił, więc je zjadłem. Teraz czuję się trochę dziwnie. O, słoń! Mam wrażenie, że jestem gdzieś w piekarniku, a obok mnie piecze się ciasto z kruszonką. Tak. Za mało cukru. Jest dość ciemno, ale ja mam długie ręce. Nawet nie wiedziałem. Trzy razy dwanaście. Nie wiem. W zeszłym miesiącu. Ale żar. Więcej chleba! Patrzę na przełaj związku luźnego, powiązanego z kulą u płotu, ale i żyrafa też nie ma takiej potrzeby, co wcale nie tłumaczy płaskości Ziemi. Na Księżycu jest niebywale żałosna atmosfera, która i tak już jest zanieczyszczona, a najbardziej, to idziemy pod prąd, chociaż kto wie... Mam wodowstręt i wodogłowie. NIE MA! SKLEP JUŻ ZAMKNIĘTY! No, chodź już. Jaki? Czas? Makrela? Chyba ogórek... Nie garb się. Masz... sz... sz... ... ... .. .. ..

1989.04.25. Wtorek, godz. 9.00
Po przebudzeniu okazało się, że znajduję się w izolatce. Podsłuchałem ich rozmowy. Mówią, że zjadłem relanium. Może. Jednak muszę zwrócić uwagę, że cały czas spałem. Gdy tylko spostrzegli, że się obudziłem, podszedł do mnie jeden z nich i spytał:
- Skąd miał pan tabletki?
Ponieważ nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi, odrzekłem:
- Mama mi przysłała w paczce.
- Niech pan nie opowiada głupstw, to jest odział zamknięty. Tu nikt nie ma prawa wstępu.
- Może, ale ja je dostałem w paczce - upierałem się twardo przy swoim.
- Proszę się nie wygłupiać, to jest bardzo ważne.
- No dobrze. Powiem prawdę.
- No, nareszcie. Więc skąd?
- Od cioci.
- K.... mać!
- Nie, ona z zawodu jest reporterką.
- Yhhh...
- Słucham?
- Zamknij się, kretynie!
- Że co? Niby ja?
- Już nie wytrzymam. Środki uspokajające! - tu zwrocił się do swojego kolegi.
- Dla niego?
- Nie, dla mnie!
- Lecę. Nastąpiła cisza pełna konsternacji. Gdy jego towarzysz odszedł, zaczął się we mnie wpatrywać wzrokiem, który nie wróżył nic dobrego. W końcu zapytałem:
- Przepraszam, a o jakie pastylki chodzi?
- AAAARRRRGGGGHHHH! YEEEE! LALALA! BLE, BLE! - krzyknął i schował się pod stół. Cóż, chyba jakiś wariat, nie?

1989.04.26. Środa, godz. 14.34
Siedzę sobie w swoim pokoiku, aż tu nagle otwiera się okienko w drzwiach i zagląda do mnie jakaś głowa. Za chwilę druga. Potem trzecia i czwarta. Zdziwiony wstałem i podszedłem bliżej. Usłyszałem rozmowę:
- To bardzo niebezpieczny przypadek. Wykończył nerwowo naszego doktora i jednego pielęgniarza. Jeśli chcecie na nim praktykować, to zawsze się wcześniej konsultujcie ze mną. Jasne?
- Tak. - odparł jeden z nich
- Czy możemy zacząć już teraz?
- W zasadzie, to czemu nie? Wchodźcie. - powiedział i otworzył drzwi do mojego pokoiku. Weszli tylko troje. Ten czwarty najpierw patrzył trochę przez okienko, a potem sobie poszedł z dziwnym uśmiechem na twarzy. Jeden z nich zwrócił się do mnie:
- Dzień dobry. Nazywam sie Marcin Karulek. Jestem tu, aby panu pomóc.
- Dzień dobry. - odpowiedziałem - Ja nazywam sie Jan Bach, ale nie bardzo wiem w czym ma mi pan pomóc. Mógłby pan to sprecyzować?
- Cóż, chodzą słuchy, że nie czuje się pan najlepiej... to znaczy jeśli chodzi o... wie pan... głowę.
- Ja tam nigdy nie wierzę plotkom. - odparłem wykrętnie.
- Ale nie wszystkie są fałszywe.
- Tak pan sądzi?
- Tak.
- To ciekawe.
- Nie powiedziałbym.
- A ja tak.
- No, ale może przejdźmy do rzeczy. Więc twierdzi pan, że nazywa się Bach, prawda? - zapytał.
- Wydawało mi się, że przedstawiłem się na początku rozmowy...
- Ależ tak, oczywiście. A nie wydaje się panu dziwne, że osoba o takim samym nazwisku już kiedyś żyła i to kawał czasu temu, a teraz pan nosi to samo miano?
- No cóż, może to i troche dziwne, ale co pan powie na to, że ja znam osobiście Marcina Karulka, który chodził ze mną do szkoły?
- Po prostu zbieg okoliczności.
- To samo mogę powiedzieć o swoim nazwisku.
- Tak... To może na dzisiaj skończymy rozmowę, dobrze?
- Prawdę mówiąc, jeszcze chętnie bym ją kontynuował, ale jeśli nie ma pan czasu, to trudno...
- To do widzenia.
- Żegnam.
Wstał i wyszedł ze swoimi kompanami. W przelocie zdążyłem tylko zauważyć, że łyka jakieś białe pigułki.

1989.04.27. Czwartek, godz. 11.23
Mimo tego, iż czekałem, mój rozmówca się nie pojawił. Za to pozwolono mi wyjść i mogłem spotkać się z Napoleonem:
- Witam!
- No nareszcie! Tak się za wami stęskiniłem. Co słychać? - zapytał.
- W sumie nic nowego. Dzień jak dzień.
- A u mnie odwrotnie. Czy wie pan, że Cezar to już nie Cezar?
- Nie? A kto?
- James Baker!
- Niesamowite!
- Widzi pan jak ci ludzie się zmieniają! Dowiedziałem się jeszcze, że Mao-Tse-Tung to już teraz Kmicic.

1989.04.28. Piątek, godz. 9.00
Rozmyślam nad zmianą nazwiska.

1989.04.29. Sobota, godz. 11.15
Może Sienkiewicz? Nie, to by kwestionowało istnienie Kmicica. A może... Washington? Nie, jeden prezydent już wystarczy. To może... sam nie wiem.

1989.04.30. Niedziela, godz. 18.46
Już wiem! Zdecydowałem się w końcu na Lecha Wałęsę.

---
xD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Utwórz konto lub zaloguj się, aby skomentować

Musisz być użytkownikiem, aby dodać komentarz

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto na forum. To jest łatwe!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Masz już konto? Zaloguj się.


Zaloguj się